Skocz do zawartości

Tajski Wojownik

Starszy Użytkownik
  • Postów

    478
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

  • Donations

    0.00 PLN 

Treść opublikowana przez Tajski Wojownik

  1. Aż śmiechłem. Teraz już wiem, że coś masz z głową. @RealLife czytam ten wątek od kilku miesięcy i skoro piszesz takie rzeczy, to proszę przytocz przykłady, gdzie takie rzeczy się działy, że wysnuwasz takie, a nie inne argumenty. Pojechałeś grubo.
  2. Jak to u ciebie wyglądało i jak sobie z tym poradziłeś? U mnie to wygląda tak, że wszystko wychodzi jak jestem sam i mam czas na rozmyślanie. Głupie rzeczy i obrazy przychodzą do głowy, ale rozpisałem sobie wszystko na kartce i się uspokoiłem. Polecam technikę "The work" Byron Katie, która pięknie rozłożyła to na czynniki pierwsze poprzez zadawanie podstawowych pytań: Czy to prawda? Czy możesz mieć absolutną pewność, że to prawda? Jak reagujesz, gdy wierzysz, że ta myśl jest prawdziwa? Kim byłbyś bez tej myśli? To bardzo ciekawe zjawisko, jak nasz umysł może nas zwieść lub w jednej sytuacji spowodować wielkie bagno. W książce Stosunkowo Dobry Marek ładnie opisał tam schemat, kiedy nasze myślenie jest uwarunkowane tym co wpychamy sobie do głowy, a głównie są tą rzeczy z telewizji, internetu czy dnia codziennego. Fajny tekst z Stosunkowo Dobry: Ten materiał sprawił, że zrozumiałem na czym polegać musi zmiana w mojej głowie. Podświadomość karmiona była negatywnymi myślami, które na własne życzenie szukałem czy też tworzyłem poprzez czytanie newsów o wypadkach, śmierci, czy uzależnienie od wątku na forum: Wirus z Wuhan itp. (ten wątek jest interesujący, ale też pachnie lekką melancholią. W rezultacie mój światopogląd jak i samopoczucie się zmieniły. Były one mroczne oraz smutne. Im głębiej się w tym bagienku taplałem, tym coraz więcej negatywnych jak i silniejszych emocji się pojawiało. To ciekawe jak podświadomość może zmienić życie człowieka w przeciągu miesiąca lub kilku, kiedy człowiek jest wystawiony na działanie nieprzyjemnych bodźców. Podczas Covida, kiedy media psują ludziom nerwy, a niektórzy totalnie powariowali, zwłaszcza taki Horban, to normalny człowiek może się nabawić niezłej nerwicy. Reasumując zbyt mało relaksu oraz zabawy spowodowało dziwne, natrętne obrazy w głowie, które nie odzwierciedlały mojego charakteru ani orientacji. Książka Marka oraz porządna medytacja z nutką zabawy przy dobrej gierce przeciągnęły podświadomość na dobrą stronę mocy. Zgadzam się z Tobą. Często próbuję sobie udowodnić, że jestem dobry w tym co robię i kiedyś wrzucałem to na social media. Zauważyłem jednak, że nie lubię tego za bardzo i przestałem się udostępniać. Jeśli masz jakiś fajny artykuł na ten temat albo osobiste doświadczenie to chętnie posłucham. Ten wątek nie musi być tylko o Tajkach itp., ale również o duchowości i samodoskonaleniu. Przyznam, że brak aprobaty bliskich mi ludzi w dzieciństwie, odbija się nieco w życiu teraźniejszym. W jaki sposób? Ano wkładam bardzo dużo pracy w siebie, by stać się przykładem dla innych. Nie robię tego ostentacyjnie. Ludzie sami do mnie przychodzą, bo widzą siłę i dyscyplinę. Zdarza się, że dostaję bardzo dużo uwagi i emocje się zmieniają. Jeśli jest sporo podziwu to jest też sporo pozytywnych fal oraz więcej dumy. Jak jest mniej, to pojawia się myśl o dodatkowej pracy, by wrócić na odpowiednie tory. Wcześniej katowałem się swoją niedoskonałością. Podświadomość nauczyła się na podstawie otrzymanych bodźców (świadomość), że nie mam prawa odpoczywać, że muszę być TOP 1. Teraz już w pełni akceptuję swoją niedoskonałość i już nie wtłaczam do głowy negatywnych myśli. Taki mały prywatny sukces. A ile spokoju ducha otrzymałem to niesposób zmierzyć. Dasz radę. Każdy ma w swoim życiu demony, które musi przepędzić. Jednym to idzie szybciej, innym dłużej. Ja musiałem upaść na samo dno, żeby coś się w tym życiu nauczyć. Dzięki stary. Wkrótce coś napisze, bo to jest temat rozległy i muszę się zastanowić co napisać
  3. Żyję Wszystko idzie po mojej myśli. Przez ostatni rok pracowałem nad sobą solidnie i wybiłem się jak nigdy wcześniej. Awansowałem w pracy. Jestem coraz bardziej i bardziej popularny, toteż zbieram kontakty i pieniądze na otwarcie biznesu za 2-3 lata, gdzie będę mógł uczyć języka angielskiego w swojej szkole. Dodatkowo zapisuję się na kolejne kursy, by zdobyć więcej doświadczenia. To zawsze dodatkowy papier na przyszłość, by pochwalić się swoimi osiągnięciami. Stałem się szanowanym mentorem wśród kolegów z pracy. Dzielę się wiedzą, jak powinni uczyć dzieci. Dyrektor i rodzice są ze mnie dumni, ponieważ moi uczniowie osiągają wysokie wyniki (mają dopiero 9 lat, a uczą się jak 15-16 lat). Jestem bardzo szczęśliwy, kiedy przychodzę do pracy i mogę śmiało stwierdzić, że jest to moja praca marzeń. W karate osiągnąłem 1kyu i jestem bliski otrzymania czarnego pasa. Poproszono mnie, bym uczył w dojo, ponieważ mam duże doświadczenie, wytrzymałość oraz siłę. Ludzie na mnie liczą i wspierają w każdej sytuacji. Lubią moje towarzystwo, widzą, że doszedłem do wszystkiego ciężką pracą. Wtedy zdałem sobie sprawę jak można się wybić, kiedy poświęcisz odpowiednio dużo czasu tylko dla siebie. Przez ostatni rok, dopóki nie poznałem obecnej dziewczyny mieszkałem sam i bardzo rzadko się z kimkolwiek komunikowałem. Wszędzie szalał COVID i sytuacja ta spowodowała, że ludzie siedzieli tylko z zaufanymi przyjaciółmi, których znają. Ja takowych nie miałem, więc przesiedziałem sam ze sobą w czterech ścianach cały ten czas. Nauczyłem się poznawać własne emocje, lęki, mocne strony. Był to najcięższy test w moim życiu, ponieważ można zwariować od nadmiaru samotności. Ja byłem hardcorem i zupełnie się odciąłem. Pracowałem online, następnie ćwiczyłem Karate i uczyłem się Tajskiego. Tak... Tajskiego... Po wielu znojach i mękach udało się opanować ów język na poziomie średnim, lekko średnio zaawansowanym. Dzień w dzień parłem do przodu. Samotność doskwierała coraz bardziej. Była niczym rana po ciężkiej bitwie. Doskwierająca i wszechobecna. Potrafiąca zmienić człowieka. Tylko głupiec pomyśli, że jest w porządku. Ów łagr emocjonalny potrafi dobić nawej najmocniejszych. Co prawda proces ten przynosi ogromne korzyści, ponieważ człowiek uczy się siebie, jednakże trzeba mieć na uwadze fakt, że można nabawić się depresji albo rozmyślania nad własnym losem. Z czasem wydaje się, że nikt nie jest potrzebny i inne towarzystwo przyprawia tylko o ból głowy. W ten sposób w niecały rok opanowałem umiejętności czytania, pisania, mówienia i słuchania po Tajsku, co innym zajmowało zazwyczaj kilka lat. W karate wspiąłem się na sam szczyt stając się nawet lepszym niż Sensei i Senpai. Moja moc wzrosła o dobre 200-300%. Z 30-40 pompek, potrafię wycisnąć 120 jak nie więcej. Kiedy wcześniej robiłem trening po pół godziny do godziny w domu, teraz robię go 3 godziny lub więcej. Wydaje się, więc, że Tajski poszedł do przodu, ale są jednak problemy, które pojawiły się podczas okresu samotności i nie wiem jak sobie z nimi poradzić: - Nabawiłem się częstego rozmyślania, coś na przykładzie OCD -> nerwica W głowię pojawiają się tzw. Intrusive thoughts na temat życia, moich osiągnięć. Głównie są to myśli typu, że nie jestem wystarczająco dobry, że potrzebuję jeszcze więcej treningu czy nauki. Ciężko mi to opanować, ponieważ myśli pojawiają się na kilka sekund i znikają. Zmieniają moje samopoczucie. Poczytałem zatem o tym więcej w internecie: Niedawno założyłem też wątek, że przez swoją nerwicę i rozmyślanie nabawiłem się myśli homoseksualnych, które nijak się miały do mojego życia. Nie znam źródła pochodzenia owych myśli, ale wskakiwały do głowy, kiedy widziałem jakiegokolwiek faceta i wtedy sprawiało to, że czułem się źle. Nie odczuwałem żadnego podniecenia, tylko silny niepokój i zmieszanie. Gdy przeanalizowałem daną sytuację, zdałem sobie sprawę, że jakiekolwiek myśli, które mnie nawiedzały były TYLKO myślami. Nie określały one mojej osoby lub orientacji (od zawsze byłem hetero i nigdy nie miałem pociągu do tej samej płci). Dzięki odpowiedniej technice każdą myśl zacząłem wyobrażać sobie jako czerwony balon, który odlatuje w siną dal. Pomogło i to bardzo. Zacząłem czytać książki Marka, zwłaszcza Stosunkowo Doby, wziąłem się za medytację i lepszę suplementację i myśli zaczęły zanikać. Odżyłem, ponieważ skupiłem się na zrozumieniu swojej postawy i tego, że należy mi się odpoczynek i nie powinienem się tak katować. A katowałem się często. Pytania typu: - a co jeśli zawsze będę biedny? Co jeśli jestem bi albo homo, a sam nie wiem?. Po dłuższej analizie doszedłem do wniosku, że przez ostatni rok nie robiłem nic innego jak tylko nerwy, rozmyślanie i praca. Mało czasu dla siebie i stąd organizm wysiadał. Stąd Intrusive Thoughts. Gdy to piszę, czuję się o wiele lepiej, ponieważ nie muszę tego trzymać w sobie. *** Poznałem również nową dziewczynę, która jest w moim typie 10/10. Odpowiada mi pod każdym względem. Jest 6 lat młodsza i bardzo posłuszna. W porównaniu do dwóch poprzednich węży, którymi los mnie ukarał, ta jest niczym anioł. Pracuje, prowadzi biznes i wkrótce zamieszkamy razem. Musiałem się określić rodzicom, czy zamierzam coś z nią zrobić w przyszłości, ponieważ tego wymaga kultura nie tylko ich kraju, ale i rodziny. Powiedziałem więc, że za dwa lata mógłbym się z nią ożenić, kiedy będę miał hajs i wszystko co jest mi potrzebne. Sinsod, który musiałbym rodzinie zapłacić zostanie mi w 100% zwrócony. Jej rodzina jest na dość wysokim poziomie intelektualnym. Ojciec wysokiej rangi policjant, który trzyma w rodzinie rygor. Mama jest nauczycielką, która nauczyła ją gospodarowanie domem. Rodzina typowo tradycyjna. Ojciec decyduje w większości spraw, mama podąża jego śladem. Czuć od niego RedPill. Moja dziewczyna jest dokładnie taka sama. Szanuje mnie i jest 100% kobieca. Mamy wiele wspólnych planów na życie. Patrzymy razem w jednym kierunku i bardzo często rozmawiamy, kiedy pojawi się jakiś problem. Nie ma spin, a jest dużo zrozumienia. Bardzo mi się podoba jej postawa. Jest to zdrowy związek oparty na zaufaniu, miłości i szacunku. Coś, czego nigdy wcześniej nie doświadczyłem. Jedyne co mnie martwi to moje częste rozmyślanie, OCD i ten Intrusive thoughts. Walczę z tym codziennie i jest coraz lepiej. Nigdy nie podejrzewałem, że coś takiego może mi się trafić. Poza tym, wszystko pod kontrolą. Idziemy do przodu. @Tajski Wojownik
  4. Hahahaha dobra zamknijcie temat. Problem chwilowy, żadnych skłonności nie mam. Problem z rozmyślaniem i OCD. Człowiek odpoczął, wziął się za suplementy i od razu przeszło. U mnie w rodzinie nerwica to chyba coś nieodłącznego.
  5. Przyznam szczerze, że nie mógłbym być z kobietą, która mnie nie kręci. Jak spotykałem kobiety, które były poniżej moich oczekiwań to od razu wpadały do friendzone. Nie było kompromisu pomimo faktu, że laska się do mnie kleiła. Trzeba sobie stawiać granice oraz tak jak kobiety trzymać się swoich oczekiwań. Jeśli się zjedzie poniżej to potem występują takie cyrki jak u autora wątku. Lepiej być samemu i skupić się na swoich celach, a laska sama jakoś się znajdzie. Taką wyznaję zasadę. Autor wątku powinien podjąć męską decyzję jak najszybciej i nie dawać jej nadziei, bo jak najdzie ją ochota na ślub to wtedy będzie szambo.
  6. Panowie Nie mam pojęcia skąd to się wzięło. Siedziałem sobie w zeszłym tygodniu na stołówce w szkole i wtedy zauważyłem jakiegoś kolesia (ktoś nowy przyszedł) co wyglądał bardzo dobrze tj. fajny ubiór, fryzura. Pomyślałem spoko koleś, przystojny zadbany. Po godzinie jak mnie jebło i zaczęły się jakieś dziwne niechciane, natrętne myśli homoseksualne, że ja coś do gościa itp. Od razu zaznaczam, że nigdy nie miałem żadnych pobudek homoseksualnych, od zawsze podobały mi się kobiety. Moja dziewczyna to ekstra bomba i zawsze czuję przy niej pociąg, na ulicy też widzę sporo atrakcyjnych lasek. Wcześniej jak byłem singlem nigdy mi się coś podobnego nie przydarzyło. Reakcja jest tylko przy kobietach, a przy facetach nic. Od tamtego momentu te myśli homoseksualne nie znikają. Pojawiają się one głównie przy rozmowie z jakimś facetem, ale szybko znikają po kilku sekundach, lub też kiedy jestem sam i za dużo rozmyślam. I wtedy się zastanawiam, czy ja ten tego, no ale po sekundzie dochodzę do wniosku, że kurwa nie. Przecież 29 lat goniłem za laskami i to mi zawsze odpowiadało. Ostatnimi czasy miałem urwanie głowy, sporo problemów i nerwów i nie mogłem się zrelaksować. Wtedy też natknąłem się na OCD i HOCD. Zacząłem medytację, ale podczas medytacji wkradnie się jakaś myśl oraz obraz. Jak jestem zajęty, zrelaksowany lub z laską to nie mam tego problemu. Czy to nerwica? Skąd mi się to wzięło? Kiedy mam te myśli to mnie to wkurwia i czuję obrzydzenie. Znacie jakieś sposoby na pozbycie się tych niechcianych myśli? Dzięki
  7. Jak długo w ciele produkuje się to białko kolca? To nie jest tak, że po jakimś czasie ustaje ta produkcja? Jak to wygląda w praktyce?
  8. A ja byłem kiedyś na miejscu autora. Byłem w dwóch związkach i zdradziłem kobiecie, że mam problemy a'la nerwica, rozmyślanie itp. Od tamtego momentu zaczęły się shittesty i związek się rozleciał. Wszystko zależy od tego z kim jesteśmy, jak tą osobę znamy i jak sobie radzimy w życiu. Raz spotkamy osobę, która będzie nam dowalać, a raz taką, która nam pomoże pod warunkiem, że trzymamy ramę. Dziewczyna z którą obecnie jestem zna mój problem z erekcją, bo sama go wyhaczyła. Byłem w podobnej sytuacji jak autor, tyle, że stałem pod ścianą. Nie mogłem uprawiać seksu trzy razy i laska zauważyła sama, że coś ze mną było nie tak. Zaczęły się pytania itp. Po trzecim razie było jasne, że coś mam ze swoim zdrowiem i udawanie, że nie, spowodowałoby, że wyszedłbym na głupka. Wtedy wówczas powiedziałem jej, że mam problemy z erekcją, że podczas seksu za dużo rozmyślam czy ją zadowolę i stąd mam taki zonk. Muszę się zrelaksować + zrobić badania. Okazało się, że problemy z erekcją znikały, kiedy miałem odpowiednią dietę (trochę się zaniedbałem ostatnio), ilość snu + zero rozmyślania. Podejmowałem więc odpowiednie kroki, działania i wszystko szło w dobrym kierunku. Jak byłem zrelaksowany to seks był, jak nie to brałem viagrę i jechałem lub robiłem solidną minetkę. Pomimo przekazania tej informacji nic się nie zmieniło pod kątem postrzegania mojej osoby. Nie robiłem z tego wielkiego problemu, tylko coś co szybko się naprawi, a temat ucichnie. Nie okazywałem żadnej nerwicy czy słabości, bo wiedziałem jakby to się skończyło. Moja partnerka jest ode mnie 6 lat młodsza, nigdy nie miała partnera wcześniej + bardzo dobre wychowanie, więc strzeliłem w 10-tkę. Postrzega mnie jako mentora, słucha się mnie i bardzo na mnie polega. Okazanie słabości nie wchodzi w grę, bo widzę po niej jak bardzo ją podnieca mój status, wygląd (bo dużo ćwiczę) i to jak dobrym jestem dla niej liderem. Kiedy odkryła, że mam problem z erekcją to nie przejęła się tym bardzo, bo penis działał wcześniej czy później, a ja nie robiłem z tego szumu, tylko działałem do przodu. Ogólnie to ona ma sporo problemów, a jak ja coś mam to zawsze znajduję na to rozwiązanie i wszystko jest pod kontrolą (rzadko mówię kobiecie, że mam problemy gdzie indziej - robię to tylko wtedy, kiedy ma to wpływ na jej życie). To właśnie lubią kobiety w związku: siłę oraz fakt, że wszystko jest pod kontrolą. I tu też leży sedno sprawy: sposób w jaki przedstawimy swój problem. Nauczyłem się od kobiet, że one potrafią bardzo dużo wyczytać z naszej twarzy, czy coś z czym się zmagamy jest bardzo poważne czy nie. Jeśli nie to wyciągną rękę, pomogą, bo wiedzą, że jest to chwilowe i za niedługo przejdzie. Wszystko się rypie, jeśli ona dostrzeże iskrę słabości, coś z czym facet sobie nie radzi. Wtedy wówczas kobiety tracą grunt pod nogami i nie wiedzą co czują. Wiem o czym mówię, przeszedłem to dwa razy.
  9. U mnie w szkole zaczynają szczepić dzieci w wieku 5-11 lat. Rodzice nie widzą żadnych przeciwskazań i chyba wierzą, że eliksir ochroni ich dzieci przed zarażeniem. Panuje trend "zawodów": kto się zaszczepi jest cool i nie traci twarzy. Potem wklejają zdjęcia na grupie i się chwalą jak są odważni. Masakra! Pięciu innych nauczycieli poleciało po booster z uśmiechem na twarzy. Czekam na rozwój sytuacji. Natomiast u mamy, której partner pracuje w więzieniu mówi, że wszyscy w więzieniu zakeczupowani i każdy chory jak diabli. Nie potrafią dojść do siebie. Takie realia.
  10. Tak, tak 100% Tak. Poprzez pracę próbuję udowodnić, że jestem coś warty. Głównie też rzutuje problem z ED, więc myślę sobie, że jak będę bogatszy to będę miał hajs, żeby to wyleczyć. Bardzo często robię wiele rzeczy ponad swoje siły, coś a'la 200-300% normy, bo wiem, że jak to zrobię to wówczas zapewnię sobie bezpieczeństwo na przyszłość oraz fakt, że będę w stanie zadbać o innych.
  11. Zawsze w dyskusji jestem tym, który ostatni się wypowiada. Wówczas reaguję adekwatnie do danej sytuacji i przez to ci, którzy ogarnięci byli emocjami patrzą na mnie jak ze stoickim spokojem rozwiązuje sytuacje. To naprawdę dużo wnosi, głównie buduje szacunek. Tak postępuję właściwie z każdym. Nie mam całkowicie wyjebane, ponieważ mam swoje uczucia i emocje. Jak coś mi się nie podoba w dziewczynie to mówię jej to wprost, bez emocji i zawsze działa. Zmagam się z ED. Założyłem kiedyś wątek na ten temat.
  12. Czy czuję się bezpiecznie? Mam wszystko to co chciałem: pracę, dobrą kobietę, plany na przyszłość, hajs i status. Problem siedzi w głowie i podejrzewam, że jest to perfekcjonizm.
  13. O to jest to! Myślę, że gdzieś coś zapomniałem rozpracować i teraz się solidnie nawarstwiło. Podejrzewam, że jest to brak czasu oraz włożonej energii w pielęgnację czasu tylko dla siebie, relaksu. Właściwie jakby nie patrzeć od 18 roku życia po teraz (29 lat) musiałem pomagać chorym w rodzinie, potem ciężko pracować, żeby się wybić i pozostał schemat cyborga, który musi coś robić, by zbudować przyszłość. Dlatego powoli uczę się wychodzić ze swojej strefy komfortu, gdzie za pomocą pracy uciekałem od problemów. To tak jak w przypadku alkoholu. Można wypić, być pijanym, by zapomnieć, ale problem pozostanie. W moim przypadku była to praca i kiedy zaczął się proces wypalenia i nie miałem jak uciec od nierozwiązanych problemów - pojawiła się wewnętrzna złość. Tutaj muszę naprawdę uważać, żeby nie przegiąć, bo powoli pojawiają się u mnie symptomy depresji. W Polsce by to przeszło. Tutaj oznacza utratę twarzy, a tym samym przyjaciół i korzyści. Ludzie mają tak narąbane w głowach, że dogryzają innym w bardzo specyficzny sposób, głównie z sarkazmem. Gdy ktoś wybucha albo mówi, że jest zły to jest kojarzony z kimś chorym psychicznie. Taka kultura! Dzięki wielkie. Uważam cię za dobrego mentora. Czytam sporo twoich komentarzy na forum i prawdę mówiąc wniosły one wiele do mojego życia, sprawiając, że jest ono lepsze.
  14. Zdecydowanie tak. Pomagam sobie medytacją lub dobrą muzyką, żeby nie ogłupieć. Raz jej opowiedziałem swoją historię, bo chciała usłyszeć jak mi się układało w przeszłości. Od tamtego momentu inaczej na mnie patrzy: z podziwem. Jak sama określiła, ona miała cudowne dzieciństwo i nie ma jak porównać swoje życie do mojego. Wiem, że żyję z bagażem i to ogromnym, ale staram się nie wracać do przeszłości, bo by mnie to zniszczyło. Według zasady: Just let it go. Najlepszym sposobem dla mnie jest nauka czegoś, ale to sprawia, że się męczę. Pomaga też trening karate, ale najbardziej to bym chciał wyjechać w góry, jednakże szef nie pozwala nigdzie jeździć. Dzięki. Robię dokładnie tak jak opisałeś. W naszej szkole podzielili uczniów na tych online (zoom) oraz tych co mają przyjść do szkoły. Głównie ci co zostali online są niegrzeczni, bo w czasie klasy mają wyrąbane. Siedzą w domu, a ja mam podzielną uwagę i czasem doprowadzają mnie do furii. Reszta uczniów w szkole chodzi według zegarka. Mam bardzo dobre zasady i dyscyplinę. Ci online sprawiają problemy. Prawdopodobnie nie będę brał boostera, bo załatwię sobie papier. Widzisz, z nimi nie da się inaczej już rozmawiać. Są tak nasiąknięci zgnilizną Polskiego Ładu, że mama sama się rozłącza po kilku minutach jak dzwoni do mnie. Ja załóżmy tęsknię i chcę normalnie porozmawiać, to one nawijają jak w Polsce źle. To już jest n-ty raz i wszelkie próby rozmów nie działają. Nie mam pojęcia jak do nich dotrzeć, ale jak pieniądze dam to jest spoko. Zgoda 100%. Wkurw jednak czasem jest jak się widzi te mordy co szczerzą zęby, bo tatuś wyłożył na nowy samochód czy mieszkanie. Dobre. Dzięki. Dlatego ją sprawdzam, ale ona jest kobietą... to wklejanie newsów z życia na Insta, Facebook to jest głównie po like, atencję. No bo co innego kobieta, by wklejała takie rzeczy. To im podnosi samoocenę. Widzę to bardzo wyraźnie. Ja natomiast jestem przeciwieństwem jej. Nie lubiłem za bardzo dzielić się newsami z innymi. Dopiero teraz po poznaniu tej dziewczyny, coś się we mnie zmieniło. Jedno co mogę potwierdzić to to, że moja dziewczyna wkleja quality post on FB i Insta. Nie jakieś dziubki itp. Czasem się zdarzy jakaś normalna fotka, ale jakość pozostaje dobra. Dlatego muszę siąść i ochłonąć, rozplanować wszystko, bo czasem działam pod wpływem impulsów. A siedzenie samemu w czterech ścianach nie jest dobre dla zdrowia psychicznego. Dzięki za komentarz.
  15. Hej Stworzyłem ten temat bo jestem zły jak diabli. Muszę się jakoś tego pozbyć, bo mnie zaraz szlag trafi. Wkurza mnie tak dużo rzeczy, że nie sposób mi utrzymać czasem emocji. Co mnie wkurwia: - Niesłuchający się uczniowie - Szefowa wymuszająca na mnie booster - Matka, której nie udało się w życiu, niczego się nie dorobiła i dzwoni do mnie co chwilę psując mi humor, że wiecznie nie ma pieniędzy, że wiecznie jakieś problemy, że węgla w domu brakuje, że do szpitala musi, że nie mogę jej pomóc, bo mieszkam w Tajlandii. - Fakt, że inni mają fajne, łatwe życie, bo im rodzice wszystko fundują, a ja muszę zapieprzać i ciągle liczyć pieniądze - Fakt, że inni potrafią jeździć samochodem, a ja nie - Fakt, że inni faceci mogą poruchać naturalnie, a ja nie mogę - Muszę sobie odmawiać wielu rzeczy, które chciałbym zjeść, a nie mogę - Trudności z nauczeniem języka tajskiego (mój drugi język obcy) -> nauczyłem się już dość dużo, studiowałem cały rok jak byłem singlem i potrafię jako tako dogadać się z Tajami, ale jednak SPORO mi brakuje do bycia Fluent - Kolorowe życie mojej dziewczyny, która co chwile wkleja zdjęcia z rodziną, przyjaciółmi, wydarzenia, eventy, a ja kurwa siedzę sam, bo Covid w Bangkoku i każdy ze znajomych nie chce się spotkać, by nie ryzykować. Jedynymi moimi zajęciami codziennie to nauczanie w szkole, potem nauka Tajskiego, karate, potem chwila rozmowy na kamerce z dziewczyną. U niej wiecznie coś się dzieje. Prowadzi biznes i sprzedaje suplementy. Pomagam jej w wolnym czasie organizując reklamę. Udało mi się załatwić jej kilku klientów przez co miała fajny zysk. Co rusz jakieś wyjazdy czy wypady na miasto z rodziną czy spotkania z klientami. Wsparcie ma od całej rodziny, znajomych i ode mnie. Wszystko idzie po jej myśli, więc za niedługo będzie zarabiała większy hajs niż ja. Podobnie jej znajomi. Wszyscy po fundowanych szkołach, praca załatwiona, przyszłość zapewniona. Denerwuje mnie fakt, że ja nie mam takiego szczęścia jak ona. Jak przychodzi co do czego i rozmawiamy na kamerce to pyta się mnie jak ci minął dzień: No to odpowiadam, że pracowałem i się uczyłem Tajskiego. Ona za to historia za historią. Nie mam jej tego za złe, wręcz przeciwnie cieszę się jej szczęściem. No ale sytuacja się zmienia, kiedy pytanie pada n-ty raz. Czuję się jakbym był nudny. Jestem tylko zły na siebie, że mam tak pojebane życie. Życie faceta, który musi wiecznie zapieprzać, by coś mieć. Od małego nie było u mnie ojca, więc nie nauczyłem się podstawowych męskich wartości. Za to nauczyłem się "wiecznej pracy" i tak mi zostało: pracoholizm. Nikt mi nie pomógł w przeszłości, a jedyne co otrzymałem od mamy to 50 złotych co miesiąc na autobus, by dojeżdżać do bezpłatnego kolegium nauczycielskiego. Mam 29 lat i nie mam samochodu ani mieszkania. Nie mam też dzieci ani kredytu. Mam za to wiedzę z forum. Odbija mi, bo siedzę sam w czterech ścianach za długo. Przed poznaniem obecnej dziewczyny przebywałem prawie 9 miesięcy w zamknięciu bez przyjaciół, znajomych, bez wychodzenia gdziekolwiek. Jedynym moim zajęciem była praca, karate i tajski. Stąd jestem faworytem w klubie, przysiadłem ostro do treningów. W pracy jestem gwiazdą, ponieważ dzieciaki osiągają najwyższy wyniki. Tajski na poziomie średnio-zaawansowanym. Zaoszczędziłem trochę hajsu, poprawiłem sylwetkę, ściąłem włosy, dbam o higienę twarzy. W planach jest: - przejęcie szkoły po Senseju, więc będę miał swój biznes i hajs - otworzenie mojej szkoły Karate oraz anglojęzycznej (1-2 lata), ponieważ mam spore doświadczenie i duże kontakty, także będę ustawiony w Tajlandii. Dlaczego więc wciąż czuję się w środku jakbym był jakimś przegrywem? Czy to jakaś oznaka perfekcjonizmu czy niezdrowej ambicji? Nie potrafię się zrelaksować. Radość sprawia mi praca i wysiłek. Wtedy czuję, że żyję, podnosi mi się samoocena. Gdy nie nauczę się czegoś nowego codziennie to chodzę spruty i zły na siebie. Przy dziewczynie panuje kamienna twarz, zero słabości, bo wiem z forum co to oznacza dla kobiety. Ona uznaje mnie za silnego, zorganizowanego samca. Dzisiaj jednak coś mi odbiło. Wczoraj powiedziałem jej będąc wykończony, że dam sobie z tajskim spokój na tydzień, a dzisiaj nie wytrzymałem i wysłałem jej zdjęcie, że chcę się dalej uczyć tajskiego. Uzależnienie jest tak ogromne jak ćpanie. Napisała mi, że wczoraj powiedziałem, że daję sobie spokój na tydzień, to odpisałem, że bardzo ciężko mi "nie" pracować, ale postaram się nic dzisiaj nie zrobić. Czasem zachowuję się naprawdę irracjonalnie. Nie mogę przestać tak ciężko pracować, bo: - Mama narzeka na brak pieniędzy na jedzenie i szpital - Sam nie mam mieszkania, samochodu, ale mam zaoszczędzony hajs - Mam dziewczynę i to bardzo dobrą. Muszę ciężko pracować, bo mi zaraz hipergamia siądzie Czasem sobie myślę, że pewnego dnia będę miał atak serca z tego wszystkiego. W głębi duszy chcę odpocząć od tego wszystko, oderwać się, ale nie można, bo mam 29 lat i muszę coś mieć. Najbardziej jednak denerwuje ta nuda z powtarzanych rzeczy, gdzie przez cały dzień nie ma się też do kogo odezwać, tylko do dziewczyny wieczorem po 1-2 godziny. Nastawcie mnie panowie, bo mi odpierdala.
  16. Zgadzam się z tobą w zupełności. Siedzę tutaj 4 lata i jest dokładnie tak jak mówisz: witają cię z uśmiechem, szacunkiem, a jak jesteś przystojny lub coś powiesz w ich języku to nawet zniżkę dadzą czy darmowego kebsa. Dwa lata temu przyleciałem do Polski ze swoją eks to pierwsze co spotkaliśmy to chamstwo na Polskim lotnisku, kiedy poszedłem się zapytać o wyjście z lotniska. Zapomniałem, że nie jestem w Tajlandii i aż mi się głupio zrobiło, kiedy koleś po 30-tce odburknął mi jakbym mu matkę zwyzywał. Od tamtego czasu moja eks stąpała ostrożnie po naszej Polskiej ziemii, trzymając się mnie kurczowo tak jakby się bała cokolwiek zrobić. Nasz naród zawsze chodził jakiś taki przybity, złowrogi, nieufny, bez uśmiechu. Pamiętam jeszcze jak miałem akcję, gdzie jakieś łyse karki dostrzegły tą moją eks Azjatkę i od razu robiły się docinki. Było niebezpiecznie. Coś nie do pomyślenia w Tajlandii, bo tam ludzie na poziomie. Można spokojnie po 22,23 wyjść na miasto a w Polsce zawsze się bałem. Jak miałem 15 lat to zasztyletowano licealistę w mojej miejscowości za brak fajek. Srałem w gacie, kiedy wracałem ze szkoły po 18. To też sprawiło, że stałem się odludkiem. W Tajlandii bardziej się otworzyłem, zacząłem ufać ludziom, bo im dłużej siedzisz wśród ludzi pozytywnie nastawionych to zmienia ci się mentalność, podejście do życia i pracy. Czujesz, że wkładasz swój wysiłek w zbudowanie czegoś wielkiego, a nie jak w Polsce, żeby tylko przeżyć. A powiem wam, że gdyby nie to forum to bym pewnie jebał biedę w Polsce, bo by mnie albo pierwsza albo druga eks wyruchała od tyłu bez mydła i musiałbym wracać do Polski. Druga eks groziła mi policją i eksmisją z kraju próbując uderzyć się w kant ściany i kłamiąc policji, że ją pobiłem. Gdyby nie rady braci i moje odpowiednie kroki to bym siedział teraz ze schorowaną mamą i siostrą, którą zostawił partner jak była w ciąży... bez pracy i oszczędności. Straszna wizja. Obie jak dzwonią do mnie to narzekają na ten Polski Srad, a nie Ład. Wszystko poszło w górę, a wypłata stoi w miejscu. Mama chciała leczyć reumaitoidalne zapalenie stawów to nie można, bo kolejki długie, a prywatnie trzeba wyłożyć 150 złotych za 15 minut wizyty. Czasem mama dzwoni zapłakana, że kasy nie ma, bo idzie do sklepu, wyda 150 złotych i jedzenia starczy zaledwie na kilka dni. Chleb za 4 złote, cola za 8złotych, szynka 1kg 40 złotych - tak mi powiedziała. Złapałem się za głowę. Mama więc chodzi do biedronki lub innych tanich sklepów, bo co zrobi. Inaczej się nie da przeżyć. Mama nie ma oszczędności, ciągnie od 1-ego do 1-ego i modli się, żeby nie podnieśli znowu, bo wyląduje na bruku. Jak widzę twarz mamy i słucham całej opowieści to aż mi się płakać chce. Ciężko pracuję, by mieć kasę na przyszłość, bo wiem, że w Polsce bym tak nie zarobił. Oszczędzam, by jakby coś się stało to kasa na szpital dla mamy będzie lub żeby wysłać pieniądze na jedzenie. Dobrze, że mam wspaniałą partnerkę jak himalajkę. 6 lat różnicy sprawiło, że słucha się mnie jak ojca. Pomaga w oszczędzaniu, nie jest rozrzutna, pracuje ciężko i rozumie moją sytuację, bo widziała raz jak rozmawiałem z mamą na Skype. Jest wychowana i dużo pomaga. Widzi, że napierdalam dookoła wszędzie, odnoszę sukcesy w edukacji i karate. Imponuje jej to. Kiedy mam słabszy dzień to potrafi siąść i wysłuchać - nie wiem skąd taki charakter, ale rodzice dużo ją nauczyli. Widać to po czynach, bo nie mówi za dużo. Gdyby nie ona, to nie wiem co by było. Nie jestem za obrażaniem Polski, bo kocham swój kraj, zwłaszcza, że ma tak piękną historię. Lecz stacza się on na dno i jeśli nie przycisnę mocno z pracą i oszczędzaniem to moja mama i siostra ciężko to będą przechodzić. No i teraz tak, muszę ponownie wziąć odpowiedzialność za prawie 4 osoby: moją mamę, siostrę, partnerkę i siebie. Czasem jestem po prostu już zmęczony, ale jak nie ja to kto to wszystko ogarnie. No i jak nie mieć depresji.
  17. Potwierdzam. Wiele kobiet, gdzieś między słowami, wygadało się, że nieważne o czym mówisz, jeśli masz na ten temat wiedzę i czuć w tym pasję, to je to kręci. Również potwierdzam. Moje otoczenie bardzo szanuje mnie za moją pasję, którą jest Karate Kyokushin, a jeszcze przed poznaniem obecnej partnerki spotykałem się z kobietami to wzbudzało to w nich ogromne zaciekawienie i emocje. Pasja wzbudza sporo pozytywnych emocji, których potrzeba kobiecie. Obecna jest tak podjarana, że aż sama zadeklarowała, że dołączy do mojej grupy. Widzi to jaki jestem zafascynowany Karate i jak sama stwierdziła: jest to zaraźliwe i seksowne. Według niej pokazuje to siłę woli i determinacji: męskie cechy charakteru. Także panowie, pasja to ważny element w układance.
  18. Długo się nad tym zastanawiałem, bo widzę, że oni są gotowi do 10-tej dobić. Taki mają entuzjazm na branie szczepionek. Po pierwszej dawce nikt nic nie zrobił, więc jeśli teraz byłbym niezdolny do pracy to wiadome, że by mnie zwolnili. Da się, tylko muszę pierw się sprawdzić. Ale wiadome jak to lekarze, wszyscy przyklepią zgodę na szczepionkę, dlatego muszę kombinować. Chciałem zgłosić, ale odmówiono mi tej możliwości. Po prostu szpital mnie za przeproszeniem "wyprosił". Było to w ten sam dzień, kiedy wziąłem szczepionkę. Zemdlałem po 15-30 sekundach od wzięcia szczepionki i nikt nic nie zapisał. Spotkałem się wtedy z lekarzem i mi powiedział, że szpital nie przyjmuje żadnych nopów. Ja zdaję sobie z tego sprawę, dlatego nie chcę brać kolejnych boosterów, bo się któregoś dnia mogę przekręcić. Dzięki wielkie za wpis @Martius777 Musi być kwit. Jeśli nie chcę szczepionki to wówczas muszę pokazać. Papier. Szef powiedział, że dopóki rząd Tajlandii nie zmusza pracowników do wdrożenia obowiązkowego boostera to na razie nic mi nie może zrobić. Ale kto wie? Może mi rzuci kontrakt i powie, że się nie dostosowuję jak reszta. Są już plany, są pieniądze, ale potrzebna stabilna praca na początku, żeby się wybić. Covid dużo przeszkadza.
  19. Ale się wkur**iłem na tych szczepionkowców. We wtorek było spotkanie nauczycieli i po 15-20 minutach ktoś rzucił hasło szczepionka-booster. Wszyscy jak jedni chórem, bez żadnych pytań zaczęli podnosić ręce i chwalić się, kiedy wstrzykną sobie kolejną szczepionkę. Kolejny P**zer, Mod**na itp. Szefowa mojego wydziału wyglądała na najszczęśliwszą na świecie, kiedy widziała tyle twarzy dzielących jej szczęście, kiedy sama dziabnęła się miesiąc temu, ponieważ chciała być pierwszą osobą w szkole z 3-ema dawkami, by tym samym "dać przykład innym". Na koniec oświadczyła, że każdy powinien to przyjąć i po chwili dodała, że skoro "ja nie mam powikłań, John czy kto inny, to wam też nic nie będzie". Takie mają rozumowanie. Ja siedziałem cicho, bo wiem, że gdybym wypalił o swoich powikłaniach to by mnie na zbity pysk wyrzucili. Na następny dzień ta sama szefowa (która wiedziała, że po pierwszej dawce zemdlałem, a po drugiej miałem to samo) zaczęła mnie naciskać na przyjęcie boostera. Tam nie było prośby czy czegokolwiek, tylko solidna manipulacja i rozkaz, że mam jej podać datę wzięcia 3-dawki. Postanowiłem napisać jej to, ale sami zobaczcie jaką otrzymałem odpowiedź: Tak mi podniosło to ciśnienie, że tych ludzi nie obchodzi zdrowie innych, tylko fakt, że ma być szczepionka i tyle. Dzisiaj zostałem zaproszony do gabinetu dyrektora (muzułmanin), gdzie siedziała również ta tajska szefowa (chodziło o przedłużenie kontraktu na następny rok). Gość od razu odpalił, jak się czuję i kiedy booster. Wyjaśniłem mu sytuację, że mam powikłania, bolą mnie plecy, mam zatoki po szczepionce i że potrzebuję iść do szpitala, żeby to sprawdzić, ale nie mam kiedy, bo szkoła nie chce mi dać wolnego. Powiedziałem, że się boję wziąć szczepionkę. To koleś zapytał: Aha, czyli nie chcesz wziąć boostera? Odpowiedziałem, że pierw muszę sprawdzić co ze mną jest nie tak. Dwa razy zemdlałem po dwóch preparatach i się boję. Do tego mieszkam sam. Chciałem powiedzieć więcej, ale wiedziałem, że mogłem się tylko pogrążyć. Tajska szefowa wyglądała na ostro wkurwioną, a gość zniesmaczony. Nikt nie zapytał jak sobie radzę, czy potrzebna jakaś pomoc. Tylko kurwa ta szczepionka, szczepionka i szczepionka. Bije ludziom na dekiel od tych szczypawek i teraz oboje się do mnie w ogóle nie odzywają. Jestem uważany za antyszczepionkowca. Lubię tą szkołę, bo ma profesjonalne środowisko, dzięki któremu dużo się nauczyłem. Stałem się tam naprawdę lepszym człowiekiem. Jestem obecnie jednym z najlepszych nauczycieli. Moi uczniowie osiągają najlepsze wyniki w nauce w moim wydziale. Stoją na pierwszym miejscu w każdej dziedzinie, rodzice mnie wręcz wielbią, dyrektor jest ze mnie zadowolony. Wydrukowali moją twarz na ulotkach i poroznosili po Bangkoku. Zrobiono ze mną reportaż na temat szkoły. Mnóstwo pozytywnych opinii. Zostałem gwiazdą szkoły, każdy mnie rozpoznaje. Nie chcę opuszczać tego miejsca, bo praca tam mi się podoba. Prawda jest taka, że przyszły szczepionki i to one zryły beret niektórym ludziom. Zrobiły z nich niewiadomo kogo, że jeśli ktokolwiek odmawia tego nektaru staje się wrogiem nr.1. Wstyd i hańba! Ale się wkurwiłem....
  20. Ta Valneva jest zupełnie taka sama jak chiński Sinopharm, który wziąłem. Bezpieczniejszy niż mRNA i dość popularny w Azji, zwłaszcza w Chinach. Gdybym musiał brać mRNA to bym się chyba zesrał ze strachu. Nie wyobrażam sobie wzięcia tej szczepionki, czuję, że mogłaby mnie nieźle pokiereszować.
  21. Przynajmniej pomyśleli o podstawowych potrzebach
  22. Nie odbieram twoich słów jako krytykę, tylko po prostu przyznaję ci rację. Nie jesteś pierwszym, który zwraca mi uwagę, że walę elaborat. Inni też mi to mówią, próbuję to mieć pod kontrolą, ale naprawdę ciężko. No i widzisz jaki mam mindset, tak, za bardzo się wszystkim przejmuję. Pod wpływem emocji popełniam szybkie decyzje, a potem mnie bracia stawiają do pionu - jak zwykle zresztą.
  23. Masz rację, czasem za dużo gadam. Głupi zwyczaj. Wezmę to pod uwagę.
  24. Pojechałem na Azję bez mindsetu i się skończyło jak się skończyło. A jakże miało być inaczej, jak byłem totalnym białorycerzem? Tak to tu właśnie wygląda. W 100% się zgadzam. Ale ja nie stroszę piórek. Wyszedł mi jakiś koleś co mnie zjechał od góry do dołu bez powodu i podania jakichkolwiek rad i co ja mam mu za to dziękować. Szanujmy się. Inni bracia potrafią normalnie pisać bez bicia się na ku**asy. Widzisz, wcześniej wziąłem toksyki do relacji i w ogóle nie udawało się z nimi dogadać. Siedziałem, bo bałem się samotności. Nie wdrażałem żadnych zasad, na wszystko pozwalałem i potem one przesuwały granice do momentu, kiedy skończył się szacunek. Z nową znajomością jest inaczej i już widzę, że będzie łatwiej, bo po pierwsze nie jest toksyk, ja sporo sobie w głowie poukładałem i poza tym jest w moim typie. Ja od niej starszy o 6 lat, mam kasę, dobry status społeczny, jestem biały i dość rozpoznowalny w swoim rejonie. Stary wziąłeś materiał, gdzie mam problem z erekcją i porównałeś to z moją mentalną pewnością siebie. To ci odpowiem: Siedziałem w dwóch związkach, gdzie laski zryły mi beret na temat seksu tak bardzo, że skończyłem u seksuologów. I dalej się leczę. Nie jest to fajna sprawa, kiedy chcesz, a nie możesz. To ryje głowę do tego stopnia, że nachodzą cię naprawdę nieciekawe myśli. Libido ci skacze, penis stoi, a gdy przychodzi co do czego to nie możesz. I ratuje cię tylko viagra. Przez 9 miesięcy nie wszedłem w żaden związek ani się z nikim za bardzo nie spotykałem. Schowałem się w swoim zaciszu i tyle mnie widziano. To normalne, kiedy facet po długim czasie bez seksu, no fapie spotyka fajną laskę, która mu pasuje charakterem i wyglądem i chce poruchać. Ja nie mam w swoim życiu żadnych historii seksualnych czy to ze szkoły czy jeszcze jak byłem w Polsce. Nie mam historii chodzenia na imprezy, balowania, chlania. Moje życie to jedna wielka praca, nauka, Karate i dwa toksyczne związki. Brak ONSów, jeden krótki FwB, ale bez penetracji, bo nie mogłem. Wiadome, że mi zależy i nie chcę kobiety zawieść jako mężczyzna, partner. Poza łóżkiem jest spoko, jestem gotowy na związek, wszystko działa według ustalonych zasad, zapewniam emocje itd. W łóżku mi nie wychodzi, muszę brać viagrę jak na 29 lat i co mam zrobić? Dopóki biorę viagrę to wszystko jest ok, chociaż wiem jak to brzmi, ale nie okazuję jej żadnej słabości. Natomiast planuję ponownie pójść do seksuologa i lekarza, bo widzę po niej, że chce pomóc. Spoko. Teraz wciąż widzisz dysonans, bo ja nie. Prawda jest taka. Gdybym siedział w Polsce to byłbym 29-letnim prawiczkiem bez kasy, perspektyw i planów na życie. Z pewnością nazywałbym się przegrywem, nieudacznikiem itp. Moja rodzina jest biedna, ja pamiętam, że sam zarabiałem słabe pieniądze. Postanowiłem wtedy 4 lata temu wziąć sprawy w swoje ręce, zaryzykować i się udało. Znalazłem pracę, skupiłem się na rozwoju, teraz jestem kimś, ludzie mnie szanują, chcą się ode mnie uczyć, za mną podążać. Mam sporo oszczędności, duże plany, wkrótce otworzę swoją szkołę w Bangkoku. Powodzenie w Tajlandii i Filipinach? Prawda jest taka, że pomimo bycia białym w Bangkoku tego powodzenia nie miałem praktycznie w ogóle. Może niefart, może coś ze mną było nie tak, ale nie pamiętam, żeby w ciągu 4 lat jakaś kobieta mnie podrywała czy podeszła i zapytała o coś. Byłem w Pattaya, Chiang Mai, Bangkok teraz i jeździłem dużo po mieście. Widziałem sporo lasek, ale jakbym był niewidzialny. W Polsce nie podrywałem w ogóle, w Tajlandii też, bo jakoś mi się to nie podoba. Te dwie laski co miałem to był zwyczajny fart, nie jakiś skill. Po prostu obie miały jakiś fetysz na punkcie białych, bo jak się dowiedziałem to chciały wiedzieć jak to jest mieć seks z białym. Nie musiałem nic podrywać za bardzo, same przyszły. Natomiast potem jak miałem Tinder to też gówno było. Było z 70-80 polubień, ale głównie od pasztetów. Ja podrasowałem swoje fotki, wrzucałem naprawdę spoko zdjęcia, ale nic nie było dopóki nie kupiłem dodatkowych opcji. Ale i tak rozmowa urywała się po dwóch, trzech minutach. Reasumując, nie mam żadnego doświadczenia w podrywie. Jedyne co pamiętam, kiedy byłem z ex laskami to mi mówiły, że jestem bipolar pewnie, bo robię im totalny rollercoaster emocjonalny i że nigdy się ze mną nie nudziły. Ja po przeczytaniu tego forum dowiedziałem się o co biega i wtedy połączyłem kropki, dlaczego pomimo wielu problemów moje dwie eks nie potrafiły się ode mnie odkleić czy zostawić. Także @Miszka może masz rację, może nie, ale ja wiem po sobie, że dużo mnie to kosztowało, żeby w ogóle wyjść na prostą.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Umieściliśmy na Twoim urządzeniu pliki cookie, aby pomóc Ci usprawnić przeglądanie strony. Możesz dostosować ustawienia plików cookie, w przeciwnym wypadku zakładamy, że wyrażasz na to zgodę.