Skocz do zawartości

Bonzo

Starszy Użytkownik
  • Postów

    2374
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

  • Wygrane w rankingu

    31
  • Donations

    100.00 PLN 

Treść opublikowana przez Bonzo

  1. Czegóż to kobity po gorzale nie opowiadały ? Chyba wszystko Najczęściej są to ich prawdziwe przemyślenia. Nie bez powodu mówi się, że gorzałka rozwiązuje języki. Nieobecny już na tym forum znakomity, nieodżałowany Brat AR2DI2 opisywał dokładnie ten mechanizm z życiowymi, niezwykle realnymi przykładami. Nie wiem czy już wtedy byłeś na forum czy jeszcze nie. Jesli nie - odszukaj jego posty (chyba jako deleteduser24 czy coś w tym guście, będzie przy nim z 5k reputacji) - i poczytaj. Samo życie opisane przez gościa, ktory niejedno widział, słyszał i z "niejednego komina wygartywał". Trafne spostrzeżenie. Istotnie - korzystne FwB.
  2. Akurat w XG były: 1. 2.5-V6 2. 3.0-V6 3. 3.5-V6 A to są odpowiednio: 1. 6A13 z Mitsubishi Galanta 2. 6G72 (albo 6G73 w zaleznosci czy 12V czy 24V) - 12V był w Pajero MK-I i w MK-II na poczatku produkcji 3. 6G74 - to samo co było np w Pajero MK-II w nowszych modelach Nie twierdzę, że to silniki produkowane przez Mitsubishi, natomiast są to takie same silniki. Ale Hyundai z Mitsubishi są blisko. 3.0-V6 zresztą (12 zaworowy) jako 1:1 6G72 był w Galloperze i graty od Mitsubishi pasowały idealnie. Bo to było to samo. PS: W Tucsonie to chyba 3.0 nie było. W Sonacie chyba tez nie. Były te mniejsze 2.5-V6 (czyli 6A13), mozliwe ze tez cos okolo 2.7 było na podstawie tego własnie silnika. Jedno jest pewne - to są BARDZO dobre motory ! Wszystkie ! A co do XG - to jedna z najtańszych, fajnych limuzyn za grosze. Proszszsz: https://www.otomoto.pl/oferta/hyundai-xg-350-3-5-v6-200-km-sprowadz-automat-stan-bdb-ID6BNeM8.html#619681901e Jak za darmo
  3. I nikt się nie podzieli. Takie jest życie. Ty nie możesz się na innych oglądać tylko musisz sam wykombinować to czy tamto. Sam jeden. Poszukiwanie u ludzi pomocy przy prowadzeniu biznesu zazwyczaj przynosi więcej szkody niż pozytku (co zresztą zauważyłeś JESZCZE nie prowadząc biznesu a dając tylko sygnał, że "może ja coś, kiedyś") A najgorzej robić biznes z rodziną. Zjedzą Cię (zabiorą zyski) nim te w ogóle się pojawią Biznes, nawet teoretycznie niedochodowy i nieopłacalny wychodzi wtedy kiedy NIE MASZ WIEDZY, że on jest nieopłacalny. Tu działa stara zasada polegająca na tym, że zazwyczaj kształceni fachowcy od biznesu nie są najlepszymi biznesmenami. Wystarczy popatrzeć na zamożnych ludzi - prawie żaden z nich nie konczył szkół w dziedzinie, na której zrobił biznes. Osobiście znam kilku zawodników z pierwszej setki najbogatszych (nie wiem bo nie sprawdzałem czy wszyscy są na ten moment w tej setce, ale każdy z nich kiedyś gdzieś tam był) I ani jeden z nich nie ma tzw "kierunkowego wykształcenia". To jest pewna analogia do faktu oczywistego polegającego na tym, że szkolni prymusi (ci od świadectw z czerwonym paskiem) - zazwyczaj w życiu wiele nie osiągają.
  4. Ideałów nie ma. Ale ja nie jestem przesadnie wymagający - więc dla mnie całe mnóstwa kobiet to ideały. Bo jakież ja mogę mieć wymagania - jesli nie wchodzę w stałe związki ? Druga kwestia - niepewnym tonem ? Nigdy. Zawsze bardzo pewnie. Jak będziesz niepewnie zagadywał - to nic z tego zagadywania nie wyjdzie.
  5. Nie znam tego wozu zbyt dokladnie. Jak znam życie i koreańce - bedzie to na pewno dobre, ze zdecydowanie korzystniejszym stosunkiem jakość/cena niz w wypadku aut niemieckich. Zupełnie nie wiem co to za silniki Tau 5.0. Kto wie, może sam Hyundai już coś wykombinował. Albo to Mitsubishi jak to u Hyundai bywa. Inna sprawa, że Mitsubishi niemal nie produkowało silników V8. Były na japoński rynek motory 4.5 litrowe w takim wynalazku jak Mitsubishi Dignity/ Proudia ale nie wiem czy V8 pięciolitrowe to jest podobna konstrukcja Natomiast co do silników 3.8 - jestem niemal pewien że to albo 1:1 6G75 z Mitsubishi albo coś bardzo podobnego - czyli dobre.
  6. Czym innym jest zrobienie wrażenia przez samochód a czym innym jest wysnuwanie informacji na podstawie samochodu - o zaradności życiowej jego właściciela. O ile w ogóle jest właścicielem. Dzisiaj samochód jest dostępny dla każdego. Z uwagi na fakt, że - jak to określa pewien "pseudowłasciciel" aktywny nie tylko w tym wątku - tak zwane "instrumenty finansowe" znane są każdemu. Od włóczęgi po prezydenta. I na tej podstawie każdy przeciętny człowiek wie, że dzisiaj łachmyta przyjdzie do salonu i wyjedzie nowym autem. Dlatego samochód nie jest wyznacznikiem niczego. Oczywiście zupełnie nie dziwię się ludziom, którzy nabrali kredytów na samochody - że będa mówić że jest inaczej. Muszą tak robić z dwóch powodów: 1. Aby mieć złudę że nie zostali oszukani 2. Aby mieć atencję u mniej rozgarnietych. Bo człowiek znacznie prędzej da się oszukać niż zaakceptuje świadomośc, że został oszukany. I stąd te wszystkie teksty wyśmiewające prawdziwe skądinąd twierdzenie - "jakie te banki są złe" Nic nowego. Kazdy kto ma żonę - będzie bronił instytucji małzeństwa nawet jesli w nim jest nieszczęśliwy.
  7. Na tyle synku samodzielny, że nie muszę uciekać się do kredytów za ktore kupuję samochody po to by pozyskiwac kobiety, na ktore przecież "nie wydajesz ani złotówki (czyli ruchasz też na kredyt)" Chłopcze - ja jestem zazwyczaj grzeczny. Ale jesli prosisz mnie o ad personam pod Twym adresem - niechętnie acz celnie to zrobię: Jesli jest prawdą to co tu o Tobie napisano (ano że kobieta, którą teraz "masz" jest przeciętnej urody i starsza od Ciebie) - to faktycznie i ja i Bracia zaczynają mieć pewien ciekawy obraz Twej osoby. Czyli - wielkomiejski leming, z poglądów klasyczny lewak, ktory żyje na kredyt. Rucha też na kredyt. A z racji że dam chętnych do posuwania z odroczonym terminem płatnosci wiele nie ma - pozostają siłą rzeczy te tak zwane "gorszego sortu". W dodatku - nieudacznik życiowy - bo majątek zgromadzony w małzeństwie do dziś nie podzielony. Dlaczego ? Ano dlatego, że to majątek teściów zapewne i cięzko cokolwiek z tego wyrwać. Szkoda, że Cię nigdy osobiście nie poznam. Ale szkoda nie dlatego, ze mam chęć mieć cokolwiek z Tobą wspolnego - tylko dlatego, że zatykając nos i poznając Cię - miałbym pewne szanse dowiedzieć się kim jest Twoja była żona. A wtedy - kto wie - może bym się umówił z nią na kolację ze śniadaniem - i uzyskał ostateczne potwierdzenie słusznosci powyższych przypuszczeń, okraszone zapewne czymś jeszcze ciekawszym. Kosztowałoby mnie to być może kilka stówek (na ktore Cię stać nie było i dlatego Cię z dupę kopnęła) - ale w zamian za to byłby stosunkowo udany wieczór i ciekawych informacji moc. No cóż. Nic takiego się jednak nie stanie - więc możesz synku spać spokojnie.
  8. Co niektórzy może i tak :) Skoro innej atrakcyjności (np intelektualnej) nie mają - to wio kre..... yyy wróć - po "instrument finansowy" - i mam MOŻLIWOŚĆ JAZDY nowym samochodem, co wizualnie sprawia wrażenie, iż w jestem bogaty. Oczywiście życie pokazuje, że to całkowicie bezskuteczne - bo takich samochodów jest mnóstwo. To było dobre 30 lat temu. Ale nie dzisiaj. No ale jesli ktoś lubi żyć w matrixie - to przecież mu nie zabronię. Słuszne spostrzeżenie. Jak wspomniałem - samochód (zwłaszcza nowy, przeciętnej marki i przeciętnego rodzaju) NIE JEST dziś wyznacznikiem niczego. Ani zamożności, ani życiowej zaradności, ani zawodowej pozycji. Nie świadczy o niczym. Jedyne wnioski (aczkolwiek nie zawsze przekładające się na damsko-męskie relacje) można wysnuwac z RODZAJU posiadanego auta. Na przykład - zajedziesz zmodowanym Patrolem GR MK-I, na 33" Simexie - znaczy, że prawdopodobnie lubisz zapach błota palonego na kolektorze wydechowym. Albo - zajedziesz obniżonym Subaru z wydatnym dźwiękiem - znaczy, że prawdopodobnie lubisz wrażenia z szybkiej jazdy Albo - zajedziesz starym klasykiem - ot najpewniej pasjonat sztuki motoryzacyjnej, lub też (gdy wóz droższy) - sensowna lokata kapitału dająca zysk w przyszłości zamiast jawnych strat wynikających z "instrumentów finansowych" Ale żadnych innych wniosków na podstawie auta nie wyciągniesz. Może poza takowym, że widząc chlew w samochodzie danego posiadacza - jest wysoce możliwe, że podobny chlew spotkamy w jego domu. Zasada jest taka - dzisiaj samochód wzbudzi zainteresowanie tylko w jednym przypadku - jesli jest RZADKI. I nie ma tu znaczenia ile on kosztuje. Bo dopiero naprawdę bardzo drogie auta (np Rolls-Royce, Bugatti czy inne Lambo) - są rzadkie wskutek swojej ceny. Cała reszta nowych samochodów to wozy nie wytwarzające żadnej bariery w tym by mieć możliwość jazdy nimi. Żaden problem. Jakies 15 lat temu przez jakiś czas miałem prawie nowego Jeepa Granda Cherokee (WJ 4.7-V8). Kupiony za granica, oczywiście za gotówkę. Wart wtedy dużo. I już wtedy nie był to samochód, na ktory ktoś (w tym kobiety) zwraca uwagę. Kilka lat później (jakos w 2010 roku) zakupiłem w Berlinie za kwotę 1000 euro ówczesnie 23 letnie Volvo 740 turbo. I jeździłem tym wozem przez kilka lat. Z racji, że juz wtedy tych samochodów niemal nie było - bardzo wielu ludzi się za nim oglądało. Pamiętam, że jakoś w 2012 roku byłem w jednej ze śląskich miejscowości na pewnej robocie. Robota była na terenie szkoły podstawowej w pewnej gminie. Pani dyrektor tej szkoły (w moim wieku) SAMA zagadała do mnie mniej wiecej tak: - piękny ma pan samochód, taki zabytkowy, jest pan sentymentalistą ? - niezupełnie, jeżdzę starym Volvo dlatego, ze częsci zamienne są trudno dostępne - nie ma ? - nie w tym rzecz - to się po prostu nie psuje. Na"ty" przeszliśmy po kwadransie. Do dzisiaj mamy ze sobą bardzo pozytywny kontakt.
  9. Nie w tym rzecz. Chodzi o to, że wywołanie zjawiska p/t "przyjechał na randkę nowym samochodem" jest dziecinnie proste. Bo nowy samochód może dostać człowiek, ktorego na ten samochód nie stać. Bez problemu. Dopóki płaci raty - to jeździ. Przestanie - to mu wóz zabiorą. Dlatego też samochód NIE JEST żadnym wyznacznikiem zamożności. To jest tak powszechna rzecz, że nie robi już na nikim żadnego wrażenia.
  10. A niezupełnie, niezupełnie ! Bo jej powiedziałeś ! Sztuka w tym, że W124 w stanie przeze mnie opisanym jest samochodem RZADKO SPOTYKANYM ! Czyli - laska nie widzi takich aut pod Biedronkami itp. A skoro nie widzi - to znaczy, że ich nie ma. I wtedy dupa rozumuje tak: Rzadkie auto, na pewno drogie. Bo to są dość rzadko spotykane auta. I dlatego robią wrażenie.
  11. Tak. To możliwe pośród bezmózgich, nie używających rozumu gówniar. Ale nieco starsza kobieta zna życie na tyle dobrze, że wie, iż dzisiaj samochód NIE JEST żadnym wyznacznikiem. A jesli tego nawet starsza kobieta nie wie - to jest po prostu idiotką. Dzisiaj absolutny łachmyta pójdzie do salonu i weźmie w leasing dowolny, najdroższy nawet samochód. Bo on go nie POSIĄDZIE ale zwyczajnie wypożyczy. Wystarczy, że wpłaci jedną ratę leasingową i już może jechać na spotkanie z blacharą nowiutkim samochodem. Podczas gdy sam ma gołe jaja. Tak samo z samochodem kupionym na kredyt - żaden, ale to żaden wyznacznik zamożności - zwłaszcza, że kupiony nie za pieniądze tego, kto nim przyjechał - a za pieniądze banku. To już lepiej zajechać samochodem pożyczonym od tatusia - bo kierowca takiego i owszem kasy swej nań nie wydał, ale nie jest obciażony ratami kredytu. To działało może 25-30 lat temu - gdyż wtedy rzeczywiście trzeba było się postarać by mieć możliwość przyjazdu na spotkanie z laską dobrym autem. Albo musiałeś go kupić, albo spełnić znacznie wieksze rygory - by dostać leasing. Dziś to jest dobro dostępne dla byle łachmyty - więc samochód nie jest żadnym wyznacznikiem czegokolwiek. Co innego gdybyś na przykład zajechał 30 letnim W124 w stanie igła. W dodatku na żółtych tablicach. O - to jest coś. Dlatego, ze nie ma w Polsce ani jednego salonu, w ktorym ktoś wyleasinguje albo sprzeda Ci na kredyt 30 letni samochód. Jeśli przyjedziesz do laski W124 z 1989 roku a wóz będzie ładny - to oczywiście nie musi to świadczyć o Twej wysokiej zamożności. Takie auto warte jest realnie powiedzmy 30-50 tysiecy. Ale świadczy to o czyms innym - że jestes pasjonat i na pewno gosć wyjątkowy. Jeden z nielicznych, którzy jezdzą takim samochodem.
  12. Mógłbym Ci zadać szereg niewygodnych pytań. Ale nie zrobię tego z dwóch powodów: 1. Abyś sam się nie zaorał 2. By nie wzniecać niepotrzebnej gównoburzy - takie samej jak gównoburza wskutek propagowania testów DNA na kafeterii. Natomiast zgodzę się z Twym ostatnim zdaniem. Mianowicie: Faktycznie. Smoleńsk to świetna rzecz do skłócenia ludzi. Połowy wierzącej w zwykły wypadek z drugą połową od zamachu wykonanego przez ruskich (bo u ruskich) W takiej kłótni prawdziwy sprawca jest bezkarny, a w dodatku - skłóconym społeczeństwem łatwiej sterować. Same plusy. PS: Wybitnie nie wyszło Ci zacytowanie mnie za co najpewniej wyłapiesz warna. No chyba, że zawczasu posprzątasz w swym poście. Sam miałem problem z wyłapaniem fragmentów Twoich wypowiedzi zmieszanych z tym co skopiowałeś z mojego posta.
  13. Coś zbyt często powtarzasz te słowa :) Zasada jest prosta - jesli istnieje dla kogoś niewygodna prawda - to ten ktoś nie mając już żadnych innych możliwości zatajenia tej prawdy (czyli wyszła na jaw) - robi propagandę iż to "teoria spiskowa" Znany od lat jest stary sposób służb specjalnych na "spalenie" prawdziwej wersji jakichś wydarzeń. Mianowicie - służby nie od dziś zadaniują agentów by ci - odpowiednio opłacani - robili w przestrzeni publicznej za idiotów. I takowi są nagłaśniani. Pojawia się na przykład jakiś jutuber w przebraniu rycerza, indianina czy też innego bajkowego księcia i publikuje niezliczone filmiki gdzie przekonuje ludzi do ewidentnych bzdur. Przykładowo że dwa i dwa to pięć. Albo że takie okragłe z promieniem to nie koło tylko kwadrat. Albo jeszcze inne, ewidentne bzdury. Ludzie się oswajają z tym zawodnikiem i natychmiast kojarzą go jako idiotę. "Aaaa, to ten kretyn co dwa i dwa w pieć sumuje". "Aha, jasne, to ten palant od okrągłych kwadratów" I tak agent robi robotę. Po co ? O tym niżej. Duraczenie ludzi spowodowało to, że ludzie dziś nie mają pojęcia czym jest nauka. A w prawdziwej, rzetelnej nauce - nie jest ważne KTO coś mówi, ale wazne jest to CO ktoś mówi. Czyli - wygłoszona kwestia przez dowolną osobę jest sprawdzana WYŁACZNIE W KWESTII ZAWARTOŚCI a nie w kwestii ust, ktore ją wypowiedziały. W rzetelnej nauce nie ma czegoś takiego jak "powiedział to autorytet wiec tylko dlatego, że powiedział to autorytet - musi to być prawda" Jak również w rzetelnej nauce nie ma czegoś takiego jak "skoro to powiedział idiota - to nie może być to prawdą" Bo przecież nie wytrzymuje krytyki uzależnienie prawdziwości twierdzenia od tego kto to powiedział - gdyż gdyby najmądrzejszemu człowiekowi na ziemi (tej ziemi) wypsnęło się że 2+2=5 - nie stanie się to automatycznie prawdą. A tego zduraczone lemingi nie pojmują. Słuzby chcąc spalić prawdziwą teorię na jakiś temat - w pewnym momencie nakazują ogłosić ją zadaniowanemu przez siebie idiocie. I ten człowiek, ktory wczesniej kwadratowił koło i otrzymywał pieć z sumy dwóch dwójek - nagle powtarza PRAWDZIWĄ wersję ! Co się wtedy dzieje ? Ano efekt jest taki: Gdy w jakimś towarzystwie przedstawisz tę teorię (prawdziwą, spójną, logiczną) - to za chwilę dostaniesz argument - "no co ty, pojebało cię ?, po tym idiocie od 2+2=5 spiskowe teorie powtarzasz ? hehehehehe" I tak się pali prawdę. Ale do tego potrzeba durnego społeczeństwa. Które przecież zdruraczone już dawno zostało. Smoleńsk to był majstersztyk ! Bo połowa ludzi uwierzyła w zwykły wypadek, a druga połowa - że to zamach wykonany przez ruskich bo to się stało u ruskich. A prawdziwy sprawca wpada w chichot nie niepokojony przez nikogo
  14. Wtedy, w 2008 roku w Gruzji - można powiedzieć, że p. Lech Kaczyński - jako amerykański dywersant - istotnie naraził się p. Putinowi. Z tym, że 10 kwietnia 2010 roku Rosjanie JUŻ NIE MIELI żadnego wyraźnego powodu aby zabijać prezydenta Lecha Kaczyńskiego, w dodatku w sposób sprowadzający na nich podejrzenia. JUŻ NIE MIELI. Bo takie powodu ustały ponad pół roku wczesniej. Mianowicie - 17 września 2009 roku. Tego dnia bowiem ówczesny prezydent Stanów Zjednoczonych Barack Obama dokonał z ówczesnym rosyjskim premierem p. Włodzimierzem Putinem - słynnego resetu w stosunkach amerykańsko - rosyjskich. Czym całkowicie unieszkodliwił wszelką politykę wschodnią p. Lecha Kaczyńskiego. Bo reset polegał na tym, że Amerykanie wycofali się z aktywnej polityki w Europie Wschodniej. Polski prezydent - tym samym pozbawiony wsparcia odpowiednio mocnego sojusznika - mógł sobie pod adresem Rosji - co najwyżej groźnie pokiwać palcem w bucie. Tu reszta:
  15. I znów w trybie sprostowania bo znów posługujesz się ćwierćprawdami. Bo nadal ocierasz się o prawdę. A było tak. Od chwili zdania matury (a był to maj 1991 roku) - nie dostałem na tzw "życie" od rodziców ani grosika. I nie mieszkałem wtedy u rodziców a co najwyzej blisko rodziców. Bo w tym samym domu. W wydzielonym, istniejącym do dzis nawiasem mówiąc mieszkaniu (i to dwupoziomowym) bo wykonanym ze strychu i jednego pokoju na piętrze. Wydzielonym, wyremontowanym i dostosowanym pode mnie za jakże by inaczej - moje własne pieniadze. Za prad, węgiel, inne opłaty - normalnie płaciłem adekwatnie do używanej częsci budynku. Tak zadecydował ojciec i może jest to szokujące - ale było naprawdę świetnym rozwiazaniem. Zresztą - ojciec sam to kiedyś "przerabiał" - jak będąc młodym inżynierem (lata 60-te) mieszkał w Gdańsku u swoich rodziców (a moich dziadków). Też płacił. Dzięki temu nie miałem żadnego problemu by w wieku 27 lat (a więc w 1999 roku) - zacząć budować własny dom i po dwóch latach go skończyć. I to co podkresliłem - ma być równoznacznym argumentem z wzięciem kredytu czy otrzymaniem spadku - wskutek czego stać Cię na budowę ? Naprawdę sam się chłopcze ośmieszasz. To czy budujesz dom mieszkając u rodziców za darmo (czyli nic Cię lokum nie kosztuje) czy też mieszkasz w mieszkaniu wynajętym - do kosztów budowy domu nie ma żadnego znaczenia. Dlatego że dzisiaj, tu u nas na wiosce - musisz mieć co najmniej 700 tysięcy złotych by zbudowac dom i zakupić działkę. I to naprawdę skromnie licząc. Mieszkanie (np 50 m kw) tu u nas na wiosce wynajmiesz za 1500 złotych miesięcznie (a może i nawet taniej). Rocznie najem kosztuje Cię więc 12*1500 = 18 tysięcy, zaś przez dwa lata (a tyle budowałem dom) robi się z tego 36 klocka. 36 tysiecy do 700 tysiecy to 5%. Czyli - suma kompletnie bez znaczenia w kategorii "dzięki temu stać mnie bądź nie stać na budowę domu" 20 lat temu tu u mnie na wiosce budowa domu kosztowała jakieś 250-350 tysiecy. Na ówczesne pieniądze. Sam tyle wydałem, bliżej tej wyższej wartości (na co nawet chyba gdzieś są jeszcze jakieś kwity) Pensja przeciętna wówczas wynosiła tu nie wiecej niż 1500 złotych. Mieszkanie wynająć wtedy mogłeś za 500-700 złotych - i to raczej takie lepsze. Jak wiec widzisz - proporcje były podobne. Ty naprawdę masz sieczkę w mózgu.
  16. Oczywiście tak. I to miałem na mysli. Chodzi jednak o to jak rozegrać drugą kwestię - czyli zwindykowac kasę zapłaconą za wychowywanie razem z kobietą, w majątkowej wspolnocie nie swojego dziecka ? Podejrzewam, że takiej mozliwości nie ma. Albo zawierasz małzeństwo ze wszystkimi skutkami (i możliwościami) przewidzianymi przez KRiO, albo nie zawierasz.
  17. Z uznawaniem dziecka jest pewien, drobny, słaby punkt. Mianowicie co w przypadku jesli facet uznał a po latach okazało się, że nie jego ? O ile w kwestii że tak powiem "niezwiązkowej" - czyli kobieta i facet żyją osobno, kobieta dziecko wychowuje, facet płaci alimenty - sprawa prosta - alimenty do zwrotu. Gorzej sprawa się przedstawia kiedy żyją jak rodzina. Wtedy cięzko jest ustalić ile faktycznie facet poniósł kosztów na wychowywanie nie swego dziecka. A jesli nawet to się jakoś wyliczy - to jak to windykować od kobiety jesli żyją w dobrowolnie ustalonej wspólnocie majątkowej ? Jedynym sposobem mogłoby być potraktowanie urodzenia "obcego" dziecka jako zdrady - zgodnie z umową - skutkującej brakiem prawa do majątku wspólnego przy jego podziale przy rozwiązaniu tej umowy.
  18. Dlatego jestem zdania, że małzeństwo w ogóle nie powinno byc regulowane przez państwo. Niech ludzie są ze sobą na dowolnych zasadach. Na gębę, bez gęby, na piśmie dowolna umowa - co komu pasuje. W dodatku odpadnie wówczas problem wychowywania nie swoich dzieci. Bo w małzenstwie dziecko automatycznie jest męża. Poza małżeństwem natomiast albo jest uznawane przez męzczyznę (sam się przyznaje, że jego), albo sądownie. Nadto nie ma żadnych przeszkód by w umowie między kobietą a facetem dotyczącej związku sformalizowanego (ktory można sobie nazwać dowolnie, w tym małzeństwem) - można zawrzeć stwierdzenie niemal przepisane z obecnego KRiO z innym jednak zakończeniem. Czyli - jesli kobieta urodzi dziecko w okresie obowiązywania umowy lub do 300 dni po jej rozwiązaniu - ojcostwo męzczyzny ustala się wyłącznie na podstawie badania DNA.
  19. Jesli coś z powyższego jest do mnie (a zakładam, że jest) - to nie pozostaje mi nic innego jak rzec dośc głośno: Jak to powiadają nasi posłowie - "Panie Marszałku ja w trybie sprostowania" Otóż jesli zakładałeś, że odziedziczyłem dom po tatusiu (a zapewne takie założenie można wysnuć z treści Twego posta) - to muszę stwierdzić, że po raz pierwszy w tym wątku otarłeś się o prawdę. Otarłeś - a to nie znaczy, że napisałeś prawdę. Twoje otarcie się o prawdę konkretnie polega na tym, że prawdy w stwierdzeniu iż jakoby "odziedziczyłem dom po tatusiu" - jest dokładnie jedna szósta. Najwyżej jedna szósta. Nie jest to więc cała prawda, nie jest to półprawda, nie jest to nawet ćwierćprawda. To szósta częśc prawdy. W dodatku obowiazująca od maksymalnie dwóch lat z lekkim okładem. Dlaczego ? Skup się i przeczytaj trzy razy, lub daj komuś kto Ci to przeczyta. Mianowicie - prawdą jest to, że mój ojciec miał dom. Mieszkał z nim do śmierci z moją matką, a zarazem jego żoną. W tym domu mieszkałem kiedyś także ja i moja siostra. Wiecej dzieci nie było. Ojciec zmarł dwa lata temu. Testamentu nie pozostawił. Zatem - dziedziczenie następuje ustawowo. Jest trójka spadkobierców (wdowa po zmarłym i dwójka dzieci zmarłego) - zatem kazdemu ze spadkobierców przypada po jednej trzeciej z połowy domu, ktory był małzeńską wspólnotą majątkową. I na tej podstawie można powiedziec, że istotnie - na dzień dzisiejszy jestem spadkobiercą ustawowym 1/6 domu po moim ojcu. Co nie znaczy, że część tę odziedziczyłem. Postępowania spadkowego w tej sprawie nie było. I nie spieszy mi się. Nie wiem w ogóle czy ten spadek kiedyś przyjmę, czy się zrzeknę (np na korzyść siostry). Ale prawo jakby nie brać - mam. Nie ma to dla mnie większego znaczenia - gdyż od 18 lat mieszkam w swoim własnym domu. Zbudowałem go w latach 1999-2001 - tak samo jak Ty teraz swój dom budujesz. Z tą jednak róznicą, iż mój dom od samego początku był moją, jedyną i wyłaczną, niczym nie ograniczoną własnoscią - ponieważ zbudowałem go za własne pieniądze. Ty natomiast - budujesz swój dom z kredytu hipotecznego. Jest to sprawa oczywista - bo skoro kupujesz samochody na kredyt - to oznacza, że na zakup za gotówkę takiego auta - nie stać Cię. Wóz - nawet luksusowy (leksusowy ?), ktorym jeździsz - jako nowy w salonie nie jest wart więcej niż kawalerka w Trójmieście. Zatem - Twój dom będzie tak naprawdę i całkowicie Twój dopiero wtedy kiedy spłacisz kredyt, ktory pobrałeś. Do tego momentu nie będzie to Twoja jedyna i całkowita własność - a zaledwie ułuda własności. Taki matrix. To samo tyczy się samochodu. Nie kupiony za Twoje pieniądze - Twój być nie może. Chyba, że wierzysz w matrix. Jakies 20 lat temu bym Cię zrozumiał. Ano jest sobie koleżka, ktoremu się wydaje, że jest królem życia. Ale jakoś ludzie mają o nim nieco inne, mniej majestatyczne zdanie. Bo wygląda tak samo jak oni. To dawaj - kredyt na dom i kredyt na samochód. 20 lat temu tu u mnie na zapadłej wsi kaszubskiej - miałbyś pewne szanse "przytwarzować" tego typu cudzymi (przeciez banku, nie Twoimi) dobrami. Bo ludzie wyciągaliby jeszcze wtedy - niekompletny wniosek ze stwierdzenia: "Jeździ nowym samochodem, mieszka w nowym domu" po czym jeszcze wówczas - wysnuliby pochopny wniosek - "musi to znaczny kto" Z powyższego wynika jedno - istotnie - jeździ nowym samochodem. Kropka. Oraz wynika drugie - istotnie - mieszka w nowym domu. Kropka. Teraz nalezy się zastanowić czyj naprawdę jest dom i samochód a po uzyskaniu odpowiedzi na te pytania (dziś oczywiste w odróżnieniu od sytuacji 20 lat temu) - wychodzi, że "król zycia" jest nagi. Tak samo jak Polska po rządach Gierka. I nie tylko. I świeci gołą dupą Tyle w ramach sprostowania. I dalszych dyskusji z Tobą. Po prostu nawet z nudów mi się już nie chce. Plujesz bowiem jadem jak każda gadzina - a gadziny albo się ubija, albo omija. Wybieram to drugie Paradne Pytasz mnie o nazwę uczelni, którą sam skończyłeś ? Toż to p. Ryszard Petru nie wpadłby na tak malownicze samozaoranie
  20. Akurat to Ty nic nie rozumiesz a nawet można powiedzieć, że nie masz pojęcia o pojęciach. I od nich powinieneś zacząć naprawę swej mózgownicy. Bo pisząc "mam rozdzielnosć" - bezdyskusyjnie i jednoznacznie wskazałeś, że pozostajesz w związku małzeńskim. A jesli tak nie jest - to znaczy ni mniej ni więcej - że nie rozumiesz tego pojęcia Nie przeczę. Tak własnie jest. Prosty chłop ze mnie, złota rączka, mieszkam na wsi. I dobrze mi z tym. Być może wskutek właśnie nieskażonego wielkomiejskim, lewackim matrixem postrzegania świata - jak na razie wszystko mi się udaje, z kobietami również. Co sam zresztą zauwazyłeś. Jak mogę oszczędzać na jajkach skoro je masowo jem ? Mam dwa takowe, ale nimi się jakoś przesadnie nie chwalę - bo dzisiaj magister - to raczej informacja niezbyt pochlebna. Szczególnie jesli jest to tytuł z takiej uczelni jaką Ty skończyłeś. Zwłaszcza w odniesieniu do daty dyplomu. No cóż. Powiem Ci że to pozytywna informacja. Bo rzeczywiście - mam wyraźne niedostatki w głupocie. Mam również powazne niedostatki w tak zwanym "męskim zbabieniu". Mam olbrzymie wręcz niedostatki w zlewaczeniu. Kolosalnych niedostatków u mnie mnóstwo w białorycerzeniu i byciu damskim boytoyo-bankomatem. I dlatego słusznie zauważasz iż nie możemy być równorzędnymi partnerami w dyskusji. Pełna w tym moja zgoda. Dlatego też - zastanowię się czy w ogóle z Tobą dyskutować. Być może lepszym rozwiązaniem byłoby Cię obśmiewać - co jakos trudne nie będzie, ale z drugiej strony - czy godzi się człowiekowi prostemu, wiejskiemu mechanikowi, chłopkowi roztropkowi nasmiewać z intelektualnego, zbabiałego ciamajdy z wielkiego miasta ? Myślę że nie tylko się nie godzi, ale i zwyczajnie szkoda na to czasu. Kiedyś w internetach chodziło takie powiedzenie - by nie dyskutować z idiotą gdyż najpierw sprowadzi cię do swego poziomu - po czym pokona doświadczeniem. Jak widać - Twój przypadek jest potwierdzeniem, iż powiedzenie to nadal zachowuje całkowitą aktualność. PS: Pozwolę sobie zauważyć, że klikając "haha" przy moim poście nabijasz mi reputację Podziękowania zatem
  21. Synku (czyjś na pewno, bo przecież nie mój) - każdy rozwód powoduje ustanie małzeństwa. A co za tym idzie - małzeńskiego ustroju majątkowego (ustawowego lub umownego) I tyle. A to, co do dnia rozwodu razem wytworzyło małzeństwo w charakterze majątku wspolnego - to całkowicie inna sprawa. To może być podzielone w trakcie rozwodu, po rozwodzie, po 10 latach lub nie podzielone wcale. Może być nawet podzielone przed rozwodem - przy spełnieniu warunku, o którym niżej. Ale NIE MA TAKIEJ MOŻLIWOŚCI, że nie będąc w małzeństwie - pozostajesz nadal w małzeńskim ustroju majątkowym. I tyle. Dlatego, że nie jesteś już małzonkiem. Lub też małżonkiem nie jesteś jeszcze. Druga sprawa - intercyzę oczywiście możesz spisać przed małzeństwem. Z tym, że skutki jej istnienia (czyli umowny ustrój majątkowy) mają miejsce tylko i wyłącznie po zawarciu małzeństwa. Wczesniej bowiem (czyli wtedy kiedy nie jestes jeszcze w związku małżeńskim) - intercyza nic nie wywołuje bo nie ma stanu, ktory intercyza zmienia z ustawowego na umowny. Identycznie możesz dokonać podziału majątku wspolnego pozostając w małzeństwie. Z tym, że aby tego dokonać - musisz najpierw znieść ustawowy ustrój majątkowy wprowadzając w jego miejsce ustrój umowny (zwany potocznie rozdzielnością majątkową) Jak to rzekł Moks do Nuty w Vabanku Machulskiego - "puknij się w ten niedotarty łeb !" To o czym piszesz nie ma nic wspolnego z istnieniem potocznego pojęcia "rozdzielnosć majątkowa". Po prostu pomyliłeś dwie zasadnicze kwestie - małzeński ustrój majątkowy (ustawowy bądź umowny), ktory może istnieć wyłącznie w małzeństwie z jego skutkami w postaci wspolnego majątku - ktorego temat może ciągnąć się do śmierci małzonka a nawet i po niej. Krótko mówiąc - nie namawiam Cię już teraz do doczytania KRiO. Namawiam Cię do czegoś innego. Nazywa się to używaniem rozumu.
  22. To akurat jest logiczne i oczywiste. Bo nie występujące poza małzeństwem. Nie może być małzeńskiego ustroju majątkowego między dwiema osobami nie pozostającymi w małzeństwie. I dlatego ciekawi mnie czy to jego formalna żona - czy też on jako cały czas żonkoś - popadł w związek z "nową, lepszą, zyciową partnerką" Obstawiam to drugie. Bo tylko to pasuje do posiadania rozdzielności majątkowej i stwierdzenia, że ustało małzeństwo. Bo małzeństwo ustać mogło z powodu zaniechania wspolnego pożycia seksualnego, uczuciowego i gospodarczego. A na papierze @tytuschrypus nadal jest mężem. Który aktualnie ma nową partnerkę. I tak zapewne jest. Choć weselej byłoby gdyby się ożenił ponownie. A tego to nie wiem. Ale jesli tak jest - to mamy ciekawą kompilację. Mianowicie - betaprovider plus boytoy w jednym Wymarzone combo dla podstarzałej damy
  23. Nie tylko przez to Nie słyszałem ani razu o przypadku by facet zostawił kobietę dlatego, że ta nie chciała pokrywać w połowie bieżących wydatków. Oczywiscie to, że ja nie słyszałem jeszcze nie znaczy, że takich przypadków nie ma. Może są, ale jesli nawet - to niezwykle rzadkie. Już prędzej facet zostawi kobietę dlatego, że nie tylko nic nie dokłada ale i przestała całkowicie wypełniać domowe obowiązki. Bo nie pracuje, nie zarabia, siedzi w domu, nie gotuje, nie sprząta, nie pierze i nie prasuje. A i to nie zawsze i nie od razu. Akurat jaka jest jego sytuacja to ja doskonale wiem - bo to po prostu wynika ze stanowiska prezentowanego w postach. Chodzi tylko o to by sam to napisał. Po to by w innej dyskusji przy powołaniu się na jego stan cywilny - nie wyparł się, że to nieprawda. Dla mnie wystarczyło te kilka jego postów jak kluczy niczym Bolek wokół swej oczywistej, agenturalnej przeszłości. I myślę, że wielu Braciom też
  24. Ale nie pod moje. Ja nie mam złudzeń. Chodzi tylko o to bys powiedział Braciom jaki jest twoj obecny stan cywilny. To wszystko. A właśnie - Bracia - jak sądzicie. Przydałoby się by Brat @tytuschrypus zrobił mały coming out w kwestii swego obecnego stanu cywilnego czy nie ? Moje zdanie jest takie, że fajnie by było. Ale chciałbym poznac Wasze. Może rzeczywiście to niepotrzebne ? I pomysleć, że facet, ktory ma problem z udzieleniem na forum publicznym odpowiedzi na tak proste (a zarazem kluczowe) pytanie - chce ustawiać babę w związku No cóż - Twoim prawem jest mieć takie wyobrażenie. Szczególnie jesli kobita jest cwana (a takie czasami się trafiają) i wie, że to tylko Twoje wyobrażenie. Dziś ma - jutro może nie mieć. To po pierwsze. Po drugie, wazniejsze. Baba rozumuje tak - "Oczywiście mam pieniądze ale tych nigdy za wiele. Lepiej chyba wydać mniej na dom, rachunki itp i mieć wskutek tego na bardziej wypasione buty, inne pierdoły - skoro i tak facet to zapłaci bo musi. Przecież mnie nie zostawi, a jesli nawet - znajdzie się inny bez takich pretensji. Betabankomatów nie brakuje"
  25. Pozwolę sobie po babsku rzec do Ciebie - "bądź męzczyzną" i powiedz jak to z Tobą jest. Jesteż żonaty czy nie jestes ? Prosta odpowiedź. Ma to bowiem istotne znaczenie w postrzeganiu treści, które tu publikujesz. Zaś w kwestii rozdzielności majątkowej (a więc umownego małzeńskiego ustroju majątkowego) - to można o niej mówić jedynie wtedy kiedy istnieje małzenstwo. Zaś w kwestii podziału majątku - oczywiście może być on niepodzielony nawet po rozwiązaniu małzeństwa przez rozwód. Takich przypadków jest mnóstwo. Zatem - ponownie (bo jak widać raz nie wystarcza) stawiam pytanie - jesteś obecnie żonaty czy nie ? A jesli jestes - to ze starą żoną czy też niedawno się ożeniłeś ? Wielce to ciekawe - szczególnie, że może powodować bardzo interesujące przypuszczenia - gdyż stwierdzenie: - po czym zgrabne przejście w kierunku nieudolnych złośliwości - jako żywo przypomina pytanie p. Lecha Wałęsy o to czy był TW Bolkiem Posługuję się tym porównaniem a nie przysłowiem o złodzieju i płonącej na jego głowie czapce - bo zaraz będzie że Cię o kradzież oskarżam. Cóż poradzić skoro tak własnie jest - że jak na razie wszystko mi się udaje ? Ano cieszyć się.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Umieściliśmy na Twoim urządzeniu pliki cookie, aby pomóc Ci usprawnić przeglądanie strony. Możesz dostosować ustawienia plików cookie, w przeciwnym wypadku zakładamy, że wyrażasz na to zgodę.