Skocz do zawartości

Bonzo

Starszy Użytkownik
  • Postów

    2356
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

  • Wygrane w rankingu

    30
  • Donations

    100.00 PLN 

Treść opublikowana przez Bonzo

  1. W moim życiu była jedna transformacja. Stop stalym związkom z kobietami. Co zaowocowało większą ilością kobiet w moim życiu i totalnym zerem problemów przez nie powodowanych. Kobiety uwielbiam. Są to zajebiste stworzonka, wszystkie bym najchętniej wyściskał i fachowo wymiętosił Warunek jest jeden - UMIEJĘTNIE z nich korzystać i życie będzie piękne. Nic na ciśnieniu, nic na siłę, nic na rympał. Totalny luz. Szarmancja, grzeczność i doskonały humor. Oraz najważniejsze - wiedzieć kiedy przestać - bo tylko wtedy możesz z tej sceny zejść niepokonanym. To jest wojna partyzancka. Facet to partyzant, kobieta to żołnierz wsparty sprzętem, prawem i przychylnością otoczenia. Partyzanci bowiem nie mają takiej broni jak normalne wojsko. Nie mają takiego wsparcia w sprzecie i narzędziach. Więc muszą zaatakować, zadać możliwe największe straty i uciekać gdy się wojsko zorientuje skąd strzał wyprowadzono Trzeba być samobójcą by jako partyzant z nożem - stawać do walki z czołgiem.
  2. Co do niektórych idei - tak. Na przykład - że kobieta jest męzczyźnie poddana, męzczyzna rządzi w domu itp. Natomiast nie zmienia to faktu, że matrixa w KK jest całkiem niemało. Gdybym miał do wyboru - życ w państwie kościelnym gdzie jednowładczo rządzi papież (czyli nie ma demokracji), obowiązują zasady prostego prawa opartego o dekalog, są niskie podatki (np 10% i nic więcej), minimalna biurokracja vs życ w państwie typu Unia Europejska z wysokimi podatkami, pojebanym socjałem, pedało, ekolo, femino, "mową nienawiści" - to zdecydowanie wybieram to pierwsze. Dzieci nie mam. Ale gdybym je miał - to stanowczo wolałbym aby uczęszczały do szkoły prowadzonej przez księży i zakonnice, z rygorem i cielesnymi karami za niesubordynację niż do szkoły, gdzie nauczyciel nie ma żadnego autorytetu, uczą genderów, LGBT, seksedukacji i poza tym jest jeden pierdolnik, a dzieciak zamiast czegokolwiek się uczyć - jest zduraczony. Co oczywiście nie zmienia faktu, że spokojnie byłbym w stanie wymyślić lepsze, bardziej wolnościowe panstwo niz kościelne.
  3. No ba. PRL uczyła zaradności ! Nie to co dzisiaj - wszystko podane. Trzeba było pokombinować aby przezyć, zwłaszcza, że kartkowe przydziały mięsa, wódki, papierosów, cukru - nie wystarczały. I człowiek kombinował ! Co więcej - PRL uczyła i innej zaradności. Manualnej. Kazdy facet (a i nierzadko tez kobieta) - musiał być złotą rączką. Stolarzem, tynkarzem, kafelkarzem, elektrykiem i mechanikiem. A nawet krawcem. Bo gdy się Brytyjczykowi rozpruły portki - to szedł do sklepu po nowe. Polak bardzo chętnie po nowe porcięta też by poszedł - ale tych w sklepie nie było. Więc - aby nie świecic gołą dupą (albo kutasem) - brał igłę, nici i szył. Albo - naszywał łatę. W podstawówce, w okolicy gdzieś 1984 roku widze taką scenę na lekcji. Siedzi sobie w ławce przede mną prosty chłopak ze wsi imieniem Kazio, słucha lekcji - co pani mówi i szyje. - Kazio - co robisz ? - szyję - szyjesz ?, co szyjesz ? - kurtkę bo mnie Długi na przerwie szarpnął i się rękaw naderwał - a skąd masz igłę i nici ? - pani mi dała, muszę to zaraz zaszyć bo mnie w domu matka zajebie.
  4. Bo jej nie ma. Płacisz i tu i tu. Z tym że burdelowej dziwce - znacząco mniej w kwocie, a w dodatku oszczędzasz czas. A czas to też pieniądz. Ironia losu polega na tym, że może się okazać, że wyrwana przez Ciebie na drogi samochód dupa - to laska, którą wczoraj posuwałem w burdelu za 200 złotych na godzinę. Albo wyrwałem ją na erodate, gdyz w profilu miała przy parametrze "wsparcie" - informację - "przyjmę" Absolutnie nie jest wykluczony taki przypadek, co wiecej - rzekłbym że wręcz wysoce prawdopodobny. Jak to nie kupię skoro kasa jest priorytetem ? Kupię identycznie - tyle tylko, że będzie trzeba za nią wiecej zapłacić.
  5. Gdyby chcieć te zbędne etaty zestawić z tym co jest dzisiaj (urzedy) to nie wiem kiedy było ich więcej. Bo w PRL'u urzędników było trzy, a może i cztery razy mniej niż jest dzisiaj. Prawda. Choć wprost nakazu nie było. Praca nie była obowiązkowa i można było legalnie NIE pracować. Z tym, że był to socjał dostępny dla PRACOWNIKÓW ! Chciałeś wczasy - nie ma sprawy - w zakładzie była odpowiednia komórka - gdzie składałeś wniosek i dostawałeś bądź nie. Ale musiałeś pracować, nie ma za darmo. Na lepszych stanowiskach miałeś szansę nawet na "urlop w bugari"
  6. A nie ? Kobieta, ktora leci na drogi samochód to taka sama sprzedajna kurwa jak zwyczajna kurew w burdelu. Róznią sie tylko ceną a oferują to samo. W pewnej reklamie proszku do prania zawarte było słuszne i praktyczne, życiowe spostrzeżenie. Skoro nie widać róznicy - to po co przepłacać ?
  7. Też się zdziwiłem ale pytający chłopak jest młody. Pisał gdzieś, że chyba ma rodziców w podobnym do mojego wieku. Warte odnotowania jest coś też innego. Tu na tym forum porusza się ogólnie okreslony temat jako "damska spierdolina" Zauważ, że damska spierdolina jest tym mniejsza - im socjalizm w danym kraju jest mniejszy. Ktoś tu kiedys pisał, że spierdoliny w Chinkach czy Tajkach jest mniej niz w Niemkach czy Szwedkach. Co więcej - mniej też jej było za PRL'u. Mimo, że "pryl" była panstwem socjalistycznym. Ale uwaga - tylko z nazwy. Socjalizmu w PRL'u było mniej niż dzisiaj dlatego, że nie istniały żadne MOPS'y, 500+, zasiłki. Nie pracujesz - nie masz kasy. Koniec, kropka. W 1983 roku wydana została ksiażka Ewy Krasnodębskiej p/t "Jak odkrywałam Ameryke" Ojciec ją kupił, przeczytał, po czym dał mi - wówczas 11 letniemu gówniarzowi do przeczytania. Dowiedziałem się z tej ksiązki, że w Ameryce są zasiłki dla bezrobotnych. Byłem w szoku. Jak to ? Płacić nierobom ? Za co kurwa ? Przecież bez pracy nie ma kołaczy. Doznałem wówczas dysonansu poznawczego mimo, że przecież żyłem w kraju socjalistycznym. U nas, w ówczesnej Polsce pod dyktatorskimi rządami generała Jaruzelskiego - nie było mowy o tym by bezrobotny dostał cokolwiek od państwa. Chcesz pieniądze ? Nie ma sprawy - zatrudnij się w jakiejś firmie (najczesciej państwowej), idź na fuchę po godzinach, ewentualnie cos gdzieś kup i gdzies sprzedaj, albo najlepiej - jak masz dojścia - coś komuś załatw to też ci zapłaci. Ale MUSIAŁES coś zrobić, coś od siebie dać, włozyć jakis wysiłek (fizyczny, intelektualny) - i dopiero wtedy za tym szły pieniądze. Wiedział to każdy. I starzec i małolat. I pierwszy sekretarz i prywaciarz. Nawet mewka (ówczesne określenie prostytutki) to wiedziała i to lepiej niż ktokolwiek.
  8. To, że dajesz coś za darmo. Pół biedy gdybyś dawał ze swoich, prywatnych pieniędzy. A to nie są pieniądze rozdających - tylko pieniądze zabrane wszystkim. W tym Tobie. I dlatego te kraje się zwijają zamiast rozwijać. Tak to nie działa.
  9. Chcesz powiedzieć, że kobieta wyrwana na drogie auto jest zdobyta a dziwka w burdelu jest kupiona ? Wolne żarty. Obie są kupione z tą róznica, że za tę pierwszą zapłaciłeś znacznie wiecej otrzymując taki sam "towar".
  10. Ja też sie nie wstydzę. Od zawsze, jesli głosuję (przy tym założeniu) - to na JKM albo na ZNANYCH mi ludzi od niego. Samego JKM znam osobiście od 1995 roku.
  11. No właśnie ! I tu wracamy do podniesionego przeze mnie wczesniej zagadnienia - czy opłacalnym "zdobywanie" kobiet uzywając drogich gadżetów ? Jak juz wspomniałem - na jednorazowe ruchanie prawdopodobnie da sie wyrwać laskę za pomoca drogiego auta. Gwarancji ruchania jeszcze nie ma, ale szansa jest. Koszt operacji jest znaczny - bo drogi samochód czy to pozyczony, czy kupiony, czy wyleasingowany - kosztuje. Ale tak samo jednorazowe ruchanie mozesz mieć za 200 złotych w burdelu. Gdzie dostaniesz identyczną dziewczynę (a kto wie czy wręcz nie tę samą !), z podobnym tak zwanym "przebiegiem" Z tą róznica, że ruchanie w burdelu jest na 100% pewne.
  12. Mogę się zgodzić z tym, że obaj MIESZKAJĄ w mieszkaniach po 300 tysiecy złotych. Ale tylko Czesio posiada mieszkanie za 300 tysiecy. Bo Franek już nie. Czesio może jutro swoje mieszkanie sprzedac i dostanie 300 tysiecy Franek też może jutro swoje mieszkanie sprzedać - i jesli nawet dostanie 300 tysiecy (np ktoś kupi je za gotówkę) - to natychmiast będzie musiał z tych 300 tysiecy odnieść do banku, tytułem zobowiązania kredytowego tyle na ile jeszcze mu do spłacenia pozostało. Jest to wiec całkowicie inne posiadanie. Czy łachmyta, ktory pójdzie do Providenta i pożyczy 10 tysiecy złotych - stanie się człowiekiem bogatszym o 10 tysiecy ?
  13. No dobrze. Zastanówmy się zatem wspolnie nad czyms takim. Mamy taki wynalazek jak TBS. To jest coś podobnego do spółdzielni mieszkaniowej za komuny. Mianowicie - uzyskujesz prawo do użytkowania lokalu w zamian za wpłacany czynsz miesięczny i jakąś wpłatę poczatkową. Włascicielem mieszkania nie jestes, ale masz wszelkie przymioty właściciela - możesz w nim mieszkać, nikt Cię z niego nie wyrzuci, możesz imprezować (zgodnie z przepisami), możesz sobie pomalowac pokój, wymienić sracz w kiblu czy położyć nową glazurę w kuchni. Tyle, że w TBS'ie nie jestes i nigdy nie będziesz właścicielem mieszkania. Róznica między mieszkaniem w TBS a mieszkaniem na kredyt jest taka, że właścicielem tego drugiego będziesz KIEDYŚ, zaś tego pierwszego - nigdy. Poza tym róznic żadnych nie ma. W TBS za prawo do używania takiego mieszkania (o ile pamietam zwanym "partycypacją") - też trzeba coś zapłacić. Wcale nie tak mało, ale też nie jakoś wiele. Na przykład jakies 20% wartości podobnego mieszkania. I gdybyś chciał sprzedać prawo w TBS - to możesz dostać taką samą kwotę jak ktoś kto sprzeda obciażone hipotecznie mieszkanie, ktorego jest niby-włascicielem - po spłaceniu iluś rat.
  14. No paczpan. A ja myslałem, że jestem dziwak Bo też gaci nie noszę. I to ze 20 lat jak nie więcej. Ominąłem ten problem niechodzeniem do lekarzy. Chociaż wróć - jakieś dwa dni temu miałem kontakt z lekarzem. W dodatku kardiologiem. Odebrał naprawiony u mnie na warsztacie swój samochód i przyprowadził do roboty drugi. Tak wiec za jakiś czas - nie tyle ja pójdę do lekarza, ale lekarz pójdzie do mnie. Serduszka mi nie badał - bo moje serduszko tyka w rytmie cza-cza - jak to kiedyś trafnie zauważył Brat @Tornado
  15. Alez świadczy. Mianowicie o tym, że jesli Czesio ma mieszkanie bez hipoteki (za gotówkę) a Franek ma identyczne mieszkanie (np na przeciwko Czesia) ale na kredyt - to Czesio jest włascicielem czegoś innego niż Franek. Bo Czesio może pod swoje mieszkanie dostać kredyt na przykład na 300 tysiecy a Franek na zero. Niech Ci będzie, że obaj sa właścicielami. Tyle, że jest kolosalna róznica w ich stanie posiadania. Bo Czesio jest majętny, zaś Franek - w żadnym razie Ja się dziwię ? Ani trochę. Bo cały czas próbuję Ci wykazac, że mieszkanie na kredyt tylko pozornie nalezy do tego kto je na ten kredyt kupił. Calkiem to logiczne. Nie ma raczej przeszkód by obciażyc willę w Gdyni na Kamiennej Górze (za dwa miliony) - trzema hipotekami pod kredyt na trzy działki po 500 tysiecy każda. W semantycznym ujęciu - może i tak. W rzeczywistości - nie. Przeciez Franek jest włascicielem i Czesio też. Obaj mają identycznie wyglądające mieszkania. Ta sama lokalizacja, ta sama dzielnica, ten sam budynek. A de fakto - są to dwa całkowicie inne składniki majątku - bo Czesio ma majątek warty 300 tysięcy złotych - a Franek (jesli dostał kredyt wczoraj i nie robił żadnej wpłaty własnej) ma majątek warty zero. Obaj będą mieli majątki takie same. Ale dopiero wtedy kiedy Franek spłaci kredyt. Co więcej - teoretycznie może mieć miejsce taka sytuacja, że Franek wział kredyt w nomen omen - frankach szwajcarskich na równowartość 300 tysiecy złotych. Nagle, z dnia na dzień kurs franka skoczył z 2 złotych na 4 (a był taki moment swego czasu) - i teraz się okazuje, że Franek ma do spłaty zdecydowanie więcej niż warte jest mieszkanie ! Zatem - majątek Franka jest ujemny.
  16. Ale wciąż nie zmienia to jednego faktu - na rzekomej Twojej własności ustanowione jest coś co ją ogranicza. Przecież gdyby tak nie było - to sens zabezpieczania swoich interesów hipoteką przez bank - nie istniałby. Podam przykład. Jesli uważasz, że zabezpieczone hipoteką, zakupione mieszkanie na kredyt jest Twoją własnością - to spróbuj pod zastaw tego mieszkania dostać INNY kredyt o wartosci podobnej do rynkowej wartości tego mieszkania - takiej jaką miałoby kupione za gotówkę. Spróbuj. Jesli Ci się to uda - zmienię zdanie. Naprawdę - semantyczne naduzycia w naszym kraju to dziś norma. A naprawę świata zaczyna się od naprawy pojęć. Jak wspomniałem - temat dotyczy majętności człowieka z mieszkaniem na kredyt. Taki człowiek nie jest majętny - mimo, że płaci raty kredytowe, nawet wysokie. On może kiedyś będzie majętny - jak spłaci długi. U mnie w miasteczku jest taki przypadek. Mianowicie - jest sobie grunt na przedmieściach. Kiedyś - to była wioska, a dziś - atrakcyjny punkt. Grunt ten wprowadza pewien dysonans - poniewaz wszędzie dookoła pobudowano domy, bloki, sklepy, lokale usługowe. Miasto pobudowało ulice dookoła, chodniki, oświetlenie, kanalizację, deszczówkę, nawet chyba gaz ziemny jest doprowadzony. Słowem - cywilizacja panie jak niemalże w centrum Warszawy. Wszystko z uzbrojenia jest. A tu nagle - łysa dziura. Spojrzałem na geoportal właśnie i z ciekawosci zmierzyłem - sześć hektarów. Na dziurę tę spoglądaja bardzo łakomie lokalni deweloperzy, kupiliby to od ręki bo podzielic na działki, budować domy - złoty interes. Ale jest pewien problem. Mianowicie - kiedys było to uprawne pole. Najpierw zmarła zona rolnika, ktory to posiadał, następnie w krotkim czasie po niej, jakieś 20 lat temu jak nie dalej - zmarł sam rolnik. Testamentu nie pozostawił. Spadkobiercami są dzieci tego rolasa. Zdaje się trójka. Dzieci te - to całkowita patologia, skłocone na noże ze sobą. Chyba nawet jeden z dzieciaków (teraz to już chłop w moim wieku) - siedział. Do tego stopnia rodzinka jest pokłócona, że do dzisiejszego dnia nie przeprowadzono postępowania spadkowego - choć jest oczywiste, że te dzieci dziedziczą. Grunt lezy jako nieuzytek - nic na nim się nie dzieje. Rosna jakieś krzaki, chaszcze itp. Wartośc tego mozna oszacować na kilka baniek, zwłaszcza, że jest tam miejscowy plan przewidujący zabudowę mieszkalno - usługową, a ziemia marna - klasy niskiej, więc odrolnienie to sprawa prosta. Te dzieci (totalna patologia) - są w zasadzie milionerami (formalnością jest przeprowadzenie postępowania spadkowego). Ale przez kłótnie między nimi - klepią biedę. To jest jaskrawy przykład wskazujący na to, że nie ma znaczenia jak wyglądasz - byś był lub nie był móc uznanym za bogatego. Lub biednego.
  17. Jesli nie masz zdolności kredytowej ? Słowo "właściciel" jest tu moim zdaniem naduzyciem. Nie można być pełnoprawnym, nieograniczonym właścicielem czegoś co stanowi przedmiot zabezpieczenia kredytu. Bo jesli coś zostało poddane takiemu zabezpieczeniu - to już w tym momencie ktoś (zapewne ten, kto udzielił kredytu) - rości sobie określone prawa do tej rzeczy. Słuszne zresztą - bo musi mieć, jak sama nazwa wskazuje - zabezpieczenie na wypadek gdybyś przestał płacic raty. Jak już wspominałem - nazwa to jedno, rzeczywistość drugie. Podam przykład. W poprzedniej kadencji sejmu - pan Krzysztof Bęgowski używał personaliów "Anna Grodzka" i prawdopodobnie w dokumentach wystawionych na to nazwisko widniała płeć "kobieta". W sejmie (a wiec w konstytucyjnym organie władzy państwowej) - figurował jako "posłanka" Czyli kobieta. Prawdopodobnie przed sądem obroniłby damską płeć. A czy był kobietą ? Ależ skąd. Facet, ktory założy sukienkę i perukę - jeszcze kobietą się nie stanie, nawet jesli wykroi sobie fiuta wespół z jajami i torbą je okalającą. Pan Bęgowski prawdopodobnie w Bangkoku przeszedł operację "zmiany płci". czyli - prawdopodobnie wyharatał sobie klejnoty. Słowo "prawdopodobnie" jest tu na miejscu dlatego, że nikt nie odważał się sprawdzić tej strasznej rzeczy (czyli że faktycznie ucięli mu kutasa). Co mnie nie dziwi - bo jak to trafnie ujął w poemacie "Caryca i zwierciadło" Janusz Szpotański - "Któż widok ten opisać zdoła ? I któż w ogóle go wytrzyma ?"
  18. Prawda. I tym gorzej dla kredytobiorcy Przykład z kredkami jest bardzo fajny ale można pokazać ciekawszy. Załóżmy, że chcesz kupić na kredyt mieszkanie za milion złotych na ulicy Mickiewicza. Okazuje się jednak, że na milion nie masz zdolności (zarobki) i bank się nie zgadza. Ale posiadasz już istniejące, Twoje własne, kupione lata temu za gotówkę mieszkanie na ulicy Świętojańskiej, ktore aktualnie warte jest dwa miliony. I bank udziela Ci kredytu na zakup mieszkania za milion na Mickiewicza, ale ustanawia hipotekę na mieszkaniu za dwa miliony na Świetojańskiej. W tym momencie - jesteś rzeczywistym włascicielem mieszkania na Mickiewicza (tego nowego, za milion) - bo nie jest ono obciążone hipotecznie, ale własnie przestałes być właścicielem rzeczywistym mieszkania na Świętojańskiej - bo na nim ustanowiono hipotekę. Wniosek - zamienił stryjek siekierkę na kijek. W wynajmowanym mieszkaniu - tak samo. W wynajmowanym mieszkaniu - tak samo Tym gorzej dla "hipotecznika" ! Z tym, że w pierwszej kolejności bank skorzysta z "pewnej" rzeczy jaką jest mieszkanie zabezpieczone hipotecznie, a dopiero potem, jesli to nie wystarczy - bedzie licytował pozostałe składniki Twego majątku. Zatem masz jeszcze bardziej przejebane niż gdyby tylko hipoteka stanowiła zabezpieczenie. Wyobraźmy sobie, że kupiłes mieszkanie w 2007 roku za 100 tysiecy franków szwajcarskich. Wtedy było to 200 tysiecy złotych. Dziś mieszkanie to jest warte 250 tysiecy złotych (a więc nie straciło a wręcz zyskało na wartości) ale jednoczesnie frank kosztuje 4 złote - zaś 100 tysiecy franków to 400 tysiecy złotych. Może się okazac, że jestes obecnie więcej winien bankowi niż stanowi wartośc mieszkania plus to co przez 12 lat spłaciłeś. I gdy Ci sie noga powinie - to okaże się, że po sprzedaniu nieruchomosci z hipoteki - bank zacznie licytować Twoje pozostałe składniki majątkowe. Bo każda Twoja własność jest zagrożona ! Temat tyczył jednego - czy samochód lub mieszkanie na kredyt to znak że ktoś jest zamożny ? Nie. I przykład z licytacją piórnika gdy hipoteka z kredek nie wystarcza - jest wprost znakomity.
  19. O widzisz. Zatem prawdopodobnie jest tak - sprzedajesz Józkowi obciazone hipoteką mieszkanie. I ażeby Józek zaczął płacić kredyt za Ciebie - należy dokonać cesji umowy dotyczacej tego kredytu (ktorego zabezpieczenie stanowi hipoteka na mieszkaniu) - z Ciebie na Józka. By z Ciebie zdjąć koniecznośc płacenia rat za mieszkanie, które właśnie sprzedałeś, a nałozyć na Józka - ktory je od Ciebie kupił za cenę znacznie mniejszą niż rynkowa (bo hipotecznie obciażone) A skoro tak - to umowa przed sprzedażą mieszkania ma dwie strony. Ciebie (czyli sprzedającego mieszkanie Józkowi) oraz bank. Wszelkie zmiany tej umowy (jak i każdej innej) - wymagają zgody obu stron. A zatem - sprzedając mieszkanie obciążone hipoteką - nie da się uniknąć łaskawego zapytania banku o zgodę. Poprawcie mnie jesli się mylę. A jesli jest tak jak napisałem (a czy tak jest - tego nie wiem, stąd prośba o potwierdzenie bądź zaprzeczenie) - to nie ma żadnej mowy o tym, że tzw "właściciel" mieszkania obciażonego hipotecznie jest sensu stricte jego właścicielem. A to dlatego, że nie jest w stanie sam rozporządzać tym mieszkaniem - gdyż przy chęci jego sprzedaży (a więc jedną z kluczowych form rozporządzania własnością) - musi zapytać o zgodę jeszcze jeden podmiot. Czyli bank. A zgoda ma to do siebie, że wyrażona być MOŻE, ale NIE MUSI. Co o tyle jeszcze jest logiczne, iż skoro bank badał (i to prawdopodobnie wnikliwie) tzw "zdolność kredytową" kredytobiorcy dotychczasowego - to jest nieprawdopodobne by nie zbadał takowej w odniesieniu do Józka. I zdolność ta może zostać uznana, ale wcale nie musi.
  20. O właśnie. Bo teraz mamy taką sytuację. Sprzedaję Józkowi Pompce mieszkanie obciażone hipoteką. Zatem Józek płaci mi jakąś część kasy (np tyle ile do tej pory spłaciłem rat) i nadal ma płacić kredyt do banku tak jak ja bym go dalej spłacał. Bank przecież nie odpuści. I tu mamy ciekawy temat. Skoro ja, biorąc kredyt - musiałem prawdopodobnie zostać zweryfikowany jako kredytobiorca pod kątem tak zwanej "zdolności kredytowej" (zarobki, wiek) - to czy aby bank nie zechce tego samego zrobić w kwestii Józka Pompki - jako przecież nowego kredytobiorcy ? A skoro tak - to w przeciwieństwie do tego co zauwazył Brat @Reflux powyżej - jednak będę musiał łaskawie banku zapytać - czy Józkowi mogę swe mieszkanie sprzedać. Poproszę o potwierdzenie lub zaprzeczenie powyższego. Bo to ciekawe.
  21. W księdze wieczystej będziesz identycznie figurował jesli będziesz właścicielem 1% nieruchomości. A więc - współwłaścicielem w ułamkowym udziale. Tak więc nijak sie to ma do dowolnego rozporządzania daną rzeczą. Jak to skąd ? Czysta logika. Jesli masz mieszkanie obciażone hipoteką - to jestes matrixowym jego włascicielem. Jesli przyjmiemy mylną logicznie definicję własnosci jaką ma spełniać ktoś kto "kupił" mieszkanie na kredyt (a wiec obciazone hipoteką) i jest jego "właścicielem" - to jak się to ma do własnosci mieszkania nieobciazonego hipotecznie - czyli kupionego za gotówkę ? Jesli nie widzisz róznicy między tymi dwiema własnościami - to ja nie mam więcej pytań - bo szkoda na to czasu. PS: Nigdy żadnych kredytów na mieszkania etc nie brałem. Nie stać mnie, taniej za gotówkę. Ale mam pytanie. Jesli sprzedaję mieszkanie obciazone hipotecznie - to na pewno muszę poinformować bank, że sprzedałem mieszkanie Józkowi Pompce - gdyż od chwili sprzedania - dalsze raty spłaca Józek a nie ja. Pytanie jest takie - czy muszę pytać o zgodę na sprzedaż banku, ktory mi kredytu udzielił czy nie muszę ?
  22. O majętności świadczy to co POSIADASZ w danym momencie. Natomiast to o czym napisałeś - co najwyżej świadczy o tym ILE W DANEJ CHWILI ZARABIASZ. W danej chwili ! Przykładowo - jest sobie rolnik, ktory ma 100 hektarów pola wartego 4 miliony złotych. Jest więc niewatpliwie milionerem ponieważ taki majątek, jako człowiek MAJETNY - posiada. I może to pole sprzedac w każdej chwili - pokazując po sprzedazy stan konta bankowego z kwotą czterech baniek. Może mieszkać w marnej chałupinie i jeździć starym samochodem ale milionerem jest. Jest sobie koleżka, ktory zarabia w tej chwili 50 tysiecy miesiecznie. Wczoraj "kupił" na kredyt dom w Warszawie warty 4 miliony złotych. Rata kredytowa za ten dom wynosi na przykład 30 tysięcy miesięcznie. Można o nim powiedzieć jedno - ten zawodnik TERAZ, w TEJ CHWILI dobrze zarabia i spłaca kredyt za drogi dom. Ale milionerem z całą pewnością nie jest. Być może kiedyś będzie. Ale teraz nie jest. Nie jest więc człowiekiem MAJĘTNYM.
  23. Nie TYLKO. Ale AŻ ! Definicja własności: "Własność to możliwość dowolnego i nieograniczonego dysponowania rzeczą, nad którą właściciel tę własnosć posiada". Czyli - na przykład posiadasz Volkswagena Passata rocznik 2000 o wartości 10 tysięcy złotych zakupionego za gotówkę. Możesz z powrotem zamienić go na podobnej wartości pieniądzie i na przykład kupić za to Opla Vectrę. Zatem - jesli coś stanowi przedmiot zabezpieczenia - to już powyższa definicja własności nie jest spełniona. Ponieważ jesli nawet sprzedałbyś mieszkanie z kredytem pozostałym do spłacenia - to nie dostaniesz rzeczywistej wartości tego mieszkania a jakąś jego część, gdyż nabywca będzie dalej musiał spłacać pozostałe raty. A skoro tak - to nie możesz zwać się właścicielem w rozumieniu definicji - bo nie posiadasz jedynego i nieograniczonego prawa dysponowania zabezpieczoną w ten sposób rzeczą. A co za tym idzie - nie możesz dokonać pełnego przekształcenia posiadanego dobra (np mieszkania) na pieniądze. I tu widzimy jak na dłoni, że "właściciel" (cudzysłów celowy) mieszkania wartego milion złotych zakupionego na kredyt i hipotecznie zabezpieczonego (a więc z niespłaconym kredytem) - milionerem nie jest. Bo nawet gdyby skały srały - rynkowej wartości mieszkania w pieniądzu (czyli miliona złotych) nie dostanie. A to, że ktoś nazywa "właścicielem" - cóz. Mało to semantycznych naduzyć w naszym i tak juz wystarczająco nieszczęsliwym kraju ?
  24. Z jednego podstawowego powodu nie masz racji. Nawet jesli dana kobieta nie wie co to leasing. Mianowicie - samochodów drogich jeździ dużo. A to powoduje jedno - są łatwo dostępne dla szerokiej gamy ludzi. Skoro tak - to pierwszy znak tego, że samochód nie stanowi o zamożności. Bo gdyby stanowił - to zamożnośc jest rzadką cechą. Jest rzeczą oczywistą, że bogatych jest mało. Druga sprawa jest taka. Kiedyś kobieta leciała na drogie auto dlatego, że wiedziała, iż drugi facet z takim drogim samochodem się prędko nie pojawi. A teraz wie jedno - skoro takich drogich samochodów dzisiaj widziałam na ulicy ze dwadzieścia w mojej wiosce - to szansa na szybkie pojawienie się kolejnego gościa z takim drogim autem jest bardzo duża. Kiedyś konkurencja była niewielka. Bo na wsi tylko jeden miał "holcwagena". Dzisiaj "holcwagen" jest w każdej zagrodzie, w tym w co drugiej jest nowy. No własnie. Poza tym - o czym my tu mówimy ? O tym by na drogi samochód wyrywać laskę. Do czego ? Do stałego związku ? No można, tyle, że ona, gdy w ten związek wejdzie - natychmiast się dowie, że samochód nie Twoj a banku. I cały misterny plan w pizdu. No dobra - to w takim razie może by tak wyrwać na jednorazowe ruchanie dobrym samochodem ? Ano można, czemu nie. Laska nie dowie się, że samochód należy do banku - bo nie zdązy, a jesli nawet - to po fakcie, kiedy pójdziesz spuszczony - spuścić gumę do kibla w kierunku najbliższej oczyszczalni ścieków, a dama zajrzy Ci dyskretnie w portfel natrafiając na dowód rejestracyjny z wpisem "Europejski Fundusz Leasingowy" na przykład. Tyle tylko, że to nadal nieracjonalne postępowanie. Idziesz do burdelu, płacisz 200 i masz ruchanie. Szybciej niż wyrywając na samochód, w dodatku taniej. I z gwarancją, że ruchanie będzie - bo wyrwanie laski na auto takiego nie gwarantuje. Opłacenie zaś pobytu w burdelu - jak najbardziej. Co ? Że w burdelu same kurwy z duzym przebiegiem ? Ależ prawda. A jaki przebieg mają blachary, ktore lecą na drogi samochód ? Otóz podobny. Miałyby może mniejszy - gdyby drogich samochodów, na które leca bylo mało. A jest dużo. Tak więc sami widzicie jak to jest,
  25. Zaciekawi ją nietypowy. Nie musi być drogi. Problem polega na tym, że dzisiaj w zasadzie 100% sprzedawanych nowych samochodów wygląda do siebie bardzo podobnie. Toż to ja mam problem z daleka odróżnić Kijankę od Audi - to co mówić o kobiecie ? Dlatego też te wszystkie nowe nie mają szans być nietypowymi. Bo są one wszystkie do siebie podobne. Moze jeszcze kabriolety albo samochody sportowe jakoś się wyróżniają. Choć tu wystarczy kupić Chryslera Sebringa cabrio za o na przykład tyle: https://www.otomoto.pl/oferta/chrysler-sebring-sliczny-sebrning-2-0-benzyna-141km-po-lifcie-klima-super-okazja-poleca-ID6BTfmW.html#9afcacd483 albo za tyle z bardziej sensownym silnikiem: https://www.otomoto.pl/oferta/chrysler-sebring-2-7-v6-203km-2003-automat-skora-zamiana-sanok-cabrio-ID6BQhaR.html#9afcacd483 - i juz jestes nietyp Sportowy ? Proszę, podobna kasa: https://www.otomoto.pl/oferta/toyota-celica-vi-jasne-skory-super-naglosnienie-2-x-komplety-kol-wwa-ID6BTl7X.html#e8a647e2e9
×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Umieściliśmy na Twoim urządzeniu pliki cookie, aby pomóc Ci usprawnić przeglądanie strony. Możesz dostosować ustawienia plików cookie, w przeciwnym wypadku zakładamy, że wyrażasz na to zgodę.