Piszę ponownie. Ta sama dziewczyna znowu mnie zaczęła niewinnie dotykać, aczkolwiek było to już bardzo częste. Gdy siedziałem, ona obok praktycznie cały czas miała kolana skierowane do mnie i się one stykały. Kiedy stałem, dotykała mnie ramieniem (co chwilę). Nawet się na mnie położyła obok, gdy byłem na poduszce do leżenia. Cały czas śmieje się z moich żartów.
Po tym jak wyszedłem z matrixa, nie umiem poprowadzić jakiejkolwiek relacji dalej. Kiedyś się starałem, teraz nie widzę jakoś sensu. Cały czas czuję, że większość kobiet prędzej czy później i tak mnie wykorzysta. Potrafię gadać z kobietą, ale odrzuciłem całkowicie pisanie online. Tak bardzo olałem te pierwsze kroki, że wcale ich nie robię. Na dłuższą metę, mogę nie mieć nikogo. Nawet na krótki związek, bo nic nie robię w tym kierunku.
"kuć żelazo, póki gorące" - mógłbym, aczkolwiek nie wiem już jak. Zagadywanie nie sprawia mi problemu, rozmowy też nie. Odbijanie shit-testów sprawia mi nawet przyjemność. Ja już żadnego kroku nie potrafię zrobić. Takie przeświadczenie o klęsce. Mam atencję kobiet (fajnie!) ale ciekawie by było jednak kogoś przez chwilę chociaż mieć. "niećwiczony mięsień zanika" nie przełamuję już tych lodów, które kiedyś potrafiłem pokonać z łatwością. Żadna skrajność nie jest dobra.