Skocz do zawartości

Subiektywny

Starszy Użytkownik
  • Postów

    2348
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

  • Wygrane w rankingu

    83
  • Donations

    0.00 PLN 

Treść opublikowana przez Subiektywny

  1. Nici używam od zawsze. Używam woskowanych - czy markowe, czy supermarketowe - w zasadzie wszystkie czyszczą tak samo. Odkąd mam irygator - nici używam właściwie sporadycznie. Nic nie przebije irygatora Waterpik nastawionego na max ciśnienie
  2. @Arox, @Rnext, Kto wie, może spotkacie. Bawić się lubi, tańczyć również - tak przynajmniej wynika z jej słów. A że urodę ma narzucającą się - prawdopodobieństwo tego, że zawiesicie na niej wzrok na dłużej - jest wysokie. Acha, na zdjęcie / nr telefonu / konto na fejscie/ nie liczcie S.
  3. Pozwól @RedBull1973że podniosę jedną kwestię. To już nie było mieszkanie Aroxa. To było ICH mieszkanie. A skoro ICH to zdecydowanie również i JEJ. A skoro JEJ to rościła sobie zasadne prawo do dysponowania nim wedle własnej woli. To że Arox figuruje sam w akcie notarialnym jako nabywca,sam zapłacił, że ma być może księgę wieczystą wyłącznie na siebie - to się nie liczy bo ... fuck women logic ! I tyle. Nigdy nie miałeś takiej sytuacji, że jedna z drugą panną przez 'zasiedzenie' rościła sobie do czegoś prawo? A czy owo zasiedzenie trwało dwa tygodnie czy dwa lata - bez różnicy. Fuck logic. Propsy @Aroxza właściwą postawę w młodym wieku. Tak sobie teraz myślę, że panna przez jakiś czas będzie usilnie łasiła się byś przyjął ją z powrotem. W końcu to Ty zakończyłeś znajomość i to w konkretny sposób. Jak mówi zwichrowana kobieca logika w tych kwestach - wykazałeś wartość. S.
  4. W takim razie cofam wypowiedziane słowa (napisany post) i zwracam honor. S.
  5. Tak. Jak jazda Ferrari krętą górską serpentyną. Fun jest ale dasz się ponieść - rozbijesz się na którymś z zakrętów. S.
  6. Świeżakownia zamienia się ostatnio w listy do Bravo lub do Przyjaciółki. Droga redakcjo, Byłem na imprezie a ona tam była. Widzieliśmy się z dwa razy na mieście wcześniej. Wypiłem cały czteropak chcąc popisać się przez ziomkami i mnie zemdliło więc zwymiotowałem na podłogę. I ona tak wtedy na mnie dziwnie spojrzała - nie wiem do końca czy z odrazą czy ze współczuciem, chcąc mi nieść pomoc i ukoić swoim ciepłem moją skołataną duszę. Czy to nienawiść czy prawdziwa miłość? Acha, mam 17 lat a ona 15. Krystian No offence ... Dostałeś @Jbaneencyklopedię wiedzy od @Mosze Red. Przeczytaj. Ze zrozumieniem. S.
  7. Błędny wniosek wynikający z powierzchownego i pobieżnego zapoznania się z treścią forum. S.
  8. Bracie Janie, Odpiszę identycznie. Jak mu się chce i ma ochotę - to samo. Ma zasoby finansowe. Ma lokum. Zna zasady gry w stopniu znacznie większym niż miał w wieku 20-25 lat. Jak człowiek nie wpadł w zasysający jak czarna dziura tryb 'nic mi się nie chce, posiedzę przy kompie/poleżę przy tv' to ma energię, werwę i ochotę na zabawę. I spokojnie gwarantuje Ci swoją opinią, że bez większych problemów znajdzie panny z 12 lat młodsze przed 30chą. Co musi? Ano musi trzymać ramę i twardo obstawać przy odpowiednim mindsecie. Nie zalofciać się, nie uzależnić swojego szczęścia od kawałka (jeszcze) jędrnego cycka i twardego (jeszcze) tyłka. I tu pułapka się kryje: im brzydsze wkłady do łóżka wybiera tym mniejsza szansa, że zrobi głupotę. Im ładniejsze - tym większe prawdopodobieństwo, że pęknie i w którymś momencie uzależni się. A potem to już umarł w butach, bo niech to tylko jakakolwiek panna utwierdzi się w przekonaniu, że facetowi zależy na niej. Kaplica + standardowy zestaw treningowy w postaci coraz większych wymagań, wbijania w poczucie winy i embargo na cztery litery. A teraz jedna ważna uwaga. Możemy napinać dumnie klaty, prężyć bicepsy, szczerzyć obłędnie zęby etc etc - co jednak nie zmieni jednej rzeczy. W każdym z nas, ale to w każdym - no może z wyjątkiem osób psychopatycznych i wypranych z empatycznych emocji - tkwi cały czas wielki pokład białorycerstwa. Wielki jak pokłady węgla na Śląsku. Myślicie że ze mną jest inaczej? A gdzie tam. W ciągu półtora roku zakopałem go głęboko, pokryłem nową warstwą przekonań, nawyków i schematów myślowo-działaniowych ale ... on jest. Siedzi w ukryciu i czeka na moment w którym spuszczę gardę, zmiękną i będzie klops. Od 3 miesięcy mam czasowo w pracy, pod moimi skrzydłami, młodą 27 letnią aplikantkę radcowską, mężatkę. Jest do połowy stycznia po czym wraca do NSFIZu we Wrocławiu. Przyucza się pod moim okiem. Kobieta naprawdę atrakcyjna i sympatyczna. No to na dzień dobry uzbrojony w wiedzę z forum postanowiłem pokazać się jak z najlepszej strony. Efekt ... 10/10. Nawet z lekka w którymś momencie przyhamować musiałem by sprawy nie zaszły poza punkt, w którym powrót do stanu początkowego nie jest już w zasadzie możliwy (if you know what i mean...). I co? I zacząłem się łapać, że zaczynam myśleć o tej dziewczynie 'po godzinach'. W sposób, w którym zaczęły przebijać stare, białorycerskie nawyki. Lekko bo lekko - ale zauważyłem je. Jaki efekt? A z 10 lat temu bym się zabujał Teraz poniekąd 'stoję obok' i 'obserwuję' swoje własne odczucia i emocje. Ale serio, zacząłem się łapać na myślach, które ma podkochujący się sztubak. Całość opiszę w oddzielnym wątku jak przyjdzie na to czas. I co? I trzeba trzymać ramę non-stop. Taki, kurna maź, koszt bycia mężczyzną. S.
  9. Achtung! Warning! Wnimanije ! Znam osobiście co najmniej dwóch, może nawet trzech ustawionych życiowo i zawodowo facetów w okolicy 30 - z dobrą pracą i fajnym lokum, którzy partnerki zmieniają jak rękawiczki. Są z nimi właśnie do momentu owego 'wejście w las' i rozpoczęcia arii pt "zamieszkajmy na stałe, potem ślub i koniecznie dziecko". Jak panna zaczyna śpiewać swoją solówkę - gość kończy przedstawienie. I teraz gwóźdź tego wpisu: Nigdy NIE BRAKUJE IM następnych panien na miejsce tej, której dziękują. Ciągną znajomość łóżkową 3-6 mcy (z tego co obserwuję), czasami dłużej i bach - dziękuję, kolejna. Wszystkie panny albo pod 30 albo lekko po (więc wiadomo...). Rekordzista (pozdrawiam Cię C. !) utrzymuje układ jednocześnie z dwoma czy trzema - a dbając o swój święty spokój od razu informuje, że dana wybranka nie jest jedyna i są inne 'starające się'. Czy myślicie że po takim tekście panny wychodzą z mieszkania trzaskając drzwiami? Ku mojemu zdziwieniu - może jedna na pięć ! Reszta 'wchodzi w to'. Oczywiście do czasu - ale wchodzą. Rzecz nie do pomyślenia jakieś 15 czy 20 lat temu. S.
  10. Nie jesteś nikim. Jesteś KIMŚ. Czas się poskładać, wszystko w Twoich rękach. S.
  11. Znajdzie @Ziomisław, znajdzie. Odpowiednio wcześniej wyprowadzi się w nowe miejsce, stworzy legendą co to robiła przez ostatnie n-lat (ciężka praca + czytanie w bibliotece + wszystkie msze w kościele). Nawet nie wyobrażasz sobie ilu mniej podejrzliwych gości złapie się na to jak wygłodniały karp na dżdżownicę na haczyku ... S.
  12. Ustalmy jedno, Szanowni Bracia Sekciarze. Za każdą bliższą relację damsko-męską, szczególnie 'łóżkową' się płaci. Takim czy innym dobrem, barterem czy nie - ale się płaci. Może użycie słowa 'prostytucja' byłoby zbyt wielkim nadużyciem ale obie te dziedziny są ze sobą ... mocno spokrewnione. To po pierwsze. Teraz po drugie. Podnoszę kamyk z ziemi i ciskam go do swojego ogródka. I biję się głucho prawą ręką w lewą pierś. Aż dudni... A czemu? A temu: Bo pięć razy chętniej pomogę sam z siebie i będę skory do oddania mojego czasu/wiedzy/atencji/itd istocie, której imię kończy się na literę 'a' z długimi nogami, szczupłą talią, ładnie zarysowanym pod bluzką biustem oraz ładną i okraszoną uśmiechem buzią. Białorycerstwo? Kurde, może i tak. A może naturalna męska tendencja do otaczania się/przebywania w, ujmijmy to tak, towarzystwie luksusowych obiektów. Piękne auta, piękne wnętrza czy piękna architektura tudzież piękna kobieta. Gdy podbija do mnie urocza ślicznotka - biję się w pierś - praktycznie z automatu ma zaklepany u mnie czas na przynajmniej rzuceniem okiem na jej sprawę. Gdy podbija pani o nienarzucajaej się urodzie - jej szanse są w zasadzie uzależnione od mojego aktualnego humoru, widzi mi się i innych losowych czynników. Gdybym miał postawić 5zł to postawiłbym na fakt, że ją mniej lub bardziej taktownie spławię. I to tak, by nie wróciła po raz drugi (swoją drogą błąd taktyczny- bo owa brzydka pani może mieć np. ładne koleżanki - i można by je przez nią zapoznać - ale ta kwestia nie jest przedmiotem niniejszego wpisu). No i co Subiektywny? No właśnie, podwawelskie jajeczko! Utwierdzasz ładne i atrakcyjne, że za uśmiech i lekko przykrótką mini-spódniczkę kończącą się o kilka cm powyżej niż poniżej - dostaną co chcą. No to bij się tą łapą w pierś, niech dudni. Mea culpa, mea culpa ... Ale z drugiej strony - czy owa ładna i atrakcyjna pani podbiłaby do mnie, dajmy na to, gdybym pracował jako kultowy już na naszym forum pomocnik murarza (pozdrawiam niniejszym pomocników murarzy - to zacny i pożyteczny zawód)? Gdybym nie miał wiedzy którą mam i 'otoczki' związanej z prezencją i tym co robię? A kichę by podbiła ! Bo i po co ? Więc w tej, w tym przypadku nieseksualnej wprost, relacji damsko-męskiej każdy z nas HANDLUJE. Ona oferuje swoją atrakcyjność, ja wiedzę i pozycję. Barter Bracia, barter ... Kwestie wyceny jednego do drugiego - to rzecz względna i negocjowalna, z uśmiechem napisze że zależna od determinacji drugiej strony do zdobycie tego co chce Jedyna ale jest jedna, uwaga będzie nieładne słowo, kurewska kwestia. Ona swój 'towar' dostała niczym gwiazdkę z nieba - ot skubana wygrała w loterii genowej po mamusi i tatusiu tudzież dalszych przodkach. Dziękuję,do widzenia. Ladies and gentelmen, we have a WINNER ! Ja na swój 'towar' edukowałem się formalnie do prawie 30 roku życia a i obecnie, w dalszym ciągu, edukuje się by być na bieżąco ze zmianami. Na pozycję społeczno-zawodową również zasuwałem przez lata, od studenta przez aplikanta, od aplikanta po asystenta radcowskiego za 1200 pln/miesiąc a później wskakując na kolejne szczeble już niekorporacyjne ale wciąż branżowe. A wiecie czyj 'towar' jest więcej wart? A to wycenia już ... 'rynek' Tak więc Święty Mikołaju, pisząc pół-żartem a pół-serio, jak mam się urodzić ponownie to poproszę bym był śliczną, zgrabną, pięknooką o zniewalajacym uśmiechu blondynką, acha - i cwaną życiowo. No i urodził się w naszym kręgu kulturowym, wszelkie Azje i Bliskie Wschody odpadają. Bo wiem, że źle mi wówczas ... nie będzie ... S.
  13. Jeśli mówimy o stanie prawnym obowiązującym w PL to zastanówcie się nad założeniem fundacji celowej. Cel fundacji np. edukacja dzieci i pokrycie kosztów związanych z tą edukacją. Wówczas środki nie idą bezpośrednio na samo dziecko, które przekabacone przez matkę może jej je przekazać. Zapis z KRO o którym wspomniał @Normalnyniestety kończy się z momentem pełnoletności. Wówczas brzdąc decyduje jak chce (zwykle głupio - ale to taki wiek, nic nie poradzisz...) a jak matka chce to go przekona/przekupi itd. IMHO - jedynie fundacja. Dla ciekawskich świata - można ustanowić ją w testamencie i 'do ostatnich chwil' o tym fakcie nikogo nie informować Niespodzianka jak się patrzy @RedBull1973- jak zapiszesz w testamencie wszytko na osobę trzecią - dzieciom będzie należał się zachowek. Żeby go nie dostały - trzeba je wydziedziczyć. Trochę niefajna opcja ... http://www.infor.pl/prawo/spadki/testament/78826,Jak-kogos-wydziedziczyc.html Kwestie stricte biologiczno-reproducyjne w zakresie łożenia na potomstwo i obowiązku przejścia majątku na niego - jest ciężko obejść. Tak to Matka Natura ustaliła, tak to reguluje pi-razy-drzwi prawo. Ciężko zawrócić kijem Wisłę ... Całe życie - łóż, płać, przekaż wszystko i ... umrzyj S.
  14. Pokrótce wytłumaczę. Wszystkich w/w obowiązują przepisy i wykonują swoje czynności, bliżej lub dalej, ale w zakresie pewnego algorytmu wyznaczonego przepisami. I w tym momencie następuje pewna kaskada zdarzeń, gdzie generalnie mężczyźni polegają już na samym początku. Normalni mężczyźni, nie piszę o patologii. Normalna rodzina, żona chce 'sfabrykować' dowody. Odstawia szopkę i teatr, wzywa policję. Jak znam policjantów - za pierwszym razem przy czymś takim nie dowierzą. Oni mają nosa, widzą że sytuacja nie dotyczy 'patologii' więc coś im będzie się nie sumować. Za pierwszym razem duże prawdopodobieństwo, że poza notatką z interwencji - nic innego nie będzie. Potem panna strzeli kolejny teatr, odstawi szopkę, łkając zadzwoni i ... no właśnie. Żaden zdrowy na umyśle policjant nie zaryzykuje niepodjęcia czynności za n-tym razem. Bo jak nie daj Boże coś się wydarzy - utną mu głowę służbowo. A i panna skargę do przełożonego złoży za niepodjęcie czynności. I na dzień dobry mamy celowo przez kobietę 'sfabrykowany' dowód. Solidny i urzędowy. Teram jak podejdzie to tego dowodu prokurator czy sędzia? Komu da wiarę? Aktom sprawy z policji czy Twoim zeznaniom? A zważ, że fraz 'to nie ja! to nieprawda! jestem niewinny!' będącym zwykłym łgarstwem słyszeli już tyle, że są na to zaimpregnowani jak dobra kurtka przeciwdeszczowa na jesienną pogodę. Taka powiasta - znajomi mieli w ramach praktyk miesiąc w areszcie śledczym na montelupich. W ramach praktyk były m.in ankiety wśród lżejszego kalibru pensjonariuszy owego przybytku. Jedno z pytań dotyczyło kwestii, jeśli dobrze pamiętam, czy osadzony poczuwa się do winy. 99% - co nie powinno dziwić, nie poczuwało się do niczego. Siedzieli na skutek wredności prokuratora, stronniczości sądu, fałszywych zeznać zazdrosnych kamratów itd. Dosłownie kilku - przyjmowało winę na siebie. Reszta wypierała ją cała siła swojego jestestwa. Więc nie dziwcie się, że instytucje mają specyficzne podejście do frazy 'to nie prawda! jestem niewinny'. A mając do wyboru dokument a wasze słowa - oprą się na dokumencie. To w dalszym postępowaniu, jeśli zacznie mataczyć 'aktorka' i zmieniać zeznania, kluczyć itd - mogą zacząć drążyć sprawę. Ale jak aktorka jest dobra - to i własne matactwo wytłumaczy emocjami, nerwami i teatralnie zaleje się strumieniem łez. Boooo tooooo taaaaaakieeeeeeee staraaaaaaaaaszneeeeeeeee, buuuuuuuuuuu, chlip chlip... A facet? Najpierw siedzi z szeroko otwartymi oczami niedowierzając co się dzieje, a gdy są już 'sfabrykowane' dokumenty po myśli partnerki - dopiero się budzi i zaczyna działać. I generalnie - poniewczasie. Ponadto - działać biernie - prawie zawsze wyłacznie poprzez zaprzeczenie czyli broni się zamiast samemu atakować. A potem? A potem już leci dalej (prokuratura, sąd) wedle ustawionego na początku programowania. Przykro mi to pisać, ale my - mężczyźni, że tak to ujmę - normalni, mamy małe szanse w takim starciu z dobrą aktorką na dodatek zmotywowaną do działania. Niebieska karta jak w szwajcarskim banku! Kojarzycie tą scenę z Fight Clubu, gdy Nolan udaje się na rozmowę do szefa, sam się bije, demoluje sobą pokój szefa a później zakrwawiony klęczy przed nim szlochając 'nie bij mnie proszę' - i tylko tą ostatnią scenę widzi ochrona ? Szef ugotowany !!! Identyczna sytuacja panowie.
  15. @Silny, Czy jest sens się wkurwiać i denerwować ? Pozwolę sobie zauważyć, że prawdopodobnie go nie ma. Wymiana zdań między @rarek2a @RedBull1973to w zasadzie, jeśli przyjrzeć się całościowo na wzajemną komunikację, po prostu przejaw męskiej znajomości. Czasami na własne potrzeby nazywam to tzw. szorstką przyjaźnią. Sam też zauważam, że gdy są kierowane pod moim adresem pewne epitety to w pierwszej chwili się denerwuję - ale później, a przychodzi to po chwili cz dwóch, zaczynam analizować czy faktycznie za użyciem tego epitetu nie kryje się próba zwrócenia mojej szczególnej uwagi na zagadnienie. Nie z chęci przyłożenia, nie z chęci wyśmiania - ale z chęci podkreślenia szczególnej wagi. Pozdrawiam, S.
  16. Przeczytałem wątek. Na wszelki wypadek - przeczytałem ponownie. @Herbu Mizogin-niezwykle cenne słowa o owym emocjonalnym uzależnieniu się mężczyzny od pewnych relacji z kobietami, nawet relacji stricte nieseksualnych. Wyjątkowo trafiłeś w '10' w mojej osobistej tarczy. Bo przestawiając się rok temu na nabijanie sobie skilla w poznawaniu nowych kobiet i umiejętnej eskalacji kontaktu z nimi (bez finalizacji stricte seksualnej - bo żonaty jestem a pacta sunt servanda) i odnosząc, skromnym zdaniem, sukces na tym polu - uzależniłem się od tego. Tak, to co stało się poniekąd powodem do dumy i +10 do samooceny - jednocześnie stanowi czynnik uzależniający, który zaczyna ekspansywnie zajmować coraz więcej przestrzeni. Tydzień czy dwa bez nowej dziewuszki z nawiniętym makaronem wokół uszu i rozanielonym spojrzeniem - tygodniem straconym. Właśnie doszło do mojej świadomości, że nawet w sobotę kupując gazetę w kiosku MUSIAŁEM nakręcić włoski makaron na uszy siedzącej w środku pannie (tak, z pozytywnym feedbackiem). Kurna. Skille skillami, trening treningiem ale ... No właśnie. Chyba czas z lekka przystopować bo zacząłem ewidentnie uzależniać swoje samopoczucie od owego skillowania. A to niedobrze. @RedBull1973, Napiszę Ci wprost. Zmroziło mnie, ale zmroziło do szpiku kości gdy przeczytałem o owym testamencie. Bracie, przecież Ty masz potomków. Jest tyle sposobów, żeby ex bezpośrednio nie powąchała ani grosza z Twojego spadku. Owszem, może podejść Twoje dzieciaki - ale to już inna strona medalu. ALE NA OBCĄ, ZNANĄ OD DWÓCH LAT KOBIETĘ ? Nie będę się pastwił, nie będę krytykował. Nie będę również wytykał czy, broń Panie Boże, szydził. Uznam, że miałeś taką drobną wpadkę. Na dodatek wpadkę, którą już własnoręcznie naprawiłeś. Więc sprawy nie ma. Tak po męsku. Było popsute, jest naprawione - nie ma o czym mówić/pisać. Ale ja zwrócę się z drobnym apelem - zanim zrobisz coś podobnego drugi raz - daj sobie tydzień czy nawet miesiąc do namysłu. Ponadto, chyba @Herbu Mizoginma trochę racji pisząc o uzależnieniu emocjonalnym od pewnych praktyk. Ja się w jego słowach odnalazłem ze swoją sytuacją - może jest ona i niewinnie śmieszna ale ... jest. Have fun: http://poradnik.ngo.pl/zakladanie-fundacji S. PS. zanim zatwierdziłem ten post - wpisałeś swój powyżej gdzie częściowo wyjaśniasz kulisy sprawy. A skoro jesteś cholerykiem - nie dawaj sobie tygodnia czy dwóch do namysłu - daj sobie miesiąc. I kurna nie żartuję. Pośpiech jest wskazany, owszem, ale przy łapaniu pcheł
  17. Oooooooo ! Moje 'ukochane' zatoki Od kwietnia do września/października zapominam, że je mam. Po pierwszym, nawet lajcikowym, przeziębieniu jesiennym - wyskakują jak diabeł z pudełka i nie dają o sobie zapomnieć do ciepłej wiosny. Mi zatoki promieniowały na górne zęby (albo na odwrót) więc wyleczyłem wszystkie w cholerę w jednym ciągu (nowe plomby w miejsce starych, byle małe ubytki załatane). Niby ciut lepiej. Wszystkie znane mi metody łagodzenia bólu zatok to, co z przykrością przyznaję, jedynie półśrodki. Łagodzi objawy władowanie się do wanny i polewanie głowy i okolic zatok solidnie gorącą wodą. ZAWSZE ALE ZAWSZE ciepła czapka na głowie gdy na zewnątrz (się znaczy 'na polu') mróz lub wieje zimny wiatr. Łepetynę potrafi przemrozić nawet w kilka minut a potem negatywne efekty ciągną się cholernie długu. Żeby było śmieszniej - czasami nawet chodzę spać w narciarskiej czapce. Wygląda to komicznie ale faktycznie pomaga i daje ulgę. Próbowałem płukanek 1/2wody + 1/2 wody utlenionej. Hardcore Istotnej poprawy, takiej na dłużej, jakoś po takiej 'kuracji' nie zaobserwowałem. Co pomaga? Ciepła wiosna. Trzeba czekać... Tak się czasami zastanawiam, czy zatokowa przypadłość nie ma czegoś wspólnego z alergiami pokarmowymi. Takimi, których 'nie czuć w inny sposób' ale które skutkują większą podatnoscią zatok na stany zapalne. S.
  18. Subiektywny

    Cześć

    @Kolchicyna Jeśli wybierasz się na ową medycynę, a skoroś z Warszawy to pewnie na AM czyli obecnie WUM, to wiedz jedno. Ciężkie, żmudne, znojne i niewdzięczne studia. Dodatkowo zrobienie LEKu, staże itd - to dodatkowa droga przez udrękę. Wiem bo mam kilka bliskich koleżanek świeżo po LEKu, co się nasłuchałem to moje. S.
  19. Tere fere kuku, strzela baba z łuku. A pół godziny przed rozprawą wódkę ze składem orzekającym rozpiła i po bombonierce wręczyła. Standardowe miejskie legendy. Choć słyszałem o pełnomocnikach procesowych, którzy potrafią naciągać mocodawcę na dodatkową kasę argumentując to 'kosztami na sędziego' - że niby na obiad w drogiej knajpie z nim, buteleczkę i takie tam. Bzdura. Bzdura do sześcianu i zwykłe naciągactwo na kasę. Co do meritum - odłożenie odroczenia wyroku najczęściej oznacza skomplikowany stan faktyczny sprawy. Nieźle żeście musieli nakombinować w tym okręgu i złożonym piśmie z apelacją S.
  20. Odniosę się do samych studiów. Pisząc z ręką na sercu - system studiowania rozumiany jako konglomerat wykładowców, administracji uczelnianej oraz pisanych i niepisanych reguł regulujących studia - miał rzeszę studentów, zarówno od I roku jak i do ostatniego Vego - głęboko w poważaniu. Chodziło wyłącznie o zarządzanie tą bezimienną masą i przepchnięcie części z nich przez 5 lat jak najniższym kosztem ludzkim, energetycznym i materiałowym dla owego uniwersyteckiego systemu. Nikogo nie obchodziło czy chodzisz na wykłady (które w 95% pokrywały się z tym, co można było wyczytać w książce do danego zagadnienia - więc było ewidentnym dublowaniem i stratą czasu. Nikogo nie obchodziło w jaki sposób uda się zapisać na tzw. fakultatywne, specjalistyczne zajęcia i uzyskać z nich zaliczenie (najczęściej za tzw. dupogodziny czyli fakt regularnego wpisywania się na listę). Nikogo nie obchodziło jak uda ci się zapisać na obowiązkowe ćwiczenia - chętnych na ludzkie godziny ćwiczeń było więcej niż miejsc więc dochodziło do dantejskich scen przy zapisach. Jak toś nie miał twardych łokci, farta czy też nie był odpowiednio wcześniej dobrze poinformowany (a najczęściej wszystko na raz!) to lądował na ćwiczeniach z postępowania cywilnego czy karnego o godzinie 17.30 w piątki bądź o 8ej rano w poniedziałki. Nikogo nie obchodziło jak ułożysz sobie owe studiowanie, na co dasz radę się zapisać a na co nie, czy poświęcisz się dogłębnemu studiowaniu czy wyłącznie kombinatorstwie polegającym na niskokosztowym prześlizgiwaniu się z roku na rok - byleś w odpowiednim czasie złożył indeks w dziekanacie z żądanymi przez 'system' wpisami. Brzmi jak cholerna strata czasu? Możliwe. Ale nic tak jak studia nie dają umiejętności ogarnięcia się wokół samego siebie. Zachowania choć pewnej dyscypliny by nie popłynąć na nicnierobieniu po pierwszym czy drugim roku. Odpowiedzialności za własne działania, a jeszcze większej - za wszelkie zaniechania (niech głupota lekką będzie...). Jeśli ktoś ma iść na kierunek 'Gotowania na gazie' na prywatnej uczelni im. Koziołka Matołka - to nie jest to studiowanie lecz przedłużanie sobie okresu pewnej beztroski i kupno na raty (czesne) dyplomu, którym można sobie powiesić na gwoździu w łazience. Jak chce poczuć co to znaczy studiować, pomimo sparszywienia tego terminu w ostatniej dekadzie czy dwóch i olewczego, minimalistycznego nastawienia 'systemu wyższej edukacji' to polecam solidną, państwową Politechnikę lub to cholerne prawo na UJocie czy UW. A jeśli jeden z drugim krzyknie, że to syf bo jest/był tam studentem czy ktoś z rodziny/przyjaciół i generalnie jest tam do bani to odpowiem tak - idźcie do Koziołka Matołka, tam dopiero przekonacie się na własnej skórze co to syf i lukrowana fikcja za wasze szekle. S.
  21. Podobnie jak u @dr Mordechaj B'rzyt-waw połowie lat 90tych i gdzieś do połowy pierwszej dekady 2000ych - gazeta była kupowana przez ojca więc czytałem ją również. Nasiąknąć niczym nie nasiąkłem, choć znając życie pewnie jakąś propagandę, choćby czasowo, udało im się we mnie zaszczepić. Pamiętam że zawsze pieli za liberalizmem, wolnym rynkiem, Balcerowiczem a w późniejszych latach coraz intensywniej za środowiskami związanymi z mniejszościami seksualnymi, uchodźcami, Molem itd. Tak, to swoiście zabawna ironia losu gdy główna tuba propagandowa 'nieograniczonego wolnego rynku' jęczy, że ów wolny rynek jest zły - gdy już się na nim sama znalazła. S.
  22. W ramach edukacji zamieszczam film przyrodniczy. Skup się sposobie poruszanie się tych zwinnych ssaków. Nie puści łapą gałęzi dokąd nie trzyma się pewnie drugiej. A najchętniej - trzyma się dwóch. Coś Ci to podpowiada? S.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Umieściliśmy na Twoim urządzeniu pliki cookie, aby pomóc Ci usprawnić przeglądanie strony. Możesz dostosować ustawienia plików cookie, w przeciwnym wypadku zakładamy, że wyrażasz na to zgodę.