Skocz do zawartości

Maciejos

Starszy Użytkownik
  • Postów

    449
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

  • Donations

    0.00 PLN 

Treść opublikowana przez Maciejos

  1. Przeczytałem cały temat i powiem tyle - weź się w garść, bo jak w tak młodym wieku masz takie wahania nastrojów, to za kilka lat totalnie Ci odpierdoli. Nie będę tutaj wrzucał rad, przeciwnie - opowiem Ci w skrócie swoją historię, która w wielu momentach się pokrywa z Twoją, z tym wyjątkiem, że moja Myszka była nie była Tajką, a Polką, a cały związek trwał trochę dłużej - 5 lat i nie mieliśmy żadnych wspólnych kont/zakupów. To był mój drugi długi związek. Było kilka rozstań i powrotów. Robiłem dokładnie tak jak Ty. W kłótni nieugięty bohater, a potem jak Myszka wyskakiwała z "to się nie uda [związek], nigdy się nie dogadamy", wpadałem w jakąś panikę i próbowałem grać na jej emocjach i dojść do rozsądku. Bo jak to tak - kochamy się, a jak przychodzi jakaś kłótnia/różnica zdań to nie stara się dojść do porozumienia tak jak ja? Nie wchodząc w szczegóły tego patologicznego więzienia, w którym tkwiłem przez te 5 lat przejdę do tego co było po ostatecznym rozstaniu. Żeby nie było - nie żałuję, było trochę fajnych chwil, ale to było konieczne do tego, żebym był tym kim jestem teraz i dostał solidnego kopa i nauczkę, wykształtował charakter. 2.5 roku z tego związku mieszkaliśmy razem w wynajętym mieszkaniu. Przy ostatecznym rozstaniu nawet nie protestowałem, byłem kompletnie obojętny i jak chciała się rozstać, tylko na to przystałem. Gdzieś tam jakaś łezka mi poleciała, ale nie było tak jak przy poprzednich rozstaniach. Nie błagałem o powrót, nie ryczałem i próbowałem ją "otrząsnąć", bo przecież tak się kochaliśmy! Mieszkaliśmy jeszcze 2 miesiące razem, ja byłem na wypowiedzeniu z pracy (miałem już dosyć i myślałem o zmianie), w międzyczasie szukałem pokoju/lokum, bo podczas rozstania powiedziałem jej, że nie chce wziąć tego mieszkania na siebie i wyprowadzę się - nie było mnie stać na takie coś. W sumie zanim się wyprowadziłem to były jeszcze jakieś przebłyski tego, że chyba głupio jej z tą całą sytuacją. Okazjonalnie całowaliśmy się jeszcze kilka razy, nie przespaliśmy się, chociaż może jakbym bardzo tego chciał to jakoś bym do tego (i w niej) doszedł. Po dwóch miesiącach wynająłem auto, zapakowałem wszystko i wróciłem do rodzinnego miasta. W sumie tak po nic. Zrezygnowałem z pracy i nie miałem żadnego pomysłu. Miałem oszczędności, które pozwoliłyby mi obijać się przez kilka miesięcy (potrzebowałem tego po pracy - hotel, praca z ludźmi, wielozmianowość i wykończenie psychiczne + związek). Pusta chata, odpalona plejka i ja. Pierwsze noce to byłą masakra, w pewnym momencie zacząłem szlochać w pustej chacie, gdy doszło do mnie gdzie jestem i co ja ze sobą robię. W rodzinnym mieście znajomych prawie zero, z rodziny to tylko babcia i wujek. Wsparcie od bliskich znikome. Coś na zasadzie - "będzie dobrze"; "weź się w garść" - co tylko dodatkowo mnie dobijało. Byłem w takiej pustce jak Ty, z tą różnicą, że nie miałem nawet opcji, żeby zrobić coś ciekawego poza graniem na plejce, bo w rodzinnym mieście pustki, skoro to maleńkie miasto. Pojechałem do znajomych do miasta, z którego się wyprowadziłem, na kilka dni, żeby troszkę się odchamić, ale po powrocie smutna rzeczywistość - okazjonalne szlochanie. Wtedy to trafiłem na pierwszą audycję MK o "Projekcie Klaudiusz". Zahipnotyzowany odsłuchałem kilka innych - "O kurwa! Ten gość ma racje!". Byłem tak podbudowany i w końcu poczułem jakąś ulgę lub wsparcie, że marnowałem tylko siły na naprawę, a tkwiłem w patologii. Wszystkie te historie o nieszanujących facetów myszkach czy różnych sytuacjach z tym związanych, miało idealny pokrycie z tym w czym tkwiłem. Na święta BN wyjechałem do matki za granicę. W sumie namawiała mnie do tego, żebym do niej pojechał i znalazł tam pracę, a ja jak dzielny rycerz z dumą większą niż ja sam odpowiadałem, że wyjazd za granicę to najprostsze rozwiązanie. Wróciłem do Polski na sylwka i wtedy jeszcze z ex pisaliśmy. W sumie całkiem długo, jakoś do 3-4. Napisała kilka gorzkich słów, które mnie otrząsnęły, żeby już nawet nie myśleć o powrocie. Ja głupi myślałem, że może po prostu w zły sposób byliśmy w tym związku i potrzeba było jakiejś organizacji - dłuższej rozmowy. Może wyprowadzki i mieszkaniu osobno. Po czasie stwierdzam, że byłem niesamowitym błaznem, który przy każdym "powinniśmy się rozstać" robił z siebie płaczącą kluchę. Zdecydowałem się na wyjazd, a wcześniej podjąłem operację - zapomnieć o ex. Wszystkie możliwe zdjęcia, których nie było w sumie dużo, pousuwałem/poniszczyłem. Jedyne co jeszcze nie zrobiłem to nie usunąłem całego czatu na messengerze, co w sumie może zrobię pewnego dnia. Potem kilka razy nawiązywała ze mną kontakt (Sam nie inicjowałem - dla mnie kompletnie nie istniała), typu "Co słychać?" lub, gdy miała jakiś problem to pisała jak coś zrobić/naprawić. Kilka razy dałem jej do zrozumienia, że teraz sobie wiodę fajne i szczęśliwe życie, a ona była emocjonalnym pasożytem, to w odpowiedzi dostawałem jakieś pierdolamento w stylu, że nigdy się nie zmienię, bo ciągle ją winię za coś, a ona nie da siebie tak traktować. Bla, bla - tak generalnie to traktuje. Cała ta "przemiana" nauczyła mnie, że czasem warto być chujem i po prostu powiedzieć "STOP" jak Ci coś nie pasuje. Trzeba nauczyć się mówić "Nie" w każdym przypadku, nie tylko do żulka na ulicy, ale też do fochującej panny. Bardzo ważna była też mała przygoda z pewną Chinką, z którą niby byliśmy w związku, ale niby nie. Oficjalnie za ręce się nie trzymaliśmy, spędzaliśmy razem czas, również ten w łóżku. Skończyło się jakoś po angielsku - myślała, że jak zredukuje kontakt to samo się urwie. Spotkałem się z nią oburzony, żeby jej powiedzieć, że mogłaby chociaż powiedzieć wprost, że nie chce już więcej się spotykać. Kulturalnie i z klasą ją opierdoliłem, potem napisała smsa, że przeprasza, że zraniła moje uczucia (których nie było). W sumie to też dobra lekcja. Myślę sobie - "Ty frajerze, to gówniara młodsza o 6-7 lat, która przed Tobą rypała się z randomami z Tindera, a Ty oczekujesz jakiejś klasy i dorosłego podejścia do sprawy". Ten mały epizod był idealnym klinem po mojej ex i Tobie też to radzę! Nie od razu, a pewnym momencie jak już będziesz gotów. Tylko nie rób z tego przygody życia, w której znowu jakąś Tajkę z idealnym ciałem będziesz ujeżdżał w myślach, a potem jak Stiffler się zbłaźnisz albo jeszcze ją obrzygasz po pijaku, jak dojdzie co do czego. Doceń to co masz i to gdzie się znajdujesz, bo nie znam 20-kilko-latków, którzy żyją w Tajlandii i już mieli dramaty, a mimo to nie myślą o powrocie do kraju na niby. Ktoś napisał słusznie - nie traktuj każdej panny jako potencjalnej dziewczyny/żony. Wręcz inaczej - jesteś młody, a z tego co wiem, to życie towarzyskie w tych rejonach Azji właśnie opiera się na dobrej zabawie, w tym na seksie. Wiesz już doskonale, że jeśli biały facet jest tam warty tyle co worek złota i bilet do raju, to nie daj sobie nawijać makaronu na uszy, bo każda typiara, która chce ciebie wykorzystać powie Ci wszystko co chciałbyś kiedyś usłyszeć. Dlatego nie przywiązuj się za bardzo. Mów od razu, że nie szukasz związku, a w końcu trafi się pani, z którą jednak seks i spędzanie czasu będzie inny. Zaklinujesz, a potem będziesz wiódł szczęśliwe życie. Obecnie jestem od kilku miesięcy w związku, tym razem z Japonką i jestem w końcu zadowolony z tego gdzie jestem i jak moje życie wygląda. Z panią jest też krótko - pojawiają się jakieś foszki to od razu wyjaśniam jak przy interesach - "Sorry, nie podoba mi się takie zachowanie, ja nie zachowuje się w taki sposób, więc proszę też tego nie rób". To działa, bo się nie przywiązuje. Trudno, jeśli w pewnym momencie odejdzie - cóż, przynajmniej zachowałem twarz i się nie błaźniłem. Grunt to od początku pokazać, że masz życie pod kontrolą. Powodzenia!
  2. Nie odbija się! Pokażesz pannie jakąś lepszą stronę życia, kopnie swojego gacha w dupę, a potem Ciebie - gdy dostarczone przez Ciebie emocję opadną i dostarczy je inny bad-boy. Jak Cię kręci, to zbajeruj na jedną noc, ale nie myśl o niczym więcej. Ja bym odpuścił - za dużo pięknych kobiet w przeróżnych miejscach na świecie widziałem, żeby rozwalanie komuś związku czy ewentualnie obita maska była tego warta
  3. Jeśli już brać, to nowszego, bo nowszy będzie wspierany dłużej. Nie warto się uwsteczniać, tym bardziej, że nowy SE to teraz kosztuje z 1200zł. Od siebie, użytkownika iPhone'a od 2015 roku, powiem tyle - warto brać czym nowsze, bo wtedy będą na dłużej. 6S miałem od premiery i po 3.5 roku dopiero wymieniłem na XR (dostałem propozycję oddania telefonu i w przypadku kupna nowego - obniżeniu ceny), w sumie to trochę z kaprysu, a nie z konieczności. Wizualnie ekran był bez skazy, jedynie metalowy tył był lekko dotknięty ząbkiem czasu (był w etui, ale zawsze jakiś kurz czy paproch się wkradł), system śmigał aż miło - w ciągu całego użytkowania zresetowałem go mniej niż 10 razy. Może nawet coś koło 5-6. To naprawdę dobry telefon, jeśli nie oczekuje się drugiego komputera w kieszeni, tylko w miarę funkcjonalne urządzenie z dobrą optymalizacją. Jeśli 7-kę to weź lepiej w wersji Plus, jeśli chcesz coś oglądać.
  4. Chłopie, pracowałem z Ukrainkami. Za jedną minimalną pensję nie musiały pracować u siebie przez 3! Ja bym powiedział, że szuka portfela, chociaż z drugiej strony studentki za granicą lubią poszerzać horyzonty
  5. Coś mi tu nie gra. Przyszedłeś tutaj z problemem, że laska nie stara się i nie szanuję, nabrałeś podejrzeń, a pozostali w jakiś sposób te zwątpienia rozpatrzyli. Mentalnie przestawiłeś się na "mam wywalone, co będzie to będzie" i jebnąłeś pięścią w stół. Teraz piszesz po prostu o ruchaniu się, mając jednocześnie pannę w dupie i swoje zmartwienia wobec niej również. Nasuwa mi się jedno pytanie - to jak bardzo byłeś lub jesteś z nią zżyty? Bo imho - wcale. I teoretycznie nawet nie powinno Cię boleć, jeśli laska by wskoczyła na innego bolca, bo "trafi się inna". Piszę to tylko dlatego, bo po swoim 5 letnim związku, od którego zakończenia już minęło kilka miesięcy, ba, nawet już miałem inną "dupę do ruchania"; nie wyobrażałbym sobie (nawet jego końcu, gdy byliśmy chyba już dla siebie całkiem obojętni) ruchać się ze swoją panną po prostu dla ruchania, bez żadnych uczuć, które mogłyby się we mnie ponownie rozpalić. Pierdolić taką relację - chyba, że serio Ci to pasuje. Ja bym już nawet dla samego siebie wolał się zakręcić wokół innej panny, żeby chociaż się porajcować zdobywaniem jej. Chyba nie zaprzeczysz, że taki okres od poznania do ruchania był chyba pełnym euforii i zajebistego samopoczucia? Szkoda po prostu czasu, bo można go wykorzystać na inne, ciekawe podboje. @MagnusMagnesium pojechałeś, chłopie! W sumie to po Twoich postach wizualizuję sobie Ciebie jako takiego przeinteligentnego gościa z jakiegoś anime, jak z miniaturki
  6. Maciejos

    W co aktualnie gracie?

    Na PS4 - Rocket League, Path of Exile, czasem Apex Legends. Z single player - muszę w końcu wziąć się i przejść Sekiro. Na gry przychodzi ochota i potem to "growe libido" przygasa. Obecnie jest przymglone i nie ma się ochoty grać.
  7. Mam mieszane uczucie co do tych "online datingów". Próbowałem Badoo i Tindera. Badoo to apka-misterium, ch. wie o co w tym chodzi, czasami nie wiem czy to jakieś AI czy naprawdę czyjś profil. Tinder....w Polsce było sporo "matchy", dziewczyny ciekawe, niektóre z chęcią bym pocałował w czółko. Teraz jestem w UK i....z początku bawiąc się tak wedle rozsądku - fajne w prawo, te mniej fajne na lewo - trafiłem na 3 osoby. Z jedną w sumie potem miałem mały romans, dopóki nie powiedziała mi, że od rozstania z chłopakiem do poznania mnie (to było trochę więcej niż seks) było troszkę bolców i w sumie koniec końców wróciła do takiego jebanka. Wracając do tematu - potem zacząłem na pałę wszystko jak leci przesuwać na prawo. Jak jeden chuj....zero rezultatu. Może nie jestem zbyt przystojny na angielskie standardy, cóż nie wiedzą co tracą! Trzeba chyba to jebnąc i uderzyć w real.
  8. Trzymaj się, bracie! I nie licz na ruchańsko - nawet jeśli będzie chciała Ci dać - pokaż, że masz klasę i nie daj się wkręcić w wyrko. Jeszcze się okaże, że zaczniecie, laska "niby dojdzie" i stwierdzi, że już wystarczy, bo ona doszła. Po co dać się upodlić dla mokrej cipki? Mi raz moja tak odjebała...A innego razu, jak byliśmy po rozstaniu, to parzyliśmy się jak głupi - skrępowana paskiem, ciągnąc mocno za włosy i dając klapsy jak popadnie, a jak mieszkaliśmy razem, to "ciągle tylko taki agresywny jestem, w ogóle nic romantycznego" ;O Nic tak nie działa, jak nagle pokazanie, że masz wyjebane i potrafisz się obrócić i wyjść bez słowa. Mój ostatni romansik z pewną Chinką zakończył się w trochę dziwaczny sposób. Hormony opadły, trochę zaczęła mi przeszkadzać, a że ona jakoś mało dominująca, to sama prawie nie zagadywała. Na pytania, czy wszystko między nami ok odpowiadała twierdząco, aż w pewnym momencie wyjebała, że nie jest gotowa na związek i tyle. Dorośli ludzie, zero obgadania ani niczego, tylko sms/whatsapp. Spotkałem się z nią i powiedziałem wprost, że spoko, rozumiem, ale kurwa - troszkę szacunku, wystarczyłoby chociaż pogadać na żywo i to powiedzieć. Stwierdziła, że no co ma mi powiedzieć, myślała, że to już przeszło, a ja wyciągam temat. Powiedziałem co myślę i wyszedłem bez słowa. Nawet kurwa na nią nie spojrzałem. Doszedłem do domu i dostałem taką litanię w spazmie, że nie sądziłem, że ją tak to ruszy. Takie kurwa wyrzuty sumienia i wylanie uczuć, że aż żałuję, że jakoś na to odpisałem, bo w sumie chętnie bym sobie taką potrzymał na smyczy mojego wyjebania. Po czasie myślę tak o swojej, z którą byłem 5 lat. Jaki ja momentami byłem głupi. Kurwa rycerzyk na koniu. Bogu dzięki za to, że trafiłem na audycję MK i otworzyłem oczy. Boję się, że stanę się jakiś anty i już ciężko będzie mi się zakręcić koło kobiety, skoro znam te chujowe gierki, pomimo, że bardzo lubię kobiety i ich towarzystwo.
  9. A widujecie się jakoś normalnie - za dnia? Chodzicie razem gdzieś? Może pokaż jej dobitnie, że jesteś gość z klasą i możesz mieć każdą, którą miniesz na ulicy. Krótko i na temat - zobaczysz reakcję. Jeśli będzie dalej to samo - faktycznie, może lepiej olać temat. W innym przypadku może jej wylejesz kubeł zimnej wody na głowę. Moja eks na przykład nie lubiła jak się gdzieś wystroiłem jak razem szliśmy. Podobno pełno lasek się za mną oglądało i nie mogła tego zdzierżyć, bo elegancko ubrany, wypachniony, a że podobno do najbrzydszych nie należę i mam też dobrą gadkę, to się bała, że zostanie z kwitkiem. A, że potem się posypało, to już inny temat....
  10. Coś dziwacznego w tym jest, z drugiej strony - zależy od podejścia do seksu. Ja do pewnego momentu czerpałem satysfakcję tylko z seksu z partnerką, z którą coś mnie jednak łączy. A moja skośnooka towarzyszka powiedziała mi wprost - ona nie traktuje seksu jakoś wyjątkowo. Po prostu 'fun'. O Erasmusie to wolę nawet nie myśleć, daję kredyt minimalnej cnotliwości naszym studentkom
  11. Zaspokoję ciekawość, wszak to takie wspólne, męskie miejsce. Po rozstaniu zainstalowałem na telefonie aplikację Tinder. Wcześniej miałem z nią jakąś styczność (w Anglii właśnie), ale wszelkie dopasowania okazywały się spambotami, które wysyłały jakieś linki. W Polsce było dużo lepiej - udało się poznać fajne osoby, z żadną z nich się nie spotkałem, ale okazjonalnie uda mi się jeszcze popisać. W skrócie - w Anglii laski szukają chyba bogatych szejków i niesamowicie przystojnych samców alfa na jedną noc, a w Polsce, to tak w sumie "z ciekawości" przeglądają - nie szukają nikogo, ale, oj oj oj, na pewno nie na seksik! W Styczniu trafiło się, że na tinderze wpadłem na pewną Polkę, a że mieszkała niedaleko, to postanowiłem się wybrać na małą wycieczkę. W autobusie trafiłem na kogoś innego - wspomnianą studentkę z Chin. Byłem na takiej fali, po tym wcześniejszym rozstaniu i marazmie, że od słów do czynów - spotkaliśmy się jeszcze tego samego dnia. Byłem niesamowicie podjarany - wszak za azjatkami się tylko oglądałem + wiadomo - pornosy. Mieliśmy jakieś wspólne zainteresowania i całkiem dobrze mówiła po angielsku, więc to dodatkowo mnie nakręciło. Poszło klasycznie - spotkania, spacery, jakieś wspólne gotowanie (zaprosiła mnie do siebie i zrobiła obiad), po dżentelmeńsku - nie wpychałem się na siłę i sam narzucałem tempo. To była taka trochę nieformalna relacja. Spędzaliśmy razem czas i jakoś i mi i jej to pasowało, pomimo 6 lat różnicy (ja 28, ona 22). Jeśli kogoś gryzie ciekawość co do seksu - powiem tak - powściągliwe, niedominujące i chyba niezbyt wymagające, tzn. dosyć obojętne i leniwe. Wiadomo, że różnie się może trafić, ale w tym przypadku właśnie tak było. Trochę kulminacji przyszło później, jak zaczęła się pojawiać jakaś emocjonalna więź, którą potem ucięła, ale o tym później. Pewnego wieczoru, gdy spędzaliśmy czas u mnie powiedziała mi, że przed tym jak się poznaliśmy to spotykała się z facetami poznanymi na tinderze. Pociągnąłem temat i dowiedziałem się, że spotykała się na seks z przypadkowymi typami, ale....używała prezerwatyw, a i z tymi była zabawna sytuacja, o czym w dalszej części. Stwierdziła, że woli być ze mną szczera, bo skoro się spotykamy to powinienem wiedzieć. Jakoś to przetrawiłem, sam nie byłem najświętszym, a poza tym - pewnie gdybym miał okazję to sam bym korzystał, ba, być może był jednym z kochanków jakiejś innej, podobnie żyjącej studentki, tyle, że na przykład z Indii czy innego arabskiego kraju. Cały temat szybko się potem skończył, bo nie chciała się wiązać emocjonalnie, skoro jest tu tylko na studia. W międzyczasie trafiłem też na inną Chineczkę. Ta walnęła wprost - szuka "chłopaka" na czas studiów. I to tak tymczasowo, bo taki na poważnie będzie w Chinach. To się dzieję naprawdę. Koedukacyjne, międzynarodowe akademiki to takie klatki z królikami (któż by nie był takim oportunistą? Głupiec!), gdzie jak zgaśnie światło to...nie wystarczy iść za dźwiękami rozkoszy Ze śmiesznej sytuacji z prezerwatywami mogę napisać tylko tyle - kiedyś spadła mi gumka za jej łóżko (taka tam akademikowa prycza) i musiałem dać nura, żeby ją wyłowić. Oczywiście była w opakowaniu, zamknięta. Wymacałem tą, którą przyniosłem ja i jeszcze wyłowiłem puste opakowanie (i tylko opakowanie) po jakiejś innej. Mina mojej towarzyszki była bezcenna, a mój wacek jakoś opadł w tym zakłopotaniu (ale potem się podniósł i dokończył dzieło). Z tego, co mi się nie podobało u niej - lenistwo, bałaganiarstwo i ogólnie taki dziwny, dla mnie pół-prymitywny światopogląd przekazywany w jej przypadku od matki - tzn. brak własnego zdania. Pigułki antykoncepcyjne - ble, zło i trucizna, ale wielu partnerów i odchudzanie dziwacznymi tabletkami, wziętymi jakby żywcem z tego magicznego sklepiku z filmu Gremliny; było bardzo ok i nic w tym dziwnego. Troszkę zderzyliśmy się kulturowo i w pewnym momencie było to naprawdę odczuwalne, od poglądów po ubiór - nie pamiętam, żebym spotkał jakąś młodą, rdzenną Chinkę w fajnym, kobiecym wydaniu - brak makijażu, albo bardzo nieumiejętny, moda też jakaś taka dziwaczna, przynajmniej dla mnie. Trzeba pamiętać, że te azjatyckie żylety to są zeuropeizowane/zamerykanizowane, a nie takie rdzenne. To taka rada, jak komuś się trafi coś na emigracji.
  12. Paradoksalnie - nie lubię mówić o sobie, lubię rozmawiać, a jeszcze bardziej lubię opowiadać historie z mojego życia. Chciałbym opowiedzieć Wam dziś historię mojego ostatniego związku, który zakończył się już ponad pół roku temu, a trwał z przerwami blisko 5 lat. Po maturach zacząłem spotykać się ze zjawiskową dziewczyną, z którą chodziłem do tej samej szkoły. Związaliśmy się krótko przed tym jak wyjechałem na studia, a że była to tylko lekko ponad godzina pociągiem - postanowiliśmy w to wejść, jako takie niedoświadczone gówniaki. Ja wówczas 19-latek, ona 17-tka. Wiadomo, pierwsze zbliżenia, odkrywanie kobiecego ciała i w końcu ten magiczny pierwszy raz, a potem parzenie się jak króliki - na łące, w stodole, w pociągu (serio), u niej, u mnie, w akademiku, wszędzie - sprawiło, że do kolejnego związku podszedłem już bardziej dojrzale. Wiedziałem, że seks to nie było wszystko i chciałem móc z kimś spędzać wolny czas, a nie parzyć się rutynowo co weekend. Miałem 22 lata i byłem jakoś rok do półtora roku po rozstaniu. W tym czasie już miałem za sobą mały romans z współlokatorką z akademika (ahh, te czasy), który niejako "zaleczył" poprzednie rozstanie (odbiło mi, skoczyłem w bok na jedną noc, potem sumienie lub inny głos wewnętrzny nie pozwalał mi dłużej znosić tej rutyny po tym co zrobiłem z inną koleżanką z akademika [obecnie mężatka], dlatego postanowiłem odejść), a także miałem jakieś nieudane podboje do kilku serduszek - głównie chciało się zaspokoić potrzebę seksu, nie było mowy o jakiś uczuciach czy o innych niefizycznych potrzebach. Postanowiłem rozpocząć nowe studia i dołączyłem do grupy, gdzie poznałem moją wybrankę serca - 19-letnia z dziewczęcą twarzyczką, filigranowa, zgrabna o dużych oczach. Wszystko we mnie buzowało i zacząłem podboje. Wpadliśmy sobie w oko i poszło całkiem szybko. Ona niedoświadczona, ja jako pierwszy chłopak - no trochę jarało mnie to, że mogłem wprowadzić ją w arkana rozkoszy, którymi mieszałem jej w głowie - związaliśmy się dość szybko. W wielkim skrócie - od łóżka do rozstania, potem jednak powrót, bo uczucia, potem znowu rozstanie, bo te uczucia jednak niepewne, potem powrót bo pewne, potem rozstanie, bo wyjechałem za granicę na kilka miesięcy (byłem w strasznej apatii, ale to historia na inny temat), potem powrót do siebie (po 3 msc), bo ja zatęskniłem i troszkę się otrząsnąłem, wspólne mieszkanie i ostateczne rozstanie, bo.... No właśnie, bo co? Każdy z moich przyjaciół zadawał mi to pytanie, a ja nie potrafiłem na nie odpowiedzieć. W wielkim skrócie - wspólne mieszkanie sprawiło, że staliśmy się jak rodzina, pomimo, że nie byliśmy zaręczeni (kiedyś stwierdziliśmy, że to nie potrzebne), to tworzyliśmy jakieś domowe ognisko. Wiadomo, pranie gaci, gotowanie obiadów i sprzątanie. Wieczorami seks, czasem w łóżku, czasem w salonie, czasem pod prysznicem. I tak przez jakiś czas, aż szczęśliwa rodzinka zaczęła się lekko psuć. Wprowadzając się do jednego mieszkania (wynajmowane) ja pracowałem na 3 zmiany (hotel), a ona jeszcze kończyła studia, bywało raz lepiej, raz gorzej - od mojego niedosypiania (3-4h, czasami 2h, a czasami 5h) po trudności z zasypianiem i stresem w pracy, po jej stres związany z obroną pracy dyplomowej. Zaczęła pracę i z miejsca dostała taki hajs, na który ja musiałem robić ponad rok (podwyżki), w dodatku znałem świetnie angielski, czego nie mogłem powiedzieć o niej. Generalnie zaczął się syf - moje ego trochę ucierpiało, i zaczęliśmy się oddalać od siebie z przelotnymi wzlotami. Od razu powiem - seksu było mało. Czasami to ja nie miałem ochoty, a czasami ciężko było ją w ogóle rozpalić. Była na tabletkach, po których mówiła, że czasami nie ma ochoty i w ogóle jest dziwnie emocjonalnie rozchwiana - ok, rozumiem, to przecież hormony. Skracając te historię - kulminacją były dwa śluby i dwa wesela. Haha, jak tytuł filmu. Pierw ślubowali moi przyjaciele, z którymi mieszkałem, w sumie to na moich oczach narodził się ich związek; potem jej brat. Nie muszę wspominać, że przy dwóch krótkich lontach można o byle co się posprzeczać, a przy dodatkowym stresie i presji rodziny - rezultaty mogą być różne, bo wszak dziwne jest, że brat po 2 latach z nową dziewczyną (przedtem był w kilkuletnim związku, który nawet był przypieczętowany pierścionkiem zaręczynowym) staje na ślubnym kobiercu, a my po 5 latach nawet nie jesteśmy zaręczeni. To chyba poprzestawiało coś (albo uświadomiło) mojej partnerce, i nasz związek zakończył się miesiąc później. Usłyszałem tylko "myślałam ostatnio długo nad tym wszystkim i chce się rozstać, bo już nie wytrzymuję". Tego samego wieczoru podjąłem decyzję, że wyprowadzę się z tego mieszkania, a niedługo potem rzuciłem prace, której i tak nie lubiłem. Wróciłem do rodzinnego domu, miałem gdzie się zatrzymać, chociaż warunki były tam potworne, to żyłem sobie jak pustelnik. Okazjonalnie wyłem jak pies - nie ma co się wstydzić, bo nagle poczułem się, jakby rodzina się mnie wyparła i zostałbym wyrzucony z domu. Wtedy przypadkiem trafiłem na audycję Marka, która akurat pojawiła się przy okazji "projektu Klaudiusz", potem odkryłem pozostałe i...wyciągnęły mnie z tego gównianego marazmu. Podniosły mnie na duchu na tyle, żeby jakoś wytrwać. Obecnie mamy Maj, od Stycznia pracuję i mieszkam w Anglii, dalej emocjonalnie "bezdomny", bo nie umiem stwierdzić, gdzie jest mój dom, pomimo, że mieszkam u rodziny. Przez parę miesięcy byłem na takiej fali, że nawet przygruchałem pewną studentkę z Chin (moja ciekawość rasowa została tym samym zaspokojona), z którą miałem mały romans. W skrócie - zapraszam na PW, żeby odradzić każdemu właśnie takie przelotne romanse ze studentkami z zakątków świata, bo takie rzeczy jakie potem odkryłem, to projekt Klaudiusz się chowa Dalsze plany? Przyłączyć się do linii lotniczych i żyć gdzie popadnie. Szansa na normalną rodzinę, którą chciałem stworzyć niejako się nadarzyła - może po prostu to nie dla mnie? Mam 28 lat, szkoda się zakuwać w kajdany. Jeśli ktoś to przeczytał - bardzo mi miło, bo chyba każdy lubi być wysłuchany czy może czasem zrozumiany. To naprawdę ważne, gdy ktoś cierpi, a otoczenie klepie go po ramieniu i mówi "będzie dobrze", bo takim osobom nie pomaga się poklepywaniem. To tyle z tej krótkiej historii, jeśli są jakieś błędy stylistyczne - przepraszam, ale naprawdę od miesięcy nie pisałem niczego dłuższego po polsku. Pozdrawiam
  13. Witam, Trafiłem tutaj po wysłuchaniu kilkunastu/dziesięciu audycji, a trafiłem na nie zupełnie przypadkiem, gdy po 5 letnim związku żyłem jak pustelnik w pustym domu w rodzinnym mieście. Fora to zawsze ciekawe miejsca pełnych różnych ludzi i wypada do takiej grupy dołączyć. Pozdrawiam! Maciejos
×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Umieściliśmy na Twoim urządzeniu pliki cookie, aby pomóc Ci usprawnić przeglądanie strony. Możesz dostosować ustawienia plików cookie, w przeciwnym wypadku zakładamy, że wyrażasz na to zgodę.