Skocz do zawartości

deleteduser55

Użytkownik
  • Postów

    66
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

  • Wygrane w rankingu

    1
  • Donations

    0.00 PLN 

Treść opublikowana przez deleteduser55

  1. - zamknąć zobowiązania finansowe - odwiedzić przynajmniej 2 kolejne kraje (ponad 20 na koncie z Europy i Azji) - trzymać ramę z małżą Gdyby ktoś spytał się mnie o plany 3 lata temu, to byłoby tego dużo. A tak znaczną część zrealizowałem, a inne odpuściłem
  2. Przypadkowo trafiłem na ten wątek, nie wiem kim jest wspomniany gościu, ale zaintrygowało mnie, że zrzucił ponad 20 kg. No więc Google, do dzieła - pierwszy interesujący mnie rezultat: https://zenjaskiniowca.pl/o-odchudzaniu-i-utrzymywaniu-wagi/ Hmmm... Może nie powinienem się wypowiadać, bo niesamowicie wkurwiają mnie wszelkiej maści kołcze/guru (miałem epizod pracy w agencji reklamowej - czuję obrzydzenie do tej branży) itp...no ale sam zrzuciłem prawie 20 kg, więc w sumie jestem odpowiednią osobą, żeby się wypowiedzieć. Z czym się zgadzam - duża nadwaga to była tylko i wyłącznie moja wina wynikająca z mojej słabości. Jak najbardziej, podpisuję się pod tym obiema rękami. Natomiast sugerowanie, że odchudzanie to jakieś pójście na wojnę, mordęga itd... no ja pierdolę, co za kołczowy bełkot... Odchudzanie to wyłącznie kwestia motywacji do zmiany stylu życia. Tylko tyle i aż tyle. Ja zrzuciłem że 102 do 85 kg i wagę cały czas utrzymuję. Słodycze, napoje gazowane, alkohol do zera i pierwsze 10 kg masz z głowy po 2-3 miesiącach. Dokładasz ćwiczenia, cały czas jesz regularnie 4 posiłki, z czego ostatni najpóźniej 2 godziny przed pójściem spać, liczysz kalorie (ale bez przesady) i jesteś w domu - kilkanaście kg nadwagi jest przeszłością. Jest to prosty schemat, który działa, z którego większość ludzi korzysta i który przynosi efekty bez ryzyka uszczerbku na zdrowiu. Natomiast jedzenie tylko 2 posiłków, tak jak autor - przy odchudzaniu... Moja kuzynka tak robiła i trafiła do szpitala. Chyba to wystarczy za komentarz. Nie rozumiem, czemu w dzisiejszych czasach młodzi ludzie szukają jakichś wyroczni jak należy żyć. Wspomniany gościu ma swoje sukcesy - tak samo ja (zrzucenie nadwagi, dosyć duże zarobki, wygranie z nowotworem), tak samo wielu innych ludzi. Mam również swoje porażki, ciekawe czy kołczowie o swoich opowiadają. Pewnie nie - w końcu panuje kult sukcesu. Różnica jest taka, że ja jak i wielu innych nie zostaniemy kołczami - nie jestem megalomanem dorabiających ideologię do każdej dziedziny swojego życia, robiącym za specjalistę od wszystkiego i niczego - to jest po prostu żałosne. Doradzam znalezienie blogów fachowców, a nie kołczów - fachowców od konkretnej dziedziny, która was interesuje a nie człowieka - orkiestry wypowiadającego się o wszystkim.
  3. Żeby rzucić palenie potrzeba wyłącznie jednej rzeczy - MOTYWACJI. Gdy masz motywację, to przetrwasz trudniejsze chwile i nie wrócisz do nałogu. Gdy motywacji brak, to znajdziesz setki wymówek żeby zapalić. W każdym razie powodzenia - ja nie palę od 8 lat. I do niczego papierosy nie są mi potrzebne - zupełnie o nich zapomniałem, spacer, czy nawet zwykłe wyjście do sklepu jest przyjemniejsze.
  4. Zdarza się, szacun za przyznanie się do pomyłki! Doskonale Cię rozumiem - mam dysonans. Z jednej strony charakter mówi mi, żeby nie przerywać, tylko robić swoje. Ale z drugiej strony - mam swoje lata, nic nikomu nie muszę udowadniać - ani sobie, ani tym bardziej innym. Mam wystarczająco silny charakter żeby zrzucić 20 kg, rzucić po 8 latach palenie (nie palę już kolejne 8!), samodzielnie zwiększyć kwalifikacje, podszkolić angielski. Ale w każdym przypadku zawsze był jakiś cel i każdy dzień mnie do niego przybliżał. A tutaj efektów nie ma. Zastosuję się do rad Braci i daję sobie czas do lutego. Jeśli nic się nie zmieni, chyba przerzucę się na basen. Pływanie sprawia mi frajdę, więc mogę to robić bez spiny. W moim przypadku jest na odwrót - wyglądam o niebo lepiej i jestem znacznie silniejszy. Mając dużą nadwagę (sam tłuszcz!) wyglądałem jak karykatura. Teraz jest znacznie lepiej ale i tak mam zamiar dalej nad tym pracować. Poza tym już za późno - kilogramy spalone, nic z tym nie zrobię Szacun, że zmieniłeś pracę. Popieram, praca siedząca nie sprzyja budowie sylwetki. Ale ja swoją pracę po prostu lubię - dobrze się w tym czuję i mam na prawdę satysfakcję. W sumie chyba w pewnym wieku trzeba kierować się tym, co daje satysfakcję. W wieku 20 lat trzeba zmuszać się do pewnych rzeczy żeby coś osiągnąć. Trzeba zakuć do nieprzydatnego egzaminu, żeby skończyć studia, trzeba zrobić niepotrzebne i bezpłatne (albo pół-darmowe) praktyki, żeby rozpocząć karierę itd. Szczerze mówiąc przeraża mnie wizja 1,5 h treningu, który nie daje mi satysfakcji ani efektów. Przez 1,5 h mogę pobawić się z córką, poczytać książkę albo po prostu dłużej pospać. Tak jak mówiłem - daję sobie czas do lutego. Nie mam zamiaru rezygnować z aktywności fizycznej, ale może to po prostu jest nie dla mnie - i powinienem wybrać coś innego.
  5. Też nie przepadam za tą nazwą - znasz jakąś inną? Bo "zestaw ćwiczeń w warunkach domowych bez przyrządów" cytowany kilka razy brzmi jeszcze głupiej Tu się z Tobą zgadzam - nie jestem pewien, czy sprawia mi to satysfakcję i czy to jest dla mnie. Z jednej strony napuchnięcie mięśni po treningu sprawia mi satysfakcję, z drugiej rozczarowanie z braku efektów skutecznie mnie zniechęca. Być może powinienem się przerzucić na basen albo coś w tym stylu - potrenuję jeszcze miesiąc, zastosuję się do wskazówek Braci i zdecyduję co dalej. Tutaj mnie trochę zdenerwowałeś. Albo nie przeczytałeś dokładnie albo masz problemy z czytaniem ze zrozumieniem. Mam nadzieję, że to pierwsze. Nigdzie nie usprawiedliwiam się byłym stanem zdrowia - wręcz przeciwnie, poważna choroba zmotywowała mnie do zmiany, pierwsze sukcesy mam za sobą (zrzucenie prawie 20 kg), ponadto zacząłem trenować "zestaw ćwiczeń w warunkach domowych bez przyrządów". Brak mi podstawowej wiedzy, dlatego też pytam się znacznie bardziej doświadczonych Braci o wskazówki. - ponieważ jest to dla mnie nowość, nigdy wcześniej nie trenowałem. Nigdy też nie użalałem się nad swoją sytuacją, wręcz przeciwnie - ominęła mnie (póki co, odpukać) chemioterapia - dostałem w pewnym sensie szansę, z której mam zamiar skorzystać. Tylko tyle i aż tyle.
  6. @Conrad @Jaśnie Wielmożny - myślałem o czymś w tym stylu docelowo - czyli normalny gościu, żaden koks - dobre proporcje, lekka muskulatura i brak otłuszczenia. Pewnie przesadzam, ale nieco obawiam się namierzenia dlatego nie będę wrzucał swojego zdjęcia. Mogę za to podać wymiary: - klatka 104 cm - mogłaby być odrobinę większa - biceps 34 cm - chciałbym co najmniej 3 cm więcej docelowo - talia 90 cm - co najmniej 5 cm chciałbym spalić Ogólnie zależy mi na proporcjach, nie zależy mi na muskulaturze. Jeśli się nie mylę, powinno to być do zrobienia przy samej kalistenice - zdaję sobie sprawę, że lepsze efekty można osiągnąć (podobno) na siłowni, ale kalistenika powinna wystarczyć (?). Nie zależy mi też na sile ani wytrzymałości - tylko poprawa proporcji i zdrowie. Nie mam też zamiaru wyrywać 10 lat młodszych "dupeczek" W sumie racja, poczytam coś na ten temat. OK - o śnie nie myślałem. Postaram się dłużej sypiać. A jak z dietą? Bardzo ograniczam słodycze, pizze itp., napojów gazowanych nie piję w ogóle. Piwko głównie w weekend - po 2 w sobotę i niedzielę, mocniejszych alkoholi unikam. Piję dużo wody, żona raczej zdrowo gotuje. Są jakieś ogólne wytyczne? Bo też wiem, że inna dieta jest na redukcję, inna na masę - a ja już w ogóle nie wiem, co jeść, jak brzuch mam do zrzucenia a ręcęe do przypakowania
  7. Czołem Bracia! Mam 34 lata, 186 cm i 85 kg, od 2 miesięcy trenuję zestaw pompki, brzuszki, pompki tyłem, przysiady i "deska" 3 razy w tygodniu - zestaw bez przyrządów, korzystam z gotowej appki na Androida. Jakąś godzinę temu skończyłem bardzo wyczerpujący (dla mnie) kolejny dzień treningu. I zaczynam wymiękać - brakuje mi motywacji, żeby dalej to ciągnąć, efekty nie są takie jakbym chciał. Od razu zaznaczę, że nie chcę chodzić na siłownię - nie lubię tego klimatu. Może zacznę od początku Po skończeniu liceum poszedłem na studia i zacząłem pracować - praca siedząca, zero ruchu, doszedłem do 102 kg. Budowa bardzo nieproporcjonalna, bardzo chude ręce, wklęsła klata z "cyckami" i wielki brzuch, podbródek itp. Po 30-tce dostałem raka jądra - na szczęście szybko zauważyłem, wycięli mi jajko, obeszło się bez chemioterapii. Po żółtej kartce stwierdziłem, że nie chcę czerwonej - wziąłem się za siebie, zacząłem się odchudzać, zrezygnowałem ze słodyczy i alkoholu, po czasie dołączyłem kalistenikę i finalnie zszedłem do 84 kg. Ćwiczenia zaczęły się robić za ciężkie, zaczynała mnie boleć głowa no a do celu doszedłem - więc odpuściłem sobie. Na tamtą chwilę byłem bardzo zadowolony z efektu, a wagę utrzymuję do tej pory. Jakieś 2 miesiące temu wróciłem do treningów, bo znowu zacząłem się robić sflaczały. No i znowu dochodzę do etapu, gdzie już nie mam sił i motywacji - tylko tym razem nie ma efektów, nie mam też za bardzo z czego zrzucać. Ćwiczenia są dla mnie bardzo męczące, a wiem że będzie coraz gorzej. No i zmiana sylwetki byłaby jakąś motywacją, a nie widzę zbytniej różnicy. Po chorobie, za pierwszym razem ledwo zrobiłem 7 pompek, teraz bez problemu zrobię 50 bez przerw - może nie jest to jakaś ogromna liczba, ale mimo wszystko 7 razy więcej. Tylko mój wygląd sugeruje, że max jestem w stanie zrobić 15 pompek - znowu mam chude ręce i wystający brzuch. W skali 1-10 (gdzie 1 to totalny brak zmian a 10 PIERWSZE widoczne gołym okiem efekty), określiłbym na 3. Nie wiem też, jakie postępy były za pierwszym razem - w końcu największy efekt dało zrzucenie prawie 20 kg. Zastanawiam się, co robię źle. Nie mam żadnej wiedzy, nie mogę znaleźć w Googlach interesujących mnie informacji. Słyszałem, że po 30-tce trudniej jest zrobić sylwetkę. Tylko co oznacza "trudniej" - trzeba 2 czy 5 razy więcej czasu na taki sam efekt? Na początku 30 minut wystarczyło mi na cały zestaw, dzisiaj poświęciłem prawie 1,5 godziny - jestem wykończony a efektów brak. Nie szukam wymówki, ale mam co robić - a 1,5 godziny bez efektów to trochę dla mnie zmarnowany czas. Mam do was kilka pytań - ale wszelkie wskazówki mile widziane. - czy to normalne, że efekty przychodzą bardzo powoli? Czy wiek rzeczywiście jest tutaj przeszkodą? - jak powinienem podejść do kwestii odżywiania? Sprawa jest prosta w przypadku grubasa albo chudzielca - chudzielec robi masę, a grubas redukcję. Ja wagę mam w sam raz, a moja sylwetka to "skinny fat". Jeśli zacznę robić masę, to znowu będę miał nadwagę. Jeśli będę redukował, to będę jeszcze chudszy (?) - słyszałem, że pierwsze efekty przychodzą szybko, na następne trzeba znacznie dłużej czekać. Zastanawiam się, czy nie jestem już po tych "pierwszych" efektach - w końcu ważyłem prawie 20 kg więcej. - nieraz widzę gości, którzy na dzień dzisiejszy nie trenują, ale formę zrobili sobie w latach młodości - i jeśli dobrze myślę, to bazują na tym, to co wytrenowali to im zostało. Ja w latach młodości miałem sporą nadwagę - czy nie jest czasem tak, że do efektów dojdę tylko i wyłącznie przy OLBRZYMIM samozaparciu? Wszak jeśli się nie mylę - wiek genetyka i wiek są przeciwko mnie. - a może po prostu powinienem jeszcze parę kg zrzucić - przykładowo do 81 kg? Może w moim przypadku lepszy efekt da mi zmniejszenie wagi niż ćwiczenia? Z góry dzięki za wszelkie rady! Jeśli macie jakieś linki, gdzie wszystko jest opisane, podzielcie się - bardzo dobrze wiem, jak korzystać z Googla ale nie mogę nic konkretnego znaleźć - prawdopodobnie dlatego że nie wiem czego szukać.
  8. @la tormenta jeśli dobrze zrozumiałem: - bardzo dobrze znasz hiszpański - pracowałeś tylko u ojca - masz skończone studia prawnicze ale bez aplikacji - masz zamiar wyemigrować do Hiszpanii - i jesteś pewien że nie będziesz miał problemu ze znalezieniem tam pracy itd. Weź pod uwagę, że w sumie nie masz żadnych kwalifikacji. Masz skończone studia ale nie możesz pracować w zawodzie. Nie pracowałeś nigdy u kogoś obcego. Twój ojciec zachowuje się jak się zachowuje, ale być może daje Ci fory. Twój hiszpański na pewno jest na plus w Polsce. Ale w Hiszpanii każdy lokals zna go lepiej od Ciebie. Nie zrozum mnie źle, nie chcę się przypierdalać. Raczej uświadomić pewne fakty. Podam na swoim przykładzie. Jestem starszym programistą z kilkunastoletnim doświadczeniem. Zarabiam 10k+ na rękę. Brzmi nieźle, nie? No to słuchaj. W poprzedniej pracy zarabiałem połowę z tego, mój angielski był słaby. Przesiedziałem tam zbyt długo, narobiłem sobie zaległości. Ludzie z mojej firmy hurtowo przechodzili do innej. Też złożyłem tam papiery, poszedłem na rozmowę. Większość moich znajomych tam przyjęli, mnie nie. Zdałem sobie sprawę w jakiej dupie jestem. Zacząłem nadrabiać zaległości i szlifować angielski. W końcu po dłuższym czasie wznowiłem "castingi". Do trzech firm mnie nie przyjęli, do czwartej tak. Zajebiście trafiłem, rozwijam się i pracuję w międzynarodowym środowisku. Ale musiałem przyznać się sam przed sobą, że jestem średniakiem i miałem farta. Pewnie, gdzieś w końcu by mnie przyjęli - jeśli dalej konsekwentnie szukałabym nowej pracy. Ale na pewno za mniejsze pieniądze. Twoja sytuacja trochę przypomina mi mojego kuzyna - on z kolei pracował w Anglii na jakimś fizycznym stanowisku niewymagającym umiejętności. Wrócił do Polski, siedział na bezrobociu, czuł się lepszy od innych, nie miał zamiaru pracować byle gdzie, bo znał angielski. W końcu jak kasa się skończyła, poszedł pracować do Biedronki. Główna różnicą między mną a nim (poza tą oczywistą) jest taka, że ja przyznałem się i zaakceptowałem to, że jestem średniakiem. A do mojego kuzyna nic nie dotarło. Inny przykład - gdy urodziło mi się dziecko, szwagierka (wtedy bezdzietna) na wszystko miała gotowy przepis - "to się tak robi", "a czemu tego nie robicie", "no przecież(...)" itd. Teraz jest matką 2 dzieci - 2latka do tej pory karmiona jest cycem, a 5latka do tej pory śpi z pieluchą a jeszcze rok temu piła z butelki ze smoczkiem. Nie bierz wszystkiego do siebie i nie odbieraj w 100% analogii do Twojej osoby - chcę tylko Cię uświadomić, że jesteś młody i nie wszystko jest takie proste jak Ci się wydaje
  9. Wybór czysto subiektywny: - Stambuł - jedno z dwóch moich ulubionych miast. Jedyne miasto bardzo europejskie i bardzo azjatyckie zarazem. Nigdy nie zapomnę nawoływania do modlitwy z Hagii Sophii i Błękitnego Meczetu - po prostu ciary przechodzą. Do tego Kryty Bazar, Bosfor i najlepszy kebab jaki jadłem w życiu. - Bangkok - drugie moje ulubione miasto. Szczególny klimat nocą gdzie po prostu wszystko świeci się na inny kolor. Buddyjskie świątynie, najlepsze jedzenie pod słońcem, tuk-tuki no i jedno z najlepszych moich przeżyć - basen na dachu hotelu w nocy. - Kuala Lumpur - mix Malezji, Chin i Indii w jednym miejscu. Mega nowoczesne miasto z Petronas Towers, meczety, chińskie i hinduskie świątynie, w tym Batu Caves - hinduskie świątynie w jaskiniach i biegające w nich małpy. No i znowu basen na dachu w nocy - na 30 piętrze z widokiem na Petronas Towers. - Petersburg - ogólnie lubię kulturę rosyjską. Wenecja Północy, Cerkiew na Krwi (lepsza od moskiewskiej), mega rosyjski klimat - w pozytywnym tego słowa znaczeniu (w kwietniu padał śnieg), mega przyjaźni ludzie - co bardzo mnie zaskoczyło. I pełno złota w Ermitażu i Soborze Izaaka. - Lwów - ogólnie klimat tego miasta jest niesłychany. Po przejechaniu granicy cofasz się o 20 lat w czasie. Dużo polskich akcentów, po prostu trzeba zobaczyć.
  10. No to bardzo się pomyliłem, nie wiem czemu myślałem że jesteś młodszy ode mnie z tego co zauważyłem, w skrócie wygląda to tak - jak jesteś żonaty, to tęsknisz za czasami kawalerskimi. A jak jesteś kawalerem, to chciałbyś być żonaty. Jeśli twoją jedyną pasją jest programowanie, to i tak masz więcej pasji od przeważającej większości kobiet - i jeszcze na tym dużo zarabiasz, więc ogólnie profit To prawda, ale żadnego lepszego portalu nie znam. Wszystkie firmy, którymi byłem zainteresowany, bez wyjątku ogłaszały się na LinkedIn. Przy okazji możesz zrobić research wśród pracowników - czy kogoś znasz, jakie mają kwalifikacje, jak długo pracują, skąd przyszli itp. - przykładowo jeśli wiesz że w firmie X zarobki wynoszą 10 000 zł, a do firmy Y przeszło 5 osób z firmy X, to można założyć, że zarobki będą wyższe. Z kolei jeśli wszyscy pracownicy w firmie Y pracowali wcześniej wyłącznie w Januszexach, to bardzo prawdopodobne, że tych 10 000 tutaj nie zarobisz. A jeśli średni staż pracownika wynosi 1 rok, to oznacza bardzo dużą rotację - czyli ogólnie przejebane, o czym bardzo szybko byś się przekonał.
  11. @larry - to bardzo dobrze, poczytaj sobie różne historie na forum - moja nie jest inna Na prawdę byłem gotowy na rozwód, ale ze względu na córkę wziąłem się za "wychowanie samicy" - póki co jest progres. Domyślam się, że jesteś znacznie młodszy ode mnie (ja jestem 30+), poświęć ten czas na karierę zawodową i szlifowanie angielskiego. Będziesz miał kasę i pozycję - jak jeszcze zadbasz o siebie fizycznie, to z założeniem rodziny nie będziesz miał problemu. A co dalej i czy warto to już temat na inny wątek Ja mam córkę, więc mimo wszystko jestem na plus. A wracając do tematu - jeśli IT jest Twoją pasją, to skup się na tym. Ja w tej chwili jestem zadowolony - kasa jest bardzo OK, rozwój jest. Ale trochę miałem farta - gdybym miał lepsze kompetencje, to nie tworzyłbym tego posta tylko po prostu przebierałbym w ofertach.
  12. No nie do końca. Ja akurat pracuję wyłącznie z Amerykanami, szef któremu raportuję jest Amerykaninem. Bardzo często prosi mnie o analizę, jak można coś zoptymalizować. Jestem z nim w stałym kontakcie i często piszę do niego długie maile z moimi spostrzeżeniami, możliwościami rozwiązania z plusami i minusami. Co prawda nie wymaga ode mnie angielskiego na poziomie C2, jednak źle bym się czuł przedstawiając mu profesjonalną analizę wykorzystując słownictwo max na poziomie A2 ;) Nie wiem jak w innych branżach - jednak w przypadku IT najlepszy dla mnie jest LinkedIn. Na LinkedIn nie ma żadnych Januszexów, tylko duże i poważne firmy z zagranicznym kapitałem. A przynajmniej na pierwszy rzut oka - w każdym razie na pewno znajdziesz tam firmy którymi byłbyś zainteresowany i jednocześnie nie będziesz musiał przebijać się przez wszystkich Januszy biznesu - takie oferty są głównie na Pracuj.pl/GoldenLine. Januszexy również omijam szerokim łukiem - nie ma tam żadnych profitów. Jeśli jesteś początkujący, to niestety - musisz gdzieś odrobić pańszczyznę. Jeśli masz doświadczenie to nic tam nie zyskasz - niska kasa, wyzysk i brak możliwości rozwoju. Nie mówię, że moje doświadczenia są standardem - jak wspominałem wcześniej jestem średniakiem. "Problemem" jest też to, że mam 10+ lat doświadczenia - i zawsze techniczny rekruter chce ze mną "mierzyć sobie penisa", kto jest lepszy. Znam ludzi którzy dostają się praktycznie wszędzie gdzie chcą - i zawsze, bez wyjątku są to single bez dzieci, kujący po godzinach. Ja mam rodzinę, ponadto nie mam w sobie takiej pasji - wiadomo, to co muszę znać to nadrabiam. Jeśli czegoś nie muszę znać / nie mam gwarancji, że mi się to przyda, to na pewno nie będę się tego uczył. Podpisuję się pod tym obiema rękoma. Pracuję głównie z Amerykanami, ale jestem też w kontakcie z Włochami, Anglikami, Australijczykami, Chińczykami. Wszyscy są dla mnie mili. Ale raz musiałem pojechać do Warszawy. Facet miał własną wersję współpracy - żebym z nim jeździł na wdrożenia po Polsce, bo to jest zupełnie co innego. No i żeby nawiązać ściślejszą współpracę, bo szybciej będzie bez Amerykanów. Dałem mu do zrozumienia, że chuja mnie to obchodzi - ja mam swoje ciepłe biurko, nie jestem od jeżdżenia po Polsce tylko od programowania i wszystko ma przechodzić przez mojego szefa. Mogę mu pomóc, jak tylko przekona go, żebym olał to co w tej chwili robię i żebym skupił się na wykonaniu nowego zadania. Gościu bardzo się na mnie wkurwił i do tej pory nie mamy kontaktu ze sobą - co bardzo mi odpowiada.
  13. Ostatnio miałem rozkminę na temat rozmów kwalifikacyjnych. Może zacznę od początku. Jestem starszym programistą, w miarę obiektywnie oceniając siebie - bardzo mocnym średniakiem ;) Łącznie mam z 10-11 lat doświadczenia - mam swoje bardzo mocne strony, jednak nie jestem "zboczeńcem" znającym każdy szczególik danego języka programowania, recytującym po wybudzeniu definicje wzorców programowania i każdą wolną chwilę spędzającym na nauce nowych technologii. Mojej pracy nie mogę nazwać pasją - IT jest zdecydowanie miejscem dla mnie, w którym świetnie się odnajduję i nie wyobrażam sobie innego zawodu, jednak w wolnej chwili wolę robić coś innego. Pracodawcy bardzo sobie mnie cenią. No i właśnie... W poprzedniej korpo (branża finansowa) przepracowałem kilka lat - o kilka lat za dużo ;) Narobiłem sobie zaległości, miałem zbyt słaby angielski. Każda rozmowa kwalifikacyjna była zawalona ze względu na któryś z tych czynników: 1) zaległości / brak doświadczenia w danej technologii 2) zbyt słaby angielski 3) jestem seniorem, więc na moje stanowisko bardzo maglują W końcu wziąłem się za siebie, nadrobiłem zaległości, podszkoliłem angielski - znalazłem super pracę w międzynarodowym środowisku - i czuję, że za jakiś czas, gdy będę szukał nowej pracy, powinienem mieć łatwiej - mam codzienną styczność z angielskim i nowymi technologami. No właśnie, czy na pewno? Zastanawiam się, w jakim stopniu problemem były moje zaległości, a w jakim problemem jest wybujałe ego "Polaczków". No bo do obecnej firmy rekrutowali mnie Amerykanie - i byli (i są) bardzo ze mnie zadowoleni. Moje poprzednie rozmowy wyglądały przykładowo w ten sposób - przychodzę, rekruter robi mi krótką przepytkę z angielskiego, pyta się o moje doświadczenie (żadnych pytań technicznych). Wydawało się, że rozmowa poszła OK, po paru dniach rekruter oddzwania - niestety nie dostałem pracy. Powody? 1) zbyt słaba znajomość angielskiego (Amerykanie nie mieli z tym problemu, a Polaczek miał!) 2) nieznajomość jednej technologii (pozostałe 9 znałem) - nawet nie miałem możliwości zaprezentowania się w części technicznej 3) zbyt duże wymagania finansowe Inne rozmowy - maglowanie do granic wytrzymałości z naprawdę podchwytliwych pytań. W jednej korpo odpowiedziałem dobrze na jakieś 18 pytań (rozmowa z Polaczkiem po angielsku), byłem pewien że dostałem pracę - niestety źle odpowiedziałem na pozostałe 2. Gadałem ze znajomymi - do największych banków są zatrudniani Hindusi niemający podstawowej wiedzy, robiący niesamowity burdel w kodzie. O angielskim z litości nie wspomnę. I nikomu z Zarządu wielkich korpo to nie przeszkadza - Hindusi są jakoś wspierani w znalezieniu dobrze płatnej pracy. W Polsce z kolei rodacy robią rodakom pod górkę, starając się uwalić delikwenta za wszelką cenę. Brałem udział w rekrutacji, gdzie większość kandydatów była uwalana - a celem pracy była rozbudowa CMS (systemu zarządzania treścią) - czysty przerost formy nad treścią. Czy to tylko moje spostrzeżenia, czy ktoś z was doświadczył tego samego?
  14. Też nie - sam jestem introwertykiem i nie chciałbym mieszkać poza miastem. Nie to, żebym uważał to za coś gorszego - każdy ma inne wymagania. Totalnie akceptuję swój introwertyzm, ale siedząc na wichurze czuję się rozdrażniony - wydaje mi się, że jestem wtedy jeszcze bardziej "dziki" i chcę jak najszybciej uciec do cywilizacji. Inna sprawa - w mieście jesteś anonimowy, na wichurze już nie.
  15. @vand - masz 22 lata i świadomość, że chcesz coś zmienić, do czegoś dojść - to już jest bardzo dobrze! Wydaje mi się, że większość 20-latków w dzisiejszych czasach myśli o tym, jak się najebać w najbliższy piątek - a praca jest tylko etapem, aby zarobić kasę którą właśnie przejebie się w weekend. Ja w Twoim wieku chciałem mieć wszystko na już - mieszkanie, dobrą pracę. No i rodzinę, którą mam ale to już inna bajka Najważniejsze - po prostu rób swoje i bądź cierpliwy. Czasami wystarczy odrobina szczęścia no i samozaparcie. Podam przykład sprzed roku: pracowałem w jednej korporacji, był to ważny etap w mojej karierze, no ale zbyt długi. Zarobki były w porządku ale wiedziałem, że mogłyby być większe. Nic nowego się nie uczyłem, no i wypalałem się zawodowo. Do zmiany pracy blokował mnie angielski - gramatykę ogarniałem, ale z gadaniem było kiepsko. Na rozmowie rekrutacyjnej zjadał mnie stres, więc po paru nieudanych próbach odpuściłem sobie i siedziałem dalej. W pracy nie chcieli mnie awansować, bo była długa kolejka innych "mebli" - ludzi pracujących dłużej ode mnie. No i pewnego razu awansowali gościa, któremu ego i kompleksy wyskoczyły pod sufit - został człowiekiem skurwielem. A ja musiałem z nim pracować i on rozdzielał mi zadania. Po paru sprzeczkach w naszym teamie stwierdziłem - ni chuja, zrobię wszystko, aby zmienić pracę. Tego samego dnia znalazłem korepetytora angielskiego, który stwierdził że mój angielski jest wystarczający, podszkolimy tylko gadanie no i będziemy się przygotowywać do rozmowy kwalifikacyjnej. Po 2 miesiącach (razem z innym gościem z tego samego teamu) dostałem nową pracę i rzuciłem papierami. Chcieli mnie zatrzymać, awansować i dać znacznie więcej kasy. A w nowej pracy oferowali mi niemal dwukrotność moich zarobków! Grzecznie podziękowałem, zarabiam teraz znacznie więcej (5 cyfrowa kwota na rękę), pracuję z Amerykanami i ogólnie jestem z pracy zadowolony. A człowiekowi skurwielowi powinienem w sumie podziękować - to on mnie zmotywował do zmiany!
  16. @azagoth @Tornado @Imbryk @vand - Panowie, pewnie się zdziwicie, ale - DZIĘKI ZA PRZYWRÓCENIE MNIE DO PIONU. Ktoś na forum pisał, że redpilla trzeba przyswajać z rozsądkiem, bo można przedawkować. No i ja chyba skupiam się nie na tym na czym powinienem. Zapomniałem co jest najważniejsze. Początkowy wkurw ustąpił miejsca przemyśleniom. W sumie od miesiąca nie mam się do czego przyczepić (mam na myśli zachowanie żony). Jedna jaskółka wiosny nie czyni, ale jakieś światełko w tunelu jest. Wiem jak reagować - a co z tego wyjdzie, to się okaże. No a wychowanie córki jest najważniejsze - o czym pamiętałem przez całe jej życie oprócz ostatniego miesiąca. Panowie, nie chowajcie do mnie urazy - obiecuję poprawę! Można z powrotem offtopować! ;)
  17. Zdecydowanie nie nastawiam się na żaden nowy związek. W tym wątku zaledwie kilka odpowiedzi jest na temat. Zadałem bardzo proste pytanie, a wyszedł spory offtop. Nie opisywałem całej swojej sytuacji, żeby nie wprowadzać zamieszania i skupić się na clue wątku. Ale OK - opiszę swoją decyzję - CHOCIAŻ NIE MA TO NIC WSPÓLNEGO Z ZADANYM PYTANIEM. Dałem sobie czas do końca następnego roku (jeszcze przed utworzeniem niniejszego wątku) na pracę nad sobą - poprawę mindsetu, trzymanie ramy no i oczywiście poprawę sylwetki. Na razie (od miesiąca) daje to spore rezultaty. Być może myszka wymiękła - dostała legendarnego samca alfa (takiego jak co drugi na tym forum) i wystarczy trzymać ramę. A być może na razie jest w szoku i jak tylko dojdzie do siebie, na dniach odpali cały arsenał. Trzymając ramę, TRZEBA być gotowym na rozwód. Sytuacja może się poprawić a może też się jeszcze bardziej pogorszyć - po miesiącu nie jestem w stanie powiedzieć do czego to prowadzi - na razie widzę poprawę. Osobiście WOLAŁBYM, aby do rozwodu nie doszło - ze względu na córkę. Pytanie, jak bardzo mam na to wpływ. Tak, czy inaczej - jeśli do rozwodu nie dojdzie, a zobowiązania spłacę - jestem (jesteśmy) do przodu. Jeśli natomiast do rozwodu miałoby dojść - tutaj właśnie zadałem pytanie, co powinienem zrobić. UPRZEDZAM, ŻE NIE ODPOWIADAM WIĘCEJ NA KOMENTARZE NIE DOTYCZĄCE BEZPOŚREDNIO TEMATU WĄTKU - CHYBA ŻE BĘDZIE KU TEMU KONKRETNY POWÓD. Zadałem proste pytanie, a cały czas muszę się tłumaczyć. Czasami odnoszę wrażenie, że bardziej konkretnych odpowiedzi udzieliłaby mi kobieta.
  18. @Tornado - z całą sympatią - proszę Cię, wysil się i napisz coś co da się przeczytać. Czytam Twój komentarz po raz trzeci i połowy nie rozumiem. Ja wiem, że jest weekend, też lubię sobie popiwkować. Jeśli dobrze rozumiem - jesteś po rozwodzie, masz zapewnione widzenia z dzieckiem ale z jakiegoś powodu (nie wiem, czy chodzi o jakiegoś KOTA?) go nie widujesz? Obszedłeś system, cokolwiek to znaczy (ja rozumiem to tak, że byłbyś niedzielnym ojcem, ale wywalczyłeś profity - częstsze widzenia) ale z jakiegoś powodu dzieciaka nadal nie widujesz (?) Dziecko już chodzi do szkoły, o co tym razem chodzi z magicznym progiem/checkpointem? Też nie demonizowałbym, że nie będę widywał dzieciaka po rozwodzie - sam znam ojców którzy regularnie widują się z dziećmi, poza tym duża część Braci na forum nie narzeka. Cieszę się, że jest tutaj ktoś o odmiennym zdaniu dotyczącym rozwodu. Chciałbym coś z tego wyciągnąć, czegoś się dowiedzieć, ale nie jestem w stanie przebić się przez, sorry za wyrażenie, BEŁKOT...
  19. @SzatanKrieger - nie chcę robić zbyt dużego offtopu, ale OK. Życie seksualne jest takie sobie - w każdym razie istnieje. Żona ma potrzeby i raczej nie odmawia seksu - ale też nigdy go nie inicjuje. Orgazmy podobno ma - a przynajmniej tak mówi. Ale nieraz zdarza się że nie udaje jej się osiągnąć orgazmu. Wydaje mi się, że na tym polu jest szczera. Gorzej jest ze mną. Ja po prostu się zmuszam żeby nie było "przypału". Żona po prostu przestała mnie pociągać - fizycznie (przytyła po ciąży - a raczej już po ślubie), psychicznie (6 lat na bezrobociu, teraz gówno-praca) no i przede wszystkim wszystkie te awantury bardzo się na mnie odbiły. Kilka razy byłem w szpitalu, przebyłem raka jądra (jedno mam usunięte), co też może wpływać na libido. Nie mam za to problemu z erekcją. Wolę sam sobie "ulżyć", ale od razu uściślę - nie jestem uzależniony od porno.
  20. @Tornado - biorąc pod uwagę mój post że Świeżakownii - większość dzieciatych rozwodników uważa, że podjęła słuszną decyzję, tylko za późno - dobry kontakt z dziećmi i samica z głowy. Nie kojarzę żadnego wpisu na forum kogoś żałującego rozwodu. To nie jest tak, że dążę do rozwodu bo znudziła mi się żona i szukam pretekstu żeby odzyskać stan kawalerski. Przez 6 lat przeżyłem piekło - dopiero teraz po łyknięciu sporej dawki redpilla zaczynam dostrzegać, co się stało i wiem co robić. Żona wielokrotnie szantażowała mnie rozwodem a ja wielokrotnie pucowałem zbroję przepraszając i starając się poprawić. Już nic więcej nie jestem w stanie z siebie dać - mogę tylko skończyć z białorycerstwem i trzymać ramę. Problem jest taki, że ona zna mnie na wylot - z pewnością przez lata wytworzyła u siebie taką pogardę, że trzymanie ramy nie odmieni całkowicie jej zachowania. Ja wytrzymywałem to zbyt długo - i jestem na 100% pewien, że będzie mi lepiej bez niej. Natomiast nie wiem, co z dzieckiem - tutaj pewności nie mam, co byłoby lepsze. Jeśli możesz, opisz konkretnie co takiego zrobiłeś, że uratowałeś rodzinę - co zrobiłeś, że żona przestała Tobą gardzić i jednocześnie Ty nie żywisz do niej urazy. Być może się mylę, ale wydaje mi się, że u Ciebie rozpad związku nie był na takim etapie, co u większości "doradzaczy"
  21. Jestem tego samego zdania dlatego zacząłem trzymać ramę i odnosi to duży skutek. Nie wiem na jak długo, robię to bardziej dla siebie na przyszłość. No i żeby spompować balonik myszce-agresorce. Też się tego obawiam, chociaż może to być miecz obusieczny. Bez środków do życia być może dziecko zostałoby ze mną (?)
  22. @Tornado hmmm... Od czego by tu zacząć.... Dziękuję za zabranie głosu. Nie obraź się ale bardzo ciężko czyta się twoją wiadomość. To nawet nie jest kwestia ortografii, braku interpunkcji czy dziwnego stylu pisania... ale treści. 18 lat skończyłem bardzo dawno temu - może jestem za stary a może po prostu za głupi. Po kilkukrotnym przeczytaniu Twojej wiadomości, doszedłem do wniosku, że prawdopodobnie chodzi o Tobie o esencję wiedzy z tego forum - czyli o zmianę siebie, trzymanie ramy itd. (jednak nie jestem pewien - tekst jest dla mnie niezrozumiały i mogłem źle zinterpretować). Jeśli przeczytasz jeszcze raz moją pierwszą wiadomość (ja Twoją przeczytałem kilkukrotnie!) dojdziesz do wniosku, że zaznajomiłem się z tematyką redpillową - Kobietopedia, No More Mr Nice Guy, wertowanie forum wzdłuż i wszerz. Jeśli przeczytasz mój podlinkowany wątek że Świżakownii (aż 4 strony!), gdzie dostałem mnóstwo niezwykle konstruktywnej krytyki, również dojdziesz do wniosku, że wszystko zostało już powiedziane. Nie chcę duplikować informacji że Świeżakownii, więc w skrócie: - po porodzie zostałem popychadłem utrzymującym i wyręczającym swoją żonę przez 6lat - DUŻO W TYM MOJEJ WINY WYNIKAJĄCEJ Z NIEWIEDZY I BIAŁORYCERSTWA - trafiłem na forum, gdzie dostałem wsparcie i kubeł zimnej wody - zacząłem zmiany z dużymi sukcesami - ogólnie trzymanie ramy, dbanie o samorozwój Jednak doszedłem do wniosku, że tyle złego się wydarzyło, że nie chcę tego ciągnąć. Jeśli zaznajomisz się z pierwszym postem że Świeżakownii, dowiesz się że dziecko jest jedynym powodem dla którego ciągnę te małżeństwo. To że samica będzie nieszczęśliwa, mam w dupie - i tak jest i będzie nieszczęśliwa, nie mam na to wpływu. Co do mnie - ja i wielu Braci jest odmiennego zdania. Poza tym jestem introwertykiem, najlepiej czuję się samemu. Jeśli chcesz nadal brać udział w dyskusji, bardzo chętnie posłucham rad. Jednakże proszę - wcześniej zaznajom się przynajmniej pobieżnie z moją sytuacją. I, na Boga, pisz normalnie i wprost - bez zagadek! Ja jednak mam nadzieję, że Bracia udzielą się i dołożą garść wartościowych rad.
  23. Witam Braci! Po zapoznaniu się z Kobietopedią, No More Mr Nice Guy, forum oraz ogólnie tematyką redpillową doszedłem do wniosku, że będę dążył do rozwodu. W dużym skrócie schemat, po porodzie księżniczce odwaliło, a ja zostałem popychadłem - czyli nic nowego. Jeśli ktoś chciałby się dowiedzieć czegoś więcej, moja historia jest opisana tutaj: https://braciasamcy.pl/index.php?/topic/24290-15-lat-związku-córka-w-wieku-szkolnym-i-rozwód-na-horyzoncie/ Zwracam się do was z pytaniem o zobowiązania (zamknięcie debetu na ROR, spłata kredytu samochodowego) - czy powinienem zamknąć/spłacić przed rozwodem, czy zostawić jak jest? - jeśli spłacę wcześniej, teoretycznie miałbym więcej środków do dyspozycji po rozwodzie - jeśli nie spłaciłbym wcześniej, być może podział majątku/alimenty byłyby dla mnie bardziej korzystne (większe zobowiązania = mniej można ściągnąć? Do tego myszka też miałaby zobowiązania). Mówiąc o alimentach nie mam na myśli dziecka - tutaj będę się wywiązywał (chociaż najbardziej zależy mi na opiece naprzemiennej). Bardziej obawiam się alimentów na żonę lub zbyt wysokich na dziecko. Moje zarobki to 11 000 PLN na rękę (tak, wiem, zaraz ktoś będzie mi wmawiał kłamstwo - przepraszam, tyle po prostu zarabiam ), moja żona zarabia 2 500. Z góry dzięki za wszystkie odpowiedzi i rady!
  24. Czyli tak jak myślałem, nie ma innej opcji jak gadać i gadać. Z fiszkami niestety nie widzę zastosowania - na ten moment nie zależy mi na podbijaniu poziomu do C1/C2 tylko na szybkiej i biegłej rozmowie - a tutaj fiszki raczej nie pomogą. Zamiast DuoLingo używałem eTutora - i bardzo sobie chwalę, jednak nie zależy mi na dalszej nauce a na biegłości w tym co już umiem. Przypominam, że nie mam większych problemów z pisaniem, słuchaniem czy czytaniem. Z gadaniem też nie jest tak, że strasznie kaleczę język albo boję się odezwać - biorę czynny udział w konferencjach Skype, kilka razy robiłem prezentacje. Filmy oglądam po angielsku z angielskimi napisami, artykuły w pierwszej kolejności szukam pisanych po angielsku. Ponadto przełączył mi się tryb tłumaczenia wszystkiego na polski i odwrotnie - raczej myślę po angielsku. Dobry pomysł z radiem angielskim/podcastami w samochodzie - macie jakieś sprawdzone appki na Androida? Najprawdopodobniej jestem zbyt niecierpliwy - chciałbym efekty na już a dopiero od roku pracuję w międzynarodowym środowisku - ale w Polsce, kontakt z Amerykanami mam max 2 godziny dziennie ze względu na różnicę czasową. Przez ten rok moja biegłość i tak poszła znacznie do przodu ale jeszcze nie jest to poziom z którego byłbym zadowolony. O tak, mnie też denerwuje gdy ktoś na siłę naśladuje akcent. Z moich obserwacji wynika, że często jest to próba ukrycia dużych braków i nieznajomości gramatyki - "a może nikt się nie skapnie". Tutaj mogę mówić nawet w suahili, każda myszka zrozumie, że oto pojawił się rycerz-bankomat Dziękuję wszystkim i każdemu z osobna!
×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Umieściliśmy na Twoim urządzeniu pliki cookie, aby pomóc Ci usprawnić przeglądanie strony. Możesz dostosować ustawienia plików cookie, w przeciwnym wypadku zakładamy, że wyrażasz na to zgodę.