Skocz do zawartości

Tamten Pan

Starszy Użytkownik
  • Postów

    530
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

  • Wygrane w rankingu

    2
  • Donations

    0.00 PLN 

Treść opublikowana przez Tamten Pan

  1. Niewyruchana laska (jeśli była przedtem tak nakręcona że aż jej "ciekło" i suty piekły) czuje okropne wkurwienie, irytację i coś jej się pierdoli z gospodarką homornalną, co wpływa na jej uczucia. Naukowego wyjaśnienia tej zasady nie znam, trzeba by ostro wejść w biochemię. Czyli po prostu zaczynasz się jej źle kojarzyć. Dodatkowo często wchodzą wyrzuty sumienia typu "Ojej, wymacał mnie, ale jestem łatwa, ten koleśto jakiś podrywacz i manipulator, już nie będę się z nim spotykać, idę do Krzysia-Misia na komedię romantyczną" Myślę że nie zawsze tak jest, napewno zdarzają się opcję nakręcenia kobiety i dokończenia tego np. dzień później, ale to jest naprawdę strzał w kolano, więc lepiej nie ryzykować. Czyli jak nie chcesz dymać "na miejscu" tylko zamawiać "na dowóz" 4 dni później, to raczej nie macaj za dobrze i zbyt długo po cipce i cycu. -Jeszcze z błędów: -mówienie za dużo o swoich rodzicach/rodzinie. Warto zaznaczyć że ma się fajną rodzinę i dobry kontakt z nią, jakąś anegdotkę można powiedzieć, ale napierdalanie o tym jakiego fajnego ma się tata bo jest dyrektorem dużej firmy, albo nawijanie za dużo o mamie i podkreślanie tego jak niesamowicie jest dla nas ważna (nawet jeśli tak jest) = tworzenie obrazu maminsynka/gościa uzależnionego od rodziców -Mówienie źle o swoich przyjaciołach, rodzinie bądź byłch. Nawet jeśli twoja była to psychopatka i dorzucała Ci cyjanek do herbaty, to na "randce" (nie lubię tego słowa, kojarzy mi się z kwiatami i drogim obiadem na koszt Rycerza w garniaku po wujku)...e...na spotkaniu mówisz, że była świetną dziewczyną i złego słowa o niej nie powiesz, po prostu drogi wam się rozeszły. -Pozwalanie na obrażanie/obgadywanie/oceniane swojego przyjaciela/kumpla/kogokolwiek z naszej rodziny przez laskę. Nie chodzi o to, żeby odpowiadać "sama taka jesteś jebana ździro, zamknij pizdę i spierdalaj na bambus", ale wyznaczanie granic jest ważne. Inna sprawa że jak laska wylatuje z takimi tematami to warto jej podziękować, bo prawdopodobnie jebnięta z niej sucz. Niby oczywiste, ale kilka razy widziałem jak koleś pozwalał na randce żeby laska obgadywała np. jego kumpla. Myślę że to taki shit test który pokazuje kobiecie, że facet pozwalający na coś takiego to miękka faja.
  2. Odnośnie kupowania ruin i remontów dodam tylko: -Zawsze wydasz więcej niż zaplanowałeś. Dużo więcej. -Możesz kupić mieszkanie w starej kamienicy, napracować się, zrobić z tego perełkę. W ścianie pierdolnie rura z 1867 roku i całe mieszkanie do generalnego remontu. Zjebane instalacje gazowo elektryczne na klatkach schodowych to dodatkowy stres. Sprzedawcy nieruchomości/pośrednicy oczywiście prawie nigdy nie wiedzą co było wymieniane, kiedy i dlaczego. A w PL większość poniemieckich kamienic-niegdyś perełek architektonicznych to niestety ruina,w czym duża zasługa naszych przyjaciół sowietów którzy dzielili piękne mieszkania na 20 klitek i robili tam składownicę hołoty rodem z Kiepskich. -W starych budynkach zazwyczaj są wysokie czynsze (fundusze remontowe itd). W nowych blokach często są dużo niższe bo nie ma współdzielni, tylko jest zarząd. Dodatkowo są dużo lepiej uszczelnione i często zamiast tradycyjnego ogrzewania masz logotermę, więc z czynszu rzędu 700 zł w gównianym gomułkowskim bloku z wielkiej płyty robi się np 250 + np. 120 z prądem, wodą i ogrzewaniem. Dodatkowo za nowe mieszkanie w apartamentowcu (np. 6 letnie, z tylko jednym poprzednim właścicielem) zapłacisz np. więcej, ale wiesz że ten blok będzie tam stał przez lata... w wieżowcu z lat 70tych możesz kupić tanie mieszkanie, ale na klatce schodowej będzie jebało starym żulem, w zsypie na śmieci pewnie będą karaluchy, dookoła Ciebie będzie mieszkać często chlejąca chołota albo studenciaki a blok za 20 lat może pójść do rozbiórki i pieniądze psu w odbyt. Ja bym za 200k rozkręcił biznes internetowy, albo nawet kilka(naście?). Np. sprzedaż fizyczna na Amazonie, ebay, albo nawet allegro. Albo cyfrowa, to już w ogóle na grubo można popłynąć. Albo stworzenie kilku stron i zajebiste wypozycjonowanie ich. Zbudowanie grubej listy malingowej. Cokolwiek co da Ci pasywny dochód. Wkładając 10k USD i importujac z Chin (albo z Polski i wysłać to do USA, do wyboru do koloru), przy dobrym zaplanowaniu tego spokojnie można później kosić po 3 K USD w miarę pasywnego dochodu. Oczywiście zrobienie podobnego dochodu z 1000 USD też pewnie byłoby możliwe, ale zajęło by dużo czasu i potrzebowałbyś bardzo dużego doświadczenia i farta. Tutaj wiadomo, trzeba się sporo dokształcić ale moim zdaniem to najlepszy pomysł, coś co przynosi później realne dochody a i tak jeszcze kupa kasy Ci zostanie, przecież nie wpierdolisz 200 kapci w coś takiego (tzn. można bez problemu przejebać tyle w ciągu kilku dni na reklamę, ale chodzi o to żeby zaczynać powoli i ostrożnie, kalkulować ryzyko i zbierać doświadczenie a nie tworzyć kurwa drugiego facebooka czy Alibabę z punktu zero). Jakieś gówniane lokaty bankowe typu "wpłać nam 200,000 PLN, nie ruszaj tego przez 15 lat, po 15 latach zarobisz aż 10,000 zł! WOW!!!!! BINDŹISZ BOGATY A JAK BEZPIECZNIE I ODPOWIEDZIALNIE!!", foreksy i inne rosyjskie ruletki raczej bym sobie darował. Z wynajmowaniem kawalerek studenciakom też nie chciałoby mi się bawić - zresztą co to za inwestycja? Przepierdalasz np. 150.000 zł na kawalerkę, a później ktoś płaci Ci 1200 zł miesięcznie za wynajem. WOW! Zajebiste ROI biorąc pod uwagę średni czas życia człowieka. Jak zrobisz dobry product research to po prostu WIESZ że towar będzie schodzić, bo widzisz że inne podobne schodzą, czyli jest popyt. Jak już przejdziesz pierwszą fazę rozruchu to na bank będzie się sprzedawać, lepiej lub gorzej. Cyfry zazwyczaj nie kłamią. W najgorszym przypadku klapy (czasami się zdarza) wyprzedasz wszystko po kosztach i odzyskasz pieniądze, a może nawet zarobisz na piwo i czynsz. Zyskasz bezcenne doświadczenie i będziesz wiedział że nie jesteś kolejną pizdą typu "chciałbym, ale w Polsce to się nie da, bo podatki, a za granicą to podatki, a biznes to się nie da, trzeba to i tamto i sramto i znajomości i ojej ojej chcę do mamy" jak 99% Polaków, niestety. I spróbujesz z innym produktem. I będziesz żył długo i szczęśliwie. Arbitraż rządzi.
  3. Szukałem podobnego tematu, ale chyba nie ma. Jakie Waszym zdaniem są najgorsze rzeczy, które można zrobić na pierwszej randce? Może przyda się młodzianom i świeżakom, a możliwe że sami również coś z tego wyniesiemy. Jak to mawia stare słowiańskie przysłowie - "Łukasz, Łukasz, reką chuja nie oszukasz!". A nawet jak oszukasz, to edukacja nie boli. Wiele z błędów które odstraszają od nas kobiety są również błędami (albo naszymi nieuświadomionymi wadami charakteru/postępowania) które zaniedbane i zostawione samym sobie zaszkodzą również w pracy, biznesie, relacjach męsko-męskich zwanych również samczą przyjaźnią, w kontach z rodziną, urzędnikami i tak dalej. Mam na myśli błędy, które zazwyczaj odpychają samice w ten sposób, że na drugą randkę nie bardzo jest co liczyć, nie wspominając nawet o seksie tego samego wieczoru. Ew. obniżają mocno wartość, którą już sobie w kobiecych oczach stworzyliśmy. Z mojego doświadczenia (o banałach typu świeży oddech/czyste paznokcie, czyste buty itd. nie będę wspominał, bo wiadomo): -Za dużo pierdolenia o dupie Jadzi, robienie wiatraka z języka. Kiedyś ciągle nawijałem, gadałem, opowiadałem historyjki, próbowałem być zabawny (albo byłem, ale co z tego?), ale laska zapewne czuła się jak na randce z telewizorem albo odbiornikiem radiowym. Częste przerywanie w związku z poczuciem że mam coś niesamowicie ważnego/mądrego/zabawnego do powiedzenia - to samo. Oczywiście nieraz laska prawie w ogóle się nie odzywa (wstydliwa lub tępa/nieciekawa, bądź wolno się rozkręca, albo mocno introwertyczna lub martwa) w początkowych fazach, wtedy nawijanie się przydaje. Ale z wyczuciem, obserwując samicę i nie przytłaczając jej. -Zbyt logiczna rozmowa/za dużo przewidywalnych/upierdliwych pytań. "Świętej pamięci" Brat nasz @Vincent bardzo się w którymś poście dziwował tudzież trochę rozpaczał, że Panna nie chciała rozmawiać o dziejach kolei polskiej w XIX wieku na Mazowszu, czy gdzieśtam indziej, itd.. No cóż - ja też bym chyba nie chciał, bo "ni w ząb" się na tym nie znam i nie interesuję. Natomiast wydaje mi się, że z kobietami trzeba rozmawiać emocjonalnie. Robienie wywiadu i pierdolenie ciągle o pracy, studiach, karierze, ew. Twoich "nerdowych" zainteresowaniach i innych nudnych gównach (chyba że umiesz opowiedzieć o tym w zajebiście ciekawy, brawny lub zabawny sposób) nie prowadzi do celu (zaliczenia/macanka/robótek ręcznych). Co najwyżej można zostać kolegą/opcją zapasową. -Nie patrzenie w oczy (=nie budowanie kontaktu/napięcia seksualnego). Z tym mam do tej pory problem, bo kiedy patrzę komuś w oczy, to nie potrafię się skupić na tym, co chcę przekazać. Kilka dziewczyn mówiło mi, że miały wrażenie, że ja na randce jestem sam i gadam sam do siebie, jak psychol, zwłaszcza w połączeniu z punktem pierwszym. Dobrze że mi to powiedziały, bo to coś, co przeszkadza w kontaktach międzyludzkich ogólnie, nie tylko z samicami. Bardzo to ogarnąłem, ale czasami się jeszcze zapominam, zwłaszcza jak mówię o czymś co mnie aktualnie mocno "jara". -Zbyt intensywne/uporczywe/natarczywe gapienie się w oczy. Bez przerwy, jak psychopata. Z tym akurat nie mam problemu, ale jeden mój znajomy tak robi i 99% znajomych samic uważa, że to "creep" i chodzące dziwadło. No nie dziwie się, mam takie samo wrażenie jak z nim przez dłuższy czas rozmawiam. -Zapominanie tego, co już Wam o sobie mówiły. Zauważyłem że większość samic jest na to kurewsko wrażliwa. Np. Pani Księżna (albo Pani Chłopczyca) powiedziała Ci kiedyś, że mieszka na Wypizdówku Górnym, a Ty zapomniałeś, spytałeś znowu przy okazji umawiania się na coś, no i chuj w dupę i wiatr w oczy. Masz pamiętać. Zapomnienie imienia to już w ogóle grzech śmiertelny (często grzech "nieporuchalny", zwany też "niejebliwym") dla samic, nawet jeśli same są najebane jak bela i ledwo stoją na szpilkach. Natomast POMYLENIE imienia i nazwanie np. Kasi Basią, albo Ani - Franią. Ooooooooo Long Johnson, Ooooo Don Piano: (grzech śmietelny, warto mieć też na sobie kamizelkę kuloodporną i czarny pas w Karate). Jedna Pani jebnięta jak stąd do Toronto, co mówiła że dużo bardziej woli jedzenie niż seks (o dziwo zgrabna i ładna), i że chodzi do kościoła bo rodzice jej każą, dała mi kosza po pierwszym spotkaniu, bo... ...podobno na pierwszej randce mówiła mi, że nie lubi sziszy, a ja raczyłem zaprosić ją na sziszę (chyba gadaliśmy o trawce, może pomyliła "gandzia" z "szisza", chuj ją wie). Dodatkowo, ponoć nie otworzyłem przed nią drzwi do pubu, ale wydaje mi się że miała omamy i nawet nie będę tego szerzej komentował, bo ten egzemplarz akurat był bardzo wadliwy psychicznie, aż żal dupsko ściska, więc dobrze się stało. -Nie odjebanie się. Nie odjebanie się w najfajniejsze ciuchy, nie użycie perfum i nie ogolenie się mogłoby działać w przypadku zajebiście zdesperowanej laski, albo jeśli wyglądalibyśmy jak Johnny Depp czy inny Ryan Gosling. Pisząc "ogolenie", nie mam na myśli tzw. "babyface", ale raz spotkałem się z laską po 5 dniach bez trimmera (z lenistwa) - ani nie wyglądałem czysto, ani jak groźny pirat, ino jak zaniedbany młodziej wracający z przystanku Woodstock). Pomyślałem "jakoś to będzie", bo poznałem ją na imprezie, kiedy byłem odjebany w marynarkę, ogolony i pachnący. Nie było jakoś, tylko chuj bombki strzelił. Ubiór - nie mówię o trzyrzędowym garniaku i pierdolonych lakierkach - po prostu dobre, ładnie leżące, czyste, wyprane, niepogniecione (koszulę warto wyprasować) i eleganckie (albo ziomskie, jeśli jesteś ziomkiem i spotykasz się z ziomicami i jest swag i jest lol i jest omg) ciuchy. -Za dużo gadania, za mało dotykania, obejmowania, ew. macania. Niestety ostatnimi czasy, po dwuletnim związku, zgubiłem gdzieś to wyczucie kiedy dotknąć laskę (kiedyś "miałem to w palcach", na każdej randce było co najmniej całowanie, a raczej lizanie i macanie). Dodatkowo, organizowanie zbyt wielu randek przed wzięciem jej na chatę. Albo do sypialni rodziców, jak ktoś ma 17 lat. -Nakręcanie laski, kiedy nie ma jej gdzie później zabrać i zerżnąć, ew. nie ma czasu. To jest wielki błąd, przegięcie w drugą stronę. Jaśnie Pani najprawdopodobniej już się z nami nie spotka i udostęni swej Przenajświętszej Cipencji. -Nie pociągnięcie za spust czyli nie załadowanie armaty tam gdzie jej miejsce, kiedy jest ku temu okazja (bo np. zbyt nam zależy na Pani i się "zesramy"). To samo jak wyżej, ale chyba jeszcze gorzej. -Wymądrzanie się, pouczanie, matkowanie/ojcowanie, ew. licytowanie się na zasadzie "ja jestem fajniejszy od ciebie, bo mam lepszą pracę, droższy samochód, mój tata zarabia więcej niż twój, moja mama jest ładniejsza od twojej, kończyłem lepszą uczelnię". Brzmi śmiesznie, ale wielu Panów na to cierpi - ten przykład z "ja kończyłem lepszą uczelnię" jest z życia wzięty. Mój kumpel-ciacho (surfer, gitarzysta, mgr. inżynier, przystojny, wysportowany, naturalnie dobrze zbudowany i zajebiście ubrany) odpycha w ten sposób od siebie większość kobiet i prawie nigdy nie rucha. Może jedną noc raz na kilka lat. Serio. Nie tylko laski takie zachowanie odpycha, innych facetów również wkurwia. Nie wspomnę co to robi z psychiką dziecka, jeśli ktoś taki się rozmnoży. -Opowiadanie o byłych lub dawnych podbojach seksualnych. Kiedyś myślałem że w ten sposób pokazuję swoją wartość (patrz, jaki jestem fajny, miałem sporo lasek przed tobą, czyli jestem atrakcyjnym samcem), ale, o kurwa, nigdy tego nie róbcie! Nawet jak uda Wam się zaliczyć taką pannę i np. później Wam odpierdoli i zachce się związku - będziecie mieli przejebane. To może wyjśc nawet po 2 latach. Albo 3. Albo po 26ciu. Można lekko wpleść jakąś aluzję, z wyczuciem, ale nic ponadto. Co innego gdy kobieta WIDZI nas w otoczeniu innych lasek, zwłaszcza gorących. Wtedy cipka mięknie. Co jeszcze możemy dodać? Słyszałem też kiedyś (Chyba PUA zwany Gunwitch o tym wspominał) że nie warto rozmawiać na randce o seksie ("seks się uprawia, a nie rozmawia o nim z kobietami") - ale nie wiem co o tym sądzić. Z jednej strony powinno nakręcać, z drugiej faktycznie może być "creepy" i desperackie. Ciężko powiedzieć.
  4. Ale jak wpadłbym na niego poza forum? No jak? E? E? E? Masz coś? no!
  5. 1. Skąd wy w ogóle wiecie kim jest jakaś Marina i Wojtuś - ja pierwsze o nich słyszę, dopiero tutaj w temacie wyczytałem że to jakiś piłkarz i (zapewne chujowa) piosenkarka? 2. Skąd wiecie że biorą ślub? Czytacie pudelka czy netkobiety.pl? 3. Chuj to kogo obchodzi? Chyba naprawdę trzeba się ostro nudzić w domu żeby w ogóle wpaść na takiego rodzaju newsa w internecie.
  6. @Tarnawa @GluX Ciekawe z tymi "kaloriami ujemnymi" . To może jak się je trawę i zagryza tynkiem z sufitu? Piszę "ciekawe", bo słyszałem dość podobną rzecz o mięsie i nabiale - zresztą napisałem w pierwszym poście- że trawienie białek zwierzęcych pochłania o wiele więcej kalorii niż trawienie produktów rośllinnych. Mamy więc info na info, badania vs. badania (zapewne z obu stron opłacane przez kogo innego). No i co, kto ma racje? Ale co ma piernik do wiatraka? Gdybyś zjadł 4 kg tłustego mięsa to też by Cię poskładało. Soi nie można jeść w nadmiarze, nie jest jakaś super zdrowa, zwłaszcza dla facetów. Rozsądne, niewielkie ilości, dla podbicia białka, ale np. moja siostra jest weganką i w ogóle nie je soi bo jej nie służy. Zajebiste białko jest podobno np. w soczewicach i ciecierzycach różnego rodzaju. Wszystko w nadmiarze szkodzi, ale nie wiem co to ma wspólnego z przywajalnością. A to niby z jakiej racji mieli by "zawsze mieć niedobory (jakichś) witamin"? Jakieś źródło? Znam kilku hardcore vegans (np. moja siostra, też na siłkę popierdala) i nie wyglądają jakby mieli niedobór witamin albo czegokolwiek. Zobacz sobie też to: Koleś w tym filmiku pokazuje co je przez cały dzień na diecie wegańskiej, później na końcu (jakoś od 9:20) ma w programie obliczone makroskładniki, witaminy itd. Ma WSZYSTKO na 100% zapotrzebowania dziennego przy jego aktywności, niektóre makroskładniki i witaminy nawet ze sporą górką. Więc o co się rozchodzi? O zbuntowanych woodstockowiczów jedzących piwo i rzodkiewki? Odnośnie kalorii/najadania się - wpiszcie sobie 10k calorie vegan challenge. Jest od zajebania filmików jak koksy robią 10,000 kalorii na roślinach. Zresztą nawet 5000 kcal to rzeźnia, kto kurwa tyle je? itd.
  7. Jak mają mordy cały czas wklejone w smartfony i lusterka, to nie dziwota. Prawie zawsze jak na mieście wkurwia mnie jakaś sytuacja drogowa (zmienianie pasa bez włączonego kierunku, wpierdalanie się na rondzie, brak kierunku na rondzie, albo włączanie go dopiero w momencie skręcania - no dzięki kurwa za informację że właśnie skręcasz :D), ew. ruszanie na światłach przez 5 minut (zamiast zredukować bieg to muszę przez takich niedorozwojów się zatrzymywać i ruszać znów bo kurwa rozpędzić się nie potrafią do 40-50tki szybciej niż w 2 godziny) - to prawie zawsze za kierownicą siedzi kobita. A co ze Skodą Fabią? Czy to nie jest dobre auto?
  8. Widziałem, ale dopiero jakieś 2 miesiące temu. Także Walec zstąpił i objął mnie swoją łaską samoistnie, niezbadane są wyroki Walca...
  9. Ja w gimnazjum założyłem sektę wyznającą i wielbiącą Wielkiego Walca: Miałem nawet wyznawców, tzn. Walec miał, a raczej wyznawczynie. Walca trzeba było wznosić na piedestał. Niestety nic nie zaruchałem jako prorok Walca, bo miałem 14 lat. Jestem za pomysłem red'a żeby założyć sektę/religię. Hajs się będzie zgadzał, dupeczki będą, grunty i nieruchomości też - żyć nie umierać
  10. Nie no, bez jaj. Akurat w diecie wegańskiej jest od-chuja rzeczy którymi można się najeść a nawet nażreć jak wieprz. Mi też się to kojarzyło z korzonkami-marchewką-sałątką, ale np. ryż ostro zalany olejem sezamowym, soczewica, fasola, wszystko zalane np. tahini albo hummusem, podane ze smażonymi grzybami itd.- można się nażreć jak świnia. A makaron itd.? Nie rozumiem co mięso ma wspólnego z napchaniem żołądka? Ja też nie wiem czy bym był. Może się skuszę, spróbować nie zaszkodzi. Przy okazji wzrośnie mi umiejętność kreatywnego gotowania, bo trzeba będzie ruszyć głową. Bardzo możliwe, że tak jest. Dlatego dopóki nie spróbuję sam, nie będę się "mądrował". Widać. Nie chodzi mi o życie po śmierci, poza tym reinkarnacja zakłada śmierć twojej osobowości, a skoro i tak nie pamiętasz że żyłeś, to w sumie tak, jakbyś umarł. Chodzi mi o życie jeszcze teraz, tutaj i przyciąganie do siebie złych rzeczy. Poczytaj sobie o fizyce kwantowej, szczególnie teorii strun i posłuchaj audycji Marka, idealnie wszystko zgrywa się w logiczną całość. Ok, pewne luki są i to ciągle sfera domysłów, ale nic sensowniejszego na chwilę obecną nie znalazłem jeśli chodzi o systemy wierzeń w cokolwiek głębszego poza chlaniem, ruchaniem i żarciem. Tymczasem wiara w to, że był jakiś ogromny wybuch, który chuj wie skąd się wziął, który przypadkiem stworzył takie formy życia jak ludzie i całą biosferę jest dla mnie taka samą naiwnością i arogancją/bezczelnością jak raj i 72 dziewice za wysadzenie się w powietrze. Także chodzi raczej o ezoterykę niż wierzenia związane z jakąś konkretną religią - dokładnie to o czym mówił i pisał Marek. Poza tym nawet jeśli świat jest czysto materialny i nie istnieje totalnie nic poza tym co widzimy (w co nie uwierzę, bo było w moim życiu trochę zjawisk niewytłumaczalnych i nie byłem ich jedynym świadkiem) to świadomość, że dokładam się finansowo do biznesu który w ten sposób traktuje zwierzęta trochę mnie jednak wkurwia i martwi. No i względy zdrowotne. Tacy jesteśmy kurwa niby niesamowicie rozwinięci (nawet nie wiemy co się kryje w głębi oceanów i pod ziemią i w dalszym ciągu przerasta nas podróż na najbliżej leżącą planetę), a tymczasem współczesna medycyna od kilku lat nie jest w stanie poradzić sobie nawet ze zwykłą-jebaną-wysypką która ciągle mi wraca, nie ważne ile sterydów wsmaruję w łapy, i z regularnie pękającą skórą na dłoniach. Doktorsy medycyny, a u wielu już byłem i wszyscy cieszyli się dobrą opinią, rozkładają też ręce nad moim burczącym żołądkiem, nietypowymi ruchami jelit, odbijaniem się i uczuciem ociężałości. Idziesz, płacisz 150 zł za wizytę albo kilka tysi za penetrację oralno-analną sondą z kamerą i słyszysz "no pan tak po prostu ma, z tym da się przecież żyć", dostajesz jakieś gówno na receptę za kolejne 200 zł które nie pomaga wcale albo pomaga chwilowo i nara, replay. Pieseł mówi: Wow, such modern, very XXIVth century, so futuristic, much science! Napewno współczesne mięso wypchane jest antybiotykami, sterydami albo czymś podobnym, solą, połową tablicy mendelejewa, konserwantami i innym gównem. Nabiał chyba też zbyt zdrowy nie jest, z tych samych powodów. Tak, wiem - warzywa, owoce i inne rośliny też są pryskane i też często rosną w glebie która ma w sobie wiele metali ciężkich. Ale wydaje mi się że mniej jest w nich syfu niż w mięsie. Oczywiście prawdy nie da się znaleźć inaczej niż doświadczając - bo znajdziemy zaraz 1000 badań naukowych, oczywiście każde będzie sponsorowane przez innych lobbystów i będzie stwierdzało zupełnie przeciwstawne rzeczy. Powodzenia. No to może odpowiedź leży w diecie? Nie wiem. Może będzie lepiej, może będzie gorzej. Jak spróbuję, to Wam powiem. Wydaje mi się że jedząc tyle samo kalorii z produktów roślinnych ile jadłem jedząc "normalnie" nie powinienem nic schudnąć, tak na "chłopski rozum". Tymczasem prosiłbym o zdanie raczej te osoby które przeszły na taką dietę, albo kiedyś próbowały i które budują masę mięśniową bez koksu, bo nie założyłem tego tematu żeby Was nawracać na weganizm, zwłaszcza skoro sam weganinem ani nawet wegetarianinem na chwilę obecną nie jestem i jeszcze jem wszystko. Po prostu rozważam różne opcje i szukam swojej drogi.
  11. Widzisz, sam sobie odpowiadasz Jak będzie chciała wrócić to każ jej spierdalać gdzie murzyńskie kutasy rosną.
  12. Szukałem podobnego tematu, ale nie znalazłem. Przyznam szczerze, że zawsze trochę wyśmiewałem dietę wegańską, kojarzyła mi się ze spedalonymi hipsterami-słoikami z WarshaFFki~~~, poza tym lubię mięso i owoce morza. Ale ostatnio coś ostro przestawia mi się w głowie. Zacząłem trochę interesować się ezoteryką (a filozofią Wschodu interesuje się już od około 8-9 lat) i tak jak mówił i pisał Marek - wyczuwam złą karmę w jedzeniu zwierząt, zwłaszcza tak rozwiniętych jak krowy lub świnie. Moralnie czuje się przez to trochę niski, mimo że tego typu argumenty zazwyczaj wywoływały u mnie tylko cyniczny uśmiech. Dodatkowo obejrzałem dzisiaj ten film i mimo, że kiedyś widziałem już podobne rzeczy i wiem jak to się odbywa (ciężko się oszukwiać że w ubojniach pracują ludzie kochający zwierzęta, nie?), to dzisiaj coś we mnie pękło i poczułem się jakbym dostał mentalny wpierdol: Można w takie rzeczy jak karma wierzyć lub nie, można mieć poczucie moralności i słuszności mniej lub bardziej rozwinięte, ale chodzi mi też o względy zdrowotne. Od dłuższego czasu mam problemy ze skórą (powracająca wysypka na dłoniach itd), czuje się bardzo ociężały i zmęczony po każdym posiłku. Tak jakby jedzenie zabierało mi energię, zamiast ją dawać. Czytałem wiele artykułów traktujących o tym, że np. trawienie mięsa i nabiału zżera bardzo dużo mocy przerobowej człowieka, więc teoretycznie białko roślinne powinno szybciej budować mięśnie (mniej energii przejebane na trawienie i przetwarzaniu białka jakiegośtam na jakieśtam inne - wybaczcie, dupa ze mnie, nie chemik a nie chce mi się teraz szukać linku). Moje objawy IBSo-podobne (burczenie, przelewanie w brzuchu, odbijanie) też chuj wie czym są spowodowane, lekarze są bezradni - oczywiście. Na youtube natknałem się na wiele kanałów gdzie kulturyści i fitnesiarze wypowiadają się na ten temat, bardzo wielu z nich twierdzi że po przejściu na dietę wegańską już po 3 miesiącach ich cera poprawiła się nie do poznania, mają dużo więcej energii, siły, a nawet większe przyrosty (w każdym razie napewno nie mniejsze). Np. ten koleś: I wielu innych. Szczerze to przeszedłbym na weganizm bez zastanowienia (na 3 miesiące, tylko spróbować - co szkodzi? Zawsze można wrócić do mięsa albo do samego nabiału/ryb) tylko że moja naturalna postura to typowy wieszak na ubrania/strach na wróble ok. 60 kg, do tego jedzenie nie jest moją pasją (czasami uwielbiam coś wszamać, ale na codzień zazwyczaj nudzi mnie i męczy) i boje się że na diecie wegańskiej będę musiał zjeść objętościowo dużo więcej. Do tego dochodzą problemy na wyjazdach, bo raczej cały świat jest mięsożerny i ma wyjebane. Moje pytanie: czy ktoś z was jest na diecie wegańskiej? Jeśli tak to od jakiego czasu, jak wrażenia? Czy ktoś jest na diecie wegańskiej i jeszcze do tego chodzi na siłownię i rosną mu mięśnie?
  13. W tym przypadku na jedno wychodzi. Czy więcej zarobią, czy mniej stracą - to pieniędzy zostanie im więcej.
  14. Za dużo waliłeś gruszkę i teraz masz za swoje. Walenie gruszki wzmacnia paluszki. Gruszka się zepsuje - to się reklamuje.
  15. @Farbowana Kita niehabilito Dzięki za szybką odpowiedź Małe sprostowanie (i kilka pytań) - te dziwne zjawiska w mieszkaniu moich rodziców zdarzyły się tak naprawdę tylko raz, tak na poważnie, i za pierwszym razem świadkiem była moja mama. Z tego co mówiła, przeżyła tamtej nocy dużo gorsze rzeczy, ja jedynie "oberwałem rykoszetem". Z kolei za drugim razem (te kilka lat później, pojedynczy epizod z metalowymi szczypcami przelatującymi samoistnie przez kuchnie) świadkiem był mój tata. Kolejne kilka lat później widzieliśmy z moją byłą dziewczyną w Turcji coś co mógłbym określić jako UFO (ona też to widziała, dokładnie to samo) i tyle. Przy okazji, to były trzy pojedyncze epizody a później już nic się nie działo - to była 5 klasa podstawówki, później mniej więcej 1 rok studiów, teraz mam 26 lat. Prostuję, bo opowiedziałeś to tak, jakbym ciągle był nękany przez jakieś dziwne niewytłumaczalne zjawiska niczym bohaterowie Scooby Doo, a tak na szczęście nie jest Mówiłeś też w audycji, że gdybym był na wyższym poziomie to wibracji lub nie miał złych wzorców z przeszłości to nie byłbym w stanie nawet wtedy dostrzec tych zjawisk - ale widzieli je również moi rodzice i dziewczyna. Więc w tym przypadku nie widzę sensu w tym wyjaśnienieniu, chyba że wszyscy byliśmy na niskim poziomie wibracyjnym. Ale nawet jeśli, to jak, do cholery, można nie zarejestrować/nie zauważyć metalowego przedmiotu przelatującego samoistnie przez całą kuchnię? Chodziło Ci o to, że to w ogóle by się nie zdarzyło? W przypadku kiedy świadkiem takich zdarzeń jest kilka osób, ciężko stwierdzić kto to przyciągnął, nie? Odnośnie rytuału wdzięczności który uskuteczniam codziennie od prawie 4 lat - wspomniałeś w audycji, że ja rzekomo stwierdziłem, że on mi nie działa (?) - nigdzie tak nie pisałem - otóż działa wspaniale, przynajmniej ja to tak postrzegam. Codziennie myślę o rzeczach za które jestem wdzięczny, powtarzam "dziękuję" i czuję w tym masę dobrej energii. Im więcej dziękuję, tym więcej dostaję rzeczy za które mogę być wdzięczny. Tak jak mówiłeś. Więc polecam wszystkim! Ogólnie bardzo ciekawa audycja, dzięki jeszcze raz! Zadam jeszcze dwa pytania odnośnie wzorców podświadomości i porno. Podejrzewam że będę musiał poczekać teraz aż znów przyjdzie moja kolej, ale jestem ciekawy: 1. Wspominałeś o tym, że podświadomość nie wie czy postacią z tzw. "hard porno" dzieje się krzywda, czy nie. Widzi tylko obrazki i nie wie, co się za nimi kryje. Czy w takim razie uważasz, że jeśli ktoś gra w gry komputerowe (np. zabija kolegów z karabinu maszynowego w Battlefieldzie, albo gra w dużo bardziej brutalne strzelanki) - z podświadomością dzieje się to samo co w przypadku oglądania "hard porno", bo podświadomość nie wie, że to tylko modele 3D w komputerze i myśli, że naprawdę chcemy kogoś zniszczyć? Co z filmami i ksiązkami z gatunku horror, itd? O ile w grach strzelamy do komputerowych modeli to w horrorach występują prawdziwi aktorzy. Zatem oglądając np. Piłę, Twoim zdaniem narażamy się na podobne konsekwencje jak w przypadku brutalnego porno, czy może nie narażamy się, bo nie występuje w tym przypadku podniecenie seksualne i orgazm? 2. Mnie osobiście zawsze odrzucało od porno w którym występowała patologia typu znęcanie się nad kobietami, brutalne poniżanie ich, bicie itd., ale zwykłe porno bardzo lubię i chyba jestem od niego trochę uzależniony. Myślisz że "zwykła" pornografia (czyt. anal, bo prawie zawsze to oglądam), w której obie strony cieszą się seksem (albo dobrze udają, że się cieszą) też może powodować jakieś negatywne reakcje podświadomości lub złe wzorce w duszy oglądającego? Wydaje mi się że przemysł porno wysysa duszę z aktorów biorących w nim udział i spycha ich do niskich wibracji - bo ostatecznie kurwią się przed kamerami za pieniądze ku uciesze rzesz prawiczków, patologii i nałogowych onanistów. ...i czasami mojej Z jednej strony ich wybór, z drugiej wydaje mi się, że trochę zaprzedają duszę i muszą być ostro zagubieni w życiu. Oczywiście nie znam żadnego aktora porno osobiście i mogę się mylić, może są przeszczęśliwi. Ale jeśli jest tak jak podejrzewam (pierdolą sobie tym życie na własne życzenie) - to chyba nie wpływa dobrze na karmę ludzi oglądających regularnie takie rzeczy?
  16. Biznes. Zarobić chcą jak najwięcej. No i chuj no i cześć. Równość wobec prawa nie istnieje - kto ma hajs albo jest kolegą Leszka Millera ten jest równiejszy, ale to wiadomo. Mi się też to nie podoba, też jestem współwłaścicielem samochodu taty
  17. Też wam się pocą dłonie jak oglądacie takie rzeczy, zwłaszcza na fullscreenie? Kiedyś kupię sobie oculus rift albo inne VR, jak już to wszystko dopracują i odpalę sobie filmik Point of View z tymi szalonymi ruskami albo ukraińcami wspinającymi się na 200 metrowe budowle bez zabezpieczeń i dyndającymi z góry trzymając się jedną dłonią. Ciekawe czy się zesram ze strachu Jak byłem dzieciakiem miałem taki lęk wysokości że nawet wujek nie mógł wziąć mnie na barana bo panikowałem i się trzęsłem, tak samo gałąź drzewa o wysokości 0.5 metra ostro mnie przerastała. Uznałem że wstyd i zacząłem wspinać się na drzewa. I tak regularnie obcowałem z wysokościami aż ponad rok temu wszedłem na +-80 metrową wieżę GSM bez żadnych zabezpieczeń (jedna prosta drabina z dołu na górę). Zrobiłem to z trzema kolegami - oni byli trochę pijani, ja zupełnie trzeźwy (wiem, okropnie głupie, ale nie żałuję). Prawie się zrzygałem ze strachu (raz że wysokość, dwa że brak zabezpieczeń, trzy że musieliśmy się tam troszkę "włamać" a mandat byłby zajebisty) i w połowie musiałem zrobić przerwę (dobrze że była metalowa platforma w 3/4 drogi na górę) ale było warto, bo zawsze chciałem się tam wspiąć i wniosek taki - lęk wysokości można przełamać. Wydaje mi się natomiast że niektórzy rodzą się bez zabezpieczeń w głowie - tak jak ci kolesie na filmiku w pierwszym poście. Mój kumpel, którego znam od podstawówki już w wieku 8 lat wspinał się na wysokie drzewa (takie wysokości 4 piętrowego budynku) i zwisał głową w dół z najwyższych gałęzi, trzymając cały swój ciężar jedynie nogami zgiętymi na gałęzi. Z nim również wchodziłem na tę wieżę - koleś zaczął wchodzić z nami, w pewnym momencie uznał że wchodzimy za wolno (męczące okropnie, wszyscy mieliśmy zakwasy), wyszedł z klatki zabezpieczającej drabinę i szedł od zewnątrz. Na samej górze stanął na rogu jednej barierki ochronnej z drugą, obie stopy postawił na małym okrągłym kawałku metalu łączącym je ze sobą i tylko jedną ręką trzymał się anteny. Wtedy prawie zemdlałem i chyba pierwszy raz od skończenia 12 lat byłem bliski popłakania się. Już widziałem siebie na komisariacie policji i jego zapłakaną matkę. Opierdoliliśmy go za to jak burą sukę. Także "błędy młodości" i nigdy więcej Ale adrenalina była zakurwista. Na bungee i ze spadochronem nigdy nie skoczyłem (próbowaliście?) ale za to zrobiłem to (a chuj tam, pochwalę się): Schodzenie głową w dół z wysokiego wieżowca - a w połowie wysokości otwierają zamek i spadacie łbem w dół - mózg mysli że zaraz się rozjebie o beton, oczywiście w ostatniej chwili zaciskają zamek a kolesie na dole was łąpią. Zrobiliśmy to dwa razy pod rząd. Tamtego wieczoru miałem chyba najlepszy klubbing w życiu - adrenaliny tyle że czułem się jak po 1kg koksu. Jeśli będziecie kiedyś w Boliwii - polecam. Polecam też ten dokument: Ten angol ma zajebiście znany kanał na YT. Ukrainiec -nie wiem. Jestem ciekawy ile czasu minie zanim któryś znich spadnie i się zabije. Oczywiście mam nadzieję że im się to nigdy nie przytrafi, ale jak patrzę co oni odpierdalają (np. akcja z mostem, ja pierdolę...)...
  18. Niby czemu nie? Bezsensu chodować sobie w głowie takie ograniczające przekonania, jak dla mnie matrix. Pewność siebie + lekka bezczelność + gadka + ubiór + zadbanie/styl + ciekawy styl życia (nie trzeba mieć wielkich pieniędzy żeby robić ciekawe rzeczy, to nie musi być odrazu paralotniarstwo) i będzie dymał. No chyba że jest pryszczaty, ma 150 cm i waży 160 kg. Ale jeśli jest zwykłym kolesiem to bez problemu. No kurwa, żony chyba nie szuka, nie?
  19. Tamten Pan

    Ksiązka Obrazy Duszy

    Co to jest diagnostyka karmy? Jakiś link?
  20. Moje pytania odnośne ezoteryki/podświadomości/zjawisk paranormalnych: 1. Co sądzisz o oddziaływaniu metody Zero Ograniczeń Joego Vitale (książka "Zero Limits") na życie i karmę, czyli o hawajskiej modlitwie/mantrze Ho'oponopono? https://pl.wikipedia.org/wiki/Ho%CA%BBoponopono a w skrócie: "...W przeciwieństwie do nauki Simeony, książka mówi, że głównym celem hoʻoponopono jest osiąganie "stanu zerowego, gdzie nie ma żadnych ograniczeń. Żadnych wspomnień. Żadnej tożsamości."[35]. Aby osiągnąć ten stan, który jest określony przez Lena jako Self-I-Dentity, należy stale powtarzać mantrę: "Przepraszam. Wybacz mi, proszę. Dziękuję. Kocham Cię."[36] Osobiście doświadczyłem działania rytuału wdzięczności, odkąd codziennie wieczorem klękam i dziękuję za wszystko co mam w życiu, wszystko stopniowo zaczeło się poprawiać, naprawiać. Oczywiście, to może być przypadek, ale ja czuję w tym bardzo dobrą wysoką wibrację, wewnętrznie czuję że nawet za dach nad głową i wodę w kranie powinienem być niesamowicie wdzięczny, nie mówiąc już o innych rzeczach typu jedzenie, ręce i nogi i tak dalej. "Kocham Cię" to napewno również dobra wibracja, ale jak zapatrujesz się na "Przepraszam, wybacz mi, proszę"? Czy nie jest to niska wibracja w stylu "moja wina"? Myślisz że te słowa mogą służyć pojednaniu z podświadomością, czy raczej wkodowaniu poczucia winy, powodowaniu niskiej energii? 2. Jakie najważniejsze/najciekawsze książki z zakresu duchowości/ezoteryki mógłbyś polecić komuś kto chce wejść w ten temat od podstaw? Coby nie namieszać sobie w głowie. Jakie postacie z polskiej sceny polecasz śledzić, kogo unikać? 3. Mówiłeś w audycjach o reptilianach, co sądzisz o szarakach/? Wszyscy znamy wizerunek Szaraka (gray alien), typowy "zielony/szary" ufol, wielkie czarne oczy, chude kończyny itd - obrazek powszechnie znany w naszej popkulturze. Zetknąłem się z teorią że tak naprawdę nie są kosmitami, tylko bytami astralnymi/demonami/niższą rasą/podgatunkiem/sługami/biorobotami istot gadzich (zwał jak zwał)/czymś złym/ew. rozwiniętą cywilizacją która potrafi poruszać się na różnych wymiarach astralnych albo na odwrót: bytem astralnym który potrafi się materializować. W anglojęzycznym internecie jest wiele sprawozdań ze spotkań z nimi podczas OOBE i LD, podobno są pozbawione emocji i żywią się bólem/cierpieniem i strachem ludzi. Również w prawie wszystkich wierzeniach afrykańskich (np. w Afryce południowej), mówimy tutaj o setkach plemion, wystepują bóstwa łudząco podobne do szaraków ( Mantindane ):, nazywani są "krzywdzicielami", porywaczami ludzi (co zbiega się z relacjami o porwaniach ludzi przez obcych itd) ciekawe artykuły na ten temat (sporo bzdur, ale chodzi mi o same "szaraki"/demony/byty z niskich wibracji/cokolwiek to jest): http://www.vismaya-maitreya.pl/zakryte_zagadki_vasamazula_credo_mutwa_i_tajemna_wiedza_afryki_cz1.html http://www.paranormalne.pl/topic/15170-wywiad-z-szamanem-credo-mutwa/) Tak jak pisałem w prywatnej wiadomości do Ciebie, miałem doświadczenia z duchem/poltergeistem/demonem/czymś dziwnym w domu. Nie będę znów opisywać ponownie tego zdarzenia w pytaniu tutaj, ale jak chcesz, możesz posłużyć się w audycji tym co tam Ci napisałem. Jak Twoim zdaniem można połączyć religię chrześcijańską/kosmitów/UFO/byty astralne/szaraków itd? Wydaje mi się że te istoty mogą być po prostu czymś złym, żyjącym w innym wymiarze, tymi którzy stworzyli ziemskie religie w celu manipulacji ludźmi i odciągnięcia ich od wyższego Ja i Boga/rozwoju cywilizacyjnego/duchowego/technologicznego. Nie rozumiem natomiast po co objawiały by mi się w ten sposób który opisałem - zarówno niewyjaśnione zjawiska w mieszkaniu których świadkami byli oboje moi rodzice, na trzeźwo i również w biały dzień, to co znalazłem w kościele, oraz zjawiska na niebie takie jak latające kule pomarańczowego światła (typowy rój, wpiszcie sobie w youtube "ufo swarm") bezdźwięcznie przelatujące nad głową mi i mojej byłej zmarłej dziewczynie nocą itd. 4. Znasz więcej przykładów osób który ściągały sobie do życia nieciekawe rzeczy poprzez modlitwę chrześcijańską albo inną zinstytucjonalizowaną religię? Czy przed "modlitwą" albo nieświadomymi zaklęciami osób ściagających niechcący ciężkie rzeczy do naszego życia da się jakoś chronić? Trzeba po prostu być szczęśliwym i na wysokim poziomie wibracji, czy istnieje jakiś inny sposób? 5. Czytałeś książki Ericha von Danikena o "bogach z kosmosu" i śladach cywilizacji pozaziemskich w kulturach starożytnych? Co o tym sądzisz? Kiedyś się śmiałem, teraz zaczyna to nabierać sensu. 6. Czy mógłbyś powiedzieć coś więcej odnośnie starych dusz i ich roli na ziemi? Czuję że jestem jedną z nich. 7. Masz jakieś doświadczenia z tappingiem EFT? Podobno dużo bardziej skuteczne niż medytacja, co sądzisz?
  21. Tamten Pan

    Hej wszystkim

    Cześć. właśnie, na czym grasz? I od ilu lat, bo skoro muzyk sesyjny to chyba na poważnie?
  22. Byłem na dwóch spotkaniach ze studentami filologii angielskiej z pewnego polskiego uniwersytetu państwowego, oraz z ich wykładowcą. Spotkania w celu poćwiczenia rozmowy po angielsku, dyskutowaliśmy o muzyce, filmach, robiliśmy analizę tekstów piosenek, zamysłów reżyserskich itd. Wykładowca miał ZAJEBISTY amerykański angielski, mógłby być prezenterem w TV itd, poza tym znam gościa - pracował z żołnierzami amerykańskimi w Iraku, mieszkał w USA itd. Studenci - o kurwa. Po drugim i trzecim roku byli tak fatalni że aż uszy krwawiły. Typowy polisz inglisz "yyyyy ajj...yy....fink dis is...yy...guuud....bikooooz....yyyy....jes". Mówiłem lepiej i płynniej niż 95% z nich, pomijając słownictwo. Oczywiście było dwóch kozaków (chyba nawet dwie laski) ze świetnym angielskim przy których czułem się dość cieńki jeśli chodzi o wymowę/akcent, ale większość - o ja pierdolę. Równie dobrze mogli iść na wyplatanie koszyków albo piorunochronologię. Także - zapierdalaj, a nie "studiuj".
  23. Ten Szczerba wyglada na typowego lalusia-sprzedawczyka któremu nikt nigdy nie zajebał strzała w mordę. Prawdopodobnie rozpieszczony, nietykalny synek Pana Dyrektora albo coś w ten deseń. Przepraszam że obraziłem tą wypowiedzią Pana Prezydenta.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Umieściliśmy na Twoim urządzeniu pliki cookie, aby pomóc Ci usprawnić przeglądanie strony. Możesz dostosować ustawienia plików cookie, w przeciwnym wypadku zakładamy, że wyrażasz na to zgodę.