Skocz do zawartości

Jak się zachowywać ?


aras

Rekomendowane odpowiedzi

Panowie, już bardzo długo mnie męczy taka sytuacja, często zmieniają mi się nastroje, co ma wpływ na moje zachowania. Raz mam ochotę wszystko wokół siebie zniszczyć, a czasem jestem zbyt wyrozumiały. Świat skrajności nie opuszcza mnie od zawsze, wybrać coś po środku to straszna dla mnie mordęga.

 

Te sytuacje zdarzają się w życiu, niektóre miały miejsce, nie dawno inne bardzo dawno, także też trudno mi przytoczyć dokładne przykłady, bo poprostu tego nie pamiętam. Zazwyczaj zachowuję prawdę, która jest zbudowana na emocjach i pamiętam emocje towarzyszące mi.

 

Ale na przykład gadam z kolegą, cały czas narzeka, że jest zły, staram się go zrozumieć i jakoś przywracać mu wiarę, prezentuje różne zachowania, jedne uważam za strasznie ciotowate, inne za mniej, ale staram się być wyrozumiały i budować w nim poczucie akceptacji. Ma swoje cele, staram się pomagać mu je wzmacniać wspierać. Pyta się o mnie, zaczynam trochę opowiadać i natychmiast czaczyna mi doradzać, krytykować, móœić że nie będe miał efektów itp. że muszę zrobić to i tamto. Staram się w jakiś sposób to odnieść do siebie i w niektórych rzeczach, znalazłoby się jakieś ziarno prawdy, próbuję być obiektywny. Ale odechciewa mi się opowiadać o sobie, bo nie znajduję ani zrozumienia, ani popracia, ani chęci wsparcia mnie, wszystko na nie.

 

I tak się zastanawiam, czy jeżeli ja staram się być taki dobry, a ktoś zamiast mnie spróbować zrozumieć, gada mi rzeczy, które po prostu mnie wkurwiają. To czy to jest tak, że ja muszę się nauczyć znosić frustrację i słuchać rad, czy jednak odpłacać tym, co sam dostałem.

 

Czy taki jad, który jest we mnie, wyrzucić z siebie, powiedzieć szczerze co myślę, nie zwarzając na to, że zaboli ? Bo mnie boli. I odnoszę wrażenie, że ja się zgadzam na to, żeby po mnie jechano, ale sam nie chcę, komuś robić przykrości, tak jakby dbać o jego dobre samopoczucie. A o swoje ?

 

Być może ma to dużo wspólnego z różnymi mechanizmami, takimi jak: bycie męczennikiem, bycie ofiarą, obawa przed samotnością, strach przed własną agresją, strach przed samotnością, strach przed zwycięstwem. Pewnie jest też w tym dużo jakichś nieświadomych, lub mało świadomych gratyfikacji.

 

Albo sytuacje gdy jesteśmy w jakiejś paczce i np. ktoś stawia się w roli jakby mentora (wiem, że nie sam się, ale pośrednio ja na to zezwalam), stara się wypaść na moim tle na zajebistego np. wśród panienek. A ja czasem, boję się po prostu, że zbyt wybuchowo postąpię. W takim wypadku, żyję w cieniu. Być może, boję się bycia posądzonym o popierdoleńca, bydlaka, sadystę.

 

Także Panowie, czy warto robić rewolucję ? Czy warto wyjść z cienia ? Czy warto mówić wprost to co się myśli, nie zważając na czyjeś uczucia ? Czy warto wylać z siebie ten jad i kogoś świadomie zranić, będąc motywowanym tym swoim wkurwieniem ? Czy warto popalić mosty ? Czy warto być samotnym ?

 

Mam wrażenie, że żyję w zbyt dużym kompromisie, przeszkadza mi bycie zbyt miłym i nie szczerym.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

"obawa przed samotnością" ale zarówno mam jakąś taka masochistyczną chęć, bycia odtrąconym, nazwanym fiutem, chamem, skurwysynem, by nasycić swoje ego, już wystarczającym poczuciem bycia chujem. Jak sam to nazywam cierpię na niedosyt chujstwa, a to jest studnia bez dna.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

 

Także Panowie, czy warto robić rewolucję ? Czy warto wyjść z cienia ? Czy warto mówić wprost to co się myśli, nie zważając na czyjeś uczucia ? Czy warto wylać z siebie ten jad i kogoś świadomie zranić, będąc motywowanym tym swoim wkurwieniem ? Czy warto popalić mosty ? Czy warto być samotnym ?

Skoro coś gdzieś Cię boli, to znak, że masz w podświadomce jakieś emocje, które od wielu lat szukają ujścia.

 

I teraz sobie przedstaw sytuację: Gostek Cie niesłusznie krytykuje i zaczyna Tobą manipulować, zaczynasz czuć wkurwienie, ale nie wkurwienie tylko z powodu krytyki tego jednego gostka, ale z powodu tych skrywanych, kumulowanych, wieloletnich emocji.

Jak pękniesz, to wylejesz na goska cysternę pomyj. A gostek zamiast cysterny pomyj powinien zostać oblany tylko wiadrem pomyj. Niebezpieczna sprawa więc.

 

Poszukaj info o usuwaniu starych emocji. Mi pomogło w bardzo dużym stopniu ćwiczenie z chodzeniem z książką na głowie - to które opisywał Marek. Jak będziesz robił regularnie, to po pewnym czasie zyskasz niesamowity spokój.

 

Wtedy jak gostek zacznie Cię objeżdżać, to po prostu mu powiesz w twarz, żeby przestał ściemniać, i pierdolić farmazony, bo na Ciebie to nie działa, ale zrobisz to z uśmiechem na twarzy i spokojem w sercu. I faktycznie nie będzie to na Ciebie działać, bo nie masz w sobie skrywanych emocji więc odbijanie nowych negatywnych spraw jest jak gra w ponga na najniższym poziomie trudności.

  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Aras to dla Ciebie

Mnie dziś dodało otuchy, lubię wracac do tej ksiażki. Przeczytaj choćby stronę 19-20.

Albo jeśli nerwy już Ci puszczają to wyślij ich do diabła, zwyzywaj i każ spieprzać z twojego życia

...ale potem nie zapomnij przeczytać

http://porozmawiajmy.tv/wp-content/uploads/2013/12/Biblia_Milosci_2013.pdf

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Tylko wiecie co ? Ja jestem otrzaskany ze wszystkimi tymi ideologiami, technikami, wzorcami, mechanizmami, posiadam dużą wiedzę. Tylko, że z tymi emocjami to jest tak, że one definiują to kim jestem. Dlatego też jak jest dużo pozytywnych, jestem tym przysłowiowym alfa, agresywnym, prowadzącym, aktywnym, atrakcyjnym, ale gdy wchodzą te nagatywne, przybieram osobowość ofiary, biernej, reaktywnej, strachliwej i niezaradnej. Brak mi tzw. core-rdzenia.

 

Gdy mam taki nastrój jak dzisiaj, jestem twardy, nienawidzę wszystkich, ale jestem najbardziej zdeterminowany i najlepiej, najskuteczniej i najrozsądniej działam. Chociaż może to też zejść na drogę destruktywności, chlanie, narkotyki, agresja, ale raczej sobie dzisiaj podziękuję, za to, bo wiem, że to mi nie pomoże.

 

Natomiast gry jestem radosny, żyję jak we śnie, a przez to, że targają mną zajebiste emocje, dużo rzeczy fartem mi się udaje, lecz tak na prawdę, nie przejmuję się niczym i chociaż miała by bomba wybuchnąć w moim pokoju, ja tańczę.

 

No może trochę ta wiedza mi pomaga, może trochę przesadzam, pozwala mi ona w miarę stabilnie funkcjonować, ale i tak te przemiany osobowościowe są silniejsze.

 

A jesli chodzi o terapeutów, grupy wsparcia i psychiatrów, to niestety. Wolałem zaryzykować, wyjechać i uczyć się sobie radzić samemu. Jeśli chciałbym się lterapeutyzować to pierwsza możliwość jest taka, że bym musiał mieć w chuj kasy, a nie mam.

 

Druga, iść do szpitala, gdzie musisz brać psychotropy, a lekarze tak na prawdę, uzależnieni są od NFZ i kierują się kasą, bo za dobre serce nikt im nie zapłaci, trzeba dobrze rozkminić, a jak rozkminiasz, to nie kierujesz się sercem. Także chuja Ci pomogą, a stracisz mnóstwo czasu, żyjąc jak zombi.

 

Wolę, żyć, no ale kurwa trudno się żyje gdy tak Tobą targa,a targa jak cholera i tutaj nie pomogą rady.

 

Kochaj, działaj, nie przejmuj się. To są słowa bez odpowiedniego ładunku energetycznego, ponieważ brak synchronizacji ;)

 

W każdym razie dzięki, za wpisy.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Przymierzam się do napisania podobnego tematu. Trochę Cię rozumiem aras. Ale obecnie nie jestem w stanie pomóc, ponieważ sam poszukuję odpowiedzi na wiele pytań i myśli, które ostatnio się u mnie pojawiły. Taka refleksja nad własnym życiem, nad przeszłością i przyszłością. To o czym chcę napisać jest dla mnie ważne i chyba dość obszerne. Nie wiem czy nie zrobię tego najpierw na brudno, gdzieś w wordzie.

 

Chciałem trochę pogadać o samotności. Jestem raczej pozytywnym człowiekiem, ale ostatnio chyba poczułem co to samotność. Jestem singlem, a nie żaden samotny. Tak myślałem. Właściwie to rozchodzi się o poczucie szczęścia. O brak kontaktu fizycznego z kobietami i bliższych relacji z ludźmi w ogóle. Po zakupach w dużej galerii handlowej poczułem się źle. Kupiłem dobre ciuchy, wsiadłem do dobrego auta i odjechałem. A telefon milczał, żadnego telefonu ani smsu. Piątek. Napatrzyłem się na piękne dziewczyny, na młodych chłopaków (16-18 lat) idących za rękę z dziewczynami, jakich nigdy nawet nie całowałem. I doszło do mnie czym ja się zajmowałem w tym wieku, co miałem w głowie. A miałem nieciekawie przez patologiczną rodzinę (nie jakoś strasznie, ale było wiele nieprzyjemności i łez). I doszło do mnie ile lat mi przeleciało. Bez bliskich relacji z rówieśnikami, bez kobiet.

No i teraz mi życie ucieka. Jeszcze młode i zdrowe ciało, kaloryfer na brzuchu, ponadprzeciętna kondycja. A ja tylko praca - dom, sport. Jakoś nie potrafię poznać kobiety. Nie wiem co zrobić. Z jednej strony pragnę kobiet i seksu, bliskiej relacji, bycia ważnym dla kogoś, a z drugiej strony nie robię nic aby to zmienić. Miotam się i kręcę w błędnym kole. Nie potrafię nawet wyjść samemu do klubu. Społecznie (w sensie relacji z ludźmi) jestem coraz bliżej dna.

 

Tu na tym forum chyba jedynie aras i Assassyn mogą mnie zrozumieć. Mamy podobne problemy. Można być pewnym siebie i mieć dobry czas, pozytywne nastawienie, ale czasem przychodzą takie myśli jak powyżej, gdy nie wychodzi, gdy się nie udaje.

 

Dużo mi przychodzi do głowy, ale to jeszcze nie czas i nie miejsce na moje wyrzuty.

  • Like 2
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Mam przerwę w bardzo zaciętym i krwawym meczyku tenisa stołowego, więc napiszę na szybko.

 

Martino - jeszcze niedawno, w którymś poście napisałeś że zastanawiasz się nad rzuceniem tego tygla babsko-męskiego w cholerę, wycofaniem się. Teraz kolejna, raptowna zmiana frontu. Niedobrze, oj niedobrze. Dużo pracy Cię czeka. Nie chodzi tu o mnie, moją opinię możesz mieć w dupie, ale uzmysłów sobie co pomyśli o takim rozdartym, niepewnym, miotającym się facecie potencjalna wybranka, którą tak bardzo chcesz mieć. Czy będzie Cię szanować za miękkość charakteru? Nie chce być złym prorokiem, ale możesz przez swoją wahającą się osobowość wpaść w jeszcze gorsze bagno, czego oczywiście nie życzę. Przepracuj podejście najpierw do samego siebie.

 

Napisze wam coś, a w zasadzie niewiele, od siebie. Każdy człowiek, pardon, każdy mężczyzna jest inny, bo kobiety są takie same, jak małpy. Nie ma uniwersalnej recepty na szczęscie. Nawet Marek może się mylić. Z mojej perspektywy wygląda to tak, że osobiście dawno pokazałem środkowy palec wszelkim babsztylom, związkom. Żadnych małżeństw, dzieci. Czułbym się zwyczajnie nieszczęśliwy, więc po co bezsensownie krzywdzić siebie i drugą stronę? Lubię być sam. Ba, ja kocham samotność. Inni ludzie po jakimś czasie mnie drażnią. Nie znaczy to że odciąłem się od wszystkich i całkowicie stronie od ludzkiego gatunku, ale w ostatnich latach ograniczyłem znacząco ilość miernych i nijakich relacji/znajomości. Czuje się dzięki temu zabiegowi lepiej. "Najnowsze" osoby poznałem tutaj (Pikaczu) i uważam że to mi wystarcza.

 

Dlatego nie bardzo wiem co wam poradzić, widzę wyraźnie że mamy inne usposobienia, charaktery, oczekiwania od życia. Może znajdzie się ktoś bardziej kompetentny ode mnie w tej materii.

Wracam do drugiego seta. ;)

  • Like 2
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Całe pojęcie samotności to jakaś kpina. Nie ma czegoś takiego jak samotny/niesamotny człowiek. Wbić sobie do łba drewnianym młotkiem.
Kobieta 'jest z wami' nie dla zapełnienia waszej emocjonalnej pustki, ale po to żebyście w nią ejakulowali a potem utrzymywali ją i potomstwo. Społeczeństwo, rodzina i pochodne nie istnieją dla zapełnienia waszej emocjonalnej pustki, ale po to, żeby umożliwić przetrwanie gatunku ludzkiego - rodzina wychowa i nakarmi a grupa ochroni.

 

Nawet jak 'będziecie z kimś' to i tak rodzić się, żyć i umierać będziecie jako samodzielna świadomość.

W ogóle co to znaczy 'być z kimś' - samo to pojęcie powoli staje się dla mnie kompletnym abstraktem.

 

Bać się 'samotności' - to nic innego jak obawa co takiego zobaczy się we własnym wnętrzu. A końcowo, tylko to, się dla każdego z nas będzie liczyło.

Stanięcie oko w oko tylko z samym sobą wymaga niebywałej siły i odwagi.

 

A sam fakt, że jesteście Panowie tu na forum potwierdza to, że ta odwaga i siła w was jest. :)

  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Tak, to prawda Vincent. Ja się właśnie wycofałem. I wtedy gdy to pisałem, też byłem zdecydowany. Ale jest we mnie coś,co mówi mi, że to nie jest naturalne. Chciałbym żeby to wycofanie, ucieczka od związków wynikało z mojego wnętrza. A to wynika z buntu. Myślałem, że to nawyk i ciągle mam nadzieję, że szczęście można odczuwać w sobie bez względu na otoczenie. Chcę się wycofać, ponieważ mi nie wychodzi. Ale czegoś brakuje. Byłem na imprezie urodzinowej, gdzie były same pary (młode małżeństwa, ładne kobiety). Nie bawiłem się dobrze. Były też dzieci 2-4 lata. I co może wyda wam się dziwne, ale poczułem wzruszenie gdy mała dziewczynka wyciągnęła do mnie ręce i powiedziała "łap mnie". Wiecie o co chodzi. A może powinienem dobrze się bawić? Albo nie umiem, albo mój umysł ma złe nawyki. Nie potrafię tego zmienić.

 

Dzięki Vincent za ważne dla mnie słowa.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Też nie mam doświadczeń w kontaktach z ludźmi, stąd dam pokrzepiające historie. Motyw: Warto próbować i wygrać z wyuczoną bezradnością.

 

W kontaktach z ludźmi mam mało doświadczenia, z tego powodu ostatnio wyjechałem na wyjazd szkoleniowy (trochę paneli szkoleniowych, masa jedzenia, a potem impreza)(jak pomagałem przy przenoszeniu rzeczy do autokaru to niosłem kartony z wódką : >). Trochę pogadałem, rozmowy były głównie płytkie, czy nawet durne, spłoszyłem jednego gościa, jak zacząłem poważnie rozmawiać ;p, z jednym Rosjaninem trochę o polityce porozmawiałem(trochę to słowo kluczowe). Chyba zaproszę parę z tych osób do znajomych na fb, bo zapomniałem, zawsze jakaś pamiątka :D.

 

Z wyjazdu wyciągnąłem trochę wniosków: nie rzucać swych pereł zbyt wcześnie, bo nie wiadomo na kogo się trafi - powiesz o czymś, co jest dla ciebie wartościowe, a ktoś cię poniży, od razu odpowiadać na ataki (siedziałem przy stole ja, dwóch gości i kobieta, koleś zaczął walkę o samicę :D nie odpowiedziałem gościowi myślałem, że moja obrona jest mało sensowna), i jak się przekonam to pójdę do jakiejś szkoły tańca. Siedziałem na imprezie i patrzę się na tego Rosjanina jak tańczy, zdobył dwa numery, jedna dziewczyna po drugiej (wyciągał komórkę). Może chodzi o to, że dla tych pań to coś nowego, egzotyczna nacja. W każdym razie dobrze tańczył. Ja zaś wypiłem za dużo wódki i wróciłem do pokoju : >(normalnie mało piję). 

 

Staram łapać okazję do wyjścia do ludzi, i się do tego przekonywać. Na sylwester też poszedłem do obcych ludzi (na 100 osób znałem 2)(środowisko katolickie). W opisie imprezy na fb było napisane, że mają być stroje z lat 70 chyba, wypożyczyłem strój Daddy'ego Cool, kupiłem farbę, wymalowałem się - zrobiłem z siebie murzyna, wziąłem włosy afro i pojechałem na imprezę. Musiałem jakoś przejść przez miasto :D, dziewczyny zaczęły się do mnie uśmiechać( :D dobra nasza!). Przed wszystkim byłem jeszcze na ostatniej mszy w starym roku, byłem w tym stroju, jeszcze mi majtki prześwitywały, co ja odwaliłem :D podawałem na znak pokoju czarną ręką  :D. Potem poszedłem na impreze na miejsce, i nikt oprócz mnie się nie przebrał - informacja o stroju była w jednym zdaniu napisana w opisie na facebooku, stąd pewnie nie wzięli wystarczająco tego na poważnie. Wszyscy byli w strojach eleganckich, wyróżniałem się :D (najpierw było śmiesznie, potem irytująco). Tańczyłem z paroma dziewczynami (ocena 5-6/10); jak Daddy Cool - czyli jakkolwiek :D, pamiętacie go? Trochę pogadałem i potem mi motywacja do kontaktów spadła i chciałem wyjść przed północą... Po prostu usiadłem sam z winem i zabrałem się za myślenie. Sama podsiadła się do mnie dziewczyna, zacząłem rozmawiać (temat od kościoła zacząłem i potem wyszło, że mamy więcej wspólnego ze sobą). Potem zacząłem jej znajomych poznawać, rozmawiałem, przeszedłem na swoje tematy - polityka i ekonomia, przekonywałem do głosowania na Korwina. Jako jeden z niewielu ogarniętych(wystarczająco trzeźwych) wpadłem na to by wziąć szampana i kieliszki wychodząc na miasto na fajerwerki. Potem zacząłem pić z kimś wódkę, siedziałem z kilkoma kolesiami, prawie w ogóle się nie odzywałem, tylko kieliszek, po kieliszku i poszedłem, zacząłem trochę mniej ogarniać i ostatecznie wyszedłem o 2.00.     

 

I chyba straciłem okazję na coś. Jak siedziałem potem i gadałem z kimś, to podeszła dziewczyna, z którą tańczyłem i chciała żebym z nią poszedł, no i nawyki wygrały i jakoś się wykręciłem z pójścia. Ciekawe co by z tego wyszło : > Jeszcze wcześniej mi powiedziała, że by chciała zobaczyć, jak wyglądam bez farby (pamiętajcie, że byłem murzynem). Ważne, że już w swoim rozwoju jestem do przodu, bo przynajmniej stworzyłem okazję do czegoś.

 

Nie wiem jak naprawdę jest u Ciebie z zachowaniem i kontaktach z ludźmi, ale mówię, że warto próbować(i sobie też, napisanie tego tekstu mi pomogło).

  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Aby poszerzyć perspektywę - ludzie sukcesu, aktorzy, światowej sławy komicy, bogacze, modele, ludzie, których pracę kocha cały świat też wpadają w deprechę, też zmagają się ze swoimi charakterami, przeżywają kryzysy, albo mają kłopot z normalnym kontaktem z ludźmi i są samotni. Mówię to nie po to by umniejszyć wasze problemy, ale by przedstawić, że taka jest nasza natura ludzka.

Jestem niemal pewny, że jako oczytane osoby posiadacie wiedzę, której wam potrzeba. Sęk chyba w tym, że jeszcze się ona w waszym życiu nieurzeczywistniła. Jeszcze siebie samych nieakceptujecie i nie jesteście w "tu i teraz". Być może wasze wyobrażenia o tym są jeszcze w tym przeszkodą. Nie chodzi o to by być cały czas z siebie zadowolonym, albo by mieć super nastrój, ani też by zachowywać się poprawnie.

Nie wierzę w motywacje, ale tak dla poprawy nastroju można obejrzec sobie

  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Wiadomo, też mają problemy: w życiu ludzkim zachodzi falowanie, raz lepiej, raz gorzej, tylko że ten poziom szczęścia innym oscyluje na wyższym poziomie.

 

Sądzę, że najtrudniej ta wiedza się urzeczywistnia w kontaktach z ludźmi, bo mamy wolny wybór, tym co nieożywione mogę operować, a ludźmi zazwyczaj nie.

 

Też jeśli chodzi o urzeczywistnianie wiedzy, to wiadomo, że jak załóżmy powieszę pranie, to wyschnie (działanie - > pożądany efekt). A urzeczywistnianie wiedzy dotyczącej tego co jest bardziej skomplikowane - szczególnie ludzi nie przynosi zawsze takich samych efektów, jest masa czynników. Trudno przewidzieć co wyjdzie z działania i czy ma sens.

 

(Filmiki motywacyjne działają na mnie doraźnie, niektóre wypowiedzi znam na pamięć tyle się tego nasłuchałem, nie da się na tym oprzeć całego działania w życiu).

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Panowie, już bardzo długo mnie męczy taka sytuacja, często zmieniają mi się nastroje, co ma wpływ na moje zachowania. Raz mam ochotę wszystko wokół siebie zniszczyć, a czasem jestem zbyt wyrozumiały. Świat skrajności nie opuszcza mnie od zawsze, wybrać coś po środku to straszna dla mnie mordęga.

 

Te sytuacje zdarzają się w życiu, niektóre miały miejsce, nie dawno inne bardzo dawno, także też trudno mi przytoczyć dokładne przykłady, bo poprostu tego nie pamiętam. Zazwyczaj zachowuję prawdę, która jest zbudowana na emocjach i pamiętam emocje towarzyszące mi.

 

Ale na przykład gadam z kolegą, cały czas narzeka, że jest zły, staram się go zrozumieć i jakoś przywracać mu wiarę, prezentuje różne zachowania, jedne uważam za strasznie ciotowate, inne za mniej, ale staram się być wyrozumiały i budować w nim poczucie akceptacji. Ma swoje cele, staram się pomagać mu je wzmacniać wspierać. Pyta się o mnie, zaczynam trochę opowiadać i natychmiast czaczyna mi doradzać, krytykować, móœić że nie będe miał efektów itp. że muszę zrobić to i tamto. Staram się w jakiś sposób to odnieść do siebie i w niektórych rzeczach, znalazłoby się jakieś ziarno prawdy, próbuję być obiektywny. Ale odechciewa mi się opowiadać o sobie, bo nie znajduję ani zrozumienia, ani popracia, ani chęci wsparcia mnie, wszystko na nie.

 

I tak się zastanawiam, czy jeżeli ja staram się być taki dobry, a ktoś zamiast mnie spróbować zrozumieć, gada mi rzeczy, które po prostu mnie wkurwiają. To czy to jest tak, że ja muszę się nauczyć znosić frustrację i słuchać rad, czy jednak odpłacać tym, co sam dostałem.

 

Czy taki jad, który jest we mnie, wyrzucić z siebie, powiedzieć szczerze co myślę, nie zwarzając na to, że zaboli ? Bo mnie boli. I odnoszę wrażenie, że ja się zgadzam na to, żeby po mnie jechano, ale sam nie chcę, komuś robić przykrości, tak jakby dbać o jego dobre samopoczucie. A o swoje ?

 

Być może ma to dużo wspólnego z różnymi mechanizmami, takimi jak: bycie męczennikiem, bycie ofiarą, obawa przed samotnością, strach przed własną agresją, strach przed samotnością, strach przed zwycięstwem. Pewnie jest też w tym dużo jakichś nieświadomych, lub mało świadomych gratyfikacji.

 

Albo sytuacje gdy jesteśmy w jakiejś paczce i np. ktoś stawia się w roli jakby mentora (wiem, że nie sam się, ale pośrednio ja na to zezwalam), stara się wypaść na moim tle na zajebistego np. wśród panienek. A ja czasem, boję się po prostu, że zbyt wybuchowo postąpię. W takim wypadku, żyję w cieniu. Być może, boję się bycia posądzonym o popierdoleńca, bydlaka, sadystę.

 

Także Panowie, czy warto robić rewolucję ? Czy warto wyjść z cienia ? Czy warto mówić wprost to co się myśli, nie zważając na czyjeś uczucia ? Czy warto wylać z siebie ten jad i kogoś świadomie zranić, będąc motywowanym tym swoim wkurwieniem ? Czy warto popalić mosty ? Czy warto być samotnym ?

 

Mam wrażenie, że żyję w zbyt dużym kompromisie, przeszkadza mi bycie zbyt miłym i nie szczerym.

 

aras:

1/ Ogarnij swoje "borderline", bo tworzysz więcej pierdolenia niż rozwiązań.

2/ Jak ogarniesz pkt. 1 to bierz się za pkt. 3.

3/ Ogarnianie reszty świata.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Tak, to prawda Vincent. Ja się właśnie wycofałem. I wtedy gdy to pisałem, też byłem zdecydowany. Ale jest we mnie coś,co mówi mi, że to nie jest naturalne. Chciałbym żeby to wycofanie, ucieczka od związków wynikało z mojego wnętrza. A to wynika z buntu. Myślałem, że to nawyk i ciągle mam nadzieję, że szczęście można odczuwać w sobie bez względu na otoczenie. Chcę się wycofać, ponieważ mi nie wychodzi. Ale czegoś brakuje. Byłem na imprezie urodzinowej, gdzie były same pary (młode małżeństwa, ładne kobiety). Nie bawiłem się dobrze. Były też dzieci 2-4 lata. I co może wyda wam się dziwne, ale poczułem wzruszenie gdy mała dziewczynka wyciągnęła do mnie ręce i powiedziała "łap mnie". Wiecie o co chodzi. A może powinienem dobrze się bawić? Albo nie umiem, albo mój umysł ma złe nawyki. Nie potrafię tego zmienić.

 

Dzięki Vincent za ważne dla mnie słowa.

 

You are Welcome!

 

Widzisz, ja pomimo, że wyznaję inną filozofię życia, rozumiem Twoje potrzeby, nie etykietyzuje, nie potępiam. To Twój wolny wybór chociaż sam całe życie spotykam się z przytykami - jak to? Sam? Jak tak można? Bez dzieci? Bez dziewczyny? Pedał albo jakiś pojeb! Przyzwyczaiłem się już, bo ludzie psioczyli i psioczyć będą.

 

Do czego zmierzam...absolutnym, życiowym niezbędnikiem jest zwyczajna szczerość wobec siebie i gruntowne zdefiniowanie swoich potrzeb, a nie chowanie się za parawanem wymówek czy lęków. Brakuje Ci czegoś? To znaczy że droga którą obrałeś zawodzi, że coś zwyczajnie nie wypaliło po drodze. Jeśli czegoś nie czujesz, a mimo to w to brniesz, będziesz cierpiał bo jest to zwyczajnie sprzeczne z Twoim ja. Niejako narzucone odgórnie. Widzę tu sporo pracy przed Tobą. Moim zdaniem na tej imprezie powinieneś się dobrze bawić, przynajmniej ja bym tak robił (ale jestem inny wieć nie chcę nadmiernie porównywać) i czerpał radość ze wspólnego biesiadowania, no matter czy jestem jako jedyny w stanie singletowym, a wokół mnie same pary. U Ciebie pojawiła się jakaś blokada.

 

Szczęście można odczuwać w sobie bez względu na otoczenie, ale:

 

- nie każdy zwyczajnie to potrafi

- wymaga to tytanicznych nakładów pracy nad sobą

  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Hmmm...

Czujesz w sobie frustracje, narasta pewnie i gniew na taki stan rzeczy. Czy nie myślałeś nad pomysłem, aby ten gniew zamienić na paliwo do działania? Do pracy nad sobą, najpierw na poziomie fizycznym (wydaje mi się, że od tego łatwiej zacząć). Do biegania? Do ćwiczeń na siłowni? Do pracy nad swoją sylwetką?

Wiesz, nie mam bordera ale od lat, gdy poziom wewnętrznego wkurwu 'na wszystko i wszystkich' zaczyna przekraczać bezpieczne granice - idę się zmasakrować fizycznie. Najlepiej biega i ćwiczy mi się na tym 'wnerwie'. Wręcz czuję rozładowanie wściekłości a'la Conan Barbarzyńca czy berserker. Jak się zmasakruje - nie czuje już nic. Wściekłości też.

 

Wszystkie filmiki motywacyjne, przynajmniej dla mnie, to takie pitu-pitu. Pitolenie o Szopenie. Po prostu nie trafia do mnie. Bądź sobą, kochaj zwierzęta, rób to, zachowuj się tak blablabla. Jak sam, we własnym procesie myślowych, nie dojdę do danych rozwiązań - proponowanie mi ich przez pitolącego gościa na jutubie nic nie da. Co najwyżej zmarnuje kilkanaście minut życia, a w tym czasie mógłbym sobie zrobić dobrą kawę ;)

 

Transformacja wewnętrzengo 'wkurwu' na 'paliwo' do działania w sferze fizycznej - to moja sugestia. Nie rozwiązuje sedna problemu ale pozwala zagospodarować niejako jego 'odpady'.

 

S.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

border to taka babska tendencja. tworzenie problemów, a nie ich rozwiązywanie (chyba że facet zrobi to za nie). nie ma sie łba na znajdywanie rozwiązan. chyba sam mam podobnie i jeszcze trafiam na baby z problemami, atencyjne, niestałe w uczuciach, ciagle szukające adrenaliny, greyów, wodeczki, uzaleznien, disco, przygodnego seksu, zdradzające, ale no wlasnie, bardzo zabawne i emocjonalne tak, ze kręcą mną jak chcą. i tez obwiniają, krytykują, fochają, a ja zamiast byc niezaleznym od tego to jestem zalezny bo czuje ze to wyraz poniżania mnie (a przeciez w związku, gdy kobieta mowi że kocha nie powinna tak sie zachowywac - jedno mowi, drugie robi). także rozwiązań brak przy reakcjach na takie bodzce i nijak nie działa tu zasada co dajesz to do ciebie wraca. bo jak dam więcej, to mi więcej zabiorą. i cholera zawsze tylko z takimi umiem sie dogadac i do tego sa w ciul seksowne. zwykle oczywiscie blond maniury. kurwa.

 

i u mnie tez jest tak, ze nie bardzo umiem podtrzymywac rozmowy, gadac o wszystkim, przerzucac rozmowe na wlasne tory w tym by nie odkryc swoich slabosci - bo slabosci to akurat sa ciagle wykorzystywane. nauczylem sie w mlodosci emocjonowac kobiety, rozsmieszac, tworzyc chemie, pożądanie, tajemniczosc, dominowac, ale totalnie zabrało mi to mozliwosc rozwijania wazniejszych rzeczy. to babski sposob dzialania pewnie. zachcialo sie podrywania, to sie ma.

  • Like 2
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Umieściliśmy na Twoim urządzeniu pliki cookie, aby pomóc Ci usprawnić przeglądanie strony. Możesz dostosować ustawienia plików cookie, w przeciwnym wypadku zakładamy, że wyrażasz na to zgodę.