Skocz do zawartości

Wysokofunkcjonujacy alkoholizm partnera - co robic?


Rekomendowane odpowiedzi

W dniu ‎02‎.‎09‎.‎2019 o 20:21, intestine_baalism napisał:

pracuje na wysokim stanowisku, zarabiam duzo powyzej lokalnej sredniej krajowej, ktora jest jedna z najwyzszych w Europie i mowie w 4 jezykach, oprocz polskiego. 

Mam 36 lat i mam wrazenie, ze przegralam zycie. Napisalam tutaj bo potrzebuje meskiego spojrzenia.

Wrócę jeszcze na chwilę do oryginalnego wpisu.
Sama niechcący używasz prawidłowego i adekwatnego sformułowania. Masz wrażenie. To jest tylko w Twojej głowie. Zresztą obiektywnie ujmując sprawę> już akapit wyżej widać, że sytuacja nie jest przegrana. Masz sporo, ale nie umiesz tego cenić, bo patrzysz przez pryzmat swojego związku i to rzutuje na resztę aspektów życia. Nidzie więcej tego nie ma. Tylko w Twojej głowie. Wrażenia i emocje wypływają z zakodowanych w podświadomości wzorców.
W większości nawet nie są Twoje. Sam zresztą do niedawna byłem w podobnej mentalnie sytuacji. Jeszcze czasami miewam nawroty tych emocji, bo coś co jest zakodowane w nas przez tyle czasu jest bardzo trudno zmienić.


Jak to było u mnie? Na pewnym poziomie są podobieństwa do Twojej historii.
Ja mam wzorce katolickie zakodowane. Nie fanatyczne, ale mocne i w takim modelu żyłem i chciałem budować przyszłość. Moja ex po ślubie okazała się kobietą skrajnie egoistyczną manipulantką bez empatii. W efekcie 2 ostatnie lata małżeństwa były piekłem.  Przez 2 lata znosiłem naprawdę niezły shit i pracowałem nad tym, żeby sprawę ratować. Ostatecznie mimo wszelkich starań zrobiło się tak toksycznie, że odszedłem, chociaż obiektywnie rzecz ujmując raczej ex chciała to rozpieprzyć, ale w białych rękawiczkach i żeby robić z siebie ofiarę później, a mi dowalić i zrzucić winę na moją stronę (walnęła przy tym jeszcze po strunie religijnej, a jakże).
Po tym związku miałem długą psychoterapię, wrażenie przegrania życia, miałem do tego wszystkie symptomy jakie ma facet po długotrwałej przemocy psychicznej (dokładnie takie jakie mają goście po związkach z borderkami i narcystkami), a na całość nałożył się potworny rozpierdol od strony wiary. Odszedłem od żony, w katolickim świecie jestem przegrywem, który nie ma prawa sobie układać życia na nowo, albo może po strzeleniu kopytami trafić nie tam, gdzie by chciał. Emocje potrafiły być paraliżujące <ty egoisto, myślisz o sobie, przysięgałeś, a odszedłeś, twoje życie jest gówno warte, bo i tak nie czeka cię nic dobrego tutaj, a jak zdechniesz to masz jeszcze bardziej przesrane>Takie wrażenie miałem bardzo długo i jeszcze czasem mi wraca, bo to siedzi głęboko i od wielu lat. Jak jest w rzeczywistości? Jestem gościem z wyższym wykształceniem, kocham swoją pracę i dlatego w tym co robię jestem jednym z najlepszych, do tego stale się uczę. Ex na koniec zabrała nawet wycieraczkę sprzed drzwi, ale już po paru miesiącach okazało się, że dziwnym trafem finansowo na mojej pensji stoję o wiele stabilniej niż kiedykolwiek wcześniej. Na koncie zrobiło się bardzo ciekawie, kasę inwestuję w nieruchomości, a czas w siebie. W końcu mam czas! Uczę się 3 języka obcego, dużo sportu, wróciłem do pasji, które wcześniej zarzuciłem. Rozwód przerzucił przez sito wszystkie znajomości. Bardzo szybko okazało się, kto jest do bani i na kogo nie warto tracić czasu, ale w najgorszej fazie niektórzy okazali się prawdziwymi przyjaciółmi, w biedzie poznałem też nowych. Zrzuciłem brzucha, mam bardzo dobrą formę, atrakcyjność w górę. Odbudowałem poczucie własnej wartości. Poznałem też świetną dziewczynę.
I życie kręci się dalej.   

 

W dniu ‎02‎.‎09‎.‎2019 o 20:21, intestine_baalism napisał:

Czy da sie cos jeszcze zrobic?

Wszystko :D
Już zaczęłaś. Niektórzy chyba opacznie zrozumieli mój poprzedni wpis. Sugerując psychoterapię nie miałem na myśli Twojego faceta, na pewno nie w pierwszej kolejności. 
Ty jesteś w takiej sytuacji, gdzie musisz myśleć najpierw
o sobie. W takim stanie w jakim jesteś, kiedy nie radzisz sobie sama ze sobą, nie jesteś w stanie pomóc też nikomu innemu.
Ustaliliśmy już, że musisz coś zrobić, coś zmienić. Jeśli tego nie zrobisz, będzie tylko gorzej. Jeśli nic nie zmienisz i jeśli poddasz się wyżej opisanemu wrażeniu- wtedy tak, będziesz na najlepszej drodze do spaprania sobie życia.
Już zaczęłaś robić coś i pracować nad sobą. Przyjdzie czas, żeby zdecydować co dalej ze związkiem. I zdecydować co dalej. 
To jest bardzo proste> Tobie zależy, jak sama piszesz kochasz. Ale to co inwestujesz, to są Twoje lata, Twoja energia i Twoje życie. I dlatego masz prawo i obowiązek wymagać.
Nałogu, nawyku nie da się przezwyciężyć od razu.
Ale masz prawo wymagać, żeby coś z tym zaczął robić. Możesz powiedzieć "masz problem, to rzutuje na nas, mam tego dosyć. albo coś zaczniesz z tym robić na poważnie, albo zostajesz sam". Taki ruch pokaże Ci przynajmniej, czy Twojemu facetowi zależy. Jeśli nie (bolesne, wiem), to sprawa prosta i czysta. Jeśli zależy, to efekt może być naprawdę dobry. Słusznie mówi pan Kotoński> żeby wyrwać się z nałogu, najlepiej jest poczuć wielki strach przed konsekwencjami pozostania w nim. Taki strach może wywołać skrajne upodlenie, widok ludzi umierających na choroby wywołane nałogiem, albo... perspektywa odejścia kobiety i pozostania samemu. 

Ostatnia sprawa jest może mało elegancka, bo zwyczajowo nie wypomina się kobietom ich wieku, ale masz 36lat. To jest ten moment, w którym decydujesz jak spędzisz resztę życia i czego od życia oczekujesz. 
Sporo jeszcze przed Tobą, ale na niektóre sprawy (jeśli Ci na takowych zależy) masz ostatni dzwonek. 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

W dniu 3.09.2019 o 18:51, intestine_baalism napisał:

Nie wyladowalaby bo kolezanka ma swoje zasady. Mozna zasac pytanie czy te zasady maja sens. Wtedy mialam, tak zostalam wychowana. Przez te wszystkie lata pojawialy sie mozliwosci przeskoczenia na inna galaz, jak to nazywacie. Nie skorzystalam bo inni faceci i tak dla mnie przez wizkszosc tego czasu nie istnieli. Mialam swoje "zasady". Glupio troche bo bylo conajmniej kilku fajnych, wartosciowych facetow po drodze.  

Rozumiem Twoje myślenie i przyznam, że jest mi Ciebie po ludzku żal. Tak to jest, że ci ludzie, którzy najdłużej siedzą w "dziecięcej niewinności" dostają najmocniej.

Niemniej, w Twoim przypadku myślę, że nie istnieli dla Ciebie faceci nie dlatego, że masz zasady, bo szczerze mówiąc uważam, że choć zasady są szlachetne to już długo nie istnieją, albo nie istniały nigdy. Po prostu emocje, które dawał Ci alkoholik trzymały Cię przy nim, a zasadami się usprawiedliwiałaś i usprawiedliwiasz nadal patologiczny związek, w którym tkwisz. Uwierz mi, że niejeden świętojebliwy w chwilach słabości odwalał takie rzeczy, że hoho - a odwalisz jedną "rzecz", to łamanie następnych "zasad" idzie już bez problemu.

 

Edit: Zabrzmię trochę jak coach, ale co tam. Radziłbym, w ramach antydepresantu, żebyś w sumie zrobiła sobie też małe porównanie do innych. To nie jest tak, że innym się związki super układają, szczególnie tym którzy pozują na "idealne małżeństwa". Każdy tkwi w bagnie "na tym łez padole". Życie Cię doświadczyło tak jak miliardy innych ludzi, przeżyłaś je jak przeżyłaś i niewiele Cię ominęło. Zacznij z tym wszystkim żyć jak nowy człowiek, bez względu na to jaką decyzję podejmiesz dalej. Powodzenia

Edytowane przez armin
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Umieściliśmy na Twoim urządzeniu pliki cookie, aby pomóc Ci usprawnić przeglądanie strony. Możesz dostosować ustawienia plików cookie, w przeciwnym wypadku zakładamy, że wyrażasz na to zgodę.