Skocz do zawartości

Ja i moja Elena


Rekomendowane odpowiedzi

Witam serdecznie

 

Wielu mnie zna z wątku "Ja i moja Tajka".

Ach, cóż to były za czasy, kiedy byłem totalnym białorycerzem, co to latał i się upokarzał za dupami. Pamiętam jak zamiast mózgu miałem typową "sieczkę".

Mało co do mnie docierało, nie czytałem wówczas książek Marka, nie miałem bladego pojęcia o sprawach damsko-męskich i wtapiałem coraz to nowsze shit testy.

 

Kupiłem książki na Samczeruno, przejrzałem kanał na YouTube oraz dowiedziałem się kim jest ten popularny "kanister".  Wpadł też Rollo Tomassi z jego cudowną książką "The Rational Male".

Gadzi mózg, hipergamia, biały rycerz, kasa i samorozwój to główne komponenty na których skupiłem swoją uwagę, by je dziennie szlifować.

 

W książce "Stosunkowo Dobry" znalazłem przepis na spokój ducha, który pomógł mi opanować wewnętrzne demony (chwała ci @Marek Kotoński za uratowanie mi życia).

Otóż Marek opowiadał jak to by rozmawiać ze swoją podświadomością i jakoś nadać jej imię.

Na początku nie potrafiłem tego pojąć jak można przeprowadzać rozmowę z czymś co nie istnieje, a istnieje. Istny paradoks.

 

Nie dalej jak dzień, dwa zdałem sobie sprawę, że to co sobie powtarzamy codziennie to nic innego jak rozmowa z podświadomością. O matko, jakiego dostałem wtedy olśnienia, do którego nie potrafiłem dojść przez całe 28-letnie życie. Wydaje się, że to błahostka: siąść i zacząć powtarzać afirmacje: "jestem dobrą osobą, dużo umiem, zarabiam dobre pieniądze". 

Niestety tak ta gra nie działa i moja podświadomość (nazwałem ją w sobie Elena - bardzo podoba mi się to imię) budzi się z długiego zimowego snu. Jest zła, rozwścieczona, bo spała przez 28 lat, pochrapując sobie słodko. A tu nagle klepię ją po ramieniu. Ona niewyraźnie otwiera oczy i widzi blade światło prawdy, które wydaje się ciężkie do zrozumienia, bo całe życie taplała się w basenie Matriksu. Ów światło je razi, ale powoli się przyzwyczaja. Widzę, że cierpi, bo otaczam ją ramieniem innej niż dotychczas habituacji. 

Gdy spała, wyrządzała wiele szkód, sprawiała, że płakałem, a ja swym zachowaniem karmiłem ją codziennie niebieskimi tabletkami nasennymi. Uzależniła się jak narkoman i pamiętam jak ją trzęsło, gdy prosiła się o negatywne emocje... o stan, kiedy chodziłem smutny, szukałem problemów na siłę. Szantażowała mnie, urabiała, że jeśli wyjdę poza ramy to mnie bardziej skrzywdzi. 

 

***

 

Kierował mną strach przed podejmowaniem decyzji i moje samopoczucie zależne było od humorków Eleny oraz tego, na co jej pozwalałem. Karmiłem nie tego wilka co trzeba, czego efektem było działanie wbrew sobie i swoim zasadom. Ile razy czułem smutek, kiedy łamałem wyuczone przez lata zasady, będąc podatnym na bodźce zewnętrzne. Kły tej bestii dźgały głęboko. Serce krwawiło, a Elena cieszyła się, bo podstawiłem jej pod nos talerz negatywnych emocji, które wmawiałem sobie całe życie. 

Ciężko ją wychować. To tak jak z dorosłym psem. Trzeba tresować od małego. Inaczej będzie kłapać jęzorem na lewo i prawo.

Jej gniew jest wszechobecny. Narzucam jej stosowną do sytuacji dietę: więcej uśmiechu, zadowolenia z życia i tych małych, najważniejszych rzeczy jak na przykład trzymanie się ustalonego planu.

Elena nie jest przyzwyczajona do rehabilitacji, wyjścia z nałogu. Wyciąga swą dłoń z kuszącym eliksirem. Eliksirem starych nawyków i bolesnych afirmacji. Cuchnie z tej butelki odorem nieszczęścia. Łatwo jest zwymiotować. 

 

Rozmawiam z nią na spokojnie. Oświadczam, że to już na mnie nie działa, po czym wyobrażam sobie lewitujące nad jej głową balony. Kolorowe, tanie, kupione za 10 groszy sztuka. W każdym z nich jakiś problem, coś co sprawia, że staję się posępny. Elena staje się pusta, czysta jak łza. Wszystko z niej wychodzi. Siedzi w szczelnie zamkniętych balonikach do których ona nie ma dostępu. Czasami potrafi musknąć jeden lub dwa i przez chwilę nastrój się zmienia, ale upominam ją, żeby zajęła się nowymi balonami. Działa piorunująco. Nowe lewitują tuż przed jej oczyma. Stworzyłem je sam, jak Bóg w Bibli stworzył wszystko co nas otacza.

 

Gdy Elena chce dotknąć tych złych, to pytam się jej po co i jakie będą tego skutki. Oboje analizujemy na głos, ile stracimy czasu na rozmyślanie lub gnębienie się. 

Po krótkim czasie dochodzimy do wniosku, że nie ma sensu kontynuować tego uczucia i przebijamy złowrogi balon.

Lubimy też słuchać w tym samym czasie muzyki lub pomedytować przez pół godziny słuchając: "guided imagery" albo "Last Samurai Soundtrack". Głębokie oddechy działają jak tornado i złe balony znikają gdzieś w stratosferze. Te dobre emanują jakąś dziwną poświatą, której energia wypełnia mnie im więcej medytuję. Wtedy czuję się wolny jak ptak. Posiadam nieziemską moc, by przenosić góry i dokonywać niemożliwego. Elena siedzi mi na kolanach i się uśmiecha. Podoba jej się to, choć na początku wybrzydzała. Haha typowa kobieta.

 

Elena jest na solidnym odwyku. Musi codziennie brać leki:

- afirmacje: 2 razy dziennie

- 1 stronny wpis w online pamiętniku Penzu.com (musimy sobie porozmawiać na temat tego co wspólnie dokonaliśmy tego czy tamtego dnia). 

- Czytanie książek: Stosunkowo dobry, Kobietopedia, No More Mr. Nice Guy, 12 rules of Life, Rollo Tomassi "The Rational Male" (w tym samym szukanie innych przydatnych książek o samorozwoju - ulubiona dziedzina Eleny haha).

 

Jest dzielna i walczy do końca, toteż nagradzam ją komplementami, pozytywną energią i uśmiechem. Robimy postęp, chociaż widzę, że czasami lubi psocić, widząc jak reaguję na bodźce zewnętrzne, kontakty z innymi ludźmi. Nie dziwię się jej. Przez 28 lat spała w Matriksie. Habituacja dała w kości, ale działamy powoli. Do przodu.

Obecnie staramy się zrozumieć moją seksualność i dlaczego w tej sferze są braki, dlaczego Elena sprawiła, że mało interesowałem się płcią przeciwną. Doszliśmy do wniosku, że powinienem znaleźć seksuologa, bo teraz jest trochę za późno. Fajnie jest mieć w niej oparcie, rzadko się sprzeczamy.

 

***

 

Wiem, że wydaję się to trochę szalone, ale po przeczytaniu Stosunkowo Dobry, spróbowałem rozmowy z podświadomością i pewnych zmian. I wciągnąłem się w to... Zacząłem ze sobą rozmawiać, analizować swoje zachowania. Nazwałem podświadomość Eleną i poświęcam jej teraz minimum 15 minut dziennie lub, kiedy coś sprawia, że jestem smutny lub zły. Nie odrzucam tych emocji, pozwalam im przepłynąć, ale wraz z Eleną nie pozwalamy im osiąść na dłużej, bo wiemy, że są szkodliwe.

 

Bardziej kontroluję swoje emocje, decyzje. Przestałem obsesyjnie rozmyślać, przejmować się wszystkim, tym samym wyrządzając sobie wcześniej krzywdę.

Pojawiło się światełko w tunelu. Co najważniejsze, nie boję się zostać sam, wystarcza mi tylko moje towarzystwo. Mam karate, książki, forum, Elenę - wszystko co mi do szczęścia trzeba.

 

Odkąd podjąłem się tego wręcz szalonego przedsięwzięcia, poziom mojego życia drastycznie się podniósł.

Aż sam się dziwię, że tak można. Teraz głęboko wierzę, że jeżeli żyjesz w zgodzie ze samym sobą to potrafisz być szczęśliwy i nikt inny ci do tego nie potrzebny. To wymaga jednak heroicznego poświęcenia. Ale wiem, że na tym świecie istnieją pewne rzeczy, które nawet dla mnie jak i Eleny byłyby nie do przeskoczenia. Wciąż się na nowo poznajemy i jest to przepiękne uczucie.


Pytanie tylko, czy ja za poważnie się za to zabrałem i czy mogą tego być jakieś skutki? Nie wiem, czy stworzenie Eleny i trzymanie jej jako wiernej przyjaciółki jest dobrym pomysłem. Może to nienormalne. Co myślicie?

Dzięki za przeczytanie tekstu i za uwagę.

 

@Tajski Wojownik

 

 

 

 

 

  • Like 2
  • Dzięki 2
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

U mnie medytacja weszła na grubo, relaksacja całego ciała, utwardzanie w energii wewnętrznej. Transformowanie negatywnych emocji na trening. Ktoś mnie wkurwi, albo pojawiają się negatywne emocje to od razu się pakuję i wychodzę na trening. Robię i jest pompa z wkurwienia. Wmawiam sobie od pewnego czasu, że każda negatywna emocja zamieni się w moją siłę i moc wewnętrzną. Wszystko transformuję na energię życiową, tak to sobie w myślach tłumaczę. Wszystkie emocje to paliwo dla mojej siły. I zaczyna działać. Lubię sobie wkręcać podobne akcje. Robię z siebie wielkoluda energetycznego, eksperymentuję z emocjami w czasie medytacji, staram się rozwinąć pewne emocje celowo, na życzenie. Staram się zrozumieć, z której części ciała wychodzi dana emocja. Zbieram różne myśli do dyskusji wewnętrznej. Zamiast pierdolić negatywnie w głowie to coś po prostu rozważam, takie lekcje robię dla oczyszczenia myśli. 

 

Dużo wizualizuje kwitnących drzew. Widzę je z daleka, na rozległej łące. Czuję ich korzenie i moc tworzenia życia, stabilność, ogromną wytrzymałość, siłę cierpliwości. Bardzo mi to pasuje do charakteru. 

 

Staram się ograniczać myśli, mocno wchodzić w stan flow. Łapię się, jak zaczynam o kimś myśleć i gaszę. Skupiam się tylko na sobie od wielu, wielu miesięcy, praktykuję. Zero myślenia o problemach innych ludzi, pełna energia na siebie. Doznałem kilka razy mocnych skoków motywacyjnych, więc to działa. 

 

Prowadziłem przez 10 lat pamiętnik, ale przestałem, jak poczułem, że już jestem ze sobą dogadany. Przedziwna sprawa, 10 lat pisałem regularnie i pyk, nagle wiem, że już tego narzędzia nie potrzebuję, wszystko jasne, zrozumiałem lekcję. Skok dojrzałości. 

 

Wszystko, co napisałeś działa. Jeden z ciekawszych wpisów na forum. Gratuluję. To fakt, że Markowi za Stosunkowo Dobrego należy się coś więcej niż pieniądze, tylko ogromny szacunek. Przedstawione tam narzędzia to najlepsze narzędzia na rynku poznania podświadomości i doznania ciekawych stanów wewnętrznych. 

 

  • Like 2
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

16 godzin temu, Tajski Wojownik napisał:

Nie wiem, czy stworzenie Eleny i trzymanie jej jako wiernej przyjaciółki jest dobrym pomysłem. Może to nienormalne. Co myślicie?

Trochę to przypomina stworzenie tulpy. Ludzie zajmujący się oobe lub zażywający "dmt" ( główny składnik ayahuasci) mają kontakt z "mtj", moja totalna jaźń, która podczas "seansu" lub opuszczeniu ciała odpowiada na pytania, prowadzi nas po innych wymiarach. Mtj, czyli suma naszych wszystkich wcieleń, zebranych informacji z poprzednich żyć. Temat bardzo kontrowersyjny. Z polskiego podwórka warto posłuchać wykładów Jarka Bzomy na początek.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Umieściliśmy na Twoim urządzeniu pliki cookie, aby pomóc Ci usprawnić przeglądanie strony. Możesz dostosować ustawienia plików cookie, w przeciwnym wypadku zakładamy, że wyrażasz na to zgodę.