Skocz do zawartości

Radzenie sobie, konflikt, zemsta w stosunkach z kobietą


Rekomendowane odpowiedzi

Zniknął temat założony przez innego użytkownika, o czym dowiedziałem się, próbując zamieścić w nim odpowiedź.

A szkoda, bo bardzo wartościowe wpisy popełnili w nim Bracia @RealLife i @bzgqdn.

@RealLife zwrócił słusznie i jakże trafnie uwagę na bezsensowność wojny na emocje z kobietą, z uwagi na dysproporcję broni i łatwy do przewidzenia wynik. (Brawo!)

@bzgqdn słusznie opisał cały proces w ogólności.

 

Temat akurat mi bliski i na czasie, więc odniosę się do tego w niniejszym, nowym wątku.

Otóż w ostatnich dniach moja żona (formalnie) z którą mieszkam (i tylko mieszkam) zachowała się wobec mnie bardzo niefair. Naruszyła wspólne ustalenia jak również moje jasne stadardy i wymogi w zakresie tego, czego nie akceptuję. Zarazem swoim zachowaniem brutalnie dotknęła mnie osobiście, naruszając pewną osobistą kwestię. Dopuściła się tego w warunkach niewdzięczności pomimo mojej serdeczności, wpierania jej osobistego jak i materialnego, podyktowanego sympatią i wspomnieniem dawnych lepszych czasów między nami. Co ciekawe, miała świadomość niewłaściwości swojego postępowania i przeprosiła za nie. 

Pierwszą moją reakcją była wściekłość i agresja. Krótki, intensywny wybuch, amok. Nie muszę mówić, że zbędne i głupie. Poniżające w zasadzie mnie i tylko mnie, wciągające mnie emocjonalnie w grę.

Nie miało też sensu odpowiadanie i dyskusja emojonalna z kobietą, której oczywiście jednoczesna świadomość niewłaściwego postępowania nie przeszkadzała tłumaczyć jej po swojemu mojego postępowania, zachowania, czy wynajdywania różnych zarzutów (różne historie z przeszłości, jak one to lubią). Żadnemu człowiekowi, a już zwłaszcza ex, a już zwłaszcza takiej, z którą masz kosę - nie wytłumaczy się swoich uczuć, odczuć i niewłaściwości postępowania, niehonorowania zasad i tego, gdzie leży ciężar zarzutu. 

 

Co robię?

Nie mszczę się. Jak to było w "Zjawie" z L. diCaprio? "Zemsta należy do Stwórcy".

Zrewidowałem swoje podejście do małżonki, która będzie traktowana adekwatnie do swojego zachowania. Obiektywnie, ale też i zarazem gorzej niż dotychczas, gdyż udzielane jej wyrazy wsparcia i sympatii okazały się być udzielane niezasadnie i udzielane nie będą. Tyle. 

Przez krótką chwilę nawet sam się do siebie zaśmiałem, bo zdałem sobie sprawę, że żona postępuje .... jak można się było spodziewać po kobiecie w jej wieku, z jej stanem emocji. Wpisuje się w schemat. Tak jak nie ma co się dziwić złodziejowi, że kradnie, tak i w tym wypadku, w zasadzie - shame on me, że zirytowałem się na zachowanie, które, przy swojej niekłamanej niepoprawności i obrzydlistwie, było schematyczne. 

Żyję swoim życiem. Żyję dla siebie i dla swoich dzieci. W tych sferach odnajduję radość i sens teraźniejszości i przyszłości.

Żyję życiem lepszym. Poprawiając je - pracą, zarobkowaniem, treningiem, dietą, przeżyciami. podróżami i obcowaniem ze światem - wzbogacam je, czynię wartościowym. Dla mnie. Dla dzieci - które są najgłębszym sensem mojego życia. 

Nie zapuszczam się myślą ani uczynkiem w sferę postępku żony. Nie ma tam nic, z czego czerpałbym radość i siłę. To jest czarna dziura wsysająca wszelkie dobre emocje.

Tej radości i siły szukam na innym biegunie, na tym, który jest mój. Przeze mnie o tylko przeze mnie tworzony.

Dziękuję jeszcze raz Braciom @RealLife i @bzgqdn za posty w tamtym temacie.

Może można je jakoś przenieść tutaj?

 

  • Like 3
  • Dzięki 6
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dzięki. Jedno czego tam nie dopisalem, to że do tanga trzeba dwojga. Jesli druga strona jest mściwa to to się nie uda.

W moim przypadku, ta kobieta jest naprawdę ok, dala mi kilkanaście lat swojego życia, wsparcie wtedy kiedy potrzebowałem i zajebiste dzieciaki i za to jestem jej wdzięczny, teraz pora iść w swoją stronę.

 

Ja tak jak ty, formalnie tylko mieszkam. Ale czasem rozmawiamy chwile, gotujemy sobie osobno, ale niejednokrotnie się czymś wzajemnie poczęstujemy. Odiwedzamy rodzinę czy znajomych którzy jeszcze nie wiedzą. Ustaliliśmy, że mamy separację, do czasu aż załatwię sobie inne mieszkanie, potem robimy podział majatku, wnosimy o rozwód bez orzekania o winie, oraz opiekę naprzemienną. Umówiliśmy sie na równy start, lokum które sobie ogarniam ma mieć taką samą wartość jak to które jej zostawię. A póki co ona nie pyta gdzie ja wychodzę wieczorami i vice versa. Jest fair i oby tak zostało. Nie ma wrogości, ale nie ma też miłości - w tym piecu zgaslo.

 

To nie jest tak, że to przyszlo samo i naturalnie. Były nerwy i łzy na początku.

Napiszę to co pisalem tam wcześniej.

Najpierw było wyparcie - nie to niemożliwe, ona by nie mogła, na pewno da siet to naprawić itp.

Potem żal i łzy, strach - jak mogła, co ja teraz zrobie będę już sam, co powie rodzina.

Potem permanentny wkurw - wszystko mnie wkurwiało, że jej nie ma w domu, i że jest w domu, że coś oglada na necie i się uśmiecha, że otworzyła okno i że zamknęła okno - wszystko 

 

Kazdy z tych etapów to kilka miesięcy życia, kilka siwych włosow. Pomógł mi kanal "musisz wiedzieć", pomógł zrozumieć co sie wydarzyło, jakie popełnilem błędy, dlaczego tak się stało, jak również to, że to już nie do naprawienia i dla nas dwojga nie ma przyszłości.

 

Wraz ze zrozumieniem, przyszedł spokój.

  • Dzięki 4
  • Smutny 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Rozumiem potrzebę ochlodzenia relacji (bo jak dlugo mieszkacie razem to jakaś relacja jest) i popieram - odcinaj po mału tą pępowinę, dzięki temu będzie potem łatwiej.

 

Nie wiem jakie masz plany na przyszłość, ale jeśli dlugoterminowo nadal chcesz z nią, mieszkać to zgadzam sie z @Barry. Wyczekaj na dobry moment (np. z dala od okresu), trzeźwi! W dobrych humorach i któregoś wieczoru, zapytaj czy możecie pogadać.

Z pozycji twojej ramy mówisz, co ci sie nie podoba i ustalasz jakieś zasady wzajemnego pożycia.

Przy każdej pyskówce czy histerii, kończysz rozmowę "nie będziemy tak rozmawiać", twoja rama i twoje zasady.

 

 

 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

9 godzin temu, Barry napisał:

@Casus Secundusczy nie widzisz szans na pogodzenie się z żona? Poważnie pytam. 
Skoro wszedłeś na ten poziom rozumienia relacji, świadomości, poczucia jak trzeba się zachować, po co to kończyć i wchodzić do tego samego bagna?

 

Temat jest nie tyle o mnie, ile o radzeniu sobie, sposobach na emocje i psychikę, gdy dochodzi do konfliktu z ex. Wypączkował na temacie innego użytkownika, który ma emocje, bo spotyka ex w pracy.

U mnie sytuacja jest taka, jak jest u @bzgqdn - jest już ustalone, że rozejdziemy się, obecnie tylko mieszkamy razem ze względów praktycznych i podyktowanych wyłącznie potrzebami dzieci.

Na Twoje pytanie o pogodzeniu się, jeśli interpretować je jako powrót do więzi małżeńskich - odpowiadam negatywnie. Z żoną zbyt wiele nas różni w każdej kwestii: spędzania wolnego czasu, organizacji, zachowaniu, aktywności, fizyczności... długo by wymieniać. Co więcej, tak samo jak u przedmówcy, od 2 lat życie każdego z nas i postępowanie poza domem ma nie interesować drugiego. 

 

Czyli jest to sytuacja, gdy jest się z konieczności w domu z kimś, za kim się nie przepada, gdzie łatwo o wybuch nagromadzonych żali czy pretensji.

Rzecz w tym, że ja już właśnie ustaliłem jedną z zasad tego współzamieszkiwania, na której mi zależy. Ze względów estetycznych, moralnych (jakie by one nie były) i emocjonalnych. Do tej pory była ona respektowana, a nagle została złamana.

 

Mamy zatem sytuację w zasadzie patową. 

Normalnie relacja z kobietą nie trzymającą się ustaleń powinna zostać zakończona z miejsca. Ale w tych warunkach być nie może i trzeba znosić ją w otoczeniu a zarazem nie dać się zwariować. 

 

 

  • Dzięki 3
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

@Casus Secundus brzmi strasznie. Nie mówię ze nie jest to spotykane żeby dwoje dorosłych ludzi nie mogło się ze sobą dogadać ale ze tak bardzo można się rozjechać z partnerem którego kiedyś widok sprawiał tyle radości.

Ciekawe jaka cześć rodzin żyje w takim układzie, tylko bez przerobionych potrzeb i planów na przyszłość 

Edytowane przez Barry
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

5 godzin temu, Barry napisał:

Casus Secundus brzmi strasznie.

Myślę, że są straszniejsze rzeczy.

W ogólności szanse spotkania kogoś, z kim zgodnie i fajnie, z ogniem i ciekawością przeżyje się życie, są śmiesznie małe. Znam różne pary i nie znam takiej bez kwasów, a w znakomitej większości niedobranie jest takie, że to ciągle trzeszczy.

W takiej sytuacji jak moja - a chyba jeszcze kilku użytkowników w takiej właśnie jest - kluczowe jest zrozumienie, że to jest była żona. (de facto, chociaż jeszcze nie de iure).

To znaczy, że czas już przeminął, to jest obcy człowiek, z którym się tylko mieszka. Wystarczy myśl, że jest to obcy człowiek, któremu nic się nie jest winnym i nie należy oczekiwać już niczego. Jeśli dodamy do tego takie pytanie i odpowiedź "Czy dziś z takim człowiekiem, wiedząc to, co wiem, bym się związał? Oczywiście że nie" - to jest jasne, że zostaje tylko sentyment. 

To wszystko idealnie porządkuje ogląd i odczucia. Jak się zdaje, w tej ostatniej sytuacji mogłem trochę na chwilę o tym zapomnieć, ale już sobie przypomniałem. 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

1 minutę temu, Casus Secundus napisał:

W ogólności szanse spotkania kogoś, z kim zgodnie i fajnie, z ogniem i ciekawością przeżyje się życie, są śmiesznie małe.

Bo to na tym nie polega.

Żeni się człowiek dla spłodzenia potomstwa, a ogień z początkowej fazy związku i tak kiedyś zgaśnie. Pozostają wspólne pasje i dopasowanie charakterem.

A chcący poparzyć się ogniem zazwyczaj skacze do innego ogniska.:D

 

Chcesz mieć ogień zmieniaj partnerkę przy wygasaniu obecnego ogniska.

 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Casus Secundus, dzięki za wpis. Tak, to był mój temat, który został zamknięty. Nie będę pisać ponownie tego co już napisałem. Mam wrażenie że niektórzy Bracia trochę źle mnie zrozumieli, robiąc ze mnie kryminaliste i chorego psychicznie człowieka ( nie mam z tym problemu, maja do tego prawo). Przeczytalem Twój post parę razy, jeszcze raz dzięki za niego. Pozdrawiam Cię.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

@bzgqdn @Casus Secundus Podziwiam was bracia i współczuję tego co przeszliście. Ja nie byłbym na tyle silny, gdy rozstaliśmy się z ex i jeszcze prawie dwa tygodnie musiała u mnie mieszkać, to ledwo to znosiłem, tyle smutku, żalu, złości, najgorszy okres w moim życiu. A wy przeszliście jeszcze więcej. 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Irytuje, tudzież zajmuje mnie myślami i emocjami nowy wątek - małżonka chodzi z oczami jak zbity pies i przeprasza, mówi, że to co zrobiła nie było warte pogorszenia stosunków między nami. Zaczęła rozwijać temat, podawać mi jakieś szczegóły (o które nie prosiłem)  - uciąłem wszelką rozmowę na teraz, nie chcę reagować na szybko emocjami.  Waham się i daję sobie czas.

W zasadzie mnie ta sytuacja nie dotyka, nie czuję dyskomfortu z powodu ochłodzenia stosunków. Mam określoną świadomość co do tego, że lepiej nie będzie i mieszkanie razem jest tylko pewnym czasowym kompromisem. Ostatni rzeczony wyskok żony był zaś dla mnie bardzo dobrym i potrzebnym sygnałem o tym, jaka jest i że można się po niej spodziewać niesłowności, podłości i nielojalności - z czego została wyciągnięta nauka.

Z drugiej strony do rozmowy, pojednania, jakiegoś werbalnie komunikowanego wybaczenia skłaniałaby mnie jednak.... empatia. Zrobiła źle i podle, ale widzę, że ją to gniecie i źle się z tym czuje. 

Oczywiście mam zarazem świadomość, że za jakiś czas, jeśli będzie poprawnie, to jak to kobieta niepomna na doświadczenia odzyska rezon, znowu obrośnie w piórka i pewnie znowu coś odwali - nie mam złudzeń, że obecna sytuacja będzie ostatnią. I tak sytuacja jest patowa, bo między nami nie ma szans, ani mojej woli, do powrotu do więzi. Nie zależy mi osobiście ani na tym, żeby było lepiej, bo ostatnia sytuacja właśnie pokazała jej podłą stronę i pozbawiła mnie pewnych złudzeń, była to zatem dobra lekcja. Ja sam osobiście już tego nie przeżywam - chwilę byłem nieswój, a ku swojemu zaskoczeniu trzeciego dnia powstałem, cały w skowronkach. gdy zdałem sobie sprawę z jednej rzeczy. Do jakiejś komunikacji z nią przekonać mnie też mogą względy praktyczne - niechże dzieci mają tą matkę normalną, nie przybitą. 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Umieściliśmy na Twoim urządzeniu pliki cookie, aby pomóc Ci usprawnić przeglądanie strony. Możesz dostosować ustawienia plików cookie, w przeciwnym wypadku zakładamy, że wyrażasz na to zgodę.