Skocz do zawartości

Smok

Użytkownik
  • Postów

    75
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

  • Donations

    0.00 PLN 

Odpowiedzi opublikowane przez Smok

  1. 2 godziny temu, Horacy napisał:

    Wiadomo , że wiedziała , ale jej to nie obchodziło , natomiast , gdy sama tego doświadczyła to  pokusiła się o empatię . Kobiet nie interesuje co mówisz , one nie będa reagowały pozytywnie na Twoje słowa , natomiast czyny je bardziej przekonują , wtedy , gdy zadziałasz , nagle bardziej zaczynają się przysłuchiwać temu co mówisz :)

     

    Ja uważaz , że nie koniecznie musi szukać innej samicy , z tego co pisze to nie jest najgorzej , nie musi być u niego koniecznie tak , jak u mnie . Niech poobserwuje sytuacje i jeśli chce tej inicjacji kobiety to niech spróbuje zagrac podobnie , zobaczymy co z tego wyjdzie

     

    Skąd pewność, że kiedy sam postawiłeś szlaban na seks, to ona nagle zaczęła przysłuchiwać się temu, co mówisz? Skąd pewność, że kiedy "rozbiłeś" jej taktykę, to w ten sposób nie chciała wyjść z twarzą? W tym miejscu oczywiście wybacz mi z mojej strony grubiaństwo, w żadnym razie nie chodzi mi o przedstawianie kogokolwiek w złym świetle, to Ty ją najlepiej znałeś, ale... :) No właśnie, czasami analizując sytuację umyka nam jakiś punkt widzenia, który okazuje się zmieniać nasze postrzeganie o 180 stopni. 

     

    Samice nie będą reagowały pozytywnie na słowa samca, jeśli nie będą miały z tego działania pozytywnych emocji lub/i dostawy zasobów. Kiedy od słów przechodzisz do czynów, to je najbardziej nie boli to, że mogą Cię stracić, że Ciebie coś tam boli, ale to, że nie będą mieć innej gałęzi. Dlatego najprawdopodobniej Twoja ex, kiedy pokazałeś jej, że nie dasz się manipulować z jej strony odmową seksu, a jednocześnie mocno złapała się nowej gałęzi-gacha, to w ten sposób chciała się zaprezentować w lepszym świetle, aby nie palić za sobą mostów. Strategia, którą chce tak usilnie wprowadzić w życie autor tematu, na dłuższą metę prowadzi w ślepą uliczkę. Samcom wydaje się, że loszki równie dzielnie znoszą celibat jak oni. Otóż nie, wielokrotnie na forum pisano już o tym, ilu potencjalnych partnerów seksualnych na orbicie ma przeciętna loszka a ile samiec. W dłuższej perspektywie czasowej samiczki nie są w stanie wytrzymać tyle bez seksu co samiec.   

     

    Samica, u której włączy się pożądanie seksualne, nie robi takich numerów, po prostu jak to się mówi, ściąga majty przez głowę. Kiedy samica tak się nie zachowuje, to wiedz, że coś się dzieje... Oczywiście zostawiam sobie prawo do mylnej oceny sytuacji @Horacy ale Twój przykład wydaje mi się jedynie potwierdzać tę teorię, że na loszki nie działa szlaban na seks. Bardziej by je bolał szlaban na portfel, ale jak wiadomo, w obu przypadkach jeśli loszka będzie miała orbiterów i względny wygląd, to po prostu przeskoczy na inną gałąź. Wystarczy, że będzie płakała orbiterowi, że "brak jej czułości"...       

  2. @robak

    To zastosuj tę strategię i przygotuj się na:

    1) że będzie częściej inicjowała seks albo

    2) że odejdzie.

     

    Zauważ, że @Horacy napisał: "Dobierała się do mnie chyba z 5 razy w ciągu tego miesiąca , uległem , gdy chciała sama porozmawiać o tym , że teraz wie jak ja się czułem itp . Przed tym nawet rozmowa o tym , że mi nie daje  drażniła ją". To, że samica napisała, że "wie jak się on czuł" nie oznacza, że wcześniej tego nie wiedziała. Ona to najprawdopodobniej doskonale wiedziała, tylko kiedy ją to dotknęło, to zagrała na emocjach i wciskaniu kitu "że nie wiedziałam". Kiedy samica mówi "nie wiem", to doskonale wie, ale nie chce powiedzieć, przyznać się do winy, poruszać niewygodnego tematu itd.

     

    Jaki był dalszy los? Miesiąc później po zastosowaniu tej strategii związek @Horacego się rozpadł i okazało się, że w międzyczasie miała gacha. Moja rada jest taka, żebyś szukał innej samicy, która sama z siebie będzie zdolna do inicjowania seksu. Po prostu nie wywołujesz w niej emocji, więc nie inicjuje seksu i tyle. Może spróbuj z zasobami, aby ją przetestować, np. lekką rozrzutnością, o ile możesz sobie pozwolić na taką zabawę. 

  3. @Aniania samice tak dużo rozważają o relacjach z samcami nie dlatego, aby się rozwijać, ale dlatego, że przeważnie kto dużo rozważa, szuka tylko powodów, aby czegoś nie mógł dokonać. Samice nie chcą rozwoju osobistego, więc rozważają na temat "jacy to są faceci" i wyglądu. Podstawa to chcieć chcieć się rozwijać, z czasem przyjdzie reszta. Powodzenia.   

  4. 51 minut temu, Drizzt napisał:

    Jeśli ktoś złamał umowę - ta jest już nieważna. Dlaczego miałbyś być wierny, honorowy, lojalny i uczciwy względem kogoś kto ma to w dupie i Cię przepierdala?

    W życiu codziennym tak samo. Nadstawianie drugiego policzka nie popłaca. Jeśli tak będziesz robił to będziesz dymany na prawo i lewo. Nie można dawać się wykorzystywać.

     

    Wyżej napisałem, że rozgraniczyłbym małżeństwo jako umowę prawną i sakrament, ponieważ w zasadzie to są dwie różne kwestie. Niemniej jeśli koncentrujesz się na umowie, to nie jest tak, że jeśli ktoś złamał umowę, to staje się ona automatycznie nieważna. Przykładowo jeśli komuś wynajmujesz mieszkanie, a ten ktoś nie płaci, to nie znaczy, że umowa przestaje być ważna. Jeśli mimo tego, że najemca nie płaci nie wywiążesz się ze swoich zobowiązań, np. odetniesz prąd, to możesz mieć problemy prawne. Kiedy ktoś złamie umowę, nie staje się ona nieważna, lecz możesz żądać odszkodowanie. Czasami też ktoś złamie umowę, a ściślej rzecz ujmując nie wywiąże się z niej bez swojej winy. Umów oczywiście należy dotrzymywać i to jest zasada, ale nie jest to zasada absolutna.  

     

    Ale mnie chodziło o coś innego, małżeństwo jako sakrament. Wyżej przytoczyłem treść przysięgi małżeńskiej i dokonałem jej interpretacji w kontekście konkretnej sytuacji. Właśnie z treści tej przysięgi wynika, że obie strony mają być "wierne, lojalne i uczciwe względem kogoś". A jak wyżej też wspomniałem, jesteśmy tylko ludźmi i problem nie polega na tym, żeby nie popełniać błędów, możemy się jedynie starać, ale żeby drugiej stronie zadośćuczynić ewentualną krzywdę, którą poniosła z naszego powodu. Taka jest konstrukcja, o której tak często "zapominają" osoby, które składały przysięgę małżeńską.

     

     Mając świadomość treści przysięgi małżeńskiej nie byłbym w stanie złożyć takiej przysięgi, ale nie uważam, że małżeństwo jako sakrament sam w sobie jest zły; dla niektórych osób może być to rozwiązanie idealne. Problem tkwi w ludziach, którzy składają przysięgę z góry powziętym zamiarem, że nie będą jej przestrzegać i nie ma znaczenia, czy będzie to przysięga małżeńska czy jakaś umowa o charakterze prawnym.    

  5. Nie chciałbym, aby to zabrzmiało jako przechwalanie się, ale mam podobne jak @giorgio doświadczenia. Dlatego kiedy nie widzę u samicy inicjacji emocjonalno-mentalnej, to nie brnę w znajomość, bo wówczas są małe szanse na to, żeby sama wyszła z inicjacją fizyczną. Samice nakręcają emocje lub/i zasoby.  

    • Like 1
  6. Według mnie wytworzenie sytuacji, kiedy samica zabiega o seks nie polega na jego unikaniu, wręcz przeciwnie. Jeśli samicy uruchamia się popęd seksualny, to nie myśli kategorią, że "misio i tak będzie się dobierał do niej zawsze", ale po prostu czuje niezaspokojoną potrzebę i sama się będzie nakręcała, nawet bez fizycznej obecności.  

    • Like 1
  7. @robak sam sobie odpowiedziałeś: "Jeśli chodzi o przelotne znajomości to miałem w nich tyle seksu ile chciałem a nawet czasem więcej" versus "Natomiast co mnie się nie podoba to fakt że ona go bardzo rzadko inicjuje. Głównie po alkoholu". 

     

    Według mnie to właśnie kobiety inicjują seks, ale nie fizycznie, lecz emocjonalno-mentalnie (że tak to określę). Często pierwszym objawem są święcące oczy, albo nagłe "żywsze zachowanie". Inne z kolei zaczynają się zachowywać inaczej niż dotychczas. To dość skomplikowana kwestia, niemniej jednak wtedy nie jest potrzebne unikanie seksu jako strategia dominacji, bo kobieta sama z siebie, kiedy czuje pęd seksualny, stawia się w roli zdominowanej i chce być zdobywana. 

  8. 18 minut temu, rewter2 napisał:

    Co z tego wynika dla świata i niego? No bo wiemy że konsekwencji prawnych żadnych z tego nie poniesie.

     

    No to co, przykro jej będzie? Jakby miało być przykro, to by tego nie robiła. Skoro zrobiła to znaczy że jej przykro nie jest. Może jej być przykro jeśli się wyda i poniesie tego konsekwencje, ale skoro to zrobiła to zakładała że ani się nie wyda, ani konsekwencji nie poniesie. Albo że nie będą takie straszne.

     

    I co wynika dla świata z tych wszystkich rozważań, poza pustą konstatacją że była kolejną kobietą (człowiekiem) który nie dotrzymał słowa?

     

    Ja bym rozgraniczył dwie kwestie, małżeństwo jako umowa prawna i sakrament. O tym, jak wygląda to z prawnego punktu widzenia jest w "Samczym poradniku rozwodnika" i na forum. Mnie chodzi o coś innego. O zasady. Skoro ktoś już decyduje się ma małżeństwo (sakrament), to ma świadomość swoich przyszłych obowiązków. Oczywiście człowiek jest tylko człowiekiem i zdrady się zdarzały, zdarzają i pewnie będą zdarzać. Wbrew pozorom to nie jest główny problem, problem polega na tym, żeby najpierw przyznać się przed samym sobą do winy, a następnie w myśl zasady uczciwości małżeńskiej drugiej stronie. Co więcej, druga strona również kierując się zasadą uczciwości małżeńskiej i tym, że obiecała nie opuszczać małżonka aż do śmierci, jest obowiązana wybaczyć zdradę. Tymczasem mamy do czynienia z wzajemnym oszukiwaniem się obu stron, z tą różnicą jak w wspomniałem wyżej: że winy jednej z nich są wybielane. Analogicznie ma to miejsce w przypadku, kiedy to samiec zdradza, a samica go "wybiela". Chociaż z drugiej strony wydaje mi się na podstawie własnych obserwacji, że taka sytuacja zdarza się wyjątkowo rzadko. Samica nie wybacza zdrady, ona po prostu w danych okolicznościach dochodzi od wniosku, że jej się "opłaca wybaczyć". Niemniej to już temat na osobne rozważania.  

  9. Co z tego? Sięgnijmy zatem do źródła, czyli do tekstu przysięgi małżeńskiej:

    "Ja (imię Panny Młodej) biorę Ciebie (imię Pana Młodego) za męża i ślubuję Ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz to, że Cię nie opuszczę aż do śmierci. Tak mi dopomóż Panie Boże Wszechmogący w Trójcy Jedyny i Wszyscy Święci".

     

    Zatem żona @Bojkot zdradzając złamała przysięgę i to na dodatek świadomie. Brak rozwoju dla partnerki mógł być przykrym doświadczeniem, ale to nie powód do zdrady. Co więcej, przysięgając, że nie opuści męża do śmierci miała świadomość, że dotyczy to różnych sytuacji życiowych, w tym nieprzyjemnych, jak brak rozwoju, ale nawet dużo gorszych, np. kalectwo.

     

    Ona nie zdradziła, bo mąż się się nie rozwijał, ale dlatego, że mogła i chciała. Miała taki zamiar, który wcieliła w życie. Jej wina, dlaczego zatem w ślad za winą nie idzie odpowiedzialność? 

     

    • Like 5
  10. Dla feministek i coraz częściej loszek patriarchat to zło. Mężczyzna to zło konieczne, nadaje się jedynie do spłodzenia gówniaka i łożenia kasy. Zdaniem loszek tylko one wiedzą najlepiej jak wychowywać swoje gówniaki, tymczasem:

    "Na łamach pisma "Pediatrics" naukowcy z Princeton University i Columbia donoszą o badaniach, w których sprawdzali wpływ braku ojca na wczesnym etapie życia na stan komórek organizmu. Jak tłumaczą, wiadomo już, iż rozłąka z ojcem może prowadzić do problemów ze zdrowiem i zachowaniem, ale brakuje wiedzy o związanych z tym procesach komórkowych".

     

    Źródło: http://www.pap.pl/aktualnosci/news,1018126,brak-ojca-w-dziecinstwie-powoduje-uszkodzenie-chromosomow.html

     

    • Like 6
  11. 2 godziny temu, Bojkot napisał:

     

     

    Odpowiedzialny w sensie, że wina za to co zrobiła lub zrobi jest jej, ale ja jestem przyczyną.

     

    Według mnie źle podchodzisz do tematu. Skoro złamała przysięgę małżeńską, to zostałeś oszukany. Zostałeś oszukany i oszukałeś sam siebie. Szukanie w sobie przyczyny w tych okolicznościach jest oszukiwaniem siebie. Oszukuje również ona, bo przyczyna tkwi w jej zachowaniu polegającym na zdradzie, podczas gdy oboje ją wybielacie. Tak naprawdę więc oboje się oszukuje, z tą różnicą, że jedna osoba ucieka od odpowiedzialności, zrzucają ją na drugą. Winy nie ponosi się w wyjątkowych sytuacjach, np. kiedy ktoś zrobi coś obiektywnie złego, ale jest niepoczytalny. Twoja żona jest poczytalna, co więcej, nawet miała świadomość, że są problemy w związku, a więc świadomie zdecydowała się na zdradę.   

    • Like 2
  12. 21 godzin temu, Aniania napisał:

    @Arox delikatny, nie w sposobie wykonania, ale kierunku. Coś w kierunku budowania relacji i zrozumienia z otoczeniem, zamiast nie siły i respektu.

     

    Może poczytaj o nawiązywaniu kontaktu z "wewnętrznym dzieckiem".

     

    19 godzin temu, Arrinera napisał:

    Na zdrowie. :>

     

    Słucham ile macie dzieci / planujecie. A przecież przeciętni nie jesteście.


    Słucham ile przeciętny muslim ma dzieci.


    Patrzycie w dalszej perspektywie czy aby się ustawić najwygodniej jako MGTOW?

     

    Słucham ile dzieci muslimów umiera podczas porodów, albo nie dożywa do pełnoletności.

    Słucham, dlaczego często Polki stawiają znak równości między rodziną wielodzietną czy młodą matką a patologią. Sądy rodzinne są przecież sfeminizowane, jednak to nie przeszkodziło w odbieraniu dzieci z powodu warunków materialnych i potrzebny był samiec, aby zrobić z tym porządek. 

    Na zakończenie, zabrzmię przewrotnie, ale Polska jest przeludniona. Jednak to kwestia na osobny temat. 

  13. @Samiec Alfa Powyższy podział społeczeństw należy umiejscowić w szerszym kontekście poglądów Fromma. Społeczeństwo cieszące się życiem to kultura matriarchatu, dwa pozostałe patriarchatu. Zdaniem Fromma początków patriarchalnych stosunków społecznych, na podstawie których zbudowana jest współczesna cywilizacja, a więc społeczeństwo agresywne oraz destrukcyjne, należy poszukiwać w starożytnej Babilonii. Fromm powołuje się w tej kwestii na mit o Marduku. 

     

    Społeczeństwo cieszące się życiem nie jest zatem faktem społecznym, gdyż nie występuje w rzeczywistości i nie ma dowodów, aby kiedykolwiek występowało. Znając poglądy Fromma uważam, że to społeczeństwo ma być przejawem kultury matriarchatu, która jego zdaniem miała akcentować więzi krwi, przywiązanie do natury i jej bierną akceptację. W takiej kulturze wszyscy są równi, ponieważ wszyscy są dziećmi Matki-Natury, czyli krótko mówiąc: sama miłość i radość.

     

    Na pierwszy rzut oka społeczeństwo cieszące się życiem może wygląda nawet przyzwoicie, ale to nic innego jak ukryta ideologia skrajnego feminizmu, z którym mamy do czynienia na co dzień. Dzieci są traktowane z miłością, ale ponieważ wszyscy są równi, więc nieważne kto spłodził, ważne kto wychowuje. A wychowuje cały kolektyw, cała społeczność. Społeczeństwo ma obowiązek wychowywać w większości nie swoje dzieci. Ta taka feministyczna wersja platońskiego modelu wychowywania dzieci. Kobiety oczywiście nie są napiętnowane ani poniżane z tego, czy jakiegokolwiek innego poglądu, innymi słowy zerowa odpowiedzialność, same przywileje. Skąd my to znamy? Istnieje wysoki poziom współpracy, aby całe społeczeństwo podołało wyżej wymienionym celom samic. Nie może więc dziwić brak stanów depresyjnych, a ściślej rzecz ujmując bólów głowy u samic, bo mogą przecież dowolnie i bez żadnych konsekwencji skakać z gałęzi na gałąź. Seks nie jest tutaj traktowany jako największa przyjemność, bo i tak mają do niego dostęp wyłącznie samce alfa, a beta są zajęci zapierda... tzn. wysokim poziomem współpracy.

    • Like 2
  14. Jestem ciekawa, jak to jest z tymi osobami, do ktorych byli partnerzy jednak sie nie odezwali. 

    - Popełniłam błąd i szukam wsparcia.

     

    Moj 3-letni zwiazek zakonczyl sie 1,5 roku temu. Od tego czasu moj byly ani razu nie spytal sie chociaz co u mnie slychac. To ja wychodzilam zawsze z inicjatywa.

    - Jestem zaborcza, ponad 3 lata urabiałam chłopa, ale mi zwiał i co gorsza, ułożył sobie życie z inną, co mnie boli podwójnie. Tyle wysiłku na marne.  

     

    Jezeli widzielismy sie przypadkowo (np. podczas spotkan z naszymi wspolnymi znajomymi) nie powiedzial mi nawet "czesc". Dziecinada!!!

    - Nie robi tego, czego od niego oczekuję, nie jest prawdziwym mężczyzną!!! 

     

    Nie wiem dlaczego tak sie zachowuje. On jest od ponad roku w szczesliwym zwiazku, wiec nie ma tutaj mowy o jakis uczuciach do mnie.

    Tyle wysiłku zainwestowałam w urabianie, należy mi się coś z jego zasobów jako rekompensata. 

     

    Moze to "meska duma" mu nie pozwala utrzymywac ze mna kontaktow? Meczy mnie ta sytuacja, bo nie potrafie sobie tego wytlumaczyc. I moze wlasnie z tego powodu nie potrafie zamknac "naszego rozdzialu".

    Gdzie popełniłam błąd, że nie dał się urobić?

     

    Szczerze powiem, ze brakuje mi go, ale jako czlowieka, a nie partnera. Dlaczego mezczyzni tak sie zachowuja? Co o tym myslicie?

    Nie brakuje mi go, ale jego zasobów. Boli podwójnie, że inna korzysta z moich zasobów, bo przecież należy mi się rekompensata za te 3 lata!!!

     

    1. Dzieje się tak, bo loszka przez 3 lata urabiała misia i wszystko szło po jej myśli, ale "jej" związek "zakończył się". Pewnie przesadziła we wchodzeniu na głowę misiowi, który zwiał. Skoro loszka jest roszczeniowa po 1,5 roku od zakończenia związku, to aż strach pomyśleć, jaka była w trakcie "jej" związku.

     

    2. Ponieważ loszka straciła grunt pod nogami (zasoby) dąży do tego, aby zrekompensować sobie 3 lata związku. Żal jej "czasu", jaki poświęciła na "urabianie" misia, który zwiał. Ona miała przecież "swój" związek i "swój" plan na życie, a on się okazał taki "dziecinny". 

    • Like 3
  15. @Gromisek Rozumiem, że istoty różnie się rozwijają, ale po prostu mam wątpliwości co do duchowości kobiet, a ściślej rzecz ujmując zdolności kobiet do rozwoju duchowego. Jeśli chodzi o to, że wszystko jest po coś, to właśnie duchowość rozumiem jako poszukiwanie sensu życia. Jest to jednak bardziej ogólna definicja niż ta, która zakłada chociażby reinkarnację. To, że mam wątpliwości nie oznacza, że deprecjonuję kobiety jako istoty (dusze), ale że pobudzają one ciekawość badania. Gdybym przecież był pewny co do swej wyższości, to pewność ta wykluczałaby chęć badania z powodu strachu, że wyjdzie coś innego, niż założyłem. Pewności oczywiście nie mam, dlatego też napisałem w pierwszym poście, że podążam swoją drogą, ale to nie znaczy, że nie jestem świadom tego, aby kiedyś z niej zawrócić. 

     

    Ponieważ nie świat materialny ma doskonalić ludzi, ale ludzie mają doskonalić świat, więc najpierw musimy się sami wewnętrznie udoskonalić. Przedstawiłem więc powyżej argumenty, na podstawie których uważam, że kobiety nie interesuje rozwój duchowy. Mogę się mylić, ale oberwało się mnie, a nie moim argumentom. Może naszą rolą jest właśnie pomagać kobietom wychodzić z niewolnictwa świata i materii? Może nie powinniśmy biernie przyglądać się temu, jak kobiety pogrążają się w świecie materialnym?     
     

  16. @Gromisek jeśli chodzi o szukanie emocji z kobietą lub u kobiety, to generalnie sprowadza się to do haju zakochania, a ten można porównać do nieustannego szczęścia, jak po prochach, o którym napisałeś wyżej. Jednak czy jeśli będziemy ciągle w takim stanie, to nie będzie nam trudno go utracić? Jeżeli zaś nasze życie będzie pełne cierpienia, do czego często zmierzają osoby deklarujące, że są wierzącymi katolikami, to będzie ono nie do zniesienia. Dlatego rozsądnym wydaje się ten, kto najmniej pragnie, gdyż tak naprawdę człowiek mało potrzebuje ze świata materialnego do szczęścia. Jak to się mówi, mieć mało potrzeb materialnych to prawdziwe bogactwo. Wynika to z tego, że potrzeby materialne z definicji są ograniczone, ale już te wynikające z wyobraźni, czyli po prostu marzenia, są już nieograniczone. Ludzie kierujący się marzeniami pragną tego, czego nie posiadają, więc z definicji nie mogą być szczęśliwi, gdyż ich działania motywowane są nieograniczoną wyobraźnią, wynikającą z emocji, nad którymi nie panują. Właśnie w takim kierunku zmierzał stoicyzm czy myśl Dalekiego Wschodu (w wielkim uogólnieniu). W każdym razie po naszej śmierci pozostaje dusza (niezależnie czy wierzymy w reinkarnację, czy jesteśmy katolikami), więc jeśli ktoś nadmiernie przywiązywał się do rzeczy materialnych, będzie cierpiał (jako dusza).

     

    Obecnie uważam, że kobiecy materializm opiera się właśnie na tych założeniach i przejawia się to tym, że stale ubiegają się za czymś lepszym, a tym samym tracą z pola widzenia to, co było dobre. Przykład to skakanie z gałęzi na gałąź i wieczne niezadowolenie. Nawet kiedy zachodzą w ciążę, to pragną, aby dziecko było piękne, a nie mądre. To według mnie najdobitniej pokazuje, że z duchowością im nie po drodze. Ponadto kobiety mają tendencję do masochizmu, a przecież ktoś, kto samemu sobie nic dobrego nie czyni, ten zapewne i drugiemu nie uczyni, dlatego też kobiety tak często są bezwzględne i nie szanują tego, co było dobre w związku.       

    • Like 1
  17. Czyli zbyt wiele oczekiwałem nie tylko od kobiet, ale ogólnie rzecz biorąc ogółu? To ma sens niezależnie od wiary w reinkarnację.

     

    Co do stoicyzmu, to nie miałem na myśli hamowania emocji, ale panowania nad nimi. Faktycznie stoicyzm w potocznym rozumieniu odbierany jest jako pozbywanie się emocji, ale jeśli bliżej przyjrzymy się tej filozofii raczej chodzi o pracę nad sobą samym, a tym samym i emocjami. Natomiast z mojego doświadczenia wynika, że kobiety nie pracują nad emocjami, ale starają się zdobywać umiejętności ich wzmacniania, jak zresztą zauważyłeś @Gromisek. Z drugiej jednak strony z powodu swej "kobiecej natury" sprawiają wrażenie bardziej mistycznych, co też wydaje się, że mnie zmyliło. Dodając do tego, że wręcz same do mnie lgną, to całkiem możliwe, że po prostu były "kameleonem" i liczyły na zasoby z mojej strony. Może wyczuwały u mnie humanitaryzm, a więc chciały się przypodobać i mieć beta orbitera?   

     

     

  18. Być może widzę to trochę z perspektywy lat, jako osoba, która mniej więcej od 9. roku życia miała kontakt z komputerem. Trudno mi sobie wyobrazić, że student informatyki nie potrafi napisać samodzielnie "Hello world", ja jako nastolatek to potrafiłem w Pascalu zrobić. Dla mnie programista to nie tylko klepacz kodu, ale również osoba, która wie, jak działa komputer, bo dzięki temu może pisać lepsze aplikacje. Jednak z drugiej strony wiele się zmieniło w programowaniu od czasu, kiedy szczególnie interesowałem się komputerami. Te umiejętności, o których piszecie, nie są dla mnie po prostu umiejętnościami programisty. To trochę jak z naprawianiem aut. Dawniej podstawowe naprawy potrafił każdy średnio ogarnięty mężczyzna zrobić, a obecnie z wymianą żarówki jedzie się na serwis. Czy ktoś jakieś 20 lat temu nazwałby mechanikiem osobę, która samodzielnie wymieniła koła? Z tego, co piszecie, to wiem więcej niż większość studentów i absolwentów informatyki, bo o ile jestem kiepski z teorii programowania, o tyle wychodząc od tego, jak "działa" komputer (rola procesora i czym jest bit), potrafię sobie wyobrazić "działanie" kodu. Niedawno bawiłem się w C#, korzystając z darmowego Visual Expressa i jest to programowanie idiotoodporne, wszystko gotowe i wystarczy klikać w WinForms. 

  19. Ciekawe spostrzeżenie @Gromisek Tylko czy rozwój duchowy może być nastawiony na emocje? Wydaje się, że jest wręcz przeciwnie, rozwój duchowy ukierunkowany jest na panowanie nad emocjami. Dla starożytnych filozofów ideałem mędrca było panowanie nad emocjami (stoicyzm), podobnie rzecz się miała na Dalekim Wschodzie. Nawet chrześcijaństwo przejęło tę koncepcję.   

     

  20. @SnqGrqDs1A na poprzedniej stronie podałem link do artykułu, z którego wynika, że w USA maleje zapotrzebowanie na programistów. Nie twierdzę, że programiści staną się zbędni, ale tak już jest z postępem technologicznym: większości coś wydaje się niemożliwe, a po jakimś czasie staje się to faktem. O nowych technologiach jako konsumenci tak naprawdę dowiadujemy się ostatni. Firmy pilnie strzegą swoich nowych technologii. To, co dzisiaj jest nowością na rynku, było opracowane już wiele lat temu. Ponadto dlaczego obecnie tak bardzo propaguje się studia informatyczne? Dlaczego nie robiono tego np. 10 lat temu? Podobnie było z prawem czy zarządzaniem. 

  21. W towarzystwie zazwyczaj jestem frywolny, więc często znajduję się w centrum uwagi i nie mam problemu z nawiązywaniem nowych kontaktów. Jednak pod tym płaszczykiem frywolności kryje się to, że lubię poznawać nowych ludzi i nawiązywać z nimi kontakty, jeśli to prowadzi do wymiany myśli czy poglądów – im bardziej oryginalne i szokujące, tym lepiej. Nie interesują mnie powierzchowne relacje, więc ze swojej strony staram się  być wtedy szczery, często aż do bólu, a przede wszystkim otwarty na drugą stronę. Można powiedzieć, że jestem uduchowiony i cechuje mnie humanitaryzm.

     

    Mogłoby się zatem wydawać, że kobiety będą mną gardzić, ale jest wręcz przeciwnie. Najprawdopodobniej dlatego, że mimo to mam silny charakter i ambicje, na dodatek jestem urodzonym optymistą i wierzę, że prędzej czy później moje plany zostaną uwieńczone sukcesem. Cechuje mnie również spokój ducha, bo uznaję zasadę, że warto kroczyć własną ścieżką, niż bezrefleksyjnie już utartą; nawet jeśli by się okazało, że jest błędna i trzeba będzie kiedyś z niej zawrócić.  

     

    Ale do rzeczy. To konfesjonał, a mój post wygląda, jakbym się chwalił. W tym miejscu chciałbym zatem wyznać swój grzech polegający na tym, że nawiązywałem relacje z kobietami licząc na to, że są istotami uduchowionymi. Zacząłem od opisu mojego charakteru, ponieważ z łatwością nawiązywałem kontakt z kobietami i tym samym zaniedbywałem relacje z mężczyznami, więc brak mi było obiektywnej oceny sytuacji. Liczyłem, że kobiety mogą być nie tylko kochankami, ale również partnerkami do rozwoju duchowego. Innymi słowy wierzyłem w przyjaźń damsko – męską. Wydaje się, że się myliłem i straciłem niemal 10 lat, aby dojść do tego wniosku.

     

    Szkoda miejsca na serwerach forum na opisywanie moich doświadczeń, dlatego ograniczę się jedynie do luźnych przemyśleń. Na podstawie moich doświadczeń obecnie dochodzę do wniosku, że kobiety pociąga intelektualizm, ale rozumieją go inaczej, dla nich intelektualizm jest nierozerwalnie związany z pragmatyzmem. Tylko to, co użyteczne uznają za wiedzę. Prosty przykład – wiara rzymskokatolicka. Kobiety częściej niż mężczyźni deklarują, że są osobami wierzącymi i wydaje się, że faktycznie tak jest, ale o ile kobiety częściej praktykują wiarę (codzienna modlitwa, uczestnictwo w mszach itd.), o tyle rzadziej oddają się głębszej refleksji nad teologią (studia, kontemplacja). Kobiety w praktykowaniu religii widzą coś użytecznego, np. liczą, że dzięki modlitwie zajdą w ciążę, której pragną (emocje). Podobnie rzecz ma się z wiedzą. Kobietę nie będzie interesowała głęboka refleksja nad tym, dlaczego nie zachodzi w ciążę (prawda w sensie religijnym), ale to, jak zajść w ciążę (emocje). Kobietę nie będzie interesowała prawda, o ile nie będzie dla niej użyteczna. To może wyjaśniać, dlaczego tak wiele kobiet decyduje się na studia psychologiczne, a nie np. filozoficznie. Chcą zdobyć wiedzę, która będzie dla nich użyteczna, a nie dążyć do poznania prawdy.

     

    Kiedyś wydawało mi się inaczej, ale z mojego doświadczenia również wynika, że kobiety nie interesuje rozwój duchowy. Najprawdopodobniej to błędne przekonanie wynikało z tego, że wówczas miałem bardzo niski poziom świadomości swej duchowości. Dlatego też w tej kwestii kobiety sprawiały wrażenie uduchowionych z natury, jako istoty bardziej tajemnicze, wręcz mistyczne, od których mogę się czegoś nauczyć. 

    • Like 1
×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Umieściliśmy na Twoim urządzeniu pliki cookie, aby pomóc Ci usprawnić przeglądanie strony. Możesz dostosować ustawienia plików cookie, w przeciwnym wypadku zakładamy, że wyrażasz na to zgodę.