Skocz do zawartości

Tajski Wojownik

Starszy Użytkownik
  • Postów

    478
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

  • Donations

    0.00 PLN 

Treść opublikowana przez Tajski Wojownik

  1. Głupota, jak diabli. Mówię, bo tu mieszkam. Laski zrobiły się dziwne i już powoli zachowują się jak Polki. Gadałem z Tajkami, Filipinkami i Japonkami i mindset powoli zmienia się w entitled woman. Niektóre mi wprost powiedziały, że mają sporo obcokrajowców, którzy do nich piszą, więc muszą ich posprawdzać i dopiero potem podejmą decyzję. Co innego jest jak przylecisz tutaj na dwa tygodnie, do Phuket (Sand Box) czy nawet do BKK i masz totalną wyjebkę to wtedy laski zabiera się do hotelu i jest łatwy sex. Bo one wiedzą, że ty jesteś tutaj przyjazdem. Nawet przed przylotem musisz podać w dokumencie na ile przylatujesz i gdzie będziesz mieszkasz (w większości przypadków hotel, bo jesteś turystą). Taki wynajmujacy nie da mieszkania komuś, kto przyleciał na dwa tygodnie, miesiąc. Mnie zawsze pytali o "Work Permit", a ten dokument musisz mieć, kiedy pracujesz już gdzieś i tu mieszkasz. Jak zabierzesz laskę do domu, to ona już wie, czy jesteś turystą, czy expatem. I zachowuje się zupełnie inaczej, kiedy widzi, gdzie ją zabierasz. Hotel - łatwy seks, bo mi kumpel mówił - łatwy i szybki seks. Wpadała do momentu aż on wyleciał. Gość wysoki z USA. Mieszkanie - mój kumpel ze szkoły (mieszkaniec RPA) - laska już nie była taka łatwa, wypiła to wtedy ją gość wziął do siebie. Z tego co mi mówił to mieli super seks, potem ona go rzuciła, bo się nim znudziła i znalazła sobie innego. Koleś miał chyba z 20-30 lasek i każda go rzucała pomimo hajsu i dobrego seksu. Po prostu im się nudził i dookoła zawsze był jakiś lepszy kozak. A dlaczego go rzucały, bo gość podobnie jak ja chciał mieć trochę świętego spokoju. Nie był gotowy na związek. No i one też się nudziły za szybko, bo brak odpowiedniej ilość atencji. Czasem było tak, że po prostu gość sam z nich rezygnował, bo widział ile pieniędzy musiał wydawać, a potem przychodzić do mnie po pożyczkę. Azjatki mają to do siebie, że one myślą, że my biali to jesteśmy najbogatsi na świecie.
  2. Heh chyba za bardzo polubiłem samotność, której mi brakowało. Jeszcze jak mój wątek z Tajką był aktywny, to wielu braci zauważyło i mi powiedziało, że jestem uzależniony od obecności kobiety i że nie mogę przetrwać samemu nawet dnia czy tygodnia. Teraz jest na odwrót, wszystko jest, ubiór, hajs, zadbane wyrzeźbione ciało, ale chyba nie dopuszczam do siebie nikogo na bliżej, ponieważ za bardzo polubiłem swoją przestrzeń. Czy to dziwne? Nie powiem, atencja jest od lasek, ale one chyba podświadowie wyczuwają, że ja mam jakiś problem z przełamaniem bariery, bo one często dążą do czegoś więcej. Ja natomiast potrzebuję spokój, mam swoje cele i nigdy nie stawiam lasek wyżej. Nie lubię jak piszą do mnie codziennie, bo to mnie męczy. Skutkiem czego, po dniu dwóch przerwy przestają odpisywać i tak kończy się znajomość. Nie robię też żadnych ONS czy FWB, bo nawet nie wiem jak to robić. Tutaj przydałby mi się jakiś guru. Takie laski to fajnie na ONS, ale do związku to ciężko naprawdę. PS: Nie, nie miały siusiaków. Miały za to totalnie zryty beret, bo gadałem z innymi Tajkami to mi powiedziały, że nie miałem po prostu szczęścia do dziewczyn i wybrałem naprawdę wielkie dno. Laski, które poznałem mówiły po angielsku ładnie i płynnie, więc to był inny level konwersacji i przekonań.
  3. Ja jak czytam wypowiedzi co niektórych to naprawdę opada mi szczęka: bujne doświadczenia z laskami, w klubach, na chacie, sauny itp. W porównaniu do mnie to można by powiedzieć, że mając 29 lat prze**bałem całe swoje życie, ponieważ nie mam żadnych ciekawych historii z laskami i nie mam się czym pochwalić (może jedna się znajdzie). I to nie jest tak, że to na własne życzenie, a życie wybrało tak a nie inaczej. Całe życie pod górkę, walka o przetrwanie i brak czasu na laski. Imprezy można policzyć na dłoni, tylko self-development. Heh dziewczyny? Ledwo dwie tajki i to toksyczne. No, ale tyle dobrego, że dzięki braku takich doświadczeń jestem teraz w miejscu swoich marzeń, mam pracę, którą kocham, uprawiam hobby (karate), które aż mam ciary podekscytowania, kiedy idę na trening. Zarabiam lepszy hajs, dużo już zaoszczędziłem, może za rok, dwa kupię mieszkanie/dom. Przestałem simpować, stawiam siebie na piedestale i lubię swoje towarzystwo. Nie potrzeba mi innych do szczęścia. Pewność siebie mam, dobry ubiór, biała skóra w Tajlandii, potrafię gadać z laskami, flirtować ale one mnie nie chcą. Hajs ani biała skóra nie pomaga, nie wiem gdzie popełniam błąd. No ale cóż, niektórzy nie mają tyle szczęścia jak np. @Wolverine1993
  4. U mnie już dziewiąty dzień No Fapu i są widoczne bardzo ogromne zmiany. Jak wcześniej był problem z erekcją to teraz wystarczy zwykły dotyk kobiety i już kapitan jest na baczności (wczoraj byłem z jedną na filmie, to mnie miziała po ramieniu i powstała silna erekcja, która rzadko się pojawiała przy regularnej masturbacji). Mam problem z ED, ale widzę, że odkąd do gry wszedł NoFap + więcej jedzenia (bo mało jadłem) + suplementacja (tutaj muszę popracować bardziej, bo czasem jestem leniwy) to już po tygodniu widać postępy, których nie widziałem całe życie. Pojawiły się natomiast blue balls i jest nieprzyjemnie w kroku, zwłaszcza, kiedy muszę pojechać gdzieś na skuterze. Trzeba szerzej rozstawić nogi. Gdy nachodzą mnie "urges" to robię sobie rozciąganie lub idę biegać, choć nie rzucam się na głęboką wodę, ponieważ zauważyłem, że po aktywności fizycznej mam jeszcze większą ochotę niż przed. Staram się optymalizować treningi, by nie pobudzić bardziej swoich "urges". Bardzo pomaga mi też aplikacja na Iphone: X Progress. Odlicza ona czas jaki osiągnąłem na Nofapie. Na początku ustaliłem sobie 5 dni, więc mi odliczało z 0% - 100%. Teraz poziom drugi (tydzień czasu na NoFapie) odlicza od 100% do zera. Zostało mi teraz 42.85% by osiągnąć 12 dni na NoFapie. Nie wiem jak innym, ale ta apka jest jak fasting, pozwala przeprogramować umysł, by dążyć do celu i gdy jest się blisko upadku pozwala wrócić na odpowiedni tor (umysł mi podpowiada: nie po to tyle przetrwałeś, by złamać się dla chwili wytchnienia). Naprawdę polecam. PS: W następnym tygodniu zapisuję się do seksuologa, by naprawić swoje ED. Będę dalej ćwiczył swój NoFap i moim celem jest wyleczenie ED w następnym roku, bym mógł wreszcie spokojnie i po ludzku uprawiać seks, a nie się wciąż tego bać. Życzę powodzenia wszystkim tym, którzy podjęli się NoFap. Ma ktoś jakieś rady na BlueBalls?
  5. Hej Mam dylemat na czym się skupić i w który język zainwestować więcej pieniędzy: 1) Tajski 2) Japoński Tajski - zainwestowałem w naukę tego języka już prawie 2300 złotych, uczę się prawie 6 miesięcy i zrobiłem progres, ale mam z tym językiem naprawdę wielki problem. Jest to język tonalny i denerwuje mnie to, że jestem praktycznie cały czas poprawiany lub ciężko mi innych zrozumieć. Przez 6 miesięcy nauczyłem się czytać, mówić, ale słuchanie odpada, ponieważ mam problem z tonami. Dla przykładu od 18 sekundy: Cokolwiek ludzie do mnie mówią to nie potrafię ich zrozumieć. Próbuję zagadywać na siłę, słuchać nagrań w wolnym czasie i nic. Jedynie co to rozumiem swojego nauczyciela. On mi wyjaśnił, że ludzie mają inny akcent, nie jestem przyzwyczajony. Wziąłem więc drugiego nauczyciela (pierwszy z południa, drugi z północy-bo inny akcent) i jego też rozumiałem. Uczyłem się z nimi w sumie po 5h/tydzień. Obaj mówili szybko po tajsku z pełną gramatyką, nieznanym mi słownictwem i suma sumarum rozumiałem ich. Potem jak wyszedłem na ulicę i chciałem coś spróbować, bo się osłuchałem tajskiego z nauczycielami po prawie 6 miesiącach (żyję tu ponad 4 lata, więc myślałem, że jakiś progress będzie) to nic. Null. Zero. Nic a nic nie wiem co ludzie do mnie mówią. Zrozumiem dopiero jak będą mówić sylabami do mnie, tak wolno, że masakra i wtedy pojmę może z 20-30%. Okazuje się, że każdy ma inny akcent, moduluje głos i zmienia tempo i żebym go zrozumiał to muszę z taką osobą posiedzieć dłużej, by przyzwyczaić się do tonu, modulacji oraz tempa rozmówcy. Nie podoba mi się to w ogóle i jestem zdemotywowany do nauki tego języka. A dlaczego się go uczę? Mieszkam tutaj 4 lata i chciałem co nieco wiedzieć, by w razie kryzysu, choroby czy sprawy urzędowej coś wyjaśnić. Japoński - Od zawsze miałem pasję do tego języka. Właściwie moim marzeniem jest życie w Japonii, ponieważ trenują karate i tam też chcę się w tej dziedzinie bardziej doedukować. W przeszłości sam nauczyłem się czytać i pisać po Japońsku. Nie był to dla mnie problem: 2 tygodnie tylko. Japoński jest też bardzo podobny do Polskiego, jeśli chodzi o czytanie. Pisanie to kwestia wprawy. Gramatyka jest banalna dla mnie i ogólnie nauka tego języka przychodzi mi bardzo łatwo... za łatwo. W miesiąc nauczyłem się poziomu A1+ i rozumiałem Japończyków mówiących w telewizji. W wolnym czasie słucham dużo japońskiej muzyki, oglądam anime od czasu do czasu, więc jestem w stałym kontakcie z tym językiem. Poza tym Japoński ma w sobie to coś co sprawia, że czuję się magicznie. Gdy widzę Japończyków rozmawiających ze sobą to po prostu mam ogromną werwę do nauki. Japonki z kolei to mój idealny typ kobiety i jak widzę je mówiące to aż się rozpływam, mam ciarki na plecach. Sam nie wiem jakbym się zachował, gdybym taką spotkał face to face. Mam po prostu fioła na ich punkcie. Dlaczego chcę się nauczyć porządnie nauczyć tego języka? Wiąże z nim przyszłość: - Chcę zamieszkać w Japonii na stałe (moje marzenie) - Trenować karate - Poznać jakąś miłą, skromną Japonkę hehe *** No i jestem w kropce. Włożyłem już sporo kasy i czasu w Tajski, co nie powiem opłaciło się: coś tam umiem, ale nie czuję pasji do tego języka. Pomyślałem sobie, że nauczę się go, by dostać jakąś part-time job i zarobić oraz odłożyć kasę na spełnienie mojego głównego celu w życiu, jakim jest Japonia. Kwestia tego, że nauka Tajskiego jest bardzo ciężka, niekiedy powoduje u mnie nerwicę, kiedy idziesz do ludzi i nikogo nie rozumiesz, a kasa wydana. Mam też bardzo kontakt z nauczycielem. On wierzy we mnie, że mi się uda, ja jednakże powoli tracę nadzieję. Zaczynam już niechętnie rezerwować kolejne zajęcia. Japoński to inna sprawa, bo tutaj czuć pasję, jednakże nie wiem jak długo Covid pobędzie na świecie. Musżę też dużo kasy odłożyć, ponieważ życie tam nie jest tanie. W Japonii ciężko też o pracę dla Non-Native speaker, szkoły wolą Native-Speakerów. To już jest poważny problem, który może zadecydować o moim prawie do zamieszkania w tym kraju. Nie wiem co robić? Mam kasę i czas. Są też i chęci, ale nie wiem na co się zdecydować: Tajski czy Japoński? Co radzicie panowie?
  6. Australijskie restrykcje zaczynają pojawiać się również w Tajlandii. Przykład z mojej szkoły. Na 14 nauczycieli tylko jedna kobieta z Kenii się nie zaszczepiła (ponieważ dołączyła do nas niedawno). Jednakże pojawiły się pogłoski, że musi się jak najszybciej zaszczepić, ponieważ szef jak i również rodzice nie będą zadowoleni. A każdy u nas wie czym to się skończy, jeśli to niezadowolenie nie zniknie. To nie Europa czy USA, tylko Azja i tutaj ludzie nie ryzykują gniewem rodziców, którzy płacą grube pieniądze za edukację dzieci. Kolejny przykład: Zostałem zaproszony na mecz, gdzie grałem ja, moi koledzy ze szkoły, szef i inni nauczyciele z innych szkół. Rozmawiam z szefem i ten mnie pyta, jaką wziąłem szczepionkę. Było może raptem z minutę rozmowy i nagle taki temat. Zszokowało mnie to, ponieważ nie widzieliśmy się ponad pół roku (gdzie zazwyczaj w szkole fajnie się nam rozmawiało) i on zamiast zapytać co tam słychać itd. to wali temat o szczepionce. Powiedziałem mu, że Sinopharm 2 razy to pokręcił głową z niezadowoleniem i oznajmił wprost, że ta szczepionka nie jest nic warta i że chińskie specyfiki z nieaktywnym wirusem nie mają porówania do P*izera, którego on wziął. Matko, jaki on był dumny z tego, kiedy to powiedział. P*izer w jego oczach to nadrzędna, uniwersalna szczepionka, którą każdy powinien wziąć. Zapewni 100% ochrony, nikt nie umrze itp. Na końcu dodał, że muszę wstrzyknąć sobie 3 dawkę jak najszybciej (zgadnijcie czym), bo potrzebuję boostera przy tych moich szczepionkach. I to jest jedyne rozwiązanie. A ja..... w myślach: "spokojnie Daniel, dobieraj słowa ostrożnie, bo to twój szef. Widzisz jaki jest, nie można się z takim człowiekiem spierać, bo cię odprawi do Polski w 24h,". Widać było zdecydowanie, że gość nie ogarnia co się dzieje na świecie, jakie są NOPY, zagrożenia itp. Tylko P*izer P*izer P*izer. Brało mnie na wymioty jak widziałem jak się wywyższa. Tydzień potem, na oficjalnej grupie nauczycieli (Line-coś jak what's app) wysłana została fotka z dokładnymi szczegółami, kto i kiedy przyjął jaką szczepionkę (heh pomyślałem sobie wtedy o RODO, no ale tutaj Tajlandia - coś takiego nie istnieje). Wtedy zobaczyłem tą babkę z Kenii, że nic nie wzięła, a ci, którzy nie dostali drugiej dawki zostali wręcz "przymuszeni" do podania daty następnej inokulacji. O tym się tutaj nie mówi, ale każdy wie czym się kończy nie wzięcie szczepionki. Babka z Kenii ma może z 2-4 tygodni. Ja siadam obok i wymiękam.
  7. Hehe właśnie zacząłem oglądać. Odpaliłem 5 minut i już gość w pierwszym odcinku oświadcza się lasce grubo
  8. Ja całkowicie rozumiem tą panią. Sam nie chodzę na siłkę, bo u mnie pełno panów z kuśkami za mną latało jak mnie zobaczyło. Raz, kiedyś wyciskałem sztangę leżąc to stanął taki jeden nade mną (pod pretekstem asekuracji) tak blisko, że gość o mało co oczy mi nie wybił wiecie czym. Spierdoliłem raz i tyle mnie widzieli.
  9. Ja też dodam od siebie historię mojego przyjaciela, z którym się znamy około 20 lat, praktycznie od małego. Dużo razem przeszliśmy, znamy się jak łyse konie, jednakże wszystko się posypało po tym jak się ożenił. Z tego co mi opowiadał to pracował ostro kilka lat i zaoszczędził dużo kasy. Potem nagle poznał jakąś laskę, którą zresztą sam miałem przyjemność poznać, kiedy byłem jeszcze w Polsce. Dziewczyna nie urodziwa, trochę tuszy, nie ćwicząca, nie zarabiająca ani grosza, po zawodówce. Jak się okazało, przyjaciel był nieco zdesperowany (bo już dobijał 30-tkę i nigdy nie miał dziewczyny + presja otoczenia i rodziny) i wszedł z nią w związek. Dziewczyna mieszkała z nim na wynajętym mieszkaniu, gdzie on za wszystko płacił. Po dwóch latach wzięli ślub za który on zapłacił i cały zaoszczędzony hajs, o którym mi mówił poszedł na wesele i podróż do Francji. Nie wspomniał ani razu o tym, by jego dziewczyna cokolwiek zrobiła czy dołożyła się do kosztów. Ona jednak lubi mówić "nasze" itd. Na fejsie zdjęcia love story. Rok po ślubie pojawiło się dziecko i wówczas ów przyjaciel zupełnie postradał zmysły i zmienił się nie do poznania. Otóż co się stało. Jego żona zaczęła go buntować przeciwko mnie, ponieważ raz udało jej się podsłuchać naszą rozmowę o tym jak wiedzie mi się w Tajlandii i kogo poznaje. Chłopina nie ma czasu na nic: większość czasu zajmuje się dzieckiem po pracy. Skołował auto na kredyt. Mieszkanie jakoś dostali od spółdzielni. Bierze nadgodziny, by zarobić więcej. Przytył o prawie 30-40kg, bo myszka lubi zjeść. Codziennie pije, by zagłuszyć smutki i problemy. Kiedy przed narodzinami dziecka pytałem o pracę jego małżonki to nie chciał o tym rozmawiać, a teraz kiedy jest dziecko to ona siedzi w domu i się nim jakoś zajmuje, albo... (i tu jest najciekawszy clue) wychodzi sobie z koleżankami gdzieś wieczorem i nie mówi mu, gdzie idzie. On tylko dostaje info, że ona wychodzi z koleżankami się zrelaksować. Pytałem go więc, gdzie ona idzie, ale przyjaciel twierdzi, że pewnie do domu jednej z koleżanek i tam sobie siedzą. Szlag mnie trafił i próbowałem go cisnąć, ale jak wiecie, on w 100% ufa swojej myszce i o nic ją nie podejrzewa. O dziwo, on niestety nie może wyjść z kolegami na piwo, a ze mną może się spotkać raz na ruski rok. Czysty obłęd. Pewnego dnia, jednakże, kiedy graliśmy w pewną grę online byliśmy na kanale discord. Wówczas jego żona była na "wypadzie" gdzieś wieczorem (około 22-23) i nagle zadzwoniła. Słyszę jak go wyzywa i mu lży: "Gdzie kur*a jesteś?, Od czego mamy ten samochód i co robisz? Znowu gadasz z Danielem, tym singlem? Ile mam na ciebie czekać?". Chłopina tłumaczy na spokojnie, pokornie, że za niedługo przyjedzie, że teraz chwilowo zajęty. Ona jednak w ryk i przyjaciel schodzi z discorda i mówi, że za niedługo wróci. Ja się wkurwiam, bo nie wierzę w to co słyszę. Po chwili przyjaciel wraca i krzyczy, że ma popierdo**oną żonę, że to jakiś cyrk, że wychodzi sobie z przyjaciółkami na wieczór, a on musi nakarmić i utulić dziecko (co zajmuje pełną godzinę) i nawet z przyjacielem nie ma czasu pogadać, bo nagle "księżniczka" chce wracać i cały plan w pizdu mać. Tak, tak. Nazwał ją księżniczką, więc już wiedziałem co się święci. Teraz nasz kontakt się ochłodził. Rzadko piszemy czy dzwonimy, żona mu inflirtuje telefon i sprawdza o czym rozmawiamy. Niedługo potem sam mnie poinformował, bym czasem czegoś nieodpowiedniego mu nie wysyłał, bo się jego myszka wkurzy. Szkoda chłopa, chciał związek i dziecko i wpierdzielił się w bagno.
  10. @Obliteraror Dziękuję bardzo za ten wpis, ponieważ odzwierciedlał on moją postawę, kiedy sam byłem z myszką. W wielu sytuacjach ów facet wchodzi w związek i pozostaje w nim pomimo tak wielu czerwonych flag z powodu obawy o życie w samotności i brak celów/perspektyw na lepsze jutro. Ja funkcjonowałem podobnie jak panowie z ww. historii: strach przed podjęciem decyzji, brak stawiania się myszce oraz brak szacunku do własnego siebie, który odbijał się na moim zdrowiu oraz opinii publicznej, ponieważ ludzie z karate inaczej na mnie patrzyli. Jednakże tym się różniłem od tych mężczyzn, że chciałem znaleźć rozwiązanie swoich problemów, a to wymagało wyjścia ze strefy komfortu. Tej odwagi niestety niektórym brakuje, ponieważ narażeni będą na nieprzyjemności jak wojna z myszką, straty materialne, brak seksu i spokoju ducha. Wielu da sobie spokój i będzie broniło i trzymało stronę myszki, tym samym się poniżając. Przeszedłem to na własnej skórze, ci, którzy śledzili mój temat doskonale wiedzą ile razy myszka odwaliła, ja nie przeszedłem shit testów i było tylko gorzej. Największym wyzwaniem dla mężczyzn jest moim zdaniem praca nad sobą oraz respektowanie własnej osoby (czyt. asertywność). Wielu dla świętego spokoju uzna, że tak w życiu jest, że myszka jest nerwowa i może mieć zły dzień (co tam, jeśli go wyzywa, bije, poniża). Taki facet wierzy, że po jakimś czasie ona stanie się normalna, jeśli spędzi odpowiednio dużo czasu na jej zmianę (captain save a hoe). Wtedy im człowiek bardziej się stara, tym bardziej granice są przesuwane, więcej jest shit testów, które mężczyzna oblewa. I tu potwierdza się zasada, że komu mniej zależy w związku ten rozdaje karty. Mogę się założyć, że obaj faceci z historii oblali wszystkie shit testy, jakie im owe wybranki podarowały. Ostatecznie kobieta zaczyna nosić spodnie w związku, czego rezultatem są częste rozwody po zakończeniu się haju hormonalengo. No, ale co się dziwić skoro owa kobieta działa wbrew swojej naturze i toleruje kogoś, kto nie reprezentuje postaw o których mówi @RENGERS. Nie trzeba być tym giga chadem, ale mieć podstawy asertywności i szacunku do samego siebie. Pamiętam jak ktoś mi mówił tutaj z forum, że w związku od samego początku trzeba się nawzajem lubić i nawet 33secrets powtarzał, że ważniejsze, żeby cię laska bardziej szanowała aniżeli kochała. Nie dziwcie się więc tym facetom, że tacy są skoro zaakceptowali obecny stan rzeczy i brak im asertywności. To nie jest coś, co każdy posiada. To jest skill, który trzeba nabyć, ale trzeba chcieć zmian, a nie (jak tamten facet) siedzieć na dupie i tłumaczyć @Obliteraror, że ona taka jest po alkoholu. I co gorsza chować się przed nią z papierosem. Przyszedłem tutaj jako totalny beciak i bluepill. Laski mnie jechały i doiły jak chciały, ale nigdy nie potrafiłem zaakceptować faktu, iż druga osoba sprawia, że czuję się niekomfortowo. Tym bardziej nie aprobowałem planów na związanie się z taką osobą na całe życie, dopóki nie sprawię, że w związku będzie wszystko ok. Jeśli brak zmian miałby oznaczać koniec związku to trudno (ostatecznie w imię mojego zdrowia, szacunku do siebie i po radach braci jestem singlem z świetlaną przyszłością). Najgorsze co można zrobić według mnie to siedzieć z kimś, kto jest z nami z braku laku lub jak ktoś nas lekceważy/niszczy psychicznie i nie umie się odwdzięczyć. Stąd też rozumiem te laski, ponieważ każdej marzy się ogier, silny i stanowczy, który będzie miał siłę się jej przeciwstawić, a nie ciepłe latające za nią kluchy. Blue pill jest jak choroba, nieleczona sprawi wiele szkód, o czym sam się przekonałem, bo sam broniłem myszek i racjonalizowałem sobie wiele spraw. To taki wirus, który nas zżera od środka i sprawia ból, ale my go karmimy (poprzez brak odpowiedniej postawy, decyzji, wyborów, szacunku do samego siebie, pozwalanie myszce na wzystko) i pozwalamy się rozrastać. Wszystko w imię spokoju i ulgi. Potem ta choroba przeradza się w rak (małżeństwo/związek z ww "wirusem"), gdzie toksyczne substancje (women/wife damaged goods) sieją zniszczenie (rozwody, zdrady, straty majątków, dzieci). A jak to rak to wiadomo w większości przypadków może to doprowadzić do śmierci (samobójstwo, długi, brak majątku, odebranie dzieci, ciąganie się po sądach, niebieska karta). Może pomóc chemioterapia, ale wtedy kiedy ma się jakiś wewnętrzny opór, przyjaciół, intercyzę czy dobrych prawników i dowody jak nagrania itp. I na koniec: Gdy inni chcą nam dać lekarstwo to uznajemy ich za wrógów Blue Pilla, naszych wartości. Ciężko jest przełknąć tą czerwoną pigułkę i wielu ją połyka (jak ja), kiedy ów "rak" jest w fazie uśmiercania lub kiedy facet jest w fazie chemioterapii. Życie to popieprzona gra. Naczytałem się tutaj tyle historii, że musiałbym chyba na głowę upaść, by popełnić te same błędy co wcześniej z przeszłości. Na szczęście bracia w porę postawili mnie do pionu i wytłumaczyli jakim głupcem byłem. Wyżej napiany tekst jest rezultatem wieloletniej pracy i obserwacji jak i również rady Braci. Także reasumując ci faceci, jak i wielu innych powinno przejrzeć na oczy, ale na to trzeba chęci. @Obliteraror Dziękuje za ten porządny tekst, bo właśnie postawiłeś mi przed oczyma wizję samego siebie, gdybym się w porę wtedy nie obudził i nie zawalczył o swoje życie.
  11. Temat zakończony. Pożegnałem panią i tym samym wracam do swoich obowiązków i celów. Nie warto psuć sobie nerwów w imię świętej groty. Jakieś doświadczenie zdobyłem.
  12. Bardzo interesująca propozycja, tylko czy takie w ogóle istnieją? No normalnie, miała te swoje podpaski tam. No nic, zakończę tą znajomość i pójdę za przykładem @NoHope
  13. Dlatego dobrze zapytać kogoś bardziej doświadczonego ode mnie. Nieraz mi się zapaliła czerwona lampka, jak zaczęła te wywiady oraz pytania o wierność. Ja popełniłem błąd, że w ogóle chciałem próbować coś potrenować. Trzeba było mieć to w dupie. No ja tutaj mam inną akcję, zrobiła tylko ręczną robótkę. I tyle, ale przyssana do mnie jak pijawka. Jebnięta, no. Dlatego napiszę jej, że nic z tego nie będzie, że przemyślałem sprawę i 4-5 października nie będziemy się spotykać. Bo jeszcze kurwa większego bigosu bym narobił.
  14. No niby jej rodzinka za wszystko płaci. Nooo, tutaj mnie trochę wmurowało, jak to wysłała. Tak, widzę, ale po wiedzy z forum, nie jestem typem, który od razu się na to rzuci. W tej sytuacji miałem zupełnie inny cel, o którym zaraz napiszę. Dlatego nie chcę się w to pchać. Tutaj nawet się nie zastanawiałem przez chwilę, bo wiedziałem, że to spotkanie w celach treningowych. Strach przez penetracją. @cst9191 Ogólnie to wygląda tak. Próbuję sobie radzić z ED. To spotkanie miało tylko na celu oswojenie się z lękiem, jakie przynosi mi bliskość z kobietą oraz próby penetracji itd. Myślałem wówczas, że jak pójdę to zejdzie ze mnie ciśnienie i nie będzie paniki. Okazało się jednak inaczej, nawet ręczna robota ciężko schodzi. Moje nastawienie było takie, że idę tylko po to, żeby potrenować, a nie pchać się w związki. Dlatego też oznajmiłem to na początku i tego się trzymałem. Tylko jej się coś w głowie popierdoliło, bo ona myśli, że po pierwszym spotkaniu ja już jej będę wierny po grób. Owszem, jestem zdesperowany. Chcę się pozbyć ED i tego lęku. Coś działać, a nie siedzieć na dupie i ewentualnie terapia z seksuologiem. Bo tu chyba praktykę muszę mieć. Też mi to przyszło do głowy. Panowie, na spokojnie, to miał być tylko cel treningowy, nie wiążę z nią żądnej przyszłości ani planów, nie ma uczuć - nic. Chodzi tylko, by się przemóc i zrobić progres w strefach intymnych. Jak coś źle robię, to możecie mi powiedzieć.
  15. Hej Tydzień temu poznałem dziewczynę na Tinderze, pogadaliśmy z godzinę, dwie, po czym jakoś się gadka urwała. Pamiętam, że fajnie i miło się rozmawiało, studiuje chemię na uniwerku w Milanie, a do Tajlandii wróciła na chwilę, by spędzić czas z rodzicami, jednak z nimi nie mieszka. Mieszka sama w centrum Bangkoku co mnie zdziwiło. Odezwała się znowu dwa dni temu z propozycją spotkania. Ja napomknąłem, że śmiało możemy się spotkać w centrum handlowym i coś zjeść. Przystała na to, ale zaczęło padać solidnie i nic z tego nie wyszło. Jednak zaprosiła mnie do siebie około godziny 19, 2h przed curfew (wtedy wracała do domu). Ja powiedziałem, że za późno, że nie dam rady jednak po 10 minutach wysłała mi fotkę w samej bieliźnie i zapytała: "A teraz"?. No laska ma ładną figurę i pomyślałem sobie, że kurde marnuję taką możliwość, bo ogarnął mnie strach o ED. I to był jedyny powód, dla którego nie chciałem jechać. Jednak przemogłem się, pojechałem bez gumek itd. z nastawieniem, że się po prostu spotkam, że brak seksu (penetracji itd.) Wiem jak to brzmi, ale takie miałem nastawienie. Przyjechałem, trochę wtedy padało i ją spotkałem. Na żywo dupa 1000 razy lepsza niż na zdjęciach (tylko twarz mi się podoba takie 30%). Posiedzieliśmy w mieszkaniu, pogadaliśmy, zrobiła mi wywiad na temat mojej przeszłości, ex itp. To było właściwie nasze pierwsze spotkanie na żywo - u niej w mieszkaniu. Mówiłem mało, spokojnie, nie byłem wylewny, bardzo tajemniczy. Im więcej rozmawialiśmy, tym bardziej opadały bariery, zaczął się dotyk, nie pamiętam, kiedy był pocałunek. Zaczęliśmy się bawić w łóżku, ale seksu nie było, ponieważ miała okres. Ale zrobiła ręczną robótkę dwa razy (wieczorem i rano). Co jednak przykuło moją uwagę były jej nadmierne pytania o inne kobiety( wtedy powiedziałem, owszem rozmawiam z innymi kobietami - ona wkurw), czy się nią nie bawię, czy poważnie podchodzę do naszego spotkania (WTF). Dużo gadania o jej eks, który ma psa we Włoszech i utrzymuje z nim kontakt, ponieważ ona martwi się o psa. W dodatku ten eks chce, żeby ona do niego wróciła. Ona mi mówi, że nie chce wracać, jednakże pod koniec października wraca na rok do Włoszech, ponieważ ma studia. Eks będzie obok i ją nachodzil, to wiem. W tym samym czasie dzwoni do niej jakiś koleś z Kalifornii, bo chce być jej chłopakiem. Potem dziesiątki pytań na temat moich eks - powiedziałem co miałem powiedzieć, nie byłem wylewny za bardzo. Nie wiem czemu ją to tak interesowało. Wyrzuciła mi też, że ją wkurwiłem i siedziałem jej w głowie przez ostatni tydzień, bo to ona musi o mnie zabiegać, pisać, a nie na odwrót. Oznajmiła mi wprost, że jest znudzona tysiącem tych kolesi co do niej pisze codziennie, bo nie są atrakcyjni i żebrzą o uwagę. A ja, koleś nietypowy, nie odpisuje, nie piszę pierwszy, wciąż zajęty i że bardzo była podekscytowana każdą wiadomością co wysłałem. Panowie, to jest czysta magia coś takiego usłyszeć. Podczas spotkania też ciągle całuje i po prostu wkurwia mnie brak dystansu i przestrzeni. Masakra! Chciałem nieraz uciec. Znajomym powiedziała też, że przyjaciel do niej wpadł na noc, bo przecież nie może powiedzieć, że obcy facet. Wczoraj, po wspólnej nocy wróciłem do siebie i dalej wyjebka i moje plany, cele itd. Nic nie napisałem, bo trzeba mieć dystans. Ona mi pisze wiadomość, że jak jej nie lubię to mogę jej napisać (po pierwszym spotkaniu jakieś pół godziny po moim wyjściu). WTF! Napisałem, żeby wyluzowała, że potem możemy się spotkać na coś do jedzenia. Wszystko na spokojnie, bo ja mam napięty grafik itd. I mówię, że 4-5 października jestem wolny. Zgadza się, ale zaraz potem zaprasza na noc do siebie. Na wiadomo co. A ja kurwa w strachu o swoje ED, że nie podołam, bo wiem, że nie podołam i nie chcę się zbłaźnić jak to miała sytuacja z moją drugą eks. I co tu robić? Lasce nic nie obiecałem, mówiłem, że na związki trzeba czasu, kilka miesięcy jak dla mnie. A ona jest napalona w chuj. Chce się spotkać jak najszybciej, już zapraszała mnie dzisiaj, ale odmówiłem przez strach o ED. Pojebana sytuacja. Czy powinienem grzecznie oznajmić, że nic z tego nie będzie i żeby nie robiła sobie nadziei, bo widzę w jakim to kierunku idzie? A powiem wam, że ona jest chętna na seks codziennie i wiem, że mi wypali coś ze związkiem. A za miesiąc wraca do Włoszech. Nie wiem, może odpowiadam sobie sam na pytanie, ale nie chce mi się utrzymywać tej znajomości, bo boję się konsekwencji. Seks dla mnie nic nie znaczy i nawet się tego boję i chcę pójść do seksuologa. Czuję, że bardzo źle podchodzę do tego tematu @RENGERS to bym od razu siedział u niej na chacie i zaspokajał hahaha wiem o tym doskonale.
  16. Witam po przerwie. Czytałem na bieżąco, ale musiałem pozbierać myśli, by wiedzieć co napisać. Bardzo długo nad tym myślałem i postanowiłem z tym ruszyć, kiedy opanuję tajski na wysokim poziomie. Taki jest plan, ponieważ ja nie jestem typem człowieka, co to będzie rzucał zaufanie na lewo i prawo, tylko trzymać się określonych grup społecznych i być im wierny. Zauważyłem też, że za długo siedziałem w domu i jakoś się do tej samotności przyzwyczaiłem, albo łapię na długim rozmyślaniu. Wiesz, ja kocham, uwielbiam swoją pracę, ponieważ przynosi mi bardzo dużo radości. Łapię się na tym, że lubię chodzić do pracy, bo wiem, że spotkam fajne dzieciaki, pośmieję się, pożartuję, nauczę ich czegoś wartościowego. Tylko inni nauczyciele są do bani, bo lubią niszczyć mi humor głupimi plotkami. Często próbuję się od nich odseparować, ale musimy pracować razem, więc nie mam wyboru, jeśli chcę utrzymać pozycję. Praca w takiej szkole sprawiła, że mam duże poparcie rodziców, a to zaowocowało poparciem od dyrekcji oraz lżejszej pracy. Można by powiedzieć, że przyniosłem szkole prestiż, bo wydrukowali ulotki z moją osobą w tle i roznosili po Bangkoku. To już jest coś. Poza tym dużo rodziców mi pomaga i wiem, że mogę się do nich zwrócić. Pewne cele dzięki tej pracy osiągam jak odłożenie kasy na przyszłość. To samo dotyczy karate. Robiłem badania i wszystko pod kontrolą. Testosteron w porządku, krew też. Powiedzieli mi, że jestem silny jak byk i przy takim zdrowiu powinienem odbywać stosunki po 2-3 razy na dzień. Zdziwieni byli jak im powiedziałem o ED. Wtedy oznajmili, że tu chodzi o problemy na podłożu psychologicznym. Ja mam zryty obraz seksu po pierwszej i drugiej eks. Pierwsza w ogóle nie chciała albo chciała za podarunki, kasę. Druga to chciała po 3-4-5 razy na dzień i nie patrzyła na to, że się męczę. Dlatego z czasem zacząłem kojarzyć seks z czymś naprawdę negatywnym, czymś co sprawia mi przykrość zamiast radość. Pamiętam te momenty, kiedy musiałem brać viagrę na siłę, żeby nie mieć cichych dni lub kłótni. Ale wtedy byłem słaby i nie potrafiłem odmówić. Tutaj przyda się seksuolog, ale czy taki człowiek będzie potrafił mi pomóc, nakierować na odpowiednie tory, jak siedzę w domu bez dziewczyny. Przecież to będzie tylko teoria. Pytam, bo nigdy nie byłem na wizycie u takiego specjalisty. Po dwóch toksycznych związkach, błędach oraz temu forum słowo "muszę" jest na ostatnim miejscu w moim słowniku. Zanim bym cokolwiek zrobił z inną laską, pierw muszę siebie uporządkować. Nie ma sensu wpakowywać się w związek, jak w głowie mam bałagan. Żadnych problemów z sercem ani krążeniem. Badałem się aż dwa razy w tym roku i wszystko na plus. Doktor mówi, że to siedzi głęboko w głowie i musiałbym to z partnerką opracować, uspokoić się, przyzwyczaić do kobiecego ciała itp. Ale jak mam to zrobić, jak kobiety, które spotykam to 24-30 i już pewnie miałych doświadczonych partnerów bez problemu z ED. Tutaj siedzi problem, że boję się porównań. Wyobraź sobie, zapraszam taką na mieszkanie i mi nie staje. Aż boję się zdradzić, że mam ED. Ale mi psycha przez to siada. Gadzi mózg nie zna narodowości, rasy czy koloru skóry. Zawsze ten sam. Tajlandia nie jest wyjątkiem. Jest praktycznie to samo, tyle, że musisz dodać jeszcze posag i opłatę za wszystko. Dlatego mi się to nie uśmiecha zostanie tutaj, tylko poszukiwanie czegoś w Japonii, kraju moich marzeń. Tyle, że ja mam już prawie 30 lat na karku. Zależy mi na dziecku, ale tylko wtedy kiedy bym partnerki jako tako był pewny, nigdy wcześniej. Już mam pewne doświadczenie z Tajkami. To na dłuższą metę jest wykańczające, ale dobrze, że trafiłem tutaj wcześnie to mogę poprawić swoje zachowanie i postawę. Rama - numero uno. Myślę, że zanim wejdę w związek dobrze by było przetestować panią. Tak, to jest silniejsze ode mnie. Taka natura, że ciągnie mnie do spłodzenia dziecka, ponieważ widzę to jako dumę z siebie. Moja mama już poddała się i zaczęła wierzyć, że będę wiecznym kawalerem, a ojcem nigdy. Ona mnie po prostu w tej roli w ogóle nie widzi - tylko jako pracoholika, nerda i fajtłapę z kobietami. Za to bardzo ceni mnie w sferze zawodowej, bo tutaj wybiłem się pod niebiosa. Może to też motywuje mnie do posiadania dziecka, by udowodnić mamie i innym, że nie jestem takim nerdem i nieudacznikiem i też to potrafię. Bo jakby nie patrzeć moja rodzina i znajomi po tym co widzieli jak byłem w związkach to zauważyli, że baba wchodziła mi na łeb, poniżała, wykorzystywała i przez to stworzyłem obraz słabego siebie. I tak mnie pamiętają. Właściwie jak teraz pomyślę, to nie mam pojęcia jak wygląda zdrowy związek z zaufaniem, pełną szczerością i szacunkiem. Obydwie, które miałem mnie okłamywały, nie szanowały, traktowały jak ATM, aż sam potem wsiąknąłem w to gówno i podobnie się zachowywałem. Masakra, jak o tym pomyślę. Dlatego czuję się teraz tak jakbym nigdy nie był w związku i zastanawiam się jak to jest, kiedy możesz powiedzieć "Udany związek" @niemlodyjoda. Naprawdę podziwiam cię i zarazem zazdroszczę, że udało ci się przeżyć miłe chwile. To muszę zbudować. @niemlodyjoda heh oprócz Marka, jesteś moim guru tutaj. Serio, wiele rzeczy się od ciebie nauczyłem. Tak jak mówisz, muszę popracować nad tym co lubię, by to udoskonalić, a kobietę znaleźć taką, co będziemy się lubić nawet po haju. Dzięki za wstawkę, dobry film.
  17. Witam. Nie wiedziałem, gdzie to wstawić, więc wrzuciłem tutaj, bo akurat dział "Moja historia". Obecnie minęło 8 miesięcy od mojego zerwania z toksyczną ex, gdzie wszyscy śledziliście moje poczynania i potknięcia w innym wątku. W Tajlandii zaczął panować Covid i wobec tego ciężko było się z kimkolwiek spotkać. Zamknęli mi dojo i zajęcia karate były odwołane na kilka miesięcy. Miałem sporo czasu dla siebie i na to, by dokładnie przyjrzeć się swoim słabościom oraz zaletom. Doszedłem do wniosku, że przez 8 miesięcy zrobiłem większy progres niż w ciągu ostatnich 4 lat jak byłem w związkach. Podjąłem naukę tajskiego w maju i teraz potrafię się porozumiewać z ludźmi. Nauczyłem się czytać i nieco pisać. Przydaje się to w codziennym życiu, niektórzy uważają, że jestem bardzo mądrym człowiekiem i do tego zabawnym. Mam co do tego języka plany, iż jak będę w tym biegły to chcę pracować jako tłumacz, albo nawet pójść do TV, gdzie można zarobić fajną kasę, bo biały mówiący po tajsku to jest dobry chwyt marketingowy. Przytyłem, zbudowałem fajną sylwetkę. Mam dużo odłożonych pieniędzy na przyszłość. Chodzę w modnych ciuchach, kupiłem kilka dobiazgów jak zegarek itp. Jest też fajna fryzura. Sytuacja 1 - Ciągle tylko praca Wydawałoby się, że życie toczy się do przodu, ale w środku czuję się jakoś dziwnie, jakoś pusto. Tak jakby życie mi uciekało. Każdy mój dzień składa się z: - pracy, pracy, pracy, pracy x1000 - nauki tajskiego - ćwiczeń karate - medytacji (oddychanie) - korki - czasem oglądnę jakiś film Widzę, że zrobiłem postępy w wyżej wymienionych sferach, ale też stałem się większym introwertykiem niż wcześniej, takim dzikusem. Kontakt fizyczny z ludźmi sprawia, że czuję niepokój (jak nigdy dotąd). Czuję ukojenie tylko przy tych, którym ufam i wiem, że mnie nie skrzywdzą (może zostało mi po ex). Uczę dzieci i to jest jedyny kontakt jaki mam z ludźmi, ponieważ resztę dnia spędzam sam w domu. Te dzieci to dla mnie też ukojenie. W wolnym czasie robię gry komputerowe w Power Point dla nich, tworzę gry, quizy, zadania. Jestem wręcz ukochanym i popularnym nauczycielem w szkole. Moi uczniowie to TOP 1 w języku angielskim. Tak, to mi sprawia dumę. Koledzy z pracy zapraszali mnie na mecz piłki nożnej i wtedy wymyślałem niestworzone rzeczy, by nie iść. Pewnego dnia się przemogłem i poszedłem. Odetchnąłem z ulgą, kiedy witali mnie z otwartymi rękoma, by potem pośmiać się i grać. To był wtedy pierwszy raz w życiu, kiedy nie czułem presji od ex czy kogokolwiek innego, żeby móc się pobawić. Prawdę powiedziawszy czuję w środku, że moje życie jest smutne. Jedyne co robię w życiu to zapierdalam, pracuję, by przeżyć. Mam przed oczami to samo codziennie: Praca! To jest jedyna rzecz w czym jestem dobry. Przed dwójką ex w mojej rodzinie było tak ciężko, że nigdy nie było pieniędzy na nic. Zawsze wojny, kłótnie, policja. Mało mam pozytywnych wspomnień. I to najbardziej boli. Jak brakowało na chleb to musiałem iść i pracować, podczas gdy inni się bawili. Pamiętam, że każda randka to była porażka, każda laska kopała mnie dupę, bo byłem biedny. Potem spotkanie pierwszej eks i wierzenie jej we wszystko, bo przed człowiekiem takim jak ja otworzyły się pewne drzwi. Zaryzykowałem, rzuciłem, poleciałem do Tajlandii. Wydoiła mnie z pieniędzy, zniszczyła psychicznie. Druga eks, księżniczka, gdzie tutaj poznałem cząstkę dobrego seksu kosztem zdrowia, ponieważ jechałem na viagrze, by jej nie stracić. Okazało się, że tam straciłem jeszcze więcej pieniędzy i zdrowia. Stałem się cieniem mężczyzny. Zapierdalałem dnie i wieczory, mało odpoczynku i uśmiechu. Mało radości tylko strach przed jutrem, że nie będę miał pieniędzy lub mnie rzuci. To spowodowało, że nabawiłem się nerwicy. 28 lat: wydojony z kasy, zniszczony przez dwie eks, dużo pracy jak niewolnik Teraz wyrwałem się ze szponów i mieszkam sam. Sytuacja 1 - Tinder i kontakt z innymi dziewczynami Wgłębiłem się w samorozwój. Kupiłem i przeczytałem książki Marka. Czytam forum i wiele tutaj zamieszczonych wątków. Dzięki wiedzy oraz waszym radom nie dałem się złapać w sidła pewnych lasek, które poznałem: - Samotna matka, która chciała przyjechać do mnie w ten sam dzień, kiedy poznałem ją na Tinderze. Wiadomo na co. - Jeszcze inna, desperatka, która chciała związku po kilku dniach znajomości - Ostatnio poznana alkoholiczka, która mówi, że jestem jej pisany, po czym idzie się tak schlać, że jak się budzi to nie wiadomo gdzie jest Zainstalowałem Tinder, bo samotność mnie dobijała, albo może chciałem sobie coś udowodnić. Jak laski chciały się spotkać, to je spławiałem, ponieważ zacząłem czuć niepokój. Poczułem w środku strach, że coś mi może zrobić, albo, że będę musiał opuścić Tajlandię. Mieszkanie samemu sprawiło, że nabawiłem się dziwnych lęków. Ostatnio też wziąłem szczepionkę i strasznie panikowałem. Teraz wiem, że to ataki lęku. Tak więc gadałem z laskami, ale gdy dochodziło (bardzo rzadko) do czegoś to je spławiałem, bo się boję. Bardzo się boję, a kiedyś to byłem pewny siebie gość z dziewczynami. Poza tym rozmowa głównie trwa 10 minut i potem laski nie piszą. Nie mam w ogóle matchy nawet po "boost", może będzie z 10-20 i ten mit białego w Azji to jakoś w moim przypadku mija się z celem. Jak któraś do mnie napisze to jest cud jak w Polsce. Dlatego ostatecznie odinstalowałem to gówno, bo nie mam w ogóle szczęścia i sprawiało to, że źle się czułem. Mam pewnych znajomych na discordzie, to widzę jak chłopaki wklejają zdjęcia z dziewczynami, czy to w barze czy w domu. Wiek 25-40 lat. Aż zazdro bierze. Także problem z Tinderem rozwiązany. Sytuacja 3 - ED/brak doświadczenia w seksie Mam problemy z erekcją, a powstały one poprzez doświadczenia z pierwszą eks oraz wstrzemięźliwość przed masturbacją do 24 roku życia. Obecnie boję się wejść w jakikolwiek związek, bo zadaję sobie pytanie: co ja takiej lasce mogę dać, kiedy będzie chciała seksu? Do końca życia zapamiętam sobie obraz twarzy moich obydwu eks, kiedy mi nie stawał. Strasznie mi to zryło beret. Chciałbym seksu, ale nie wiem jak to zacząć, co robić? Jechać na tabletkach do końca życia? Jak już jakąś poznam to jak się zachować? Nie mam żadnego doświadczenia w seksie, miałem tylko dwie dziewczyny. Nigdy nie byłem na ONS ani FWB. Główny problem (reasumując wszystko): Moja wizja siebie to człowiek, który jedynie pracuje i który dokonał wielu niemożliwych rzeczy, ale też doznał wykorzytania oraz upokorzenenia ze strony eks. Tutaj chyba siadła ostro moja samoocena. Jestem zmęczony samodoskonaleniem. Robię to całe życie i mam co prawda werwę do tego, by praktycznie wszystkiego się nauczyć w 6-8 miesięcy, bo jak siądę to naprawdę mogę i nie ma, że coś mnie powstrzyma. Stąd też mój tajski w 4 miesiące jest na wysokim poziomie. Chciałem mówić to mówię, chciałem czytać to czytam. Mam w sobie ogromnę dyscyplinę. Trenują karate, chciałem czarny pas to za niedługo będę go miał i będę robił karierę jako nauczyciel karate. Nie ma rzeczy, której nie mógłbym się nauczyć, bo mam wewnętrzną motywację, niezależną od bodźców zewnętrznych. Jak spojrzę na siebie to robię wow, że od gówniarza bez złotówki jestem w jednej z największych metropolii świata z perspektywą na lepsze jutro. Tylko dostrzegam też, że robię się dziwny, oschły, spada też motywacja, bo gdybym miał umierać jutro to nie mam co wspominać jak inni: imprezy, dziewczyny, seks. Jedyne co będę pamiętać to ciężka praca, problemy z erekcją, zero przygód, zabawy. To naprawdę ryje beret. Poza tym: Chciałbym podziękować @niemlodyjoda za stworzenie tematu, dlaczego uwielbiam być mężczyzną. Bardzo mnie on zainspirował i podniósł na duchu. Lubię to w jaki sposób opisujesz dyscyplinę, ponieważ jest podobna do mojej. Stąd wysokie osiągnięcia. Fajna też ta historia z tą laską co się ciebie pytała o innego kolesia. Bardzo się uśmiałem po tym jak jej walnąłeś ripostą. Naprawdę solidnie. Uwielbiam czytać twoje posty, ponieważ zawsze jest tam coś co zmieni moje życie na lepszy. Moje ulubione to: Rzeczy, które chce wprowadzić: @spitfire dzięki za wstawkę filmu Reich. Z pewnością obejrzę. @Obliteraror ty wiesz, że ja też zrobiłem podobne notatki. Wydrukowałem to i próbuję codziennie odhaczać. Po kilku dniach, kiedy staje się to nawykiem, zaczynasz być dumny z tych małych osiągnieć. Uczysz swojego umysłu nagrody. Ja to stosuję już od kilku lat, nagradzając się smakołykami po ciężkiej pracy. Wówczas umysł wie, że warto pracować i sam tworzy afirmacje. Jednakże wszedłem też na wyższy poziom i nauczyłem umysłu, że afirmacja ma się pojawić nawet jak nie ma smakołyku. @Krugerrand Po tym jak napisałeś: Jestem w kropce, ponieważ chciałbym mieć rodzinę i dzieci, ale czy to jest coś dobrego dla kogoś takiego jak ja z takim bagażem? Czy według ciebie, po tym wszystkim co tu napisałem, warto w to wchodzić czy nie? Tak właśnie inwestowałem w dwie eks i fatalnie to wyszło. Chciałbym też poznać zdanie @MarkoBe, ponieważ sam pisałeś: Ja mam potrzebę, ale zaczynam wierzyć, że ja się do tego mogę nie nadawać i może zniszczę sobie życie. Jednakże marzenie jest oraz ciągotki do seksu. Jestem między młotem a kowadłem: chciałbym poczuć życie, poruchać, pobawić się, a nie tylko siedzieć i pracować. Jak mam wyleczyć to ED? Czuję, że ED bardzo definiuje moją męskość i tym samym niszczy plany na odbycie jakiegkolwiek seksu. Czuję w środku, że dzięki wyrobionej przez całe życie dyscyplinie oraz waszym radom uda mi się osiągnąć sukces, bo już teraz dzięki pracy mam wszystko to czego nie miałem podczas 4 lat związku. Jestem z tego powodu zadowolony, bo jestem bogatszy, niezależny. Nie mam problemu odmawiać laskom, mówić im prawdę w oczy. Nie ma simpowania, jest duży redpill i dużo dystansu. Jednakże boję się, że poprzez swoje lęki i niepewności mogę podjąć jakąś nieodpowiednią decyzję, zaufać jakiejś lasce, co nie powinienem i wszystko pójdzie się pieprzyć w drobny mak. Wy jesteście 100x bardziej doświadczeni ode mnie, a ja czuję się jak dziecko w mgle. Naprawdę nie mam pojęcia co zrobić ze swoim życiem i tym co mam. Na koniec nadmienię, że bardzo chcę się też nauczyć jazdy samochodem i zrobić zęby. Może to dobry start. Byłbym wdzięczny za porady. @Tajski Wojownik
  18. Wczoraj rozmawiałem z mamą, która jest pielęgniarką w domu starców. Młody 32 letni facet, który oddał ojca do domu starców wziął Astre w zeszłym tygodniu i na chwilę obecną leży w szpitalu jako warzywo. Miał ponoć tak wysokie ciśnienie i problemy z krwią, że gościa ścięło. Teraz jest już spisany na straty i na organy, ponieważ podpisał umowę na oddanie narządów. Moja mama mówi, że teraz jest problem, ponieważ ten facet jako jedyny odwiedzał ojca i płacił za jego utrzymanie. Sprawa idzie do zarządu na temat tego co zrobić z owym dziadkiem.
  19. Kiedy przeczytałem pierwszy ra wpis od @maroon to pomyślałem sobie, że gość najpierw obiecuje, a potem łamie dane słowo. Potem doczytałem więcej i ukazał mi się cały obraz sytuacji. Postąpiłeś asertywnie, ale za dużo wtedy mu powiedziałeś i on to zrozumiał, że pomożesz mu w każdej sytuacji, włączając te nieprzezwoite. Otóż widzisz, ja wypowiadam słowo "obiecuję/obiecuję ci", jeśli dana osoba JUŻ w przeszłości coś dla mnie zrobiła. To daje mi bardzo duże pole manewru do tego, by zachować się asertywnie, jeśli dany przyjaciel zadzwoni do mnie o pomoc. Wtedy też nadmieniam, gdzie i jak mógłbym pomóc. Wystarczy jedno, dwa zdania i wiadomo na czym się stoi. Natomiast, gdyby przyjaciel zadzwonił do mnie i prosił o pomoc z dziećmi, to natychmiast bym mu wyjaśnił, że owszem obiecywałem, ale przy majątku jak wyjaśniłeś czy w pracy. Dzieci, rodzina to już jest poza moją jurysdykcją. Moim zdaniem dobrze postąpiłeś, jednakże musisz uważać na to jakie słowa wypowiadasz, a jeśli już je wypowiadasz to sprecyzuj potem dokładnie w jakich ramach mógłbyś tej pomocy udzielić. To jest mały szczegół, ale bardzo pomaga w relacjach.
  20. U mnie w domu ojczym miał wylew. Stracił panowanie w całym ciele, nie był w stanie jeść, pić czy mówić. Trzeba było się nim zajmować codziennie. Moja mama chodziła wokół niego po kilkanaście razy dziennie. Nie raz było tak, że dostawała po prostu takiego "wkurwu", że aż głowa bolała. Ludzie z poważnymi chorobami przebytymi lub istniejącymi myślą zupełnie inaczej niż ci, którzy są zdrowi i chorują sobie na grypę od czasu do czasu. Taka choroba rozwala psychikę, powoduje, że takiemu człowiekowi spada samoocena, motywacja i chęci do życia. Trzeba naprawdę dużo pracy i zaangażowania, żeby móc się podnieść na nogi. Kto to przeszedł to wie o czym mówię. Na barki osoby dbającej natomiast spada jeszcze większy ciężar. Nie tylko fizyczny, ale głównie psychiczny. Zmienia się percepcja życia, pojawiają się problemy zdrowotne, które zakłócają normalny harmonogram zajęć. Nie można robić wielu tych samych rzeczy co inni ludzie. Trzeba się pilnować, ograniczać, by nie nadwyrężyć. Zaczyna się porównywanie, że: "ty możesz to, a ja nie mogę", przez co dochodzi do spięć, bo osoba nie potrafiąca (chora) po prostu wpada w złość i smutek. Z niektórymi ludźmi wtedy, trzeba jak z dziećmi - wyjaśniać i wyjaśniać, ale to wymaga dużej odporności na stres i cierpliwości. Niektórzy po kilku takich akcjach po prostu wymiękają. Bardzo dobrze to widać w domach starości, gdzie pielęgniarki muszą użerać się z upartymi staruszkami, którzy mają odleżyny, robią pod siebie i kłócą się, że się nie ruszą. Na samym początku może być dobrze z taką partnerką, ale trzeba mieć na uwadzę to, że pewnego dnia może nie być za wesoło i wtedy nie ma, że się ulotnimy. Trzeba będzie pojechać do szpitala, pilnować diet, leków, odmawiać sobie wielu przyjemności, hobby czy spotkań z innymi, ponieważ nie wolno takiej osoby zostawić samej. A każdy wie, że z wiekiem organizm człowieka słabnie, więc jest bardziej podatny na choroby. Tym samym z każdym rokiem coraz więcej czasu będzie się z taką osobą spędzać w szpitalu, u doktora czy po prostu na ustawianiu budzika na przyjęcie leków. Mówię to z własnego doświadczenia. Moja mama postawiła na nogi 35-letniego mężczyznę, który przeszedł wylew. Całość trwała 4 lata, ale potem już wymiękła, bo to nie był ten sam człowiek. Z roku na rok zmieniał się i był bardziej nieprzyjazny, ponieważ zazdrościł każdemu zdrowia. Proszę to mieć na uwadze.
  21. Przeczytałem całość i najbardziej mnie zainteresował ten pasożyt Trypanosoma cruzi. Ja się zastanawiam jak oni mogliby coś takiego trzymać w szczepionce i że przeszło by przez WHO? W artykule podano tylko 4 szczepionki, jednakże nie uwzględniono tych inactivated virus vaccine. Ktoś ma jakiekolwiek info na temat tych chińskich szczepionek?
  22. Teraz należy sobie zadać pytanie ilu ludzi przyjęło dawkę tej szczepionki z czymś obcym w środku zanim władze pokapowały się, że szczepionka jest zanieczyszczona? Przecież to przechodzi ludzkie pojęcie.
  23. Szybko cenzura następuje. Już wszystkie filmiki usunięte z internetu. Widzę, że gładko im to idzie.
  24. W zupełności się z tobą zgadzam. Jestem naocznym świadkiem tego co się właściwie dzieje z ludźmi w Tajlandii po tym jak zaczęto wprowadzać szczepienia. Jak wcześniej byli twoimi przyjaciółmi to teraz są wobec ciebie nieprzyjaźni, jeśli odmówiłeś szczepienia. Tajowie są dobrze zorganizowani i jak coś nowego się pojawi to wszyscy w "gangu" wiedzą o tym i przechodzą na stronę większości. Stąd właśnie mój los byłby przesądzony, gdybym szedł w zaparte odnośnie szczepionki. Ze mnie też się śmiano. Jednakże, rodzice dzieci by mnie wywalili na zbity pysk, tak jak jednego Amerykanina. Gościu w ciągu 48h musiał opuścić Tajlandię. Niestety, tutaj nie ma porównania co do Polski. Codziennie niby po 18-20.000 zakażonych oraz 200 zgonów. Bardzo dużo więźniów tutaj chorowało. Ludzie się buntują, ponieważ rząd wydaje sobie kasę na broń, militarię, a nie ma na sprzęt do szpitali czy te tzw. "eliksiry życia", który zacnie przyjąłem 3 tygodnie temu. Można by powiedzieć, że według tutejszych standardów jestem wybrańcem. No, ale ja wziąłem Sinopharm, czyli ten inactivated virus i nie powiem ludzie mają różne opinie na temat tych szczepionek. Bardzo dużo się proamerykańców, którzy wierzą, że P*zer, Mo*erna czy Ast*a to jest najwyższa klasa i wręcz się o to zabijają. Nie to co w Polsce, że u nas nie chcą się szczepić i punkty szczepień stoją puste. Wyobraźcie sobie, że gdybyście mieli w rękach ze 100-200 fiolek i przyjechali do Tajlandii i je sprzedali to byście mieli z dobry milion, dwa złotych, bo tak to by się targowali Tajowie z wami. Chore czasy, chorzy ludzie, chore podejście. Mi mama mówi, że nigdy się nie zaszprycuje, ponieważ podziela moje zdanie, że ten cały mRNA to jest totalnie odjechany eksperyment medyczny. Wiele też się mówi w Azji o tych inactivated virus, że są bezpieczniejsze i bez żadnych skutków ubocznych. I ja się wam chłopaki nie dziwię, że nie będziecie tego brać. Sam bym tych specyficznych szczepionek nie przyjął, bo to po prostu strach. Każdy jest inny i jeśli tobie się nic nie stało to jesteś szczęściarzem. Ile się naoglądałem filmików oraz naczytałem historii ludzi z USA po wzięciu mRNA? To zapalenie mięśnia sercowego, paraliż twarzy, brak czuciaw nogach czy rękach, dygotanie na całym ciele czy nawet ten Guillain-Barré. No nie daj boże wziąłbym szczepionkę i dostałbym Guillain-Barré. No to przecież wtedy mogliby mnie już chować na cmentarzu. Masakra. Dlatego popieram was tu wszystkich i trzymajcie się mocno. Nie poddawać się ani nie ulegać.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Umieściliśmy na Twoim urządzeniu pliki cookie, aby pomóc Ci usprawnić przeglądanie strony. Możesz dostosować ustawienia plików cookie, w przeciwnym wypadku zakładamy, że wyrażasz na to zgodę.