Skocz do zawartości

Bungo2

Użytkownik
  • Postów

    15
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

  • Donations

    0.00 PLN 

Treść opublikowana przez Bungo2

  1. Ludzie wokół nas, ciągną nas w dół. Wylewają na nas swoje problemy jakbyśmy swoich nie mieli. Narzekają na wszystko. Przejmujemy to od nich. A jak się z czegoś cieszysz, jarasz czymś to patrzą jak na idiotę bo sami nie potrafią. Olać to i robić swoje! Trzeba znajdować szczęście w najmniejszych rzeczach.
  2. Sekcje kobiece skupione na samoobronie wg. mnie nie mają sensu. Jesli ktoś atakuje kobietę, to w 99% przypadków jest to zapewne facet. Kobieta powinna być na to mentalnie przygotowana tak bardzo jak to możliwe. To, wg. mnie, daje trening w sekcjach mieszanych. Polecam Bjj - zazwyczaj fajny klimat sekcji, dobrze robi na ego. Z drugiej strony to trudny sport, wymaga czasu i cierpliwości. No i uwaga, uzależnia. Krav maga- sprawdź referencje kadry. Z tego co słyszałem jest sporo magików, przebierańców. Aikido sobie daruj, dobre do filmów z Seagalem.
  3. Tym bardziej należy szanować Twoje i podobnych do Ciebie sukcesy. Z drugiej strony jeśli ktoś dostał solidną edukację od starych, a są to przecież olbrzymie kwoty, i sam doszedł do czegoś albo sam rozwinął coś co budowali rodzice do jeszcze większych rozmiarów (np. firmę ojca) to też jest olbrzymi sukces podparty ciężką pracą. Wśród moich znajomych są ludzie, którzy osiągnęli dość sporo ale tak na prawdę najbardziej cenię gościa, który nie leci na kredytach, ma dwa mieszkania na wynajem i doszedł do tego sam mimo, że pochodzi z zamożnej rodziny. Jest też kolejny, wychowany w biedzie, który jest już ustawiony ale nie wiem w jakiej części, a podejrzewam, że w znacznej, jest to życie na kredyt banku. Lubi też żyć na pokaz więc nie do końca wiadomo gdzie jest granica prawdy.
  4. Kolejna niejasność to pomoc rodziców. To, że rodzice inwestują w kogoś ucząc go chociażby angielskiego nie równa się „masz synku bańkę na start”. Nie wydaje mi się, że te dwie formy pomocy mają wspólny mianownik a obydwie są przecież chęcią ustawienia młodego.
  5. Też pracuję nad pewością siebie i zauważyłem, że dużo wnosi analizowanie własych zachowań i wyciąganie wniosków. Staram się to robić na bieżąco, kwalifikować dane zachowanie czy było "ok" czy też "odpuściłem" i nie zachowałem się jak należy. Nie wnikam za bardzo w szczegóły i nie poświęcam na to dużo czasu, raczej zaraz po danym zdarzeniu przychodzi krótka refleksja czy zachowałem się fajnie czy też do dupy. To z jednej strony daje afirmacje przy pozytywnych reakcjach (parę razy aż mi się japa cieszyła jak się umiałem postawić), a z drugiej strony pozwala przeanalizować co wpłynęło na momenty, gdzie pewności siebie zabrakło. No i fatycznie, ludzie co do zasady mają się w dupie. Warto o tym pamiętać.
  6. Przeczytałem kilka pierwszych rozdziałów No more mr nice guy i stwierdziłem, że idę do specjalisty. Nie wiem czy sam podołam tak gruntownie przewartościować swoje życie. Książka opisuje mnie w 100%. @Magician nie ja pierwszy tutaj z takimi problemami i masz oczywiście rację, szczęście jest w nas. Tylko, że umiejętność obcowania z płcią przeciwną jest postrzegana jako element tego szczęścia. Element samorealizacji. Mi tego do tej pory brakowało mimo pozornego ogarnięcia i koło się zamykało. W takim Matrixie tkwiłem. Ostatnio uświadomiłem sobie jak wiele rzeczy robiłem dla zdobycia ogólnej akceptacji. Wydaje mi się, że pora to odwrócić i robić rzeczy dla siebie. Akceptacja otoczenia będzie konsekwencją lub jej nie będzie. I tak i tak ma być dobrze. Do tego droga daleka ale cieszę się, że zaczynam to widzieć.
  7. Dziękuję Wam Bracia za odpowiedzi. Na forum jestem dużo krócej. Może dwa miesiące. Na spokojnie staram się przetrawić tą wiedzę i odnieść do własnych doświadczeń, co często bywa bardzo niemiłe. Ale pewnie tak musi być. Przez ostatni rok skupiony byłem na nofapie. Wydaje mi się jednak, że pełny sukces może być tylko, jeśli zmiana nastąpi głębiej. @tytuschrypusp Nie bardzo rozumiem, czy ten konkretny fragment to kpina czy serio dobrze? Wydaje mi się, że to na prawdę dobrze bo do tej pory szczytem weendowych marzeń było wyjść z kumplami na piwo. Tymi samymi co 10 lat temu. Tematy rozmów też były te same. Mnie to cieszy bo, mimo kilku pasji, nie miałem znajomych innych niż Ci od tego piwa. Randki też bym tu wrzucił. Po prostu cieszyłem się, że zaczynam żyć w miarę normalnie. Nawet jeśli nic z nich nie wyszło. Przywiązywałem też dużo mniejszą wagę do nich niż dawniej. Nie mam (już) złudzeń skąd do tej pory wynikała ta atencja kobiet. Przemyślę Twój tok rozumowania. Zgadzam się, że w głębi wiele pracy przede mną i to wszystko jest oparte o słabe fundamenty. @Sonic - fakt, mogłem być mocno w dupie. Może jest w tym trochę szczęścia i coś uda mi się na tym zbudować. @Imbryk -- taki mam często styl, który pewnie jest zupełnie niespójny z częstym brakiem tej pewności siebie na codzień. W tym przypadku to być może bardziej frustracja sobą samym niż stanowczość. Ciekawa sugestia z psychologiem. Często się zastanawiałem czy ja czasem podświadomie nie uciekam od kobiet i bliskości ze względu na te rodzinne doświadczenia. W sumie całe życie stroniłem od kontaktów z rodziną. Może ma to jakieś przełożenie.
  8. Nie wiem od czego zacząć ale wiem na pewno, że potrzebuję zrobić rachunek sumienia i obrać inny kierunek, być może dzięki Waszemu wsparciu. Od roku pracuję nad sobą i im więcej tu jestem tym bardziej zaczynam rozumieć czemu moje dotychczasowe życie wygląda tak jak wygląda. Chciałbym usłyszeć Wasze zdanie jak dalej działać. Mam 35 lat, od jakiegoś czasu zacząłem dobrze zarabiać (5 cyfrowka na rękę to dla mnie dobrze ale nie super), mieszkam w Warszawie. Mam swoje, nie kredytowane mieszkanie. Mam też pasje, znam języki. Pochodzę z dość zamożnego domu. Do tej pory byłem hardcorowym rycerzykiem w białej zbroi. W związku byłem raz, kilkanaście miesięcy. Był on upokarzający dla mnie. Laska robiła co chciała. Seksu w moim życiu było bardzo mało i był on nieudany. Raz byłem u divy. Tego jednego żałuję. To raczej nie dla mnie. Jak patrzę z perspektywy, moje białorycerstwo przejawiało się wzdychaniem do obrazka, wizjami spacerów za rączkę i tęczowymi motylkami w brzuszku. Wszystko podlane wieloletnim uzależnieniem od pornografii doprowadziło do sytuacji w której nie jest mi dobrze. Z drugiej strony, doświadczałem atencji kobiet, nawet tych na prawdę ładnych. Kiedy chciałem wziąć numer od nieznajomej 9 to go dostałem. Nawet udało się ją wyciągnąć na spotkanie. Jak chciałem aby inna 8 przyszła do mnie do mieszkania "na film" to nawet ciasto zrobiła. Inna 9 pisała i zapraszała na imprezy przez dobre 2 lata. Ja oczywiście byłem w nich zakochany po uszy i już widziałem się przed ołtarzem. Nic z nimi nie wyszło bo oczywiście wyjść nie mogło przy moim podejściu. Seksu też nie było bo trzymałem ręce przy sobie. Lądowałem na dalekiej orbicie. To może pederasta? Nawet ktoś mnie kiedyś o to spytał po pijaku. No ale nie. Było też kilka kobiet, które wykazywały zainteresowanie ale ja je olewałem. Z perspektywy nawet żałuję bo bym się może otrzaskał. Nie dobiłem do legendarnych 180 cm ale jestem szczupły, w miarę umięśniony i bardzo wysportowany, wyglądam też na młodszego. Nie mam pospolitej urody i łatwo biorą mnie za obcokrajowca. Wydaje mi się, że spore piętno odcisnęło na mnie wychowanie, które doprowadziło do uzależnienia od pornografii i uciekania w świat fantazji. Byle dalej od ludzi. W początkowym okresie życia wychowywali mnie dziadkowie bo rodzice byli zajęci robieniem kasy. Potem, już w szkole podstawowej, ojca nie było bo pracował non stop. Jak już się pojawił to robił ze mnie pośmiewisko i nieudacznika. Matka za to była (i jest) zaborczą znerwicowaną despotką, która mocno mnie tłamsiła. Dodatkowo wychowany zostałem na lenia - "nie rób tego bo sie ubrudzisz, zmęczysz lub spieprzysz". Nie mam do nich żalu, po prostu wiem, że jestem sam w tym co robię. Próbowali zrobić ze mnie typowe bananowe dziecko ale na szczęście znalazłem w sobie spore pokłady buntu, który mam w sobie do dzisiaj. Mimo, że dużą jego część zainwestowałem początkowo w melanż, to z czasem udało mi się to w miarę ogarnąć i tak jak napisałem na początku, mam w sobie tą siłę, która pcha za horyzont. W sumie, oprócz edukacji, którą sfinansowali rodzice, wszystko co osiągnąłem, poznałem i zobaczyłem, zawdzięczam sobie. Wiem, z całą pewnością, że budzi to szacunek, czasem zazdrość. I w sumie wszystko byłoby ok gdyby nie kilka kompleksów, w tym ten największy - brak kobiet w życiu. Nawet nie niewidzialność. Tej doświadcza chyba każdy po trochu. Odrzucenie jest elementem naszych relacji z nimi. U mnie to po prostu brak jaj aby skorzystać z tego co mam. To też kompleksy połączone z zagubieniem, zamknięciem w sobie, brakiem umiejętności nawiązywania kontaktów i brak ufności posunięty do przesadnych granic. Tak to widzę. Co więc robię aby to zmienić? Przede wszystkim no fap. Sprawa dla mnie kluczowa. Walczę jak mogę i widzę olbrzymią poprawę w kontaktach międzyludzkich, nie tylko z kobietami. Miesiąc daję radę na luzie, dalej zaczynają się schody. Sport - ten akurat był zawsze w moim życiu i czasem myślę, że uratował mnie od bycia totalną pi**ą i alkoholikiem. Oczywiście rodzina twierdzi, że za dużo, że kontuzje, że tam same chłopy i na bank tam nikogo nie poznam. Nie zważam na to. Wiem, że to dobra droga. Zajawki - wyjazdy na narty z różnymi ekipami. Próbowanie nowych rzeczy jak bushcraft czy metoda Wima Hofa. Dbanie o siebie - zainwestowałem w siebie, lepszy fryzjer, poprawiam to, co nie wyglada jak powinno. Robię to dla siebie, nie żeby podobać się kobietom. To drugie ma być tylko konsekwencją. To trzeba napisać jasno. Pracuję też nad zmianą stylu, choć to idzie mi opornie. Najchętniej chodziłbym w krótkich spodenkach i klapkach. Lektury, podcasty - jestem na etapie Kobietopedii, która nie do końca mi leży ale to na bank dobry punkt wyjścia. Czytam też "12 rules of life" Jordana Petersona, którą polecam. Wcześniej zapoznałem się z przemyśleniami Jocko Wilinka. Bardzo fajne rzeczy. Uśmiech - koleżanka powiedziała mi ostatnio, że zacząłem się dużo uśmiechać. Jedna z najfajniejszy rzeczy, jaką usłyszałem od dawna. Czego chcę i jak mam to osiągnąć? Tu zaczynają się schody. Na bank chcę potomstwa i rodziny ale tak jak to napisał ktoś tutaj, to ma być związek na moich zasadach. Świadomie podejmę ryzyko małżeństwa. Myślę, że zostało mi jeszcze trochę lat młodości, wszak czuję się na dwudziestolatka. Chciałbym więc trochę pobawić się z kobietami. Tu podupczyć, tam potrzymać za rączkę. Wszystko po to aby nabrać doświadczenia. Sporo już napisałem. Pytanie teraz jak z teori przejść do praktyki. Czy też może to dzieje się naturalnie i ja już jestem na dobrej drodze? Przez ostatni rok wydarzyło się w sumie więcej niż przez pewnie 10 ostatnich lat zamknięcia we własnym świecie. Było kilka randek, był pracowy lekki flirt, pojawili się nowi znajomi. Czy to właśnie o to chodzi?
  9. @mutu bardzo cenny post, z resztą jak i cały temat shit testów, który u mnie raczej leży. Dzięki! Czy uważacie, że odwołanie spotkania po uprzedniej zgodzie, można traktować jako shit test? Dzień przed wyjazdem na długą delegację umowiłem się na spotkanie z dziewczyną, którą znam już jakiś czas ale była to dość luźna znajomość. Czasem obydwoje wykazywaliŝmy zainteresowanie sobą, a czasem była totalna olewka. Przy czym głównie to ona podbijała. Często przy innych kobietach. Na godzinę przed spotkaniem dziewczyna odwołała, podając względnie racjonalny powód. Odpowiedź z mojej strony była krótka "ok, rozumiem". Nie spodziewałem się odpowiedzi pod tytułem "odezwij się jak wrócisz". Jestem raczej słaby w te gierki i nie wiem jak to zakwalifikować. Dodam, że dziewczynę zaprosiłem bezpośrednio. Bez lektury tego forum chyba bym się nie odważył.
  10. Dokładnie tak. To często hobby daje znajomych. Do tej pory miałem tylko kolegów z czasów licealno-uniwersyteckich. Od kilku lat dość dużo trenuje sporty walki i naprawdę można poznać ludzi i spędzać z nimi czas poza matą. Otworzyłem się też na ludzi z pracy (umiarkowanie ale jednak) i okazało się, że tam też są tacy, z którymi można coś zrobić. Niech to nawet będzie piwo i gril. Zawsze to inne twarze i inne, nie te same od lat, tematy rozmów.
  11. Dużego doświadczenia nie mam ale wydaje mi się, że tak jak wiele jest sytuacji, tak jeśli ona nie proponuje alternatywy to chyba nie ma sensu kruszyć kopii. No chyba, że za czas jakiś sama coś zaproponuje. Zastanawia mnie też jedno i tutaj byłbym wdzięczny za podpowiedzi od bardziej doświadczonych - jak reagujecie na odmowę? One zazwyczaj załatwiają to smsem (swoją drogą - czy zdarzyło się komuś żeby kobieta zadzwoniła z odmową?), więc czy Wasz odpowiedź jest krótka? Typu "ok, spoko". Czy też może obracacie w żart?
  12. U mnie k9 też nie zadziałał. Jak miałem parcie, to na komórce sobie włączyłem. Teraz walczę od ostatniej wpadki, chyba flatline się włączył plus spory dół i chyba haj hormonalny spowodowany lekkim zainteresowaniem pewnej dziewczyny. Powodzenia! Po tym co czułem po ponad 60 dniach abstynencji, powiem tylko, że warto na maksa.
  13. Czuję spojrzenia czy to na ulicy czy w robocie gdzie jest opór dziewczyn (pracuję w dużym korpo). Jak założę jasne ubranie to już w ogóle. Niestety zawsze zastanawiam się wtedy czy to nie przez mój lekko "kaczy chód". Kiedyś nawet usłyszałem rozmowę dwóch dziewczyn - "fajny koleś", "tak, ale chodzi jak Chaplin". Pewności siebie mi to nie podbiło;) Uśmiechów od zupełnie obcych nie przypominam sobie za bardzo. Kilka razy może się zdarzyły. Problem w tym, że to powodowało u mnie spuszczenie głowy i zupełny brak reakcji. Staram się z tym walczyć. Od czegoś trzeba zacząć więc na uśmiech koleżanek zawsze odpowiadam uśmiechem. Co do smutnej polskiej mordy jeszcze... Wydaje mi się, że to nasza słowiańska domena. Nawet u południowych Słowian, mimo większej ilości słońca, dominuje właśnie TA twarz. Może to takie nasze smutne dziedzictwo kulturowe czyli "5 lat wojny i 5 lat okupacji", wymieszane z biedą i powszechną bylejakością?
  14. Przez nofap. Szukałem informacji na ten temat w polskim internecie.
  15. Bungo2

    Cześć!

    Cześć. Mam 34 lata i nie mam żony ani dzieci. W zasadzie, oprócz jednego kilkumiesięcznego epizodu, nigdy nie byłem w związku. Mimo to udało mi się zbudować pewien poziom pewności siebie w stosunku do kobiet. Wiem też, że podobam się ładnym kobietom i to mnie chyba "trzyma". Niestety czuję, że ten brak związków i w zasadzie zero doświadczeń to mój największy życiowy kompleks. Im więcej czytam forum, widzę też ile zagrożeń to stwarza. Od roku staram się dość mocno pracować nad sobą - zacząłem od nofap i można powiedzieć, że wygrałem z nałogiem, który trawił mnie od późnej podstawówki (nie zrobiłem 90 dni, mój maks to ok 60 ale spokojnie daję radę miesiąc abstynencji - staram się też przesuwać tą granicę). Jak sądzę jest to też główna przyczyna innych moich problemów - walczę z lekkim lękiem społecznym, nieśmiałością, czasem stanami depresyjnymi. Z drugiej strony nie mogę powiedzieć, że jestem totalnym nieudacznikiem. Znam języki obce, mam ciekawą i dobrze płatną pracę (korpo). Mam też pasje - te na codzień - sporty walki, siłownia, kolarstwo i te "urlopowe" - snowboard, podróże z plecakiem po w zasadzie całym świecie. Czytam książki, uwielbiam muzykę i całkiem nieźle się na niej znam. Patrząc z boku, można by powiedzieć, że wiele mi nie brakuje. Nie jestem wysoki ale niski też nie, ot średni wzrost u nas w kraju. Kobiety w sumie chyba nawet mnie lubią. Ostatni rok jest w moim odczuciu sporym progresem. Pomyślałem, że zalogowanie się tutaj i udział w tej społeczności może dać mi kopa do dalszych działań i dalszego rozwoju. Pozdrawiam, Bungo P.S. Pseudo wzięte od bohatera książki Witkacego. Tak jak Bungo, złamałem sobie serce na Akne parę razy i, tak jak on, też miałem moment w którym ocknąłem się. Liczę tylko, że nie skończę jak on. Co mnie od niego różni, to mój antytalent artystyczny.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Umieściliśmy na Twoim urządzeniu pliki cookie, aby pomóc Ci usprawnić przeglądanie strony. Możesz dostosować ustawienia plików cookie, w przeciwnym wypadku zakładamy, że wyrażasz na to zgodę.