Skocz do zawartości

Tamten Pan

Starszy Użytkownik
  • Postów

    530
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

  • Wygrane w rankingu

    2
  • Donations

    0.00 PLN 

Treść opublikowana przez Tamten Pan

  1. Powiem krótko - takiej histerii, padaczki i bólu dupy w mediach nie widziałem jeszcze nigdy. Co prawda młoda dupa ze mnie i PRLu na przykład nie pamietam, ale nawet moi rodzice mówią że to coś znamiennego. Zauważcie tez jak panikują media zagraniczne- jakby conajmniej pis strzelał do ludzi albo kazał im przymusowo chodzić do kościoła i spowiedzi pod groźbą konsekwencji prawnych. To coś znaczy. Uderz w stół a odezwą się czerwone nożyce.
  2. Hej. Dzięki że pytasz Narazie zrobiło się luźniej, a ona bardzo "kochana", odkąd to napisałem nie było żadnych ostrych kwasów, wrociłem też do medytacji. Pogadałem z nią poważnie, powiedziałem o kilku rzeczach i chyba przyjęła do wiadomości, przynajmniej narazie. Jedynie wczoraj było blisko kłótni o jakąś pierdółkę, ale sama się ogarnęła odrazu i zatrzymała to mówiąc że nie chce żebyśmy się kłócili, przyszła się przytulić i w tym przypadku wszystko super i na spokojnie, jak dawniej. Natomiast ciągle zauważam lekkie zmęczenie i jakąś taką "upierdliwość" od czasu do czasu. Bo wspaniale jest usłyszeć "kocham Cię", ale nie koniecznie 150 razy dziennie. W dalszym ciągu mam bardzo wiele sprzecznych emocji w ciągu dnia. Od "matko, jaka sielanka" po "nie wiem, może ja powinienem zostać seryjnym ruchaczem i nie nadaje się do konwencjonalnego modelu życia?" albo "może przejść na celibat, zamknąć się w pokoju i nie wychodzić aż zrobię te 35346 zaległych rzeczy z mojej listy?". Ciągle wyczuwam lekki (bądź mocniejszy) wyrzut między wierszami kiedy chce poświęcić się na 100% pracy i nie mam ochoty na jakieś wspólne wyjścia, kolacje, oglądanie filmów itd (a nie mam, jestem teraz zestresowany). Na chwilę obecną niestety nie mam czasu na wycieczki, może po Nowym Roku coś pomyślę. Ciężko mi stwierdzić czy moje obniżone samopoczucie to tak naprawdę głównie jej wina, coraz częściej wydaje mi się że gdyby w innych sferach wszystko było fantastycznie to kwasy z nią nie byłby tak dotkliwe, albo łatwiej byłoby mi podjąć jakąś decyzję. Niestety teraz zaczynają się poważne schody w biznesie, strategie których używałem od zawsze przestają działać, rynek się zmienia na oczach, będe musiał wszystko przebudować i kurewsko mnie to stresuje. Widzę przed sobą ciemność i nie wiem co dalej, nie sposób do końca przewidzieć. Napewno droga będzie długa, stroma i pod górkę. Będę potrzebował dużo spokoju, siły, dyscypliny i wytwałości. Na sezczęście moja siostra jest w tym ze mną (robi prawie to samo, w sensie bazuje na tym samym modelu), ale że nie robimy tego razem to będę musiał wszystkim zająć się sam. Nadmiar pracy ktorą muszę zrobić jest przytłaczający a nie ma przed tym ucieczki. Narazie lekko wycofałem się emocjonalnie i obserwuję jej i swoje reakcje. Przyczaiłem się w cieniu i czekam. Myslę że kolejnej kłótni o jakieś gówno mogę już nie znieść, wybuchnąć i przeteleportować się do jakiejś chatki w lesie.
  3. Kilka spotkań. 4 albo 5. Wcześniej był cyc itd ale trzeba było trochę poczekać na sfiniszowanie sprawy. Kumpel poznal swoja obecna dziewczyne (małolatę) z ktora jest już chyba 2 rok przez "zaadoptuj faceta". Ja przez internet zainicjowałem dwie znajomości, ale nie były to żadne portale randkowe tylko stronki zagraniczne gdzie wrzuca się swoje prace artystyczne, zdjęcia itd. Wiele pięknych (i niestety często pojebanych) artystek tam przesiaduje, a wiele artystek to nimfomanki. Zrobiliśmy offtop.
  4. Tamten Pan

    Ex-machina

    Szok. Niedowierzanie.
  5. Tamten Pan

    Ex-machina

    Nie wierzę, że nikt jeszcze nie wrzucił. Jeden z lepszych filmów obejrzanych przeze mnie w ciągu ostatniego roku. Porusza tematy sztucznej inteligencji i kobiecości. Świetnie zagrany, genialnie budowany klimat i napięcie. Zakończenie - naprawdę daje do myślenia Więcej już nie piszę, żeby nie spoilować. http://www.filmweb.pl/film/Ex+Machina-2015-686419
  6. Też tak uważam. Widzę swoje miotanie się. Ok, czego się boję: 1. Już 3 razy w życiu miałem tak, że po zakończeniu: (1) jednej "luźnej relacji" - czyli seks+zakochanie [rozdziewiczyła mnie] ale bez związku (2) jednego związku (z chorą psychicznie dziewczyną którą kochałem po czubek głowy) i (3) jednej długo ciągnącej się znajomości bez seksu (!) totalnie mi odpierdalało i potrzebowałem kilku lat żeby sobie wszystko w głowie poukładać, mimo że w międzyczasie były inne dziewczyny w moim życiu, a sam ze sobą też zawsze dobrze się bawię i nie potrzebuję ciągle czyjegoś towarzystwa. Raz to było zakochanie i efekt pierwszej dziewczyny (wymarzonej) i bycia szczeniakiem, drugi raz długi związek z toksyczną osobą zakończony jej śmiercią, trzeci raz - nie wiem co mi odjebało, spotkałem się z tamtą dziewczyną (typowa laseczka-laleczka-hipsterka) tylko kilkanaście razy na przestrzeni dwóch lat, raptem zdałem sobie sprawę że robie się chorobliwe zazdrosny, ciągle o niej myślę i ogólnie mózg mi się przegrzewa. Uznałem że czas to zakończyć zanim mi zupełne odpierdoli ...zakończyłem i zabołało jakby mi ktoś jaja rozgniół, mimo braku seksu między nami i czegokolwiek w miare poważnego. I trzymało przez 2 lata. Po prostu miałem jakiś "bluescreen" w mózgu. I spróbuj tu zrozumieć sam siebie. Boje się że znowu tak będzie. Jestem bardzo wrażliwym facetem, potrafię lecieć w życiu VaBank w wielu kwestiach i podejmować skalkulowane ryzyko, ale rozstania z ludźmi zazwyczaj mają na mnie zajebiście zły wpływ. Tutaj dochodzi fakt, że z nikim w życiu nigdy tyle nie podróżowowałem (bodajże 9 państw na różnych kontynentach i mam z tego okresu wiele wprost bajecznych wspomnień), nigdy nie mieszkałem razem z żadną inną kobietą, nigdy żadna dziewczyna tak mi nie zaimponowała, nigdy w żadnej nie widziałem tylu zalet w jednej samicy, z żadną nie miałem tylu wspólnych cech, itd. Nie mówię teraz że jest boginią z planety Wenus, wiem że ma dużo wad - przedstawiam tylko obiektywne i namacalne fakty. Mam wrażenie że jak to skończę to będę potrzebował psychoterapii i może lekoterapii żeby się ogarnąć, albo po prostu przez długi czas będę się czołgał i płakał jak mały piesek. Oczywiście może być też tak że wybiegnę jak wielki pies spuszczony ze smyczy, zacznę odrazu szaleć i będę żył długo i szczęśliwie, ale jakoś ta opcja nie wydaje mi się zbyt prawdopodobna. Boje się że dopadnie mnie "bezsens egzystencji" i Weltschmerz jak sam skurwysyn. 2. Ona jest we mnie zakochana mega-kurewsko-mocno. Niektórzy z was sugerowali, że chce zmnie zostawić itd. Akurat na tyle się na ludziach znam, że widzę to po niej - w jej przypadku to bardziej w drugą stronę - jeśli mi oczy zarosły nią, to jej mną i wszystkie te jazdy robiła prawdopodobnie na takiej zasadzie jak sugerował Brat Jan - baby są zazdrosne i chcą kontrolować, często wiele testów i chorych akcji robią nieświadomie, bo są jak takie zagubione dzieci we mgle. Czują że ktoś je może puścić w ciemności w lesie, to kurczowo chwytają się nogi i zaczynają drzeć się w niebogłosy. I dużo czasu trzeba żeby je uspokoić. Nie usprawiedliwiam jej teraz, bo widzę popierodlenie wielu jej zachowań, ale rozumiem motywy (tak jak można rozumieć motywy Hitlera nie chwaląc go jednocześnie). Myślę że gdybym zerwał z nią podczas okresu pokoju i sielanki, kiedy mówi mi 20 razy dziennie jak bardzo mnie kocha, to miałbym dodatkowo w sobie ogromne poczucie winy i ciągłe myśli typu "co ja zrobiłem, przecież to by się ułożyło, zraniłem ją i siebie, itd." Możliwe że ona ma coś nie tak z psychiką a je tego jeszcze nie widzę, ale widzę że mnie kocha w swój samiczy sposób. Poza tym robiłem jej inwigilacje komórki, facebooka itd. Nie znalazłem absolutnie nic co by było chociaż w jednym promilu podejrzane. To jest bardziej typ emocjonalnej czarnej dziury/kogoś kto trzyma się kurczowo faceta i chce go koniecznie zatrzymać niż latawicy/zdradzieckiej pizdy. 3. Boje się ponownego wejścia na rynek "głupich dup", bo taka niestety jest większość. Roszczeniowa, głupia, słaba w łóżku, jebnięta umysłowo (to ogólnie dotyczy większość Ziemian, ale Panie przodują). Przedłużonego celibatu też się boję. Po śmierci mojej dziewczyny przez prawie rok zadowalałem się swoją grabą i był to nieciekawy okres w moim życiu. Nie mogłem się na niczym skupić, bo ciągle myślałem o ruchaniu. 4. Boje się że ten Weltschmerz z punktu 1 bardziej utrudni mi skupienie się na biznesie i rozwoju niż bycie z nią. 5. Ciągle mam wrażenie że jej spadnie ciśnienie w życiu (skończy studia, sesje, przestanie pracować fizycznie itd), przetrawi śmierć dziadka, przetrawi tę "zdradę" którą sobie wkręciła i znów będzie jak dawniej. Wiem, brzmię pewnie jak totalny frajer, ale nie ma sensu siebie i Was okłamywać- tak właśnie czuję, zwłaszcza że zanim ten motyw z dyskiem wyszedł to było zajebiście. To jest ten motyw gdzie emocje pokazują środkowy palec mózgowi. 6. Za każdym razem jak już "podejmę decyzję" np. po kłótni - wstaję kolejnego dnia rano, ona mnie przytula, dostaję ciepło, akceptację i inne chemikalia i większość moich przemyśleń idzie w pizdu. Pamięć zostaje, ale emocje się zmieniają. Jak okazuję zimno (ignoruję ją) albo dalej ignorujemy siebie, to i tak przemyślenia szybko się zmieniają i znów powrót mentalnie prawie do początku. To jak jakaś schizofrenia.
  7. Ja "ogólnie to" lubię porno, ale uważam że: 1) Strasznie przepierdala czas. Trzeba ogromnej samodyscypliny żeby nie zrobić z niego kolejnej "zgniatarki godzin". Zapewne nie jestem jedynym facetem który pornsa do obalenia kapucyna potrafi szukać 20 albo 30 minut. Nawet jak ma się swój ulubiony repertuar, i tak zawsze chce się czegoś nowego. Mózg się przyzwyczaja i szuka nowych widoków/panienek/bodźców. Dlatego też: 2) Zauważyłem że przez pornole kręcą mnie coraz dziwniejsze rzeczy. Np. kiedyś oglądalem "zwykłe" porno, później hardcore, anal, później orgie, później przewinąłęm się nawet przez kobiecą dominację, sado-maso, poniżanie, cuckolding i inne bardzo popieprzone rzeczy. Fetysze z którymi w realnym życiu nie chciałbym mieć nic wspólnego. Teraz przeważnie staram się tego szajsu unikać i przeważnie unikam, bo normalne to nie jest i zazwyczaj jeszcze czysto "aktorsko" - zagrane żałośnie. Bez porno raczej bym do czegoś takiego nie doszedł i nawet o tym nie pomyślał. 3) Nieraz po zwaleniu do pornola czuje się zwyczajnie źle. Katolicką "winę" zwalczylem już dawno i czasami włączam sobie pornsy po prostu dla relaksu i przyjemności, ale jeśli np. skuszę się z rana, to mam takie wrażenie jakby ktoś dał mi po mordzie z liścia. Albo jakbym sam sobie dał, kutasem. Takie poczucie osłabionej woli, zmarnowanego czasu i wyruchanego mózgu. 4) Jest wiele badan o tym, że porno pierdoli mózg, dosłownie. Nie pamiętam teraz adresu, źródła, ale natknąłem się na kilka bardzo ciekawych artkułów na ten temat. 5) Często przeglądając filmiki natrafia się na mega obleśne rzeczy, np. orgie gejowskie, shemale anal (a my naiwnie myslimy że to jakaś panienka z fajnym tyłkiem...), jakieś chore motywy typu rozszerzanie dupy tak że prawie mózg widać, ruchanie jednej małej laseczki na 28 murzyńskich batów i inne zwyrodniałe rzeczy o których nie będę tutaj pisał. Nie wierzę że to w jakiś sposób nie miesza w emocjach i w mózgu. What once was seen cannot be unseen jak to anglosasi mówią. 5) Nie jest tak, że wszystko jest dla ludzi. Np. wiadomo, jak ktoś wypija kilka piwek tygodniowo to raczej nie wpadnie w alkoholizm. Jak ktoś popala trawkę to prawdopodobnie nie zostanie ćpunem. Ale jak ktoś wpierdala sobie heroinę w kanał to istnieje ogromne prawdopodobieństwo że skończy na odwyku albo w trumnie. Ludzie często przeceniają swoje możliwości. Ja nie jestem uzalezniony od niczego (może poza seksem jako takim, ale to jak każdy facet), ale czuję że oglądanie porno jest w moim przypadku dość kompulsywne i muszę nieraz z nim walczyć, a to niezbyt dobry znak. Ale jak się ogląda od czasów podstawówki to nic dziwnego. btw. też preferuję naturalną urodę, większość aktorek porno to pasztety ze sztucznymi cyckami i dupami, dlatego często wybieram amatorskie pornsy gdzie dziewczyny wyglądają naturalniej i bardziej niewinnie
  8. Aras, rzecz w tym że skoro widziała zdjęcia tych wszystkich dziewczyn na dysku (przecież gdyby nie to, to by nie wiedziała kogo pieprzyłem a kogo nie, mam mnóstwo dziewczyn na FB, większość to zwykłe znajome) to moja ściema nic by nie dała. Poza tym nie chciałem mieszkać z dziewczyną przed którą musiałbym wszystko ukrywać, nie takie było założenie. Wcześniej gadaliśmy czasamii o swoich byłych i było ok - wiadomo że ani faceci ani kobiety nie lubią o tym słuchać, ale wycinanie swojej przeszłości i robienie z siebie tajnego agenta KGB to tez nie jest trwały pomysł. Gdybym bezmyślnie nie dał jej tego dysku to pewnie dalej byłoby OK. ALBO, jak VascoDaGama wspomniał, wymyśliłaby sobie inny powód. (I nie, nie mówiłem tego z satysfakcją. bardziej zdziwiony "skąd ona wie?") Niemniej jednak wiele rzeczy zjebałem gubiąc ramę po drodzę. Ale wiem, że gdybym cofnął się w czasie i nie miał teraźniejszej pamięci, to zapewne znowu bym zjebał, bo zakochanie otłumania i facet emocjonalnie zachowuje się jak merdający ogonkiem szczeniaczek. Faktycznie, dalej jest tak że natłok pozytywnych emocji i wspomnień przysłania mi te negatywne, chociaż kwas który z nich wypłynął ciągle pływa gdzieś "pod powierzchnią". Np. ostatni raz kłóciliśmy się tydzień temu, przez ten czas spokój (poza jej "słodką upierdliwością" typu przytul mnie koniecznie teraz, akurat jak się za coś zabrałeś), ale fala czułości i wyznań jakim mnie zasypuje przykrywa te wszystkie "chyba chcę być sam" itd. Żadna dziewczyna nie była dla mnie nigdy taka delikatna, wrażliwa i czuła. Słyszę "Kocham Cię" kilkanaście razy dziennie, albo częściej. A ja prawie nigdy się nie przywiązywałem, po prostu dymałem. Więc teraz mam ostry dysonans poznawczy i mindfuck. Skoro kolesie z dużo większym 'licznikiem' ode mnie i również ogarnięci życiowo mają ostre traumy po rozstaniach i to z "głupimi dupami" które nic w życiu nie osiągneły i raczej nie osiągną, to nie ma powodu myśleć że ja jestem jakimś wyjatkowym przypadkiem wybranych przez Wszechświat który rozstanie zgasi sobie o czubek nosa, jak rosyjski mafiozo papierosa. System (biologiczny/emocjonalny) wszystkich prawdopodobnie wyrucha. Tak sobie myślę- jej pierwszy chłopak był głupim ćpunem który robił jej mega jazdy, chciał skakać z okna u niej w domu itd. W koncu uznała że nie ma siły na idiotę, wypierdala z Polski na studia za granicą i zostawia go. Może jej teraz brakuje takich schematów i emocjonalnych jazd. Oczywiście ona twierdzi że nie, ale kto by się przyznał (może sama nie wiedzieć). Narazie jestem na etapie lekkiego wycofania emocjonalnego i obserwacji. BTW. nie pogardziłbym opiniami innych Pań na ten temat
  9. Podstawa: musisz wiedzieć, czy masz łupież suchy, czy tłusty. Jeśli masz łupież dlatego, że skóra Twojej głowy jest przesuszona, a kupisz sobie szampon przeciwłupieżowy do skóry przetłuszczającej się, to możesz już kupić sobię szufelkę i taczkę do sprzątania łupieżu. Ja kiedyś wydawałem po 80zł na jakieś cuda niewidy z apteki, pomagało na chwilę, ale zazwyczaj głowa mnie swędziała i piekła. Do tego jeszcze przeczytałem że często te szampony "większego kalibru" z połowa tablicy mendelejewa (mój miał jakieś substancje przeciwzapalne) prowokują wypadanie włosów i później w wieku 30 lat ma się łysinkę albo zakola. Ja odkryłem, że mam skórę suchą i teraz używam zwyklego Head and Shoulders do skóry suchej z nawilżającym olejkiem z migdałów. I wszystko git. Przy okazji: przy każdej zmianie szamponu łupież znów powróci, musisz używać tego samego. Szampon z rzepy też spoko i wszystkie naturalne opcje, pod warunkiem że właśnie nie wysuszy Ci skóry.
  10. Witam, Gastrolog powiedział mi, że mam przypadłość która jest w tym samym zbiorze co IBS, ale nie jest IBS-em. Nie mam celiakii, brzuch raczej mnie nie boli, zazwyczaj nie mam nieprzyjemności w WC (ale czasami muszę chodzić tam zbyt często), wymiotów też nie ma ani refluksu. Natomiast: codziennie burczy mi w brzuchu, dźwięk jakbym miał tam Chupacabrę albo innego Chewbacę 0 zwłaszcza po jedzeniu. Brzmi to śmiesznie, ale mnie nie bawi. Bez względu na to co jem, moje flaki wgrywają pierdolone symfonie i dubstepy. Zazwyczaj jem mało, ale ogólnie bez względu na to ile jem i tak zawsze czuje się "zapchany" i ociężały - np. zjem 2 kromki chleba (obojętnie jakiego) z szynką a później przez 4 godziny czuje się wypchany i napęczniały, jakbym zjadł 2 duże pizze i popił 2 litrami coca-coli. Głodny jestem raczej od święta, zazwyczaj zmuszam się do jedzenia. Ciężko mi też jeść bez popijania, jeśli coś nie smakuje mi "zajebiście w pizdu" i nie połknę tego w kilka minut (nieraz zdarzało mi się pochłonąć kebab 2 razy szybciej niż przypakowani koledzy) to zazwyczaj potrzebuję litra ciepłej herbatki ziołowej żeby wszystko zjeść. Nie zawsze tak jest, ale zazwyczaj. Bez popijania mam sucho w gębie i czuje się jakbym jadl trawę, ciężko jest mi przełykać żarcie. Ogólnie zazwyczaj jem tak wolno że wszyscy mnie wyprzedzają, nawet laski. Słodyczy i cukru prawie nie spożywam, jakoś mnie odrzuca, nie lubię. Tylko miód, czasami. Miałem robioną dwa razy kolonoskopię i raz gastroskopię + zestaw badań genetycznych, gastrolog po tych wszystkich badaniach dalej nie wie co mi jest. Dostawałem różne tabletki, probiotyki itd, ale nigdy nie pomagały. Zastanawiam się nad pójsciem do psychiatry, mój ojciec zasugerował że może po wzięciu jakichś lekkich mózgotrzepów mogłoby mi przejść. Psychoterapeuta miał podobny pomysł. Kiedyś byłem u jakichś mnichów-ziołolekarzy, ale kazali mi przestać jeść nabiał, gluten, cokolwiek słodkiego Mam pytanie do Marka: dlaczego pytasz o zjawiska nadprzyrodzone w dzieństwie i o kościół? Moja matka jest mega obsesyjną Katoliczką, potrafiła swojego czasu robić całodniowe afery o to, że posprzątełem caly dom w niedzielę (bo co ludzie pomyślą,jaki wstyd, bo grzech itd.). Zjawiska paranormalne : były i to dość ostre jazdy, w dodatku takie które doświadczałem razem z kimś (np. z mamą albo z ojcem), ale tylko kilku osobom o tym opowiedziałem, bo większość puka się w głowe, sugeruje psychiatryk albo zasypuje mnie jakimiś idiotycznymi wytlumaczeniami (np. ktos: wydawało ci się Ja:-ale...nie tylko ja to widziałem i słyszałem Ktos: eee...to zbiorowe halucynacje w takim razie, pewnie zjedliście coś nieświeżego -Ja: no kurwa...) W dzieciństwie żadnych okropnych traum nie miałem, jakoś nigdy nie byłem kozłem ofiarnym i nie bylem bity, ale moja mama zawsze była ponerwicowaną neurotyczką, mój ojciec naukowcem żyjącym w swoim świecie + mnóstwo osób ze mnie polewało/"współczuło mi", że jestem chudy jak szkielet i pierdolili bzdury że "muszę jeść więcej!" (thank you, Captain Obvious)- oczywiście efekt tego jedzenia był taki, że wszystko wylatywało dupą a ja dalej byłem chudy). Zmuszanie mnie do jedzenia przez babcie, ciocie itd. też oczywiście zawsze przynosił odwrotny efekt. Po powrocie do PL zrobię chyba jeszcze kilka badań a później śmignę do psychiatry i zobaczymy czy moja teoria ma sens. Podobno jelita to najbardziej połączony z naszym mózgiem organ w całym ciele, a wg gastrologa problem tkwi w ruchach gastrycznych jelit.
  11. Ej, czemu tak wszyscy chłopaka od samego początku tyracie? Nie macie jakiejś obsesji z tym "sprzedawaniem"? Ja tutaj nie widziałem ani jednego postu który by podchodził pod sprzedaż (chyba że coś mnie omineło). Trochę się momentami czuję jak w komentarzach na wp.pl przez to
  12. Dochód pasywny jako taki to mit, zwłaszcza w zestawieniu z wizjami typu "siedzę na plaży na Karaibach a kasa sypie się z nieba do końca życia" Można go osiągnąć, wielu osobm się udało (np. mi, mojej siostrze i kilku znajomym) i w teorii to mógłbym sobie wziąć teraz np. pół roku wolnego, tylko że dochód pasywny nie oznacza że będziesz go miał do konca życia. Jak przestaniesz dbać o swoje źródła, to w końcu wyschną. A to boli jak upadek z 12 piętra na beton. Nawet rzeczy które serio generowały "pasywnie" mnóstwo kasy, np. przemysł muzyczny w latach 90 - teraz np. nie działają. Weszło spotify, Apple Store i inne wynalazki gdzie muzykę kupuje się za grosze i sprzedaż płyt spadła prawie do śmiesznych liczb. Ci co się zarobili to ich, ale teraz model biznesowym na rynku muzycznym polega na graniu koncertów, a płyta jest bardziej reklamą i czymś co nagania na koncerty. Trzeba zapierdalać. Sztuka w tym żeby robić coś co się lubi, wtedy to zapierdalanie jest fajne i daje satysfakcje. Jak masz wystarczająco dużo pieniędzy, to większość się od ciebie "odwali". Niestety często bliscy znajomi też się "odwalą", bo będą myśleć że kradniesz, oszukujesz, dostałeś od mamy albo sprzedajesz narkotyki małym dzieciom (true story). Ale za to możesz większośći ludzi powiedzieć "pierdolcie się" bez większych konsekwencji. Np. swojemu zjebanemu szefowi. Polecam "F.U Money" Dana Lok'a (="Fuck You" Money) Nieruchomości to chujowy biznes (chyba że ma się własną wielką agencję, albo nimi handluje/jest się developerem) i z pasywnością nie ma wiele wspólnego. Mam nadzieję, że nie naczytałeś się Kijosakiego, bo Kijosaki to pała który pierze mózgi "kołczom" w za dużych koszulach. Mój znajomy wynajmuje nieruchomości. Ma chyba 3 spore mieszkania w Poznaniu, a zarabia na tym jakieś śmieszne pieniądze. Co prawda, wiadomo, to zawsze pieniądze w kieszeni, ale tak się nie dorobisz. A on miał farta i je odziedziczył, jakby miał kupić to byłaby lipa. Inwestycja raczej średnia, bo zwrot chujowy, może co najwyżej "bezpieczna". Pomijam sprawy w polskim sądzie z ludźmi wiecznie nie mającymi pieniędzy, matkami z dziećmi które trudno wyeksmitować, agresywnymi debilami itd. Mój znajomy od 3 lat sądzi się z...prawnikiem który sobie w jego mieszkaniu zrobił kancelarie i nie chce płacić. Wywalenie go stamtąd było podobno ciężką misją, teraz zostanie ściągnięcie pieniędzy. Odnośnie wolności i biznesu, to polecam Fastlane Millionaire MJ DiMarco - biblia inteligencji finansowej imo. A z TV shows "Shark Tank" , też bardzo edukacyjne. W ogóle, uwierz mi, jak będziesz miał biznes który przynosi dużą kasę, to uzależnisz się od samego zarabiania pieniędzy i nie będziesz chciał leżeć całe życie na plaży z palemką z drinkiem ani oglądać seriali, bo będzie Cię to nudziło do porzygu już po kilku dniach. Będziesz chciał zapierdalać, a jak nie będziesz zapierdalał i tworzył, to dostaniesz depresji. Ja lubie podróżować i czasami się poopierdalać, ale bezczynność i bumelanctwo mnie męczy, dostaję ataków niepokoju. Poza tym zbudowanie dochodu pasywnego to setki godzin zapierdalania. Jak się ma farta i się dobrze wstrzeli to czasami kilka miesięcy, ale trzeba to jeszcze utrzymać. Wielu ludzi ma do pieniędzy takie podejście jak grubasy do chudnięcia. Idą na dietę, idą na siłownie, chudną kilka(naście) kilogramów. Później znów zaczynają żreć śmieciowe żarcie i spędzać całe dnie przed TV i wracają do tego samego. Wolność finansowa to jest styl życia który wymaga dyscypliny. Myślisz że np. Mark Zuckerberg nie ma pasywnego dochodu? Pewnie że ma, z samych procentów od tych dziesiątek miliardów które ma na koncie. A codziennie siedzi w siedzibie Facebooka kilkanaście godzin i zapierdala. Z Jobsem było tak samo. Każdy kto odniósł zajebisty sukces tak żyje, ciagle szuka nowych możliwości. Rynki ciągle się zmieniają i ciągle trzeba się dostosowywać. Biznes to w dużej mierze cel sam w sobie, a problemy ma się zawsze. Więc jest wybór - mieć problemy jako biedak i nie mieć pieniędzy np. na leczenie chorej babci albo rodziców, albo mieć problemy jako dobrze ustawiony facet w swoim nowym mercedesie. Ja wolę tą drugą opcję. Tip: Don't focus on making money. Focus on providing value.
  13. Ja bym na to popatrzył w ten sposób - w dupie miej pod jakie zachowanie to podpada, bo to trochę jak z tymi PUA-alfa-udawaniem chuj-wie-kogo i ciągłym analizowaniem czy "podobam się dupom", tylko w trochę inną stronę. Jakby np. mały chłopiec szedł z wózkiem i miał problem na schodach, to byś mu nie pomógł? Czy pomógł? Jak czujesz że chcesz pomagać, pomagaj. A jak masz to w dupie, to pierdol normy społeczne i niech sobie same mamuśki radzą. Ja tam nie widzę w pomaganiu kobiecie z wózkiem żadnego powodu do wstydu (tak jak w pomaganiu komukolwiek innemu kto nie ogarnia), chyba że się nie chciało, a uległo jakiejś presji wewnętrznej/zewnętrznej.
  14. Hej Panowie, dzięki za odpowiedź. Nie spodziewałem się że ktoś to w ogóle przeczyta. Daliście mi mocno do myślenia. Gwoli ścisłości, to ona nie wzięła bez pozwolenia mój dysk (przenośny) - sam go jej dałem, żeby mogła sobie zgrać zdjęcia. Natomiast prawdą jest że wlazła bez pozwolenia w dwa inne podfoldery w folderze ze wszystkimi zdjęciami. I że wpierdoliła się na mój komp podczas podróży i na mojego Facebooka, bo nie chciałem jej sam pokazać (facepalm). Jeśli chodzi o "ma coś za uszami" - akurat mam do jej kompa hasło i czytałem kilka razy jej fb (bo właśnie podejrzewałem to co mówicie) - ale poza jedną starą rozmową z jej byłym w której raczej go dołowała nie było nic interesującego. Komórkę ma bez hasła, też nic tam nie ma. Ona ma dwa kierunki i pracę i treningi, więc wątpie żeby miała czas na jakieś szmery bajery. Myślę że to bardziej w drugą stronę - ma niską samoocenę z jakiegoś powodu (dzeciństwo czy inny chuj) i panicznie się boi że ją zostawie, więc odpierdala manipulacjei i Co do reszty - zgadzam się. Ja się nie czułem winny, wgrała mi to. Kurwa, moja siostra nawet mówiła (bardzo inteligentna kobieta) żebym uważał i nie dał się na dzieciaka złapać. Ogólnie miala podobne spostrzeżenia do Was. Teraz załapałem lekką paranoję. Mój stan psychiczny od tamtego wyjazdu faktycznie spadł w pizdu. Postanowiłem skonsultować się jeszcze z jednym znanym coachem od relacji damsko męskich który jest moim kumplem. I z psychoterapeutą. Im więcej osób mnie opierdoli tym będzie mi łatwiej zedrzeć pizdę z oczu. Czuje się, jakbym miał wyrwać sobie zęba. Stałego, lekko rozchwianego, ale jednak.
  15. Ok, czas żebym w końcu opisał moją obecną bolączkę. Długo się zbierałem. (BAAARDZO DŁUGI POST, 7 stron A4, kurwa! Nie dało się chyba krócej. Ale myślę, że warto - pouczające. JEST ZWROT AKCJI I CLIFF HANGER + rzeczy ku przestrodze, których nigdy nie należy robić). Bardzo chciałbym poznać Wasze opinie na ten temat. Najpierw opiszę sam kwas, a później co było „za kulisami”, bo sprawa jest dyskusyjna. BTW. pisałem też o moim obecnym związku w temacie "Związek "idealny"?" Kiedy poznałem moją kobiete wszystko było - wiadomo - idealnie. Wydawała się pewna siebie, nie była zazdrosna, rozmawialiśmy czasami o byłych i wszystko było OK, zdrowa relacja dojrzalych emocjonalnie ludzi. Wprowadziłem się do niej po 10 miesiącach znajomości (co opiszę w późniejszej części tego wpisu). Po wprowadzeniu sie pod jeden dach zaczeła RAPTEM (po miesiącu albo dwóch) robić się dziwnie zazdrosna. Np. pisałem na FB z jedną koleżanką którą kiedyś pieprzyłem (normalna niewinna gadka-szmatka), ona akurat stała za mną i zobaczyła jej imię. Chwilę później robi wkurwioną minkę i pyta: "A kto to jest *imię*? " Mówię, że koleżanka. Ona: pieprzyłeś ją? Ja (setki myśli przelatujące przez głowę, w końcu uznaję że nie ma sensu kłamać): ee...tak. Ona: wkurwiona i pyta, dlaczego z nią gadam, czy tamta dalej mi się podoba i tym podobne. Mówię jej, że to nic takiego i żeby się wyluzowała, po prostu tamta zobaczyła że się przeprowadziłem i była ciekawa co u mnie. Powiedziałem też mojej że tamta ma od dawna chłopaka, itd. Wszystko zgodnie z prawdą, nic do laski nie czuję, ale zawsze była wobec mnie OK, więc nie miałem powodów żeby zrywać kontakt albo ją ignorować. Oczywiście tłumaczenia na nic, bo ja „nie powinienem z nią gadać skoro jestem teraz z kimś innym”, na szczęście na ten sam dzień temat ucichł. Ale pretensje były ostre i zapalila mi się w głowie czerwona lampka. Jakiś tydzień później znów siedzę na Pejsbuku, wyświetla się po prawej ta głupia lista znajomych na czacie. Ona: Ej, kto to jest ta *imię* ? Mówię: koleżanka Ona: pieprzyłeś ją? Ja: ee...(najpierw ździwienie - skąd ona wie, później - problem, bo pieprzyłem ją już jak się z moją obecną dziewczyną znaliśmy, opiszę to poniżej)...tak. Gównoburza, bulwers, foch, pytanie kiedy ostatni raz z nią "to robiłem". Myślę sobie, skoro ostatnio miała taki problem z dziewczyną którą pieprzyłem długo zanim się poznaliśmy, to co będzie jak jej powiem że pieprzyłem tą jeszcze 6 miesięcy po tym jak się poznaliśmy? Więc niestety, okłamałem ją (stupid), że ostatni raz jakoś w grudniu, czyli chwilę zanim się poznaliśmy. W następnych tygodniach/miesiącach pytała jeszcze kilkanaście razy o to kiedy ostatni raz ją pieprzyłem, mówiła że mi nie wierzy, że kłamię, że coś kręcę itd. Ja się ciągle zastanawiałem co się dzieje i co jej tak raptem odjebało, skoro wcześniej była mega w porządku i zachowywała się jak kobiecy Budda, a tu raptem transformacja w psychogirl raz na jakiś czas. Oczywiście potrafiła raptem mi wyjechać z czymś takim w „sielankowych” momentach, po seksie, przed, albo jak się razem relaksowaliśmy i wszystko się pieprzyło. Oczywiście powiedziałem jej że nie toleruję takich akcji i że to moja sprawa kogo mam na pejsbuku i z kim piszę i że ma się wyluzować, a ona się uspokajała i mówiła, że rozumie. Ale okazało się że temat jest dużo bardziej popieprzony, niż mi się wydawało. Wtedy jeszcze nie powiedziałem jej ani razu, że ją kocham (bardzo poważnie traktuje takie deklaracje). Jakiś czas później, znów siedzę przy kompie, gadam z kolejną dziewczyną którą pieprzyłem (AŻ raz), do której też nic nie czuję, ale po prostu ona złożyła mi życzenia na urodziny a ja jej. Moja przechodzi przez pokój za mną i co? Tak, zgadliście: "KTO TO JEST?! DLACZEGO Z NIĄ ROZMAWIASZ?" (Nadmienię tutaj że w międzyczasie gadałem też z innymi laskami, których nie pieprzyłem nigdy i nie pytała mnie o nie..bo gdyby pytała to uznałbym że psychiczna/mega zakompleksiona i uciekł). W tym momencie serio się zestresowałem. Po pierwsze, czy moja kobieta ma zdolności parapsychiczne? Skąd ona wie które dziewczyny pieprzyłem? Jak to możliwe, że zawsze trafia? Można to zobaczyć w rozmowie na żywo po mowie ciała, ale... po rozmowie na facebooku i to jeszcze o dupie maryni? Żadnych zdjęć na fb z tymi dziewczynami nie miałem. Zacząłem tłumaczyć na spokojnie że koleżanka i że nigdy jej nie pieprzyłem (bo dwa razy dostałem już opierdol za przyznawanie się do seksu z innymi laskami i tym razem chciałem mieć święty spokój), ale ona ostro wierciła temat- skąd ją znam, kiedy ostatni raz się widzeliśmy, czy mi się podoba i tysiace innych pytań, wszysko mega agresywnie i blisko płaczu. W tym momencie nerwy mi puściły, zacząłem ją opierdalać żeby dała mi i sobie spokój bo mnie przytłacza, że wyjechałem za nią do innego kraju, dużo droższego od Polski, kraju który mam w dupie (ładnie, ale wolałbym np. Tajlandię), jestem tu bez znajomych, więc jeśli to nie jest dowodem mojego przywiązania i uczucia do niej, to ja nie wiem co jest. Oczywiście argumenty logiczne nie docierały. Zaczęliśmy się kłócić i drzeć na siebie mordy, bo jak normalnie jestem spokojny, tak tu mnie już przysłowiowy chuj strzelił. W pewnym momencie kazała mi popatrzeć jej w oczy i przysiąc że jej nie okłamuje i że nigdy nie pieprzylem tamtej. Zrobiłem to, bo nie chciałem rozpieprzyć tego związku (stupid), zależało mi na niej bardzo. Nie chciałem żeby przez jeden seks z tamtą wszystko się zjebało (później opiszę, dlaczego to zrobilem). Okłamałem ją w ten sposób kilkukrotnie...w żywe oczy. Nie jestem z tego dumny, o nie. Zamieniłem się z faceta w wijącego się piskorza. Tak się nie robi. Później temat wracał kilkunastukrotnie, wiele razy w najbardziej popieprzonych sytuacjach (po seksie, podczas obiadu itd), a moja regularnie wyciągała temat na wierzch z byle powodu, mówila że kłamię, że wie że kłamię, że mi nie wierzy. Kłóciliśmy się o to naprawdę bardzo ostro co najmniej klika(może nawet -naście) razy na przestrzeni kilku miesięcy. W pewnym momencie zacząłem się zastanawiać czy one wszystkie nie skontaktowały się czasami ze sobą. Napisałem więc do tamtej z którą raz się przespałem, żeby się upewnić i żeby poprosić ją, że gdyby moja dziewczyna coś do niej pisała, to żeby potwierdziła moją wersję („tylko koleżanka”). Tamta się zgodziła, zapytała czy moja dziewczyna ma 16 lat że tak reaguje (nie, za to miała coś innego, ale o tym zaraz), pogadaliśmy trochę, wspomnieliśmy jaki to słaby seks był (bylem na kacu i totalnie się nie popisałem) i pośmialiśmy się, ona powiedziala że bardzo się jej podobałem, ja powiedzialem jej że może kiedyś się spotkamy (choć nie mialem takich planów) i wsio. Moja się w tym czasie jakoś uspokoiła i wyluzowała. Powiedziała że jednak mi wierzy i skoro jej tyle razy mówię, że nic z tamtą nie robiłem, to spoko. W międzyczasie, oprócz tego, było sielankowo. Spacery, rowery, plaże, bardzo dużo pracowałem nad biznesem i bardzo produktywnie, wspierała mnie, wspaniały seks, duże emocje, powiedzieliśmy sobie w końcu, że się kochamy, po prawie roku znajomości (ona pierwsza uzyła tych dokładnie słów, gdyby to analizować). Pod koniec, przed samym wyjazdem zaczeły się znowu jakieś jej wątpliwości, byliśmy na wyjeździe autem i pamiętam że spędziliśmy 2 dni na kłótnie, coś jej odwalało, milczała bez powodu, odpierdalała fochy, itd. Teraz przewijka prawie 5 miesiecy do przodu: lipiec tego roku. Wróciliśmy do Polski. Ogólnie wtedy zaczał chorować jej dziadek, do tego mi też trochę obniżył się nastrój (przeprowadzka z pięknego miejsca nad ciepłym morzem na stare śmieci w PL). Często miala zryty humor i pytala mnie o różne głupie rzeczy - np. idziemy na spacer, a ona pyta czy byłem tu i tu z jakąś tam laską i smutne minki i milczenie, itd. No ręce opadają. Końcówka lipca - następnego dnia mamy jechać do Warszawy a stamtąd lecieć na 3 tygodniowy trip do Azji Mniejszej. NOC PRZED jestem u niej, wszystko spoko, raptem ZNÓW WYCHODZI TEMAT TAMTEJ „raz wyruchanej”, pyta mnie po raz nie-wiem-już-który czy jej nie pieprzyłem, mówi, że kłamię, każe mi wymieniać ile mialem przed nią dziewczyn, ich imiona i opowiadać o nich (myślę: chyba Cie pojebalo, co to, przesluchanie na milicji?). Opierdalam ją, chcę już się ubierać i wyjść a ona na to: Ej...mówisz że na pewno jej nie pieprzyłeś, tak? Ja: TAK, KURWA! Daj mi wreszcie... Ona: To co w takim razie robiły na twoim dysku jej zdjęcia? Ja: (zonk i pustka w głowie, jakie zdjęcia? Jakie, kurwa, zdjęcia?) ...Jakie zdjęcia? Ona: Nie kłam. Miałeś na dysku przenośnym jej zdjęcia. Kilka zdjęć. Ja: Jak to? Ona: Parę tygodni po tym jak się do mnie wprowadziłeś, dałeś mi na dysku przenośnym zdjęcia które razem robiliśmy. W folderze z tymi zdjęciami był folder który nazywał się (jakoś tam), widziałam tam miniaturkę swojego zdjęcia. Weszłam i zobaczyłam tam zdjęcia swoje i innych lasek. Między innymi *imie tej dziewczyny z którą byłem i która zmarła* i jeszcze innej która pasowala do opisu twojej pierwszej dziewczyny. Ja też tam byłam. I tamte laski z którymi widziałam że gadałeś. I tamta ruda jebana suka też!! I co teraz powiesz? Dalej będziesz kłamał? (w tym momencie całe życie przelatuje mi przed oczami) O kurwa mać... (mózg mi raptem „zajarzył”): Kiedyś, jak miałem bardzo zły nastrój i prawdopodobne depresję, zrobiłem sobie album ze zdjęciami wszystkich dziewczyn z którymi uprawiałem seks. Taka viagra dla ego, żeby w dni w które czułem się jak frajer, ciota i laps sobie to włączyć, zobaczyc te wszystkie ładne buzie i podbić sobie swoją wartość. Próżne, szczeniackie, trochę głupie, ale skuteczne. I ja, głupek wsiowy niemyty, pała bezmyślna, nie dość że zgrałem ten folder ze wszystkimi zdjęciami na dysk przenośny ze stacjonarnego, to jeszcze wziąłem ten sam dysk przeprowadzając się do niej i zupelnie o tym zapomniałem. Nagroda Darwina dla debila roku. No to teraz moglem albo dalej pociskać ściemy w stylu platformy obywatelskiej i mediów mainstreamowych, ale uznałem że to już dłużej nie ma sensu i się przyznałem że ją pieprzylem, że tylko raz, że naprawdę było słabo i że więcej jej juz nie widziałem na oczy i że nic do niej nie czuję (wszystko prawda) i że było to w czerwcu, krótko po tym jak wróciłem od niej z UK (O tym zaraz). (Nie da się chyba gorzej zjebać, niż kłamać komuś kilka razy w żywe oczy, a później się przyznać). W tym momencie kazała mi wypierdalać ze swojego domu. Myślę sobie: rozjebałeś wspaniały związek z najlepszą dziewczyną jaką poznałeś, debilu. Ty idioto! Dobrze ci tak. No to wstalem, ale zanim zdążyłem wyjść ona zaczęła mnie powstrzymywać i kazała wyjaśniać to wszystko (bo "chociaż tyle jesteś mi winny"): dlaczego to zrobiłem, dlaczego z nią, dlaczego ją okłamywałem w żywe oczy itd. Oczywiście mówienie prawdy i mówienie wprost nie dzialało (prawda jest taka że rzeczywiście kłamałem jej wcześniej kilkanaście razy w żywe oczy, krzycząc jej w twarz kłamstwo , więc zawiodlem jej zaufanie na maksa), mówienie że kłamałem wtedy żeby dała mi spokój i mnie nie opieprzała za przeszlość nie działało tym bardziej. Tłumaczenie ze robiłem to, bo nie mogłem zmienić przeszłości a nie chciałem jej stracić też naturalnie o kant dupy do rozbicia. Przyszla mi też do głowy ciekawe spostrzeżenie: JAK TO? WIEDZIAŁAŚ O TYM JAKOŚ OD LISTOPADA, A POWIEDZIAŁAŚ MI O TYM W....CZERWCU?!? Te wszystkie kłótnie, te wszystkie moje kłamstwa, nic z tego nigdy nie miało miejsca gdybyś mi odrazu powidziała co widziałaś! Co jest z tobą nie tak!? Ona mi na to, że nie była pewna, że nie wiedziała że pieprzyłem tamtą, że się łudzila że może jednak nic mi z nią nie wyszło i wgrałem sobie tam jej zdjęcia bo to mój 'fap folder' i że tym bardziej nie miała pojęcia że coś robiłem z tamtą jak już się znaliśmy...że chciała żebym jej w końcu powiedzial prawdę, bo próbowała o tym zapomnieć, ale jest we mnie zakochana i ciągle jej to nie dawało spokoju i wracało do niej w najdziwniejszych momentach... Szok. Nazajutrz wyjazd, a my na maksa pokłóceni. Kłóciliśmy się i rozmawaliśmy całą noc, w końcu powiedziałem wszystko co mogłem powiedzieć, co, jak, dlaczego tak a nie inaczej i się pogodziliśmy (tak myślałem). Wziąłem ją, byl zajebiscie podniecający seks "na zgodę", wstalem jakąś godzinę później (czułem się jak gówno) i pojechałem na chatę. Teraz rozkmina: jechać do warszawy i lecieć razem czy nie. Pojechaliśmy do lasu na spacer pogadać o tym znowu i co?...powtórka rozmowy z tamtej nocy. Te same pytania, te same wątpliwości, te same wyzwiska na mnie, ten sam płacz, kwasy. No deja-vu. Ale myślę sobie, okłamywalem ją przez tyle czasu, uważa, że ją zdradziłem, mówi że jej rozjebałem samoocenę, zrozumiałe. Ostatecznie ja bylem za tym żeby zrobić sobie przerwe od siebie i skupić się na biznesie (ona jest studentką ale też ma swój biz, pokazałem jej co i jak). Ona że nie, bo ma w domu słabą sytuację, dziadek chory, ona zdołowana, nie może na to patrzeć i nie może mu pomóc, nie chce tutaj zostawać, jedźmy, będzie super, przepracujemy to a i tak będziemy musieli przecież przez to przejść jeśli nie chcemy się rozstawać. Miałem co do tego bardzo popieprzone odczucia i poważnie się nad tym zastanawiałem. A czas krótki. Ostatecznie zrobiła się znowu kochana, powiedziała że mi wybacza, uznaliśmy że jedziemy. Ona spóźniła się na pociąg (placiliśmy z góry) i 120 zł za bilety w dupę. Pojechaliśmy do niej, wszystko było ok, później wróciliśmy na dworzec i pojechaliśmy następnym. No i zaczęło się: w pociągu, przy ludziach, znowu to samo, niewyobrażalna rzeźnia. Opierdolilem ją jak burą sukę, że ma nie robić mi takich akcji przy ludziach, że tego akceptował nie będę i że jak tak będzie odwalać to się rozstajemy. Co prawda nie darła japy publicznie a obok nas siedziało tylko dwóch pijaczków, ale plakała, mówiła przez zaciśnięte zęby, waliła pięscią w kanapę, obgryzała paznokcie itd. Poza tym, kto by nie siedział - tak się nie robi przy ludziach. Ogólnie całą podróż do Poznania kwas i ból, płacz i masakra. W Poznaniu (przesiadka) uznałem że pierdolę, nie jadę dalej, bez sensu. W mojej głowie pojawił się głos: "stary, to cię zniszczy. Daruj sobie. To będa najgorsze 3 tygodnie w twoim życiu, przebolej bilety i podróż i nie leć z nią". Uciekłem gdzieś tam i miałem iść do kumpla, ona dzwoniła, powiedziała że jak nie jadę z nią to ona jedzie sama i będze podróżować sama. To wróciłem (lol), ostatecznie na 2 sekundy przed odjazdem pociągu wsiadłem do niego. Znów mówiła że przeprasza i że mi wybacza i że już nie będzie, że ona nie chce tego robić, ale po prostu tak ją zraniłem że nie może tego ogarnąć a do tego jeszcze dochodzą jej problemy rodzinne (z problemami rodzinnymi to akurat była też prawda, bo dziadek ją wychowywał i był dla niej jak drugi ojciec i z którym mieszkała, ale to osobny temat). Oczywiście kilka minut później znowu się zaczęło. W Warszawie już się w końcu uspokoiła i znów zrobiła się potulna i kochana, ale za to ja czułem się jak gówno. Niewyspany i podeptany psychicznie. Ostatecznie polecieliśmy i powiem tak - sama podróż była bardzo fajna, zobaczyłem wiele zajebistych rzeczy, mam kilkanaście zajebistych wspomnień, niektóre to nawet wspomnienia oparte o moją interakcję z nią (seks w nietypowym miejscu, wspólne podziwianie widoków, lataliśmy na paralotni itd, bardzo fajne rzeczy), niestety jakieś 2/3 tego wyjazdu to był jeden wielki kwas, wypominanie mi po raz 36-ty tego samego, dwie kolejne popy przy ludziach (co prawda nie taka jak w pociągu, przy obcokrajowcach w dużej mierze i już ostatnie jak do tej pory, ale jednak - masakra - później ją tak opierdoliłem że już więcej się to nie zdarzyło, po prostu milczała). Ogólnie przerabialiśmy na okrągło ten sam motyw co podczas nocy której jej to powiedziałem, dokładnie te same oskarżenia, te same teksty, same pytania, łącznie z absurdami typu "w jakiej pozycji to robiliście?!" (oczywiście przez łzy, kilkanaście razy mnie o to już pytała). Raz jej nawet tak odjebało że przestała panować nad sobą w hostelu i zaczęła mnie bić pięścią po żebrach. Nie musze tłumaczyć że kobiety nie bija zbyt umiejętnie i było to raczej groteskowe, ale się wkurwiłem na potęgę, jak ją złapałem za rączunie to myślałem że wyrwę i wyrzucę z balkonu. Klikanaście razy byłem klika centymetrów od zerwania z nią, bo to była gehenna psychiczna. Ale zostawianie w takich krajach kobiety samej (melina i dzicz niewyobrażalna, Polska to przy tych krajach XXIII wiek i futurologia), i to jeszcze blondynki...uznałem że nie, poza tym, kurwa, kocham ją, naprawdę i jakby nie było, okłamywałem ją i zraniłem, więc poczucie winy mi zabroniło tak zrobić. A w samolocie i tak byśmy się spotkali. A jak nie, to bym osiwiał ze stresu, że coś się jej stało. Do tego jeszcze dochodziły te bardzo dobre momenty, bo gdyby nie to one to bym ocipiał i ją rzucił. Na tym wyjeździe kazała mi również pokazać rozmowy z tamtymi "wszystkimi laskami". Odmówiłem, ale odpaliła mojego kompa jak bylem w innym pokoju, a ja mialem zapamiętane hasło do pejsbuka (jakimś cudem, bo zawsze wybieram opcję nieuzupelniania formularzy). No i siedziała, czytała moje rozmowy z tamtą, płakała, opierdalała mnie itd. Dowiedziala się wtedy że gadalem z nią (rudą) już jak mieszkaliśmy razem. Było to kilka rozmów, większość o dupie jadzi, poczas jednej tamta nawet spytała czy "miłość kwitnie" a ja potwierdziłem, ale nieważne- dla niej najistotniejsze było że gadałem z nią, „po co, skoro już mieszkaliśmy razem”? Uznała też, że flirtowaliśmy (jest w tym trochę prawdy, ale robiłem to tylko dla zabawy, nie pisałem żadnych obleśnych ani dosłownych rzeczy, ani nawet nie robiłem żadnych aluzji, po prostu pisałem w zabawy i filuterny sposób, chciazby dlatego że ograniczyłem interakcje ze wszystkimi do mojej dziewczyny i brakowało mi rozmowy z innymi). No i wiadomo – „nie kocham jej, jestem zdradzieckim fiutem, okłamałem ją, już w ogóle mi nie wierzy”, itd...Ale też „nie zerwie ze mna, bo nie potrafi, bo mnie kocha”. Najlepsze jest to, że ona sama też gadała podczas pobytu we Francji ze swoim byłym, ale "ona wtedy źle się czuła" i "nie wie dlaczego to zrobiła" i "przeprasza". Czytałem tamtą rozmowę, nic strasznego tam nie było, prawdopodobnie chciała mu dojebać że teraz ma lepszego faceta i jej się fajnie powodzi a jemu nie, ale jednak hipokryzja widoczna. Wyszło też że z jeszcze inną laską spotykałem się i dymałem aż do maja, więc w czerwcu miałem 3 laski i ona była jedną z nich. Była zachwycona (czyt. harpia w ciele kobiety). Dowiedziałem się, że jestem obrzydliwym zboczeńcem, że ona mnie tak kochała a ja ją zdradziłem, itd. Całą podróż, poza tymi dobrymi momentami wyglądała właśnie tak, myslę że bardzo dużo siwych włosów sobie wtedy wyhodowałem. Nie umiem nawet policzyć tych kłótni –w chuj. Po powrocie uznałem, że jeszcze jedna kłótnia i nara, nie jadę z nią dalej w świat (musiała dokończyć studia w UK, ostatni rok), zostaję w PL i nawet jeśli zjebałem, to mam to w dupie, bo to ja jestem w moim życiu najwazniejszy. Dałem jej to do zrozumienia. I co? Nie było kłótni. Żadnej. Zero. Znikły! Zrobiło się słodko, potulnie, zajebiście, jak na początku znajomości. Bosko po prostu. No i wynajęliśmy mieszkanie w UK i pojechaliśmy. W samochodzie już kwas (!), jeszcze do tego przy moim ojcu (!!!!) który nas podwoził na lotnisko, bo... polajkowałem zdjęcia z podróży naszej wspólnej koleżanki z którą się kiedyś całowałem (..rok lata przed poznaniem mojej?) No i „po co lajkowałem skoro brzydkie zdjęcia, skoro nic do niej nie czuje, po co lajkuje, no po co?” Co prawda był to „łagodny” kwasik (po prostu milczenie i sfochane minki), ale znowu 'chuj nie strzelił', dostała opierdol bardzo sążny w hotelu. Przeprosiła mnie. W samolocie znowu jakiś foszek, na dworcu autobusowym to samo, już nie pamiętam o co. Ogólnie tak jak wcześniej miała w dupie inne dziewczyny, oprócz tych z którymi gadalem a które widziała w moim magicznym folderze, tak teraz czepiała się o wszystko co się ruszało i miało cycki. Po przyjeździe - ZACZĘŁO SIĘ, już kilka dni po wprowadzeniu się do nowej meliny. Dokładnie to samo co na wyjeździe. Te same pytania, na które odpowiadałem już setki razy, te same wyrzuty, te same wypominki, fochy najczęściej po seksie ("bo przypomniała mi się tamta ruda suka, z nią też robiłeś tak i tez ją tak trzymałeś za tyłek?" itd..), płacz z byle powodu, cisza, wyrzuty itd. itp. W tym momencie już moja kurwica sięgnęła zenitu, tylko że niestety zapłacone już za cały rok za internet, wpłaciłem kaucję, pokupowaliśmy meble, różne rzeczy do mieszkania itd... Później chwila spokoju i znów sielanki jak na początku związku, co mnie oczywiście rozmiękczyło, później znowu kłótnie - nie pamiętam już o co, ale często o pierdoly (np. byłem za długo w łazience o 2 minuty i opierdol, także już nie tylko o tamtą rudą, zaczęły pierdolić się też inne sfery. Naturalnie jak ona robiła problem z niczego to ja też w pewnym momencie wybuchałem i ją opierdalalem i sprowadzałem do poziomu, ale nic z tego konstruktywnego nigdy nie wynikło). Jak zacząłem stosować technikę "jak ty fochasz i robisz problem, to ja spierdalam z domu i się ogarnij sama", to po powrocie miałem jeszcze gorszą rzeźnię. "Dlaczego mnie zostawiłeś skoro mnie kochasz? Jak możesz patrzeć jak placzę i nic sobie z tego nie robić? Nie zostawia się tak osoby którą się kocha. Moja mama nigdy mnie tak nie zostawiła, zachowujesz się jak psychopata, niszczysz mi psychikę!" itd. To wszystko wyciskane przez łzy w ataku histerii. Jak zostawałem, to byłem zalewany wyrzutami, atakami, pretensjami. Te same pytania w kółko, do porzygu, jak na przesłuchaniu gestapo. Ostatecznie uznałem, że daję sobie czas do stycznia i zacząłem wszystko zapisywać - od 6 października mieliśmy kilkanaście kwasów/spin, w tym kilka zajebiście okropnych kłótni z darciem ryja, i trochę mniejszych spinek i przepychanek, albo po prostu jej nagłych zmian nastroju. Wychodzi z kalkulatora że od 6 października (a wcześniej też było kilka poważnych kwasów, ale nie zapisywałem żeby się nie skupiać na negatywach) średnio co 6 dni mieliśmy ostrą kłótnie z mega popierdolonymi emocjami, a co 3 dni następowało jakieś przysranie się do mnie albo coś, co mogłoby przerodzić się w kolejną mega-kłótnie gdybym się jakoś nie opanował i jej nie uspokoił, albo jej wahania nastroju. Do motywu "zdrady" doszedł kolejny - zmarł jej dziadek, z którym od dzieciństwa mieszkała i który ją wychowywał, co zupełnie rozpierdoliło jej psychikę (wcześniej zmarł jej ojciec jak miała 13 lat), więc zrobiło się jeszcze ciaśniej. Jeszcze do tego ona jest mega przepracowana - studiuje 2 kierunki po angielsku, pracuje i prowadzi biznes internetowy half albo raczej quarter time (troche pasywnie jej to idzie na automacie) co w rezultacie daje nieciekawy mix przytłoczenia życiem. Generalnie tak jak na początku był to związek idealny, dogadywaliśmy się idealnie, rozmawialiśmy jak dojrzali ludzie, tak teraz jest ciężko i psychotycznie. Bo jak wszystko jest OK, to jestem w niej zakochany po uszy, jest nam dobrze, dba o mnie, troszczy, wspiera - ale tak dosłownie - np. pomaga w biznesie jak nawet ją o to nie proszę i na prawdę pomaga (napisałem już o tym i o wszystkich jej zaletach w temacie „Związek „idealny”?”)... a później znowu załączają jej się wspomnienia o tamtej, przypomina jej się dziadek itd i sprawa się sypie (bo ja już po tych wakacjach jestem dosłownie uczulony na jej płacz, za każdym razem jak ona zaczyna raptem płakać albo wpadać w histerię i bełkotać przez łzy, ja robie się automatycznie agresywny i wycofany i mam ochotę spierdalać na biegun południowy, oczywiście za moje "wycofanie się" zawsze później czeka mnie jeszcze większa rzeźnia. Dopiero ostatnio powiedziałem: "No to co, rozstajemy się? Ide kupić bilet na samolot" to się jakoś dużo szybciej uspokoiła i przestała mnie atakować). A teraz do rzeczy, o co tak naprawdę poszło, czyli o samej zdradzie (albo nie zdradzie?): Moją kobiete poznałem w styczniu (nie ten, poprzedni). Było zauroczenie od pierwszego wejrzenia, całowaliśmy się po dwóch godzinach od poznania (oboje najebani i zjarani), odprowadziłem ją, później pisaliśmy, dowiedziałem się że ona studiuje za granicą i spotykaliśmy się w styczniu tak często jak się tylko dało, chyba jakieś 10 razy zanim poleciała. Bardzo szybko doszedlem do wniosku, że ją uwielbiam. Zanim ją poznałem i w czasie jak ją poznawałem, spotykałem się na seks z inną dziewczyną (małolata, 18 lat), która czasami wpadała ze swojej wiochy do miasta na seks ze mną. Taka typowa relacja friends with benefits, wpadaj na rżnięcie w hotelu, trwająca wtedy jakieś 6 miesięcy. Ta dziewczyna była głupia, ale sympatyczna i seks był fajny, więc kontynuowałem znajomość, bo przecież trzeba mieć najebane żeby zerwać z dziewczyną z którą ma się wygodny układ tylko dlatego, że poznało się inną (a jeszcze nic się z nią nie robiło oprócz całowania się i chyba handjoba a perspektywy na związek też są marne, bo życie). Później do końcówki marca gadaliśmy tylko na skype, ona była w UK, ja w PL. Potrafialiśmy rozmawiać po kilka godzin dziennie, nigdy wcześniej czegoś takiego nie doświadczyłem. Nasza relacja coraz lepiej się rozwijała, mimo że oboje nie wierzyliśmy w zwiazki na odleglość, ale żadne z nas nie chciało tego kończyć „z rozsądku”. Od pierwszego spotkanai nie byliśmy się w stanie ze sobą pożegnać. Nieraz w środku nocy potrafiła odpuścić ostatni autobus, bo nie mogliśmy się od siebie odkleić. W marcu zacząłem męczyć się tamtą licealistką, zobaczyłem że trochę za bardzo jej zależy, a brakowało mi bardziej częstego seksu, więc zagadałem do jakiejś rudej laski na przystanku autobusowym. Podryw wyszedł kulawo, zacząłem się jąkać itd, nie chciała mi dać numeru tel. Ale wzięła mój. I sprawa ucichła na długo. W kwietniu moja obecna dziewczyna przyleciała na święta. Znowu euforia, spotykanie się najczęściej jak się da. Wziąłem ją nad jezioro, prawie uprawialiśmy seks, ale jak już miałem w nią wchodzić to raptem coś jej się odwidziało i wszystko skapcaniało. Już myślałem że to koniec, bo sytuacja była dziwna, ale kilka dni później zabrałem ją do hotelu i zrobiłem co trzeba. I było zajebiście. Ale nic sobie nie obiecywaliśmy, nie nikt nie mówił „jesteśmy teraz razem”, itd. Myślałem że teraz pobawimy się w łóżku co nieco, a później ona wyjedzie i tak z Polski i chuj bombki strzeli. Nie chciałem żeby strzelił, ale inne opcje wydawały się trochę bajkowe i nierealne. Wtedy mój biznes dopiero raczkował i zarabiał mi w miarę znośne pieniądze jak na PL realia, albo „bezdomne” jak na realia zachodnie i dalej pracowalem w gównianym biurze. Ogólnie mógłbym z takim dochodem mieszkać w szałasie w Etiopii, nie w Europie. Dalej jednak spotykałem się z „maturzystką” raz na jakiś czas, bo: nie potrafiłem zerwać (nigdy nie kończyłem znajomości, zawsze kończyły się same w naturalny sposó , bo czułem się samotny (nie miałem dziewczyny w moim mieście, większość kumpli powyjeżdżała), bo pracowałem na chujowym „etacie” na umowie o dzieło i zarabiałem grosze, więc nie było opcji polecieć sobie do Francji albo UK, bo miałem w miarę regularny seks (maratony co 2-3 tyg) i w sumie to czasami całkiem spoko się bawiliśmy- głupia była, ale sympatyczna. Bo miałem depresje, czułem się zagubiony w życiu i chodziłem do psychoterapeuty. Bo moja nigdy nie powiedziała mi że chce żeby wyszło z tego coś poważnego. Bo moja zawsze mówiąc o tym że wyjeżdżą niedługo do UK albo Francji bardzo się cieszyła, przynajmniej tak to wyglądało. A ja byłem tym faktem raczej zdołowany. Myslałem że albo kogoś tam ma i tutaj sobie robi romans na boku, albo tez sobie zdaje sprawy że nic poważnego z tego nie wyjdzie. Dodatkowo, w międzyczasie (jakoś pod koniec marca, na początku kwietnia) ta ruda dziewczyna którą zagadałem na przystanku zaczeła się do mnie odzywać, niz gruchy ni z pietruchy. Spotkaliśmy się kilka razy, byla dość cicha i małomówna, rozmawiało się średno, ale wspólne obszary były i podniecała mnie czysto seksualnie. Całowaliśmy się kilka razy, raz wpadłem do niej i rozebrałem od pasa w górę, ale nic poza tym. Później kontakt się jakoś trochę urwał, ale miałem ochotę skończyć to co zacząłem, bo zawsze chciałem czerwonowłosą z tatuażami. Ostatecznie moja obecna dziewczyna wróciła do UK, ja w końcu rzuciłem pracę i uznalem że inwestuje 100% energii w biznes. Po rzuceniu pracy zrobiłem sobie tydzień luzu, dużo piłem i paliłem, „maturzystka” truła mi też dupę żebym wpadł do niej na wieś, to wsiadłem do autobusu i pojechałem imprezować, chlać, cpać, jarać i robić brzydkie rzeczy. Odreagowywać i żyć. Kontakt nam już wtedy siadał totalnie, ona chyba zaczynała coś do mnie czuć a ja się balem że jej odjebie, ale milo tamten wyjazd wspominam. To było nasze ostatnie spotkanie, chociaż oficjalnie nie mówiłem jej, że tak będzie. Uznałem że zbyt się już zauroczyłem w mojej obecnej dziewczynie, poza tym ta jest za młoda i nie chcę jej wykrzywić psychiki, nie mówiąc już o leceniu na trzy fronty, co jest dość trudne. Po prostu jakoś naturalnie przestaliśmy praktycznie do siebie pisać, chyba że raz na kilka tygodni jakaś sucha rozmowa. 2 tygodnie później poleciałem na 6 dni do mojej obecnej dziewczyny na zadupie na Wyspach, tu gdzie teraz siedzę. Był czerwiec, cieplutko – piliśmy, paliliśmy, seks co chwile, wspaniale było. Jedyny zgrzyt to taki, że mialem wtedy oszczędności jakieś ...600 zł? I zdecydowałem się to wszystko wydać, żeby do niej polecieć. Bo bardzo chciałem. Jakoś po kilku dniach pobytu podsłuchałem niechący rozmowę (one nie wiedziały, że słyszałem): -jej koleżanka: a wy jesteście razem? Moja: *śmiech*, nie...nieee, no co ty. To jest takie, wiesz... Trochę mnie to „kujnęło”, ale nic sobie faktycznie nie obiecywaliśmy, dodatkowo ona bardzo często powtarzała że nie wierzy w związki na odległośc ani w ogóle w związki, itd. Ja sobie zdawalem sprawę, że zarabiam chujowo, ona po wakacjach wyjeżdża do Francji, ja nie znam francuskiego, pracy nie znajdę (i nie chcę), później jeszcze musi skończyć studia w UK, więc nic raczej z tego nie będzie. No to w takim razie luz. Po powrocie dalej się spotykaliśmy, jednak jakieś 2 tygodnie później odezwała się ruda z przystanku. Poszliśmy na spacer, ogólnie nie miałem wobec niej jakichś szczególnych planów, ale wyszło tak że poszliśmy do akademika i ją przeleciałem. Było słabo bo dzień wcześniej ładowałem łychę i byłem taki na 40%, no ale tak wyszło. Później ogólnie kontakt się rozjebal. Dowiedziałem się też że zdradziła ze mną swojego chłopaka, więc miałem co do niej "mieszane uczucia" (ździrka, a z drugiej strony ja też czułem, że coś jest nie tak. Że moja pisała mi już wtedy od początku znajomości codziennie słodkie smsy, rozmawialiśmy godzinami na skajpie, na chuj to zrobiłem? Czułem się winny, wiedziałem że byłoby jej bardzo smutno gdyby się dowiedziałą). Ruda pisała do mnie często ale nie chiała się spotkać, a ja uznałem, że chcę wycisnąć maks z biznesu i ze spotkań z moją obecną kobietą skoro za jakiś czas wyjeżdża, i że nie będę chyba się bawił znów na dwa fronty, szkoda energii. W tym czasie coraz bardziej zacząłem się zakochiwać w mojej, zauroczony byłem od początku, ale wtedy chemia zalała mi mózg. Pewnie przez regularny seks z nią. Któregoś razu wpadła do mnie na prawie 2 tygodnie i było cudownie pod każdym względem, wspaniałe wspomnienia. Zacząłem też pracować po 10h dziennie albo i więcej i moje zarobki zajebiście poszybowały w górę. W sumie nie miałem zielonego pojęcia że da się aż tak powiększuć swój dochód w 2 miesiące. Raptem okazalo się, że jak tak dalej pójdzie to zacznie mnie być stać na Francję, cieplą i słoneczną, z palmami i morzem, a mieszkaniem w moim rodzinnym mieście po 1.5 roku już rzygałem. No to wziąłem się jeszcze ostrzej za zapierdalanie. W tamtym okresie jedyne co robiłem to pracowałem, spotykalem się z moją dziewczyną co kilka dni (wtedy też nie było to oficjalne, dopiero w sierpniu zaczeła podpytywać czy jesteśmy razem, ale jej nie odpowiedziałem i nie doszliśmy do niczego, bo nie byłem pewny czego chcę), zazwyczaj na jakieś dwa dni (nocowałem u niej), cośtam jadłem, piłem i spałem. Ostateczne we wrześniu mieliśmy jakiś mały kwasik o pierdółkę, nie pamiętam już jaką. Usiedliśmy na przystanku autobusowym. Ona powiedziałą, że może nie ma sensu tego kontynuować, bo i tak wyjeżdża a ja raczej nie ogarnę przeprowadzki do niej. A ona nie chce znów związku na odległość, tęsknić za mną i się męczyć. Już chcialem powiedzieć: "masz racę", ale popatrzałem na swoje miasto z góry... Noc, zimno, wieżowce, żabki, w oddali kominy...puste ulice, znajomi powyjeżdżali...migają pomarańczowe światła na przejściach dla pieszych.. coś mnie kurwnęło w serce, zachciało mi się płakać jak dziecku. Szklanka w oczach. Zdałem sobię sprawę jak się do niej przywiązałem i jak mi na niej zależy. Podjąłem decyzję, że jadę z nią. Szukaliśmym mieszkania (dużo zabawy i dużo kłopotów, ale było fajnie), znaleźliśmy zajebistą kawalerkę blisko morza, ona poleciała pierwsza. W międzyczasie jeszcze, z tego co pamiętam, poznała moich rodziców, bo bardzo nalegali. Uznali jednogłośnie że jest zajebista i że mi gratulują takiej dojrzałej i odpowiedzialnej dziewczyny. Ja siedziałem jeszcze przez miesiac i pracowałem ostro, w międzyczasie zmarła mi babcia, pojechałem na pogrzeb a później ostatecznie spakowałem manatki i poleciałem do Francji. I żyliśmy słonecznie i szczęśliwie w naszej małej, pięknej i przytulnej kawalerce, Aż pewnego słonecznego dnia nie znalazła na dysku twardym zdjęć wszystkich moich byłych. I tu się kończy, a zarazem zaczyna cała ta historia. I reszta tak jak pisałem w innych wątkach i w tym. Odkąd jestem tutaj, sprawa jest popieprzona. Napięta. Kwasów o to że ją oklamałem i „zdradziłem” już właściwie nie ma, ale za to jest kurewskie napięcie po śmierci jej dziadka, jej przepracowanie, moje stresy z biznesem. A to wszystko przeplatane taką samą cudownością jaka panowała jak się poznaliśmy, wcale nie słabnącą, gestam, wzajemnymi prezentami, zajebistym seksem. Co za rycie bani. A ja dalej jestem w niej zakochany i cierpię na ociężałość mózgową. I taka to robota z tym wszystkim. Wkleiłeś dwukrotnie dość długi fragment, usunąłem zdublowaną treść. Q
  16. @jimmyB - Matka podobno spoko, żadnej patologii i mają więź, regularnie się ze sobą kontaktują i gadają, ale podobno była dość wycofana - czasami nie chciała jej przytulać, (teraz ja zawszę muszę to robić), 'wycierała' pocałunki, itd. Rozwiodła się z jej ojcem świeżo po jej narodzinach, także wychowywali ją dziadkowie i mama (dziadkowie ponoć wspaniali), ojca też kochała i był bardzo fajnym człowiekiem ale widzieli się kilka razy do roku. Zmarł jak miała 13 lat. Dziadek zmarł niedawno i teraz znoszę konsekwencje tego, jest totalnie rozstrojona.
  17. @Grizzly - opiszę to w osobnym temacie. Może dzisiaj albo jutro, będzie to długie jak "lista rzeczy które sprawiają, że ludzie czują się urażeni na rok 2015"
  18. Tamten Pan

    Rap

    Waszka G - klasyka Z szacunkiem- ZAWSZE, z respktem - ZAWSZE, bo prawda z serca od waszki dla gitVIP. Jechałem keidyś w pociągu z Poznania do Gdańska, była ekipa z recydywy, jego kumple ponoć. Cyrki były nie z tej ziemi. @Jaca- Tak, nie jest łatwo własny gatunek stworzyć. Widzę że kolesie daleko zaszli w dość krótkim czasie - bujają się na klipach z Fredem Durstem z Limp Bizkit i Jonatanem Davisem z Korna, pomijając już nagrywanie z świętej pamięci Seanem Price. Grubo.
  19. Ja ostatnio odkryłem Ghost. Ogólnie nie do końca moje klimaty - coś co w latach 70' nazywano by metalem, teraz to oldschoolowy rock z "szatanskimi" elemantami, ale ten kawałek jest zajebisty, leci u mnie od dawna na repeacie: Wizerunek i live performance mają kozackie: https://www.youtube.com/watch?v=KMWeIRX-ZHE Inne kawałki jakoś szczególnie mnie nie ujęły, ale "Cirice" i kilka innych z tej płyty oraz "If You Have Ghosts" - dobry shit. A z ciężkiej muzy która słucham "od zawsze" (podstawówka) i do której regularnie wracam i pomaga mi w wielu momentach w życiu to zdecydowanie 4 pierwsze płyty Korna. Teraz nagrywają gówno dla dzieci, ale w oryginalnym składzie byli niesamowici. Takiego zwierzęcego napierdalania, agresji i energii nie znalazlem nigdy w żadnym innym zespole. Mistrzostwo świata, pomijając że stworzyli nowy gatunek muzyczny i że nikt przed nimi tak nie brzmiał (gitary zestrojone o 4 tony w dół, mieszanie wpływów hiphopu (dużo sampli wyjebali z płyt House of Pain i Cypress Hill) i metalu, do tego dużo teatru, dobre teksty, zajebsita produkcja na albumach - zwłaszcza Issues i Follow The Leader - majstersztyk). Kurwa, przecież np. na "Issues" nie ma imo. ANI JEDNEGO słabego kawalka. To się naprawdę rzadko zdarza. Z Nu-metalu nie sposób nie docenić jeszcze Deftones, cała płyta "Diamond Eyes" - arcydzieło. W sumie wszystkie albumy mają zajebiste.
  20. Właśnie się zastanawiam czy moja obecna kobieta nie jest taka, objawy widzę te same które opisuje JimmyB, najprawdopodobniej ma bardzo niską samoocenę (mimo tego że nie powinna bo ogarnięciem i naturalną urodą większosć samiczek jej do kostek nie dorasta) i chuj wie co z tym zrobić.
  21. Tamten Pan

    Rap

    A DOPE D.O.D Znacie? Polecam bardzo mocno w chuj. Bity i flow przekozackie.
  22. Też mi się tak wydaje No właśnie euforii już od dawna nie ma, teraz jest rollercoaster : zalanie uczuciem miłości i przywiązania ->mój jakiś tam dołek - > znów słodko i czuję że bym bez niej ocipiał->moje mysli że jako singiel będę ostatecznie szcześliwszy i miotanie się->rozkmina która opisywałem powyżej (że laski są głupie i nie chce mi się) więc lepiej mieć 'stabilizację'-> jej dołek, przepracowanie, przemęczenie, trauma po śmierci dziadka-> znów sielanka ->kłótnia o jakieś gówno, w chuj płaczów i niepotrzebnych dramatów->znów zajebiście, robi mi kanapki, soczki ze świeżych owoców, przynosi wszystko do kompa jak pracuję, super seks, bajka itd -> znów jakiś foch/kłótnia/albo chociaż przysrane się do mnie o coś ...i tak kurwa od 2 miesięcy ciągle w kółko. I rozkminiam ciągle, czy to przejściowe problemy, bo nazbierało nam się różnych kwasów a nie zawsze była dobra komunikacja i faktycznie związek o który warto zadbać, tylko po prostu jest przesilenie chujowych emomocji ktore przejdzie jak burza na letnim niebie, po prostu wprowadzić bardziej zaostrzoną tresurę itd, czy to może coś co mi się nie kalkuluje emocjonalnie i mnie wykończy na wielu płaszczyznach. Uznałem że chyba na dniach znajdę jakiegoś psychoterapeutę online i wysmażę mu maila na 10 stron i przeleję pieniądze. Jak już dochodzę do jakichś wniosków i osiągam stałość emocji, to znów przychodzą inne myśli i poprzednie przemyślenia zostają odstawione na bok i tak w kółko. Prawdopodobnie za dużo siedzę w swojej głowie, tak jak mówił mac. Swoje problemy trzeba z jednej storny przeanalizować i dojść do jakichś wnioskó, z drugiej strony zbyt dużo rozkmin też miesza w głowie. Pójdę się jutro chyba najebać z kumplem którego tutaj poznałem.
  23. @mac - Dzięki za ten post, bardzo mi odświeżył umysł. Zajebiście że jesteś na tym forum, wydaje mi się że jesteś bardzo ogarniętą i ciekawą osobą, może kiedyś się poznamy w prawdziwym życiu jak wrócę do PL. Nie będę już kontyuował komplementowania bo wyjdzie gejowsko, ale uważam że Twoje posty bardzo dużo wnoszą do tej społeczności. Generalnie z moją kobietą nie opisałem Wam jeszcze wszystkiego, dużą rolę w moim miotaniu się odgrywa konflikt który się ciągnie między nami od dłuższego czasu a co do którego mam jako osoba wrażliwa niejednoznaczny stosunek (czuje się jednocześnie zaatakowany i po części winny, czuję że dałem dupy). Nie mogę się dalej zebrać za napisanie tego bo to popieprzone i długie jak Missisipi, ale niedługo to zrobię. Mam nadzieję że też się wtedy wypowiesz. @radeq - faktycznie, ja też tak zawyczaj robiłem - jak nawet nie robiłem bardziej ciekawych rzeczy typu nurkowanie, to po prostu miałem swoje ulubione miejscowki w moim mieście (głównie ciekawe i mało znane plenery) gdzie i tak lubiłem przebywać, więc brałem tam dziewczynę i sobie gadaliśmy, piliśmy itd. Natomiast ta ściana intelektualna/emocjonalna i sam fakt że trzeba je regularnie poznawać/zagadywać też trochę męczył. Ale też tak mi się może wydawać z perspektywy czasu, może jakbym teraz do tego wrócił to byłbym na haju.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Umieściliśmy na Twoim urządzeniu pliki cookie, aby pomóc Ci usprawnić przeglądanie strony. Możesz dostosować ustawienia plików cookie, w przeciwnym wypadku zakładamy, że wyrażasz na to zgodę.