Skocz do zawartości

Tamten Pan

Starszy Użytkownik
  • Postów

    530
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

  • Wygrane w rankingu

    2
  • Donations

    0.00 PLN 

Treść opublikowana przez Tamten Pan

  1. @Kurt, to jakiś cytat? Czy Twoja opinia? Bo też czuję że pornole jebią mi po psychice.
  2. @nibynic - tak, myślałem. Niedlugo się chyba skuszę. Myślałem, że jak tylko zobaczycie NAWALT to odrazu pojawi się tutaj osiemset postów, a tu tylko kilka linijek tekstu? Szok. Nikt się nie odniósł chyba do tego schematu który mnie męczy (będzie jedno ogromne zdanie, bo to łańcuch wydarzeń): Powiedzmy że "związek idealny" (czyli nie idealny ale taki ktory przez długi czas był bardzo satysfakcjonujący) zaczyna się sypać, facet w końcu uderza w ścianę i dochodzi do wniosku że czas na rozstanie -> zostaje singlem, skupia się na sobie, możliwe że czuje się po jakimś czasie lepiej bo szybciej osiąga swoje cele (możliwość tego że psycha siądzie ostro na jakiś czas pomijam, powiedzmy że wziął pigułki albo że po prostu jest silny, albo że związek jeszcze bardziej by mu porył głowę)->ale popęd samczy się odzywa i w pewnym momencie chce się dymać wszystko co nie spierdala na drzewo -> wybór: albo: męczyć kapucyna, co nie zaspokaja wszystkich potrzeb jako jedyny element życia seksualnego, albo: podrywać i dymać laski z którymi nie wchodzi się związki - to jawi się jako fajna wizja na filmach itd, ale dla mnie osobiście też było dość męczące psychicznie bo 1)większość jest głupia i nudna 2)większość jest słaba w łóżku 3) większosć ma coś nie tak z beretem pod kątem psychiki, ew. katoliczki typu "seks po ślubie" (lol) 4) trzeba poświęcać regularnie sporo czasu i energii żeby dymać i mieć dobry seks regularnie (chociaż wychodzenie na miasto, bajera, spotkania z laską żeby chociaż stworzyć pozory że nie chce się tylko jej dupy, albo bardzo umiejętna gra na jej emocjach żeby ją utrzymać jako obiekt czysto seksualny bez żadnych innych bzdetów itd) -> kolejna opcja: dziwki - nie próbowałem, ale jakoś mnie to odrzuca. Myślę że to mogłoby być fajne z jakąś bardziej "eksluzywną" kurtyzaną której nie dymają spoceni tirowcy i janusze w Golfach po tuningu, ale nie na dłuższą metę. -> kolejny etap: facet w końcu czuje się zmęczony ciągłym obijaniem się o tępe dupy i ścianą intelektualną, czuje się lekko samotny w tym pojebanym świecie, więc jak po kilku latach pozna w końcu dziewczyne która do niego bardziej przemawia niż inne, nie wkurwia i bardziej fizycznie podoba się niż inne/jest dużo bardziej uzdolniona w łóżku i wyłuzdana/nie jest kurwą/*wstaw jakikolwiek inny powód lub czynnik* to znów chemikalia zalewają jego mózg i znów wchodzi w związek. A że nie ma związków idealnych, to po jakimś czasie zaczyna się wydrążanie z samca energii, kłótnie itd. -> zerwanie -> powrot do początku. Bieganie w kółko. W sumie true story, ja tak mniej więcej miałem, poza tym że dalej jestem w tym "drugim" związku nie powróciłem póki co do obiegu. Jak wy to odbieracie? Może po prostu przeszedłem na tryb czarnowidzenia a okazałoby się ze dymanie głupich studentek byłoby tak naprawdę cudowne, wspaniałe i wcale nie męczące psychicznie na dłuższą metę, niczym raj Allaha? Moi kumple którzy mieli np. kilkanaście albo 2x kobiet wpadają w ten sam schemat -> dymają dużo, często i gęsto, laski albo na nich same lecą albo mają dobrą bajerę i wyjebane (zazwyczaj i to i to), później następuje jakiś kryzys, facet ma kumpli, zainteresowania itd. ale i tak po roku/dwóch/trzech czuje się samotny z tymi przypadkowymi lasiami poznanymi na mieście -> poznaje taką która się wyróżnia ->wchodzi w związek ->kapcanieje, obsuwa się w swoich celach, robi się przyjebany i niedostępny-> i albo kolejne wejście w to błędne koło, albo zdecydowanie się na staly związek na zawsze, "bo już stary jestem, bo już dzieci bym chciał" i to samo - pretensje samicy, kłótnie - ile by wcześniej nie dymał i jak sprytny się nie wydawał to zawsze zapewne po jakimś czasie cos się w takim związku zaczyna pierdolić. I tak dalej i tak do usrania. Serio Was ten problem nie dotyczy? Osiągnęliście stan Buddy?
  3. Nie wim, czy dobry dział. Nie przepadam za kabaretami, czasami wręcz gardzę, ale to całkiem niezłe: https://www.youtube.com/watch?v=pcSx74Km1zY&feature=share
  4. @von.hayek - masz rację. Nawet nie wiedziałem tego, dzięki. Mówiąc po ludzku wyglądali na przymulonych kolesi podłączonych do matrixa i pod pantoflem. @brzytwa- też dobry obrazek zarzuciłeś @mac- na początku robiłem tak samo, udawałem że jest cool (ba! nawet przez chwilę tak myslałem bo atmosfera pracy była spoko na wstępie), później już mi się miarka goryczy przelała, zresztą same "zachęcały" swoim narzekaniem. Nie wiedziałem, że na jednych się kabluje, na innych nie. Był taki motyw że miałem problemy z jelitami i 5 dni nie było mnie w pracy, wziąłem zwolnienie, szefowa wysyłała mi smsmy i typowe słodkie pierdolenie co tam u mnie (ogólnie sprawa było poważna, a wykreowałem to tak że wydawała się jeszcze bardziej poważna), a później okazało się że będę musiał zostawać 2h dziennie dłużej w pracy przez tydzień czy tam dwa żeby to odpracować. No wkurwiłem się nieziemsko. Katoliczka od 7 boleści. Niedługo po tym odszedłem. Poza tym chciała mi zaproponować dużo więcej odpowiedzialności i prowadzenie własnych projektów (+znów pociskała ściemę o mitycznych premiach) i dać za to..1400 zł, i to po moim ostrym postawieniu się i powiedzeniu co o tym myślę. Gdybym był potulny jak one to bym dostał 1200 zł albo 1100. Odmówiłem i powiedziałem że tak się bawić nie będziemy i chuj i cześć i dupa jasia. Co do kasy to się zgadzam, można napewno na polskiej wsi wyżyć za 1500 zł 'fajnie' jeśli ktoś nie ma wysokich wymagań i chce mieć święty spokój, tylko że to akurat było miasto średnich rozmiarów które jest atrakcyjne i przeciętna chujowa kawalerka w stylu PRL kosztuje 1000 zł bez opłat. Jest drożej niż w Poznaniu a miasto mniejsze, nie wiem czemu. Za 1400 zł, jesli się nie ma mieszkania/domu/samochodu to można co najwyżej żyć w kartonie albo w akademiku i jeść paluszki solone z filetem z kurczaka przez cały rok (bez przypraw bo za drogie). Ja musiałem z rodzicami mieszkać długi czas. Na szczęście byli spoko. @marek - spostrzeżenia się zmieniają jak się pójdzie do kilku prac na etacie, później natomiast, jak się założy własny biznes, to znowu się zmieniają - tylko w inną stronę. Ja swojego czasu zatrudniałem 3 kolesi z Bangladeszu i Indii i płaciłem im 3 USD za godzinę, czyli po obecnym kursie 12 zł (ja w tamtym biurze zarabiałem jakies 5 zł , później chyba doszło do 6 albo 7, wow !) a nie mam przychodu jak tamta szefowa - około 50-80 tys. miesięcznie. Wiadomo, ona jeszcze miała na głowie gówniane polskie podatki, koszty uzyskania itd, ale i tak leciała w ciula. Ale do rzeczy: płaciłem im 3 USD za bardzo proste rzeczy które nie wymagają żadnych kwalifikacji, typu wypełnianie tabelek albo pisanie prostych maili. Wiesz ilu z nich odpowiedzialnie podeszło do zadania? Nikt. A pomyślcie ile warte jest 3 USD w Bangladeszu gdzie za 5 zł można nażreć i napić się jak świnia. Większość ludzi to niestety leniwe chuje i faktycznie można zastąpić ich w 5 minut, więc zagadnienie jest trudne. Prawda leży po środku. Korwin ma dużo racji, ale trochę regulacji państwa też potrzeba. Natomiast minimalna pensja to skomplikowana sprawa bo może dowalić w wiele biznesów które po prostu nie będą miały okazji się rozwinąć. Bo facet, jakiś hipotetyczny Pan Stefan, jest np. uczciwy, ma pomysł na biznes, CHCE płacić przyzwoicie pracownikom, którzy też się starają (tak jak ja chciałem, ale teraz sam wszystko muszę ogarniać...znalezienie kogoś z mózgiem jeszcze potrwa). Sam tematu nie ogarnie i nie rozwinie firmy, bo doba ma tylko 24 godziny a on ma dwie ręce, ale jak państwo KAŻE mu od samego początku płacić np 12 zł za godzinę, a on potrzebuje też czasu żeby zrobić selekcje pracowników, wyjebać leni (bo nie będziesz trwonić 12 zł na godzinę na idiotę który nic nie chce robić i podstawowych polecen nie rozumie, to nie komunizm żeby każdy dostawal tyle samo bez względu na talenty i ambicje), wybrać utalentowanych i chcących (słowo klucz) + do tego Zusy, inspekcje, podatki, urzędy, pierdoły, to po prostu firma mu jebnie i facet mimo ambicji biznesowych pójdzie na zmywak. I dostanie depresji i żona go zostawi i dzieci się go wyrzekną i kutasy będą lecieli z nieba i powiesi się na gumce od gaci na drzwiach od kibla. I dupa blada, każdy kij ma dwa końce.
  5. Hej, obie płcie wykorzystują na codzień obie pólkule mózgu z taką samą mocą - były badania, podłączali diody, monitor fal mózgowych itd. To jest bardziej przenośnia: myslenie emocjonalne/kreatywne/ vs. myslenie logiczne/analityczne. ps ja też się nieraz czuję jakbym miał w sobie 2 osoby. Ale nie ma za dużo co rozmyślać i filozofować, trzeba uparacie dążyć do celu.
  6. Gdybym tak został jeszcze parę miesięcy dłużej to bym chyba popierdalał na psychotropach, ale dopuścił się aktu przemocy wobec kobiet (szefowej) :D BTW. pracowałem wcześniej w innym biurze gdzie było powiedzmy 60:40 kobiet i facetów i też było chujowo, jeszcze gorzej, mimo że dużo więcej płacili. Ale pracując w tamtym kurniku dostrzegłem inne zależności których nie było widać w dużo większym biurze przy wymieszanych proporcjach. p.s ogólnie etat w Polsce, jesli nie jest się rzadkim specjalistą typu programista-wymiatacz-innowator albo inżynier od pianek poliakrylowych jakichś tam z użyciem technologii Marsa to w 95% przypadków chujnia pod każdym względem, takie mam spostrzeżenia.
  7. Jak w tytule. Moje spostrzeżenia: 1) Hipokryzja w pizdu. Np. Wczesny poranek, wszystkie pracownice narzekają na szefową unisono, że mało płaci, że targety nie do zrealizowania, że kłamie (np. mówi że będą premie za zdobycie klienta a to gówno prawda, nikt nigdy jej nie dostał), że po kilku latach umowy o pracę nie ma. Dwie minuty później przychodzi szefowa. Wszystkie kobitki morda w kłódkę, głowy spuszczone. I zaczyna się: Izuuuuuuuuuuuuuunia! Jak ty ślicznie wyglądasz! Jakie piękne buty! Gdzie kupiłaś? Ale wspaniale ci pasują do spódnicy!!! Och!!!!! (mina i ton głosu jakby miały orgazm). Hipokryzja również wobec mnie - jedna z mamusiek, najwyższa stanowiskiem, która była moją przełożoną i wszystkiego mnie uczyła okazała się też być kablem i przekazywać wszystkie moje niepokoje i zastrzeżenia szefowej. Dowiedziałem się o tym dopiero po odejściu. 2) nieobliczalność - dostałem kilka razy mega ostry opierdol (psychobitch level expert) za coś co nie było w ogóle moją winą, a później jak zrobiłem coś bardzo podobnego to było to przyjmowane uśmiechami i pobłażliwością, bo przecież jestem jedynym facetem i się uśmiechnąłem akurat ładnie. Niekonsekwencja. 3) Wszystkie krytykowały się nawzajem. Wystarczyło że jakiejś nie było, to odrazu miała obrabianą dupę przez inne. Później inna była off, to w innym gronie obrabiały tamtą. I tak w kółko. Plotki, ploteczki, kwasy. 3) Były tam 3 grupy kobiet: -studentki/praktykantki - durne, milczące, ze spojrzeniem krowy, niektóre piękne, niektóre brzydkie i śmierdzące potem. Nie było o czym pogadać bo lepiej pogadać z kotem. -głupie mamusie - wszystkie złapały samca do 30tki, widziałem tych kolesi - typowi samce gamma, ofiary losu pod butem grubych i brzydkich hipopotamów. Slyszałem jak publicznie, w pracy jedna szczególnie krytykowała swojego facetów przy wszystkich. Nawet nie będę tego powtarzał, bo mi się nóż w kieszeni otwiera. Oczywiście faceci zarabiali trochę więcej od nich i byli bankmasziną. Typowa mentalnośc ofiary i niewolnika: praca chujowa, mało płacą, ale nie zmienię jej, bo nie, bo bezrobocie, bo mam pracę, bo trzeba szefowej słuchać. itd Szefowa jest bogata bo rodzice jej dali i oszukuje itd. Tchórzliwe. Nie potrafiące się pogodzić ze swoim lose, nie potrafiąće niczego zmienić i nie potrafiące tez przestać narzekać. -Wyzwolone nowoczesne i postępowe hipsterki - z nimi akurat szło pogadać, często chcały zmieniać "muzykę" która leci w radiu Sret na co innego, ale była to ciężka misja bo mamuśki rządziły. Niestety światopoglądowo (politycznie) to jak mamuśki - trzeba głosować na PO bo PO najlepsze i postęp i nowocześnie i jest zajebiście, zarabiam aż 1500 zł miesięcznie w wieku 30 lat i nie mam nawet umowy o pracę (a chwilę później narzekanie dokładnie na to samo). -Szefowa- główna sucz- hipokrytka katoliczka. Wieczna gra pozorow - z jednej strony "kochana" - przynosiła obiadki, lunche, kupowała nam jakieś pierdoły, z drugiej strony potrafiła człowieka styrać psychicznie. Wszyscy byli w ciągłych kleszczach naprzemiennego zachwalania/krytykowania (ale to akurat typowa zagrywka psychologiczna "szefów" - najpierw CIe chwali, drugiego dnia gnoi, nie można przez to odejść, człowiek może się przywiązać przez takie jazdy do gównianej pracy). Potrafiła idealnie wbić szpilę w czuły punkt. Kłamała - obiecywała premie i % od sprzedaży, nikt nigdy tego nie zobaczył, nawet jak raz dziewczyny jakimś cudem zrealizowały pojebany target praktycznie niemożliwe do osiągnięcia (miały farta, kumulacje). Oczywiście wszystkie przez wiele lat heroicznie znosiły taką hipokryzję. Najwyższa pensja w tym biurze wynosiła chyba 1800 zł na łapę, po chyba 8 latach pracy, a ona jeździła nowym Chryslerem z salonu i miała dom z basenem - ale jak wszyscy dawali się ruchać, to się w sumie jej nie dziwię (sam bym tak nie zrobił, ale prosiły o to swoją niesolidarnością w tym zakresie, bo nigdy wszystkie naraz jej nie wjechały do biura). Za jeden projekt kosiła 20-30 tysięcy a dziewczyny zamykały kilka w miesiącu nieraz. Zamiast odpalić od tego chociaż kurwa symboliczne 100 zł, jak już nie ten obiecany procent - NIC. Nikt nigdy ani złotówki nie dostał. Stała pensja i spierdalaj. Lepiej raz na kilka dni przywieźć pierogi za 7 zł na "lunch". Wiele razy dziewczyny miały zastrzeżenia co do chujowych pensji, to mówiła im że może je zastąpić w ciągu kilku minut kimś innym (w sumie w dużej mierze prawda) i że płaci im na czas, więc mają się cieszyć. Masz 28 lat, brak umowy o prace więc brak jakichkolwiek świadczeń i nawet do lekarza nie pójdziesz, dostajesz 1300 zł, często musisz pracować z domu po godzinach albo jeździć gdzieś na weekendy do klientów, ciesz się, suko. A chwilę później komplemenciki, pytanie o buty, szalik, itd. Wykorzystywala sytuację wiedząc że miasto nieduże, one w ciąży albo z jednym/dwoma dzieciakami, facet sam wszysto ciągnie w miare dobrze zarabiając jak na PL warunki i ruchała je na kasę jak szło, bo wiedziała że i tak się nie odważą odejść. I się nie odważyły, poza jedną. Ogólnie wyzysk na maksa, mnie też. Szefowa wiele razy chciała mi przedłużać umowę którą miałem jako świeżak praktykant, żeby płacić mi tyle samo, czyli prawie nic. Oczywiście to wszystko pod przykrywką uśmiechów i komplementów, ale się nie dałem i powiedziałem że albo mi zaproponuje sensowniejsze warunki, albo nara. Oprócz tego dziewczyny lubił uczestniczyć w rozmowach w których, jak twierdziły 5 minut wcześniej, nienawidziły uczestniczyć. Np. hipsterki żaliły mi się na rozmowy o bachorkach mamusiek i ich gówienkach i ich katarku, a chwilę później wezwane do drugiego pokoju pograżały się dyskusji o butach, biegunkach synków i innych gównach. Zapewne nie kłamały mi, tylko udawaly przed sobą nawzajem. 4) Mimo że się żarły za plecami, były "solidarne" płciowo w jednym aspekcie. Niesprawiedliwość w chuj- byłem jedyną osobą z zaawansowaną znajomością angielskiego (tam dziewczyny które studiowały filologie angielską miały tak żenujący poziom językowy że bezdomny imigrant z Syrii by się uśmiał), napykałem im dużo klientów, łącznie to chyba z 60 kapci zarobiłem tej firmie w krókim czasie, zapieprzalem na początku jak robot + miałem studia kierunkowe. Po 7 miesiącach pracy tam (praktyki) dostałem propozycję zarabiania o 100 zł mniej od hipsterki która zaczęła miesiąc po mnie, a angielski miała tak dupny że musiałem przy każdym mailu tracić czas i jej pomagać. Robiła TO SAMO co ja, ale była po politologii, w żaden sposób bardziej się nie wykazała poza tym, że zwerbowała jednego klienta, a ja wtedy żadnego (bo inna mamuśka jej pomogła i zwyczajnie miała farta, nawet nie musiała nic zrobić poza napisaniem jednego maila). Oczywiście hipsterka szybko "robiła karierę" a ja stałem w miejscu, bo nie chciały mi dawać zbyt wielu nowych zleceń i odpowiedzialności, do klientów też ona jeździła, bo to przecież dziewczyna, ładniejsza, itd. Również dostała zupełnie inny obszar, czyli IT, był dużo bardziej zyskowny i dużo łatwiejszy (bo w branży IT podawane są płatności, ja robiłem inżynierów i logistykę, a tam zarobki były wielkim tabu i ciężko było kogoś namówić na zmianę pracy- to była agencja rekrutacyjna na stanowiska wysokiego szczebla/specjalistyczne). Po roku hipsterka się wkurwiła i poszła robić korpo w warszawce, ja się wkurwiłem i poszedłem robić na pełny etat swój pomysł na biznes. Ogólnie to był bardzo ciekawy czas obserwacji i nauki, trochę animal planet. Dobra nauka dla każdego samca, bylem tez nieraz traktowany jak maskotka i miałem większy luz niż mamuśki i hipsterki, ale podsumowując - nie polecam.
  8. Dzięki Panowie za feedback. Miał być temat o związkach bardziej ogólnie, zeszło na mój problem. Chciałem z tego zrobić osobny wątek, ale jak już tak się złożyło że przyszedłem wam tutaj płakać, to pociągnijmy to dalej, bo potrzebuję pomocy. A przy okazji poruszę mniej więcej istotę problemu który miałem na myśli zakładając ten temat. Niektóre z Waszych diagnoz są trafione (miotam się, nie wiem za bardzo o chuj mi chodzi, pływam naprzemiennnie w chemii zakochania a później w kortyzolu, rollercoaster itd), niektóre nie są. Np. mówicie że mnie zostawi i że ja się tego boję - no właśnie niebardzo. Przeżywałem już takie akcje że byłem zazdrosny o laskę, bałem się panicznie że mnie zostawi - teraz tak nie jest, mam to w dupie. To ona mnie potrafi spytać kilka(naście) razy dziennie czy ją kocham, czy jej nie zostawię, nie zdradzę, pierdu-pierdu (męczące gówno), ale ja ani minutę nie byłem o nią zazdrosny odkąd jesteśmy razem, zupełnie o tym nie myślę. Nawet nieraz wydawało mi się, że gdyby powiedziała że chce się rozstać to ja powiedziałbym "to spierdalaj, droga wolna" i wsio. Już prędzej, jeśli miałbym na siłę coś wskazać, to raczej ałbym się że jeśli będę chciał zerwać to ona okaże się psycho laską i zacznie mnie szantażować albo złapie na dziecko, także raczej w drugą stronę. Nigdy nie miałem dramatów/koszmarów typu "co jeśli ona mnie zostawi", bardziej "co jeśli ja ją zostawię, czy nie będe później żałował odbijając się od jednej tępej samicy do drugiej?". A skąd to "nie będe później żałował", zapytacie? (teraz istota problemu) Ano stąd że jestem erotomanem i mam duży popęd, ale walenie konia mnie nie satysfakcjonuje na dluższą metę, niektórzy z Was chodzą na dziwki, ale mnie ten temat jakoś nie przekonuje (zgadliście, nie próbowałem, ale wydaje mi się to dość ohydne, mimo że jestem perwersyjnym chujkiem), napewno nie coś co chciałbym robić regularnie na stałe. Pamiętam też jak to było z wyrywaniem lasek - fajne, nieraz satyfakcjonujące ale też pochłaniało czas i było nieraz męczace emocjonalnie. Do tego to ciągle zderzanie się z rzeczywistością pod tytułem "kurwa, jakie ona są głupie i zjebane". Wniosek: musiałym ALBO mieć "harem" 3-4 lasek chętnych na seks i luźne relacje nastawione na walenie, ale wiem z doświadczenia że ciężko jest coś takiego zbudować jeśli te kobiety mają wiedzieć o sobie i się nie pozabijać (albo mnie nie pozabijać, wiem co potrafią zrobić zawistne i zazdrosne kobiety, to jest tak przerażające że łapanie na dziecko to przy tym pikuś), za to ukrywanie ich przed sobą to często męcząca psychicznie i niezbyt trwała opcja. No i co zostaje? Mam zostać mnichem buddyjskim i wyzbyć się popędu? No to pewnie...kolejny związek. A że nie ma związków idealnych, to po jakimś roku albo nawet szybciej znowu zaczną pojawiać się rysy i kwasy. I tak w kółko, błędne koło. Rozumiecie moją rozkminę? Pisaliście że to w mojej głowie NAWALT i macie rację. Jej nawaltowość jest w mojej głowie bardzo mocno usadzona i jakby mnie nie wkurwiala to ciągle mam to przed oczami - kontrast ona vs. inne laski. Chyba nie otrafię sam się z tym rozprawić. Wypisałem sobie kiedyś te jej wszystkie cechy w pamiętniku, wkleję je tu Wam i możecie rozbroić moje iluzje i schematy myślowe, jeśli wam się chce. Bo mój mózg skamieniał i chyba jeszcze trochę potrwa zanim się zdecyduję coś poważnego zrobić i przejrzę jeszcze bardziej na oczy. 1.Jest ambitna i bardzo inteligentna (w szkole same dobre oceny bez kucia i prawie bez nauki, orazu po liceum pojechała do UK...nie na zmywak, tylko studiować dwa kierunki naraz – z czego jeden bardzo praktyczny a drugi to język francuski). Oprócz studiowania równolegle dwóch kierunków za granicą jeszcze pracuje+ robi mały biznes online z którego zarabia więcej niż większość facetów w pl (o kobietach nie wspomnę) mimo że robigo na..nie wiem- 1/8 etatu?a2.-Oprócz polskiego zna biegle jeszcze dwa inne języki 3.-Mimo mieszkania razem już drugi rok (a znajomość trwa od Grudnia 2013), dalej mamy ciągle o czym rozmawiać. Bardzo rzadko gada żenujące głupoty jak większość samic i często lubię jej słuchać,wiem że nie mówię do ściany albo tępej lali, która ani mnie nie rozumie, ani tymbardziej nie potrafi się w jakikolwiek inteligentny sposób odnieść do tego, co mówię. 4.-Najprawdopodobniej nie leci na hajs. Poznałem ją i zaczęliśmy randkować i spotykać się mega często kiedy jeszcze byłem mieszkającym z rodzicami gołodupcem i suchoklatezem, zarabiającym 1000 zł miesięcznie w chujowej pracy bez perspektyw. (Aczkolwiek, mój własny kontrargument: przespala sie ze mna dopiero po 5 msc.znajomości (znajomości na odległość, czyli widzieliśmy się od stycznia do maja jakieś 15-20 razy, jak akurat była w PL+gadaliśmy na skype jak pojebani po kilka godzin), ale jak już wiedziala ze raczej rzucę pracę bo cośtam powoli zaczyna mi wychodzic z biznesem, a ten poczatek to moglo byc zwykle zauroczenie albo ochota na romans, ale raczej nie (?) – rękoczyny i całowanie weszło od pierwszych spotkań) 5.-Jest czuła i wrażliwa (co dokładnie przez to rozumiem, żeby nie zgrywać Mickiewicza: nie jest kolejną korposzczurowatą pseudowyzwoloną pizdeczką z Wawki na wysokich szpilkach od Vesracze pieprzącą bez ustanku o imprezach, awansach i „wielkiej karierze”, tylko wrażliwą dziewczyną: patrzysz w oczy i widzisz w środku żywego człowieka, nie ziejącą pustkę, fotki z instagrama i pajęczynę) 6.-Jest bardziej odważna niż większość facetów których znam: latała na paralotni 300 m nad ziemią (a ja z nią) łącznie z ekstremalnymi trickami, skakała na bungee (a ja bym się zesrał, zrezygnowałem), wyjechała na studia za granicę i odrazu rozpoczeła dwa kierunki, zaczynając biznes zainwestowała odrazu mnóstwo pieniędzy nie bojąc się, że je straci (i nie straciła) - większość ludzi ciągle pierdoli "chciałbym, byłoby fajnie, może kiedyś" ale ostatecznie chuja robiw kierunku poprawy swojej bytności materialnej i wszystko sprowadza się do "ale ja się boje, co jak nie wyjdzie, ojej firma w Polsce taki przypał (bo to kurwa jedyne państwo na ziemi gdzie możnafirmę otworzyć), itd. 7.-Jak już o pieniądzach: ma talent do ich zarabiania, na uczelni zawsze wiedziała jak sobie załatwić stypendium takie i inne (grube hajsy w UK), wskutek czego ma większe oszczędności niż wielu pracujących facetów w PL starszych od niej o wiele lat (ona ma dopiero 22 lata, młoda mewka), nie wydaje pieniędzy na tryliard par butów, ubrania co tydzień i inne gówna, jest inteligentna finansowo. I nie, nie ubiera się jak bezdomna. 8.-Pokazałem jej jak robić jeden z biznesów którymi się zajmuję i myslałem, ze na pokazaniu się skończy- tak jak było w przypadku większości osób które truły mi dupy żebym im pokazał co i jak a chuja robiły.Zamiast tego bardzo szybko zaczęła robić to na włąsną rękę i zarabiać dużo więcej niż ja sam mam z tego konkretnego biznesu. (nie, nie robimy tego razem, tylko ten sam model działania) 9.-Czyta książki (książki, takie dla ludzi, nie gówno dla samiczek), filmy (dobre) oglądamy w oryginale po angielsku (większość dziewczyn z którymi się spotykałem nawet z napisami nie ogarniała), do tego interesuje się filozofią (nie taką z Pani Domu, tylko jest oczytana i wie o co biega w jakim założeniu/doktrynie, zna nazwiska itd, naprawdę można z nią o tym porozmawiać), żongluje, jeździ na jednokołowcu, ogarnia firedancing, itd. VS. większość lasek: zainteresowania: eee...internet...e...muzyka....e...imprezy, chłopaki....eee...książki (50 twarzy graya, Paulo Coelho).Do tego mamy taki sam gust (akurat ja jej gust poznałem zanim ona zaczeła poznawać mój, więc cięzko stwierdzić że ona chce mi się przypodobać), co jest zajebiste mieszkając razem bo możemy całymidniami słuchać takiej samej muzyki i nigdy nie słyszę trucia dupy typu "wyłącz to gówno", "czego ty słuchasz" itd. tak jak z innymi dziewczynkami, bywalczyniami klubu Heaven, hipsterkami i innym pojebaństwem. Poczucie humoru też mamy zbliżone. 10.-Ma podniecające, kobiece i jędrne ciało, nawet bez żadnych treningów (a teraz jeszcze zaczeła trenować ostatnio)– okrągły, wystający, duży okrągły tyłeczek, piękne piersi, seksowne nogi – mega mnie to jara, nie miałem okazjiobcować z wieloma dziewczynami z tego typu sylwetką, większość w PLchce być chuda jak szczapa na wybiegu, ja wolę budowę ciała bardziej latynoską.Oprócz tego ma bardzo ładną buzię i bez makijazu wygląda zgoła podobnie jak na codzień (rzadkość). Jej twarz nie znika po wyjściu spod prysznica, spokojnie możnaby się z nią pokazać na mieście bez make-upu i tapety (polecam zobaczyć google: "gwiazdy porno bez makijażu" - tylko sobie wiaderko do rzygania przygotujcie). Szpachli na twarzy nie uświadczysz. Seks bardzo zadawalający, ostatnio na anal też się skusiła. -Miała przedemną tylko dwóch facetów- w sumie to i zaleta i wada bo teraz trochę jej odpieprza na punkcie zazdrości, chyba ale wolę to niż jakby miała przedemną dwudziestu ośmiu, jak większość lasek w jej wieku. Oczywiście możliwe jest ze kłamie jak większość i miała czterysta razy tyle, ale jakoś nie sądzę. Nigdy nie miałem powodów do jakichkolwiek podejrzeń, mimo że facecisię za nią oglądają na mieście i nieraz komentują. OPRÓCZ TEGO: -Nie jest zarozumiałą księżczniką pizdolinką która myśli że jest niewiadomokurwakim bo ma cycki i cipkę, mam wrażenie ze ma w sobie dużo pokory, potrafi przeprosić (oczywiście wiadomo, rzadziej niż częściej ale wszystkielale które spotkałem przed nią potrafiły przeprosić.. nigdy), przyznać się do błędu, nie jest arogancka. -Mamy podobne cele w życiu, ona wygląda na kogoś kto wie czego chce od życia, co jest rzadkie: -oboje chcemy pracować na własny rachunek, zdalnie, mieć swoje biznesy, dużo podróżować po świecie (już podrózowaliśmy sporo, sami, z plecakami albo samochodem i było zajebiście), itd. -> VS. większość lasek: eee...znaleźć jakąś normalną pracę...taką na 8 godzin dziennie....e...podróżować (czyt. wakacje w egipcie all inclusive)....ee..żeby jakoś to było, żeby znaleźć tę pracę i później po pracy już mieć spokój (( ALBO: ja nie wiem co chcę robić w życiu (czyt. wymyśl za mnie) :( :( -Wspiera mnie- nie tylko samym pierdoleniem o dupie maryni w stylu „jutro będzie lepiej”, ale konkretnymi czynami– np. założyła mi konta na social media, dodawała za mnie posty na komórce bo nie mam smartfona, znalazła aplikację która sama postuje na instagramie i napykala mi mnóstwo followerów, doradzała mi nieraz jak prowadzić fanpage i robiła to bardzo dobrze, bez durnych porad typowej nieznającej się na niczym lali która koniecznie chce się w coś wpierdolić i zaistnieć. Dzięki jej poradom ogarniałemo wiele lepiej kilka rzeczy, sam na to jakoś nie wpadłem. -Nigdy wcześniej nie poznałem kobiety z którą chciałbym mieszkać, pomijając już wyjazd za nią do innego kraju, gdzie jest dużo drożej. Nawet mi to przez myśli, kurwa, nie przychodziło, że możnapoza seksem czegoś więcej chcieć od laski. -Nie ciągnie ode mnie kasy - NIC. Dzielimy się 50:50 wszystkim czego używamy po równo, co do grosza. Nie truje mi dupyże jej nic nie kupuje, itd. Zero sponsoringu z mojej strony. -Ufam jej i wierzę że nic nie kręci i nie wali w chuja na boku– mam hasło do jej kompa (a ona nie ma do mojego i nie prosi). Wywiad środowiskowy też robiłem na początku znajomości.Przed nią miałem mówiłem już ile dziewczyn + w chuja zatrzęsienie randek.Żadna nie dorastała jej do pięt inteligencją w zestawieniu ze stabilnością emocjonalną (tak mi się na początku wydawało, teraz to już niestety nie jest tak kolorowo) i jeszcze urodą. W życiu tylko dwóm dziewczynom powiedziałem że je kocham, ona jest jedną z nich i naprawdę jestem w niej zakochany (gdybym nie był to już dawno bym pierdolnał ten interes) - czyt. chemia mi lata po mózgu i przyćmiewa IQ. Ok, teraz możecie sobie urządzić ucztę i mnie tutaj zMGTOW-ać i przemówić do rozsądku albo opierdolić jak burą suczkę, bo mój mózg od kilku miesięcy działa na jakieś 50%.Oczywiście prosiłbym o opierdolenie mnie albo dojście do warstwy rozsądku facetów którzy:1) mieli więcej kobiet ode mnie, albo zbliżoną ilość (+8) i dużo randkowali/poznali dużo kobiet2) facetów którzy byli w kilku poważnych związkach, po rozwodach, itd.3) zaobrączkowanych itdCzyli doświadczonych w boju,
  9. czy to znaczy że możesz teoretycznie stracić 200.000 zł przy tym rozwodzie?
  10. Bracie Janie, 1. Emocje (faza zakochania trwająca już dwa lata (i jakoś się nie kończy, mam wrażenie że coraz mocniej jestem przywiązany i "chemii" też może nawet więcej) itd. 2. Dużo już zainwestowalem czasowo i emocjonalnie, więc prawa psychologii spolecznej działają 3. Znam ją już dobrze + średnio mi się chce poznawać inne laski (co innego pieprzyć, to czysto fizyczna jakaś potrzeba na poziomie zwierzęcym), do tego jak z nią jestem to nie zajmuje się pierdołami tylko skupiam na pracy, przy założeniu że jest między nami dobrze i się nie kłócimy 4. Wtedy chciałem za nią pojechać, to była moja decyzja, miałem dość mieszkania w PL, chciałem zobaczyć jak to jest mieszkać z kobietą, teraz natomiast okoliczności się zmieniły bo miejsce nie jest już takie fajne itd. 5. Dla mnie kobieta MUSI sama zarabiać i być samodzielna. Nie wyobrażam sobie sponsorować i utrzymywać kobietę, nawet gdybym miał zarobki na poziomie kosmicznym (setki tysięcy $ miesięcznie, itd). Niestety większość na to liczy i tego wymaga. Albo tak mi się wydaje. Poza tym chciałbym mieć bardzo dobrze sytuowaną laskę, żeby nie było tekstow w stylu "a ty tak mało mi kupujesz" itd, żeby w razie kiedy ja się wyjebie z jakimś biznesem mogła mi pomóc emocjonalnie (bo sama to robi i rozumie) i może finansowo (ew. pożyczyć kasę gdyby to miała być jakaś duża inwestycja), albo chocaż utrzymać rodzinę, żebym nie musiał kurczyć oszczędności przeznaczonych na biznes, żeby można było zajebiście ustawić dzieciaki w dalekiej przyszłości (narazi słowo "dzieci" mnie odstrasza), podróżować razem po świecie w dowolnej chwili i na dowolnym poziomie luksusu (a jak to ogarnąć z kobietą pracującą na etacie?) Ta z którą jestem nieraz kosi nieraz 1500 zł dziennie przez internet pasywnego dochodu, jest odważna i zdecydowana, ma predyspozycje żeby zostać dobrze ustawioną kobietą biznesu jak już skończy studia i się na tym skupi. Poza tym wydaje się spełniać twoje kryteria (chyba że znów: oszukuje się, nie wiadomo).
  11. Tak jeszcze dodam do mojego spasionego posta. Też tak mi się wydaje, cierpi, nie wie co się dzieje, ale czuje pociąg. Mógłbyś sprecyzować co dokładnie masz na mysli?
  12. mac, zajebisty post. Dałbym łapkę ale przehulałem wszystkie dzisiaj Masz rację, miotam się, nie miotałem się tak od bardzo, bardzo dawna, chyba ostatni raz w drugiej liceum, a wtedy to nie były poważne życiowe decyzje. A to bardzo męczy. Sprawa jest bardzo złożona, postaram się to opisać w osobnym poście, ale mam wrażenie, że wyjdzie mi z tego litania albo praca doktorska, bo czynników i wątkó jest mnóstwo. Zgadzam się że w dużej mierze kieruje mną niepewność - jest to spowodowane tym, że miałem trochę dziewczyn i większość pomimo wszelkich początkowych iluzji i samo-prezentacji tak naprawdę okazywała się głupia, pusta w środku, czułem zawsze że egzemplarz pomimo urody jest jednak wybrakowanym, że zaglądasz w oczy, a tam w środku nikogo nie ma. W sumie 8 dziewczyn "zaliczonych w pełni" dla faceta w moim wieku to nie dużo, raczej taki standard zwykłego gościa który w miarę ogarnia, natomiast oprócz tego było wiele sytuacji "niezaliczonych w pełni" aka rękoczyny itd., dodatkowo mnóstwo randek (nie jestem w stanie tego policzyć), koleżanek, pracy z samymi kobietami przez rok gdzie szefem też była kobieta, studiów z kobietami (kierunki humanistyczne to prawie same laski)...dużo dziewczyn poznawałem, zagadywałem, podrywałem i moje wrażenia są takie jakie są. Stąd to odczucie że poznanie kogos takiego zajmie mi kolejne kilka lat, przy założeniu że znów poznawałbym tyle lasek i spotykał się na tyle frontów co wtedy (nieraz miałem kilka randek/spotkań w tygodniu). Zdaję sobie sprawę, że to może być jakaś iluzja którą sobie wdrukowałem w łeb i tak mi przysłania wzrok że nic poza nią nie widzę, ale nie umiem za bardzo jej rozbroić. Jednocześnie zdaję sobie sprawę że wtedy kiedy poznawałem te wszystkie laski byłem w innej sytuacji - najpierw poprzedni toksyczny związek, później trauma+studia+okres zamknięcia się w sobie i nagrywania muzyki całymi dniami (a i tak cośtam poruchałem), później podróżowanie po świecie, później powrót w rodzinne strony i niesatysfakcjonująca praca za grosze i mieszkanie z rodzicami. Teraz sytuacja jest o tyle inna że jestem wolny i nieporównywalnie bardziej zasobny materialnie. Ale niekoniecznie mniej zagubiony. Jeśli chodzi o sytuację materialną, to jak na kogoś w moim wieku jestem zajebiście wysoko, w sumie jak na 50-60 latka też jestem zajebiście wysoko jeśli patrzeć tylko na zarobki, ostatnio sobie zdałem sprawę że jestem w 1% najbogatszych Polaków, wg. tego artykułu Newsweeka który chyba red gdzieś wkleił - natomiast na zachodzie Europy, gdzie z moją kobietą mieszkam, jestem tylko zwykłym przeciętniakiem. Rzecz właśnie w tym, że mieszkam nie tam gdzie bym chciał. Gdzie bym chciał? Albo w Polsce, albo gdzieś gdzie ciepło, najlepiej ciepłe miesiące w Polsce, a zimowe na Kanarach albo gdzieś indziej. Tymczasem siedzę tu gdzie piździ, pada i jest drogo. Dlaczego z nią mieszkam? Wyprowadziłem się do niej jak byłem zakochany po uszy, a Polska bardzo mnie irytowała, zwłaszcza po 1.5 roku siedzenia w mojej rodzinnej mieścinie, u rodziców. Miałem transfer z zimnej PL na południe Francji - pięknie, ciepło, przyjaźni ludzie - pomimo kilku zgrzytów wspominam to wspaniale, było drogo, ale nie żałuję tego, zajebisty okres w życiu. Niestety później po wyjeździe stamtąd zaczeło się pieprzyć i do tego jeszcze przenieślimy się do dużo mniej lajtowego miejsca/kraju. Jesteśmy tu bo ona musi skończyć studia, w maju "wolność" i można stąd spierdalac, ale jestem teraz w złotych latach swojego życia i każde kilka miesięcy wydaje mi się długim czasem. To prawie pół roku, jeszcze. Dalej jestem zakochany, ale związek ma dużo rys i jedno pęknięcie (to jest właśne ta długa historia). Pół roku - długo, czy niedługo jeśli to "ta kobieta"? Wiem, "ta jedyna" to iluzja i często halucynacja, ale jak Wam ją obiektywnie opiszę to zobaczycie że nie ma wielu takich dziewczyn, przynajmniej tak mi się wydaje, a jeśli są to albo zajęte albo pojebane. Pobyt na tym zadupiu ma swoje plusy bo teraz zakładam tu firmę i jest korzystnie. Jeśli chodzi o sytuację materialną to też nie jest ona taka pewna, bo mój cały biznes opiera się na innej wielkiej korporacji która tak naprawdę może mnie wyruchać, więc jeśli nie zbuduję czegoś co jest w pełni moje i stoi na moich serwarach, to pewnego dnia mogę mieć poważny problem. Więc to też mnie stresuje. Nie ma co widzieć wszystkiego w czarnych barwach, ale zawsze byłem realistą i biorę taką opcję pod uwagę. Gdyby się to stało, to zdaję sobie sprawę że padajacy biznes+ból po przerwaniu 1.5 rocznego związku totalnie by mnie rozjebał i musiałbym iść po psychotropy. Boje się że jeśli coś by się zjebało to będę sobie pluł w brodę że nie odłożyłem tyle kasy ile mógłbym mieszkając w PL i wydając jakieś 50% mniej a żyjąc na dużo wyższym poziomie. Oczywiście mam nadzieję, że się nic nie zjebie i do 30 będę bardzo ładnie ustawiony. Tak, rozkmina jest to niekończąca się. Jak się zbiorę i opiszę Wam całą sytuację to może wyłoni mi się tutaj jakiś bardziej wyrazisty obraz. Póki co wydaje mi się że potrzebowałbym również pomocy psychoterapeuty, chociaż kilka spotkań/porad. Może znajdę jakiegoś przez internet, bo tutaj gdzie mieszkam to słabo.
  13. U mnie po latach nie uprawiania sportów zanikła potrzeba aktywności fizycznej, poza seksem i spacerami. Ale to nie oznacza że za 10 albo 20 lat nie będę dotkliwie odczuwał skutków swojego lenistwa. Rozumiesz o co chodzi.
  14. Chodzi Ci o to, że duzo mniejszym nakładem emocjonalnym można mieć seks z przypadkowych lub niezobowiązujących (jeśli takie istnieją, bo kobiety zawsze wydają się "zakochiwać" po chwili) znajomości niż ze związku? A czułość? Ja np. bije się ze sprzecznymi emocjami typu -> podoba mi się moja kobieta, ale jakaś tam inna laska też mi się podoba i chętnie bym ją przeleciał, ale nie zdradzam. Więc musiałbym zerwać i wszystko co zbudowałem stracić dla głupiego seksu, który mógłby być słaby jak barszcz. A często okazuje się że trawa nie jest wcale dużo bardziej zielona po drugiej stronie płotu... a jeśli jest, to przychodzi w końcu zima i trawa zdycha. I tego że inne laski też się podobają i czasam chciałoby się taką "stestować" też nie potrafię wyłączyć, mimo, że bym chciał żeby był jakiś OFF switch w głowie. Albo na jajach. Albo inna przeciwność: Jak się kłócimy to mam tak silne, negatywne emocje że często chcę zniszczyć pół domu kijem baseballowym a później zerwać tu i teraz, po czym wyjechać do cieplejszego i tańszego kraju, pracować więcej, itd. <-> jak wszystko jest OK, to często czuje się mega farciarzem i czuję że jest cudowna, że mi pomaga i że bardzo chce z nią być i ogólnie - sielanka Albo jeszcze inna: Jeszcze się nie wybawiłem, mam dopiero 25 lat, wcześniej na stabilizację, chciałbym np. pomieszkać w Tajlandii i poimprezować, "pozaliczać" jeszcze trochę samic itd. <->czuję że drugiej takiej nie poznam przez najbliższe 5-10-15 lat, i nie jest to oparte na iluzji idealnej księżniczki którą sobie zbudowałem (chociaż pewnie w jakimś stopniu też, wiadomo, hormony) ale również na moich kryteriach które mam wypisane punkt po punkcie i które ona spełnia. I tak dalej. Sama ta rozkmina którą Wam tutaj opisuje pochłania mi nieraz 80% mocy przerobowej mózgu w ciągu dnia, nawet jak jest między nami sielanka z reklamy margaryny.
  15. Nie ładne, tylko szajs. O. Wokal typowo bezjajeczny, zakładam że to leci co 5 minut w Radiu Zet. Aranż infantylny i prosty jak drut. Z białorycerskiej muzyki (nie mam nic do niej, romantyzm w sztuce akurat bardzo doceniam i lubię) to można sobie posłuchać niektórych piosenek U2 o miłości, zwłaszcza tych ze starszych płyt, albo innych zespolów rockowych - chociaż tamże prawie zawsze teksty traktują o nieszczęśliwej miłosci, zawodach, samotności zranieniach itd. - także, można powiedzieć, o tym o czym my tutaj rozprawiamy ;p Np. ten kawalek ma tak białorycerski tekst, że już bardziej się nie da. Jest to tekst o wsadzaniu sobie jaj w imadło: Co nie zmienia faktu że jest zajebisty, Jon Crosby pewnie opisywał swoje emocje z naiwnych młodzieńczych lat i to jak się wtedy czuł. To jest ładne. To jest Piękne. Też bym mógł napisać bardzo ładne piosenki o tym jak się kiedyś czułem zraniony przez kobiety i przez swoje własne nieopanowane emocje - to jest naprawdę zajebisty nawóz dla wartościowej sztuki i zdecydowanie wole takie kawałki niż pieprzenie w stylu "mam dupy, mam hajs, mam furę, mam złoto, mam klamkę, dupy mnie podziwiają, śpiewajcie: jeeee, śpiewajciie: jooooo, jesteśmy w klubie, wszyscy na nas patrzą, yo!" Gdyby takie rzeczy - białorycerskie ale zajebiście pomyślane i wykonane - leciały w radiu to bym się nie posiadał z radości. Niestety polska scena muzyczna, zwłaszcza ta popularna, to dramat i kilogram gruzu. Brrr, straszne rzeczy żeś Pan wkleił. Pamiętam jak pracowałem w "normalnej pracy" i ciągle musiałem słuchać "muzyki" podobnej do tego jakże słabowitego kawałka. Godzina po godzinie, dzień po dniu, miesiąc po miesiącu, w biurze pełnym kobiet i głupich mamusiek... Boże, dziękuję że dałeś mi siłę żeby to przeżyć
  16. Tamten Pan

    Bycie "małym' ssie!

    Mi dwie laski mówiły że przede mną miały facetów z wielkimi dongami i albo je bolało (to najlepsza opcja) i rzadko dochodziły, albo: (najgorsza opcja) - jedna laska mi powiedziała że PRZEZ 6 LAT ZWIĄZKU NIE MIAŁA ORGAZMU i dzięki mnie miała go po raz pierwszy od tego czasu. AAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAA!!!!! Tak odnośnie wrodzonego masochizmu kobiet. A mam normalną pałkę, nawet nie wiem ile, bo mierzyłem ostatnio chyba w gimnazjum albo LO, ale napewno nic wielkiego. Więc głowa do góry. Też miałem takie jazdy w gimnazjum czy tam podstawówce - jak poruchasz, to Ci przejdzie.
  17. Stary, jak mi tego czasami brakuje. DOKŁADNIE tego. Rzecz w tym że ja nigdy nie doświadczyłem tego etapu mieszkania samemu (mieszkanie w swoim pokoju ale z różnymi lokatorami w jednym mieszkaniu za czasów studenckich nie liczę), takiej niemalże absolutnej, jak na ziemskie warunki, wolności i elastyczności. Odrazu od rodziców przeprowadziłem się do swojej dziewczyny do innego kraju. Ja uwielbiam być sam i mimo że jestem w fazie zakochania i zauroczenia w mojej kobiecie (mimo że maska trochę się kruszy) to często o tym myślę i przy każdej kłótni/sprzeczce/upierdliwości odczuwam chęć wypróbowania takiego właśnie modelu życia - a mógłbym, bo prowadzę biznes na odległość więc mogę sobie mieszkać równie dobrze w chatce w lesie i jeść korzonki i prawie nic nie wydawać, zamiast przepłacać tu gdzie obecnie mieszkam. Najgorsze jest to że dzień później po takich rozważaniach następuje zakopanie toporu wojennego, przytunki, buziaczki, seksiki, głaskaki, mruczanki i wyznania i człowiek myśli sobie "kurwa, przecież ja nigdy w życiu nie spotkałem lepszej dziewczyny...mam znowu uganiać się za tępymi dupami, czy może codziennie męczyć kapucyna i wmawiać sobie że to tak dobre jak seks?". I tak 'w koło Macieju', nie wiadomo gdzie postawić kropkę nad i. Zgadzam się. Volant pisał kiedyś że wszystkie najlepsze/najważniejsze rzeczy są w życiu ramach abonamentu, musisz stale płacić żeby je mieć. I faktycznie tak jest z przyjaźniami, biznesem, siłownią i ciałkiem-bajerką, itd. No właśnie - moja kobieta spełnia wszystkie moje wymagania, naprawdę chyba każdy możliwy podpunkt. Całe życie czekałem na taką relację, a jednak teraz i tak mam wątpliwości czy 'to jest to', nawet w okresach jak jest między nami fajnie - bo bardzo lubię z nią robić różne rzeczy, ale czasami jeszcze bardziej lubiłbym posiedzieć sobie samemu przy kompie do późnej nocy i pracować przez 16 dziennie, albo zaprosić na chatę kumpli i najebać się jak szpadel (chociaż to rzadko, nie lubię się upijać) albo upalić, albo po prostu poleżeć w ciszy i poczytać dobrą książkę, itp. itd. I tu moje pytanie, jak się osobiście na to zapatrujesz? Z tego co wiem to jesteś prawnikiem, tak? Czyli zakładam że masz dobre zarobki i jesteś 'ustawiony'. Warto Twoim zdaniem tyle energii poświęcać, żeby przeżyć trochę miodnych chwil w miesiącu, posłodzić sobie, mieć status "prawdziwego mężczyzny" (bo przecież "jak kobity nie ma to coś z nim nie tak, gej pewnie", wiadomo ) i mieć stały seks i coś co ludzie nazywają "wsparciem"? Btw. ja tylko raz w życiu czułem że potrzebuję wsparcia - jak dostałem wpierdol od dresiarzy..pomijając dni w których miałem katar jako 6 latek i mama mnie wspierała. Warto poświęcić tyle energii żeby mieć w zamian bliskość i czułość i to uczucie zakotwiczenia podczas sztormu jakim są dzisiejsze dziwne czasy? Też macie często te myśli że niby jest OK, ale wkładacie w związek i utrzymanie go tyle energii że gdybyście skupili ją na sobie to żyłoby się wam dostatniej i na luzie?...tylko po to żeby godzinę później pójść na spacer, poobserwować samice przechodzące na ulicach z minami sugerującymi że w środku czaszki nie zastanie się właścicielki tylko pajęczyny, z krzywymi nogami i tapetami jak po szpachli, albo: piękne i pojebane, ćwiergoczące jak te w Dniu Świra w scenie z pociągiem i pomyśleć sobie "Ja pierdolę, nie mam siły na głupie gąski, jak mam się nie czuć samotny jak zerwę pośród tylu debilek i idiotów?" Bo fakt, poświęca się bardzo dużo energii na związek - mnie to coraz bardziej męczy, bo nawet jakby facet stanął na chuju to zawsze coś jest nie teges, chociaż raz w miesiącu, byle się do czegoś czasami samica mogła przyjebać. Jak się nie stara to tak samo. Ale pamętam że na randki i uwodzenie różnych dziewczyn do których nic nie czułem też poświęcałem sporo energii. I nie pamiętam już gdzie więcej.
  18. Bracie Janie - i jak się na to zapatrujesz? Bo "jako tako" nie brzmi jako coś satysfakcjonujacego. Możesz powiedzieć, że jesteś "szczęśliwy"? Czy gdybyś miał cofnąć się w czasie, to znów byś się żenił, czy może wybrał byś profil "wolnego ruchacza z zasobami"? XYZ - też tak mi się wydaje. Aczkolwiek chciałbym usłyszeć to od kogoś tutaj bezpośrednio, bo znam wiele osób które mówiły ze ich związki to cud, miód i orzeszki a później po 6 latach rozstanie i wychodziło szydło z worka, że bardzo często męczyli się ze sobą
  19. Panowie, bardzo dużo tutaj krytykujemy Panie i wiadomo - jest się do czego przyczepić. Ale jako że mam 25 lat i kryzys ćwierćwieku, ostatnio dużo zastanawiam się nad tym dokąd zmierzam, co tak naprawdę daje mi szczęście, dlaczego pomimo bardzo dobrej sytuacji w życiu tak często czuje się żywy na 50%, i tak dalej. Krótka piłka z mojej strony - czy w ogóle da się Waszym zdaniem znaleźć kobietę która odpowiada naszym kryteriom (np. inteligentna, ambitna, wyluzowana, z dystansem do siebie, ładna itd) i z którą można utworzyć harmonijny związek na długie lata albo na całe życie, w którym będzie można wydać kiedyś na świat jakieś dzieciaki, wspólnie osiągać cele i kroczyć przez życie jeszcze fajniej niż jako kawaler? Wspominając "kryteria" mam oczywiście na myśli te chociaż w miarę realistyczne, bo zauważcie, że często krytykujemy Panie za to że polują na ideał księcia na białym rumaku, a jednak równie często faceci z bloku zarabiający 1500 zł w dead-end jobs marzą o znalezieniu kobiety wyglądającej jak Megan Fox, 100% stabilnej emocjonalnie, bogatej, z zainteresowaniami, jeżdzącej nowym Mercedesem SL500 i do tego wiernej seks-maszyny z idealnym photoshopowym ciałem, co nie jest celem realistycznym na tym poziomie drabiny społecznej, a nawet jeśli ktoś jest zajebistym uwodzicielem z ciałem Adonisa, to nie do dłuższego/stałego związku. Zresztą gdzieś w jakimś temacie wspominał o tym bodajże Red, pisząc o swojej kuzynce. Co więc, Waszym zdaniem, jest realistyczne dla w miarę ogarniętego/ogarniętego faceta? Powiedzmy że dla takiego który zarabia całkiem fajną albo całkiem zajebistą kasę, albo po prostu jest na swoim, bądź ma rozwojową pracę którą lubi, kuma co i jak w życiu, ma hobby/zainteresowania, swoje własne poglądy i wygląda całkiem spoko? Nie chodzi mi tutaj o pua rozkminy z dupy w stylu "możliwa jest w tym przypadku samica w zakresie HB7-9 o wymiarach x na x, przy uwzględnieniu że blablabla, jednak ruchając ją 3 razy w tygodniu musimy wyliczyć ze wzoru Davida DeAngelo czy przypadkiem aby.." tylko o całościowe spojrzenie na życie, formowanie związków które umacniają faceta (i kobietę) zamiast ich/jego udupiać...albo może właśnie wybór samotności na całe życie, lub też jakieś inne opcje, itd. Czy są tutaj jacyś zaobrączkowani/zaręczni/usadzeni w związkach samcy którzy po kilku latach czują się spełnieni, zadowoleni, usatysfakcjonowani, nie dręczeni regularnymi fochami, wyrzutami i schematami typu "wychowam mojego misia pysia bo jest nie taki jak trzeba"? Albo czy znacie takich i macie jakieś namacalne dowody że jest właśnie tak, jak mówią?r A ci samotni od wielu lat - tak zupełnie szczerze, w zgodzie z sumieniem, samemu przed sobą - nie brakuje Wam niczego, gdy ograniczacie relacje z kobietami tylko do tych "powierzchownych", do "seksu i nara"? Potrzebuję jakichś życiowych odpowiedzi. Pytam bo sam jeszcze do niedawna myślałem że jestem w "idealnym związku" (a wcześniej nigdy nie byłem zwolennikiem związków tylko seksualnego freelancerstwa), ale coraz częściej mam wątpliwości czy to powinno wyglądać w ten sposób - opiszę to w osobnym temacie, ale narazie nie mogę się zebrać (długo by pisać). Pozdro
  20. A "problem" z pornolami? Jak wyżej koledzy nadmienili, moja samica też jest zazdrosna jak przypadkiem rzucę okiem na tyłek jakiejś innej kobiety, ale najlepsze jest to, że nieraz dopierdala się do mnie za takie rzeczy jak rozmowa z jej koleżanką na imprezie (bo się wtedy na nią nie patrzyłem - stała na drugim końcu dużego i zatłoczonego pomieszczenia i ...patrzyłem kilka razy) albo że rzekomo "obczajałem jakąś dupę", podczas gdy jedyną osoba przechodzącą w poblizu była jakaś 14 latka bez tyłka na którą nawet nie patrzyłem. Takie przypadki to chyba samiczy standard (?), ale co z porno? Gadalem kiedyś na ten temat z jednym moim kumplem który akurat ma wielkie jajca w zyciu codziennym, powiedział że swoją kobietę poinformował wprost że porno oglądał, ogląda i oglądać będzie, bo lubi, a jak jej się nie podoba to nara. Ja zdecydowałem się zrobić tak samo, bo nie lubię nic ukrywać. Kiedyś mnie więc zapytała, ja jej odpowiedziałem szczerze, troche się oburzyla, ale bez tragedii, przedstawiłem jej jak ja to widzę, chwilę pogadaliśmy i było ok. Myślę sobie: co tak łatwo, kurwa? No i bum - jakiś miesiąc później raptem bulwers po seksie że patrzę tylko na jej tyłek (ma zajebisty, ale to gówno prawda) a poza tym i tak jaram się jakimiś dziwkami z porno i ich ciałami. Opierdoliłem ją, powiedziałem że oglądam porno od podstawówki i jak się nie podoba to jej problem, cośtam pobiadoliła i OK. Jakieś 2 tygodnie później odwalliłem motyw czysto białorycerski, nieświadomie. Otóż uznałem że pornole mają za duży wpływ na moje życie, bo nie wydaje mi się żebym był uzależniony, ale bardzo je lubie. W ogóle jestem zboczkiem i erotomanem, nieraz było tak że szargałem dziewczynę 5-6 razy w ciągu jednej nocy, a jak szła do domu to jeszcze dwa razy męczyłem kapucyna przy pornolach, albo wspominając jak ją posuwałem. Prawda jest taka, że jak jestem sam to często się rozpraszam pracując i oglądam jakieś gołe dupy (tak o, dla przyjemności) albo załączam porno (żeby sadyścić się nad koniem) - ostatnio miałem problemy z produktywnością i uznałem że basta i że koniec z tym, bo seksu mam prawie zawsze tyle ile chce, a z pamięci też można lecieć, mniejsza strata czasu. I wszystko byłoby OK z tym postanowieniem...gdybym jej o tym nie powiedział. Nie wiem na chuja to zrobiłem, bo mnie nie pytała. Myślałem chyba że będe fajny, albo że sobie nałoże sam psychiczną blokadę na porno. Oczywiście tak to nie działa. I teraz traktuje mnie jak sroga cioca krnąbrnego siostrzeńca albo nauczycielka niezdyscyplinowanego ucznia, ew. mama katoliczka synka-koniobijce. Już chyba 4 razy pytała mnie od tego czasu czy oglądam, że mam nie oglądać, że ją to rani, że jej nie wystarczam, że to ohydne, chore, wypaczone, nienormalne, wstrętne, złe, niemoralne itd. Raz nie oglądałem przez chyba 2 tygle, powiedziałem że nie ale i tak widziałem ten wkurwiający wyraz niedowierzania a'la czarna dziura emocjonalna. Raz się przyznałem, bo nie lubię kłamać - foch, bulwers, kłótnia itd. Dzisiejszej nocy mega się wkurwiłem. Miała zakwasy po treningu i okres, ale trochę się do niej dostawiłem i mnie nakręciła. Niestety jedyne co mi chciała zaproponować to ocieranie się o jej tyłek, bo miała zakwasy i blablabla (ja chciałem po hiszpansku). Lubię takie zabawy, ale wtedy nie miałem ochoty, zwłaszcza że się obtarła mocno na treningu, aż było widać czerwone ślady, i tez ją bolały pośladki (wolała żeby ją bolało niż obrócić się na drugi bok i nadstawić cycka? dziwne, nigdy wcześniej nie było takich problemów). W końcu sobie odpusciłem, bo nie jarało mnie to i powiedziałem że mam ochotę na jej piersi. A ona zabiera moje ręce z tychże i cisza. Pytam co robi, ona pyta mnie co ja robię i taka rundka, odbijanie parę razy tego pytania. Raptem: zabiedzonym głosem-...bo ja nie chce chcę żebyś oglądał porno Ja: osłupienie, myslę sobie: no to mi zrób dobrze, a nie pierdolisz Ona: oglądałeś ostatnio porno? tak? nie kłamiesz? napewno ? nie okłamujesz mnie? (itd. przesłuchanie zomo, dobrze że mi jeszcze nie kazała w oczy patrzeć) I chuj i okłamałem ją żeby się wyspać a nie kłócić, później się wkurwiłem, później poszedłem masturbate myself to sleep i spać. I teraz wkurwienie z jednej strony a drugiej strony źle że ją okłamałem, bo to słaba sprawa ale jak mam do wyboru klamstwo albo przepierdolenie 8 godzin na kłótnie to... Nie idźcie nigdy tą drogą. I teraz nie wiem co mam z tym problemem zrobić, sam się bezmyślnie wjebałem.
  21. Miałem Maki w gimnazjum na zajęciach "informatyki", bardziej niestabilnych, nieintuicyjnych i irytujących komputerów/systemu nigdy nie widziałem. Co prawda było to wieki temu i Mac wyglądał wtedy jak telewizor kineskopowy, ale przeskok z Windowsa 95/98 na ten szajs był drastyczny. Windows ME ze swoimi zawiechami co 5 sekund jawiłs się w zestawieniu z tamtym applowym systemem niczym kwantowa sztuczna inteligencja z galaktyki Alfa Centauri. Później wielokrotnie "bawiłem się" makami znajomych - nigdy nie zapomnę jak podróżując po Norwegii chciałem sobie od pewnego Islandczyka zgrać muzykę. Okazało się że... nie można. Dlaczego? Bo nie, i chuj i cześć. Nie dało się podłączyć nowego dysku zewnętrznego samsunga ze sklepu, nie działał, jakby się nie usrać. Na PC oczywiście działał. Rozumiem że 'formatowane pod łyndołs, bla bla bla', no ale do siusiaka ciężkiego, żeby DYSK ZEWNĘTRZNY nie działał? To była tylko muzyka, ale jakbym musiał zgrać np. jakieś bardzo ważne dokumenty, to byłym w dupie. Później byłem świadkiem wielokrotnych zawiech (w tym tak ostrych że trzeba było jechać do serwisu i zostawić komp na tydzień) macbooka pro mojego kumpla. Kupił sobie maka bo taki z niego artysta a przecież wiadomo że na PC to photoshop nie pójdzie, tylko będzie eksplozja. Za każdym razem jak jego mak się sypał ja się śmiałem, a on oburzał że to przeciez najlepszy system na ziemi. Sam fakt że dał za ten komp chyba 6000 zł a miał gorsze bebechy niż ja w swoim składaku za 1200 trochę mnie bawił. Jednak to co muszę oddać makom (w sensie designu, bo do OsX nigdy sie nie przekonałem) - są zajebiście wykonane. Trudno jest znaleźć w dzisiejszych czasach porządnie wykonany laptop z dobrej jakości materiałów, nie gównianego chińskiego plastiku, mały, chudy i lekki z dobrymi bebechami i ładnym wyglądem i dobrym ekranem. Tutaj Apple króluje, bo większość laptopów PC wygląda jak gumowa zabawka dla dziecka i ma beznadziejny ekran, nie mówiąc już o podświetleniu. Ja jestem zwolennikiem ultrabooków, świetnie się z nimi podróżuje i zazwyczja są wykonane z dobrej jakości materiałów, ale tutaj też trzeba zrobić ogromny research. Ja chwalę sobie bardzo serię laptopów XPS Della, np Dell XPS 13 albo 15. Zajebiste komputery, ekran ze szkła (gorilla glass, nie do zajebania) a nie jakiegoś plastiku, jakośc obrazu rozpierdala na łopatki. Mój ma IPS screen full hd, a nowsza generacja XPS ma jeszcze dużo lepszą jakość, podobno lepszą od applowej Retiny, rozdzielczosć,glębia koloru i kąt widzenia też lepsze - a już na moim można oglądać film siedząc pod bardzo wygiętym kątem w stosunku do ekranu i nie ma efektu zaciemnienia obrazu i zmniejszego kontrastu. Wspaniała klawiatura, flaki lepsze niż w droższych makach (chociaż XPSy też do tanich nie należą), firma też amerykańska (założona przez Żyda ), gdyby ktoś się obawiał azjatyckiej jakości... odpalają się w kilka sekund, Polecam. Ogólnie to drogie kurestwa (mój nowy kosztował jeszcze niedawno w polskich sklepach chyba 8 tysięcy), ale można bez problemu dorwać używane roczniaki na allegro, amazonie albo ebayu. Ludzie mówią żeby nie kupować używanych kompów, ale ja kupiłem i sobie chwalę. Kilka tysięcy w kieszeni, jedyny problem taki że gwarancji już nie mam (aczkolwiek można tanio odnowić). A jak ktoś nienawidzi Windowsa to można sobie zainstalować Linuxa albo nawet OsX i tez podobno wszystko dobrze śmiga. Czejść
  22. Witam, już od dłuższego czasu Windows 8.1 truje mi dupę, żebym zupdatował do 10, płaczą że czas ograniczony i później trzeba będzie płacić im piniondz. Wiem, był już temat odnośnie zatrzymania aktualizacji, ale czy warto aktualizować dobrowolnie? Słyszałem już od kilku osób że inwigilacja i tego typu skandale, ale na jakiej podstawie to stwierdzacie? Chciałym jakieś źródła, żeby mieć pewność, że to nie info od psychofanów OsX i produktów Apple. Pytam ponieważ nie chcę być zamkniętym w piwnicy przestraszonym nowych technologii ćwokiem, też kiedyś uważałem że XP jest najlepszy na świecie, teraz stwierdzam że to skansen i Windows 8.1 jest jest duuuużo lepszy i wygodniejszy w użytkowaniu. Nie miałem z nim przez grubo ponad rok żadnych problemów, ani razu się nie zawiesił, nie zbisurmanił ani mnie nie wkurwiał mnie jakimiś bzdetami, jak np. windows 98 i słynne bluescreeny albo zawiechy w XP, lub też ten rzekomo boski OsX, który potrafi pieprzyć się tak że nawet hard reset maka nie pomaga i trzeba czekać aż bateria padnie (tak, widziałem coś takiego wielokrotnie nawet na macbookach pro, tak samo jak wirusy na OsX które wg legend i podań nie istnieją). Do tego jest wiele udogodnień (chociażby ta wyszukiwarka po prawej, zajebiste) a komputer odpala mi się w 4 sekundy. Po 5 sek. jest już gotowy do działania (i7, 8 gb ramu, dysk sdd). Więc może przeskok z 8.1 na 10 będzie taki sam i będzie pracować się jeszcze lepiej? Warto instalować dysię, czy nie warto bo przyjdą mi żydzi i mnie zabiją? P.S Mam nieprawilnego office 2015, word to jedno z moich narzędzi pracy a uważam że open office i libre office to straszna hała - nie wiem czy dalej będzie działać? Nie chce mi się znowu kombinować jak mam mnóstwo pracy do zrobienia.
  23. Nie wierzę co czytam. Jesteście tacy zacofani, po co ten hejt, po co tu plucie jadem? Przecież mamy wolne i niezależne media - demokracja, wolność, postęp, profesjonalni dziennikarze, artykuły nie pisane na zamówienie. Ogólnie to spoko. Naprawdę nie widzicie że kolega kic ma rację? Alles klar. Do tego jeszcze mamy takie ogromne spektrum możliwości lektury o różnych rzeczach: możemy np. poczytać o PiS, o pisiorach, o prawie i sprawiedliwości, o pisowskim ciemnogrodzie, o mocherach, o nieposłuszeństwie Polski wobec UE, o dobrych intencjach imigrantów i okrucieństwie pis, że minęły aż 4 dni od uformowania nowego rządu a jeszcze nic się nie zmieniło, o tym że Polak był pierwszym seryjnym mordercą w Europie (no kurwa...nie wiem jak to skomentować), o postępowości nowej świetlanej partii Nowoczesna (same superlatywy we wszystkich mediach, nie widziałem żadnego negatywnego albo choć odrobinę uszczypliwego artykuły), albo, dla odmiany o...Prawie i Sprawiedliwości! WOLNOŚĆ!!! Tak przy okazji, zanim ktoś mnie nazwie moherem, nie jestem katolikiem ani nie jestem fanatykiem PiS, ale bez względu na to na jaką partię głosowałem kiedyś i w ostatnich wyborach (kiedyś zagłosowałem na PO bo nie czytałem i nie edukowałem się, więc miałem takie same poglądy jak kic-anty... nigdy nikt mnie tak nie oszukał), musiałbym chyba ostro się naćpać a później siedzieć w piwnicy i nie wychodzić przez kilkanaście lat, słuchając tylko Radia Zet, żeby uznać że 'polska' prasa jest obiektywna, interesujaca, porusza zróżnicowane tematy i nie ma w niej antypolskich treści. Zrobiłem koledze który prenumeruje Wyborczą mały przegląd dzisiejszego wydania obiektywnej, profesjonalnej i nowoczesnej prasy. Najlepsze jest to że w TV i radiu chyba nawet biją tych profesjonalnych dziennikarzy na głowę swoją rzetelnością i bezstronnością. Chętnie bym to zestawił ze screenshotami tychże samych obiektywnych mediów z czasów Afery podsłuchowej PO, albo z czasów kiedy chcieli cichaczem wprowadzić ACTA, ale niestety ich nie posiadam. "Kulisy nielegalnych podsłuchów", "ACTA zagwarantuje bezpieczeństwo w internecie" "Kto próbuje obalić demokrację nielegalnymi podsłuchami", "Polityk PO: Osoby stojące za nielegalnymi podsłuchami zniszczyły mi życie!! (dostanę teraz odprawę wysokości osiemdziesięciu pensji przeciętnego Polaka) :(", "Ofiary afery podsluchowej otrzymają status pokrzywdzonych" "Czy za nielegalnymi podsluchami stoi PiS?" "Wielki sukces Platformy! (Merkel uścisnęła rękę Tuska!)" itd... Serio, trzeba być upośledzonym umysłowo debilem z zatwardzeniem mózgu i jeszcze do tego niewidomym, żeby tego nie zauważyć. Nie da się tego łagodniej ująć w słowa. Ja też kiedyś dałem ciała na wyborach, ale z tego co pamiętam to poziom bezczelnie nahalnej propagandy był i tak całkiem mały w porównaniu do tego co mamy dzisiaj.
  24. Chałę chociaż zjedz... Ziemniaczki zostaw, ale chałę i czosnek zjedz...
×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Umieściliśmy na Twoim urządzeniu pliki cookie, aby pomóc Ci usprawnić przeglądanie strony. Możesz dostosować ustawienia plików cookie, w przeciwnym wypadku zakładamy, że wyrażasz na to zgodę.