Skocz do zawartości

sol

Starszy Użytkownik
  • Postów

    908
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

  • Wygrane w rankingu

    1
  • Donations

    0.00 PLN 

Treść opublikowana przez sol

  1. To mi przypomniało kultowy filmik (samo życie) - stancja u pani Krysi :
  2. Kolegów „na piwo” zbiera się na etapie szkoły, najbardziej na przyszłość rokują przyjaźnie z podstawówki, bo tak od małego to trochę jak rodzeństwo. Potem to już wchodzą grube schematy, nieszczęśliwie zakochani/e, dramy, no thanks!
  3. Jak w tytule, wasze historie z orbit, uświęcanie i idealizowanie człowieka, największe obciachy i gafy. Zacznę! Byłam orbiterką tylko raz, za to przez prawie 2 lata. To było jeszcze w liceum, dawno dawno temu, gdy internet takiego pojęcia jeszcze nie znał (generalnie nie za wiele wtedy było w tym internecie oprócz IRCa i czatów na WP). Koleś, który mnie omotał, był niesamowicie elokwentynym i oczytanym buntownikiem, mimo młodego wieku doskonale potrafił manipulować też emocjami siksy z pierwszej klasy. Spotykaliśmy się zawsze kiedy miał na to ochotę, choć pamiętam że czasem próbowałam instynktownie zachować pozory "niemamczasu". Najdziwniejsze w tej historii jest to, że przez ten caly czas (powtarzam: 2 lata!), nie zaszło między nami nic więcej od złapania się za ręce w kinie. Możecie sobie wyobrazić jak się z tym czułam - to jest kluczowy wiek dla dziewczyny, kiedy buduję sobie wyobrażenie o własnej atrakcyjności. Wiadomo, zrzucałam winę na siebie, a prawda jest taka, że obiektywnie patrząc, byłam wtedy naprawdę śliczną dziewczyną. Chlopak potrafil pisac mi smsy o wielkiej milosci, a potem tydzień się nie odzywac. Pewnego dnia, po wypiciu piwa na odwagę, probowałam go pocałować, po czym on się odsunął. To było tak żenujące dla mnie, że w końcu zerwałam kontakt. Po paru latach się spotkaliśmy się przypadkiem, po czym on poprosil mnie o spotkanie i bardzo przepraszał za szczenięce lata i to, jak mnie traktował. Zapewniał też, że naprawdę darzył dużym uczuciem. W sumie do dzisiaj nie wiem o co do końca chodziło (gejem raczej nie jest, bo w późniejszych latach przelotne romanse z kobietami mu się zdarzały). Do dziś mamy kontakt, bardzo go lubię jako człowieka, ale po tej sytuacji w liceum totalnie mi przeszło i nauczyło, żeby nie rozpracowywać intencji faceta przez 2 lata, bo można stracić kupę czasu
  4. Jeden z najpowszechniej stosowanych sloganów na tzw. Auf wiedersehen - obok "zostańmy przyjaciółmi". Popularne są także, "przepraszam, mam problemy z sobą samym", albo "niestety, moja była mnie skrzywdziła i teraz trudno mi zaufać i zbudować relację, nie mogę Ci nic więcej dać w tym momencie", "to nie ty, to ja". W wersji damskiej jest zresztą podobnie
  5. Ah szalone czasy okołostudenckie życie z randomowymi współlokatorami daje taki obraz społeczeństwa jakiego nie uświadczysz w tv. Mam mnóstwo historii, ale creme de la creme to: 1) Moje mieszkanie. Dziewczyna slusznych wymiarów, która skłamała, że studiuje prawo. Okazalo się, że tak naprawdę przyjechała do Wawy na ... kurs odchudzania. Potem okazało się, że zarabia, oszukując ludzi na lewych kontach na allegro a nocami, myśląc że się nie domyślę, sprowadzała mocno pijanych gachów z dyskotek z którymi bynajmniej nie grała w pokoju w bierki. Do dziś pamiętam kultowy dialog o 3 nad ranem (po skończonej ars amandi) ona: już idziesz? Dopiero co przyszliśmy. On: ykhm ona: chociaż rączki umyj (trzask zamykanych drzwi wejściowych) ona na cały głos: Kur*****!!! 2) Moje mieszkanie - w jednym pokoju ja i mój przyszły mąż, w drugim Grześ z Opola. Grześ zachowywał się, jakby ciągle był upalony, ogólnie nie interesowal się nami oprócz momentów, kiedy narzeczony gdzieś wychodził. Wtedy upalony Grzechu opierał się na framudze drzwi od korytarza i rzucał: No i co tam słychać. To było strasznie creepy. Raz znalazł się nagle w moim pokoju i swoje: „No i co tam słychać”. Serio bałam się tego kolesia, na szczęście szybko się wyniósł. 3) Kilka lat wcześniej, drugi rok studiów, mieszkałam na stancji z trójką dziewczyn, które codziennie (przysięgam) oglądały wspólnie.... czyjeś wesela. Miały od groma CDków imprez całych swoich rodzin i centralnie komentowały wygląd, ubiór i atrakcje weselne. W życiu bym nie myślała, że można spędzać tak czas wolny. A jednak! jak komuś się chce czytać to mogę jutro dać ciąg dalszy
  6. Mam pytanie do dziewczyn, ktore trenuja pole dance, tak szczerze, skoro forum anonimowe. Intryguje mnie motywacja - zeby czuc sie bardziej sexy? Dla swojego faceta? Czy po prostu dla samego sportu bez wiadomych konotacji? Tylko szczerze
  7. Zadne exy nie pisaly, ja tym bardziej ?zauwazylam jedynie wzmozona aktywnosc znajomych z zagranicy, ktorzy pytaja sie czy w Polsce tez taki hardkor (niektorzy wydaja sie byc niezle sterroryzowani przez swoje media). ale zadne to orbitreki czy inne exy
  8. Panowie z forum w tym wątku za 5...4...3...2...1 ? A tak serio, to ja staram sie codziennie ćwiczyć po 15 minut swój stały zestaw wzmacniający mięśnie, ale prawdziwy fun daje mi tylko sport z rywalizacją - badminton na sali, tenis stołowy, siatka itd
  9. TAk, to jest starożytna metoda, której uczą na ostatnim etapie 2 letniego kursu Super-Pua w Kaliszu. Widzę, że kolega też jest absolwentem i musiał mnie zdemaskować
  10. Ekstra Trzymam mocno kciuki! I w dodatku leworęczna! Niech paluchy bolą i skóra się zdziera. A śpiewasz? Ja jestem muzycznie w klimatach alternatywnego rocka, kiedy jeszcze grałam na gicie, to sporo Radiohead, Queens of the Stone Age, Mogwai, te klimaty. Niestety nie śpiewam, ale za to komponuję - na pianinie. To ciekawe, bo nie jestem jakimś "płodnym" kompozytorem, wychodzi mi jakiś utwór na rok. Ale od czasu kiedy zaczęłam, trochę się uzbierało. Chcę je pewnego dnia profesjonalnie zaaranżować i nagrać w studio, do niektóych są teksty, niektóre to tylko wersje instrumentalny. yes yes yes! Akustyk, elektryk czy bas? Mogłybyśmy założyć forumowy zespół, ale jak zawsze brakuje perkusisty , Co do drugiej części - nic nie stoi na przeszkodzie, żebyś Ty kupiła sprzęt i dalej rozkręcać biznes Montaż to jest fajna działka, i jeden z najbardziej utalentowanych montażystów ever to kobieta - Thelma Shoonmaker, montażystka Scorsese. Ma na swoim koncie 3 oscary, i jeszcze nie powiedziała ostatniego słowa Co do pierwszej części - ja też się tego boję. Chociaż jeszcze bardziej bałabym się tego, że jestem zmuszona monetyzować to co kocham i co gorsze iść na kompromis, żeby jeść Dlatego ja to oddzieliłam. Bardzo lubię swoją pracę, jest techniczna i logiczna, ale w moim odczuciu typowo rzemieślnicza (choć część branźy lubi mówić osobie jako o magikach, rozumiem potrzeby ego ). A co do pytania dlaczego poziom reżyserów spada - powodów może być kilka. Przede wszystkim często człowiek to nie jest jakiś wiecznie tryskający pomysłami twór, czasem masz parę dobrych "natchnień" w życiu i tyle. Po drugie, w światku filmowym za gębę reżysera trzyma producent, bo on wykłada kasę. Często tak naprawdę film "robi" producent, decyduje co wyciąć, co jak zmienić. I mimo świetnego reżysera, film ostatecznie wychodzi słaby. Jedynie psychopatyczne osobowości typu Kubrick potrafiły tak wpłynąć swoją "super-hiper-alfa-osobowością", żeby film był dokładnie taki jak chcieli. Po trzecie, niektórzy za kasę zrobią wszystko, np. znany pisarz pozwoli, żeby książkę napisał ghost-writer, różnie bywa. hahahaha, no tego się faktycznie nie spodziewałam No ideologicznie się z Tobę nie utożsamię, bo generalnie jestem zdania, że powinniśmy swoje "wewnętrzne szympansy" uczyć sztuki zen a nie rzucać im to czego najbardziej chcą (szczególnie w dużych dawkach) - bo wtedy zupełnie odchodzimy od samym siebie i stajemy się chodzącym spełniaczem pragnień gadziego mózgu. Ale to nisza pewnie jakaś jest A te castingi... - odważna jesteś
  11. ❤️ Bardzo ciekawe rzeczy piszesz. W ogóle nauka języka tak odległego, jest o tyle fascynująca, że oprócz składni i słów uczysz się SPOSOBU MYŚLENIA tych ludzi. Język odzwierciedla myśl - w inny w sposób myślą chociażby Azjaci. Ja chętnie czytałabym Twojego bloga w tym kontekście. Właśnie miałam do tego nawiązać Że te 4 fazy na pewno nie ułatwiają! To normalne, po prostu bardzo Ci na tym zależy. Jesteś bardzo młoda, nie raz upadniesz, niejedna osoba podetnie Ci skrzydła, co jakiś czas pojawi się głos w Twojej głowie „nie nadaję się do tego”. Nawet najwięksi ludzie tak mają. Grunt żeby pozwolić sobie na te błędy i zaakceptować je jako niezbędną część procesu. Z czasem, przy systematycznym rozwoju osobistym zbudujesz w sobie spokój i pewność siebie. Ja jestem we wczesnej 30-stce i widzę, że te pasje, które się miało za dzieciaka, rzeczy które kochaliśmy robić to... (fanfary i odkrycie Ameryki) coś co faktycznie powinniśmy robić. Rozumiem finansową motywację „życiowych studiów”, ale prawda jest taka, że jeśli porzucisz pasję na rzecz kasy to zawsze będziesz mieć niedosyt. Zawsze możesz to zawodowo jakoś sprytnie połączyć
  12. To bylo troche ironiczne, w tym zawodzie szybko uczymy się, że „uciskani” często są w swojej sytuacji na własną prośbę. Anyway, poznałam kilku prawdziwych pasjonatów prawa w życiu i wiem, że można z pasją uprawiać „ars legalis”, jeśli tak masz, gratuluję!
  13. Hahahaha mam to samo, na co dzien tylko wersja basic. Przyczyny sa jednak odwrotne - w wersji enhanced ludzie totalnie nie czają ani poczucia humoru, ani tematow, ktore poruszam, ani nawiazan kulturowych. Musiałabym odstrzelic 95% znajomych i moja ekstrawertyczna strona by oszalała. Jest 5%, ktore na szczescie ogarnia, ale te kilka osob jest obecnie rozsianych po Polsce, a wrecz calym swiecie. W sumie to strasznie tesknie za kontaktami z nimi na zywo, kazda rozmowa to poczucie, ze sie jest „w domu”, niesamowita energia.
  14. Kiedyś bym się pewnie z Tobą zgodziła odnośnie tej publiczności . Ale obecnie uważam, że jeśli wsłuchasz się w siebie na 100% i zrobisz coś, co dla Ciebie samego jest tym, czym chciałbyś żeby było, żadna ocena zewnętrzna nie powinna mieć wpływu na to, jak Ty postrzegasz to co zrobiłeś. Zapewne, to o czym mówię dotyczy już osób, które opanowały "warsztat" danej dziedziny. Nie chodzi o sytuację, gdzie robisz podstawowe błędy np. w perspektywie przy rysunku i ktoś Ci na nie zwróci uwagę. Chodzi o sytuację raczej odrotną - robisz coś tak nowatorskiego dla Twojej publiki, że de facto rzuczasz perły przed wieprze i bazując na ich opinii nieświadomie sam sobie torpedujesz coś, co jest po prostu wyżej od nich. Dlatego publika IMHO nie jest niezbędna, aczkolwiek, jeśli kuma - jest bardzo miłym dodatkiem. Fajnie, że branża kreatywna, na pewno w otoczeniu podobnych ludzi, przy w dodatku przy osiągnięciu "synergii" praca musi przynosić wiele radości. Nie chciałam, żeby wyszedł seksizm, faceci też oczywiście mogą w tym wątku pisać, czemu nie. Ale do "znajomości" na ewentualny priv to już same baby - wszyscy wiemy jak to jest z tą przyjaźnią damsko-męską Istnieje tak samo jak obecnie papier toaletowy w sklepach @Hippie - akustyk, elektryk czy bas? Ja uczyłam się swego czasu na elektryku. W sumie cały czas jeszcze wierzę, że do tego kiedyś wrócę, uwielbiam dźwięk elektryka i wciąż mam w domu swojego starego Fendera Squiera. Natomiast mój pierwszy instrument to pianino. Też kocham muzykę całym sercem i to jest definitywnie działka, w której chcę zostawić swój ślad. @asasu - hahahaha, sorry nie liczy się. Been there, done that. Uciekłam stamtąd No chyba, że jesteś tym jednym promilem, który naprawdę chce zmienić świat i walczyć o uciskanych, ja tak miałam i szybko okazało się, że moje wyobrażenie a rzeczywistość to 2 różne rzeczy. @Bullitt - póki co, nie wchodzę w ekonomię. Interesują mnie bardziej zagadnienia moralności/etyki. @Izaa25 - być może faktycznie również tak teoretycznie "przyziemne" rzeczy jak gotowanie mogą nam pomóc wyrażać siebie. Ale wiadomo, nie będzie to smażenie schabowych i fota na insta, tylko jakaś forma sztuki w tym. Ciężko mi się wypowiadać, ponieważ chociaż mam różne talenty gotowanie do nich nie należy
  15. Dzięki za odpowiedzi Dziewczyny (i chłopacy), ja myślę, że tak naprawdę nie liczy się dziedzina "tworzenia", ba, to może być kilka dziedzin, albo się nawet zmieniać. Głównie chodzi o tą silną wewnętrzną potrzebę twórczą, która ostatecznie przysłania wszystko inne. Wiecie nie chodzi mi o bieganie dla funu, czy robienie fotek dla przyjemności w weekendy. Chodzi o taką ogromną wewnętrzną potrzebę tworzenia, która płonie - myślę, że znikoma ilość osób to ma, i to jest zupełnie ok, tak pewnie musi być na świecie, żeby funkcjonował. Mam taki swój pogląd, że w zasadzie to "odciśnięcie" nas samych na tym łez padole, jest naszym najważniejszym zadaniem. Najpierw trzeba ogarnąć się biologicznie - czyli ten słynny "gadzi mózg" (ja go nazywam "szympansem", który jest bardziej unisex :), stworzyć sobie jakieś podwaliny spokojnego życia i potem właśnie kształtować rzeczywistosć zgodnie ze swoją autentycznością. Jest taki melancholijny cytat, który lubię (z Gore'a Vidala - Julian) "Przebyliśmy długą drogę - powiedziałem leniwie, spoglądając na miasto i poza nim. Przytłaczająca jest myśl, że wszystko należy do nas, przynajmniej na ten krótki okres życia - i właśnie dlatego, mam zawsze uczucie, że muszę się spieszyć, aby czegoś dokonać, że człowiek ma za mało czasu, żeby wycisnąć znamię swojej wartości i pasji na świecie, który będzie trwał nadal, kiedy już odejdziemy, równie obojętny jak wówczas, kiedy nas jeszcze nie było. Każdego dnia mego życia powtarzam sobie: widzialny świat jest twój, korzystaj z niego, zmieniaj go, ale się spiesz, bo noc przychodzi zbyt szybko i nic nie jest nigdy całkowicie ukończone - nic." @Hatmehit - wow, tu mnie masz. Czytałam swego czasu "Bogowie, Groby i Uczeni" - Cerama i historia Champolliona, któremu udało się odczytać hieroglify była po prostu niesamowita. Wielki szacun, że uczysz się języka staroegipskiego. Ja swego czasu próbowałam nauczyć się historii starożytnego Egiptu bazując na technice pałacu pamięci, na który wybrałam dom mojej babci Jeśli nie znacie tej techniki, wygooglajcie, mega ciekawa sprawa. Ostatnio "odwiedziłam" myślami mój pałac i okazuje się, że nawet sporo pamiętam. Napisz coś więcej o tym co tłumaczysz, skąd czerpiesz źródła itd. @maggienovak - to Twoja praca? pasja? Robisz domowe eksperymenty na żabach? @Eloquence - w sumie nie myślałam o tym w ten sposób, ale faktycznie, sport tez może być jak najbardziej źródłem wyrażenia siebie. Nie jest istotne, czy dostaniesz za to jakiś medal. cdn. nastąpi! Młode się obudziło.
  16. Do takich tematów potrzeba niestandardowych dziewczyn, które nie siedzą na kafeterii. Tu niektóre kobiety mają naprawdę wiele ciekawego do powiedzenia i na nie liczę. (I tak, niczym Kasparow przewiduję kolejny ruch kogoś, kto wyciągnie nick jakiejś innej forumowiczki i napisze - TAAA ma tyle do powiedzenia - darujcie już....)
  17. Nie będę tu obiektywna, bo dla mnie Źródło jest jak Biblia, a Howard Roark, główny bohater, jak Jezus nie chodzi mi tu o styl pisania, ale o filozofię Rand, która z niej płynie. Jest dość kontrowersyjna, nie wszyscy będą ją "czuć". Także ciężko mi powiedzieć czy polecam, ale jeśli uważasz się za indywidualistę i twórcę, to na pewno.
  18. Drogie dziewuszki, zacznę taki temat - szukam kobiecych bratnich dusz (i wybrałam sobie na to dość przewrotnie męskie forum,). Mianowicie, chodzi mi o idealistki, które chcą na tym świecie stworzyć coś, dla tej rzeczy "samej w sobie". Co mam na myśli? Np. napisać książkę, nagrać płytę z muzyką, założyć zespół i grać - ale podstawowy warunek jest taki, żeby nie robić tego dla poklasku/instagrama/sławy tylko dla tej rzeczy samej w sobie, osiągnąć szczyt swoich możliwości, zgodnie z sobą samą, która ma ujście w tej rzeczy właśnie. Stworzyć coś najlepszego, używając swojego talentu. Jeśli jesteś osobą, o której mówię, ta chęć tworzenia jest jednym z najsilniejszych uczuć, które na co dzień przeżywasz. To w zasadzie nakręca Twoje życie od zawsze. Jeśli ktoś czytał "Źródło" Ayn Rand, od razu załapie o co mi chodzi. Piszę o tym, bo sama tak mam, tworzę swoje rzeczy i nie mam za bardzo z kim o tym rozmawiać. W zasadzie niewiele osób o tym wie. Moje koleżanki są super, ale na tym poziomie już nie ogarniają. Można by się dopingować, motywować, wspólnie rozwijać. Anyone?
  19. sol

    Cześć wszystkim!

    Bracia Wachowscy poszli w jedyną słuszną stronę
  20. @azagoth we fragmencie, który zacytowałeś chodziło akurat o dziewictwo. Chociaż podejrzewam, że nie ma tu dla Ciebie dużej różnicy. I to jest ok. Być może nie ma dla Ciebie znaczenia czy Twoja partnerka (o ile w ogóle dopuszczasz LTR) jest po wiadomej karuzeli, czy też czekała z seksem na człowieka, którego dobrze poznała, kocha i widzi w nim partnera na całe życie. Egal? Egal. Są jednak na tym świecie pewni "beznadziejni romantycy" i tak, są też takie kobiety, dla których to jest ogromna wartość. I nie ma to nic wspólnego z religią. I którzy faktycznie chcą mieć partnera bez przebiegu, dla których ten "pierwszy raz" to wielki dar. Ja patrze trochę przez ten pryzmat, zapominając czasem jak wielu osobom to "wisi", dlatego być może odgórnie napisałam o "jednej z najcenniejszych rzeczy" - sorry, powinnam faktycznie może pisać w swoim imieniu Chociaż tak naprawdę, wciąż mam w sobie resztki nadziei, że ludzie przestaną w końcu parzyć się jak te króliki na Tinderach, laski płakać za kolesiami, którzy zawinęli się po pierwszej randce i generalnie, wszyscy trochę się ogarną. A może zawsze tak było, ale kiedyś dawno temu, kiedy byłam singielką, jakimś cudem mnie to wszystko ominęło? Już sama nie wiem.
  21. Czytam z zaciekawieniem wasze wypowiedzi. Mam zupełnie inne doświadczenia z dzieckiem niż @Amperka. i potem: Mam taki wniosek, że w sumie każda z nas może opowiedzieć jak to u niej wyglądało, ale za każdym razem będzie to tzw. dowód anegdotyczny, czyli taki, gdzie jest za mało danych aby stwierdzić czy teza jest prawdziwa (w tym wypadku teza to: intelektualny samorozwój w macierzyństwie to kaszka z mleczkiem). U mnie np. pół ciąży spędzone w szpitalu z zagrożeniem - nawet nie chcę o tym mówić. Dziecko przez pierwsze pół roku od 3 rano praktycznie nie spało przez problemy z brzuszkiem. Ja w ciągu dnia chodziłam jak zombie (nawet nie mogłam się wymieniać z męzem, bo młody miał fazę, że tylko ja mogę przy nim być). Pierwszy rok to też mnóstwo różnych lekarzy, rehabilitacji itd. Później było trochę lepiej, ale do dzisiaj (a ma 1.5 roku) nie jest w stanie sam się bawić, ciągle muszę być przy nim i AKTYWNIE z nim spędzać czas w ciągłej interakcji. Do tego codziennie budzi się około 5-6 razy w nocy. Młody nie ma obecnie żadnych zaburzeń, jest kochany, bardzo inteligentny jak na swój wiek, żywe srebro - ale taki typ, po prostu potrzebuje mamy na 100%. Dlatego uważam, że pisanie o tym, że macierzyństwo to kraina mlekiem i miodem płynąca, jest dość krzywdzące. Może będziesz mieć szczęście, spoko ciążę i w miarę ułożone dziecko, a możesz trafić na naprawdę trudny przypadek. Piszę o tym też dlatego, żeby dziewczyny były świadome, że może być trudno a nawet bardzo trudno i że to jest OK. Żeby jakiś Stefan nie powiedział swojej Mariolce, że przecież Kaśka napisała doktorat na macierzyńskim, a Ty Mariolka nawet nie jesteś w stanie obiadu ugotować. Bo czasem po prostu nie ma siły nawet na to, żeby podnieść się z łóżka. Kończąc tą wypowiedź, powiem wam, że ja kilka miesięcy po porodzie obroniłam na bdb inżynierkę na technicznym kierunku na polibudzie. Krótko po urodzeniu dziecka kończyłam projekt, do którego pisałam pracę będąc w ciąży. Mimo tego całego zmęczenia. Moja mama przychodziła codziennie przez miesiąc na parę godzin, a ja pisałam projekt, który musiał być w moim mniemaniu idealny, zero błędów. Po obronie, setki gratulacji, wszyscy łącznie z promotorem dumni, moje ego napompowane - "ale im i sobie pokazałam". I wiecie co myślę po czasie? Że to była totalna głupota. Zamiast spędzać czas z malutkim dzieckiem chciałam spełnić jakąś swoją chorą ambicję, którą można było spokojnie przesunąć albo rozłożyć w czasie. Trzeba uważać, żeby z tym samorozwojem nie przegiąć w drugą stronę. Teraz myślę, że urlop macierzyński i wychowawczy to faktycznie czas, który powinien być dla dziecka. Na samorozwój jest czas w szkole, w pracy i praktycznie przez całe życie. A właśnie te 3 pierwsze lata życia, o których wspomniała Amperka, są dla dziecka najważniejsze. Mimo tego, że ich nie pamięta. Warto więc dać mu wtedy od siebie jak najwięcej.
  22. sol

    Cześć wszystkim!

    To Claudia Cardinale, jedna z najpiękniejszych aktorek złotej ery kina włoskiego.
  23. Ha! Akurat jestem w takiej sytuacji, mam malucha < 2 lata. Wszystko zależy od danej osoby. Dla mnie osobiście dziecko to był (planowany ) szok. Macerzyństwo w rzeczywistości wygląda kompletnie inaczej niż w wyobrażeniach. Jest duuużo ciężej. Szok wynikał głównie z tego, że nagle skończył się czas na pasje, książki, gry i osobiste projekty. Można rozwijać się przy dziecku, ale niezbyt w sposób tradycyjnie rozumiany (intelektualny, duchowy). Przy dziecku moźna za to doskonale rozwinąć się emocjonalnie, uczyć się pokory, cierpliwości, spokoju, dialogu. Ale rozwój intelektualny nie jest niemożliwy. Na początku jest to faktycznie super-trudne. Ale z czasem odkryłam, że mogę np. jednocześnie czytać książkę i jednym okiem patrzeć na dziecko - po prostu jedno zdanie, refleksja w glowie o nim i wzrok na malucha. Młody ma też jedną drzemkę w ciągu dnia i w tym czasie rozwijam swój projekt. Wymaga to dużej samodyscypliny, ale jakoś się kula:)
  24. Wróciłam ostatnio do klasyków, chciałam sprawdzić czy równie dobrze będzie mi się je czytało jak 10 lat temu : Vonnegut - Rzeźnia nr 5, Orwell - Rok 1984. Cóż, obie fenomenalne!
  25. @Esmeron ładnie napisał. Dodam od siebie, że jeśli ktoś tak desperacko się nam podoba (a tak było w tym przypadku, bo oddałaś człowiekowi, którego praktycznie nie znałaś jedną z najcenniejszych rzeczy, które kobieta można dać mężczyźnie), to znaczy jedno: On ma coś, czego bardzo pragniesz. Ale nie chodzi tu o niego, jako osobę, ale o tą „rzecz”. Być może jest to jego wiedza z matmy, być może jego chłodne podejście do innych (siła? asertywność?). Twoim zadaniem jest teraz zidentyfikować co to było i... samej to zdobyć/wypracować u siebie. Jeśli uda Ci się to zrobić, to jesteś wygrana. Powodzenia:)
×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Umieściliśmy na Twoim urządzeniu pliki cookie, aby pomóc Ci usprawnić przeglądanie strony. Możesz dostosować ustawienia plików cookie, w przeciwnym wypadku zakładamy, że wyrażasz na to zgodę.