Skocz do zawartości

Wniosek, morał ,ważne przemyślenie, podsumowanie z dzisiejszego dnia.


Lukulus

Rekomendowane odpowiedzi

7 godzin temu, RedBull1973 napisał:

Warto podtrzymywać kontakty towarzyskie i mieć szeroki krąg bliskich osób.

Nigdy nie wiadomo, jakiej pomocy i od kogo możemy potrzebować!

 

P.S. Gwoli wyjaśnienia...Siedzę od  kilku dni w domu, ze złamaną nogą -  gdybym nie miał zwrócić się do kogo o pomoc, byłyby strasznie przejebane...

A tak mam wszystko ogarnięte, obiad ugotowany, posprzątane, wszystkie sprawy pozałatwiane itp.

 

Do swoich dorosłych synów wysłałem fotkę z gipsowania,  i chuj - nawet nic nie odpisali...A jeszcze niedawno byłem z nimi na piwie i wszystko było super...

Tak te kurwy (Ex) potrafią manipulować ludźmi!

Pomoc przy złamanej nodze jest nieodzowna, bo sam człowiek nie jest w stanie nawet przenieść sobie herbaty z kuchni do pokoju (protip 1. czajnik elektryczny obok łóżka). Polecam w miarę możliwości chodzić o kulach/ruszać złamaną kończyną, bo polepsza to ukrwienie i sprawi, że rehabilitacja będzie szybsza (po 3 tygodniach ja straciłem chyba 12 cm w udzie :)).

 

  • Like 2
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dla mnie ból po siłowni jest czymś wspaniałym. Taki trochę oksymoron: przyjemny ból ;) To jest w pewnym stopniu sukces, radość z dobrze wykorzystanego czasu, wewnętrzna energia. 

Po dzisiejszym dniu.. Czy można być czegoś pewnym? Oprócz śmierci i podatków. Nigdy nie wiadomo co przyniesie jutro, dlatego cieszmy się tym co jest teraz, drobnostkami. Wpier*alajmy życie jak małpa kit. 

  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

"Idealna recepta na życie pozbawione szczęścia - staraj sie zadowolić wszystkich dookoła".

Zdałem sobie sprawe z nawracającego nawyku spozniania sie i jego podświadomego podłoża: jest to mechanizm z dzieciństwa - prowokowałem innych spoznieniami, otrzymywalem kare-zjebke, miałem poczucie winy (wchodzilem do domu, rodzice po mnie cisneli, lub nie witali z radością, miałem poczucie winy). 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

21 godzin temu, RedBull1973 napisał:

Warto podtrzymywać kontakty towarzyskie i mieć szeroki krąg bliskich osób.

Nigdy nie wiadomo, jakiej pomocy i od kogo możemy potrzebować!

 

o to to to właśnie

 

Generalnie staram się właśnie tak robić dzięki temu w potrzebie człowiek nie zostaje sam. Gdy byłem kiedyś z kobietą i pozwoliłem na to aby moje życie towarzyskie legło w gruzach to było ciężko jak cholera w wyniku upadku się podnieść. Wiem że w życiu najlepiej nikogo nie potrzebować nie uzależniać się ale czy aby naprawdę trzeba się tak katować ??

 

Kobiety choć często przez nas obarczane za nasze największe klęski są nam potrzebne tak jak grono życzliwych osób. Ja nie traktuje kobiety jak coś z czym muszę być nie oskarżam nie krytykuje a raczej życzliwie się uśmiecham dzięki czemu ciągle mam jakieś z tego tytułu profity. To obiad to jakieś prezenty to możliwość spędzania czasu jak chce. Wspólne wyjazdy czy nawet zajebiste źródło informacji. Kobieta przyjdzie przytuli posprząta zrobi obiad zrobi dobrze i czasami wystarczy tylko troszeczkę ja dowartościować czy być miłym, pamiętając o tym aby się nie angażować emocjonalnie gdyż z reguły głupiejemy.

 

 

 

 

  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

A mnie życie nauczyło, by nigdy nie zakładać sukcesów, tylko porażki. Jak odniesiesz sukces, będziesz pozytywnie zaskoczony. Jak porażkę - nie będziesz rozczarowany, bo się jej spodziewałeś.

 

PS Czy tylko ja mam tak, że mogę sterować swoim życiem odpowiednimi myślami? Bo mnie to tak czasem szokuje, że wydaje mi się, że jestem z innej planety. Za każdym razem, kiedy jestem pesymistą - wszystko mi się udaje. Dosłownie wszystko. Natomiast kiedy spodziewam się odnieść sukces - odnoszę porażkę. Tak jakby los daje mi pstryczka w nos "jesteś taki pewny i hej do przodu? No to patrz na to". Za każdym razem, kiedy coś mi nie idzie - zamartwiam się. Efekt? W ciągu kilku dni okazuje się, że wszystko się dobrze ułożyło i niepotrzebnie się przejmowałem. Za każdym jebanym razem. Natomiast kiedy wszystko się układa, jestem zadowolony i snuję wielkie plany - los rzuca mi kłody pod nogi. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie to, że zauważając tę zależność - zacząłem dosłownie sterować swoim życiem, specjalnie się zamartwiając, wręcz sztucznie ładując do głowy złe myśli że na pewno się nie uda tylko dlatego, że wiem, że jak będę źle myślał - to jak na ironię się uda.

 

Podam najnowszy przykład - zgłosiło się do mnie 2 zleceniodawców, roboty łącznie na ponad miesiąc, zarobek 5k. Zacząłem być podjarany, zacząłem liczyć ile to ja nie zarobię przez wakacje i jaki to ja nie będę bogaty. Dosłownie w ciągu 2 dni przestali się odzywać. Oboje. Zamiast olać to, zacząłem specjalnie się zamartwiać "na pewno zrezygnowali, na pewno nie odpiszą, pewnie portfolio im się nie spodobało". Jak mama się o nich pytała, to odpowiadałem po prostu, że zrezygnowali ze współpracy, a przecież tego pewny być nie mogłem. Specjalnie zakładałem zły scenariusz i się nim martwiłem. W efekcie dosłownie po 2-3 dniach odpisali, że współpraca jest nadal aktualna.

 

Normalnie bym uznał, że to efekt placebo lub zwykły zbieg okoliczności, gdyby nie to, że takich sytuacji w życiu miałem już nawet nie dziesiątki, a setki. Wszelkie egzaminy, prawko, relacje z rówieśnikami - zawsze dzieje się tak samo, wszystko czym się zamartwiam mi się ostatecznie udaje. Kiedyś w pewnym momencie zacząłem bardzo dobrze myśleć o pewnej koleżance, że można na nią polegać, że pewnie strasznie mnie lubi i że w ogóle jest wow dla mnie. W tym samym tygodniu rozczarowała mnie swoim zachowaniem, zawiodłem się na niej. Na jakiś czas zapomniałem o tym, ale przy czytaniu jakiegoś artykułu o fałszywości kobiet przypomniałem sobie tę sytuację. A że było to już w czasie, gdy odkryłem tę zależność - specjalnie, sztucznie zacząłem o niej źle myślec, że na pewno jest fałszywa, że jest interesowna i tak na prawdę ma mnie w dupie. Zacząłem bezpodstawnie oskarżać ją w mojej głowie o niewdzięczność. Mówiąc krótko zamartwiałem się tym, że dzisiaj na nikogo nie można liczyć. Przez cały dzień miałem takie głupie myśli. Następnego dnia na uczelni była dla mnie szokująco miła i sympatyczna, sama zaoferowała mi swoją pomoc w sytuacji, w której nigdy bym jej o to nie podejrzewał. Tak jakby los chciał mi udowodnić, że się myliłem oskarżając ją bezpodstawnie o niewdzięczność.

 

Dlatego od tamtej pory jestem sztucznym pesymistą, specjalnie się wszystkim zamartwiam, bo wiem, że wtedy się uda. I oczywiście się udaje. Jest to o tyle dziwne, że wszędzie się mówi o mocy pozytywnego myślenia i nastawienia. A u mnie jest dokładnie na odwrót - im mam bardziej pozytywne myśli, tym gorzej wychodzi. Im bardziej się zamartwiam - tym bardziej się udaje. A najbardziej szokuje mnie to, że to działa także wtedy, kiedy wywołuję sztuczne myśli. Wiem że coś się uda, ale specjalnie się tym zamartwiam, żeby właśnie się udało. I się udaje. Ma ktoś podobnie czy jestem z innej planety?

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Umieściliśmy na Twoim urządzeniu pliki cookie, aby pomóc Ci usprawnić przeglądanie strony. Możesz dostosować ustawienia plików cookie, w przeciwnym wypadku zakładamy, że wyrażasz na to zgodę.