Skocz do zawartości

deleteduser163

Starszy Użytkownik
  • Postów

    367
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

  • Donations

    0.00 PLN 

Treść opublikowana przez deleteduser163

  1. I w ograniczonym zakresie kobiety byłyby tam pewnie przydatne np. w asystowaniu, sprawach administracyjnych. Problem w tym, że fizycznie są słabsze od mężczyzn, stąd niestety radziłyby sobie gorzej w pracach wymagających dużej siły. Pewne zawody mogą być zarówno kobiece, jak i męskie. Ale w jednych, jak tych wymagających dużej sprawności i tężyzny, oczywiste jest, że lepiej poradzą sobie faceci. Tak samo, jak w tych wymagających np. empatii , podejścia do dzieci, czy też wizerunku. Tutaj też niektórzy mężczyźni poradzą sobie dobrze, ale jednak wymagają one bardziej kobiecej ręki. Więc myślę, że zawsze tak będzie, że pewnych predyspozycji się po prostu nie przeskoczy. Tzn. można by było na upartego, ale z gorszym efektem. Wiadomo, że pewna przewaga płci, w różnych branżach, nie wzięła się całkiem z niczego. Tak jak pisałam, cieszę się z tego, że kobiety są coraz bardziej ambitne, mają coraz większe umiejętności, że są coraz bardziej niezależne. Ale tak jak każda osoba ma inne predyspozycje, tak często (choć nie zawsze, bo istnieją wyjątki) jest to uzależnione właśnie od płci. Nie bez powodu, nawet na studiach, pewne kierunki są oblegane przez facetów, a inne przez kobiety. Co nie znaczy, że jest na nich 100% facetów i 100% kobiet, bo jednak niektórzy świetnie sobie radzą w zawodach przeznaczonych dla płci przeciwnej. Ale jednak większość poradzi sobie zwyczajnie gorzej i tak już jest, różnimy się i tego nie zmienimy w pewnych kwestiach. Fizycznie, ale też i psychicznie. Np. faceci mają z reguły większą charyzmę, a kobiety większą empatię.
  2. A ja się nie zgodzę, że jest to małoistotna rzecz. Dlatego, że prędzej czy później, pewnie stanie się to faktem, nie wiem czy w Polsce (choć nie jest to wykluczone, szczególnie jeśli inna partia przejmie rządy, choć swoją drogą, za tą która rządzi teraz też nie jestem, ale to już inna sprawa). Chodzi o to, że świat robi się coraz bardziej "unisex", zaczynając od mody, a na rozpadach małżeństw z powodu zacierania tych różnic kończąc. Ale wydaje mi się, że sporo osób jednak niestety popiera to żeby świat stał się taki "bezpłciowy", więc stąd ten temat. Przez właśnie te wszystkie kryzysy, wojnę na Ukrainie, śmierć Królowej, itd., też przestajemy myśleć nad tym w jakim kierunku zmierza świat. Może lepiej czasem się zdystansować, co do tych bieżących problemów, bo zawsze jakieś będą i pomyśleć o tym wszystkim z dystansu? Pomyśleć dokąd zmierza nasze życie, jak najlepiej odnaleźć się w tym coraz dziwniejszym świecie? Co nie jest takie proste, a raczej coraz trudniejsze. A zmierza w nie do końca dobrym, pod pewnymi względami. Zajmujemy się sprawami bieżącymi, a nie patrzymy często szerzej na różne problemy, które może teraz wydają się małoistotne, ale już mają swoje skutki, jak np. coraz większa liczba rozwodów, czy więcej samotności wśród ludzi. A co do tego zacierania się różnic, to pod pewnymi względami nie są złe, np. osobiście jestem jak najbardziej za niezależnością kobiet i fajnie, że jest ich coraz więcej. Ale ogólnie zmiany te, idą już w dość niepokojącym kierunku. Pracoholizm, zacieranie się właśnie tych różnic między płciami, coraz mniejsza rola rodziny. A potem się dziwimy, że mamy przyrost demograficzny i liczbę rozwodów jaką mamy ;). Poza tym wiele osób jest totalnie zagubionych, nie wiedzą jak się odnaleźć, zmieniają płeć, a nadal nie są pewni kim są. Coraz więcej dziwaków, coraz mniej normalności, Trochę to straszne, a będzie coraz gorzej.
  3. Cóz, wg Darwina, tylko słabe jednostki umrą bezpotomnie... I w pewnym sensie jest to prawda. Ale z drugiej strony, mnóstwo "słabych jednostek", ma dzieci, i to nierzadko wiele. Wg mnie, to nie jest "przegryw" sam w sobie, bo wiele innych osiągnięć możemy pozostawić po sobie na tym świecie. Istnieli zarówno ludzie, którzy wiele osiągnęli, a potomstwa się nie doczekali, jak i ci, którzy mieli ich sporo, a absolutnie nic sobą nie reprezentują. Ale sama jednak chciałabym mieć dziecko. Niestety nie było mi to dane do tej pory, bo jedno straciłam, zanim się urodziło... Jednak mam nadzieję, że zostanę kiedyś matką. Dlaczego? Ciężko to wytłumaczyć, chyba po prostu natura rządzi się swoimi prawami i każe kogoś po sobie zostawić. A poza tym, chciałabym zwyczajnie się nim zaopiekować, wpajać wartości, których uczyłam się przez lata, kochać bezgranicznie... Ale myślę, że ważniejsze od faktu żeby mieć dziecko, jest to jak się je przygotuje do dorosłego życia, a wiele osób tego zwyczajnie nie potrafi i myślą, że jakoś to będzie, a później właśnie zostają przegrywami pod tym względem, że ich dziecko nim zostało. Tak jak pisałam, chcę zostać kiedyś matką i mam nadzieję, że mi się to uda, ale szczerze mówiąc, trochę się obawiam jednocześnie czy temu podołam, bo jednak wychowanie dziecka, tak żeby później poradziło sobie dobrze w życiu, to duże wyzwanie. Ile ludzi później jest totalnie niezaradnych w życiu, niepotrafiących się odnaleźć wśród ludzi, albo co gorsza z różnymi traumami z dzieciństwa? Stąd właśnie biorą, się tzw. "przegrywy". Ale nawet gdyby moje dziecko sobie jednak nie radziło i tak bym je kochała, jednak miałabym poczucie, że zawiodłam jako rodzic.
  4. Temat pojawił mi się głowie po przeczytaniu pewnego artykułu w necie, na temat tego, że świat do tego jednak dąży. Już mamy w końcu tzw. "trzecią płeć", modę uniseks itd. Myślę, że prędzej, czy później do tego dojdzie, że oficjalnego podziału nie będzie wcale, albo będzie tak przynajmniej w pewnych państwach. Osobiście nie jestem tego zwolenniczką, bo uważam, że i tak różnice te zacierają się już trochę za bardzo i wg mnie nie jest to do końca dobre, mimo że cieszę się za to np. z tego, że kobiety mogły stać się niezależne finansowo itd, to byłoby jednak szkodliwe na dłuższą metę. Ale jestem ciekawa co o tym myślicie
  5. Wiem, że pytanie do Panów, ale napiszę ze swojej perspektywy, skoro już w tym dziale temat się pojawił Tak zupełnie szczerze, to wszystko by zależało od okoliczności. Bo mówi się, że jeśli się kogoś kocha, to po grób. A jak życie pokazuje, to niekoniecznie jest prawda, bo uczucia potrafią się zmieniać w czasie. Czasem można się zwyczajnie pomylić. A czasami, ta druga osoba może okazać się zwyczajnie niewarta naszych uczuć. Wtedy myślę, że nie ma sensu męczyć się z kimś dla zasady i lepiej poszukać sobie kogoś, kto będzie nas kochał i szanował, jak na to zasługujemy. W imię miłości nie warto znosić np. braku szacunku, czy tego, że ktoś przestaje się starać, bo niby w jakim celu? Tak samo oczywiście, bycie z kimś dla nas dobrym z samej litości i tak prędzej, czy później zraniłoby tą osobę. Ale jeśli generalnie wszystko by grało, to, nie, nie zostawiłabym. A to dlatego, że atrakcyjnych osób jest bardzo wiele. Ale czy to znaczy, że będziemy się z tą osobą dobrze dogadywać, że będzie nam się razem dobrze żyło? No właśnie, nie. Statystycznie większość związków się jednak rozpada, biorąc pod uwagę fakt, że ponad 1/3 małżeństw kończy się w Polsce rozwodem, a większość par rozstaje się jeszcze przed ślubem. Więc jeśli te pierwsze motylki zdechną ( a zdychają zwykle w przeciągu 2 pierwszych lat), to jest duże ryzyko zawodu miłosnego. Zauroczenie, to jedna wielka chemia w mózgu, która potrafi nieźle otumanić i sprawić, że podejmie się błędną decyzję. Samo kierowanie się rozsądkiem w stylu "to jest dobra partia, więc bierę", też prędzej, czy później nie skończy się dobrze. Więc jeśli już ma się to swoją "połówkę" i czuje, że to jest właśnie to, myślę że najlepiej ograniczyć w miarę możliwości kontakt z osobami, które czujemy, że mogłyby nam namącić w głowie, bo człowiek, jak wiadomo, istota ułomną jest i może się to okazać silniejsze. A ta atrakcyjna osoba, może równie dobrze stać się po jakimś czasie dla nas nieatrakcyjna, albo zwyczajnie coś tam nie zagra, co jest nawet statystycznie, bardzo możliwe. Nie mylić oczywiście tego z sytuacją, kiedy to partner "każe" to nam zrobić, bo mu się coś tam ubzdurało, bo jest to toksyczne zachowanie. No chyba, że sami czujemy, że ma on rację ;). @deomi- A tak BTW, sam temat z sensem (bez przeinaczania liter oczywiście), ale te "wizualizacje dla ułatwienia mnie rozwaliły
  6. @JudgeMe- czasami to co chcemy zobaczyć, lub bardzo nie chcemy, sprawia, że filtrujemy rzeczywistość tak, aby wszystko było tego potwierdzeniem. Ostatnio też miałam taką sytuację w pracy. Przyszli klienci (para) w celu wytłumaczenia im pewnych spraw związanych z naszymi inwestycjami. Facet był miły, ale nic nie wskazywało na to żeby mnie podrywał, potrafię to wyczuć i odróżnić, kiedy ktoś mnie podrywa, a kiedy jest po prostu uprzejmy. Jednak jego partnerka od początku patrzyła na mnie podejrzliwym wzrokiem. I w końcu, kiedy jej facet zapytał mnie, czy podany numer telefonu jest do mnie, czy do kolegi, zapytała się "a co może chcesz się z panią umówić?!". Gość się speszył, ja trochę też, jednak odpowiedziałam, że chętnie udzielę im dalszych informacji w sprawie inwestycji i można umówić się na nasze konsultacje w godzinach takich i takich. I tak normalne zachowanie może projektować sceny zazdrości, niestety nakręcają one paradoksalnie drugą osobę właśnie w kierunku niewierności. Albo zwyczajnie taka osoba będzie miała w końcu dość. Bo jeśli i tak jest karana za coś czego nie zrobiła, to dlaczego miałaby tego nie zrobić? Wmawiaj uczciwemu człowiekowi, że jest złodziejem, to w końcu może się nim faktycznie stać. I tak Ty sama nakręciłaś tą sytuację, będąc zapewne, nawet podświadomie dla tej koleżanki niezbyt miła na spotkaniu, zazdrość niestety się wyczuwa. A później (o zgrozo) pytając faceta, czy by do siebie pasowali. Gdyby nie padło to pytanie, to raczej i nie padłaby jego (dość głupia przyznam) odpowiedź. Działając w ten sposób sama nakręcasz partnera żeby Cię w końcu zdradził, ewentualnie miał Cię dość. Okazując zazdrość pokazujesz tym samym swoją niepewność siebie, w pewien sposób przyznajesz, że uznajesz swoją "rywalkę" za godną zainteresowania. Owszem, jeśli ktoś ewidentnie przegina, należy zareagować i pogadać z nim na osobności co się nam nie spodobało, ale przesadą jest taka reakcja, jeśli ktoś jest jedynie dla kogoś miły. A nawet gdyby faktycznie ta koleżanka się mu podobała, to sprawisz, że ona tym bardziej zyska w jego oczach pokazując podświadomie "ona jest fajniejsza ode mnie, więc czuję w niej rywalkę i jestem zazdrosna". W związku ważne jest zaufanie, jeśli ktoś nawet kiedyś Cię zdradzi, to trzeba się pożegnać i tyle, ale paniczny strach przed tym i próby kontroli, są przejawem niskiego poczucia wartości.
  7. To chyba zależy od konkretnej osoby. Ludzie mają różne potrzeby, priorytety, niektórym partner nie jest potrzebny do szczęścia. Ja przez jakiś czas w tym roku byłam sama i... zniosłam ten czas lepiej niż myślałam. Skupiłam się na podróżach ze znajomymi, na nowej pracy i jakoś ten czas przeleciał. Myślałam, że gorzej zniosę samotność. A od niedawna z kimś jestem i czuje się jeszcze szczęśliwsza, ale staram się niczego nie zakładać, albo się to uda, albo nie. Myślę, że nawet dla osób, które potrzebują tej drugiej osoby, czasem taki czas samotności może być przydatny żeby sobie pewne rzeczy przemyśleć, poukładać w głowie, zobaczyć, że bycie samemu nie jest wcale takie straszne ;). Powiem ze swojej perspektywy, że najgorsze jest wtedy siedzenie w domu i rozmyślanie. A przynajmniej na mnie miało to zły wpływ. Im więcej miałam zajęć, im więcej podróżowałam, spędzałam aktywnie czas, tym było mi łatwiej, bo nie miałam czasu na rozkminianie. Owszem, jakiś czas trzeba przejść tę "żałobę", ale przeciąganie tego stanu nie jest dobre.
  8. Arogancja, złe traktowanie innych osób .Nawet kiedy facet dobrze traktuje mnie, a dla innych jest burakiem, to już zapala mi się w głowie czerwona lampka. Poznałam takiego jakiś czas temu. Niby kulturalny, niby ogarnięty z własną firmą, ale źle odnosił się do np. kelnerów, czy innych osób. Kiedy poczytałam komentarze pracowników jego firmy, to też nie były one najlepsze. A to już o czymś świadczy. Zresztą on sam źle się na ich temat wyrażał. Życie z takim człowiekiem mogłoby być po prostu trudne, więc staram się trzymać od takich z daleka. Drugą cechą, która mnie odpycha jest zawiść wobec innych np. opowiadanie mi o tym, jak ktoś kogoś wykiwał, jak potrafi być przebiegły z nieskrywaną dumą. Takie cwaniakowanie, nie znoszę tego u ludzi. Albo też nadmierna pewność siebie, na zasadzie co to nie ja, mówienie głównie o sobie.
  9. Oglądałam kiedyś film, a raczej dokument "Bad girls - cela 77". Jest on o kobietach, które siedziały w jednej celi i pokazane są wycinki z ich życia. Polecam, choć momentami jest on nieco dołujący, bo jak wiadomo, więzienie do najprzyjemniejszych miejsc na ziemi nie należy. Ale w każdym razie na samym końcu są przedstawione losy niektórych z nich, już po wyjściu na wolność. I ku mojemu zdziwieniu (oglądając film wyobrażałam sobie, że człowiek wychodzący z więzienia to wrak człowieka), większość albo wprowadziła się do nowego ukochanego, albo już miała go odsiadując karę. Jedna nawet zaraz po zakończeniu kary zaszła w ciążę z nowym narzeczonym (poprzedniego miała jeszcze w więzieniu), ale to już dziwi mnie mniej W każdym razie, takie osoby wbrew pozorom, mimo pewnych ograniczeń, czy nawet niespecjalnie wysokiego IQ (choć istnieją i przestępcy bardzo inteligentni, jak wiadomo), posiadają moim zdaniem dość spore umiejętności asymilacji, czy zawierania nowych znajomości z osobami ich pokroju (w końcu przetrwały więzienie, a tam lepiej się w miarę dogadywać z pozostałymi ). Znalazły też jakąś pracę, więc żyć nie umierać. Choć inną kwestią jest to, czy nie stworzyły w wyniku tego jakichś patologicznych rodzin, pewnie w sporej części tak. Ale jeśli chodzi o samą umiejętność tworzenia nowych relacji, to tak jak pisałam, takie osoby uważam, że radzą sobie często całkiem dobrze. Z czego to wynika? Wydaje mi się, że z tego, że życie to na nich wymusiło, że żeby "przetrwać", trzeba działać w grupie. I tak znajdowały sobie nowych "znajomych" od dziecka, kiedy rodzice mieli je gdzieś, bo byli zajęci piciem, później w czasie różnych "akcji" jak np. włamanie, a na końcu w samym więzieniu. No i właśnie dlatego, takie osoby potrafią tworzyć jakieś tam relacje (mimo, że patologiczne) i kurczowo się tego schematu trzymają, bo nie wierzą, że poradzą sobie same. Potrafią też zwykle znaleźć jakieś zajęcie, bo wódka też jak wiadomo kosztuje. Ale jakość tego życia zwykle niestety jest taka jest... Choć pewnie istnieją od tego wyjątki.
  10. Wręcz przeciwnie, nawet w pierwszym poście pisałam o tym, że uważam zdrowy egoizm za coś pozytywnego, nawet jeśli rzutuje on jakoś na to, że innym coś się nie uda. Po prostu to co napisałam jest wynikiem rozkmin na ten temat, nic więcej. A co jeżeli starałabyś się o tą wymarzoną pracę i kilka innych osób też? To, że ktoś by ją dostał, oznaczałoby, że reszta niestety będzie musiała szukać dalej, a jeśli znajdzie, to możliwe, że coś gorszego. Co nie oznacza, że masz się z tego powodu czuć winnym. A tak się często niestety dzieje i nawet utrwala się w społeczeństwie szkodliwy stereotyp żeby "nie myśleć o sobie, tylko o innych". Przez co wielu ludzi nie osiąga sukcesu, bo się go boi. A dokładniej mówiąc boi się tego, że inni się od niego odsuną jeśli coś osiągnie więcej niż oni, będą mówić, że pewnie oszukiwał, kradł, bo skoro im się nie udało, to dlaczego ma się udać komuś innemu. Oczywiście takie osoby są toksyczne, ale można je spotkać praktycznie wszędzie np. w pracy jeśli dostaniesz awans, a koledzy nie, istnieje duże prawdopodobieństwo, że będą cię obmawiać za plecami. Dlatego właśnie wiele osób woli się nie wychylać i nie być lepszym od innych, tylko po to żeby pozostać akceptowanym. A nawet nie zdają sobie sprawy, że sie tego boją, ale hamuje ich to przed sukcesem, kiedy widzą, że wszyscy są cięci na tego kolegę, który awansował. Ale prawda jest taka, że nawet jeśli przez nasz awans, ktoś inny go nie zdobędzie, np. równie mądry kolega, to trudno, takie jest życie. Nie należy mieć jednocześnie do nikogo pretensji, że walczy o swoje, to normalne, tak samo jak ty walczysz, to samo robi to ktoś inny,
  11. Ostatnio natknęłam się na to. Kawałek stary jak świat, ale nie miałam pojęcia, że jest z Romea i Julii. Troszkę nie mój gatunek muzyczny, bo wolę rocka, albo muzykę alternatywną, ale i tak mi się podoba
  12. 1. Dostałam dzisiaj (aż dwa, a co pochwale się ) komplementy od dwóch zupełnie obcych, niezależnych osób, może to głupie, ale zawsze wtedy mi miło i poprawia mi się humor. 2. Ktoś się odezwał (dawny przyjaciel). 3. Kupiłam sobie dwie fajne rzeczy prawie za grosze. 4. Dostałam przelew za zaległą kaucję za mieszkanie (przeprowadziłam się, a właścicielka zwlekała z jego oddaniem i już myślałam, że pieniędzy nie odzyskam). Dzisiaj pojawił się też co prawda pewien powód do zmartwień, ale mam nadzieję, że jutro wszystko się wyjaśni. Tak więc generalnie dzisiejszy dzień mogę zaliczyć do całkiem pozytywnych, a że już po zachodzie słońca, to mogę dzisiejszy dzień pochwalić
  13. Oj tam, do czasu. Tzn. wiadomo, że ludzie wybierają sobie osoby dla nich atrakcyjne. Ale na dłuższą metę, kiedy już motylki w brzuchu zdechną i ta osoba zobaczy, że druga jest pieprznięta, to ucieknie gdzie pieprz rośnie (jeśli już o pieprzu mowa )
  14. Kiedyś taki układ sprawdzał się całkiem nieźle, ale nie oszukujmy się - to były inne czasy. Inne, bo po pierwsze łatwiej było zapewnić byt przez jedną osobę i taki mężczyzna był w stanie utrzymać i żonę i nawet kilkoro dzieci, niezależnie, czy był to chłop pracujący na roli, czy np. szanowany urzędnik. A dzisiaj już wiadomo jak z tym jest i jeśli ktoś nie ma bardzo dobrze dochodowej pracy, to ciężko by mu było zarobić na całą rodzinę. To jest pierwszy powód. Drugi jest taki, że zwiększyły się potrzeby wszystkich członków rodziny. Kiedyś ludziom wystarczyło to, że mają co jeść i dach nad głową np. na wsiach. A dzisiaj pojawia się więcej możliwości jak np. podróży, rozwijania swoich pasji, a to kosztuje. Po trzecie - statystycznie jest o wiele więcej rozwodów, już ponad 1/3 małżeństw się rozwodzi, więc choćbym miała bardzo udane małżeństwo, to nie czułabym się bezpiecznie w takim układzie, że ktoś mnie utrzymuje. Po czwarte rola kobiety troszkę się zmieniła i często oczekuje się, że również będzie ona pracowała, więc partner, choćby zarzekał się, że taki układ by mu odpowiadał, po latach mógłby to wypomnieć, choćby pod wpływem innych osób. Po piąte - załóżmy, że mąż pracuje te 14 godzin dziennie i zarabia bardzo dobrze. Ale za to prawie nie ma go w domu, a jak jest to pada na łeb na szyję, bo nie oszukujmy się, każdy ma swoją wytrzymałość, a to niestety stanowi poważne zagrożenie dla dobra związku. Tak samo jeśli pracuje za granicą i przyjeżdza np. co dwa miesiące. Wtedy tego czasu spędzonego razem jest po prostu za mało, pojawia się frustracja z obydwu stron, często kłótnie, a stąd o krok do rozpadu związku, albo poważnego kryzysu. A po szóste i chyba najważniejsze - własne zarobki dają poczucie wolności. Nie czułabym się osobiście z tym dobrze, że musiałabym być od kogoś zależna, nawet bliskiej osoby. Czasami owszem, jest to spotykane wśród bardzo bogatych facetów, że szukają sobie utrzymanek jako ozdoby jak Hugh Heffner. Myślę, że w Polsce dość rzadko, ale pewnie też. Jednak taka "ozdoba" może się też mu szybko znudzić, szczególnie, że to lekko uwłaczające, że zdrowa, młoda osoba nie pracuje, choć mogłaby. Ale przy tym wszystkim można zachować pewien podział obowiązków męskich i damskich. Np. kobieta może więcej uwagi poświęcać dzieciom, za to facet jeśli lubi gotować,( a znam wielu takich) i może się tym zajmować, albo kosić trawę, zajmować się naprawami itd. Niektórzy faceci (i kobiety zresztą też) nie mogą się w tym wszystkim odnaleźć, ale wtedy warto np. pozwolić mężczyźnie na zaplanowanie wakacji, wybranie trasy itd. A kobiecie np. na zaplanowanie wystroju domu. Takie symboliczne proste gesty mają moim zdaniem duże znaczenie i mogą podtrzymać iskrę w związku, to, że facet czuje się męsko, a jego żona kobieco. Są też pary, które dobrze czują się z zupełnym brakiem takich podziałów i to też jest ok, jeśli obu stronom to nie przeszkadza. Znam taką parę prawników (znajomi moich rodziców), ona jest sędzią, on rzeczoznawcą majątkowym. I świetnie sobie z tym radzą, bo ona jest zawsze bardzo kobiecą, subtelną blondynką, trochę roztrzepaną ( z natury, więc nie musi nawet niczego udawać Choć przy tym jest też oczywiście inteligentna i ma bardzo dużą wiedzę na prawie każdy temat). I uzupełniają się świetnie, on odpowiada zawsze za logistykę np. planowanie wakacji, ona na niego się zdaje i wydają się bardzo zgodnym małżeństwem, widać u nich tą energię kobiecą i męską, mimo wysokich stanowisk.
  15. A poza tym podobnie jak niektórym powyżej, kiedyś zdarzało mi się zabrać za jakies książki psychologiczne np. Josepha Murphiego i całkiem sporo z nich wyniosłam. A poza tym przygodowe np. Cejrowskiego. Zresztą już za dzieciaka moja ulubiona książka było „Śladami Stasia i Nel” - wiem, tytuł średnio przekonuje, ale książka świetna. A w romansach nie gustuję, wiem niektóre są całkiem niezłe i warte przeczytania, ale tak jakoś nie bardzo do mnie przemawiają. Wyjątkiem jest „Duma i uprzedzenie” i książka i film są świetne. A tak w ogóle, to przepraszam za brak odstępów, ale pisze z telefonu, którego jeszcze całkiem nie ogarnęłam, bo właśnie jestem na urlopie i jadę sobie pociągiem .
  16. Rejmigiusz Mróz „Nieodgadniona” - jestem w pierwszej połowie, ale akcja już ciekawie się rozkręca. A wczesniej „Zabójstwo Rogera Ackroyda” Agathy Christie - jesli ktoś lubi kryminały polecam. W ogóle jesli chodzi o tą autorkę, to ciężko o nudną książkę, nie są za długie, a za to już od samego początku ciekawie się je czyta.
  17. A ja np. takie najbardziej bym nosiła i ogólnie preferuję podobny styl (jeśli chodzi o taki w letni do chodzenia po ulicy): A jeśli chodzi o sukienki z tematu, to ostatnia mi się najbardziej podoba. Może dlatego, ze czarna? A generalnie wiele rzeczy mam czarnych i przynajmniej pranie wychodzi ekonomicznie. A tak na serio, to w lecie ubieram różne kolory, choć fakt, że sporo sukienek mam ciemnych np. granatowych, szarych, czarnych. Ale białą też chętnie bym ubrała. Byle nie różową, ani jak to ostatnich latach modne neonową. No ale mój gust też nie do każdego musi trafiać
  18. Kelnerka w kawiarni, która nadskakiwała pewnej rodzinie z Niemiec kompletnie mnie ignorujac… Po około 20 minutach czekania wyszłam z lokalu. Cóż, bywa… choć o obsłużenie była upomniana (w przyjazny sposób zresztą). W lokalu tłumów nie było, za to ona po pogawędce ze wspomnianą rodziną obcokrajowcow, zniknęła na zapleczu. A wkurzyło mnie to, gdyż jestem chwilowo w miejscowości, gdzie czynnych dzisiaj lokali tego typu jest tyle co kot napłakał.
  19. A tak na serio, to: "Za dwadzieścia lat bardziej żałował będziesz tego, czego nie zrobiłeś, niż tego, co zrobiłeś. Więc odwiąż liny, opuść bezpieczną przystań, złap w żagle pomyślne wiatry, podróżuj, śnij, odkrywaj!" Mark Twain "Jesteś jedyną osobą, która może wykorzystać twój potencjał" Zig Ziglar "Pamiętaj, że wszystko co robisz w życiu zostawi jakiś ślad. Dlatego miej świadomość tego co robisz", "Tylko jedno może unicestwić marzenie - strach przed porażką" -Paulo Coelho
  20. Oj tam nie ma się co unosić, otyłość szkodzi każdemu niezależnie od płci i taka prawda, nie tylko jeśli chodzi o ich partnera (choć oczywiście też). Choć tak zupełnie obiektywnie pisząc uważam, że u Panów lekka nadwaga wygląda jednak lepiej niż u kobiet, a z kolei lekka niedowaga lepiej u kobiet, niż u facetów. I niektóre osoby potrafią wyglądać z tym lekkim odchyleniem od normy całkiem nieźle. Ale oczywiście ideałem jest waga prawidłowa i to nie podlega większej dyskusji, mimo że nie każdy musi do niej dążyć. Osoby z lekkim odchyleniem wagi od normy, pewnie są w wielu przypadkach całkiem zdrowe i atrakcyjne.
  21. Oj tam, dwa kilo można przytyć w dwa dni, wszystko zależy od dnia cyklu, od tego jak gromadzi się woda w organizmie itd. Choć znam ten ból, bo jeśli tak jak ja nie jesteś wysoka ( ja mam 162), to wtedy każdy kilogram jednak widać, co innego u osób wysokich, wtedy jakoś inaczej się to rozkłada po ciele.
  22. Więc mam mniej wzrostu i mniej ważę, niż statystyczna Polka... Taka trochę drobina ze mnie, jak to moja matula mówi. Kiedyś chciałam być wyższa, ale cóż, nie wyszło, więc musiałam się ze swoim dość niskim wzrostem pogodzić. A co do wymiarów, to obecnie nie wiem jakie mam, ale typowa "gruszka" ze mnie, czyli niestety tyję głównie poniżej pasa. Wg mnie idealna jest figura klepsydry, ale cóż, znowu nie wyszło Choć kompleksy jako takie głównie miałam jako nastolatka, teraz polubiłam nawet to co uważałam za mankamenty.
  23. A co z tym cytatem, ja się pytam?! "Jestem samolubna, niecierpliwa i trochę niepewna siebie.Popełniam błędy, tracę kontrolę i jestem czasami ciężka do zniesienia.Ale jeśli nie potrafisz znieść mnie kiedy jestem najgorsza, to cholernie pewne, że nie zasługujesz na mnie, kiedy jestem najlepsza".
×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Umieściliśmy na Twoim urządzeniu pliki cookie, aby pomóc Ci usprawnić przeglądanie strony. Możesz dostosować ustawienia plików cookie, w przeciwnym wypadku zakładamy, że wyrażasz na to zgodę.