Skocz do zawartości

Sile76

Użytkownik
  • Postów

    49
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

  • Donations

    0.00 PLN 

Treść opublikowana przez Sile76

  1. Panowie Bracia! Nie wiem, jak tam u Was z znajomością niemieckich czasopism. Otóż, fragment który pozwolę sobie zacytować pochodzi z internetowego wydanie "Der Spiegel", od pewnego czasu ukazuje się na ramach Spiegel dodatek o tytule "Bento" - feminizm, lewactwo w najgorzej postaci. Na początku były pod artykułami komentarze, ale moderatorzy nie nadążali z usuwaniem obelg... teraz komentarzy już nie ma. Ale do sedna sprawy: "Keine Lust auf Sex zu haben, das hat immer auch einen Grund." Stress in der Uni, ein leeres Bankkonto, Probleme mit dem Partner: "All das sind berechtigte Gründe, warum jemand keine Lust, ja vielleicht nicht mal die Energie dafür hat, mit seinem Partner zu schlafen." Tłusty druk w originale. Krótkie tłumaczenie: Brak ochoty na seks zawsze ma jakiś powód. Stres na uczelni, puste konto w banku, problemy z partnerem. Wszystkie te powody są uzasadnione, gdy ktoś nie ma ochoty na seks, może nawet energii by przespać się z partnerem. Artykuł był zatytułowany "Czy naprawdę kobiety mają mniej ochoty na seks niż mężczyźni?" - oczywiście nie... To wyboldowane pokazuje, jak jest tłumaczone. Mnie się zo jednoznacznie skojarzyło z tym, co jest tu na forum opisywane: jest forsa - jest seks, jest stres - to najwyżej można królewnie stópki masować, no i oczywiście problemy z partnerem... wyboldowane słowo "partner" chociaż cały czas przedtem pisane w formie neutralnej (jakby mogło też chodzić o mężczyznę, który odmawia seksu) - i tu przekaz problem z partnerem, a nie problem z twoją głową... Chciałem się tą perełką podzielić!
  2. Zapewniam, bracie, to mit ... o Boże, jakie to byłoby wszystko proste... tylko raz... To jest taka choroba, nawet jak się ją przeszło, nie nabywa się odporności.
  3. Do czego zmierza? Szuka usprawiedliwienia od innych samic, bo ma plan / zamiar wpierdalać się byłemu w jego związek - coś w stylu: musisz ze mną porozmawiać, inaczej cierpię, jesteś tego dłużny etc etc Myślę, że całkiem prawdopodobne jest danie dupy w czasie "rozmowy" i taki kontrolowany leak, aby ta nowa się dowiedziała.... Nie wiem czemu, ale wykluczam tzn. "recycling", on nie ma być szczęśliwy z nową kobietą. Autorka go chce ukarać, związek z nią samą byłby w jej oczach nagrodą. Dowcip w tym, że właśnie tak nie jest... Jak to dobrze, że mamy internet.....
  4. Czy to niewolnik decyduje kiedy koniec starań? Jak on tak może - ona wychodziła z inicjatywą, a on? To jest straszne - odpowiedź jest zawarta w tym zdaniu - zachowuje się tak, bo jest w szczęśliwym związku.... Tutaj prawdopodobna przyczyna końca związku - jeśli nie spostrzega byłego jako mężczyzny, to bardzo dobrze, że pewnie jej facet to zakończył. Nie potrafię sobie tego wyobrazić - jak można partnera (choćby byłego) opisywać bezpłciowo ??? Mam nadzieję, że ów anonimowy brat zbyt wiele zdrowia nie stracił...
  5. @marian_koniuszko Witaj wśród Braci! Mam takie pytanie: Czy zastanawiałeś się czy Twoja żona ma może Borderline Personality Disorder.....? Pytam, bo to tak trochę brzmi. Poczytaj może na ten temat. Jest to o tyle ważne, że jeśli ona ma to zaburzenie, to trzeba się do rozstania przygotwać jak na wojnę atomową - w analogicznym sensie "normalny" rozwód byłby "tylko" wojną. Wiesz co najbardziej wpada w oko w Twoim wpisie? Bardzo zły stan psychiczny - Twój - cholernie niska samoocena i żal... Moja propozycja: zacznij walczyć o siebie! O Twoją godność, dumę i zdrowie. Zastanów się też do kogo masz żal i czy masz ku temu podstawy... Jak pisali już Bracia: brak szacunku, brak zainteresowania itd jest związany z forsą, postawą i błędami wychowawczymi samicy. Jeśli wyjdziemy z założenia, że pewny cechy u samic występują naturalnie a nie aby nas gnębić - to jak tu mieć żal? To tak, jakbym miał żal to kota, który mnie pocharatał - koty tak mają... Ale oczywiście bym się zastanowił co z draniem zrobić.... Żal mógłbym mieć tylko do siebie, że kija nie wziąłem... Życzę powodzenia! P.S. Borderline tłumaczyło by także Twój zły stan...to jest jak czarna dziura, która zabiera wszystkie zasoby....
  6. Respekt! Serio, duża doza autorefleksji i widzę dużo opanowania i siły - podziwiam i życzę powodzenia!
  7. Moje skromne zdanie na ten temat: it's always playtime to raczej taki sposób bycia, gdy jestem na mieście, w sklepie, jeśli jestem zmuszony do skorzystania z komunikacji miejskiej - zawsze szukam jakiejś fajnej laski i zaczynam rozmowę. Niekoniecznie zaraz ostry flirt, ale tak na granicy, czyli zażartować, czegoś się od niej "dowiedzieć" (choćbym już dawno wiedział) itd. Powiem absolutnie szczerze: tylko ok. 20 % reakcji negatywnych, bardzo często same proponują wymianę nr. telefonu - nie zawsze na to idę, dużo adresów mailowych i tel. odrazu kasuję, bo nie o to mi aktualnie chodzi. Nawet w pracy - mam dobry kontakt z różnymi babkami, które są bardzo pomocne i miłe tylko dlatego, że zawsze coś tam zagadam, zażartuję... to jest taka cienka granica, ale zawsze dobre ćwiczenie i bardzo poprawia humor. Aha, jeśli chodzi o wygląd - nie oceniłbym siebie zbyt wysoko, myślę taka solidna 7, chociaż to zawsze zależy - eye of the beholder.... W sumie tak się to raczej zaczyna, ale zdaję sobie sprawę, że nerwy i presja (teraz musi się udać) to wszystko komplikuje. Dużo ćwiczyć i mieć wyjebane na ich reakcje.
  8. W tym momencie zapala mi się czerwona lampka... Z tego co ja wiem - a ciągle się jeszcze od Braci uczę - nie ma czegoś takiego. Samiec by może powiedział "Ah, niech ma to czy tamto" -u samiczek to zawsze masa przetargowa lub przygotowywanie gruntu. Mam jednego kumpla, którego dziewczyna przez długi czas "rozpieszczała" : prezenty, zachęcanie do wypadów z chłopakami itd. Kumpel jest raczej taki, no nie z pierwszej półki- ani wygląd, ani zasoby, ani perspektywy, ale ma jedną zaletę: jest bardzo hojny, oddał by przysłowiową ostatnią koszulę... nie chodzi raczej o forsę, ale n.p. swój czas, zainteresowanie itp. Przez swoje "braki", które są mu świadome, ma bardzo niskie oczekiwania do kobiet, co im jest na rękę. Powiem tak: miał jeden jedyny raz kobietę na którą ja sam bym się skusił. Sam siebie określa jako niewypał w łóżku - więc się cały czas zastanawiałem dlaczego ta jedna ciągle coś dla niego kupowała, była cierpliwa i wyrozumiała... Okazało się, że ona miała taki system - za każde swoje świństewko "pokuta" "zadośćuczynienie" dla misia... Taka chora logika... Zdradzała go co jakiś czas, ale dla swojej chorej psychiki wyrobiła taki firewall, na zasadzie "ale ja się o niego dobrze troszczę". To rozwala! Z mojego skromnego doświadczenia, takie pierdolenie jest na wagę złota.... Ja wiem, że one tym paplaniem doprowadzają nas do nerwicy - ALE: to są te chwile kiedy mamy podsłuch do tej chorej psychiki kobiety. Nic tylko słuchać... Tak z ciekawości: padło z Twojej strony wtedy pytanie, czy jej się podoba i czy by się z nim związała? Pewnie nie - bo te pytania chodziły jej po głowie... A tak w sumie: dobry adwokat....
  9. Mądre słowa... ja jeszcze dodam: atak skierowany jest także na rodziny - jak się rozpierdoli rodzinę to ma się kilka zdezorientowanych jednostek, które będę konsumować co reklama podpowie, no bo co innego robić? Zamiast stada, nie mówiąc o stadzie z silnym przywódcą na czele, bezbronne jednostki...
  10. Raczej na kiepski film... Wdowa o aucie wie - jak by miała nie wiedzieć? To były dwie pary, które się znały ok. 20 lat. Czy podatek od darowizny zapłacił- no sorry, ale o to akurat nie pytałem- było by chyba trochę nie taktownie... Samobójstwo on jeszcze próbował powstrzymać dzwoniąc na policje, by go szukali - to było w innym mieście. Gdyby nie to, że świat jest mały, mógłbym podać więcej informacji...
  11. To wszystko stało się po Nowym Roku - był pogrzeb itd., ja dowiedziałem się o tym ok. trzy tygodnie temu... I od tego feralnego Porsche zaczęła się nasza rozmowa, mój znajomy się gorzko zapytał, czy widziałem już jego nowe auto, na moje pytanie co i jak opowiedział tą historię - siedzieliśmy z dwie godziny i tym mówiliśmy. Żadna lipa, auta przecież nie dostał dzień po śmierci przyjaciela... "Dowcip" polegał na tym, że mój znajomy jeździ normalnie Passatem - jego pasją jest nauka, oprócz praktyki (chirurgia) podróżuje po świecie i prowadzi swoje badania naukowe - Porsche to dla niego obciach w normalnych warunkach - to auto to raczej pamiątka po przyjacielu i od tego zaczęła się ta smutna opowieść.
  12. Tak to wygląda - absolutnie, mój znajomy mówi, że mu szczerze proponował, by po prostu poszedł do burdelu, a ten mu podobno odpowiedział, że ze względów moralnych nie jest w stanie tak zrobić. Tak, żal go bo tak właściwie pokazał wysoki poziom moralny i to tak szokuje, że to nie są jednostki patologiczne... Jak patrzę na to forum, widzę mądrych facetów, którzy mają jakieś przemyślenia, "tracą" czas, by tu pisać etc ale jak dotrzeć z tymi tematami do społeczeństwa? Jeździ, bo był mu zapisany plus nie jestem pewien czy ona wie ile to auto jest warte. Ona podobno jest w szoku i powtarza: "Ale byliśmy tacy szczęśliwi..." Czy to nie jest chore?
  13. Czołem Bracia! Opiszę historię, która wydażyła się w Styczniu tego roku: Facet lat ok. 45, lekarz chirurg, żona i dwójka dzieci, szef oddziału w większej i dobrze znanej klinice w Niemczech, zarobek ok. 15.000 EUR na miesiąc. Dumny posiadacz specjalnego Porsche wartości domu jednorodzinnego. Ten facet dzwoni któregoś dnia do mojego znajomego - też chirurg w innym mieście / koledzy z studiów - i mówi: żegnaj stary muszę się zabić, nie wytrzymuję tego od dwóch lat w moim małżeństwie brakuje seksu, jestem tylko bankomatem etc etc, chcę z sobą skończyć, zaopiekuj się moim Porsche - jest twój - zerknij czasem na moje dzieci i się rozłączył... Mój znajomy dzwonił na policję itd, aby go namierzyli, nie zdążyli i facet rzucił się pod pociąg. Nie zostawił żadnego listu. Mój znajomy jest w szoku do tej pory, jeździ tym ukochanym Porsche swojego przyjaciela i cały czas się zastanawia jak można się zabić z powodu jednej cipy oraz czy powinien powiedzieć wdówce co było powodem samobójstwa. A ja się zastanawiam, dlaczego nikt nie widzi, nie mówi o tym (z wyjątkiem tego forum) co feminizm zrobił z europejskich społeczeństw, z mężczyzn i z kobiet... Nie wiem jak Wy o tym myślicie, ale dla mnie jest to porównywalne n.p. z terrorem bolszewików po rewolucji, zabijanie normalnych wzorców, niszczenie wszystkiego tego, co kiedyś było podstawą społeczeństwa, czyli n.p. świadomość kobiety, że można by zapomnieć na chwilę o egoizmie i pójść z mężem do łóżka, nawet jeśli się nie ma specjalnej ochoty, no bo on przecież też zapierdala do pracy nawet w tych dniach kiedy nie ma ochoty, ale walczy o byt rodziny... Tak samo jak w bolszewizmie z ofiarami jednostek nie liczy się nikt - nie pasowali do nowych czasów. I dlatego to opisywane w tym wątku cierpienie mężczyzn jest alarmujące - osobiście nie potrafię i nie chcę sobie wyobrażać jak to wszystko będzie wyglądać za jakieś 50 lat....
  14. Witajcie bracia! Z góry przepraszam, że tak długo nie odpisywałem- czytam forum prawie codziennie i mam wrażenie, że można się tu dużo rzeczy nauczyć.... w większej części tych, które powinny być przekazywane z ojca na syna... ale może lepiej późno niż wcale się.... Nie jest to takie proste.... Tzn. tak istnieje coś takiego, ale chodzi tu "obronę" ich religii, szczególnie wobec "niewiernych". W moim mniemaniu moja żona stosuje takie chwyty, bo to jest jej sposób by osiągnąć to co chce. Widziałem zastosowanie tej taktyki - kłamstwa, przemilczenia itd w użyciu w stosunku do innych osób (matka, siostra, brat ) z "taqiyya" to akurat nie mac nic wspólnego. Mnie do tej pory zwala to z nóg, bo nienawidzę manipulacji. Jeśli chodzi o islam - bardzo chętnie się z Wami moją wiedzą na te tematy podzielę - krótko mówiąc stałem się przeciwnikiem tolerancji wobec tej religii, ale jest wiele rzeczy o których europejskie społeczeństwa nie mają pojęcia. Media pokazują mały wycinek... Jestem zdania, że większym niebezpieczeństwem są ci "umiarkowani" - bo nikt by ich nie posądzał o taki brak tolerancji i faszyzm jaki jest ich naturą... Oni głęboko wierzą, że są czymś lepszym od nas. Zgadzam się... teraz... Niedawno czytałem historie Hofmanna (tego od ekranizacji Trylogii) - miał żonę Gruzinkę, stracił jej całkowity respekt i "miłość" gdy nie potrafił w odpowiednim momencie dać jej w pysk - kiedyś nie umiałbym w to uwierzyć ani tego zrozumieć, moje własne doświadczenia w połączeniu z wiedzą tego forum TERAZ to pokrywają.... ad 1: To było na pozór proste... Rodzina mojej żony nie jest religijna. Z teściem można nawet fajnie pogadać na te tematy, brat mojej żony jest ze mną na tyle szczery, że mówi wprost, że nie wierzy w Boga, a religie (wszystkie) uważa za próbę wprowadzenia porządku i moralności na świecie. Ale: nigdy nie mógłby sobie pozwolić na takie zdanie w obliczu innego muzułmanina... ostatnio pokłócił się o to z własną żoną, która akurat jest religijna... Nie mówi się o tych rzeczach otwarcie, świętujemy wszystkie święta, te chrześcijańskie i muzułmańskie.. Tradycją n.p. jest Boże Narodzenie u nas.... Ale nie jestem pewny na ile jest to "gra w tolerancję" z ich strony. Nie mamy dzieci (narazie?) więc temat nie jest aż tak aktualny. Cała ich tolerancja pokaże się, gdy będzie chodzić o wychowanie dziecka (jeśli do tego dojdzie). Siostra mojej żony urodziła parę lat temu pierwsze dziecko mojego niemieckiego szwagra i powiem tak: sytuacja nie jest klarowna, on lawiruje, stara się dziecko wychowywać w tradycji chrześcijańskiej, choć sam jest ateistą, byle tylko nie doprowadzić do indoktrynacji islamskiej....Jak to będzie wyglądać za parę lat -nie wiem. Co mnie szokuje, mimo tych wszystkich lat, to fakt, że nawet średnio religijni i niepraktykujący muzułmanie nie są w stanie krytycznie myśleć lub mówić na temat swojej religii.. Taki przykład: dla mnie jest to czymś normalnym, że w okresie młodocianym przechodzi się przez fazy buntu, zwątpienia etc- niespotykane u nich. Katolickie "lemingi" to nic w porównaniu z tym. ad 2: Poznaliśmy się w pracy... klasycznie, ja mogłem dużo pomóc.... A ona była młoda i gorąca... ad 3: Z jej bezpośredniego otoczenie niekoniecznie, ale poznałem tylu muzułmańskich faszystów, źe przestałem uważać Katolików za nietolerancyjnych... ad 4: To właściwie najciekawsza kwestia, sedno całego mojego "bajzlu".... Byłem w kilku związkach z rodowitymi Niemkami, jeden związek (ok. roku) z Amerykanką z USA, pochodzenia Indiańskiego. Jeśli chodzi o "tylko" seks: zaliczyłem dwie Greczynki, jedną Chinkę, jedną Japonkę, bardzo zwariowaną kobietę z Luksemburga - i powiem tak: do łóżka lub na stół Azjatki wymiatają... Podobno Polki są super, ale jak tak braci czytam to wątpię... Wszystkie kobiety z rejonu morza śródziemnego - do seksu super, ale cholernie skomplikowane, zrozumiałem to trochę za późno. Teraz po latach widzę olbrzymie plusy Niemek, tak ogólnie jak i w sprawach seksu. Zdaję sobie sprawę, że generalizuję, ale według moich doświadczeń: Niemki może nie są gorące w łóżku, ale potrafią bardzo konkretnie zrozumieć czego potrzebuje mężczyzna, czego potrzebują one same i najważniejsze: można normalnie na te tematy z nimi rozmawiać. W moich oczach są mało skomplikowane. To tak na temat seksu... Jeśli chodzi o podejście do życia, do rodziny - niemieckie rodziny są raczej zimne, solidarność prawie nie występuje, liczą się za to bardzo pieniądze, nieruchomości itd. Mnie osobiście brakowało "naszej" gościnności, tego uczucia akceptacji. Dziś wiem, że raczej nie miało to nic do czynienia z moim pochodzeniem - oni tak mają.... Najciekawsze w tym kontekście jest to, że najbardziej feministyczne podejście obserwuję u kobiet z Turcji, Grecji, Hiszpanii itd - moje wytłumaczenie jest takie, że te kobiety od dziecka walczą o każdy milimetr samodzielności, a Niemki walczyć "już" nie muszą... Greczynka lub Turczynka zaczynają walkę o dominację w związku, gdy mężczyzna jeszcze nie wie, że zaczął nową relację. Mam też wrażenie, że kobiety tych kultur "południowych" nie szukają tego romantycznego sensu w stałych związkach. Szczególnie jeśli chodzie o Turcję lub kultury Arabskie - w ich historii kultury / literatury brakuje epoki romantyzmu, przez co brakuje też pojęcia szukania spełnienia cielesnego, duchowo-uczuciowego i rodzinnego w jednej osobie. W naszej europejskiej kulturze też kiedyś tego nie było, był n.p. podział na czystą / wysoką i niską / cielesną miłość, dopiero romantyzm namieszał, że jest to do osiągnięcia w jednej osobie. Oczywiście muszę tutaj dodać, że te wszystkie egzotyczne kobiety żyjące w n.p. w Niemczech, są pod wpływem zachodniej kultury - oglądają choćby te same pierdolnięte filmy z Meg Rayan... To dodatkowo komplikuje sytuację i tradycjonalne rozwiązanie (przemoc fizyczna) nie wchodzą w rachubę. Jeśli chodzi o podejście samców do związków / małżeństw : zadziwiające dla mnie było na początku, że bardzo rzadko dochodzi do rozwodów w rodzinach tureckich. Islam nie potępia ani rozwodów ani rozwodników, nie wyklucza ich n.p. religijnie... Wytłumaczenie jest takie: nie ma zwyczaju przewartościowywania "szczęścia" w małżeństwie. Brak seksu, który jest częstym powodem do rozwodu w Niemczech, nie ma takiej rangi. Jeśli turecki mężczyzna nie dostaje tego w domu tyle ile potrzebuje, idzie do burdelu, lub zaczyna aferę na boku. W odróżnieniu do samców n.p. niemieckich , na 100 procent się nie zakocha, ani nie pochwali innym samcom, że ma super młodą kochankę. Wyjście na divy może za to być w bardzo zaufanym gronie poruszone... Rytuałem jest pierwszy raz młodego samca: starsi kuzyni, lub wujek zabierają młodego do burdelu w wieku ok. 15 do 18 lat, aby zrozumiał, że to tylko cipa, i że jest tego towaru bez liku. Piszę to na poważnie, mam na myśli nasze czasy... 21 wiek. Jeśli bracia, zdarzy Wam się być przypadkiem w Niemczech w domu publicznym, zwróćcie uwagę na ilość tureckich klientów... Suma sumarum powiem tak: Różnice kulturowe mogą być czasem olbrzymie, z czego nie zdawałem sobie sprawy na początku mego związku. Brak mi porównania z Polkami, oprócz dziecinnych "miłości" z polskiej podstawówki. Z moich obserwacji podejrzewam, że polskie kobiety mogą być podobnie skomplikowane jak n.p. Turczynki - postawy rozczeniowe, potrzeba atencji, fochy etc Może miałem szczęście, ale nie miałem takich problemów z Niemkami. Co ciekawe, byłem często określany przez niemieckie kobiety jako "Macho" - nie koniecznie z naganą, a ja zawsze brałem to jako komplement, czyli byłem na dobrej drodze.... A mnie się egzotyki zachciało.... To tyle na dziś! Sile
  15. Jutro dzień wolny, a więc mogę wreszcie odpowiedzieć na Wasze pytania i rozbudować trochę temat... Zaczynam od Endeg: Moją żonę poznałem tutaj, w Niemczech. Ona jest tu urodzona, pierwsza generacja tej rodziny urodzona tu, a także pierwsza z wyższym wykształceniem. W Polsce nigdy nie była, ja osobiście bywałem w PL w ostatnich latach służbowo lub z powodu ineteresów- krótkie pobyty, nie związane z odwiedzinami rodziny etc. Jej brat bywał w Polsce ostatnio częściej niż ja (ineteresy). Ona poznała większość mojej rodziny z PL. Teoretycznie podkreśla, że nie ma wielu różnic, także jej brat mówi, że nasze kultury mają dużo wspólnego... Ale to jest tylko pół prawdy... Z tego co ja widzę, są to tylko pozory. N.p. nikt z jej rodziny, ani ona sama nie wygląda na osobę religijną i także tak to deklaruje, że religia nie odgrywa w jej życiu dużej roli, że nasze religie są sobie bliskie etc. Prawda jest taka, że istnieje cały kosmos spraw, które oni chcę załatwiać w taki czy inny sposób, tłumacząc, że to nie ma nic wspólnego z religią, tylko tradycją, kulturą itd. Problemem dla mnie jest to, że idą w zaparte i nie można się z nimi dogadać, bo nie znają znaczenia słowa kompromis... A nota bene, te tradycje i zwyczaje są jak najbardziej uwarunkowane religijnie... Przybiera to różne postacie i ma szczególny wpływ na relacje damsko/męskie. Przytoczę tu prawdziwą historie: Gdy staliśmy się parą, poznawałem stopniowo jej rodzinę. Najpierw poznałem obie siostry. Jedna z ńich miała wtedy chłopaka / partnera Niemca (mój aktualny szwagier). Z całej rodziny wiedział o nim tylko starszy brat mojej żony i jej sióstr plus jego żona i dzieci. Oprócz tego nikt, a przedewszystkim nie wiedzieli o jego egzystencji nasi obecni teściowie. Nie rozumiałem tego... Wymówką było, że ona boi się reakcji ojca na partnera innej narodowości, kultury i religii (sic!). Pytałem się, skoro chwalicie jakiego to tolerancyjnego, otwartego i nie religijnego ojca macie...to czego się bać? Mój szwagier już wtedy podchodził do tego związku mega poważnie- mieszkali w jego domu, gdzie ona nie miała żadnych kosztów, był też pierścionek z diamentem na wieży Eiffla, w nocy, gdy cały Paryż świecił jak psu jajca, i to jedno najważniejsze pytanie, na które madame raczyła odpowiedzieć na drugi dzień bodajże... Przy samych oświadczynach byłem, i nie przesadzam... A teraz clou: dwa lata żyli tak razem a oficialnie on nie istniał w jej życiu. To znaczy, że na wszystkie rodzinne spotkania, wesela itd, chodziła jako singielka. Jak to zrozumiałem, postawiłem sprawę na ostrzu noża- albo decyduje się na mnie oficialnie i "na całego" albo rozstanie. Osiągnąłem swoje, czy mi na dobre wyszło, nie wiem, ale był to pierwszy raz, że zawalczyłem o coś z tą kobietą. Zostaliśmy z szwagrem przedstawieni naszym teściom w tym samym dniu, około miesiąc po moim ultimatum. Dopiero po latach zrozumiałem, że jest to ten schemat, który jest na tym forum często opisywany- samiczka walczy by mieć wszystkie opcje otwarte... A nuż trafi się ktoś lepszy.... Takie relacje są dość częste u Turków, tutaj w Niemczech jak i w Turcji. I nie zawsze chodzi o to, że partner / partnerka są innej narodowości lub religii... Znam osobiście parę, oboje Turcy, żyją z sobą od ponad 20 lat, a ich rodziny nie wiedzą o tym że ktoś taki wogóle istnieje. Akademicy, super zarobki a bawią się w chowanego jak dzieci. Od tego samca wiem, że on bardzo chciał ślubu i dzieci, ale ona nie chciała. Teraz jest, przynajmniej dla niej, za późno.... I to ma, absolutnie związek z ich religią... Jednym z największych grzechów to dla nich (w teorii) cudzolóżstwo..jeśli jest ślub - choćby "tylko" cywilny- to nie ma już grzechu... dlatego bycie w związku bez papierka musi być ukrywane... Nie chcę być źle zrozumiany- nie chodzi mi o walory stanu małrzeńskiego - ale o to rozdwojenie jaźni - jak można tak długo i konswekwentnie okłamywać wszystkich wokół - także najbliższych (rodziców). Ale i ja i mój szwagier byliśmy wtedy na etapie : chcemy zbudować rodzinę a nie być zapełniaczem czasu.... Ja, krótko przedtem zkończyłem jeden związek, bo doszłem do wniosku : czas się ustatkować, pomyśleć o czymś z przyszłością- nie wiem, śmiać się, czy płakać z takiej głupoty.... TO jest dla typową cechą kobiet i mężczyzn tej kultury. O zgrozo dopiero teraz zaczynam rozumieć, że coś takiego musi zryć beret... W przekładni na mój czas teraźniejszy: stałym problemem w moim małrzeństwie jest komunikacja- nie da się niczego omówić normalnie.... Obojętnie co. Zasłony dymne są używane z nawyku, a nie z potrzeby. Dzięki temu, że mam naprawdę super szwagra - nie wszyscy Niemcy są żli ?, udało nam się to sprawdzić ze sto razy- kłamią bez powodu, ukrywają rzeczy błahe - uwierzcie Bracia, sprawdzone na mur, przy użyciu prowokacji, podpuchy i szybkiej wymiany informacji. One okłamują nawet siebie nawzajem ..... Wynikiem tego jest też, że moja żona nie potrafi powiedzieć wprost: chce tego albo nie chcę tego, tylko dochodzi do celu / lub próbuje przy użyciu intryg, kłamstw itd... Wiele razy mówiłem, łapiąc ją na tym- powiedz wprost, jest dużo łatwiej. Ona jest nauczona tak dochodzić swoich celów, bo jej ojciec to zakamuflowany despota, z którym otwarcie do dziś nie da się nic załatwić. Jeśli chodzi o relacje z jej rodziną, to mogę śmiało powiedzieć, że czułem się akceptowany od samego początku. Jest tylko małe "ale"... Działo się tak, bo robiłem olbrzymie kroki im naprzeciw, nie koniecznie ustępstwa, ale ogólnie chciałem dopasować się do ich rodzinnych schematów. Mam do tego smykałkę i po krótkim czasie stałem się członkiem rodziny (lata przed ślubem). Dziś wiem jedno, że gdybym skusił się spróbować, jak daleko sięga ich tolerancja i otwartość, pewnie bym się lekko rozczarował....Byłem ślepy na to. A więc, podsumywując: Tylko dlatego, że używamy tego samego niemieckiego słowa (to naż wspólny język), wcale nie znaczy, że mamy na myśli to samo, bo koncepcje małrzeństwa, partnerstwa, szczerości są często rozumiane zupełni inaczej.... Sorry za ostre słowo, które padnie teraz: Dla mnie - typowo muzułmańskie zakłamanie. Oni to mają w genach.... Sile
  16. Witajcie bracia! Mam żonę Turczynkę, jesteśmy 6 lat po ślubie, razem od 11 lat, w których od samego początku byłem mile widzianym członkiem jej rodziny. Mam super relacje z jej starszym bratem i na moje szczęście super szwagra, który jest rodowitym Niemcem. Jak zapowiadałem - chciałbym podzielić się moimi spostrzerzeniami na tematy jak małrzeństwo, rola kobiety vs. rola mężczyzny, jak to wszystko funkcjonuje (lub nie) i co się dzieje, gdy zachodzą zmiany (społeczne, ekonomiczne itd.), które dotyczą tureckich rodzin w podobny sposób. Zdecydowałem, że najlepiej będę opisywał tematyczne "wycinki" zamiast pracować nad ogólnym obrazem... Disclaimer: jestem niezadowolony stanem mojego małrzeństwa, nie wykluczam rozwodu- ale dzięki Waszego forum zacząłem dostrzegać pewne wzory, które można spotkać u róźnych samic i (o zgrozo w różnych kulturach...). Czy tureckim mężczyznom jest lepiej czy gorzej, jest dla mnie drugorzędne- uczę się tam, gdzie widzę "sukcesy" .... Na pierwszy ogień : rozdzielność świata mężczyzn i kobiet w tureckich rodzinach Pierwszą zauważalną róźnicą jest zachowanie par (także małrzeństw) w sytuacjach jak urodziny, rodzinne spotkanie etc. Bardzo często kobiety i mężczyźni siedzą w różnych pomieszczeniach - nie z powodów religijnych, ale praktycznych. Kobiety siedzą n.p. w kuchni, tam piją kawę, jedzą - a mężczyźni w gośćinnym przed TV. Brzmi fajnie... ale to tylko pozory. Chodzi przedewszystkim o to, żeby w spokoju móc pogadać o swoich tematach. Wracając z takiej imprezy wymieniam się informacjami z żoną- co było gadane u kobiet, opowiadam wybrane fragmenty naszej męskiej rozmowy... Podział pokojów dowolny- nie chodzi o degradacje kobiet. Często siedzimy z jej bratem w jego biurze i omawiamy interesy, gdy samice oglądają seriale w TV. Niby nic... ale: po pewnym czasie zauważyłem, że taki stan rzeczy daje relaks- przykładowo: idę na urodziny z żoną, ta ma humory... prezent nie pasuje, sukienka nie ta ... albo nawet: ostra kłótnia w drodze. Obojętnie co, ja wiem jedno, zaraz spędzę super czas, pośmieję się, coś załatwię, będę miał dobre żarcie i picie- a co ona robi mnie nie obchodzi. Na początku nie umiałem się w tym odnaleźć, no bo przecież idziemy tam razem jako para etc. Nauczyło mnie to czegoś, czego nigdy nie potrafiłem, szczególnie w fazie ciężkiej choroby umysłowej, błędnie nazywanej "miłością"- być szczęśliwym nie z powodu księżniczki, tylko po prostu tak sobie.... Dawniej, jeszcze ok. 50 lat temu, taki podział obejmował spore zakresy życia / dnia codziennego - mąż i żona spotykali się w łóżku, dzień spędzjąc osobno. W bardziej "zacofanych" regionach świata istnieją domy mężczyzn i domy kobiet- co w moim pojęciu jest mocnym przegięciem... Opisane zachowanie w towarzystwie to resztki takiego podziału. Podział ten ma swoje zalety i wady. Więzi między kobietami w rodzinie są cholernie silne, w swoim gronie planują, knują i podejmują ważne decyzje - bez konsultacji z mężem. Tak samo postępują mężczyźni- robią swoje, omawiają ważne rzeczy o których istnieniu samiczki nie mają pojęcia... Nasze zachodnie spostrzeganie małżeństwa jako partnerstwa nie istnieje....Małrzeństwo to według tureckich wyobrażeń przedewszystkim połączenie dwóch rodzin. Do zalet takiego podziału liczę spokój, który jest odczuwalny, gdy wszystkie kobiety znajdują się w innym pomieszczeniu....i fakt, że im mniej kobieta i mężczyzna się widzą, tym mniej okazji do kłótni .... Czy to wydłuża staż małrzeństwa? Nie wiem, ale zauważyłem jedno: jest bardzo mało rozwodów, chociaż z strony religi brakuje potępienia rozwodników jak n.p. w KK. Jest to jeden, ale nie jedyny punkt w którym turecki mężczyzna nie przywiązuje do osoby żony takich oczekiwań, jakie ja wyniosłem z mojej kultury. Spędzania fajnego czasu - do tego jest szwagier a nie żona .... Żona jest do seksu, a nie do oglądania wspólnie filmów- chociaż i to może się zdażyć. Nie wiem czy potrafiłem oddać sedno tematu... W razie zainteresowania chętnie rozwinę / dopiszę to i owo. Zgóry przepraszam za ewentualne błędy w ortografii - żyję od wielu lat w Niemczech. Pozdrowienia i wyrazy respektu wobec tej roboty, jaką odwalacie na tym forum! Dzięki! Sile
  17. Witajcie bracia, witaj bumblebee, krótko na temat nauki języków, w tym Angielskiego: pracowałem, tu w Niemczech, w tej "branży" oraz studiuję filologię Ang. i Niem. Mam także kontakty akademickie z Polską - w zakresie literatury Niemieckiej. Rozmawiam regularnie z polskimi docentami języka Niemieckiego na polskich uniwersytetach - pracuję na niem. uniwersytecie. Jest w tym kilka ciekawych kwestii: Sposób nauczania języków (wszystkich) bardzo się rozwinął i nadal rozwija. m.in. aby wyeliminować wyżej wymienione wady... n.p. task oriented second language aquisitation. W Polsce, może nie wszędzie, ale dominują "stare" metody - te nowe, mogłyby być twoją szansą, niszą - szczególnie w połączeniu z technologią jak n.p. aplikacje. Tam jest forsa do zarobienia... Ważne jest zapotrzebowanie na dany język - kto i po co chce się go nauczyć lepiej niż w szkole? Tu otwiera się inna szansa: n.p. specialistyczne kursy dla pewnych grup zawodowych, n.p. slużba medyczna (specialne słownictwo etc.). Co tak prywatnie zauważyłem w trakcie ostatnich lat - w Polsce definitywnie przybyło ludzi używających bardzo płynnego i dobrego (także fonetycznie) Angielskiego. Byłem często w towarzystwie osób z Niemiec, Austrii czy tez Belgi w Polsce i słyszałem jak mówiono do nich po Angielsku - nie powiem, byłem dumny .... Mogę trochę porównać - w czasach PRLu moja Matka była nauczycielką Ang. w liceum - sprawy rozwineły się dobrze... Myślę, że zawsze chodzi o to, by znaleść niszę, w której można stać się dużą rybą... so to speak ? Życzę powodzenia! Sile
  18. Sile76

    Witajcie!

    Cześć ! Jestem Sile, pochodzę z Polski, od wielu lat żyję w Niemczech. To tutaj dorastałem i zacząłem polowania na samiczki ? Które wbrew pozorom nie zawsze są takie, jak wyobrażamy sobie typowe Niemki... Od 11 lat w związku z Turczynką, od 6 lat jesteśmy małżeństwem... Od ok. dwóch lat zacząłem walkę o to, co straciłem. Forum jest super! Z góry dziękuje wszystkim entuzjastom ! Myślę, że mógłbym opisać kilka ciekawych historii, częściowo na podłożu kulturowym, w innych przypadkach czysto klasycznych.... Miłego weekendu! Sile
  19. Witam bracia! Krótko w temacie: Borderline to bardzo poważny temat, zgadzam się w 100 % z powyższymi wpisami. Jeśli ktoś chciałby poczytać: Forum po angielsku na temat borderline Najbardziej szokowało mnie to, że te opisy ludzi (w ok. 70% borderline dotyczy kobiet) są tak podobne do siebie, jak by to były wszystko klony ? tej samej wiedźmy .... Zapoznaj się z regulaminem, dodaj awatar, przywitaj się w odpowiednim dziale. Q
×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Umieściliśmy na Twoim urządzeniu pliki cookie, aby pomóc Ci usprawnić przeglądanie strony. Możesz dostosować ustawienia plików cookie, w przeciwnym wypadku zakładamy, że wyrażasz na to zgodę.