Skocz do zawartości

Szkaradny

Starszy Użytkownik
  • Postów

    302
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

  • Donations

    0.00 PLN 

Odpowiedzi opublikowane przez Szkaradny

  1. Samobójstwo to on już uprawia od lat, tylko takie tchórzliwe i społecznie akceptowalne. Nie zmienia to faktu, że jest wykolejony/uzależniony. 

    Oczywiście Ty możesz być dla niego ideałem, bo przymykasz oczy na jego autodestrukcję, ale też masz korzyści. Taka symbioza, jednak energia się kończy. Czujesz to?

    Piszę, bo sam przeżywam teraz związkowy zakręt. Partnerka wychodzi z depresji, ja z picia i uczymy się autentyczności. Co chciałbym usłyszeć od depresyjnej partnerki - to że chce żyć, że wiele jest jeszcze do poznania, że zdaje sobie sprawę, że to co ją dołuje to kwestia stanu umysłu, przyzwyczajeń, przekonań, negatywnych myśli i że jest za nie odpowiedzialna - nikt inny i że sobie z nimi poradzi i zrobi to dla SIEBIE . 

    • Like 1
  2. Nie kochacie się tylko jesteście współuzależnieni. Tobie jest wygodnie z jego cugami, bo możesz ćpać swoje stany. Znajdziecie się w czarnej dupie pełni żalu i gniewu na siebie, że nie dbaliście o siebie nawzajem, ale wtedy to już każdy będzie ratował siebie nie wierząc, że może ufać takiemu partnerowi.

    Jak ktoś z Was nie wyjdzie z postawy ofiary i nie zacznie wymagać od siebie i partnera to obudzicie się w szambie. Może ty pierwsza przestań tolerować jego picie, a sama zacznij ogarniać siebie. Tolerujecie własne choroby? Przywykłaś do tego, jest wygodnie, ale to iluzja. 

     

    Możesz sobie nie zdawać sprawy z manipulacji jaką tworzysz, aby utrzymywać taki stan. Dodatkowo on może pić z poczucia winy, że nie jesteś szczęśliwa, bierze to do siebie, może chce cię uszczęśliwiać, ale nie udaje mu się i musi być świadkiem Twojego stanu, co go dołuje. To może popychać do używek, czy szukania innych środków łagodzących ten ból. W końcu przyjmowanie winy na siebie go zaprowadzi do depresji. Oboje prosicie się o terapię wstrząsową.

     

    • Like 1
  3. 19 godzin temu, viko napisał:

    Chciałbym stworzyć liste książek ktore warto przeczytać odnośnie rozwoju osobistego, budowania relacji w życiu codziennym oraz w biznesie. Oczywiście książki Pana Marka Kotońskiego już na niej są. Może coś Szanowni Bracia dordzicie, polecicie. 

     

    Kwestia finansów

    Tak kwestia finansów jest bardzo ważna i chciałbym ją poruszyć. Pomyślałem sobie, żeby wprowadzić jakiegoś excela gdzie będe spisywał wydatki. Ile wydaję i na co. Co miesiąc podsumowanie, tak żeby pieniądze nie przeciekały mi przez palce. Kłania sie oszczedzanie - przynajmniej to na początek. Też tak macie?

     

     

    Z mojej strony, widząc, że masz mocny wkurw na rzeczywistość i jak piszesz jesteś na pierwszym etapie z "five stages of grief" - to wziąłbym się właśnie za swoje emocje (żale, złości, gniew, pożądanie) - aby dojść do AKCEPTACJI. 
    Stan AKCEPTACJI daje wolność, miejsce na radość, swobodę, spokój. Tworzy potrzebną przestrzeń do myślenia i działania w nowy sposób. Nie tracisz już energii na szarpanie się z rzeczywistością, ludźmi, ideami i ze sobą samym. Stan Akceptacji rzeczywistości to podstawa do podejmowania decyzji, w tym stanie będziesz też ufał, że są to właściwe, Twoje własne decyzje. Będziesz świadomie i swobodniej myślał o rzeczach prawdziwych, bez uciekania w fantazje, czy jałowe analizowanie przeszłość, czy tego jak powinno być. Jest tak jak jest i to jest OK. Materiałów znajdziesz sporo - ja polecam Davida R. Hawkinsa Techniki uwalniania i Przekraczanie poziomów świadomości - powinno to do Ciebie przemówić po podane jest to bardzo logicznie wręcz matematycznie, prosto. Leo z YB też jest spoko.

     

    W kwestii finansów apka na tel. np. Money Manager - wygodniejsze niż excel.   

     

     

    • Like 3
    • Dzięki 1
  4. 54 minuty temu, danielpow237 napisał:

     Co do sygnałów były owszem, na które zareagowałem, raz poświęcając więcej czasu, dwa próbowałem wydusić co mogę zrobić żeby było jej lepiej. W odpowiedzi: nie przejmuj się to nic nie znaczy, w każdym małżeństwie po pewnym czasie już nie jest tak dobrze...itp Byłem zbywany na próby zaangażowania w dobre relacje.

     

    Też popełniałem te błędy.

    Gdzie nie zajrzeć to pełno takiego pierdolenia, że kobieta potrzebuje: wsparcia, uwagi, wysłuchania, wrażliwego partnera, czułości itp. 

     

    Nie pozwalaj na takie teksty, że ona Ci coś tłumaczy, albo pociesza, uspokaja. Pokaż, że jesteś emocjonalnie niezależny od jej nastrojów. No i właściwie dojdź do tego stanu, jeśli obecnie to nie jest prawdą. To kurewsko trudne, jak się pragnie spokoju (komfortu), a obok ma się profesjonalną sabotażystkę, ale to da Ci dużą siłę i pewność siebie, jak staniesz się kuloodporny na jej emocje. Co więcej - strach zniknie! lub znacząco się zmniejszy - strach przed decyzjami, reakcjami, scenariuszami rozwodu itp. Właśnie teraz kierowany strachem przed rozpadem, rozwodem, zdradą - zabiegasz o dobre relacje i tolerujesz złe zachowania. Nie masz tzw. zdrowych granic. Określ je, przez jasne konkretne komunikaty - i tu znów wracamy do panowania nad emocjami - to jest konieczne, by świadomie takie komunikaty serwować (czasem kilka razy powtarzać co jakiś czas, odświeżać).      

     

    Warto obrać inny kierunek - własną drogę i samowystarczalność w dobrym nastroju.  Trzeba skorzystać z tego kryzysu przez zmianę tego co w Tobie nie tak, związku nie musisz ratować, ale SIEBIE tak. Co ona w tych okolicznościach zrobi to się okaże, zdystansuj się do dbania o to (nie ratuj, nie "wyduszaj co zrobić by było lepiej" każda odpowiedź na to to iluzja :) , nie bierz po prostu odpowiedzialności za jej stan - to jej zadanie, Ty bierz się za swoje!).
     

    Jest dobrze & powodzenia.

     

    Szkaradny 

    • Like 1
  5. @Bizu żyjesz ? Daj jakiś odzew, bo Bracia się produkują. 

     

    Nie na pisałeś od czego to się zaczęło, więc zgaduję..... 

     

    Jedna z interpretacji depresji to: skrajne wyczerpanie energetyczne spowodowane długotrwałym podtrzymywaniem iluzji, (udawaniem, noszeniem maski, trzymaniem gardy, lękiem przed tym, że świat się dowie jaki jesteś naprawdę, samookłamywaniem się, wypieraniem).  

    W końcu coś się wydarza, że dociera do Ciebie że nie jesteś sobą, szambo kumulowanych wyparć, zaprzeczeń wybija - nie masz już sił, nie widzisz sensu, zero motywacji itd. 

    Proponuję zacząć od obserwacji siebie, swoich myśli i emocji, dojść do przekonań, które powodują cierpienie/strach/złość/apatię i inne negatywne uczucia. 

    To co uważałeś za "ja" to Twoje ego, czyli Twoje poglądy na Twój temat - jestem taki czy siaki, lubię to czy tamto, wierzę w to czy to, robię to , nigdy nie robię, inne opinie, poglądy - tworzone tylko po to żeby się czuć bardziej wyraźnie, bezpiecznie. Często są to kłamstwa, lub sprzeczności, takie programy, wirusy, spam i bzdury, czasem tylko efekciarstwo. Cholernie mocno obciąża procesor (organizm) odpalanie tych programów wszystkich na raz non-stop przez x lat. W końcu sprzęt się zawiesza i wszystko trzeba reanimować, ale ...... to kurwa bardzo dobra wiadomość. W końcu możesz zrobić gruntowny remont i przegląd SIEBIE - wyjebać bzdury i działać na takim sofcie który jest funkcjonalny i przyjemny. 

    Depresja to sms od SIEBIE do SIEBIE, że wyruchałeś się sam już tak wiele razy, że przestało Ci się to już podobać. Czas na zmiany

     

    Druga dobra wiadomość to taka, że faceci znacznie lepiej to znoszą i szybciej osiągają efekty. 

     

    Pewnie miałeś rozbuchane ego, które mocno się broniło przed prawdą, musisz poznać te mechanizmy i schematy, żeby nie powtórzyć historii. 

     

    Tak

    ja to widzę :)  Może jest zupełnie inaczej, ale to wiesz tylko Ty.

    Dnia ‎2017‎-‎09‎-‎04 o 23:12, Bizu napisał:

     Mam dość duże przekonanie że to tylko ja stoję sobie na przeszkodzie.  Z jednej strony chcę być wyrozumiały dla siebie i nie narzucać sobie presji a z drugiej strony nie potrafię się kopnąć w dupsko (jeśli to możliwe :)) 

    Wiecie to jest tak że wiem że mogę bardzo dużo zrobić ze swoim życiem, naprawdę,  ale duszę się myśląc żeby coś zacząć zmieniać. 

    Nie wiem po prostu co zrobić by wyjść z tego stanu i proszę was o radę. 

    Dziękuję że jesteście. Pozdrawiam 

     

    Recepta, konkretnie to proponuję takie lektury:

     

    Jeff Olson The Slight Edge - metoda na wprowadzanie zmian.

    David R. Hawkins - Techniki Uwalniania, Przekraczanie poziomów świadomości - dobre w przypadku złych stanów emocjonalnych, huśtawek, negatywnych myśli, żalu, gniewu, itd. 

     

    i aktywność fizyczna, praca z ciałem, żeby nauczyć się być w "tu i teraz" :)

     

    Szkaradny

     

     

     

    • Like 2
  6. @Adolf

    Dzięki za dopowiedzenie. Owszem schematy wyłaniają się coraz bardziej. Faktycznie dzięki radom i wiedzy od Braci dużo szybciej zacząłem działać w konkretnym kierunku, a ona nie jest celem, ale ma jakby zaproszenie do przyłączenia się. Myślę, że daje to loszce ulgę, że nie musi być lokomotywą i nie odpowiada za moje szczęście, może sobie pozwolić na zagubienie w ustalonych granicach, sferach. Owszem przed ma mocny strach przez porzuceniem, ale jednocześnie chce na maksa ugrać możliwie największą dominację i niezależność.

    Trochę inaczej to wygląda niż u Ciebie - ja nigdy nie robiłem jazdy (białorycerstwo górowało), jak coś nie tak to raczej szedłem w alko i izolację, przybierałem postawę ofiary. Nie łatwo to było przekonfigurować (uświadomić sobie własną odpowiedzialność za taki stan rzeczy i zacząć działać), ale zmiany są odczuwalne.  Dla przykłady w ten weekend, trochę mnie nosiło i trudno mi było usiedzieć w domu, losza spokojnie dbała, żeby nie było zgrzytów, dopytywała o co chodzi, chciała gadać. Doszło do kilku spokojnych rozmów, gdzie odpowiadała na wszystkie pytania, opowiedziała też o swioch zmianach w podejściu do życia, które oceniam pozytywnie (np. mniejsze parcie na pomaganie innym, kosztem siebie). Nie rzucała się gdy ją krytykowałem! Zabawne jest też usłyszeć własne słowa gdy teraz ich sama używa opisując pewne mechanizmy, czy związki znajomych, co świadczy że zaadoptowała moje poglądy i ocenę pewnych spraw jako własne. Sporo planów ma i bieżących aktywności, w tym razem ze mną. Jest dobrze.  Objawy depresyjne zeszły. Huśtawki mniejsze i krótkie. Aktywność i kontakt dużo lepsze.

     

    @slavex  @Adolf Termin jest tylko w mojej głowie, nie dawałem jej żadnych ultimatum. Sam dla siebie ustaliłem zakończenie rozeznania do końca września, żeby nie odkładać decyzji w nieskończoność. Oczywiście, trzymanie ramy czy tresura będą obowiązkowe zawsze. Mniej natomiast będę myślał o rozwodzie, przez co powinna tez polepszyć się atmosfera, bo ona czuje, że jest na celowniku i stresuje ją ta moja czujność, a ja podświadomie też sabotuję niektóre jej dobre zachowania. Zobaczymy, póki co przy obecnych zmianach, opcja rozwodu nie broni się. O orbiterze też dowiedziałem się kilku rzeczy, co ją postawiło w lepszym świetle.  

     

    Skupię się teraz na utrwaleniu tych zmian:

    - pilnowanie siebie, samorozwój, ciśnięcie z nałogami i rozwój, żebym nie wrócił na stare schematy, bo to bardzo łatwe jak się pojawia drobny nawet komfort .

    - dostarczanie emocji, rzadziej ale konkretnie coś. 

     

    Reszta spontanicznie :)

     

    Dzięki za uwagi.

     

    • Like 1
  7. @Adolf !!! Jestem trzaśnięty Twoim postem!  Raz: treścią i Twoimi wnioskami , dwa: tonem i pewnością siebie. 

    Od wczoraj się zastanawiam co odpisać, bo tego typu uwagi się nie spodziewałem! Tak czy siak, Twój post dostarczył mi dużo pozytywnego nastawienia, wręcz radości i uczucia ulgi :) .   Mógłbym go zbagatelizować, ale patrząc na Twoją reputację to nie potrafię nie doceniać Twojego wkładu i doświadczenia na forum. 

     

    To po kolei: 

     

    23 godziny temu, Adolf napisał:

     

       Zadziałał tu strach przed odrzuceniem, samotnością i przyszłością. Ona nie jest gotowa aby Cię zostawić, kocha Cię i jednocześnie nienawidzi. Sądzę że nigdy nie będzie

    chciała się rozwieść. Nie ma i nie będzie szukała innej gałęzi, z Tobą jest jej dobrze.Tresura daje swoje wyniki, ale są pewne granice wychowania baby i abyś nie przegiął. 

    Nie zacznij czasami traktować jej jak niewolnicy czy służby domowej. Właściwa jest postawa 'Pana domu', jej wysłuchasz, ale to Ty masz ostateczne zdanie.

    Kocha mnie? Kurde, jedną z pierwszych rzeczy jakich się tu dowiedziałem to, to że kobiety nie potrafią kochać. Może to przegięcie, ale jak pojawiają się problemy to można w to szybko uwierzyć i dostrzegać tylko ich zainteresowaniem zabezpieczenia swojego i swoich dzieci, uczucia? miłość? - jakieś bzdury.  

    Nienawidzi? To, tak czasem interpretuję, mocno w niej buzuje jakaś złość z bycia w sytuacji obecnej. Ale dostrzegam, że nie tylko ja jestem adresatem tej złości, ale cała reszta rodziny, więc to nie taki personalny problem. Teraz owszem mocno mi zarzuca naciskanie i urabianie jej, kontrolowanie, olewanie, dopytywanie itp. Ale taka jest cena zmian, nie widzę innej możliwości jak sprawdzić każdą cegłę w tym związku i dowiedzieć się co jest mocne a co iluzją.   

     

    Z przegięciem to raczej jest bezpiecznie, bardzo ją cenię mimo wszystkich trudności i spin, bo ma kilka wyjątkowo mocnych zalet.  Zależy mi na wolnym człowieku, który jest ze mną z własnego wyboru, a nie z konieczności. Jeśli nawet mielibyśmy się rozejść to chciałbym wiedzieć że to rozumie i uznaje za dobre dla obu stron. Nie chcę zastraszać i terroryzować. Chcę zmienić to co jest złe i chore, ona boi się zmian w sobie, jest nie pewna siebie i czego chce, dlatego chyba mnie źle postrzega, walczy o niezależność, choćby miała być "tą złą". 

     

    Cytuj

     

       Więcej tego nie zrobi, nudziła się przez Ciebie to i szukała przygód. Teraz wystarczy dostarczać jej odpowiednich emocji i wszystko będzie dobrze.

    Owszem, nie zauważam już tych kontaktów, ale i nie kontroluję tego jak kiedyś. Mam to już poza mną. Ona też stara się nie stwarzać niejasnych sytuacji, choć uważa że mam jakieś "zazdrosne urojenia". Możliwe, mam nadzieję, że to urojenia, bo w sumie przez 10 lat nie miałem cienia podejrzeń, że coś się dzieje na boku.

     

     

    Cytuj

     

       Generalnie dobrze działasz i zastanowił bym się na Twoim miejscu czy warto brać rozwód, przynajmniej do czasu dorosłości dzieci.

    Jeżeli zdecydujesz się na nowy związek, wszystko może się powtórzyć.

    Szczerze nie chcę rozwodu, ale nie chcę żyć w jakimś dramacie niemocy i niespełnienia. To jak stać po kolana w wodzie i nie móc się napić. Nie znoszę tego cierpienia generowanego przez nas samych. Wszystko pozornie jest ok: dzieci super, mieszkania, pracujemy --- a mimo wszystko cierpienie. Dlatego pojawiła się opcja rozwodu, bo nie wiem czy jest sens trwać w tym. Teraz jestem silniejszy, nie boję się konfliktu, nie ruszają mnie jej emocje, mam cel by zachować swój ce. Jeśli przestanie mnie traktować jak wroga/winnego jej nieszczęścia to będzie dobrze.  

     

    Nie chcę żadnego nowego związku, o nie! Jak mówisz sytuacja by się powtórzyła,mam tego świadomość, wolę stary poligon ;). 

     

     

     

    Cytuj

       Odpowiadasz sam sobie:

       Kocha Cię, jestem tego pewien, ale nigdy nie przyzna się przed Tobą do tego. Ona też coś chce ugrać i gra jak najlepiej potrafi.

    Możesz mi wyjaśnić skąd ta pewność? Czemu to tak wygląda, po co ta gra? Znów czuję się jak nic nie rozumiejące dziecko.

    Cytuj

     

    Pozdro.

     

    Wstawię Ci @szkaradny  co jest ważne w życiu:

    Spytano parę staruszków, jak wytrzymali ze sobą 50 lat. Odpowiedzieli: – "Bo widzi Pan, urodziliśmy się w czasach, kiedy jak coś się psuło, to się to naprawiało, a nie wyrzucało do kosza."

     

    Scalone

    As.

     

    :)

     

    Dzięki za  Twój komentarz.

     

  8. Witajcie Bracia

    Miesiąc od ostatniego raportu, co u mnie? Ano:

     

    1. Początek tego okresu to konkretne pierdolnięcie. Zaczęło się od spiny, że jej nie daję wychodzić i pod pozorem troski kontroluję ją. W końcu przyznałem rację i wyjaśniłem, że wynika to z braku zaufania do niej, że straciłem to zaufanie, po tym jak mnie okłamała (spacerki z orbiterem). Powiedziałem, że to było złe, a ona tego zła nie widzi, unika tematu i walczy o wybielenie się mantrując w kółko "ja nic złego nie zrobiłam". Stwierdziłem, że nie mogę być z kimś kto mnie okłamuje i mówi że tak będzie robić dalej. Zapytała "i co w związku z tym?" ja: "Musimy się rozstać" - Ona: "To zrób to." Ja: "Dobrze." - Zacząłem wychodzić do pracy, coś jeszcze wyjaśniałem, że taka relacja jest szkodliwa dla wszystkich i lepiej będzie przestać udawać, bo mi zależy na czymś więcej niż pozory. Powiedziała, że jak wrócę to jej już nie będzie i "osób za które jest odpowiedzialna". Powiedziałemm, że nie musi nigdzie się wyprowadzać, bo to trzeba uzgodnić. Wyszedłem.  Byłem z tym spokojny, nie bałem się że to koniec, nie skakałem ze szczęścia że to koniec, spokój, byłem pewny, że zrobiłem to co dla mnie ważne i dobre, bez leku przed konsekwencjami, czułem się dobrze.

    Po kilku godzinach pojawiły się smsy z oznakami paniki i dramatu. Zadzwoniłem, powiedziałem znów, co jest nie tak i dlaczego nie może to dłużej trwać. Zapytała co ma zrobić - wyjaśniłem, zaczęła płakać i powiedziała, że nie może dalej rozmawiać.

    Potem było cicho przez 2 dni. Bez rozmów, zajęcia domowe.

     

    2. Panika - po dwóch dniach, mówi, że nie jest w stanie funkcjonować, bo nie wie co będzie? Ustaliłem rozmowę. Znów wyjaśniałem, w czym są problemy, chore zachowania, powiedziała, że była zła i mi na złość powiedziała, że będzie mnie okłamywać, inne jakieś strachy "gdzie będę mieszkać?" . Wyjaśniłem, że nie chcę robić rewolucji i w jeden dzień wszystko wywracać, ale jak się sytuacja nie zmieni to szkoda się męczyć i lepiej znaleźć alternatywę w postaci rozejścia się. Ona niby tego nie chce, ale szczęścia też nie czuje, tle tylko co dzieci dają jej trochę radości i nadają sens życia.

     

    3. Od tego czasu mocno się poprawiła. Główne zainteresowanie to spędzanie czasu z dziećmi, organizowanie im wakacji, też dom i kontrolowanie swoich emocji. Mniej żali, złości i unikania.

    4. Były imprezy, było ok, czyli spokojnie i w kontakcie (sex też). Deklaruje chęć i faktycznie spędza ze mną więcej czasu na różnych aktywnościach.

    5. Żona mimo takich turbulencji jest obecnie spokojniejsza i w dobrym kontakcie ze mną, informuje i rozmawia o wszystkim, cieszy się jak coś wspólnie działamy.

     

     

     Idąc za zasadą "nie ważne co mówi, ważne co robi" powinienem to pozytywnie oceniać. Przyznam, że zaplanowany czas na tresurę dobiega szybko do końca - wrzesień to ostatni miesiąc - a sytuacja dla mnie pozostaje mocno niejasna.

    Tresura przynosi sporo pozytywnych zmian i sytuacja wygląda zupełnie inaczej niż przed kryzysem, kiedy to ja byłem w depresji a jej odwalało w manii zajebistości. Teraz u mnie OK, życie mi się podoba (z nią / bez niej), ona natomiast jak na zjeździe po amfie (chciałaby energii i radości, a tu null, zjazd, wszystko trzeba powoli odbudowywać, w obliczu prawdy o swojej niedoskonałości - ego obolałe).  

    Przyznam, że nie traktuje mnie źle, jak to czasem w mocniejszych przypadkach BPD bywa (wyzwiska, groźby, jawny atak, agresja, przemoc, manipulacja dziećmi)  tu jest współpraca, załapuje po pewnym czasie nowe zasady i granice, ale pewnych swoich schematów i przekonań nie umie pokonać. Rozumiem to, bo też walczę ze swoimi nałogami (naliczyłem ich 6).

    Jak nie wchodzi w konflikt, a raczej chce się układać, to tresurę przedłużę, na razie da się żyć i nie tracę energii przez nią.  Podstaw do rozwodu też nie mam - a na wspólne dogadanie się co do rozwodu nie ma teraz co liczyć, bo nie ma alternatywy w postaci mocnej gałęzi.  

     

    Ocena pod kątem przyjętej strategii:

    • żadnego bezsensownego alko w domu (tylko wyjścia ze znajomymi)
      nie do końca  - raz zmiękłem przy jej urodzinach i 2 razy sam coś wypiłem.  
    • zero podjazdów do zbliżeń, gdy są lepsze momenty
      OK -  żadnych jałowych podjazdów.
    • więcej działań w celu zmiany pracy i zarabiania kasy
      OK - ruszyłem z tematem, systematycznie, codziennie dokładam cegiełkę do przyszłego Imperium.
    • więcej czasu z dziećmi - też rozmowy
      w normie - choć w czasie wakacji głównie żona z racji czasu większość czasu była z nimi.

     

    Ciekawy jestem, czy jak pojawi się u niej naprawdę dobra forma i energia, to czy będzie kierowała ją w kierunku związku, czy raczej "odpadnie" i poleci wojować świat i spijać podziw klakierów. Zobaczymy.

     

    Tyle Bracia, jakieś uwagi?

     

    Szkaradny  

     

     

     

  9. @jaro670  Gratuluję przełamania i życzę trwałego uczucia mocy i frajdy, to faktycznie zadowalające efekty. Kumuluj moc i świadomość na okresy kryzysowe gdzie stare schematy podsuwane przez ego szaleją z tęsknoty za ponownym zainteresowaniem i stosowaniem ;) Jak miałeś taki okres codziennego picia, to zarówno psychicznie jak i fizycznie brak alko będzie szarpał ciałem i umysłem . 

    Przynajmniej ja tak mam, że jak "przysnę" to jakby autopilot prowadzi mnie do alko. Co dziwne to łatwiej mi kontrolować się, gdy pojawiają się jakieś negatywne emocje niż gdy jest tak zwany "spokój" , poczucie komfortu kiedy można sobie pozwolić. No można, tylko po co?

     

    Co do Twojego pytania, to ja nie utrzymuję kontaktów "od kufelka" zawsze to są albo stare głębsze znajomości/przyjaźnie albo kumple z jakiegoś pola zainteresowań, gdzie alko jest w tle. Owszem są pytania - dlaczego? co się stało? a potem propozycje żebym się napił "weź nie pierdol", ale to takie kumpelskie prowokacje.  W tym wieku ( ~40 )  już większość kuma, że alko to zagrożenie i trzeba to kontrolować. Ja już swoje wypiłem i przemelanżowałem i nie muszę im udowadniać, że to potrafię ;)  Co ciekawsze 3 kumpli co raz podpina się do mnie, żeby właśnie przestać łoić, zacząć ćwiczyć, biegać, szukają jakiegoś zaczepienia. Po około roku widzą u mnie zmianę, przeważnie wiedzą, że zaczęło się od kryzysu w małżeństwie, a oni mając sytuację "w normie" nie mają tej motywacji, ale ja nie robie tego dla ratowania małżeństwa     tylko dla SIEBIE.  Tego jednak już nie tłumaczę :) bo mi nie zależy, żeby inni nie pili. Jedni dojdą do tej ściany inni nie. 

    Sprawdzę tą książkową inspirację.

    13 godzin temu, Siłacz napisał:

    Jak Ciebie będzie ktoś mocno naciskał, to znaczy, że jest człowiekiem z którym nie warto utrzymywać kontaktu. ;) 

    Dokładnie tak.

    • Like 2
  10. Podsumowanie po 5 miesiącach:

     

    x- picie

    O - zero alko

     

    I miesiąc:

    OXXXXOOOOXXXOXXOOXXXOOOOOOOO  X 12/28  17 piw 2,0 l wódy

    II  miesiąc:

    OOOOOOOOOXOXOXXOOOOOOOOXOOXX  X 7/28  20 piw 250ml wódy

    III  miesiąc:

    OXOXXOXXOOOOOOOOXXXXOOOOOOOO  X 9/28  20 piw 1500ml wina

    IV  miesiąc:

    OOXXXOOOOOOXXXOXXOOOXXXXXOXO  X 14/28  39 piw litra wódy

    V  miesiąc:

    OOXXOOOOOOXOXXOOXXXOXXOOOOOO X 10/28  20 piw 2,2 litra wódy

     

    Korekta w stosunku do lipcowego wyskoku. Wynik jaki jest to za sprawą 2 imprez urodzinowych i trzech wyjść ze znajomymi, reszta to drobniejsze okoliczności. Przeżyłem też kilka spotkań i wyjść bez alko zupełnie, na ogół jako kierowca. Ogólnie lepiej, choć największe odstępstwo to w 2 razy browary w domu i gin z żoną w domu (no niby jej urodziny i odpuściłem, w sumie było miło).

     

    Podsumowanie realizacji celów:

     

    Dnia ‎2017‎-‎05‎-‎17 o 10:50, Szkaradny napisał:
    1. W domu nie pić w ogóle (widok butelek na stole i dzieci wokół robi mi mocne poczucie winy)

     

    spadek wykonanie 89% - w sumie 3 razy alko było, choć poza wzrokiem dzieci, ale niepotrzebnie sobie pozwalam na takie luzowanie

     

    Cytuj
    1. Dążyć do całkowitego ograniczenia picia do zera - jak nie piję jest dużo fajniej, jest poczucie władzy nad sobą, kontroli i satysfakcji. Tym bardziej, że przychodzi mi to dość łatwo, a zdarza się że inspiruje innych i wtedy słyszę "też muszę to ogarnąć/skończyć z tym".

     

    wzrost wykonanie 64% - chcę to poprawić do 82% czyli 5 dni z alko!

     

    Cytuj
    1. Nie picie z loszką - to ważne, bo ona niestety nie wytrzymuje i pije wieczorem sama - i niedługo zacznę wylewać jej alko do zlewu, bo albo się ogarnie albo mnie ściągnie w to bagno. 

     

    wzrost - raz wypiliśmy gin na jej urodziny, niestety w chacie a nie na wyjściu do korekty

     

     

    Trochę lepiej się zrobiło. Samopoczucie lepsze i większa świadomość i obserwacja swojego zachowania i myślenia. Łatwo przysnąć i wrócić do schematów, nie jest łatwo, ale efekty w samopoczuciu są warte wysiłku. We wrześniu wracam na treningi więc będzie dodatkowa motywacja, żeby alko unikać, choć imprezy też będą.

     

    Aha ! Może najważniejsze w końcu codziennie zaoszczędzony czas i energię wkładam w pracę w konkretnym kierunku biznesowym, nie tylko samorozwój. Takie było pierwotne założenie, żeby alko --- zamienić na ---> pracę. Ruszyło :)

     

    Dzięki wszystkim za doping :)

     

    Powodzenia w Waszych postanowieniach! 

     

     

     

    • Like 4
  11. Mi trzema zajęło chyba sporo bo kilka dni 6-7 - po kilka godzin dziennie, ćwiczyłem jabłkami. 

     

    Zawdzięczam to kumplowi, który uważał że dam radę się tego nauczyć, a ja uważałem że nie, bo nie mam do tego wymaganego "daru" (coś na zasadzie słuchu muzycznego przy graniu/śpiewaniu) - takie miałem przekonanie. Pokazał mi od czego zacząć i w czepiłem się tego i osiągnąłem to :) 

    Było to cudowne doświadczenie osiągnięcia czegoś co mentalnie postawiłem sobie poza moim zasięgiem - a to okazało się możliwe, wystarczyło poświęcić na to czas. Teraz łatwiej mi kwestionować podobne przekonania, że czegoś nie dam rady, jak się chce i zacznie do tego dążyć to pękają takie iluzje.

     

    Teraz uczę syna żonglowania - w małych dawkach 10 min/dziennie np. w ramach przerwy od kompa, w miarę systematycznie. Robi to niechętnie i bez przekonania, nie ma potrzeby tego umieć, ale nie wie jeszcze jak się poczuje gdy to załapie -- bo robi się to właśnie dla tego uczucia -- w jakiś sposób czujesz się z tą umiejętnością inny niż wcześniej - jest radość i satysfakcja. 

     

  12. 13 godzin temu, metromisiek napisał:

    Jestem singlem od 34 dni . Odejście z hukiem .

    Jestem rozj... właśnie dowiedziałem się że byłem z Borderką , po 4 latach związku dopiero się dowiedziałem że byłem z jedną z nich może w wersji light ale jednak .

    Dowiedziałem się po tym jak zadzwoniłem do jej byłego i porozmawialiśmy jak Samiec z Samcem może to zabrzmi idiotycznie że uwierzyłem ale wierzę jemu obcemu kolesiowi (wiem że był z nią tylko rok dał radę )  ja wytrzymałem bo kochałem jej dziecko taki jestem ...

    Nie będę więcej pisał szczegułów bo to teraz przerabiam i analizuje ten związek dla swojgo zrozumienia . Za kilka dni będzie ok bo znam siebie .

    NIE PYTAJCIE MNIE WIĘCEJ OK .

    Napisałem tylko żeby się wygadać , przeczytam teraz książke bo mam o borderline .

     

    UWAGA UWAGA UWAGA

     

    CHCIAŁBYM PORADY OSOBY KTÓRE SIĘ Z TYM ZETKNĘŁY , JEŚLI BĘDĘ SZUKAŁ KOBIETY NAWET TYLKO NA  SEKS CZY NIE BĘDĘ JAKOŚ PODŚWIADOMIE OBAWIAŁ SIĘ TEJ PŁCI PO TYM CO PRZESZEDŁEM ?

    BO NAPRAWDĘ MNIE WSTRZĄSNEŁO DZISIAJ , NADAL MAM CIARKI I CAŁY SIĘ TRZĘSĘ .

    DOBRZE ŻE SIĘ URATOWAŁEM.

     

     

     

    4 lata! niezły wynik. 

    Faktycznie ta wiadomość Cię pozamiatała, bo niezły chaos jest w Twojej wypowiedzi. Mimo to kilka, fragmentów mocno zwróciło moją uwagę:

     

    Cytuj

    ja wytrzymałem bo kochałem jej dziecko taki jestem ...

    Jesteś jak to się tutaj mówi biały rycerz, ja wolę określenie syndrom Nice Guy - na podstawie książki w tym temacie "No More Nice Guy!" Robert A. Glover. 

    Uważasz się za wybawiciela kobiety - samotnej matki - za wszelką cenę ratujący i naprawiający jej nieszczęśliwe życie.  W zamian liczyłeś na wdzięczność i życie bez problemów, a okazało się że ciągle to za mało.

     

    Twoje obawy są zasadne, tzn. jest się czego obawiać! ale nie chodzi tu o drugą płeć, ale o mechanizm doboru jaki stosujesz. Podejrzewam, że właśnie podświadomie szukasz i preferujesz partnerki z jakimiś powiedzmy deficytami (np. samotna matka, nieszczęśliwa romantyczka, uzależniona, z kłopotami rodzinnymi lub finansowymi, po przejściach itp.) Po prostu chcesz naprawiać swoją miłością i przy okazji skupić uwagę na problemach partnerki, a nie na swoich! - Pewnie uważasz, że nie masz problemów ze sobą :)  Teraz będziesz się zajmował borderline - ok, to też warto wiedzieć, ale ważniejsze dla ciebie jest to by wiedzieć dlaczego w tym siedziałeś, co jest z Tobą nie tak, że tyle czasu walczyłeś z wiatrakami. Zmień książkę, bo po własnym przykładzie widzę, że możesz jeszcze chcieć wkrótce wyleczyć jej borderline :) 

     

    Cytuj

    NIE PYTAJCIE MNIE WIĘCEJ OK .

    Napisałem tylko żeby się wygadać , przeczytam teraz książke bo mam o borderline

     

    Czemu nie? Mało się wygadałeś, a Twój przypadek, mógłby stanowić cenne źródło wiedzy dla innych samców, by mieli świadomość, że takie "coś" istnieje :)   Przez 4 lata przerobiłeś pewnie wszystkie fazy i opcje, no i najważniejsze jak w końcu się wyrwałeś? To była Twoja decyzja? (nie sądzę)

    - Czy obecna świadomość co to jest borderline zamieniła Twój ból rozstania w poczucie uratowania i radość z wolności??? 

     

    Cytuj

    Dowiedziałem się po tym jak zadzwoniłem do jej byłego i porozmawialiśmy jak Samiec z Samcem

     

    Ustaw sobie jakieś granice. Rozumiem, że nie odpuścisz, żednej drogi do "zrozumienia" ale kompromitujesz się określając w ten sposób to zdarzenie ;)   

     

    Cytuj

    Nie będę więcej pisał szczegułów bo to teraz przerabiam i analizuje ten związek dla swojgo zrozumienia . Za kilka dni będzie ok bo znam siebie .

    Nie znasz siebie ;)

     

     

     

     

     

  13. 18 godzin temu, narkozz napisał:

    "Nawet nie wiesz jaka to ulga przestać udawać. Udawać że jest dobrze.

    Że jesteś silna, że nigdy więcej nie dasz soba pomiatać.
    Obiecujesz sobie że juz nigdy nie będziesz płakać.
    Udawać przed wszystkimi że jesteś szczęśliwa, że takie życie Ci pasuje.
    Że wszystko jest okej. Że sie nie boisz.
    Nawet przed rodziną udajesz że krzywda sie tobie nie dzieje.

    A w środku? Masz totalny rozpierdol, tracisz kontrole nad sobą.
    Jedzenie, praca, spanie działasz na jebanym autopilocie by tylko przeżyć kolejny dzień i nie mysleć o tym że tam jest ktoś kto na ciebie poluje.
    Kto wie co robisz, z kim sie spotykasz i niszczy wszystko co próbujesz budwać.

    Ulga bo pojawia się ktoś kto chce Ci pomóc tak poprostu, chce Cie obronić przed złem a nie pchać w jego ramiona, zmuszać czy przekonywać do powrotu.
    Nie wiesz ile razy chciałam sie zabić, wyskoczyć z 8 piętra tamtego mieszkania bo miałam dość. 
    On był kiedyś zupełnie inny, potem stał się potworem i zamknął mnie w klatce z której nie potrafiłam uciec."

     

    Tyle pytań mam w bani że masakra...

     

    Borderline - cudownie! Nic lepszego do ćpania nie znam ..... kłopot z tym, że trzeba sobie potem odrąbać obie ręce, żeby nie brać .... ale nie da się odrąbać obu rąk!

     

    Ja też uratowałem od psychopaty, a dzieciaka zrobiłem po 3 miechach i zamieszkaliśmy razem, tak mi się skojarzyło ;)

    Ale do rzeczy:

    1. Ponieważ pojawił się sex - nie  będziesz już w stanie wyjść z tego (już ćpiesz i drag Tobą rządzi). 

    2. To co widziałeś to manipulacja - jak widzisz po jej wypowiedzi - udawała - trzymała gardę ukrywając cierpienie, konflikt, strach --( czyt. zaburzenia osobowości)

    3. Ty z tego nie wyjdziesz, bo sam chcesz tego RATOWANIA - wierzysz, że Ci się uda - ba! masz już zajebiste efekty - piękny uśmiech, dla którego warto zrobić wszystko.

    4. NIE UDA CI SIĘ, bo ona tego NIE CHCE (podświadomie), ale szczerze wierzy, że teraz jest idealnie i ty dostaniesz od niej WSZYSTKO.

    5. Powstanie wielkie ZOBOWIĄZANIE, którego nie będziesz mógł spłacić, zawsze będzie za mało, a z czasem idealizacja zacznie słabnąć.

    6. Z czasem staniesz się taki jak ten koleś, pogrążony w poczuciu winy, opuszczony, ale dalej chcący NAPRAWIĆ, URATOWAĆ - no i dostać trochę draga ;)

    7. Dla niej będziesz winny jej cierpienia, wyssie z Ciebie całą energie i radość, będziesz winny, że znów będzie na autopilocie i zmagać się z myślami samobójczymi. 

    8. Może jak pojawi się dziecko to będzie to trwało (jak u mnie) - ale NIE URATUJESZ.

     

     

    W zasadzie to już wiesz i masz poczucie winy, że jesteś oszustem, też nią manipulujesz, odstawiasz gierkę, a ona liczy na idealnego faceta, podświadomie jednak w to nie wierzy (bo z racji niskiej samooceny, uważa że nie zasługuje na miłość), będzie musiała sobie udowodnić, że ty też jesteś właśnie taki sam i jej nie kochasz :)  

    Już raz się wściekła, jak były te telefony - pomyśl jak się wścieknie jak się dowie jakie tutaj konsultacje przeprowadzasz :) - Ty to wiesz :) Spoko, białe rycerze to też manipulatorzy, udają dobrych :) tak naprawdę to liczą, że uratowana (często właśnie jakaś chora sztuka) będzie wdzięczniejsza za zaintresowanie, efekt jest niestety odwrotny - pogarda dla takiego i emocjonalne kary :)

     

    No i jeszcze relacja z matką (palaczka) - możesz się zdziwić jaki to może być toxic :(


    Spokojnie - jeszcze do tego daleko, teraz ćpanie :)
     

     

    Gdzieś kiedyś przeczytałem, słyszałem takie określenie na borderki - że gdy ty sobie klasycznie łowisz rybkę na wędkę, nagle do Twojej łodzi wpada sama prosto z morza wielka wypasiona rybka - Sukces i cud w jednym :)


     

     

  14. @azagoth   w tym momencie mi nie zależy na terapii dla mnie. Ja w najtrudniejszych chwilach - gdy odczułem koniec związku, depresję/ brak kontaktu, jej zaangażowanie z orbiterem itp. - poleciałem do psychologa (to była kobieta) i przez kilka miesięcy byłem 7-8 razy, to nie była terapia tylko takie doraźne konsultacje, ale jak już ochłonąłem to dałem sobie spokój. Stwierdziłem że szkoda kasy, bo sam mocno nad tym pracowałem i godziny brakowało, żeby opowiedzieć co się zmieniło we mnie w ciągu tygodnia :) . Pod koniec tych wizyt psycholoszka stwierdziła, że korzystnie wyszedłem z kryzysu, czyli mocniejszy i bardziej świadomy, bardziej zintegrowany i niezależny.

     

    Mi obecnie zależy, żeby ją wysłać na terapie, bo ma problemy z emocjami/depresyjne/lękowe/nerwicowe/w relacjach z członkami rodziny. W lutym było u psychiatry, bo już wymiękała (depresja, napady paniki, lęki) - ale tylko po pigułkę, nie poszła na terapię, choć jej to lekarz sugerował. Ostatecznie tego leku już nie bierze, bo uznała że nie daje efektu. 

     

    Chcę mieć udokumentowane, że chciałem by się leczyła/poszła na terapię (obojętnie czy indywidualnie, czy terapia wspólna pod kątem związku) - bo to będzie jakiś argument w sądzie, że nie było współpracy, jej woli by dążyć do utrzymania związku. 

    Przewiduję, że właśnie taka będzie jej reakcja, czyli odmowna + wkurw, że jej wmawiam wariactwo itp. 

     

    W przypadku gdyby jednak zgodziła się to może by jej to pomogło lub uświadomiło pewne problemy jakie ma. Trudno mówić co to da, bo jak ją przyprę do muru to pójdzie tylko by przeczekać, udawać że chce zmiany (NPD jednak nie ma problemu tylko inni mają problem), takie przeczekanie, bez autentycznej chęci zmiany. 

     

    Jeśli tego nie zainicjuję, to w przypadku mojego wyjścia z małżeństwa - otoczenie zrobi ze mnie chooja co opuszcza chorą, sąd pewnie też będzie sugerował, żeby próbować wszystkiego dla dobra dzieci, albo walnie nam obustronną winę. Generalnie wiem, że i tak będę winny, ale jej niechęć/odmowa do terapii to jednak dla mnie przekonujący argument do wyjścia i plus w sądzie.

     




     

  15. 20 minut temu, azagoth napisał:

    @Szkaradny Rozważasz terapię - czy Ty chcesz z nią być w związku?

     

    Gdyby się ogarnęła to możliwe jest pozostanie w tym związku. A opcja terapii tak czy siak powinna być jej zaproponowana. Jeśli na to nie pójdzie to w przypadku rozwodu będę miał dodatkowy argument na brak zgodności/współpracy. W tym momencie moim argumentem pozostaje "ona mnie wkurwia" , trochę mnie może to kosztować, wolałbym mieć jakieś uzasadnienie.  

  16. Witajcie Bracia,

     

    raport po 3 tygodniach:

     

    1. Okres urlopu - jeden tydzień spędziłem na samodzielnym wyjeździe - zostawiłem wszystkich w domu u w ramach własnych potrzeb spędziłem ten czas sam według uznania. Było sporo wysiłku fizycznego, łamania barier i granic, sporo nowych ludzi i sprawdzania się w nowych okolicznościach.  Będę takie wypady realizował 2 razy do roku, dla siebie, dla własnej kondycji, oderwania od domu i codzienności - reset.
    2. Po moim powrocie, żona też rozpoczęla urlop - przez 4 kolejne dni już sporo czasu spędziliśmy razem (w tym sex codziennie). Atmosfera wyjątkowo miła i pozytywna, choć nie wiem czy nie było to pokierowane wyrzutami sumienia, bo przyznała się że jak mnie nie było to raz zabalowała, nie pamięta jak wróciła, zgubiła portfel i kac na resztę dnia miała, po drodze jeszcze pojawiały się pytania "Czy już mnie znowu lubisz?". Robi to ze strachu? Dziwne, bo wcale się tym jej baletem nie przejąłem.
    3. Wspólny wyjazd z dziećmi - tydzień dobrego czasu, sporo aktywności wspólnych, wyciszenie, oderwanie od miasta, dobre dni. Żona w dobrej formie, aktywna i zaangażowana.
    4. Powrót do domu. Dalej dobry kontakt.

     

    W porównaniu do wcześniejszego okresu to jest zdecydowana poprawa u żony, działa, rozmawia, sex, nabiera aktywności, nie wspomina o leków, rzadko się podkurwi, w sumie dwie spiny były, ale krótko to rozegrałem i temat się rozmył. Jest milsza i bardziej otwarta, sporo czasu poświęca dzieciom, ze mną utrzymuje stały kontakt i stara się na bieżąco uzgadniać wspólne działania i organizację życia. Objawy depresyjne w niewielkim stopniu, tylko wieczorami czasem muli przy ekranie/filmach aż zaśnie. 

     

    Ocena pod kątem przyjętej strategii:

    • żadnego bezsensownego alko w domu (tylko wyjścia ze znajomymi)
      OK  - choć większość czasu nas nie było w chacie, a na wyjeździe jednak piwkowało się trochę i co ciekawe ona raczej niechętnie.
    • zero podjazdów do zbliżeń, gdy są lepsze momenty
      OK -  żadnych jałowych podjazdów, ale było kilka sexownych dni, czyli wychodziło że się tu dopasowaliśmy. Po tym czasie to nawet już byłem nasycony na dłużej, więc nie było flustracji na tym tle.
    • więcej działań w celu zmiany pracy i zarabiania kasy
      zawieszone - na czas urlopu 
    • więcej czasu z dziećmi - też rozmowy
      poprawa - więcej wspólnych zajęć szczególnie z synem.

     

    Czas urlopu, wakacji i wyjazdów dał sporo pozytywnych wrażeń i czasu. Część poświęciłem tylko dla siebie, przez co dałem jasny sygnał, że mam swoje potrzeby i to jest priorytet. W czasie wspólnym też wyszło bardzo pozytywnie. 

    Jestem ciekawy czy poza urlopem utrzyma się ta tendencja. Może pozytywne efekty przyniósł czas gdy odpuściłem tresurę, zainteresowanie, wyjechałem, przestałem tyle drążyć pokazując, że jest mi dobrze jak jest spokój i porządek w domu, a ona nie musi być szczęśliwa, żeby reszta funkcjonowała. Może ;)
    Jak to już wcześniej opisywałem wywołany przez @Sile76 jest w tym przypadku kobieta z BPD/NPD i taka "zabawa" na huśtawce to norma może być, chyba w następnym kroku powinienem ją/nas skierować na terapię pod tym kątem i zależnie od reakcji decydować o losie naszego związku.    

     

    Szkaradny

    • Like 3
  17. @Insightful, @Metody - dzięki za uwagi. Zwracacie uwagę na kluczową sprawę, czyli świadomość co się dzieje w kontekście używania alko. U mnie z racji wieloletniej praktyki, picie stało się mechaniczne i dopiero teraz za to się biorę (szambo wybiło). Na początku alko to był wzmacniacz odwagi, śmiałości, rozładowania spięcia, hamulców, koloryzowania wrażeń itp. potem lek na bolączki, cierpienie i zagłuszacz innych wypartych negatywnych emocji (poczucia winy, strachu itp. innymi słowy bolesnej prawdy o rzeczywistości). Teraz jak to wiem - postanowiłem wykluczyć takie zastosowanie alko, a problemy brać na klatę. 
    Nawyk, a raczej nałóg wspomagany przez ego ma swoje sposoby by trwać w schemacie, więc faktycznie wymaga to ode mnie sporej uwagi i właśnie świadomośći, by decydować a nie działać mechanicznie. Dla przykładu - wczoraj, nagle taka myśl mnie wybudza "co ja tu kurwa szukam!!" - słyszę to w głowie stojąc w środku alejek z alko! Nie chciałem nic kupować, ale nogi same mnie tam zaniosły, gdy na chwilę straciłem świadomość (uwagę/koncentrację) - nosz ja pitolę - trochę się z tego śmieję, ale tak to w praktyce wygląda. Z drugiej strony jest poprawa, bo kiedyś podobna  myśl pojawiała się jak w łapie trzymałem piąte piwo :/ . Jest progres :) 

    Statystyki to tak przy okazji, bo i tak prowadzę dziennik zapisując swoje ups&downs - przemyślenia, doświadczenia i pomysły. Jak to zliczę raz na miesiąc to mam lepszą orientację. Na co dzień nie katuję się żeby "zdobyć punkt przeźwości" - pozwalam sobie pić, ale dążę do spełnienia pewnych warunków, może docelowo zejdzie to do zera, ale jak będę chciał wypić alko dla smaku to czemu nie, prawda?

    Awareness Alone Is Curative  - bardzo dobrze wyjaśnia sposób na trwałe zmiany. Dzięki.

    @Drizzt Cisnę .... bezwysiłkowo  :) 

  18. @Drizzt w ostatnim miesiącu miałem 2 tyg. urlopu na wyjeździe i stąd tak częste wieczorne piwkowanie ze znajomymi przy ognisku/grillu. Bary i imprezy to średnio raz na miesiąc odwiedzam i to niekoniecznie wiąże się z alko.

    Z resztą uwag jak najbardziej się zgadzam - reakcja nawykowa w chooj.   Zastępcze nawyki wdrażam, mam ich spoty wachlarz, ale w nowych okolicznościach wszystko mi się wysypało :/   

  19. Witam,

     

    Podsumowanie po 4 miesiącach:

     

    x- picie

    O - zero alko

     

    I miesiąc:

    OXXXXOOOOXXXOXXOOXXXOOOOOOOO  X 12/28  17 piw 2,0 l wódy

    II  miesiąc:

    OOOOOOOOOXOXOXXOOOOOOOOXOOXX  X 7/28  20 piw 250ml wódy

    III  miesiąc:

    OXOXXOXXOOOOOOOOXXXXOOOOOOOO  X 9/28  20 piw 1500ml wina

    IV  miesiąc:

    OOXXXOOOOOOXXXOXXOOOXXXXXOXO  X 14/28  39 piw litra wódy

     

    RED ALERT!   Podupadłem, 14 dni z alkoholem, jedna mocniejsza impreza  do rana (trzymałem się do 12tej) gdzie wypiłem 3 browary i pół litra, reszta mało dramatyczna - rutynowe piwa wieczorem na urlopie - ale nie takiej formy spędzania urlopu sobie życzyłem - dałem ciała.  Mam wyrzuty sumienia i poczucie winy, przez ten urlop wiele moich praktyk straciło ciągłość i teraz na nowo wracam na tory. Ogólnie sporo było też aktywności i pozytywnych wrażeń, ale wieczory odradzały alko schemat,  słabo.    

     

    Podsumowanie realizacji celów:

     

    Dnia ‎2017‎-‎05‎-‎17 o 10:50, Szkaradny napisał:
    1. W domu nie pić w ogóle (widok butelek na stole i dzieci wokół robi mi mocne poczucie winy)

     

    bez zmian wykonanie 96% - raz pociągnąłem trochę nalewki

     

    Cytuj
    1. Dążyć do całkowitego ograniczenia picia do zera - jak nie piję jest dużo fajniej, jest poczucie władzy nad sobą, kontroli i satysfakcji. Tym bardziej, że przychodzi mi to dość łatwo, a zdarza się że inspiruje innych i wtedy słyszę "też muszę to ogarnąć/skończyć z tym".

     

    spadek wykonanie 50% - dołowanie! - do korekty!

     

    Cytuj
    1. Nie picie z loszką - to ważne, bo ona niestety nie wytrzymuje i pije wieczorem sama - i niedługo zacznę wylewać jej alko do zlewu, bo albo się ogarnie albo mnie ściągnie w to bagno. 

     

    spadek - czas na urlopie i wyjeździe - 2-3 razy wypiliśmy po piwie, ale skromnie - będę korygował

     

     

    Mam sporo niezadowolenia z siebie, bo większość tego picia była niepotrzebna, tym bardziej widzę zagrożenie, że sięgam po alko jak zahipnotyzowany, bez oporu, z jakąś słabą racjonalizacją, wbrew planom i postanowieniom. 

    Dzięki za uwagę, proszę o sugestie, zjeby itp. Najważniejsze to co przede mną :)

     

     

  20. @Sile76 Dzięki za post. Stronę www.bpdfamily.com już znałem. Faktycznie cenne informacje jak do takiej osoby podchodzić.  U minie wszystko zaczęło się walić i zarazem zmieniać od pełnego mojego wyczerpania z energii i depresji spowodowanej poczuciem winy, że nie ukochana osoba jest ze mną nieszczęśliwa.  Przez długi czas odbierałem te ciągłe bodźce negatywności i brałem to do siebie, to wykańcza. Gdy dowiedziałem się o BPD i NPD  to pewien opanował mnie strach (bo jest sporo chujowych historii w internecie na ten temat), ale potem spokój, że to się dzieje to nie moja wina i nie biorę już tego do siebie. To był przełom, zacząłem wracać do siebie i pozytywnej energii, zostawiłem ratowanie i podziwianie, dla niej to był swojego rodzaj kop w dupę, zaczęła się wspierać orbiterem i używkami, walczyć o uznanie w pracy, ale nie starczyło energii na podtrzymywanie energii i pojawiła się depresja, lęki.

     

    Ogólnie jeśli chodzi o takie związki LTR z BPD/NPD to wiadomo, że i druga strona ma jakieś dysfunkcje, skoro trwa tak długo w takim toksycznym związku. Ja zająłem się tropieniem SIEBIE i zrozumieniem czemu sobie zafundowałem taką sytuację.  Naprawdę całą uwagę poświęciłem na zapewnienie SOBIE życia o lepszej jakości - pod lupę poszły - uzależnienia, nałogi, uniki, przekonania, rozwój fizyczny, osobisty i duchowy (ważne jest poznanie swoich emocji, trigerów i zmiana reakcji, wchodzenie w lęki, strachy, podejmowanie ryzyka, konsekwencja w podejmowaniu decyzji i postanowień, uczciwość wobec siebie, panowanie nad szczekająco-żalącym się ego), relacje z ludźmi, zainteresowania, praca. Paradoksalnie jest to bardzo owocny i satysfakcjonujący okres w moim życiu, przestałem być ofiarą sytuacji i osoby. Też mam walizkę mentalnie spakowaną i jeśli będzie trzeba to bez żalu i strachu pójdę w swoją stronę i to ja o tym zdecyduję - to faktycznie wielka zmiana, a dla niej wielki szok i lęk - bo jestem poza kontrolą, co dla narcyz jest nie do przyjęcia, a borderki chyba potrzebują kogoś właśnie tak pewnego siebie - więc moja walczy sama z sobą i stąd ma jazdy lęków i poczucia straty oraz rozczarowania, że nie kocham idealnie, nie ratuję, a wymagam, trzymam ramę . Dla osób, które czują że są ofiarami swojej dobroci/serdeczności - polecam No More Nice Guy  (chyba nie ma polskiej wersji - warto się nauczyć angielskiego dla tej książki :) )  przewodnik jak stać się panem własnego losu. 

     

    Dzieje się dużo, na nudę w takim związku nie można narzekać, takie związkowe yin-yang.

     

    Dnia 23.07.2017 o 02:31, Sile76 napisał:

     

    IMHO: z tym bądź ostrożny - może przynieść odwrotne efekty, w przypadku mojej dużą poprawę przyniosło: krytykowanie, opierdalanie, niezauważanie jej czynów itd. Doceniam rzadko- całe lata chwaliłem, dziękowałem i chuj z tego był....

     

    Tu staram się być uczciwy na bieżąco - jak coś nie tak to mówię (krytykuję zachowania nie ją), że jest lipa i trzeba zmienić/ustalić - wkurwia ją to strasznie (narcyz nie znosi krytyki), ale po jakimś czasie dostosowuje się, bo chyba dociera że wtedy właśnie będzie lepiej lub zauważa, że faktycznie nie brała pod uwagę tego co ja czuję i chcę -  sporo się zmieniło na lepsze.  Jak jest ok, to docenia, robię jakies miłe rzeczy, mówię że się cieszę, że był fajny dzień, czy jakieś inne sytuacje. 
    Chamski raczej nie jestem i nie kłamię. Manipuluję - w końcu chodzi mi o postępowanie, które jest dla mnie korzystne :) ale nie czuję bym tym krzywdził kogoś.

     

    Czego nie wolno robić to właśnie być miłym, ustępliwym, wdzięcznym, uległym, doceniającym po to aby poprawić jej samopoczucie z nadzieją, że ona doceni nas i będzie bajka :)  Nie wolno dawać na kredyt, żadnego tolerowania złego zachowania, ale tez żadnego foszenia się na nią, bo BPD chce wzbudzać emocje - jak się obrazić to wie że ciebie kontroluje. Jak pozostajesz spokojny i wymagający to szuka innej formy wywołania emocji, zresztą właśnie takie foszenie, czy obrażanie wywala z energii i szkodzimy sami sobie.

     

    Ostatnie dni mamy bardzo dobre - ja mam luz, gaszę ją i dzieciaki w zarodku, gdy coś ktoś wszczyna. Niebawem wyjazd wakacyjny pakujemy walizki :)

     


    Pozdrawiam 

     

    • Like 3
  21. Witajcie Bracia,

     

    kolejne 3 tygodnie na nami, pewnie jesteście ciekawi co u mnie ;)

     

    1. Pierwsza połowa tego okresu znów wstało słońce - spędziłem z żonką wolny dzień w łóżku - sex i filmy, leniuchowanie bez dzieci cały dzień. Co ciekawe noc wcześniej mieliśmy nieprzyjemną rozmowę o wzajemnym traktowaniu i nieźle ją wkurwiłem mówiąc szczerze co czuję - chciała robić z siebie ofiarę, ale wyłożyłem swoje zdanie na temat jej zachowania :) - wydawało się że przede mną trudnie dni.
    2. Kolejne dni bardzo poprawne, dobry klimat, kontakt, robienie różnych rzeczy, wspólne wyjścia, spotkania ze znajomymi.  
    3. No i po 10 dniach znów konflikt, złości (w tym na dzieci), zamulanie, trwanie w niczym, brak normalnego kontaktu, zniechęcenie do życia.
    4. Ostatni tydzień dość mnie zaniepokoił, bo zaczęła mówić o swoich lękach, że wszystko jest trudne, boi się, ciągle odczuwa zagrożenie, nie może nad tym zapanować. Unika, ucieka, rezygnuje. No kurwa - jest coś grubo nie tak. Wie, że to irracjonalne, ale baniak robi sajgon. Niby chodzi do psycholoszki, ale chooja widzę efektów. Widzę, że tu moja osoba nie ma wiele do rzeczy - jej negatywizm pogrąża ją, nie wiem co to za gówno, ale domową terapią tego raczej nie da się ogarnąć. Będę ją wysyłał do psychiatry, kurwa mać!  Przez ostatni czas traktuje ją bardzo łagodnie, bo i sam jestem znacząco spokojny i zdystansowany do zachcianek mojego ego. Owszem jak coś mi nie pasuje to mówię, ale bez emocji, na ogół się wkurwia, ale potem stosuje do uwag. Odpuściłem podjazdy na sex, więcej doceniam i zauważam jak jest ok, nie chcę jej stresować, ale nie mogę zatroskany skupiać się tylko na niej, bo to mnie wciąga i wywala z energii, a są jeszcze dzieci.

     

    Tak że ten .... trochę smutno trochę straszno. 

     

    Ocena pod kątem przyjętej strategii:

    • żadnego bezsensownego alko w domu (tylko wyjścia ze znajomymi)
      OK  - nikt w domu nie pije, poza domem też spokojnie
    • zero podjazdów do zbliżeń, gdy są lepsze momenty
      poprawiłem -  jakoś do mnie to w końcu dotarło, że nie tędy droga. Odwyk - nie tracę na to energii i czasu, jej też lepiej bez takich nacisków. Ewentualnie sobie coś pozwoję pożartować na ten temat, ale to wtedy odbiera, że się wyśmiewam z niej :/ 
    • więcej działań w celu zmiany pracy i zarabiania kasy
      Poprawiłem - pracuję w temacie i wymyśliłem coś co mnie bardzo zadowala i znacząco upraszcza robienia tego co chcę w przyszłości - krok milowy powiedziałbym :)
    • więcej czasu z dziećmi - też rozmowy
      stabilnie - utrzymuję przyjęte założenia, postawa opiekuna, przyjaciela i strażnika :)

     

    Psychika żonki jak domek z kart, u mnie OK - mocno się zorganizowałem i to co robię daje  mi poczucie satysfakcji i skuteczności. Niestety nie wszystko mogę kontrolować, na pewno nie jej sposób myślenia, który jest destrukcyjny.

    Zamiast tresury tu potrzebna terapia. Rozwód? Chyba by mi dojebał każdy z każdej strony :) .

     

    Houk

     

     

  22. 26 minut temu, SHD2030 napisał:

    w ciągu tygodnia zrobiłem to tylko 3 razy..(z czego dwa jednego dnia) jest narazie dobrze.. teraz czas zrobić tak aby nie było więcej niż 2-3!   aż WOGÓLE nie będę tego robił 

     

    Że się tak przywalę swoim zwyczajem .... jak to tygodnia od 12 do 17 nie minęło 7 dni ... :angry:

     

×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Umieściliśmy na Twoim urządzeniu pliki cookie, aby pomóc Ci usprawnić przeglądanie strony. Możesz dostosować ustawienia plików cookie, w przeciwnym wypadku zakładamy, że wyrażasz na to zgodę.