Skocz do zawartości

Critical Thinker

Troll
  • Postów

    728
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

  • Wygrane w rankingu

    2
  • Donations

    0.00 PLN 

Wpisy na blogu opublikowane przez Critical Thinker

  1. Critical Thinker
    Znalazłem na YouTube to przesłanie i przy okazji omawiania męskiego kodeksu postanowiłem przetłumaczyć. (z lekkimi uproszczeniami w nielicznych miejscach)
    MGTOW to akronim - Men Going Their Own Way (Mężczyźni podążający swoją własną drogą).
    Opisuje to szkolę myślenia lub filozofię powstałą w XXI wieku w zachodnim społeczeństwie. Najbardziej podstawową przesłanką na której oparta jest ta filozofia jest to, że nikt nie może uczynić kogoś innego szczęśliwym lub usatysfakcjonowanym, ani mężczyzna kobietę, ani kobieta mężczyzne. Szczęście i satysfakcja są definiowane jako wynik osobistych osiagnięć.
    W szerszym znaczeniu każda osoba płci męskiej, w każdym historycznym okresie, może być określona jako MGTOW jeśli żyje lub żyła filozofią zgodną z tą wyżej wymienioną szkołą myśli.
    Esencją szkoły myśli MGTOW nie jest ścisły dogmatyzm, czy też doktryna "jedna dla wszystkich", ale fundamentalne zasady, które pozwalają mężczyznom podążać ich własnymi ścieżkami w życiu, w pierwszej kolejności. Po za tymi zasadami wszystko inne zależy od ich własnych preferencji.
    Zasada 1.
    Mężczyzna powinien bronić swojego prawa do wyłącznego dysponowania sobą i swojej suwerenności.
    Zasada 2.
    Mężczyzna powinien odrzucić wszystkie uprzedzenia i kulturowe definicje na temat tego kim jest 'mężczyzna'.
    Zasada 3.
    Mężczyzna powinien widzieć ponad społecznymi sygnałami, a w swojej komunikacji nie jest zobowiązany kierować się konkretnym modelem.
    Zasada 4.
    Mężczyzna nie powinien pozwolić, by ktoś traktował go jako narzędzie dostępne do użycia.
    Zasada 5.
    Mężczyzna powinien żyć zgodnie z swoim własnym interesem.
    Te zasady nie są kompatybilne z obecnym modelem małżeństwa, a także modelami mężczyzny wojownika i dostarczyciela dóbr, po którym można się spodziewać, że poświęci siebie w przenośni i w wielu przypadkach dosłownie dla (głownie) kobiet bez namacalnej nagrody, wykraczając po za abstrakcyjny i nieokreślony mentalny konstrukt zwany "miłością" i "dobrego samopoczucia przy robieniu słusznych rzeczy".
    Te zasady nie idą również w parze ze stereotypowym modelem "Samca Alfa" skonstruowanym i rozpowszechnionym przez społeczeństwo.
    Finalnie mówiąc przeciwstawia się idei, że mężczyzna jest automatycznie do czegokolwiek zobligowany "z racji tej, że jest mężczyzną" lub jest coś winny kobietom czy społeczeństwu cokolwiek by to było domyślnie.
    Te zasady reprezentują takie przekonania, że np. mężczyzna nie jest chodzącym portfelem, ani mięsem armatnim. Następnie przedstawiają fakt, że większość oczekiwań w stosunku do mężczyzn jest nierealistyczna dla człowieka w ogóle. "Idealny mężczyzna" jest romantycznym produktem współczesnego konsumeryzmu i postacią fikcyjną nie istniejącą w rzeczywistym życiu.
    Ostatecznie nie zgadzamy się na teraźniejszy trend automatycznego kojarzenia mężczyzn z gwałcicielami, leniami i świniami oraz innymi prymitywnymi formami życia. Typowe męskie zachowania - które fałszywie są nam wmawiane: jak bycie agresywnym, skłonnym do przemocy, na które nie ma żadnych potwierdzonych naukowych dowodów - w pierwszej kolejności powinny zostać uznane jako patologiczne, a nie męskie.
    Jednym z głównych problemów jakie opisują mężczyźni jest nierówne traktowanie ich w kwestiach prawnych, a szczególnie kojarzenie pewnych przestępstw głównie z mężczyznami, odrzucając możliwość popełniania ich przez kobiety co przeczy rzeczywistości.
    Naciski feministyczne sprawiają, że mężczyzna doznaje przeświadczenia, że jest persona non grata dla społeczeństwa, że jest kimś niechcianym, aby tu był w pierwszej kolejności.
    MGTOW jest racjonalną i logiczną odpowiedzią na wymienione bolączki społeczeństwa zachodniego. Nie chcemy się angażować w związki, nie chcemy dzieci, nie chcemy nic od kobiet chyba, że jest to za darmo i za sensowną zgodą.
    Jak możemy zauważyć, że będąc MGTOW mężczyźni efektywnie unikają bycia gwałcicielami, leniami i świniami po przez świadomą decyzję nie wchodzenia w sytuacje, w których może być wciśnięty w te ramki. Mężczyźni tacy są w pełni oddani sobie, swoim osiągnięciom i radości. Zostawiają wszystkie rodzaje mizoginizmu i nienawiści za sobą mając pełną świadomość faktu, że te rzeczy mogą wpłynąć na szczęście mężczyzny.
    Jak możemy zobaczyć. MGTOW jest racjonalną świadomą decyzją w stosunku do spraw, które dzieją się w społeczeństwie.
    Na koniec.
    Za każdym razem, gdy mężczyzna jest zmuszany lub wprowadzany w poczucie winy by się związać, wziąć ślub i mieć dzieci możemy sobie przypomnieć slogan z kampanii przeciwko gwałtom, który łączy się z MGTOW w szczególny sposób....
    Za każdym razem gdy mężczyzna mówi "nie" dla kobiety, małżeństwa dzieci....
    "NIE" ZNACZY NIE!!!
    Dziękuję za przeczytanie tłumaczenia.
    L.
  2. Critical Thinker
    Jak wiadomo władza deprawuje, ale czy aby tylko? Osoba która ma zdolność decyzyjną i żadnej kontroli nad sobą po jakimś czasie zaczyna wariować. Zaczyna źle oceniać sytuacje, przestaje przyjmować konstruktywną krytykę, a każde działanie nie będące po jej myśli zaczyna traktować jako zagrożenie na własną osobę.
    Mogę przytoczyć tu fragment książki - "Szaleństwo władzy. Od Troi do Wietnamu."
    Reguła wyłaniająca się z dotąd przytoczonych przykładów sprowadza się do tego, że szaleństwo jest dzieckiem władzy. Wszyscy wiemy z powtarzanej bezustannie sentencji lorda Actona, że władza korumpuje. Mniej jednak jesteśmy świadomi, że rodzi ona szaleństwo; że moc dawania rozkazów jest często przyczyną defektów rozumowania, że odpowiedzialność władzy nieraz ulega zmniejszeniu, w miarę jak zwiększa się korzystanie z niej.
    Łączna odpowiedzialność władzy polega na sprawowaniu rządów w sposób możliwie rozsądny, z uwzględnieniem interesu państwa i jego obywateli. Jej obowiązkiem w tym procesie jest być bieżąco dobrze poinformowaną, samej zabiegać o informacje i brać je pod rozwagę, mieć otwarty umysł i trzeźwy osąd oraz być odporną na zdradliwe uroki tępogłowia. Jeśli umysł jest dość otwarty, by dostrzec, że dana polityka jest raczej szkodliwa niż korzystna i dość odważny, by się do tego przyznać, a także dość mądry, by temu przeciwdziałać – będzie to szczytem w sztuce rządzenia.
    Doprawdy wielcy są ludzie, którzy są w stanie przeciwdziałać własnemu szaleństwu. Człowiek który tego nie potrafi nie chce mieć wokół siebie "towarzyszy", osób samodzielnie myślących, wpływających na decyzje. Zależy mu na konformistach, zgadzających się z każdym zdaniem "jego wysokości". Osoby silne, mające własne zdanie, mówiące otwarcie co myślą są szybciutko usuwani z ważnych stanowisk, czy z terenu, który podpada pod jurysdykcje.
    Jak wiemy z doświadczenia, 99,999% kobiet nie jest zdolna do "zdrowej" władzy. Te które są zdolne teoretycznie istnieją, ale praktycznie ciężko je spotkać. No dobrze, przesadzam trochę. Chodzi mi o fakt, że oddawanie pełnej władzy kobiecie, albo władzy z której się przed nikim nie spowiada jest po prostu niszczące (tak samo jest z mężczyznami, ale przecież artykuły są pod kątem kobiet i relacji z nimi).
    Dobrze znamy historie kobiet, które w pracy są wzorowymi postaciami gotowymi podjąć się każdego zajęcia bez szemrania, byle by zaskarbić sobie przychylność szefa. Podczas, gdy w domu zamieniają się w despotyczne "czarownice" wchodzące na głowę i naciskające do bólu. Gdy kobieta nie ma nad sobą "bata", lub gdy nie musi zabiegać o korzyści z automatu trafia mechanizm świrowania na punkcie przejęcia władzy. W związkach możemy to zaobserwować.
    Władza która ma z założenia być dobra, będzie starała się nie doprowadzać do konfliktów, a jak już zaistnieją będzie je rozwiązywać stosując znany z psychologi model win-win. Z kolei ta "sprytna" lub zdegenerowana władza - opisana wyżej - wykorzystuje konflikt, a nie raz sama go prowokuje. Domyślacie się do czego może takie coś służyć? Jest to przydatne, gdyż ta osoba która podda się prowokacji władzy może być łatwo przez nią odstrzelona. W ten sposób osoby u władzy egzekwują swoje pragnienia, dopuszczają się zemsty na osobie która im podpadła lub po prostu się nie podoba. Przedewszystkim służy to jednak eliminowaniu samodzielnego ogniwa, selekcjonowania jednostek, które dla nich są wygodne albo niewygodne, którymi nie da się kierować itd.
    Czasami wystarczy zwykła różnica zdań, by osoba podstawiona wyżej mogła posłużyć się etykietką "agresji i ataku" i zacząć to rozdmuchiwać, a gdy strona przeciwna zacznie się bronić można już swobodnie zacząć odwracać kota ogonem. Nagle zwykłe słowa uzasadnionej krytyki zamieniają się w "kamieniowanie" i "ciosy". Znacie chyba te słynne słowa "jak mogłeś mi to zrobić", "zawiodłam się na Tobie". W szerszym ujęciu zobaczcie jak kościół trzyma ludzi w ryzach powołując się na "obrazę uczuć religijnych", gdy dyskusje dotyczą kwestii wiary.
    Kobieca władza nie ma litości. Posunie się do wszystkiego co będzie niezbędne, aby przedstawić swoich "wrogów" w złym świetle, siebie jednocześnie wciąż wybielając, a wręcz zrobić z siebie ofiarę i po trzykroć uzasadnić swoje postępowanie, gdy przyszło do pociągnięcia za spust. Będzie powoływała się na wszelkie ludzkie emocje, bo przecież każdą sytuację da się przedstawić w różny sposób pomijając pewne informacje, manipulując kontekstem w jakim dane zdarzenie zaszło., przypisując intencje, których nie było i które się właściwie nie zmaterializowały.
    Publikuję post w takiej formię, ale jeszcze go podsumuję i może przytoczę kolejne przykłady w jaki sposób działa kobieta u władzy.
    Jak się bronić przed taką sytuacją?
    Przeważnie nie mamy możliwości się bronić... taka prawda, składają się takie czynniki jak opinia publiczna, która stanie po stronie kobiet. Kobieta też zadba by odciąć się od głosu i wyprzedzić Cię w wytłumaczeniu. Mając władze materialną może Cię też odciąć od pewnego dobra, na przykład wyrzuć Cię z domu i w oczach innych będzie usprawiedliwiona. Zatem na osoby postronne nie mamy co liczyć. Jeśli jesteś w takim układzie możesz go przerwać i odejść. A jeśli to z jakichś powodów jest niemożliwe to... zostawię to na kolejne wpisy.
    Źródło zdjęcia: http://www.dolcevitamagazyn.pl/strona/smaki+%C5%BCycia/kobieta_wladza_pieniadze_i_seks
  3. Critical Thinker
    Tak Kochani, zaczynam kolejną serię wpisów, do której z czasem dodawać będę kolejne treści. Nie martwcie się myślę, że inne serie na tym nie stracą. Owa seria zainspirowana jest przeprowadzoną przeze mnie ostatnio rozmową i wątkami jakie wyłoniły się w jej trakcie. Tekst nie ma służyć jako poradnik, czy też jako coś co kompleksowo wyjaśnia omawiany temat cierpienia. Jest to raczej pewien rodzaj apelu, wskazówki w którym kierunku (wg. mnie) powinno kierować się nasze myślenie. Mam nadzieję, że zajmie Wam czas podczas oczekiwania na główne serie. Szczegóły oraz szersze omówienie poruszonych tu kwestii trzeba szukać w dyskursie akademickim lub w relacji osoby tutora z osobą zainteresowaną zdobyciem wiedzy i kompetencji. W swoim podejściu skupiam się na przedstawieniu perspektywy na to co jest rzeczywiste i nad czym można pracować. Tylko tyle.
    To, że będę podpierał się nauką nie znaczy to jednak, że będę się posługiwał zawsze językiem nauki, czy też sztywno jej metodyki. Wolę używać "ludzkiego" przekazu. Co może najważniejsze - czuję się z tą wiedzą bardzo dobrze. Jest ona we mnie ugruntowana po przez głębokie zrozumienie i wcielenie w życie. Nie uczyniła mnie ona jednostką idealną. Zapewniam, że nie mam nawet ochoty kreować się na zidiociałego, do bólu asertywnego, komunikatywnego guru, który będzie Wam głosił jak żyć. Nic z tych rzeczy. Zapewnić mogę Was o tym, że wypracowałem sobie spójny światopogląd w tym temacie, który zapewnia mi siłę egzystencjalną. Oparty jest on na niekończącym się procesie, więc nie jest on pełny, nie jest on skończony. Jest on otwarty na ulepszające go zmiany, ale przede wszystkim oparty jest na najlepszej dostępnej obecnie wiedzy, w moim odczuciu. Kto chce ten skorzysta, kto nie chce... ja nie zmuszam.
    Najpierw odpowiedzmy na pytanie - Czym jest doświadczanie teraźniejszości?
    Doświadczamy teraźniejszości: spóźniamy się na autobus, jesteśmy w trakcie kopulacji, śpiewamy piosenki, czytamy artykuły na CT, lecz w swojej istocie wszystkie te doświadczania już w momencie pojawiania się były interpretacjami naszego układu nerwowego na temat przeszłości. Czyli "wyświetlony obraz" posiada lag, który jest przesunięciem czasowym kilkuset milisekund. Poczucie, że coś dzieje się teraz, a czas teraźniejszy to dwie różne sprawy. Jednym z aspektów tego zagadnienia jest pojawianie się nie tego co się wydarza, ale "reprezentacji" wydarzeń w formie spójnego doświadczenia.
    Pomyśl sobie o tym w ten sposób, jak dotkniesz nosa, to w innym czasie to widzisz i w innym to czujesz (szybkość przechodzenia sygnałów i długość ścieżek neuronowych), ale wydaje Ci się, że dzieje to się na raz. Tak nie jest. W teorii o systemach informatycznych nazywamy to - "systemem czasu rzeczywistego". Gdzie informacje pojawiające się niejednocześnie są kompilowane w jedną reprezentacje.
    Dlaczego ważne jest uświadomienie sobie tego?
    Mimo, że nie przepadam za Ekhartem Tollem (tak jak za innymi guru) to część z jego porad wpływa na nas bo ma znaczenie psychologiczne. Swoje nauki ("The Power of Now") kieruje on do - między innymi omówionego - wyżej mechanizmu, ubierając to w język filozoficzno-teologiczny. Tak jak doświadczenie (czasu) ma swoją reprezentację, tak samo wszystko czego kiedykolwiek jesteśmy w stanie być świadomi również jest reprezentacją (dziejącą się w "czasie rzeczywistym").
    Można to przyrównać do hologramu, lub obrazu wyświetlanego na projektorze. Elementy "pod i nad" nazywamy często myśleniem. To co możemy określić jako "siebie", "mnie", "ja", "moje", "bycie", "świadomość" to są to myśli, a dokładniej "myśli o myśleniu". Możemy tego doświadczać bo mózg wypracował sobie na drodze ewolucji funkcję samoświadomość - meta-kognitywnego poznania - świadomości życia wewnętrznego organizmu.
    Na potrzeby naszego tematu nie musimy rozstrzygać o naturze subiektywnego poznania. Jest to dla nas dalej tajemnicą, ale mogą mylić się Ci co dopisują to do tego fenomenu magiczne znaczenia. Z punktu widzenia dostępnej wiedzy "obraz ten" jest czymś generowanym, a nie pierwotnym, choć nawet jeśli przyjmiemy założenie, że obraz ten jest czymś pierwotnym, to niczego to nie zmienia. Nie dodaje to nic naszej teorii, żadnego znaczącego sensu. Jeśli zaczniemy majstrować przy naszym projektorze, regulować jego parametry to "obraz" będzie zmieniał swoje cechy i właściwości reprezentacyjne.
    Weźmy prosty przykład. Jeśli się relaksujesz lub medytujesz. To zmienia się rytm impulsów jakie przepływają przez twój układ nerwowy (w tym i mózg), a także stymulowane są inne połączenia nerwowe, co w rezultacie daje inne samopoczucie czy nawet reprezentację cielesną np. możemy poczuć się uskrzydleni, mieć wrażenie unoszenia ciała, lub jego zapadania się lub zanikania itd itd. Możliwości jest wiele.
    Idąc dalej w konsekwencjach tego spojrzenia. Nie można dostrzec w środku nas duszy lub jakiegoś malutkiego ludka, który by tym wszystkim sterował, czy jakiegoś innego wyprodukowanego przez fantazję ludzką bytu, bo to wszystko jest myśleniem, mentalną projekcją/reprezentacją czasu rzeczywistego. Konstrukt ja to konstrukt myśli, który jest generowany przez strukturę psychiczną.
    Jeśli to wszystko sobie uświadomiliśmy, to dzięki temu będziemy mogli porozmawiać o właściwościach doświadczenia, oraz o tym jak ono funkcjonuje podczas swojego działania. Kiedy zaczniemy po raz drugi analizować słowa Tolla, możemy odnieść to do znajomości tego mechanizmu i dostrzec, że jemu nie chodzi o nic innego jak o dokonanie modyfikacji - takiej zmiany tych funkcji w możliwych granicach (czyli całkiem sporym zakresie). Możemy myśleć o tym jak o regulacji nasze projektora, zmiany jego struktury, przeprogramowania komputera jakim metaforycznie jest nasz mózg. Pójdźmy dalej i omówmy niektóre z konkretnych jego twierdzeń:
    "the most significant thing that can happen to a human being [is] the separation process of thinking and awareness"
    Tolle zwraca tu uwagę na relację pomiędzy dwoma rodzajami myślenia
    1) myślenia zwyczajnego (funkcji poznawczych), pojawiających się treści w umyśle takich jak obrazy, lub wewnętrzny dialog,
    2) a myśleniem, które jest subtelniejsze (jakby innego rodzaju) i które ma wpływ na to pierwsze, czyli - uważności (funkcji meta-poznawczych).
    and that awareness is "the space in which thoughts exist".
    Uważność nazywa on przestrzenią, w której myśli mogą istnieć. Jest to metafora, która bardzo dobrze współpracuje z naszym doświadczeniem, lecz z punktu widzenia naszej teorii, myśli istnieją również bez tej przestrzeni np. u mniej złożonych psychicznie zwierząt. My natomiast istoty wyposażone w funkcję samoświadomości mamy myśli o myślach, które doświadczamy jako "ja", "przestrzeń", "uważność". Wszystkie te tryby są wynikiem procesów zachodzących w głowie.
    Wiem, że myśląc o tym pierwszy raz sprawa wydaje się trochę skomplikowana. Wystarczy jednak omówić pewne przykłady gdzie dochodzi do zaburzenia tych procesów, aby zacząć pomału rozumieć sztuczkę jaka jest zawarta w świadomości. (wybaczcie nie będę szukał literatury do następującego przykładu, ale takich i innych przykładów jest opisanych mnóstwo np. w książkach Daniela Dennetta, lub w książce "Płonący Dom")
    Pewien człowiek miał uszkodzenie mózgu, które sprawiało, że nie widział on pewnych rzeczy. Mogła przelatywać obok niego piłka, a on nie mógł stwierdzić, że ją widzi - realnie jej nie widział. Jednak gdy ta piłka lecąc na niego miała go uderzyć, to się przed nią uchylał, ale nie mógł wytłumaczyć dlaczego to zrobił. Mówiąc krótko w jego świadomej reprezentacji nie było tej piłki, natomiast istniała ona realnie i mózg przetwarzał informacje o lecącej piłce. Jak wynika z różnych eksperymentów nawet przy normalnym funkcjonowaniu człowieka istnieje mnóstwo elementów w otoczeniu na które reagujemy, a których nie jesteśmy świadomi, omija to całkowicie nasze świadome doświadczenie, ale nie omija to naszego mózgu.
    Wróćmy znów do słów Tolla:
    "the primary cause of unhappiness is never the situation but your thoughts about it".
    "Przyczyną przez którą jesteśmy nieszczęśliwi nie jest sama sytuacja, ale nasze myśli o niej"
    My pomyślimy o tym w ten sposób:
    To z czym się spotykamy, to jakieś bodźce, czy to wewnętrzne czy zewnętrzne, to sytuacja która się wydarza. Dla samego mózgu jest ona neutralna, gdyż jest on po prostu takim dużym zaawansowanym kalkulatorem przetwarzającym dane, ale nie do końca! Dane te i ich reprezentacje są oceniane przez pryzmat struktury ja (która jest jednocześnie związana z odczuwaniem siebie).
    Cierpienia i poczucie nieszczęścia to reakcja i projekcja zaprogramowanych w strukturze ja interpretacji na własny temat. Piszę to oczywiście w dużym uproszczeniu, nie musimy znać w tym miejscu dokładnego mechanizmu. Kluczowe jest to by zrozumieć, że cierpimy nie dlatego, że musimy cierpieć, ale dlatego, że tak to się odcisnęło w naszej strukturze neuronów, naszym umyśle/psychice, tym co odnosi się do naszego ja. O tym dokładniej porozmawiamy sobie później. Zwróćcie jednak na to uwagę przy zastanawianiu się dlaczego dany mężczyzna cierpi podczas, gdy rzuciła go dziewczyna, podczas, gdy inny się cieszy, lub jest obojętny w stosunku do tego. Fakt odejścia jest w każdym wariancie tym samym faktem.
    Są różne rodzaje sytuacji i czynników. Człowiek przesiąknięty takimi stanami cierpienia i nieszczęścia, który jeszcze nie przebudził się na tą wiedzę, będzie traktował swój problem jako większy niż w rzeczywistości jest i będzie uważał, że nie będzie mógł tego "ot tak po prostu zmienić" dlatego, że nie może sobie poradzić z emocjami towarzyszącymi. To prawda, że ego niechętnie poddaje się zmianom i trzeba mieć na niego sposób, ale czynnikiem uniemożliwiającym zmianę są głównie blokujące przekonania na temat tej właśnie zmiany. To działa też na odwrót im bardziej na nasze ego składają się przekonania i umiejętności dotyczące zmiany, tym bardziej jesteśmy zdystansowani i elastyczni, tym trudniej wywołać w nas cierpienie.
    W rzeczywistości można wybrać dowolną rzecz i zacząć o niej myśleć inaczej, zmienić swoją wrażliwość JA na dany czynnik i ostatecznie uwolnić się od cierpienia. Dla wielu osób ból zęba jest jednym z najbardziej dotkliwych bólów i nie wyobrażają sobie z nim czekać. Parę lat temu, miałem sytuację, w której miałem bardzo potężny ból zęba i brak dostępu do dentysty. Na wizytę miałem czekać 3 dni. Owszem bolało jak cholera, lecz miałem okazję nauczyć się kontrolować swój ból to raz, a dwa wyłączyć cierpienie. Ból jaki się wydobywał z nerwu przy zębie potraktowałem jak po prostu zwykłe odczucie, jako coś co jest. Zacząłem nawet się na nim koncentrować i nurkować świadomością w samo jego centrum. Doświadczenia były totalne, ale wcale nie przykre. Nie cierpiałem, gdyż nie robiłem z tego uczucia więcej niż to czym ono było, a było po prostu obiektem mentalnym. Obiektem pojawiającym się w mojej świadomości w ten sam sposób, jak zaparkowane samochody na parkingu na które patrzyłem wtedy przez okno.
    Uważam, że dotyczy to każdego cierpienia, którym się unieszczęśliwiamy. Choć część z Was może się wzbraniać przed takim stwierdzeniem (szczególnie jeśli odnoszą to własnego cierpienia, co już omówiłem wyżej). Na przykład cierpienie pochodzące z rejonów rozmyślań egzystencjalnych, lub z rejonu posiadanych wartości jest czymś co ludziom często nie daje spokoju. Mimo, że z mojego punktu widzenia nie wiele się różnią te rzeczy, to przyznam, że mogą wymagać specjalnego omówienia, na co przyjdzie jeszcze pora.
    Na razie to tyle. Zapraszam do przyjścia po więcej, jeśli Wam się spodobało.
  4. Critical Thinker
    źródło zdjęcia: http://genius.com/31719/Big-sean-supa-dupa/And-i-can-make-an-insecure-bitch-feel-super
    Przed przeczytaniem tego wpisu, zapraszam do pierwszej części artykułu.
    Głowiłem się strasznie nad kolejną częścią nawiązującą do afirmacji. Docelowo chciałem opisać dużo więcej linków prowadzących do techniki afirmacji, co w jednym artykule okazało się jednak sprawą niewykonalną. W tym wpisie chciałem przedstawić Wam starszą siostrę techniki afirmacji - autosugestię. Robię to po to, by odsłonić korzenie idei. Mając taką wiedzę będziemy mogli mieć świadomość prawdziwych źródeł danego pomysłu, przez co realnie go ocenić. Na koniec przedstawię kilka swoich wniosków, nawiązujących również do poprzedniej części.
    Autosugestia to technika psychologiczna która została rozwinięta przez aptekarza Émile'a Coué'a na początku XX wieku. Początki.
    Coué skończył studia ze stopniem naukowym w farmakologii w 1876 roku i pracował jako aptekarz w mieście Troyes od 1882 do 1910. Po podjęciu pracy w Troyes szybko zauważył zjawisko, które później miało zostać nazwane efektem placebo. Zaczął być rozpoznawany z tego powodu, że upewniał klientów o skuteczności lekarstwa, które sprzedawał i posyłania im pozytywnej sugestii. Zauważył, że w szczególnych przypadkach był w stanie zwiększyć skuteczność swoich lekarstw zachwalając ich skuteczność pacjentom. Uświadomił sobie, że mógł wywołać dostrzegalną poprawę w stosunku do ludzi, którym nic nie mówił. Było to przyczyną dla której zaczął zgłębiać tematy hipnozy i potęgi wyobraźni. W 1901, zaczął studiować u przodujących propagatorów hipnozy, którymi byli Ambroise-Auguste Liébeault and Hippolyte Bernheim
    Narodziny autosugestii.
    C. odkrył że osoba nie może być zahipnotyzowana wbrew swojej woli i co ważniejsze, efekty hipnozy znikają po tym jak osoba odzyska świadomość. Ostatecznie jednak stworzył autorską metodę i wydał swoją pierwszą książkę Self-Mastery Through Conscious Autosuggestion (opublikowaną w 1920 w Anglii a po dwóch latach w US). Określił swoją metodę jako:
    “... narzędzie, które wszyscy posiadamy od urodzenia i którym się nieświadomie bawimy całe swoje życie, tak jak dziecko bawi się swoją grzechotką. Jest to jednak niebezpieczne narzędzie: potrafi zranić albo zabić jeśli posłużymy się nim nierozważnie i bez świadomości. Potrafi też z drugiej strony uratować życie, kiedy wiesz jak je świadomie używać.”
    C. nadal wierzył w efekty swoich lekarstw, ale także zaczął wierzyć, że stan naszego umysłu jest zdolny wywrzeć efekt i nawet wzmocnić działanie tych lekarstw. Obserwował jak jego pacjenci używając świadomych sentencji przypominających mantrę - "Każdego dnia, w każdy możliwy sposób, jest ze mną co raz lepiej i lepiej" - zastępując tym samym "myśli o chorobie" nowymi "leczniczymi myślami" mógł poszerzyć działanie leków. Według niego powtarzanie tych słów lub obrazów wystarczająco długo czasu powodowało "podświadome" przyswojenie ich. Dla porównania inne zdanie miał Shultz, który wierzył, że trening autogeniczny był metodą, która mogła wpłynąć na czyjś autonomiczny system nerwowy, a nie na tak zwaną "podświadomość".
    Metoda Coué'a.
    Metoda C. opierała się na rutynowych powtórzeniach poszczególnych wyrażeń w określonym rytuale, przy odpowiednim stanie fizycznym, kiedy nie mamy jakichkolwiek obrazów mentalnych na początku i na końcu każdego dnia. Twierdził, że leczenie niektórych problemów wymaga zmiany w naszych podświadomych/nieświadomych myślach, co może być osiągnięte używając naszej wyobraźni. Pomimo wszystko, podkreślał zawsze, że nie jest uzdrowicielem, jedynie kimś kto naucza jak można się uzdrowić samemu. C. twierdził jeszcze, że poprzez autosugestie można można wywołać organiczne zmiany.
    Podstawowe zasady.
    C. opracował metodę która opierała się na wierze, że każda idea, która ciągle zajmuje nasz umysł zamienia się w rzeczywistość, chociaż zakres tego działania musi wchodzić w realne możliwości. Dla przykładu, osoba bez rąk nie sprawi, że one odrosną. Jednakże jeśli osoba niezachwianie wierzy w to, że jej astma zniknie, wtedy to może rzeczywiście zajść, w takim stopniu w jakim ciało jest zdolne fizycznie przezwyciężyć lub kontrolować chorobę. Z drugiej strony, myślenie negatywnie o chorobie i stanie zdrowia również może wpłynąć na umysł i ciało by zaakceptowało tą myśl.
    Siła woli.
    C. zauważył, że główną przeszkodą dla autosugestii jest siła woli. By metoda mogła działać pacjent musi wstrzymać się z wydawaniem samodzielnych opinii, co znaczy, że nie może dopuścić by jego wola narzucała jakieś własne spojrzenie na pozytywne twierdzenia. Musi zostać wszystko zrobione, by się upewnić, że pozytywna "autosugestywna" idea jest świadomie akceptowana przez pacjenta. W innym wypadku możemy otrzymać efekt przeciwny do zamierzonego. C. odnotował, że młodym dzieciom zastosowanie tej metody wychodzi perfekcyjnie, bo brakuje im siły woli, która znajduje się u dorosłych. Kiedy poinstruował dzieci, mówiąc "złącz swoje dłonie" i potem zasugerował, że "nie mogą ich rozłączyć" dzieci posłuchały go natychmiastowa i nie były wstanie rozłączyć swoich dłoni.
    Wewnętrzny konflikt
    C. wierzył, że problemy pacjenta mogą się zwiększać jeśli siła woli i wyobraźnia są nastawione przeciwko sobie co nazywał konfliktem wewnętrznym. Jeśli ten konflikt się nasila, to dolegliwości również będą, to znaczy np. im pacjent bardziej stara się by zasnąć tym mocniej staje się przytomny. Musi on najpierw porzucić swą siłę woli i zamiast tego koncentrować się sile swojego wyobrażenia by osiągnąć sukces w swoim wyzdrowieniu.
    Efektywność
    Wraz z powstaniem jego metody, którą C. raz nazwał "sztuczką", różnego rodzaju pacjenci zaczęli go odwiedzać. Lista dolegliwości zawierała: problemy z nerkami, cukrzycę, utraty pamięci, jąkanie, osłabienie, zaniki oraz dolegliwości fizyczne i umysłowe wszelkiego rodzaju. Nawiązując do jego wpisów do dziennika (1916) wynika, że udało mu się wyleczyć pacjentów z problemami wypadającej macicy jak również gwałtowne migreny.
    Dowody.
    Obrońcy autosugestii odwołują się do przypadków, które zostały opublikowane przez Émile Coué opisującego użycie autohipnozy na sobie prowadzące do wyleczenia np. zapalenie jelit i porażenie po urazie rdzenia kręgowego.
    Badania kliniczne.
    Trening autogenny jest formą autosugestii opartej na technice relaksacyjnej na kształt której miała metoda C. W roku 1932, niemiecki psychiatra Johannes Schultz usprawnił i opublikował metodę treningu autogennego. W przeciwieństwie jednak do samej autosugestii metoda ta został dowiedziona badaniami klinicznymi i razem z technikami relaksacyjnymi takimi jak progresywna relaksacja i medytacja zastąpiły autosugestię w terapii. Współautorem wielotomowego wydania o metodzie Shultz'a - treningu autogennego był Wolfgang Luthe, który wierzył, że ten trening ma tak potężny wpływ, że powinien być proponowany pacjentom jedynie przez wykwalifikowanych specjalistów. Jego efektywność została udowodniona przez lata studiów.
    Krytyka
    Podczas gdy większość ówczesnych amerykańskich reporterów wydawała się zaślepiona osiągnięciami C. i nie kwestionowała efektów przypisanych jego metodzie, garstka dziennikarzy i ludzi oświaty była sceptyczna. Po opuszczeniu Bostonu przez C. gazeta Boston Herald odczekała 6 miesięcy i dokonała rewizji pacjentów, których on "wyleczył" i w większości przypadków odkryła, że większość osób początkowo poczuła się lepiej, lecz szybko ich stan do dolegliwości, które wcześniej mieli.
    Kilku pacjentów było skłonnych skrytykować C. mówiąc, że wydawał się całkiem szczery w tym co próbował zrobić, ale tak jak stwierdzili reporterzy Herald'a wszystkie efekty jakie udało się osiągnąć jego metodą były tymczasowe i mogły zostać wyjaśnione przez "danie się porwać chwili, popłynięcie z wydarzeniami, które C. organizował". C. otrzymał także dużo krytyki od wykładowców psychoanalizy, razem z Otto Fenichel'em puentującym:
    "Apogeum zależności zostało zamaskowane jakby niezależną mocą, osiągniętą za przy użyciu metody autosugestii gdzie słabe i pasywne ego jest kontrolowane przez olbrzymie superego z jego magicznymi mocami. Ta moc jednakże jest zapożyczona lub nawet tylko uzurpowana."
    Wnioski w kontekście afirmacji.
    1. Metoda autosugestii otworzyła ludzi na pewien rodzaj myślenia, który znalazł swoje ujście w takich rzeczach jak metody afirmowania się, ale też np. w pewnym wariancie "prawa przyciągania", gdzie tym razem pod wpływem sugestii "wszechświat" ma nam zsyłać prezenty.
    2. Mimo, że w zastosowanie afirmacji może być całkiem inne niż autosugestii, to formuła się w zasadzie nie zmieniła. Tam mieliśmy wpływać głównie na ciało i ewentualne zaburzenia umysłowe, tutaj chcemy wywrzeć trwały efekt na osobowości.
    3. Można zwrócić uwagę, że pozostała również zbieżność konsekwencji, czyli negatywny wpływ w sytuacji, gdy nie zgadzamy się z metodą lub z treścią wypowiadanych sentencji.
    4. Ta metoda ma swoją siłę bardziej w wmówieniu istnienia efektów, niż w rzeczywistych efektach. Tak wygląda działanie niektórych przypadków efektu placebo. Dlatego w medycynie stosuje się placebo bardziej jako zastępstwo środka przeciwbólowego niż lekarstwa, które rzeczywiście może zadziałać.
    5. Mam wrażenie, że taka metoda powstrzymuje niektórych ludzi przez wykonaniem realnych działań, by zmienić swoją sytuację. Mają teraz usprawiedliwienie - czekają aż to co robią zacznie działać, kłania się tu zasada konsekwencji. Co gorsza może im się wydawać wydawać, że to działa.
    6. Wczesne wrażenia puszczane są w obieg i traktowane jako dowód działania metody, podczas gdy tym dowodem nie są. W ten sposób metoda zyskała na popularności. I na odwrót, zmiany w życiu osobistym człowieka mogą być powodowane przez innymi czynniki, lecz ostatecznie mylnie przypisane są tej metodzie.
    7. Wielu poważnych specjalistów nie wierzy w oddziaływanie na teoretyczną podświadomość, szukają oni bardziej zależności między stanem i treścią umysłu, a układem nerwowym. Takie zależności są odnajdywane, ale nie są magiczne i być może opowiem o tym w jednym z kolejnych wpisów.
    Na koniec cytat, który wydaje mi się puentować metody autosugestii i afirmacji:
    "Dla człowieka z młotkiem cały świat wydaje się gwoździem."
  5. Critical Thinker
    źródło zdjęcia:
    http://polajasminowe.blogspot.com/2011/03/bilet-klasy-pierwszej-poprosze.htmlJestem w trakcie pisania kolejnego artykułu o filozofii Nietzschego. Trafiłem na taki fragment, który - pomyślałem - każdy mógłby przeczytać w związku z tematyką forum. Znalazłem też artykuł (pisany chyba przez kobietę), który może wzbudzać ambiwalentne odczucia, jego też zamieszczę na końcu. Ciekawią mnie Wasze reakcje.
    O Starej I Młodej Kobietce
    Czemuż, Zaratustro, przemykasz się tak płochliwie o zmierzchu? Cóż to osłaniasz tak troskliwie swym płaszczem? Jestże to skarb, który ci darowano? Czy też dziecię, które ci się narodziło? Lub też poczynasz może sam drogami złodziei chadzać, ty przyjacielu zła?
    - Zaprawdę, bracie mój! - rzekł Zaratustra - darowano mi skarb: drobną prawdę, którą oto dźwigam. Jest wszakże niesforna jak małe dziecko, a gdy dłonią ust jej nie przysłaniam, wrzeszczy zbyt głośno. Dzisiaj, gdy samotną drogą swą o zachodzie słońca szedłem, spotkałem starą babinę, co temi słowy przemówiła do mej duszy:
    "Wiele mówił Zaratustra i do nas, kobiet, wszakże nigdy jeszcze nie mówił o kobiecie".
    Odparłem jej:
    "O kobiecie należy mówić tylko do mężczyzn".
    "Mów i do mnie o kobiecie - rzekła - jestem dosyć stara, aby wnet o tem zapomnieć".
    Uczyniłem zadość starce i rzekłem do niej w te słowa:
    "Wszystko w kobiecie jest zagadką i wszystko w kobiecie ma jedno rozwiązanie: zwie się ono brzemiennością. Mężczyzna jest dla kobiety tylko środkiem; celem jest zawsze dziecko.
    Lecz czymże jest kobieta dla mężczyzny? Dwóch rzeczy pragnie prawdziwy mężczyzna: niebezpieczeństwa i igraszki. Przeto pożąda kobiety jako najniebezpieczniejszej igraszki.
    Ku wojnie wychowany ma być mąż, niewiasta zaś ku wytchnieniu wojownika; wszystko inne jest głupstwem. Zbyt słodkich owoców wojak nie znosi. Dlatego też pragnie kobiety; gorzka jest najsłodsza nawet kobieta. Lepiej niźli mężczyzna rozumie dzieci kobieta, lecz mężczyzna jest bardziej dziecinny niż kobieta. W prawdziwym mężczyźnie tkwi dziecko, co igrać rade. Dalej więc, kobiety, odkryjcież mi dziecko w mężczyźnie!
    Igraszką niech będzie kobieta: czystą i subtelną jako dyament opromieniony cnotami świata, którego jeszcze nie ma. Promień gwiazdy niechaj lśni w waszej miłości! Nadzieja wasza niech brzmi: -»0bym porodziła nadczłowieka!« W miłości waszej niech będzie waleczność! Miłością uderzajcie na tych, co w was trwogę niecą.
    W miłości waszej niech będzie i cześć wasza! Mało rozumie się zresztą kobieta na czci. Lecz to winno być czcią waszą: zawsze bardziej kochać, niźli bywacie kochane, i nie być nigdy wtóremi.
    Niech się mężczyzna boi kobiety, gdy ta kocha: wówczas ponosi ona wszelkie ofiary, a wszystko inne wydaje się jej bez wartości.
    Niech się mężczyzna boi kobiety, gdy ta nienawidzi: gdyż mężczyzna jest w głębi duszy swej tylko zły, kobieta jest tu licha.
    Kogóż najbardziej nienawidzi kobieta? 'Rzekło raz żelazo do magnesu: »Nienawidzę cię najbardziej za to, że pociągasz ku sobie, lecz nie jesteś dość silne, aby przyciągnąć do siebie«, Szczęście mężczyzny brzmi: ja chcę. Szczęście kobiety: on chce.
    Spójrz, jakże doskonałym stawa się oto świat!« - tak myśli każda kobieta, gdy z całą miłością ulega. A ulegać musi kobieta, i znaleźć głębię dla swej powierzchni. Powierzchnią jest duch kobiety, ruchliwą, burzliwą powłoką płytkich wód. Zaś duch mężczyzny głęboki jest: prądy jego szumią w podziemnych jaskiniach; kobieta przeczuwa jego siłę, lecz jej nie pojmuje".
    Odparła mi tedy starka: "Wiele rzeczy uprzejmych powiedział Zaratustra, osobliwie dla tych, które są jeszcze dosyć młode na to. Rzecz szczególna, Zaratustra mało zna kobiety, a jednak ma słuszność, gdy o nich mówi! Dziejeż się to dlatego, że w kobiecie każda rzecz jest możliwa? A teraz weź oto w podzięce drobną prawdę! Wszak jestem dosyć stara na nią. Otul ją tylko i zatkaj jej usta, gdyż krzyczeć zwykła zbyt głośno ta drobna prawda".
    "Dajże mi, kobieto, twą mała prawdę!" - rzekłem jej.
    I rzecze tedy stara: "Idziesz do kobiet? Nie zapomnij bicza!"
    Tako rzecze Zaratustra.
    ----------------------------------------------
    Artykuł - Nietzsche i Kobiety.
  6. Critical Thinker
    Tak jak zapowiedziałem rozpoczynamy serię wpisów, które rozpatrywać będą komunikacje w perspektywie metafory szachów. Dzisiaj zrobimy sobie krótkie wprowadzenie.
    Niektórzy uważają szachy za niezrównaną aktywność intelektualną. Nie potrafią jej rozpatrywać inaczej niż w kategoriach sztuki, sportu i nauki, bez możliwości rozgraniczenia tego. Osoby, które specjalizują się w zjednywaniu sobie uczuć kobiecych tak samo myślą o swojej dziedzinie. Działalności te łączą naprawdę rozmaitych ludzi nie raz o zupełnie innych charakterach. Są spotkania, seminaria, kursy, kluby, książki, fora, filmy... wszystko to po to aby rozwinąć swoje umiejętności, zwiększyć swoją skuteczność, osiągać sukcesy, a przede wszystkim czerpać większą przyjemność z życia.
    Czasem się myśli o szachach, że to gra tylko dla ludzi inteligentnych, a o osobach, które mają powodzenie u kobiet, że otrzymali od losu dar. Po części to prawda, ale według mnie tylko w 1-5% i sprowadza się do roli bakcyla i pewnych sprzyjających warunków środowiskowych. Cała reszta wygląda całkiem na odwrót. Tzn ludzie nie grają bo są inteligentni, ale są inteligentni bo grają! Tak samo jest z charyzmą. Ludzie ją zdobywają poprzez angażowanie się w kontakt, wyciąganie wniosków i aplikowanie ich do swojego zachowania. Wszystko to przychodzi dużo łatwiej jak jesteśmy dziećmi, ale nie jest tak, że nie może być lepiej od teraz. Każdy moment jest dobry, aby zacząć.
    Nie mniej coś trzeba mieć, aby się w tych sztukach doskonalić - czas i zasoby. Tak jak każdy inny rodzaj doskonalenia się, wymaga zainwestowania pewnego kapitału. Jednak nie jestem tu po to, aby was straszyć. Na sam początek nie trzeba wcale wiele, a później wszystko będzie zależało od tego jak daleko będzie chcieli zajść. Te rzeczy mają to do siebie, że można czerpać satysfakcje z gry na każdym prawie każdym poziomie (to tak jak z barierą językową, trzeba przebrnąć przez początek, a dalej już zaczyna się rozrywka) wystarczy dobrać stawiane sobie wyzwania do umiejętności.
    Żeby osiągnąć efekty trzeba będzie jeszcze dwóch rzeczy. Pewnego rodzaju samodyscypliny podobnej do tej związanej z poważną nauką. Oraz swobody i kreatywności, którą ma artysta zajmujący się swoim dziełem. Nie wielu osobom udaje się połączyć te rzeczy w swoim życiu, bo i nie wiele jest rzeczy, które tego uczą. Tak się składa że zarówno kontakty międzyludzkie jak i szachy się do tego świetnie nadają.
    Jeśli dopiero zaczynasz zyskiwać świadomość w temacie kobiet, to mam nadzieję, że wpisy staną się dla ciebie inspiracją do przemyśleń i działań. Jeśli już jesteś wtajemniczony w świat kobiet, to nie sądzę, aby udało mi się wymyślić coś nowego, czego jeszcze nie wymyślono i prawdopodobnie czego nie wiesz . Za to będzie okazja by wymienić się spostrzeżeniami, powtórzyć podstawy, oraz poznać ciekawą formę w jaką ubrana będzie ta wiedza. Być może nie tylko temat kobiet Cię zainteresuje, ale również królewskiej gry. Z czego byłbym równie zadowolony.
    Nie nauczę Was jak zostać mistrzem w tych dziedzinach. Nie mam ku temu kompetencji i wiedzy. Mam natomiast nadzieję, że uda mi się dla was zebrać dużą porcje informacji, wspólnie utrwalimy sobie pewne podstawy, a co najważniejsze nauczymy się rozmawiać odpowiednim językiem, który stanie się narzędziem wykorzystywanym do taktycznych i strategicznych rozmyślań i działań. Może nawet ważniejsze niż to co zostanie napisane we wpisach, okaże to co się w nich niepojawi, a co sami już wypełnicie poprzez konwersacje między sobą i samodzielną aktywność w poszukiwaniu potrzebnych informacji.
    Dla mnie to będzie rozrywka intelektualna, więc nie traktujcie moich wpisów z byt serio. Jednak widzę, że mogę poruszyć dwa aspekty, które przeważnie stanowią przeszkodę w osiąganiu postępów jest to - radzenie sobie ze złożonością działań i radzenie sobie z emocjami. Właśnie dlatego uważam szachy nie tylko za wspaniałą grę, ale również za pewną formę terapii. Z zewnątrz może się wydawać bardzo spokojną grą, ale każdy gracz wie, że w środku szachy aż kipią od emocji. Mamy rywalizacje, wyzwania, presję, element zaskoczenia, kwestię samooceny, poczucie skuteczności, radość wygranej i gorzki smak porażek. Jest to takie małe laboratorium dla życia. Na tym przykładzie można również pokazać jak można dochodzić do złożonych i wysoce inteligentnych zachowań po przez przyswojenie prostych zasad. Jak krok po kroku można można rozwijać swoją "siłę gry". Niektóre rzeczy będzie trzeba konsekwentnie i wytrwale sobie wypracować, w innych wypadkach proste rzeczy dadzą od razu wyraźny efekt. Warto mieć na uwadze perspektywę, że doskonalenie związane jest z robieniem dwóch kroków na przód i jednego w tył. Ludzie często cofają się dlatego, że poddają się po jednym kroku do przodu, cofając się później o dwa. Tak być nie może.
    Na zakończenie tego wprowadzającego wpisu chciałbym złożyć dedykację. Choć nie wiem, czy nie za wcześnie na to. Wszystko co najlepsze w tych wpisach jest wynikiem ich inspirującego wpływu na mnie, a wszystko co będzie kompromitujące idzie wyłącznie na moje konto. Zatem zadedykować chcę tą serie wpisów:
    - Wszystkim czytelnikom, którzy ze chcą poświęcić swój czas na czytanie oraz komentowanie moich tekstów, wsparcie z Waszej strony to coś na czym mi zależy.
    - Mirkowi, za to, że zapoznał mnie z tym forum, pokazał mi sensowność inteligentnej dyskusji, wyciągające ze mnie co najlepsze.
    - Szymonowi za to, że jest solidnym parterem podczas partyjek szachowych i towarzyszem w drodze rozwoju wytyczonej przez F.N.
    - Pokornej za dopingowanie mnie w kolejnych wpisach i naukę dyplomacji.
    - Damianowi, za obudzoną po latach pasję szachową, jak i za przekazanie dobrego wzorca, którym warto podążać.
    - Markowi za możliwość korzystanie z tego wspaniałego miejsca.
    - Ojcu, to dzięki niemu zacząłem przygodę z szachami i nauczyłem się myśleć niezależnie.
    - Michałowi, który co prawda nic o tym forum nie wie, ale który jest moim kolegą od lat i osobistym bohaterem na drodze do realizowania własnych celów.
    - Pikaczu za wspaniały przykład bycia dobrym graczem taktycznym, Półbogiem w temacie kobiecej kombinatoryki.
    - Subiektywnemu za wspaniały przykład bycie graczem strategicznym. "Ostatnim Dżentelmenem" w tym mętnym świecie obecnych związków męsko-kobiecych.
    - Piotrkowi za konstruktywne nastawienie do życia
    - Wszystkim osobom, które dzielą się swoją szachową i społeczną wiedzą z której mogę skorzystać.
    To by było chyba na tyle. Do napisania.
    a tak spędzam gorące niedzielne popołudnie


  7. Critical Thinker
    W moich poszukiwaniach i rozmyślaniach szachowych trafiłem na artykuł: Zagraj ze mną w szachy, a powiem Ci kim jesteś. napisy przez kobietę o jej przygodach szachowych. Pewnie oceniłbym go jako dobry, gdyby nie pewien szczegół.
    Na samym początku bije po oczach tekst:
    "Pozwólcie, że opowiem Wam, jak MĘŻCZYŹNI reagują na przegraną w szachy."

    Nie wiem jak Wy, ale ja poczułem się dyskryminowany. Bardzo wątpię, aby kobiety zachowywały się inaczej dostrzegając ich osiągnięcia na innych polach, lecz chyba oczywistym jest, że nikt nie lubi przegrywać. Człowiek jest człowiekiem i niczym niezwykłym nie jest, że naszej psychiki dotyczą takie mechanizmy jak autowaloryzacja czy samoutwierdzanie się. Nie należą one może do tej w pełni racjonalnej części naszej psychiki, ale są jak najbardziej zdrowymi reakcjami.
    Skąd więc to pragnienie skrytykowania mężczyzn? Czyżby z braku pomysłów na ciekawy wpis, celowy atak w ramach podniesienia czytelności? Nie wiem i nie zamierzam już wnikać w ten temat.
    Nie miałem za często okazji obserwować kobiet w szachowej akcji. Przeważnie wiedząc, że potrafię co nie co grać nie podejmują wyzwania, czy choćby uchylają się od nauki. Rozpatruję to pod takim kątem, że kobiety nie wchodzą po prostu w sytuacje, w których nie mogą "błyszczeć". Kobieta z powyższego linku sama się przyznaje, że pod względem poziomu gry nie stoi najlepiej, więc czemu zatem gra - Leon Twoja argumentacja nie trzyma się kupy? Gra bo jest jedyną kobietą w towarzystwie, która to robi i w ten sposób jest w stanie zwrócić na siebie uwagę i zainteresowanie = zyskuje.
    Nie opuści jednak odnotowania faktu choćby najmniejszego zwycięstwa z mężczyzną. Pierwszą wspomnianą partię z wpisu blogowego naszej koleżance "udało się wygrać", "bo przeciwnik nie spodziewał się, że będzie taka słaba i nie umiał odpowiedzieć na ruchy kogoś kto rusza się nielogicznie" - say what?! Czyżby koleżance nie przyszło na myśl, że wspomniany Pan przegrał specjalnie, aby się ona - kobieta zjawisko rzadkie w szachach - nie zniechęciła do dalszej gry? Sam nieraz tak robię grając z dziećmi, które się uczą, albo ze słabszymi zawodnikami.
    Czy granie bez jednej figury ma być formą wyżycia się na dużo słabszym przeciwniku? Raczej wątpię, sam nie raz gram, nie tyle bez wieży, ale i bez damki zwyczajnie dlatego, że szanse się wyrównują, gra się wtedy wydaje ciekawsza.
    Wrócę jeszcze na moment do tematu udziału kobiet w grach. Zauważyłem, że kobiety lubią bardzo wszelkiego rodzaju gry, to, że na przykład nie kojarzą nam się z grami komputerowymi powoli staje się mitem, ale wynika bardziej z uwarunkowań kulturowych niż samej niechęci kobiet do gier. Jeśli już jakaś kobieta gra to potrafi się mocno zaangażować. Zatem można przyjąć, że kobiety są graczami. Teraz tylko pytanie w co kobiety grają. Tutaj już mogą pojawić się różnicę między płciami, ale nie zamierzam tutaj się rozpisywać. Bardziej mi chodzi o przedstawienie tego jak to wygląda w perspektywie szachów.
    Kobiety zamiast szachów zdaje mi się wolą gry karciane. Nie są one tak konkurencyjne, przebiegają liniowo, zależą trochę od szczęścia, no i opierają się o coś co kobitki mają opanowane do perfekcji - przeliczanie wartości. Karty też mają większy stopień bycia atrakcją towarzyską. Wymienię kilka powodów dlaczego szachy nie są dla nich tak atrakcyjne.
    - W czasie partii się przeważnie nie rozmawia.
    - Gra nie polega na zwykłym przeliczaniu, ale wymaga kreatywności połączonej precyzyjnym myśleniem.
    - Dotyczą wysokiego stopnia abstrakcji.
    - Szachy są grą w której percepcja przestrzenna może mieć znaczenie.
    - Brakuje im ambicji "aby pokonać przeciwnika", tzn. nie motywuje ich to do rozwoju. Wolą patrzeć jakie ich bierki piękne są - och, ach.
    Nie chcę przez to powiedzieć, że kobiety nie nadają się do gry w szachy, albo że nie potrafią w nie grać. Mózg to taki biokomputer, który potrafi symulować różne wyuczone rzeczy, tak więc kobieta też może być świetnym graczem. Jednak pod kątem społecznym, a to jest dziedzina, w której kobiety najwięcej się wykazują, szachy są dla nich aktywnością mniej atrakcyjną od innych.
    Nasunęła mi się dziś pewna idea. Jeśli życie potraktować jak szachy, to powiedziałbym, że kobiety są świetnymi życiowymi szachistkami, wyssały reguły gry z mlekiem matki i szybko są również przez własne grono wtajemniczane w zagrywki jakie mogą stosować wobec "przeciwnika" - czyli nas mężczyzn. Kiedyś przynajmniej z pozoru. My mężczyźni mieliśmy biały kolor bierek i inicjatywę. Dzisiaj jesteśmy "czarnuchami" na światowej szachownicy i chyba jeszcze nie odnaleźliśmy się w tej roli, a tym bardziej nie jesteśmy gotowi do wymiany kolorów.
    Chciałbym was zaprosić na serię luźnych wpisów, gdzie przedstawię relację między kobietami i mężczyznami oraz ogólnie strategie życiowe w formie metafory szachowej. Będą to wpisy raczej rozrywkowe, gdyż nie jestem specjalistą ani w dziedzinie kobiet, ani w dziedzinie szachowej. Zastrzegam sobie prawo do pisania głupot i uzewnętrzniania swojej irracjonalnej grafomańskiej "duszy". Jesteście zainteresowani? Napiszcie mi o tym w komentarzach. Może nawet moje amatorskie podejście będzie nawet lepsze w kontekście mojej życiowej misji, aby poruszać w ludziach myślenie. Jeśli znajdziecie jakieś błędy lub wymyślicie lepsze analogie, pod wpływem napływającej refleksji, to tylko napełni moje serce przyjemnym uczuciem spełnienia.
    Zatem do napisania!
    ps. wybaczcie formę stylistyczną wpisu. Jest on wystrzeloną na prędko torpedą, z mojej podświadomości, nie chciałem wydłużać czasu zaprezentowania tego dzieła światu. W sensie albo napiszę cokolwiek, albo wcale. Wybrałem pierwszą opcje. Postaram się jednak bardziej w kolejnych już planowanych wpisach.
  8. Critical Thinker
    Zastanawiam się czy wchodząc w ten wpis wyczuliście ironie jaka się kryje za dwuznaczną, intrygującą treścią. Jeśli nie... to muszę Was zmartwić. Tytuł można potraktować jaką luźną metaforę do tego co omawiane będzie w tym wpisie. Nie będzie zatem o wydłużaniu atrybutu męskości, ani o sprzedawaniu cudownej metody. Od czasu do czasu się pojawia się przy rozmowach nad rozwojem osobistym temat "techniki afirmacji". Chciałbym dodać do tego co zostało już powiedziane szczyptę mojego ulubionego - sceptycyzmu.
    Praktycznie większość, jeśli nie wszyscy ludzie chcą mieć bogactwo, atrakcyjność, odwagę i inne cechy, które kojarzymy pozytywnie, a które są związane z osobowością. Zdecydowana większość także szuka dróg na skróty. Szukają sposobów łatwych, prostych i przyjemnych, aby osiągnąć to nad czym inni pracowali w pocie czoła i to bez potrzeby narażania się.
    Takim cudownym lekiem na bolączki osobowości miała okazać się technika afirmacji.
    Wytrawny kuchmistrz pewnie zapytałby się z czym to się je. Większość z Was już pewnie coś na jej temat kojarzy. Za nim jednak przejdziemy do opisu zaprezentujmy tło. Mimo, że technika ta była wymieniana w literaturze od jakiś stu lat. Jej geneza ma zapewne swoje źródło w religijnych inkantacjach, tekstach mówionych z pamięci przez mistyków i utworów, najczęściej chwalebnych w stronę bóstwa czy innego sacrum oraz po prostu modlitwami. Wszystko to z czasów dużo wcześniejszych. Można też znaleźć związek, część wspólną z technikami hipnozy, w których poddanego transowi "pacjentowi" podaje się instrukcje w formie sugestii słownych. Widzę podobieństwo do buddyjskich mantr.
    Sama procedura afirmacji to temat różnorodnych metod, często zindywidualizowanych przez samych użytkowników. Omówmy zatem je w sposób ogólny, aby potem przejść do szczegółu. Głównym założenie afirmacji jak sama nazwa wskazuje jest podawanie sobie sugestii słownych w celu zmiany charakteru, a co za tym idzie powodowania istotnych zmian we własnym życiu, czyli potocznie można powiedzieć, we własnym losie. Skuteczność metody ma opierać się systematycznych i częstych powtórkach wybranej sentencji, a efektem ma być uwierzenie w wypowiadaną sentencje, co niekiedy ma wpływać na samoocenę, ona na zachowanie, a zachowanie na realne zmiany/korzyści.
    Do całego tego biznesu zawsze dodawane są jakieś wskazówki których trzeba bezwzględnie przestrzegać (mimo, że do ich konkretności można mieć zastrzeżenia), oraz pewne argumenty, które mają uzasadniać metodę. Na przykład "nauczyciele" tej techniki kładą nacisk na rodzaj oraz sposób podawania sugestii. Czasem jest to mówienie w pierwszej, czasem w trzeciej osobie [ jestem bogaty, Piotrek jest bogaty ], czasem trzeba dodać sposób i podać konkretny oczekiwany rezultat [ moja praca przynosi mi wysokie zarobki, dostaje od szefostwa dużo pieniędzy ], czasem odwołuje się do wartości i samooceny [ jestem otwarty na duże pieniądze, zasługuje na to by być bogaty ]. Innymi warunkami do spełniania ma być: czas teraźniejszy, zdania twierdzące, dobre skojarzenia, sentencja ma budzić emocje. itd itd. Pojawiają się też argumenty o tym, że trzeba być bardzo konsekwentnym, systematycznym, poważnym, pracować z lustrem, bez lustra, regularnie, naprzemiennie, czasem mamy je zapisywać, wykonywać w odpowiedniej ilości, w stanie relaksu, przy rutynowych czynnościach ect. ect. Jak widzicie w "tak prostej" technice już teraz można zacząć się gubić. Jeśli sami znacie temat to w tym miejscu możecie sobie wstawić własne warunki z którymi się spotkaliście.
    W skrócie i uproszczeniu:
    SUGESTIA SŁOWNA (treść życzeniowa) + POWTARZANIE + SPECJALNE WARUNKI => ZMIANA: OSOBOWOŚCI, ŻYCIA, LOSU ect.
    Skoro sama "technika" została omówiona to przejdźmy do tego co Tygryski Króliki lubią najbardziej.
    Jedni wierzą w skuteczność tej metody i inni mogą w nią nie wierzyć oraz mówią o braku jej skuteczności. Problem jaki widzę, zarówno u jednych jak i drugich to nie samo przekonanie, a brak dobrego uzasadnienia w jaki sposób ma to właściwie zadziałać (i jednocześnie wyjaśnienia tego dlaczego to nie działa)?!
    Nie znalazłem jeszcze dobrej odpowiedzi na to, być może Królik za mało kopał, a być może co wbrew pozorom się nie rzadko zdarza ten aspekt został pominięty. To, że nikt nie wpadł na to by udzielić takiej odpowiedzi jest możliwe, ale mało prawdopodobne. Mogę przypuszczać, że część osób mimo, że miała dokładną świadomość tego nie chciała wychodzić przed szereg, raz wchodząc nie na swoje terytorium, dwa mają osobiste powody by milczeć np. nie chcieć się narazić na hejt ze strony wielbicieli i propagatorów tej idei. Ja jednak postaram się przedyskutować tą sprawę, o której jakoś nie widać aby ktoś mówił.
    Mówiąc, że nie ma dobrego uzasadnienia mam na myśli uzasadnienie naukowe. Czyli takie, które można zmierzyć, zważyć, zbudować na jego bazie eksperyment i sprawdzić, a przede wszystkim oprzeć na wiedzy, która już jest dostępna. Natomiast pewną wiedzę już mamy. Spotkałem się z dwoma badaniami dotyczącymi afirmacji. Jedno badanie dotyczyło mówienia afirmacji do lustra, drugie przeprowadzone było z nagranymi afirmacjami na taśmach magnetofonowych. Pominę opis i szczegółowe dane, w tym zakresie odeślę zainteresowanych do wujka google, przedstawiając samemu jedynie wyniki końcowe.
    Efekty były takie:
    - Tam gdzie działanie afirmacji było potrzebne, miało wywołać zmiany, bo danej cechy w człowieku nie było wyników pozytywnych nie było.
    - Natomiast zostały zaobserwowane negatywne konsekwencje w postaci obniżonego nastroju.
    - Afirmacja potrafiła odrobinę pomóc, poprawiając nastrój tym, którzy daną cechę już posiadali.
    Te doświadczenia nie wywołały pożądanych efektów jakie miały wypłynąć z afirmacji. Zgodzę się jednak, że to za mało by obiektywnie stwierdzić o definitywnej nieskuteczności afirmacji. Chciałbym jednak zatrzymać się na chwilę przy tych wynikach i przy przekonaniu o skuteczności afirmacji.
    Jak możemy wytłumaczyć otrzymane wyniki? Na jednym blogu znalazłem częściowe uzasadnienie. Chodzi o sposób komunikacji. Jeśli sentencje te potraktujemy jak normalne komunikaty przekazywane nam przez drugą osobą to automatycznie wpadną do kategorii blokad w komunikacji (można nawet mówić o agresji), bo odbierane są przeważnie jako brak współczucia i brak zrozumienia. Myślę, że jest to dobre wytłumaczenie, gdyż faktycznie dobrze tłumaczy różnicę w zmianie nastroju badanych osób.
    Zgadza się to również z mnóstwem spostrzeżeń jakie można odnaleźć chociażby na internecie. Wiele (wydaje się, że raczej większość) nie przeszło realnej zmiany i spotkało się z negatywnymi skutkami tej techniki, dokładnie jak osoby, które wzięły udział w badaniu. Mimo to w dalszym ciągu jest wiele osób, które potwierdzają skuteczność tych technik.
    Pokuszę tu się o pewną spekulacje.
    W historii znamy mnóstwo metod leczniczych, które przez długi czas miały swoich zwolenników nawet w oficjalnych nurtach medycznych, które jednak z czasem zostały potwierdzone jako nieskuteczne, lub wręcz druzgocząco szkodzące. Nie będę tu oryginalny, ale przytoczę tu takie rzeczy jak upuszczanie krwi, czy homeopatia, choć takich metod zapewne są dziesiątki czy nawet setki jeśli dobrze, by poszukać. Co ciekawe, mimo, że takie metody nie udowodniły swojej skuteczności oraz nie znana jest zasada działania na jakiej rzekomo miałyby skutkować to zawsze znajdą się ludzie, którzy będą je kultywować i przekazywać.
    Temat jest dość szeroki więc w zawiłości historyczne nie będę wchodził. Nie dotyczy to tylko w medycyny. Praktycznie w każdej dziedzinie, w której ludzie chcą coś zyskać "na skróty" pojawiają się takie metody czy środki. Jedną z takich dziedzin jest temat rozwoju osobistego, gdzie sprzedaje się na kursach, warsztatach i szkoleniach dużo "wiedzy", która faktycznie nie ma przełożenia na rzeczywistość. Na szczęście się to zmienia i popularyzowane są co raz częściej tzw. "szkolenia oparte na faktach".
    Mamy tu kilka mechanizmów wartych wymienienia - dana metoda nie działa ale:
    - kusi ludzi skłonnych "do myślenia życzeniowego" lub "chwytających się brzytwy" którzy w obliczu bezradności wolą mieć chociaż pozory kontroli
    - pojawiły się inne korzystne czynniki, których efekt kojarzy się ze stosowaniem danej metody
    - stosujący daną metodę człowiek ma subiektywne wrażenie poprawy, przy braku realnych postępów, zmiana jest iluzją, czyli nie potrafi obiektywnie ocenić zmian.
    - stosujący doświadcza placebo, z czego rzeczywiście mogą wynikać jakieś korzyści (lub patrz punkty wyżej)
    - stosujący racjonalizuje sobie swój wysiłek
    - ex-stosującemu ciężko się przyznać do tego, że metoda nie zadziałała
    - ktoś czerpie korzyści z jej popularyzowania
    Podejrzewam, że tak właśnie może być z "techniką afirmacji".
    Powtórzę jeszcze raz jakie warunki spełnia, aby nadawała się na taki haczyk:
    - jest prosta
    - jest przeważnie darmowa (dają to bierz)
    - może też być droga, jeśli dostajemy ją w jakimś płatnym elitarnym systemie co wiąże się z zasadą niedostępności (sprawdzona receptura od eksperta)
    - co za tym idzie może mieć wsparcie "autorytetu"
    - z wyżej wymienionych powodów (mechanizmy) może być rozpowszechniona, co wiąże się z zasadą "społecznego dowodu słuszności"
    - obiecuje ogromne korzyści
    - ma bardzo szeroki zakres zastosowania
    - można sobie łatwo zracjonalizować jej działanie (o czym za chwile)
    - może stać się nawykiem
    Czyli jest to jedna z tych rzeczy, które się stosuje "bo można", nie musząc wiedzieć czy daje to rzeczywiście jakieś rezultaty.
    Można byłoby w tym miejscu zamknąć temat i dać wam zdecydować czy chcecie uwierzyć w tą metodę, czy wolicie się bez niej obejść. Nic bardziej mylnego. Przecież napisałem na początku nie to było powodem napisania przeze mnie tego artykułu. Oczywiście decyzja będzie należała do Was, lecz zapewniam was, że to nie koniec tej opowieści. Ze względu na długość tekstu wolę go podzielić na dwie części i co lepsze smaczki wrzucić do tej drugiej. Wstrzymajcie się zatem z pochopnymi ocenami, choć jeśli macie jakieś własne przemyślenia to chętnie o nich poczytam w waszych wypowiedziach.
  9. Critical Thinker
    Czasem nie trzeba chemicznego turbodopalacza w postaci dymu, ampułki, czy tabletki, aby poczuć się inaczej. Wszyscy w jakimś topniu posiadamy mechanizmy, które dają nam natychmiastowego kopa. Są to nasze reakcje emocjonalne. To w jakim składzie się uwalniają, jaką częstotliwości i natężeniem zależy od cech osobistych. Wszyscy pod tym kątem się różnimy. Dziś przyjrzę się fundamentalnej, a zarazem dość wyrazistej emocji jaką jest GNIEW.
    Ostatnimi czasy nie mam wielu powodów do gniewu. Choć może inaczej... powodów mam może dużo, jak każdy porządny polak. Jednak przy konsekwentnym stosowaniu terapii "pieprzyć to", w większości aspektów ograniczyłem w sobie tą emocje. Mam też ku temu powody praktyczne, staram się nie robić sobie nie potrzebnych stresów, a tym samym utrzymywać poziom kortyzolu na niskim poziomie. Trzeba w końcu dbać o swoje zdrowie i psychikę.
    Natomiast jestem zdania, że wszystko co odczuwamy jest dobre, trzeba to tylko zrozumieć i w miarę potrzeby umieć wykorzystać. Zacząłem się zastanawiać jakie funkcje w moim życiu może pełnić gniew. Stwierdziłem, że jest potrzeba odkryć jaki mechanizm stoi za gniewem - aby z niego korzystać trzeba go najpierw mieć, a żeby go mieć trzeba wiedzieć jak powstaje. Musiałem sobie przypomnień takie sytuacje w których on występował, by wzbudzić go w sobie ponownie. Być może ktoś z Was nie będzie miał z tym problemu. Zazwyczaj wpadamy w gniew, gdy coś nam się nie udaje, idzie nie po naszej myśli, lub gdy jest to reakcja na czyjeś zachowanie, frustrujące bądź też atakujące. Największym źródłem gniewu dla mnie była chyba rodzinka i szkoła. Przypominając sobie np. zachowania siostry i moje przeszłe myślenie o tym, angażując się w to mogę wyzwolić w sobie gniew. Ok, więc podstawę już mam. Rozłóżmy to trochę na czynniki pierwsze.
    Psychologia społeczna rozbiła gniew na trzy, w sumie logiczne elementy:
    Myśli. Jak ktoś ogarnia trochę rozwój osobisty, to zapewne posiada już wiedzę, że w życiu nie denerwują nas rzeczy same w sobie, lecz nasze myśli, przekonania i wyobrażenia o tym. Niektóre z nich są instynktowne, automatyczne, gdzieś po drodze przyswojone i siedzące w nieświadomości. W każdym razie coś dotykało nas do żywego, musi najpierw sprzyjającą temu strukturę w naszej świadomości np. sprzeczność z celami, pragnieniami, wartościami lub jakiś związek z zagrożeniem.
    Reakcję fizjologiczną. Będąc w gniewie nasze ciało (mięśnie) i psychika (układ współczulny) ulegają mobilizacji, szykujemy się do obrony. Krew jest wycofywana z kończyn, z pod skóry i pompowana jest do głównym mięśni, serca i do mózgu. Wyłącza się układ pokarmowy. Wzrasta ciśnienie krwi i przyspiesza akcja serca, psychika zwiększa stres i wzmaga koncentrację. Rośnie nasza siła i refleks. Oraz jest jeszcze kilka pomniejszych symptomów. Wiemy już zatem jakie korzyści na tym poziomie niesie gniew. Trzeba zwrócić jednak uwagę, że jest to na zasadzie coś kosztem czegoś.
    Zachowanie. Wyróżnieniem dla gniewu pośród innych emocji jest to, że w swojej unormowanej formie jest emocją, w której nie tracimy całkowicie kontroli nad sobą. Możemy kontrolować zarówno poziom tego gniewu (angażując się lub opanowując) jak i swoje własne zachowanie. Oczywiście będzie to podyktowane genetyką, inteligencją, uspołecznieniem i treningiem jeśli taki sobie zastosujemy (z tego jak później zobaczymy może wynikać, czy opłaca nam się korzystać z tej emocji). W swojej pierwotnej formie, gniew miał służyć do ataku, który miał być odpowiedzią na negatywne zachowanie zaczepne. Powiedzmy sobie, że w naturalnym środowisku nie było demokracji, a zachowania w grupie były określane ścisłą hierarchią określaną siłą i agresją. Dzisiaj nie możemy kierować się prawem jungli, więc w relacjach społecznych lepiej zachować wysoką kontrolę i sprowadzać gniew do mowy ciała i komunikatów werbalny. Akty fizyczne mogą nieść za sobą konsekwencje prawe. Wiem, wiem, niektórym by się przydał niezły wpierdol, ale cóż... kultura obowiązuje, póki nie dostaniemy solidnego pretekstu...
    Gdy jesteśmy w gniewie zniekształca się nasze postrzeganie rzeczywistości, tak jak w stanie wywołanym narkotykami lub innymi emocjami, naszym doświadczeniom towarzyszy wtedy pewne zabarwienie. Takie zakrzywienie może sprzyjać naszym działaniom, czynić je efektywniejszymi. Jednak gdy nie mamy kontroli lub ją stracimy wtedy już nie możemy mówić o gniewie (mówimy wtedy raczej o złości i wściekłości - destrukcyjnych i negatywnych emocjach) i jakiś korzyściach, stajemy się niepoczytalni i możemy wyrządzić krzywdę komuś lub sobie. Dlatego warto warto nauczyć się określenia poziomu i natężenia gniewu służy m.in. skala ekspresji gniewu (SEG).
    Ok, wiemy już sporo o samym gniewie, więc przyszła pora na rozpatrzenie pozytywnego znaczenia gniewu:
    1. Gdy ktoś przekracza twoje granice lub masz do czynienia z jakimś atakiem umiejętnie kontrolowany gniew może być dobrym środkiem wspierającym Twój wyraz, Twoją ekspresje, postawę, obronę.
    2. Może on pełnić funkcję energetyzującą. Rozumiem to w ten sposób, że czasem czujemy, że nie mamy na coś energii i wtedy jeśli potrafimy wzbudzić w sobie gniew, to dostajemy zastrzyk energii do robienia czegoś. Spotkałem się ze wskazówkami, że jeśli się czegoś uczymy i cienko nam idzie, to dobrze się na coś wkurzyć, bo wtedy rośnie koncentracja i mamy emocje, które mogą zastąpić motywacje.
    3. Pełni funkcje katarktyczną, inaczej mówiąc może pomóc w Katharsis (oczyszczeniu). Ja to sobie tłumacze jako przepracowanie pewnych napięć, blokad, stłumionych i skrępowanych uczuć/myśli. Po takim zdrowo odreagowanym gniewie poczuć możemy ulgę, tak jakby nasz układ nerwowy się oczyścił. Stres dla organizmu może być czymś pozytywnym jeśli dobrze potrafimy go rozładować. Spotkałem się jeszcze z metodą w której wykorzystujemy silniejsze emocje do wprowadzania nowych programów do podświadomości, przy czym nie ważne czy one do siebie pasuję, podświadomość i tak to odpowiednio koduje. Jeśli będzie potrzeba będę mógł zamieścić dokładny opis.
    4. Obrona własnej wartości, ochrona ego. Wiadomo, że wszyscy wokoło chcą na nas jakoś wpłynąć, a my mamy swoje cele i zamierzenia. Może być sygnałem dla nas i dla innych, że coś/ktoś chce na nas wpłynąć, zepchnąć na bok nasze potrzeby. Gniew może nas obronić przed demotywacją i wspomóc nas w dbaniu o siebie.
    W życiu nie ma jednak tak kolorowo, więc są również strony ujemne. Wymieńmy zatem przeciwwskazania do korzystania z gniewu:
    - Gniew może być źle postrzegany.
    - Może prowadzić do impulsywności, a ona może nam szkodzić, szczególnie jeśli nabierzemy pewne nawyki.
    - Możemy zacząć go używać w nieodpowiednich momentach, w których lepiej zadziałało by inne zachowanie.
    - Może przeradzać się w silniejsze emocje co wiąże się z utratą kontroli i zachowaniami niepoczytalnymi.
    Nie wiem czy ktoś z was czytał Roberta Antona Wilsona i zna teorie obwodów neurologicznych. Nie chcę rozwijać w tym artykule pobocznego wątku. Jednak trzeba sobie uświadomić, że większość ludzi dotyczą podstawowe płaszczyzny funkcjonowania. Ja gniew kojarzę z funkcjonowaniem obwodu "analnego", "ssaczego", odpowiada on za obronę terytorialną i ustalanie hierarchii w stadzie u ssaków naczelnych. Te wszystkie mechanizmy - instynkty i popędy jeszcze w nas funkcjonują. Dlatego ja sam mimo iż nie preferuje komunikacji na poziomie tego obwodu, to korzystnym dla mnie jest jeśli umiem się tak komunikować, aby do poszczególnych osób dotrzeć. Umiejętność dojrzałego wyrażania gniewu może w tym pomagać. W ogóle umiejętność korzystania z emocji jest elementem, który może dodać napędu do naszego życia. Choć zastanawiam się czy dla każdego takie postępowanie będzie dobre. Wydaje mi się, że nie. Trzeba się zastanowić jakie zachowania skierują nas w stronę złotego środka.
    Gniew w kulturze i rozwoju osobistym. Tak jak wyższy akapit sugerował, trzeba sobie zadać pytanie "czemu to ma służyć?", "jakie cele chcemy osiągnąć?". W buddyzmie - który ja uważam za system filozoficzny (tak wiem, że to również religia i ten aspekt mnie nie interesuje i go nie popieram), który wskazuje drogę do funkcjonowania już w wyższym obwodzie - gniew jest uważany za niekorzystny. Jest tak dlatego, że celem buddyzmu jest między innymi uzyskanie "czystego postrzegania" - niezmąconego silnymi emocjami umysłu. Chodzi też o taki chilloutowy sposób bycia. Na gniew nie ma tutaj miejsca, co ma swoje uzasadnienie. W chrześcijaństwie natomiast wyróżnia się dwa rodzaje gniewu. Nie jest on zatem jednoznacznie zły. Sztampowym przykładem jest tu obraz Jezusa, który przepędza kupców ze świątyni działając pod wpływem gniewu. Z drugiej strony gniew jest uznawany grzechem główny wtedy "gdy jest on nieuporządkowany i nieuzasadniony" (sami musicie dochodzić o co chodzi, nie mam w tym aspekcie większej wiedzy teologicznej). W rozwoju osobistym nie posiadamy dogmatów i powraca tu pytanie o warunki i cele. Ja osobiście wolę unikać korzystania z gniewu i używać innych środków wyrazu, kultywować inne emocje. Myślę, że zwiększając swoją świadomość to nawet gdy gniew przyjdzie to będziemy mieć nad nim większą kontrolę i lepszy pożytek. Natomiast ćwicząc specjalnie na gniewie, bym go w jakiś sposób wzmacniał, co jeśli chodzi o wachlarz zachowań byłoby dla mnie niekorzystne, a długofalowe jego stosowanie mogłoby się odbić na mnie zdrowotną czkawką. Jednak nie mówię, że zawsze musi to być nie. Jeśli ktoś już ma w sobie ten gniew, to niech z niego korzysta (mądrze) dla swojego pożytku, bo taki też można mieć z niego.
    A jak radzić sobie z czyimś gniewem? Odpowiem metaforycznie:
    Kto zobaczy w lesie dzika niech na drzewo zaraz zmyka.
    Dziękuję Koledze Assasyn za podsunięcie dobrego tematu do refleksji.
    Źródło na którym się po części opierałem: wikipedia
  10. Critical Thinker
    Dzisiaj będzie krótko. Na internecie jest opublikowanych mnóstwo metod i treningów relaksacji, więc nie będę na ten temat się rozpisywać. Jednak wypiszę kilka ciekawostek, które wynikają z tego co się nauczyłem i co można szybko zastosować, by sprawdzić efekty.
    Ciało wchodzi naturalnie w relaks kilka-kilkanaście minut po zamknięciu oczu.
    Więc po co jakieś specjalne zabiegi?
    Techniki i środki przygotowawcze używa się w 3 celach:
    A. Usunięcia wewnętrznych i zewnętrznych czynników które mogłyby zakłócić ten proces oraz ewentualnie wprowadzenie takich które temu by sprzyjały - słowne sugestie, autosugestie, muzyka.
    B. Stworzenie nawyku, by przychodziło to nam łatwiej i szybciej. Nasza podświadomość to zapamiętuje i pozwala nam łatwiej i efektywniej korzystać z tego naturalnego procesu.
    C. Tutaj jest główna istota tych metod - czyli pogłębienie relaksu, co się może przełożyć w płytszej warstwie na medytacje, a w głębszej na trans.
    Kilka wskazówek i uwagi:
    1) Rozluźnienie mięśni jest jednocześnie przyczyną i skutkiem relaksacji bo występuje tu sprzężenie zwrotne. Ciekawostką jest to, że kiedy zbliżamy się do granicy snu ciało wysyła sygnał z mózgu by sprawdzić czy wszystkie części ciała są rozluźnione, jeśli nie to może nam jakaś kończyna nagle sama podskoczyć, lub możemy się wzdrygnąć
    2) Przy rozluźnianiu mięśni to kluczowymi obszarami są mięśnie oczu, czoła, szczęki oraz dłoni. Postaraj się je w pierwszej kolejności rozluźnić, a reszta ciała rozluźni się łatwiej (w miarę nawyku pewnie sama).
    3) bardzo prostą, a razem bardzo dobrą metodą rozluźniania się jest równy, rytmiczny, niewymuszony oddech (najlepiej nosem, bo wtedy koncentracja nam nie siada). Jeśli zrobicie to poprawnie to szybko zauważycie efekt, szczególnie w jakości oddechu i odczuciach. Przyczyną jest to, że przy takim oddechu organizm i umysł wchodzą w stan koherencji.
    4) Wejście w trans, czyli tą głęboką relaksacje może być dobre, aby pracować nad podświadomością. Po wyjściu z transu przeważnie będziemy czuć się wypoczęci, chociaż możemy też czuć się senni i ospali.
    5) Wejście w medytacje jest dobre jak ktoś dużo się uczy. Przyspiesza ona procesy poznawcze i po jej zakończeniu - jeśli nie wpadliśmy w trans lub gdy nie pojawiły się inne okoliczności - czujemy orzeźwienie, optymizm, radość, świeżość. Czasami można na zakończenie medytacji dla zwiększenia efektu dodać intensywniejsze myślenie pozytywne, takie w wyobraźni "wysyłamy swoją miłości i współczucie w świat w stronę bliskich i dalszych znajomych, w stronę wszystkich ludzi, zwierząt ect" (jak kto woli).
    6) W trans się w chodzi przez mocno skupioną uwagę i pogłębianie rozluźnienia. Medytacje natomiast utrzymujemy poprzez obserwacje ciała i myśli.
    To by było na tyle. Życzę miłej zabawy.
    L.
  11. Critical Thinker
    Niniejszy wpis nie jest formą wyłożenia czegoś. Raczej refleksją i pytaniem nad własnym kierunkiem.
    Tak pokrótce nassi, nie mógłbym 'kreować' spójnego i jednolitego wizerunku gdybym faktycznie w znacznej mierze taki nie był. Dla przykładu wejście w rolę badboya, zachowywanie się w takim stylu, zarówno w zakresie ekspresji osoby jak i specyficznych relacji z osobami trzecimi - szło by mi kiepsko. Było by sztuczne, wymuszone, osiągane olbrzymim nakładem sił i woli, po prostu - męczące jak diabli. Sztuczne - a to widać. A tu robię coś, co po prostu mam w sobie. Więc idzie lekko i gładko. Żadna sztuka szczerze pisząc. Nie manipuluję poprzez próbę wywarcia wpływu na drugą osobę. Stwarzam sytuację i okoliczności, które pozwalają tej osobie poczuć wewnętrznie coś innego, coś odmiennego, coś wyjątkowego - otworzyć się, wyjść poza zwykły schemat codzienności czy kontekstu sytuacyjnego. I tyle. Decyduje o tym ta osoba
  12. Critical Thinker
    Dla mnie sprawa związku wygląda DOKŁADNIE tak samo jak sprawa posiadania psa (może z pewną różnicą w proporcjach). Tylko NIE wedłuch receptury "przywiążę azora do budy i raz dziennie mu michę wypełnię, czasem kość rzucę, a on sam z siebie będzie idealnym kompanem". To nie działa w świecie zwierząt, tymbardziej nie zadziała w świecie ludzi (chyba, że oboje mają wypaczone pojęcie związku, ale dla nich to też będzie męczarnia). Bardziej w koncepcji takiej jaką przedstawia Cezar Millan (popularny psi psycholog), czyli by posiadać szczęśliwy związek trzeba przestrzegać pewnych reguł.
    1. Najpierw trzeba dobrze wybrać, by psiak pasował do nas pod kątem energetyki, tzn. jeśli jesteśmy domatorami to nie wybieramy sobie jakiegoś charta z wysoką energetyką bo to będzie katastrofa. Niektórzy ludzie nie powinni być razem. Trzeba się wpierw zastanowić jakich wrażeń poszukujemy, czego chcemy I mieć świadomość konsekwencji wyboru.
    2. Musimy być przywódcami stada czyli panować nad swoim stanem umysłu, którym ma być spokojna, asertywna dominacja-konsekwencja. Odnieść możemy się do pkt. 1 bo każda kobieta będzie próbowała przejąć dominację jeśli się zapomnimy, dlatego jeśli ktoś jest fujarą, po prostu nie urodził się przywódcą, to nie powinien wybierać suki z silną tendencją do dominacji. Myślę, że w przypadku ludzi jest to o tyle popieprzone, że kobieta lubi od czasu do czasu dostać "wpierdol", bo bez tego nie czuje się kochana. Oczywiście musimy MY o to zadbać i umieć to dozować, by nie działo to sie na zasadzie agresji i wchodzenia w mocno drażliwe tematy. Mówiąc trzeba nauczyć się kłócić (w sensie pozytywnym).
    3. Nie można takiego zwierzaka trzymać na zasadzie "samopas" jest pewna szansa, że nic złego się nie stanie, czasem symbioza powstaje samoistnie, ale taki stan sprzyja złym nawykom, a charakter przestaje być kontrolowany. W przypadku psa trzeba stosować zasadę 50% praca, 25% dyscyplina, 25% czułość - TRZEBA - te elementy psu zapewniać, aby mógł rozwijać zrównoważoną osobowość i by był szczęśliwy. W przypadku kobiety mogą to być inne proporcje, nie wiem. Lecz napewno nie może to być 90% czułości bo wtedy będzie patologia. Dlatego zapewnianie kobiecie aktywności i wyznaczenie granic i regularne ich aktualizowanie to niezbędna podstawa, by obie osoby były szczęśliwe. Na czułość też musi być odpowiednie miejsce i czas, ale tej też nie powinno zabraknąć bo to wzmacnia więź.
    4. Wspólne zajęcia, w których to my jesteśmy koordynatorami. Tak jak pies potrzebuje spaceru codziennie z twoim przywództwem (wypuszczenie do ogrodu nie załatwia sprawy), tak związek potrzebuje wspólnych, regularnych zajęć w których to my prowadzimy akcję. To wzmacnia więź i jednocześnie ustawia psa/drugą osobę w odpowiedniej pozycji.
    5. Taka wskazówka związana z poprzednimi punktami ale bardziej techniczna. Trzeba zaprogramować pewien rodzaj wyzwalacza, dzięki ktoremu możemy szybko wyprowadzić psa z jego pokreconego stanu umysłu na którym się zafiksuje i stosować go do szybkiej korekcji zachowania. Tutaj ważna jest szybkość i celność. Bo jak kobieta mocno się na czymś zafixuje to trzeba się męczyć bardziej i stosować większe środki, więc warto nauczyć sie działać prewencyjnie i reagować szybko. W przypadku psa będzie to szturchnięcie w tyłek. Jak to dokładnie zrobić u kobiet to wam nie powiem, bo w przypadku człowieka impuls fizyczny nie zadziała. Musi to być spójna postawa niewerbalna i asocjacja (skojarzenie) prowadzące do oczekiwanego przez nas stanu partnerki. Najlepiej rozbraja się poczuciem humoru, ale czasami potrzebne jest coś całkiem odwrotnego, aby był efekt. Trzeba poeksperymentować (w sposób niezauważony). To może być uczucie w stylu "o nie, nie, nie głuptasie, tak się nie będziemy bawić" ( co może dawać reakcje "no tak zrobiłam gafę" lub jeszcze bardziej nakręcić sytuacje, co będzie przykładem na to czego nie robić). Sprawdźcie na co reagują wasze partnerki, co je wybija z ich toru.
    Więcej nie pamiętam, pewnie coś tam jeszcze byłoby trzeba spełnić. To nie jest sielka, a za błędy będzie się płaciło. To jest zajęcie, które wymaga wkładania energii i czujności. Zawsze jest coś za coś, można czerpać z tego ogromną satyfakcje i wsparcie, ale zawsze trzeba coś z siebie dać bo to nie jest już życie samotnego wilka, tylko życie stadne w którym są pewne reguły.
    5. Jeszcze jedną zasadę mogę dodać już nie od Cezara. Mimo, że jak widać bez zaangażowania się nieobędzie to rodzina/związek to nie może być 100% życia można się szybko wypalić jeśli tak będzie. Mężczyzna musi mieć też swój własny świat, czy to wewnętrzny, czy też zewnętrzny. Trzeba zadbać przedewszystkim o siebie, bo kiedy my nie będziemy spełnieni, zadowoleni, to i w związkach będzie nam się sypać. Kobiety jakoś potrafią na raz czerpać dla siebie robiąc rzeczy rodzinne, mężczyzna wydaje się bardziej zadaniowy, stąd też potrzeba postawienia związku czasem z boku. Dla kobiety zresztą też jest to dobry układ, bo ona nie chce przydupasa tylko kogoś za kim mogłaby pójść. Psy też jako przywódcę swojego nie wybierają osoby, która im najwięcej uwagi poświęca, ale taką która ma własny świat, za ktorym one chcą pójść.
  13. Critical Thinker
    Jakiś czas temu wkleiłem na forum wizualizacje słów Mistrza. Postanowiłem przetłumaczyć jej treść. Tak mi się spodobała ta sentencja, tak ze mną rezonuje, że wklejam ją na bloga dodając kilka słów swojego komentarza. Pewne wyrażenia mają dla mnie wartość symboliczną tzn. uważam, że można je interpretować na wiele poprawnych sposobów, lub po prostu zawiesić się na głębi wewnątrz zawartej. W komentarzu skupię się na spójnym uchwyceniu jednego kontekstu.
    Dla ułatwienia refleksji, tekst rozmieściłem w taki, a nie inny sposób, w postaci komponentów. Działa to na zasadzie holistycznej. Na tekst można patrzeć jak na całość i sumę połączonych nierozerwalnie, ale mniejszych całości.
    Bruce Lee to nie tylko aktor, nie tylko legenda sztuk walki, ale może przedewszystkim wielki myśliciej życiowej filozofii. Jeśli zainteresuje Was ta treść to sugeruję rozejrzeć się za książkami i stronami internetowymi z obszerniejszą ilością przekazywanych nam przez Mistrza mądrości.
    Przejdźmy zatem do działania. Treść:
    Nie wiem jakie znaczenie ma dla nas śmierć, lecz nie boje się umrzeć.
    Nawet ja - Bruce Lee - któregoś dnia umrę nie zaspakajając wszystkich swoich ambicji, lecz nie będę miał czego żałować.
    ___________________________________________________________________
    Bądź jak woda.
    Ma swoją formę, jednocześnie jej nie mając.
    Jest najbardziej miękkim elementem na ziemi, lecz wciąż może drążyć najtwardsze skały.
    Może być rozpędzona, lub też przepływać powoli, lecz jej cel jest nieubłagany, jej przeznaczenie pewne.
    ___________________________________________________________________
    Sensem życia jest to by je przeżyć.
    Nie jest po to by je wcisnąć w strukturę systemów.
    Życie istnieje, wtedy gdy w nas mieszka.
    ___________________________________________________________________
    Bądź giętki.
    Kiedy człowiek żyje jest miękki i giętki. Kiedy umiera staje się on sztywny.
    Giętkość = życie,
    sztywność = śmierć.
    To dotyczy zarówno ciała, umysłu lub też ducha.
    ___________________________________________________________________
    Bądź jak woda.
    Ona nie ma własnego kształtu, lecz może przybrać kształt wszystkiego w czym się ją umieści.
    W kubku, przybiera kształt kubka.
    W wazonie nabiera kształtu wazonu i przywiera do łodyg kwiatów.
    ___________________________________________________________________
    Przyjmując, że życie jest nieskończenie ewoluującym procesem, każdy powinien wraz z nim płynąć, odkryć jak aktualizować i rozszerzać samego siebie.
    ___________________________________________________________________
    Z jednej strony mamy naturalny instynkt.
    A z drugiej jest kontrola.
    Jesteś po to by połączyć je ze sobą w harmonii.
    Jeśli ten pierwszy doprowadzisz do skrajności:
    Staniesz się nienaukowy (nieobiektywny i oderwany od rzeczywistości).
    Jeśli tą drugą doprowadzisz do skrajności:
    Staniesz się mechaniczną jednostką, już nie istotą ludzką.
    Tak, więc ma to być udane połączenie tych dwóch elementów.
    Nie czysta naturalność i nie czysta nienaturalność.
    Ideał może być określony jako nienaturalna naturalność lub naturalna nienaturalność.
    ___________________________________________________________________
    Bądź jak woda, która jest najbardziej miękkim elementem na ziemi, lecz która wydrąża najtwardsze skały.
    Woda wydaje się poruszać w przeciwne kierunki. Najpierw porusza się pod górę, by potem znaleźć każdą otwartą drogę, by dotrzeć do morza.
    ___________________________________________________________________
    Życie samo w sobie jest twoim nauczycielem, a Ty jesteś w stanie ciągłej nauki.
    ___________________________________________________________________
    Jesteś tym kim jesteś. Uczciwość wobec siebie jest istotną częścią procesu stawania się prawdziwą istotą ludzką, a nie plastikową jednostką.
    ___________________________________________________________________
    Szczere myślenie oznacza myślenie będąc skoncentrowanym.
    Myśli rozproszonego umysłu nie mogą być szczere.
    Pozwól rzeczom być takie jakie są.
    ___________________________________________________________________
    Poruszaj się jak woda.
    Mówiąc inaczej - by skosztować mojego kubka z wodą najpierw musisz opróżnić swój.
    Przyjacielu, porzuć wszystkie swoje uprzedzenia wobec czegokolwiek i bądź neutralny.
    Niech rzeczy będą tym czym są.
    Poruszaj się jak woda.
    To co jest jest bardziej istotne od tego co powinno być.
    ___________________________________________________________________
    Proste życie jest pełne prostoty, w której odrzuca się zysk.
    chytrość ma być porzucona
    egoizm wyeliminowany
    pragnienia zredukowane
    Jest to życie doskonałości, które wydaje się niekompletne
    i pełność, która wydaje się pusta.
    Jest to życie jasne jak samo światło, które jednak nie oślepia.
    Życie jest po prostu tym czym są dla nas nasze uczucia.
    ___________________________________________________________________
    Nawet ja - Bruce Lee - któregoś dnia umrę nie zaspakajając wszystkich swoich ambicji, lecz nie będę miał czego żałować.
    Robiłem to co chciałem robić i wszystko co robiłem, robiłem szczerze i w najlepszy sposób na jaki pozwalały mi moje możliwości.
    Nie można więcej oczekiwać od życia.
    Komentarz:
    Nie jest ważne zaspokojenie ambicji, ale ich posiadanie i realizowanie. Z takim podejściem śmierć nie jest przeszkodą, nie wywołuje we mnie strachu. Jestem w stanie ją zaakceptować i nie rozmyślać nad nią długo. Po co? Jest nieunikniona i nie ma danych czy jest jakieś potem, i czy ma to jakieś znaczenie. Patrzę w stronę "jak żyć?".
    Człowiek jest istotą słabą i niewiele może, żeby przerwać musi się przystosowywać i jest w stanie to zrobić - przyjąć każdą formę. To jest jednocześnie jego największą siłą, która pozwa osiągać niezwykłe rzeczy. Trzeba wyznaczyć sobie dalekie cele i działać w tym kierunku - płynąć. Czasem sprawy będą dziać się szybko, czasem powoli, ale nic w dłużej perspektywie nie może mnie zatrzymać. Tak jak kropla potrafi wydrążyć skałę, tak systematyczne działanie może dokonać niemożliwego.
    Pamiętam, aby nie stać się czyimś trybikiem. Jestem ekspresją życia, które jest samo dla siebie celem, cała reszta nawet indywidualne cele, które sobie wyznaczyliśmy to dekoracje. Nic nie będzie mieć głębszego sensu jeśli nie będzie w nas życia.
    Dbam o sprawność ciała i umysłu po to by życie mnie czymś nie zaskoczyło, bym mógł elastycznie reagować na nowe stytuacje. One wymuszają, bym za każdym razem trochę się zmieniał, trochę uczył. To jest naturalne i dobre, mój zakres możliwości się zwiększa. Kiedy nie będę już zdolny do jakiejkolwiek zmiany to najprawdopodobniej będę martwy.
    Kiedy wchodzę w nowe środowisko nie mogę narzucać swoich przyzwyczajeń, zmieniać czegoś mechanicznie. Mogę jednak znaleźć sposób, by zapewnić to czego brakuje, zająć się niezagospodarowaną przestrzenią. Czasem wesprzeć swoją bliską obecnością.
    Zawsze jest coś do naprawy, poprawy, dodania, zamiany lub odjęcia ( czegoś zbędnego ). W życiu nie mogę się zatrzymać. Jest to proces, który będzie postępował. Kto się nie rozwija ten się zwija. Żyjemy więc dla dobrego efektu musimy przestrzegać tej życiowej zasady.
    Mówi się o tym by iść drogą środka. Intuicyjnie rozumiem te powiedzenie, ale w życiu ciężko mi zobaczyć, czy wyczuć, gdzie ten środek przebiega. Mimo wszystko rozwijając się trzeba go poszukać. Szczególnie, wtedy gdy potrzebna jest precyzja, dokładność, skuteczność, powtarzalność, ale również kreatywność, oryginalność, spójność i szczerość. Połączenie tych wszystkich rzeczy to jest prawdziwy sukces.
    Systematyczność i konsekwencja, w ten sposób się dociera na szczyt. Wygląda to tak, że przez dlugi czas nie widać efektów, podgrzewam swoje działania, a efety niczym para uciekają w powietrze. Jednak gdzieś tam we mnie kumuluje się chmura i czeka by osiągnąć masę krytyczną. Kiedy tak się stanie, wszystko nagle samo zacznie się ukłać, cel sam zacznie nas przyciągać, drzwi do sukcesu się otworzą.
    Staram sie dostrzegać w każdej sytuacji okazję do nauki. To nie ma końca. Mogę być świadomy i wyciągać wnioski, albo nie dostrzegać lekcji i kręcić się wokół własnego ogona.
    Jedna opinia mówi, że wyszliśmy ze świata zwierząt i jesteśmy oddzielną kategorią oraz pozostaje nam dążyć do bycia nadczłowiekiem. Ja raczej podzielam inną opinię w której człowiek utkną gdzieś między zwierzęciem, a istotą ludzką (istotą myślącą). Wszyscy pracujemy nie nad tym by być nadludźmi, ale by być w pełni ludzcy. W tym procesie staram się być ze sobą szczery, dostrzegać swoje wady i zalety. Nie chcę i nie czuję potrzeby udawać kogoś kim nie jestem. Tylko prawdziwdziwa zmiana jest wartościowa, a nie tylko zmiana myślenia o sobie.
    Gdy jest mowa o szczerości nie chodzi tu o prawdomówność, ale o przebywanie w tu i teraz, z wyciszonym skupionym umysłem. Kiedy piszę ten tekst jestem pochłonięty pisaniem, skupiony na tym co robię. Nie sprawdzam skrzynki pocztowej, nie wchodzę na fb, nie przeglądam stron, nie robię herbaty, nie prowadzę konwersacji, jestem sam na sam z tekstem, z moim wewnętrznym światem. Kiedy rozmawiam z daną osobą np. przez Skype z poznanymi osobami to skupiam się tylko na jednym dialogu, by w pełni doświadczyć tej rozmowy, moja świadomość jest wypełniona tym jednym kontaktem, głosem, zachowaniem, treścią. Tak samo w pracy, mam poszczególne cele i skupiam się na jednym na raz, rozproszenia usuwam z umysłu, ignoruje. Zmienia to moje funkcjonowanie i postrzeganie świata.
    Poznawanie teorii i koncepcji to ważna sprawa, ale czy to działając czy komunikując się, czy zwyczajnie wypoczywając staram się opuścić swoją głowę. Przyzwyczaiłem się przebywać (świadomością) w swojej głowie, skupiać się intensywnie na moich myślach odrzucając wszystko inne. Uczę się na nowo zatraconej wrażliwości, oczyścić umysł by będąc pusty mógł chłonąć zmysły i wydarzenia wokół mnie. W ten sposób mogę dostrzegać to co jest, to co ma znaczenie i adekwatnie na to reagować.
    Nie chodzi tutaj o to by zostać mnichem, wręcz przeciwnie. Celem jest życie zdrowsze, przyjemniejsze, bardziej satysfakcjonujące. Trzeba dbać o swoje interesy, ale w pierwszej kolejności trzeba zadbać o swoje uczucia. Aby to zrobić uprościłem swoje życie, swoje funkcjonowanie, wiele rzeczy robię na zasadzie wolontariatu. Nie udaję, że robię to dla kogoś, robię to dla siebie, to co chcę i lubię.
    Narazie to tyle, w komentarzach spróbuję coś jeszcze później dodać
    Jak wam się podoba filozofia Mistrza? B-)
  14. Critical Thinker
    Czujemy zadowolenie, gdy dążymy do własnych celów i je pomału osiągamy. Z tyłu głowy jednak czai się zdradziecka myśl, że robimy to po to, by zaimponować innym. Nie są to nasze osobiste intencje, ale instynktowne pragnienie nagrody w postaci aprobaty społecznej. Jest to kusząca perspektywa, ale wiemy, że jeśli za nią pójdziemy to stracimy to na co właśnie pracujemy, czyli kontrolę i siłę do samostanowienia się.
    Dlatego pojawią się dwa pytania:
    Czy jesteśmy w stanie sobie poradzić z tym odczuciem i zachować autonomiczność?
    Czy możemy sobie jakoś zrekompensować tą potrzebę np. satysfakcją wewnętrzną?
    Niektóre podejścia wiążą to zagadnienie z wypracowaniem sobie niezachwianej wiary w siebie. Na to potrzeba czasu. Mocna wiara w siebie, aby była niezachwiana musi opierać się na systematycznie budowanym przekonaniu, że nasza wartość jest niezależna od czynników zewnętrznych. Czyli ani od tego jak nas ludzie odbierają, ani od tego jaką i w jaki sposób pracę wykonujemy, od tego co robimy. Możemy się zbłaźnić, zrobić olbrzymie błędy, ale to nie zachwieje naszą wiarą w siebie bo ma ona w swojej podstawie to, że te wszystkie rzeczy to mijająca iluzja, a to co jest w nas jest wieczne, unikatowe, ważne i jest to nasz dogmat. Nie poddajemy naszej osoby analizie, nasza iskra boża jest doskonała i niezniszczalna.
    Jeśli jesteśmy osobami religijnymi można to wpleść w naszą wiarę w zjednoczenie z Bóstwem. Osoby niereligijne mogą do tego dojść poprzez swoją osobistą filozofię, w pytania, które prowadzą do tajemnicy. Nie muszą wierzyć, po prostu mają wiedzę, że na pewnym poziomie to wszystko jest grą i dzięki temu są ponad tym w nieskończonym zadziwieniu światem - czyli też sobą. Kto ma prawo nas oceniać? Kto jest w stanie nas ocenić? Pozycja, władza, szmal w każdym wypadu to tylko dekoracje.
    Czasem ta potrzeba afirmacji ma głębsze korzenie. Nie chodzi tylko o budowanie silnej wiary w siebie, ale o przełamanie fałszywych przekonań które już mamy na własny temat. Możliwe, że w przeszłości czuliśmy się niedocenieni, lub wręcz mieliśmy przy sobie osobę która z jakiś powodów podcinała nam skrzydła. Wtedy kroczy za nami samodzielnie wykarmiona zjawa, która trzyma nas za stopy nie pozwalając się oderwać i wejść w lekkość wyższego trybu bycia. W takim wypadku istnieje potrzeba założenia maski w społecznych interakcjach ulepionej z naszych osiągnięć. Myślimy, że dzięki temu ugramy coś dla siebie co zostało nam odebrane z poprzednich lat, że nadrobimy ten niedosyt i pustkę które w nas powstały. Jednak w ten sposób mamy przejebane. Bo to nie zadziała.
    Ludzi nie obchodzą twoje osiągnięcia, chyba, że chcą wykorzystać je przedmiotowo dla siebie. Jeśli nie jesteś sobą i nie ma połączenia z twoim prawdziwym potencjałem, wynikającym z wewnętrznego światła to będziesz raczej wychodził w oczach innych narcyza i bufona, co jeszcze bardziej pogłębi twoją frustracje. Tutaj najlepszą radą jest - NATYCHMIAST TEGO ZAPRZESTAŃ. Kontroluj to i pilnuj tego. Zobaczysz, gdy nie będziesz próbował zakładać tej maski, automatycznie zyskasz respekt otoczenia, bo ludzie nie będą widzieć w tobie problemu, tym samym twoje samopoczucie się trochę poprawi i będziesz mógł pracować nad prawdziwą wiarą w siebie.
    Żyjemy jednak w społeczeństwie, w którym ten narkotyk jest rozpowszechniony. Dopadną nas w końcu sytuacje, w których będziemy się z tym stykać. Nie jesteśmy na to odporni. Czasem po prostu opowiadamy co robimy i co mamy. Wtedy możemy spotkać się z entuzjazmem i zamiarem ludzi, by nas połechtać. Mimo, że jest to przyjemne, to sprawa wydaje się ślizga. Z każdą pochwałą możemy czuć, że odchodzi od nas cząstka satysfakcji na którą sobie zapracowaliśmy. Ważne jest by ograniczać negatywne skutki. Z czasem może nawet będziemy czerpać pewną radość z aprobaty nic na tym nie tracąc. Jednak nie można myśleć, że będzie tak od razu. Trzeba sprawę potraktować po męsku. Podziękować za miłe słowa i odpuścić. Pomyśl w sobie w ten sposób: skoro tylko Ty decydujesz o swojej wartości w takim razie nie zależy ona od tego co ktoś powie. Możesz zmienić tor sugestii i odbić piłeczkę “Ty też sobie nieźle radzisz”, albo “cieszę się z tego, ale wiem, że stać mnie na więcej”. W każdym razie nie daj ponieść się euforii, bo w niej można się łatwo zgubić.
    Ustaliliśmy, że nie powinniśmy się chwalić. Niech ludzie sami doszukują się naszych zalet, lub nas chwalą wśród innych. Zostawmy innym ludziom świat aprobaty, niech działa na naszą korzyść, a sam zajmij się czymś innym. Tylko nawet jeśli poradzimy sobie z tym, to istnieje pokusa szukania substytutu i odnalezienia tej przyjemności gdzie indziej. To jest naturalny zamiar ego, które zawsze gdzieś dąży, za czymś podąża, gra, szuka albo samopotwierdzenia, albo korzyści. Ego jest naszym sojusznikiem, niech sobie działa według swoich reguł, jednak tutaj o lekarstwo, czy balsam będzie ciężko. Świat konwenansów w których zostało ono zamknięte za każdym razem piętrzy nam nowych problemów.
    Gdy chcemy sobie poradzić możemy skorzystać z dwóch rzeczy. Pierwszą rzeczą jest uwolnienie się od utożsamienia się z wgranymi nam myślami, które są wewnętrznym przyswojeniem zewnętrznych konwenansów np. że musisz mieć dom, samochód, żonę, drzewo inaczej nie jesteś wartościowym mężczyzną. Te rzeczy MOŻESZ mieć, MOŻESZ się nimi cieszyć, ale nie mają nic wspólnego z twoją godnością. Aby dokonać zmiany na tym polu trzeba nauczyć się nie lgnąć do myśli krążących w naszych głową, zdać sobie sprawę, że jesteśmy czymś więcej, albo czymś mniej (wektor jest w zasadzie bez znaczenia i jest zależny od przekonań, słowa nie oddają wewnętrznego poczucia wolności, które teraz próbuje omówić). Praca polega na umiejętności obserwacji ich, nieustającej, nieosądzającej, nie lgnącej. Sam akt obserwacji pozbawiony impulsywności sprawia, że w naszej głowie pojawia się większa przestrzeń. Jak ćwiczyć taką obserwacje jest opisane w wielu poradnikach, ja się tu nie będę na tym skupiać, nie trzeba tylko tego komplikować i uwznioślać. Jest to proste, każdy to może robić. Efekty pochodzą z konsekwencji. Ta umiejętność jest również ważna, gdy chcemy osiągnąć pełnie niezależności, ale o tym może kiedy indziej.
    Druga rzecz jest właściwie związana z tą pierwszą. W “cywilizowanym świecie” zapomnieliśmy się cieszyć samym życiem, przyjemnością, życia bycia. Radość życia jest nic nie kosztującym luksusem, od którego teraz wiele osób jest odciętych. Uświadom sobie, że żyjesz, kontempluj to, smakuj, raduj się tym. Każdym oddechem odczuciem, czystym niebem. Nie goni Cię żaden drapieżnik, masz co jeść, żyjesz tak jak chcesz. Enjoy it!
    Kurdę… trochę się rozpisałem, a miałbym jeszcze coś do opowiedzenia. Powiedzmy, że można potraktować ten wpis jako część pierwszą. Później coś pewnie dorzucę i zrobię podsumowanie, nie będę was teraz męczył ponad miarę. Trzymajcie się!
  15. Critical Thinker
    Pisałem w poprzednio o potrzebie afirmacji. O tym jakie miejsce ma aprobata w naszym życiu - dokładnie tam gdzie tron dla Króla - pod dupą. Gdy już ją tam umieścimy będzie próbowała wejść do naszej psychiki przez tą niską część ciała, pieszcząc ją i usypiając naszą czujność. Dlatego trzeba mieć mocne zwieracze i patrzeć w inną stronę, jakby wyżej, a przede wszystkim móc skupić się na tym co jest naprawdę istotne. W życiu nie wystarczy że zostanie raz coś powiedziane, uczymy się przez powtarzanie. Trzeba pewne rzeczy wałkować, aby przyniosło to realny efekt. Tak działa nasza pamięć i NIE MA: ‘zmiłuj się panie!’
    Przypomnijmy sobie, więc sposoby obrony przed szukaniem aprobaty:
    > Wytworzenie silnego przekonania o tym, że jesteśmy wartościowi, niezależnie od czynników zewnętrzych. Innymi słowy bezwarunkowej wiary w siebie.Pomóc może własna wiara w bóstwo lub filozofia życiowa.
    [Świat nasz może spłonąć w pizdu! A nasza oaza umysłu przetrwa i zapewni azyl, by życie znów mogło zakwitnąć w królestwie]
    > Systematyczne wyrzucienie z głowy każdego objawu niedowartościowania, natychmiastowo jak tylko się pojawi.
    > Zrzucenie maski “człowieka, który coś osiągną”. Jej noszenie wynika z braku połączenia z “prawdziwym ja” lub ze “źródłem”. Trzeba zrobić to od razu i konsekwentnie, bez rozczulania się nad sobą.
    >Zaprzestanie chwalenia się osiągnięciami nie wystarczy. Odbijaj energię pochwały, którą w ciebie kierują. Of course - z taktem i uprzejmością, można przy okazji podreślić wiarę w większe, jeszcze niewykorzystane możliwości.
    > Praca nad wolnością wyboru, czyli obserwacja myśli.
    > Kultywowanie radości życia.
    W tym wpisie na chciałbym dodać jeden element do naszej układanki. Jest nim poczucie znaczenia. Tak jak potrzeba aprobaty jest społecznym narkotykim tak poczucie znaczenia jest jednym z podstawowych składników odżywczych dla naszej psychiki, abyśmy mogli się rozwijać i czuć się spełnieni.
    Poczucie znaczenia jest jednocześnie pojęciem bardzo szerokim i takim, na które można patrzyć z różnych perspektyw, na pewno tych kilka zdań w tym wpisie nie wyczerpie tematu. Postaram się jednak uchwycić to co może nam się przydać. Omówię je dla przeciwwagi dla potrzeby afirmacji, tak należy o tym myśleć.
    Poczucie znaczenia zyskujemy, gdy do relacji w której jesteśmy z osobą, bądź grubą wnosimy coś wartościowego. Może to dziać się na różnych poziomach. Czasem może to być jedynie nasza obecność tzw. pozytywna energia lub wiedza. Innym razem możliwość zapewnienia dzieciom godnych warunków. Czasem wykorzystanie jakiejś rzadkiej i wymagającej wprawy umiejętności w utrzymaniu firmy na nogach. Jeśli by się zastanowić zwiększanie swojej wartości w zewnętrznym aspekcie wynika z posiadania wysokiego poczucia własnej wartości jest jego naturalnym rozwinięciem, zetknieciem się duchowej wolności z realizowania celów życiowych.
    Poczucie znaczenia, aby miało zdrowe podstawy musi opierać się na sytuacji wygrana - wygrana. Przyjmijmy z otwartością wszelkie korzyści za każdym razem, gdy wnosimy do życia innych określoną wartość. Za dobrze wykonaną pracę bierzemy odpowiednią ilość pieniędzy. Za pomoc przyjacielowi nagradzajmy się dobrym samopoczuciemi, ewentualnie przyjmujemy zaproszenie na obiad. Poprawienie komuś humoru nie może się wiązać z pogorszeniem naszego nastroju.
    Nie ulegnijmy jednak złudzeniu - poczucia znaczenia nigdy nie można dostać, byłaby to wtedy ukryta forma aprobaty, której jak wiemy powinniśmy unikać. Paradoksalnie nie można o nie zabiegać - ono musi wyniknąć. Tutaj właśnie okazuje się przydatność wiary w siebie i poczucia własnej wartości. Jeśli je mamy, to nie musimy niczego udowadniać, ani zabiegać o czyjeś względy. Jesteśmy za to aktywni z 3 powodów. Dzięki temu mamy więcej kontroli, mamy okazje do doskonalenia swoje umiejętności oraz robimy to w czym pokładamy swój sens. Możemy skupić sie i może od czasu do czasu wejść w stan uskrzydlenia, który sprawia, że samo działanie jest już nagrodą.
    Mając wiarę w siebie, nie pragnąć uznania i dążąc do zwiększenia swojej wartości zewnętrznej jesteśmy ustawieni w kontinuum duchowo-materialnym w odpowiednią stronę. Idąc tą drogą robisz dokładnie to co większość przeciętnych osób nie robi. Oni nie mając wiary w siebie, pragną to nadrobić jakimiś niezrozumiałymi działaniami, ciągle łaknąc uznania. Z drugiej mańki nie robią kompletnie nic, aby zwiększyć swoją rzeczywistą wartość.
    W zasadzie do tej pory byliśmy przyzwyczajeni do tego, że działamy, głównie pod wpływem impulsów ze strony innych i wyuczyliśmy się osiągac cele, tylko i wyłącznie jak mamy nad sobą kija i marchewkę. Gdy jednak przychodzi zrobić coś od siebie, z własnej inicjatywy, to z jednej strony czujemy wewnętrzny opór, a z drugiej strony obawiamy się “wypaść po za ramy” narażając się na krytykę i negatywny stosunek w naszą stronę od osób żyjących dalej w tym matrixie. Z takiej perspektywy zaspokojenie potrzeby afirmacji wydaje się być jeszcze bardziej smakowitym kąskiem.
    Wiesz już co masz robić, by neutralizować potrzebę afirmacji. Dowiedziałeś się również co jest dla niej przeciwwagą. Pracuj nad jednym i na razie przemyśl tą drugą kwestię. W jednym z następnych wpisów omówię motor który dodaje mocy w przejściu tej transformacji.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Umieściliśmy na Twoim urządzeniu pliki cookie, aby pomóc Ci usprawnić przeglądanie strony. Możesz dostosować ustawienia plików cookie, w przeciwnym wypadku zakładamy, że wyrażasz na to zgodę.