Skocz do zawartości

Mr Sinister

Użytkownik
  • Postów

    106
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

  • Donations

    0.00 PLN 

Treść opublikowana przez Mr Sinister

  1. Ja się już tego nie podejmuję. Wbijam na inny level, udowodniłem sobie wszystko co miałem sobie do udowodnienia w tej dziedzinie. 297 dni, 100 dni, potem z 50 dni. Już nie czuję aż takiej potrzeby ograniczania masturbacji, ale po prostu jestem pewny, że jak postanowię sobie, że lecę 500 dni to to zrobię.
  2. Przykro mi, że Ciebie też to spotkało. Miałem identyczny problem, teraz jest z tym dużo lepiej. Będę pisał głównie w pierwszej osobie, ale zapewne wiele z tego odniesiesz do samego siebie. Wiesz, wg mnie to tworzy pewnego rodzaju błędne koło- ludzie sprawdzają moje granice, czegoś ode mnie chcą -> ja nie odmawiam-> oni uznają, że skoro się na to zgadzam to przecież wszystko jest w porządku-> ich zachowanie się powtarza. Ja czuję się z tego powodu źle bo im nie odmówiłem i zrobiłem z siebie szmatę. Gdy odmówię to pojawia się poczucie winy- bo przecież jak nie spełnię ich oczekiwań to nie będą mnie akceptować. Tak źle i tak nie dobrze. W takich przykładach idealnie sprawdza się zasada "Kat szuka ofiary, ale też ofiara podświadomie szuka kata". Ten wzorzec to idealne odzwierciedlenie relacji z rodzicami z dzieciństwa i przekonanie, że na dobro trzeba sobie zasłużyć i jak nie spełnię oczekiwań innych osób wobec mnie to spotka mnie kara. Teraz czytam dalej... i napisałeś dokładnie to samo... nerwica- obecność konfliktów wewnętrznych w jednostce niemożliwych do pogodzenia. Również u mnie odkąd sięgam pamięcią było to obecne od zawsze. Tłumiłem siebie od najmłodszych lat swojego życia. W szkole raz byłem sam w szatni. Mieliśmy typowe klatki- jedna klatka dla dwóch klas. Zakładałem kurtkę i wpadł jakiś typ w furii, dostałem z kolana w brzuch i nie potrafiłem oddychać. Oczywiście o tym wydarzeniu nikomu nie powiedziałem? Bo niby komu, skoro ojcu, ani matce nie mogę zaufać i spotykają mnie z ich strony podobne zachowania to widocznie na to zasłużyłem. Reakcja? Wyuczona bezsilność i rozwinięcie w sobie czegoś w stylu głęboko zakorzenionego syndromu sztokholmskiego. Obecnie oczywiście tak nie myślę... bo paradoksalnie zacząłem myśleć. Ale do takich wniosków człowiek po takich przejściach jak nasze dochodzi niestety automatycznie i dzieje się to bez udziału świadomości. Dziecko zaczyna (bez udziału swojej woli) tłumić własne potrzeby bo jest w pełni zależne od rodzica. Do tego dochodzą takie perełki jak nieumiejętność rozpoznania intencji ludzi i brak elastyczności w relacjach. Też próbowałem chyba do pewnego momentu wyrażać swój gniew w relacjach z rodzicami. Ale... jakie szanse ma 30kg chucherko w starciu z mężczyzna? Szybko zostało to zepchnięte do podświadomości. Wyrobił się mechanizm obronny, który miał za zadanie mnie chronić... Ważne było uświadomienie sobie, że nie miałem nad powstawaniem tego mechanizmu jakiejkolwiek kontroli. Ot, stało się to automatycznie, przecież jako dziecko byłem w pełni zależny od swoich rodziców. Ulubionymi słowami mojego ojca były inwektywy typu "jebany gnoju" itd. Pierdolił coś często o szacunku do rodziców i wychodziły mu przez usta takie pierdolone bzdety jak to, że powinienem się go bać. Bicie jakimiś pasami, policzkowanie, raz zdarzyło się nawet kolano w jaja. Ale już chuj z tym. Ważne jest to, że te wydarzenia zmieniły moje życie bezpowrotnie. I wszelkie pierdolenie typu jesteś kowalem swojego losu zostało ograniczone w bardzo dużym stopniu. Jak słusznie zauważyłeś to tłumienie siebie pozostało w późniejszym życiu. Do tego doszła oczywiście samoocena gówna, przekonanie, że nie zasługuję na nic, lęki, nerwica. Wszelkie problemy wychowawcze moich rodziców ze mną (no tak, przez cała podstawówkę miałem świadectwo z czerwonym paskiem, brałem udział w jakichś konkursach- zająłem 4-miejsce na śląsku z jakiegoś ogólnopolskiego konkursu z angola) oczywiście też były spowodowane przez komputer. Takie coś- zrzucanie odpowiedzialności- to typowa mentalność dziecka w dorosłym ciele. Ojciec sam był bity w dzieciństwie i odtwarzał ta traumę cały czas na nowo, tylko teraz nie z pozycji ofiary, tylko kata. Ale za złem koniec końców stoi człowiek. Problem jest wtedy, gdy osoba nie dorasta. Świadomość tego jest bardzo spoko- bo pozwoli mi przerwać te błędne koło... Tylko poodwracać skutki uboczne dużo trudniej, a raczej je minimalizować... Co czuje dziecko gdy chce wyrazić swoje zdanie, niezadowolenie, gniew, ale nie może tego zrobić bo spotyka go krytyka i agresja? Czuje się zdradzonym śmieciem, niegodnym niczego i zaczyna tłumić własne 'ja' aby po prostu przeżyć. Szkoda tylko, że tłumienie własnego ja= tłumienie układu odpornościowego, a długotrwały stres prowadzi między innymi do atrofii hipokampu- części mózgu odgrywającej duża role w formacji pamięci, w tym przestrzennej. Jak u takiej osoby ma się wykształcić prawidłowo układ nagrody odpowiadający za motywację do działania, skoro osoba taka nigdy w życiu nie była motywowana niczym innym niż stresem? Długotrwały stres powoduje dysregulacje receptora Kappa-Opioidowego w mózgu, który działa całkowicie przeciwnie do receptora MU-opioidowego. Wtedy dopamina wydziela się w częściach mózgu odpowiedzialnych za brak emocji, anhedonię, utratę odczuwania bodźców zewnętrznych, dysforię, stres, lęk i uzależnienie od substancji psychoaktywnych. Ale żyj człowieku dalej! Nie bądź pizda! Nie wracaj do przeszłości! Co było to było, na chuj drążyć temat. I najlepsze! Pewnie przesadzasz! Idź do psychiatry, wcisną ci pierdolone rozleniwiające serotoninergiki! Doszedłeś do perfekcyjnych wniosków. Równie dobrze to ja mógłbym tego posta pisać, wiele wydarzeń z niego się pokrywa dosłownie, a efekty które dane wydarzenia wywarły na Twoją psychikę są identyczne. Miewam tendencje autodestrukcyjne, nerwice i późniejsze rozdwojenie jaźni, które było skutkiem bardzo długiego okresu stresu. Stres sam w sobie nie jest problemem. Każdy przeżywa stres- nie możemy się tego w życiu pozbyć. Problem pojawia się, gdy zostajemy z takimi stresującymi wydarzeniami sam na sam... bo komu niby mieliśmy o tym powiedzieć? Katowi? Ten nawyk wykształcił się w nas samoistnie, nie mieliśmy na niego żadnego wpływu. Wykształcanie poczucia wdzięczności? To dalej jest mentalność ofiary. Naprawdę chcesz być wdzięczny swoim katom? Innych ciekawszych aspektów swojego życia nie będę poruszał.
  3. Hmm, jeśli nie czujesz takiego przejebanego dyskomfortu jak nie wykonasz tej czynności/nie masz wrażenia, że coś się zacięło w mózgu- coś jest wiecznie nie tak, to mi to wygląda po prostu na perfekcjonizm, nie zaburzenia obsesyjno-kompulsyjne. Niby jedno z drugim powiązane, ale jednak. Przechodziłem przez to piekło i albo to ja byłem w jakiejś grze o poziomie trudności "HARD AS FUCK", bo tak naprawdę nie wiem jak czują się ludzie, którzy są diagnozowani z tym zaburzeniem, wiem tylko jak ja się czułem. Symptomy takie jak Ty miałem od zawsze- ot perfekcjonizm z natury, ale to co przeszedłem przez ostatnie 2-3 lata jest wręcz nie do opisania i to całkowicie inna para kaloszy niż perfekcjonizm. OCD to bardziej dysocjacja i życie z pasażerem na gapę w swoim ciele 24h na dobę- jakbym miał to w jednym zdaniu opisać. Więc... może Cię to pocieszy , a może nie. Jak wyżej. W tym przypadku ja osobiście bym się skupił na ogarnianiu tego głównie ze strony psychologii. Gdybyś miał OCD to wedle mojej obecnej wiedzy bez mieszania w mózgu, pomimo powszechnej opinii krążącej w internecie nie da się tego wyleczyć. Z drugiej strony pisałeś coś o Aspergerze, o ile dobrze kojarzę to jakieś spektrum zaburzeń autystycznych, więc geneza by się zgadzała poniekąd- imo jedno z drugim może być ściśle powiązane i w obu występują dysfunkcje w przewodnictwie glutaminergicznym w mózgu (a chociaż na takie poszlaki się natknałem- zbyt mała wydajnośc enzymu GAD- przemieniajacego kwas glutaminowy w GABA/ponoć rtęć osłabia wydajność tego enzymu o 50%+ natknąłem się na jakieś relacje dentystki, która nabawiła się OCD poprzez kontakt z rtęcią, a po chelatacji jej to znikło) Na mnie te rozwiązanie działa. Innymi opcjami, które mi przychodzą na myśl mogą być zaburzenia metylacji. Przy undermethylacji (a może overmethylacji- obecnie link nie działa, a za swoja pamięć nie ręczę) występuje ukierunkowanie na introwertyzm, zaburzenia obsesyjno-kompulsyjne etc. Tak czy siak- jak link będzie działał to sprawdź: https://selfhacked.com/blog/what-is-methylation-and-how-does-it-affect-our-health/ Tu chyba są symptomy dla over- i under- wypisane.
  4. ... To samo ostatnio u siebie zaobserowałem i sam się zastanawiam. Jedyne co mi przychodzi na myśl to pewna teoria z transerfingu- gdy zmieniają się nasze linie życia, to dziwne rzeczy się w naszym życiu zaczynają dziać. Ale ile w tym prawdy, a ile racjonalizacji czegoś, czego przyczyny nie znam tak na prawdę, tego nie wiem. Tak czy siak wierzę w różne paranormalne zjawiska i często coś jest zdecydowanie na rzeczy- edit: zdecydowanie na rzeczy wedle mojej interpretacji świata- na ile to zbiega się z prawdą, to odmienna kwestia. Np. kiedyś popełniłem okropny błąd, który mi pokomplikował życie na parę ładnych miesięcy... i dokładnie w momencie, w którym wypowiadałem te destrukcyjne dla mnie słowa stłukła się pewna rzecz w moim pokoju, a świat momentalnie stał się jakiś 'dziwny'- ciężko to opisać.
  5. Jak wyglądają Twoje zaburzenia obsesyjno-kompulsywne? Czysty perfekcjonizm- obsesja na różnych punktach, czy w grę wchodzi przymus wykonywania rytuałów? Czujesz takie dziwne uczucie w głowie (pobudzenie, pernamentny stres), który może być zniwelowany chwilowo, tylko przez wykonanie kompulsji? Czy tuż po wykonaniu kompulsji masz wrażenie, że jej nie wykonałeś/nie jesteś pewny czy zrobiłeś to dobrze/ czujesz, że dalej coś jest nie tak? Żyjesz w ciągłym takim stresie? Z czystej ciekawości- nie uaktywniły się one u Ciebie po traumatycznych wydarzeniach?
  6. Ja w sumie rzuciłem bez większych problemów po paru latach palenia. Jakbym teraz się tego ponownie podejmował to przez początkowy okres wspomógłbym się niską dawką DXM 1-1-0. Działa antagonistycznie do nikotyny, także chęć palenia powinna zniknąć. https://www.ncbi.nlm.nih.gov/pubmed/10869398 Ot, taka ciekawostka.
  7. Ciężkie pytanie SennaRot ale zapewne przewodnim argumentem jednej strony konfliktu będzie: "Miś to frajer i materialista, nie kocha mnie. Prawdziwa miłość nie liczy pieniędzy. Gdzie ci prawdziwi faceci?" To jest żałosne. Ale powiem Wam szczerze, że jak sobie pomyślę, że jeszcze 3 lata wstecz prawdopodobnie dołączyłbym do grona ludzi myślących w taki sposób jak ci na wykopie... to tym bardziej chce mi się rzygać.... ale z takim uśmieszkiem na twarzy
  8. Wg mnie głównymi przyczynami niskiej samooceny jest pranie mózgu, a dokładniej doświadczanie wszelakich traum: -wmawianie dziecku przez jego otoczenie (wiadomo największy wpływ ma na to najbliższa rodzina, potem imo instytucja kościelna) pewnych etykietek na jego temat np. wyzwiska itd -wmawianie poczucia winy (na wszelakie sposoby, które nawet często na to na pierwszy rzut oka nie wskazują np. matka mówiąca synowi, że się na nim zawiodła bo dostał "4", a nie "5", a co za tym idzie przerost ambicji rodziców) Nawet takie durne sytuacje jak 'niezręczna cisza' po pewnych występkach zdrowo ryją banię. -problemy emocjonalne/kłótnie rodziców, które dziecko wyczuwa intuicyjnie i automatycznie zaczyna tłumić w takim przypadku swoje potrzeby, tylko po to, aby nie sprawić kłopotu osobie, od której jest zależne w pierwszych latach życia Aha, i zapomniałbym trauma to nie tylko negatywne wydarzenia, które wymieniłem pokrótce powyżej ale również wydarzenia, które POWINNY się wydarzyć, ale się NIE WYDARZYŁY w życiu jednostki... o czym wielu ludzi niestety nie zdaje sobie sprawy- więc: -brak kontaktu emocjonalnego z rodzicem/rozmów etc. również się pod to jak najbardziej podpina. Wszystko to można przełożyć oczywiście również na osoby z dalszego otoczenia jednostki, ale one grają drugie skrzypce i o ile dziecko zostanie w pierwszych latach życia właściwie ukształtowane przez osoby, z którymi spędza najwięcej czasu to środowisko wyczuje w nim silną jednostkę... a jak powszechnie wiadomo- kat nie podskoczy do człowieka znającego swoją wartość, tylko automatycznie obierze sobie za cel kogoś z mentalnością ofiary. Przykłady pewnie można mnożyć i mnożyć. Także ten: zasada jest jedna "Traktuj dziecko prawidłowo, a wyrośnie na zdrową jednostkę". Co do drugiej części Twojego pytania- jakie są sposoby na wyjście z tego? Wg mnie na pewno nie oszukiwanie samego siebie, zakłamywanie rzeczywistości... Przede wszystkim- empatia dla samego siebie i chronienie swojej prawdy. Oczywiście nie trzeba jej wygłaszać całemu światu nachalnie, ale niestety ten świat jest tak skonstruowany, że często odpowiedzialnością za wydarzenia wpływające na obniżenie samooceny u dziecka i wynikające z tego konsekwencje obarcza się samo dziecko, czy też już dorosłą jednostkę... bo niestety żyjemy w kraju, w którym na ludzi oddziałują powszechne myślokształty pt: "Szanuj ojca swego i matkę swoją"... Pytanie brzmi: jak przymusowe stosowanie takiej zasady (bo tak trzeba! Bo tak mówi Pani Jadzia i ksiądz z ambony) wpłynie na ofiarę? Nad tym już się niestety nikt nie zastanawia. To tak w kontekście- przyczyn niskiej samooceny- mówię o zakłamywaniu prawdy pod wpływem nacisków z zewnątrz, często nawet nieuświadomionych. Proponowałbym bynajmniej nie okłamywać samego siebie jako pierwszy krok, ku wyjściu z tego bagna.
  9. Hmm... Może adaptogeny np. Ashwagandha, żeń-szeń, rhodiola rosea?
  10. Słuchaj przede wszystkim siebie. To jest Twoje życie, a nie jakiegoś youtubera, który próbuje zaszczepić w mózgach innych wizję na perfekcyjny sposób spędzania czasu, nie biorąc pod uwagę wielu czynników, które sprawiają, że... jednak jako ludzie się trochę różnimy i to, że jednego będą jarać imprezki do 28. roku życia nie oznacza, że musi to jarać każdego. Jak dla mnie to taka unifikacja zachowania jest bardzo podejrzana Aha, no tak, wszyscy zostaliśmy wychowani w ten sam sposób, wszyscy mamy te same doświadczenia, te same podświadomości i sprawiają nam przyjemność te same bodźce! Zapomniałem... wszyscy powinniśmy też w wieku 25 lat mieć żonę, dziecko (najlepiej dwójkę- koniecznie Brajanka i Dżesikę) i kredyt na 35 lat. Chyba przegrałem życie
  11. Oczywiście, że zaryzykuje, ale jak mu się nie uda to poniekąd... znaczy, że jest dalej uzależniony. O prawdziwym uwolnieniu od alkoholizmu mówiłbym dopiero w przypadku, gdy ktoś może sobie rzeczywiście pozwolić na strzelenie tego piwka od czasu do czasu. Uzależnienia przejmują nad nami kontrolę gdy się im poddajemy... Ale czy osoba, która UNIKA alkoholu nie jest z nim związana? Jak komuś się nie uda i poleci w ciąg to znaczy, że nie usunął ze swojego życia/wnętrza czynnika determinującego swoje uzależnienie. Półprawdą jest, że substancje psychoaktywne uzależniają. Uzależnia się jednostka, w której dana używka wypełnia jakiś deficyt, więc czynnik nie jest głównie zewnętrzny, tylko wewnętrzny. Oczywiście nadużywana substancja X (czy to będzie alkohol, czy hormony wydzielane podczas masturbacji) powoduje zmiany w organizmie, co daje symptomy odstawienne (pogorszone samopoczucie), ale to i tak czynniki warunkujące podatność na uzależnienie (np. stany lękowe, stres, brak poczucia bezpieczeństwa etc. które to niwelujemy za pomocą alkoholu, masturbacji etc.) grają pierwsze skrzypce. Podczas wojny bodajże w Wietnamie żołnierze przez długi czas brali opiaty. Po zakończeniu wojny tylko niewielki procent z nich kontynuował ich używanie. Znikło zagrożenie- opiaty nie były już większości potrzebne. Prawdopodobnie u pozostałych uzależnionych zapełniały one wcześniejsze deficyty, dlatego nie zerwali oni z używką.
  12. Hmm.. Wyrzuty sumienia i moralność wg mnie sa kwestia programowania społecznego. To programowanie społeczne warunkuje jaka formę przybiora one u danej jednostki. Przykład: zdrowe wyrzuty sumienia pełnia funkcję informacyjna- zrobiłeś coś złego (jako coś złego z automatu przyjmuję za definicję działanie, które krzywdzi druga osobę), zdajesz sobie z tego sprawę (masz wyrzut sumienia), przyjmujesz to do wiadomości i starasz się tego nie robić w przyszłości, wyrzuty sumienia się kończą. Płynie z tego nauka, nie cierpimy w swoim mentalnym więzieniu i wszystko jest w porzadku- jesteśmy wyśrodkowani. I to programowanie społeczne warunkuje, czy przybierze to powyższa- zdrowa formę, czy przerodzi się w dysfunkcje: a) poczucie winy - np. na skutek rycia dziecku psychiki przez wpajanie mu winy, poprzez rodziców, instytucje kościelna itp. / przeróżne nerwice, których podłożem bardzo często jest poczucie winy, zaniżona samoocena b ) brak wyrzutów sumienia- czytaj tendencje psychopatyczne i tutaj właściwie też może nastapić to na skutek negatywnych doświadczeń. Pytanie co przyczyniło się do tego, że jednostka na skutek np. maltretowania stała się psychopata, a nie wykształciła się u niej nerwica? Takie przekonanie o mówieniu TYLKO prawdy może być okrutnym strzałem we własna stopę, jak ktoś nie zachowa w tym elastyczności... Mówienie tylko i wyłacznie prawdy... pierwszy przykład z brzegu- KOBIETY. Drugi przykład z brzegu: mówienie prawdy, gdy w grę wchodzi uratowanie swojej dupy, a nie ma poszkodowanego?- przykłady łatwo sobie wymyślić. To są zasady dla motłochu, które robią burdel w głowie... To co w danej kulturze jest uznawane za złe może być a) złe b ) może być dobre. I jest to dobre narzędzie do prania mózgu. Człowiekowi wystarczy narzędzie, które się nazywa współodczuwaniem, empatią. Wpadasz w pułapkę relatywizmu dobra i zła, sataniści wykonują świetną robotę. Dobro i zło istnieje realnie. Dobro= każde działanie, które nie szkodzi drugiemu człowiekowi. Zło= każde działanie, które szkodzi drugiemu człowiekowi. Nie rozumiem co ma piernik do wiatraka. Jak ktoś zgwałci dziecko jakiegoś człowieka, którego nie widziałem na oczy to nie będę poruszony tak jak w przypadku potencjalnego gwałtu na własnym dziecku, ale nie zmieni to faktu że sprawca zrobił coś złego.
  13. Dieta wysoko-tłuszczowa. Organizm zaadaptuje się do spalania tłuszczu-> robisz mu deficyt kaloryczny-> zaczyna spalać smalec z brzucha.
  14. Odpowiedziałem powyżej. Osobiście uważam klapanie dziobem za wadę w większości przypadków. Słuchaj, słuchaj, słuchaj, trafiaj w sedno, krótko, zwięźle.
  15. Hmm, jakie widzisz korzyści w pracy nad emocjami, które przydadza się podczas prowadzenia rozmowy? Chodzi Ci o zapanowanie nad niechcianymi emocjami, które uaktywniaja się podczas rozmowy i powoduja negatywny odbiór naszej osoby w oczach rozmówcy? Czy wywoływanie w sobie określonych stanów emocjonalnych, aby 'zarazić' nimi druga osobe? A może jeszcze coś innego o czym nie pomyślałem? edit: Arintal- nie traktuj tego jako wady. Przestań z tym walczyć i zrób z tego swój atut. Konkretność, płynne wyrażanie swoich myśli, trafianie w sedno bez zbędnych opisów. Ewentualnie jak Ci to bardzo przeszkadza to próbuj to udoskonalić, ale wg mnie istnieje duża szansa, że wyjdzie z tego coś nienaturalnego. No chyba, że chodzi Ci o brak umiejętności przywołania jakichś wydarzeń z pamięci lub też niemożność ich opisania.... to wtedy rzeczywiście czytanie ksiażek.
  16. Naucz się słuchać i wykazuj szczere zainteresowanie rozmówca. Zdecydowana większość ludzi podczas rozmowy jest skupiona na sobie. W taki sposób zyskasz przychylność rozmówcy. A co z tym zrobisz to zależy tylko i wyłacznie od Twoich intencji i dalszego sposobu myślenia.
  17. Z tego co się orientowałem kiedyś to te w formie tabletek to podobno lipa. Niby można to obejść rozpuszczajac tabletki w tłuszczu, czy zjeść w tłuszczowym posiłku, ale nie chciało mi się z tym bawić- miałem ta z podkowalin, wychodziła serio tanio, ale teraz przerzuciłem się na takie w kropelkach. Swoja droga miewa ktoś palpitacje serca po K2? Jak bierzecie D3 w większych dawkach to zwiększa się zapotrzebowanie na wapń- z powodu zwiększonej absorpcji z jelit, więc trzeba zadbać o podaż wapnia- inaczej będziemy mieli symptomy hipokalcemii. K2 zwiększa zapotrzebowania na D3, ale gdy bierzemy je razem z A (i mamy jej wystarczajacy poziom) to mniejsza dawka K2 jest potrzebna bo białka wiażace witamine K nie sa zniekształcane. Branie K2 'chroni' przed rzekoma 'toksycznoscia' D3, która to nie jest toksycznościa, tylko w rzeczywistości niedoborem wit. A. Więc jakieś negatywne efekty suplementacji D3 jeżeli by ktoś takie miewał moga nie wynikać ze zbyt dużej dawki D3, tylko z hipowitaminozy A i jeszcze dodatkowo- branie wit. D3 bez A indukuje niedobory miedzi. Przy większych dawkach trzeba bardziej na to zwracać uwagę. Dwie wersje proporcji jakie znalazłem to: 2000iu D na 1000iu A na 1mg K2 lub w przypadku większych dawek D3 w określonych celach. 1000iu D na 1000iU A Branie boru zwiększy też poziom D3 we krwi. A tego wariata to mamy w diecie raczej mało. Boraksowa konspiracja- polecam artykuł. Jeśli ktoś dodatkowo chce ograniczyć syf, który robi w naszym organizmie panoszacy się fluor.
  18. Odstawiłem alkohol już z jakiś dobry rok temu. W tym okresie z 4x piłem wino- w śmiesznych ilościach- typu szklanka- 2 szklanki iii miałem już wesoło po takiej ilości. Tylko ja byłem ciężkim przypadkiem- waliłem po 0.5l do poduszki codziennie. Nie zamierzam wracać do tego gówna. Oczywiście alkohol jest gówniana droga na skróty i odstawienie go jest dobrym krokiem na drodze ku ogarnianiu życia- ale tak jak ze wszystkim- tyczy się to sytuacji, w których jest on nadużywany. Pytanie gdzie jest ta granica? Z tego co mi wiadomo to granica, aby nie robić sobie kuku jest jeszcze niżej niż powszechnie się sadzi. Ostatnio natknałem się na badanie mówiace, że już minimalne ilości alkoholu, niekiedy nawet uznawane za prozdrowotne już hamują neurogenezę, czyli powstawanie nowych neuronów w hipokampie. Ten argument bardzo przemawia do mojej podświadomości. Higher alcohol consumption over the 30 year follow-up was associated with increased odds of hippocampal atrophy in a dose dependent fashion. While those consuming over 30 units a week were at the highest risk compared with abstainers (odds ratio 5.8, 95% confidence interval 1.8 to 18.6; P≤0.001), even those drinking moderately (14-21 units/week) had three times the odds of right sided hippocampal atrophy (3.4, 1.4 to 8.1; P=0.007). There was no protective effect of light drinking (1-<7 units/week) over abstinence. http://www.bmj.com/content/357/bmj.j2353 1 jednostka alkoholu to 10ml spirytusu. Więc już 140ml spirytusu tygodniowo prowadzi do atrofii hipokampu. Ile jest w piwie? 25mg spirolu?
  19. Ze złocistym jest taki problem, że sa jego dwie odmiany- Złoty Oliwin i Solin. Odmiana Solin jest nisko linolenowa, więc odpada. A na opakowaniach nie spotkałem się z informacja nt. odmiany stosowanej w siemieniu lnianym złocistym, która zakupiłem u danego producenta. Więc wg mnie brązowy len jest mimo wszystko pewniejsza opcja. Jak napisali koledzy powyżej. Ja jeszcze od siebie dodam, że nawet mieląc je w młynku do kawy należy robić to pulsacyjnie, aby temperatura zbytnio nie urosla. Iiii z informacji, które jeszcze mi tkwią w głowie to, do konwersji ALA do EPA i DHA potrzebne są stymulatory enzymów desaturazy. "Proces syntezy EPA i DHA kontrolowany jest przez enzymy – desaturazy 6 i 5, których aktywność jest zależna od wielu czynników. W ogólnie przyjętej literaturze konwersja do EPA zachodzi z wydajnością minimum 6%, a konwersja do DHA z 3.8% ( Gerster 1998; Talahali et al. 2010) [9,10]. W literaturze możemy znaleźć czynniki, które obniżają kluczową aktywność enzymów desaturazy, ale w ostatnich latach rośnie lista czynników powodujących wzrost aktywności desaturaz. Warto wspomnieć o diecie wysokobiałkowej, podaży magnezu, cynku i witaminy B6, jako czynników stymulujących desaturazy, jak również insulinie , która jest jednym z najsilniejszych stymulatorów [11-14]."
×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Umieściliśmy na Twoim urządzeniu pliki cookie, aby pomóc Ci usprawnić przeglądanie strony. Możesz dostosować ustawienia plików cookie, w przeciwnym wypadku zakładamy, że wyrażasz na to zgodę.