Skocz do zawartości

Animavilis

Użytkownik
  • Postów

    212
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

  • Donations

    0.00 PLN 

Odpowiedzi opublikowane przez Animavilis

  1. 48 minut temu, Złotousty napisał:

    Uważam że to bardzo kiepski zbieg okoliczności, nie mam wyjaśnienia nawet na taką sytuację. A Ty jak uważasz? 

     

    Ja uważam, że Twoja wizyta u Twoich niedoszłych teściów, dała jej pretekst do kontaktu, do którego być może się zbierała, od jakiegoś czasu, ale nie miała argumentu, żeby z Tobą pogadać. Gdyby miała Ciebie gdzieś, to by nie zadzwoniła, a przynajmniej nie pytałaby co u Ciebie śłychać i jak Ci się żyje.

     

    • Like 1
  2. 7 minut temu, Adams napisał:

    Dalej - po SGH stoi otworem kariera w sprzedaży i marketingu,

     

    Tyle teorii, a teraz praktyka. Wszyscy moi znajomi po SGH świetnie sobie radzą w korpo. Zarówno jako szeregowi handlowcy (potrafią wyciągać 20k miesięcznie), jak i kierownicy czy dyrektorzy. Jeden to nawet jest już prezesem (w sensie szefem na Polskę), a typ nie ma jeszcze 40 lat. Oczywiście można dywagować, że są po prostu dobrzy, a jak ktoś jest dobry, to po każdych studiach będzie błyszczał - możliwe. Ja po prostu widzę taką korelację: skończył SGH -> trzepie grube hajsy w korpo.

     

     

    Ze sprzedażą mam sporo wspólnego, również w korpo. Więc albo się nie znam, albo takie zarobki to coś jak Yeti. Jak możesz i to nie problem to podaj więcej info.

    Jeśli chodzi o zajmowanie wysokich stanowisk, to trzeba też przyjżeć się struktórze takich karier. Fakt, 20 lat temu awanse na wysokie stanowiska odbywały się błyskawicznie, ale czasy się zmieniły. I tu znowu, jeżeli to nie problem to podaj więcej info na temat takich osób.

     

    Co do starzy, to się zgodzę, że SGiech ma łatwiej, ale ogólnie takich programów jest więcej, sa ciekawsze, i wartosciowsze niz 10 lat temu.

  3. @Złotousty sam mam w sobie kilka traum z przeszlosci, i jezeli kolejna panna swoim zachowanuem odpalilaby by u mnie cos co zdecydowalo o zerwaniu z poprzednia, to raczej nawet bym nie podejmowal dyskusji, tylko spakowal swoj bajzel i dal sobie spokoj. Odebralbym to jako jej podobienstwo do czegos co mnie wczesniej wyniszczalo. Realnie oczywiscie nie musialoby tak byc, ale jezeli kaliber moich wczesniejszych obrazen bylby duzy, to z pewnoscua zareagowalbym dosc stanowczo. 

    Sadzac po reakcji Twojej panny, to sa dwie opcje, a w zasadzie 3: ona ma pierdolnik pod kopula i nie radzi sobie sama ze soba, co skutkuje nie dostosowaniem reakcji do zaistanialej okolicznosci; jakies mocne wydarzenie z przeszlosci, zbiezne z ta sytuacja, niezle musialo zwichrowac jej psychike; czegos nam nie mowisz.

     

    Co do "wyczucia czasu" przez Twoja byla, to na prawde sadzisz ze to zbieg okolicznosci?

     

    Kolejna sprawa, to wydaje mi sie ze za duzo analizujesz. Tak jabys sie tlumaczyl.

     

    Ja osobiscie nigdy bym nie pomyslal, ze moja rozmowa z eks, bylaby obojetna, dla obecnej panny. Twierdzenie ze jest inaczej, jest naiwne.

  4. @JurekB Tez mi sie tak zdaje. Sam skończyłem "esgiech" i wiem że to już nie ten efekt co 10 czy 20 lat temu, kiedy korpo sie rozwijalo, budowaly struktóry i wiedza biznesowo zarządcza byla porządana. Teraz co drugie korpo robi restrukturyzacje - wypieprza ludzi, spłyca struktury, konsoliduje działy. Mam wrażenie, że struktury dużych firm przekształcaja sie z funkcjonalnych (pionowych - klasycznych) w poziome, oparte na płytkiej struktórze, gdzie jest nieliczny zarząd ibrzesza roboli ("specjalistow" ktorzy sa doladowani wieksza odpowiedzialnoscia) obecnue jeszcze IT i programiści maja eldorado, ale to tez nie bedzie wiecznie trwalo. To tak z  moich obserwacji.

    Z SGH-u wynislem głównie więdze biznesową, ktora się przyda przy własnym biznesie.

     

  5. A moze sprawa jest inmego rodzaju? Moze to "efekt Pawłowa" który zlapala w jakiejś wcześniejszej relacji? Moze jakiś poprzedni jej lowelas nie mógł się odkleić od byłej? Może chodzi o to jakie tematy poruszałeś podczas rozmowy, a może nawet nie chodzi o byłą, tylko o sam fakt, że wstałeś do telefonu, przerywając sielankowe przytulańsko.

  6. 1 godzinę temu, self-aware napisał:

    Najtrudniejsze to chyba ogarnąć gdzie jest ta granica między "w życiu trzeba ryzykować bo inaczej chuj wielki i bąbelki" a tą stabilizacją, która jednak też może być fajna. Mam spoko pracę a jednak "coś" mi nie gra... A może apetyt rośnie w miarę jedzenia i ZAWSZE mi będzie coś nie grało? W ten sposób, będę ciągle coś zmieniał żeby znaleźć się w "tym" miejscu i finalnie nigdy to się nie stanie?

    Jeżeli masz "ciekawską" osobowość, rutyna Cię nudzi, masz przy tym trochę odwagi do zmian, to myślę że raczej do końca Twoich dni będziesz czegoś szukał i coś Cię będzie uwierało.

    Może nie mam powodów, żeby się chwalić jakąś specjalną mądrością życiową, mam 37 lat (może dopiero), ale pewne zmiany w sobie już zauważyłem, staram się je powiązać z wydarzeniami w moim życiu, i określić kierunek w jakim będą następowały. Zresztą przemijanie życia może być podobne u każdego (lub większości) ludzi, z tym że nie każdy będzie miał odwagę lub chęci, żeby coś zrobić ze swoim życiem.

    Wracając do Ciebie, to z mojej perspektywy mogę powiedzieć, że trudno jest dostrzec taką namacalną granicę. , Na wszystko w życiu jest czas, i pewne mechanizmy w nas się uruchamiją samoistnie. Ryzyko i doświadczanie, jest bardziej naturalne dla osób młodych, taki człowiek nie ma zobowiązań, jest bardziej podatny i chętny do zachowań ryzykownych, przy czym mniej się przejmuje konsekwencjami. Z biegiem lat zmieniają się priorytety, zdobywamy nowe doświadczenia, przewartościowujemy się. Zaryzykuję, że do 25 roku życia bardziej kierujemy się maksymalizacją doświadczeń i korzyści w krótkim okresie czasu, później wraz ze zdobywaniem i pogłebianiem mądrości zyciowej, zaczynamy w siebie inwestować bardziej długoterminowo (pod warunkiem że okoliczności - typu utrzymanie rodziny i inne zobowiązania, na to pozwolą).

    Moich "tych miejsc" miałem wiele, jak do nich dochodziłem, to okazywało się że to za mało, albo że to nie to o co mi chodziło, gdyż realia okazały się inne. Ja wiele zmieniałem, w kwestii edukacyjnej mam rozbieżności jak mało kto (technologia szkła, studia techniczne-automatyka, inżynieria komputerowa, studia biznesowe, Szkoła muzyczna), pod względem zawodowym, mam jeszcze więcej rozbieżności, wielokrotnie zmieniałem miejsce zamieszkania, równiez zmieniając miasta w naszym kraju, ale też mieszkałem za granicą ( wyspy tez zaliczyłem), zawodowo przeważnie pracowałem na etacie, ale również "dorabiałem na swoim". Wiele przeszedłem, a pomysłów coraz więcej, ale też potrzeba ograniczenia ryzyka, wieksza potrzeba bezpieczeństwa i spokoju, a niestety pomysły coraz bardziej ambitne i wymagające. Według mnie na wszystko w życiu jest czas, i do pewnych rzeczy trzeba dojrzeć. Zwyczajnie wcześniej coś się wydaje nie możliwe, a po jakimś czasie rozwiązanie, czy pomysł na realizację przychodzi sam.

    W sensie zawodowym, przeciętny pracownik w ciągu pierwszych dwóch lat pracy na danym stanowisku przyswaja 80% wiedzy związanej z tym stanowiskiem, więc wybraź sobie jaką karą jest pracować np 20 lat w jednym miejscu robiąc to samo, ja sobie tego nie wyobrażam, mnie po 2 latach już coś "swędzi" jak niec się nie zmienia, 3 fo 4 lat jestem w stanie wytrzymać, ale później to już dzieję się we mnie dramaty. Siedząc w jednym miejscu, i obserwując zmieniający się świat, człowiek się cofa. Według mnie zmiany w życiu powinny być czymś naturalnym, ale tacy jak my, w otoczeniu ludzi, którzy są zwykłym stadem bez chęci uzywania własnego rozumu i korzystania z życia, mają trudniej, bo musimy się jeszcze zmagać ze stereotypami i kompleksami otaczających ludzi.

     

     

    Cytat

     

    Prędzej czy później będzie gorzej bo przekombinuję, a może życie tak własnie ma wyglądać, że ciągle robimy coś nowego? Wtedy warto być w pracy rok a może 20 lat? Skąd wiedzieć, że jest czas na coś nowego? 

    Czy będzie gorzej? Wątpie, czym więcej doświadczeń, tym więcej wiedzy i recept na kryzysy, w pewnym momencie doświadczenia zaczną się zazębiać ( nawet te pozornie ze sobą nie związane), z czego będziesz miał bazę umiejętności do radzenia sobie w kryzysach, lub wykorzystywania i dostrzegania szans. Gorzej może być jeżeli coś bedzie ciągle Ciebie uwierało i nic z tym nie będziesz robił.

    Cytat

     

    Myślę, że człowiek choć trochę inteligentny ma trudno w życiu... Trudno, bo dużo myśli. Czasami lepiej nie myśleć i robić swoje. Ja tak jednak nie umiem.

    Niestety tacy jak my "ciekawscy" mamy trudniej. Większość ludzi to zwykłe stado, żyje tak jak im się powie (jak im media, reklamy i otoczenie zasugeruje), pracują w jednej firmie na jednym stanowisku, awanse często są ze względu na zasiedzenie, a nie kompetencje, czy wartość jaką moga wnieść w rozwój przedsiębiorstwa. Nie są szczęśliwi, ale wmawiają sobie że tak jest ok, bo wszyscy tak robią - 99% osób które znam, żyją kierowani takim mechanizmem, zwyczajnie leca z prądem. Ludzie którzy chcą kierować swoim życiem, zaryzykować, czy coś pozmieniać, robią sobie zawirowania i turbulencje, niejednokrotnie otwierając się na krytykę i ataki ludzi, którzy zwyczajnie kierują się zazdrością z powodu własnej niedoli i braku jaj, żeby samemu coś w sobie zmienić.

     

    @Tomko Też tak czasami myślę, ale ja jednak zdecydowanie bym się nie zamienił. Zycie jak chomik w kołowrotku. Co taki człowiek przekaże swoim dzieciom, zostawi jakąś spóściznę? Żyć tylko po to żeby pracować, jeść i srać? Mam większe ambicje. Znam takie osoby, nawet w rodzienie takich mam. Nawet nie ma z nimi o czym pogadać, recytują popelinę z mediów jako swoją, przecząc co chwilę temu co mówili wczesniej (bo nasłuchali się innej stacji niż wcześniej). Obwiniają wszystkich kogo mogą za swoje niepowodzenia. Jedyna rozrywka w życiu to dużo programów w telewizorze i latanie po promocjach w biedronce. Co kolwiek mają, to najtańszy szajs z zerową przydatnością. Przeważnie krzykate, pyskate i aroganckie towarzytwo.

    Niby niewiedza to błogosławieństwo, ale wolę żyć świadomie i sam decydowac o swoim życiu.

    • Like 2
    • Dzięki 2
  7. @TheFlorator Codewise to konkretny przyklad. Gosc 20 kilkuletni, bez doswiadczenia w biznesie, za kase ojca robi wrogie przejecie firmy zalozonej bodajze przez 4 programistow, a nastepnie pozbywa sie trzech (o ile dobrze pamietam). Wiele takich chistorii wylukalem. Czytam o ludziach nie tylko z pierwszych stron gazet. Nie przywiazuje uwagi do nazwisk, a raczej skupiam sie na mechanizmach sukcesogennych.

  8. @TheFlorator poczytaj chocby o gosciu ktory jest wlacicielem firmy Codewise.

    W tym temacie glownie wymieniane sa naprawde grube ryby, ale poczytaj zyciorysy prezesow, wlascicieli preznych startupow, to zobaczysz ze nie wszyscy sukces zawdzieczaja tylko sobie. Zeby nie bylo, nie jestem jednym z narzekajacych lemingow, jako ze sam sie interesuje przedsiebiorczoscia i staram sie zdobywac jak najwiecej info o ludziach ktorzy cos osiagneli, gdyz uwazam, ze lepiej sie uczyc od madrzejszych od siebie.

    • Like 1
  9. 57 minut temu, TheFlorator napisał:

    @Animavilis Ksiązki nie czytałem, jaka to książka? Czytałem natomiast parę artukłów i oglądałem film Pumping Iron.

     

    Po trupach do celu - nie znam szczegółów ale to też takie ogólne/względne hasło. Myślę, że każdy w swoim życiu czasami to robił żeby coś uzyskać/osiągnąć. Nikt nie jest doskonały...

     

    Poza tym Arniego bardzo szanuję za osiągnięcia. Wybił się z małej wioski Thal w Austrii.

    Jego ksiazka biograficzna ktora napisal. Arniego rowniez i ja bardzo lubie. Ksiazka bardzo fajna, polecam. Arnie mial naprawdę ciekawe zycie. To o czym mówię, to to wzmianki z książki, gdzie Arnie sam wspominał że parę razy slabo sie zachował.

     

    @typiarz Ma dość zbierzne zdanie. Uważam że do pewnego pułapu można samemu się dorobić, ale pózniej bez plecow prawie nie realne. Tez jak pokopalem w biografiach pokopalem to czar pryskal. W nie ktorych bylo wprost wiadomo co z czego, w innych przypadkach wystarczylo polaczyc fakty.

     

    Ja bym jeszcze wspomniał Bezosie, wlascicielu Amazona.

  10. Ja jeszcze tak od siebie dodam. Mianowicie uwazam, że wiele sukcesów, które wydają się sukcesami w oczach obserwatorów, nie są sukcesami z perspektywy osób, które to osiągnęly, zatem trzebaby też zdefiniować co dla kogo jest sukcesem.

    Dla mnie jest to spełnienie, i osoba, która odniosła sukces to taka, która u progu swojego życia, czuje i wie że wypełniła swoje życie, przy czym status materialny nie odgrywa znaczącej roli.

    Mozna mieć różne cele. Oczywiście w powszechnej opinii, za sukces uznaje się wysoki status materialny. Ale, kasę można zarabiać w różny sposób: legalny, nie legalny, półlegalny. Uważam że jeżeli ktoś się nastawi na zarabianie kasy, i jest odpowiednio zmotywowany i wytrwały, to nawet średnio rozgarnięty człowiek może dojść do duzych pieniędzy. Pokuszę się o stwierdzenie, że w niektórych przypadkach zarobienie kasy może być łatwiejsze, niż zdobycie np. jakiejś specjalistycznej wiedzy.

     

    Biorąc za przykład np. Schwarzeneggera, to w jego książce biograficznej jest wzmianka o jego trudnych relacjach z ojcem. Pokuszę się o stwierdzenie, że w wielu przypadkach  (być może i w przypadku Arnolda), w odniesieniu sukcesu, równie duże znaczenie mają okoliczności. Jeżeli ktoś był w dzieciństwie poniżany (Arnold był gorzej traktowany niż jego brat, podobnie jak ktoś opisał przypadek Lundgrena) lub niedoceniany, wówczas tacy ludzie chcąc udowodnić, że jednak mają wartość, są w stanie osiągnąć taki status o jakim inni moga pomarzyć. Jeżeli ich celem jest dowiedzenie, że osoba na której im zależy się mysli, wówczas tacy ludzie często z wręcz nadludzką siłą realizują swoje cele. 

  11. 19 godzin temu, Sman napisał:

    Janusz Filipiak - założyciel i właściciel telekomunikacyjnego przedsiębiorstwa Comarch, zaczynał ze studentami. Autor kilku świetnych tekstów: "Nie ma takiego pracownika, którego nie da się zastąpić skończoną liczbą studentów.", czy "Tylko sześciu naszych pracowników zarabia poniżej trzech tysięcy złotych".

    Moje wnioski wynikające z przeczytania genezy tego sukcesu sa takie, że Pan filipiak po prostu zgarnał projekt dla Państwa, który miała przygotowac uczelnia. Według mnie wyczół interes, i jako pracownik uczelni, mógł stweirdzić, że nie da się go zrealizować (gdzieś przemknęły mi wzmianki o tym jak Filipiak stwierdził, że uczelnia nie miała odpowiednich zasobów na realizacje projektu), ale już jako przedsiębiorca, przy wykorzystaniu studentów dał radę. 

    Znam przypadek w Warszawie, w latach kiedy była zmiana systemu nadawania telewizji, wówczas był szał na dekodery i tego ordzaju przetworniki. Jedne z wykładowców politechniki Warszawskiej, w ramach laboratoriów wykorzystał studentów do skonstrułowania takiego ustrojstwa, po czym ze swim wspólnikiem zbili majątek na sprzedaży tego sprzętu.

     

    Wracając do tematu, to Polska firma Nowy Styl. Chłopaki polonezem wozili krzesła, no i w końcu im sie udało.

     

    • Like 1
  12. @JurekB popieram Twój punkt widzenia. W bardzo specjalistycznych sprawach tez sie radze, ale raczej nie znajomych, bo oni przewaznie maja wiedze ktora mnie nie interesuje (np. promocje w Lidlu, lub rozsterki na temat wyzszosci "kebaba nad chinczykiem". Ja najpierw szukam w dostepnych zrodlach, nastepnie rejestruje sie na forach i zakladam temat (wczesnie przeszukawszy owe) a na koncu szukam specjalistow i staram sie konsultowac. 

     

    Jak musze cos przeniesc - typu szafa, to korzystam z pomocy brata, z nim jak dotad mamy bezproblemowy układ barterowy. Pomoc pozostalych z mojego otoczenia jest skrajnie nieekonomiczna.

     

  13. Witam,

    Od jakiegoś czasu zastanawiam się nad spróbowaniem gry w golfa. Trochę poszperałem w necie i wychodzi na to że chyba przeważnie trzeba się zapisać do klubu golfowego.

    Ale tak naprawdę nie wiem jak to wyglada w rzeczywistości, czy trzeba mieć jakąś swoją ekipę do golfa? No i sumarycznie z jakimi kosztami trzeba sie liczyć. 

    Ponadto, żeby gra miała smaczek, to czy są jakieś turnieje golfowe w kraju?

     

    Pozdrawiam

  14. @Łapinski Ja mam tak samo, jak jest coś do zrobienia, to nie rozgladam się za kimś kto to za mnie zrobi, nie biadolę że nie umiem, a jeżeli nie umiem to się uczę. 

    W moim przypadku, ludzie którzy prosili mnie o pomoc, i ją dostali, a następnie zobowiązali się do rewanżu, i mają jakieś poczucie przyzwoitości, już nie przychodza do mnie ponownie po pomoc nie uzyskawszy wcześniej możliwości zrewanżowania za wcześniejszą przysługę, z takimi nie mam problemu. I nawet gdyby przyszli ponownie, to ponownie zrobiłbym przysługę ze względu na szacunek za moje poświęcenie.

    Ale sa też wokół mnie tacy, którzy są leniami, ale kulturalnymi, i w miły sposób szukają wyręczycieli i z takimi już trochę gorzej sobie radzę. Po prostu cenię kulturę i grzeczność, i nawet jeżeli pod tym kryją się słabe intencje, to i tak ciężko mi odmówić.

    Z osobnikami o postawie roszczeniowej, i w beszczelny sposób żadających spełnienia zachcianek, nie mam problemów, takich gonię jak bydło.

  15. 14 godzin temu, Łapinski napisał:

    Jak ktoś od Ciebie coś chce to powiedz zaraz Ci powiem tylko się zastanowię.

    Ja np już nic dla nikogo nie robię za darmo.

    Mówię, że się zastanowię i odkładam telefon.

    Oczywiście nie oddzwaniam bo to szczerze pierdolę.

     

     

    Ja bym potraktował jako brak szacunku - chodzi mi o brak telefonu zwrotnego. W odmowie nie widze nic złego.

    • Like 1
  16. @TheFlorator

    1. Też mam wrażenie, że chyba tylko w tym kierunku trzeba iść

    2. Okolice 40

    3. Autorytety? Chmm, tak, czytam biografie, interesuję się biznesem, ale po dokopaniu się do dna jednego czy drugiego guru biznesu, okazuje się, że często gdzieś, ktoś mu coś ułatwił, nie mówię to tylko o naszym lokalnym krajowym podwórku. Generalnie staram się wyłapać cechy ludzi, którzy coś tam osiągneli, i chyba przede wszystkim to branie życia za bary, i nie pekanie w obliczu ryzyka.

    4. Tak, niestety potwierdzę, i niestety mam coraz mniej cierpliwości, bo dostrzegam, że przez to próbowanie zaczynam tracić czas. Ostatnio zacząłem rozważać kolejne przebranżowienie, już nawet zacząłem, coś działać w tym kierunku, ale nie wiem czy jest sens, znów poświęcać jakiś czas (najczęściej lata), żeby wrócić do stwierdzenia, że jednak nie daję rady w sztywnych strukturach. Mimo to swiadomość utraty lepszej opcji nie ustępuje.

     

    Wstyd się przyznać, ale może trochę oddziaływuja na mnie te wszelkie "psalmy sukcesów" którymi ludzie się chwalą, pomijając, że w wielu przypadkach to zwykła ściema.

     

    @Łapinski Obawiam się że nie rozumiem.

  17. @TheFlorator Obecnie to branża techniczna (nie wchodząc w szczegóły). Jest miesjce na rynku na takie firmy, wiele firm specjalistycznych mają małe struktury (od jednej do kilku osób). Przeważnie rynki nie sa zbyt duże, ale sprzęt specjalistyczny powoduje, że obraca sie duzą kasą, no i jednak beż wiedzy specjalistycznej nie da rady. Lubie to co robię obecnie, ale meczy mnie praca na etacie. Tak naprawdę wypracowałem sobie kilka możliwości, uważam, że mógłbym spróbowac "własnego chleba" w kilku branżach nie spokrewnionych ze sobą. Myślę że jednym z ograniczeń, jest mnogość wyboru i możliwości. Kilkanascie lat temu miałem możliwosc porozmawiąć z pewnym psychologiem, na różne tematy, między innymi rozmowa zeszła na tory szeroko pojętego sukcesu życiowego. Ten gośc powiedział coś co wydało mi się ciekawe, mianowicie stwierdził, że większość ludzi nie ma zbyt wielu pomysłów na siebie, zdarza się że podłapią jakiś jeden lub dwa kierunki, których się trzymają z poczuciem, że już nic lepszego nie wymyślą, siędzą w tym chcąc nie chcąc jakoś to rozwijają, i okazuje się że po kilkunastu lub nawet kilkudziesięciu latach odnosza sukces, przynajmniej ten sukces jest zauważany z boku. Natomiast ludzie, którzy interesują się wieloma kierunkami, mają trudniej, nie mogą sie na nic zdecydować, jako że nie mają wielkich problemów z dokonaniem zmian, to nie są w stanie się zdecydowac na jedną rzecz i jej rozwijać, i w ten sposób kończą z niczym. Wielokrotnie starałem się to zaobserwować jak to jest wśród ludzi, którzy mnie otaczają, i doszedłem do wniosku, że faktycznie coś w tym jest. Znam wiele osób, które przeżyły mocne zawirowania w firmach w których pracują, często przypłacali jakąś depresją, ale brak pomysłu na siebie, i strach przed zmianą pracy spowodował że twkili w jednym miejscu, po latach sytuacja się unormowała i teraz można powiedzieć że odcinają kupony. Tylko że dla mnie to jest masakra, ja w momencie, kiedy grunt był niestabilny nie czekałem, tylko szukałem i zmieniałem dalej. Zreszta uważam, że takie twkienie w jednym miejscu jest równoznaczne z pozostawieniem swojego losu w rękach kogoś innego. Inna kwestia, że równiez ludzie, którzy wylecieli bo ktos tak zdecydował.

    W każdym razie odnąsząc się do słów tego gościa ja stwierdzam, że zdecydowanie jestem tym drugim przypadkiem. 

    Ponadto jest cos co mi nie daje spokoju, mianowicie, boję się że ominie mnie jakaś szansa, że jak się czymś zajmę na dłużej, to gdzieś obok przejdzie zyciowa szansa na coś fajnego. Patrząc na siebie, mam wrażenie, że jestem osoba, która "siedzi w rogu" żeby z tylu nic mu nie umkneło i nikt go nie zaskoczyl stwarzając sobie najlepsze pole widzenia, obserwuje i prubóje co mu smakuje a co nie, i nie może się na nic zdecydować. Myślę że to również jest spory problem.

  18. @krisye Z tą strefa komfortu pewnie trochę masz racji, z tym że nie odnosi się ona do mojego życia codziennego, ale myślę że bardziej do tego co siedzi bardziej w mojej podświadomości. Mianowicie mam bardzo silną potrzebę niezależności, w dłuższej perspektywie słabo znoszę zwierzchnictwo (np. przełożonych - aczkolwiek są wyjątki), mam duże poczucie prywatności. Z tym byciem popychadłem, to też tak nie do końca, tak jak pisałem wczesniej, ludzie mnie odbierają jako kogoś zdecydowanego, mającego pomysł na siebie, jako osobę asertywną, jako kogoś, kto nie ma problemów ze zmianami, faktycznie czasami tak jest, ale to wszystko dzieje się nie do końca w sposób w jaki chciałbym żeby się działo. Np. u mnie w firmie, zdaża się że ludzie idą na dywanik i zbierają opieprz (nic nadzwyczajnego, w wielu firmach tak się dzieje), ale ja nigdy nie zostałem opieprzony pomimo że na to zasłużyłem, jedynie jestem pytany o moje plany, pomysły na jakiś okres czasu ( sytuacja bardziej skomplikowana, ale nie będę rozwijał, bo nie wiem kto czyta to forum). Generalnie odnoszę wrażenie, że szefostwo podchodzi do mnie jak pies do jeża, mój szef kiedyś mi powiedział, że nie może mnie rozgryźć, czy mój spokój i pewne " wycofanie" jest związane z moją wyniosłością, czy to pozory związane ze skromnością, pewnością siebie i w swoje możliwości. Dodam że facet bardzo przenikliwy i osoba, która mozna powiedzieć doskonale czuje ludzi. Wyniosły i nadęty nigdy nie byłem, ale to nie pierwszy przypadek, wielokrotnie obserwowałem, że ludzie znacznie wyżsi odemnie rangą i istniejący wyżej w klasie społecznej, odnoszą się do mnie jak do kogoś równemu sobie, lub nawet kogoś bardziej wartościowego. W każdej firmie w której pracowałem, byłem traktowany jak konkurencja dla innych do awansu, nawet niektórzy bezpośredni przełożeni mnie tak traktowali, o czym sie dowiadywałem od różnych osób (nawet przełożonych moich przełożonych), co mnie dziwiło, bo nigdy nie wysyłałem takich sygnałów, nie biorę udziałów w wyścigu szczurów, wiele osób mi mówiło że mam wielki potencjał, ale w tym problem, że nie mogę w sobie tego wychwycić i z tego skorzystać. Samorozwojem interesuję się o wielu lat (kilkunastu), ale się zastanawiam, czy właśnie to nie zrobiło mi bałaganu w głowie. Pseudocouchów nie słucham, bo szkoda czasu.

    Jeśli chodzi o moją wizje i drogę, to mam taką, ale też jestem perfekcjonistą, i mając obecnie większa odpowiedzialność w postaci rodziny, obawiam się tego co będzie gdy się nie uda, pomimo że moje życie było bardzo różnorodne, i wielokrotie podejmowałem bardzo ważne decyzje i duże zwroty w życiu niemalże z dnia na dzień, i róznie bywało, ale nigdy nie było tragicznie, ale mimo wszystko chamuje mnie chęć zabezpieczenia tyłów.

     

    @JurekB Z ta drobiazgowością chyba trafiłeś w 10. Mozliwe że mam również problem z samooceną, ale może to przez to że z jednej strony, to czego się podejmuje nie sprawia mi trudności, i podejście do życia ogólnie mam takie, że nie ma rzeczy nie możliwych, a trudności mnie motywują, i może przez to nie widzę siebie samego jako kogoś z możliwościami i potencjałem który zauważają u mnie inni. Co do akceptacji, to jakoś specjalnie mi na niej nie zależy, może tego powodem jest fakt, że nie mam potrzeby przebywania wśród ludzi, wręcz przebywanie w dużych skupiskach mnie męczy, natomiast ciągnie mnie do ludzi mądrych i wartościowych, i owszem lubię być doceniony, za to co robię, ale tu też są wyjątki w odniesieniu do tego, kto wysyła uznanie, to chyba nie jest jeszcze wielkie skrzywienie.

    Co do korzystania z moich możliwości, to myślę, że doszedłem do pewnego progu w moim życiu, między innymi w życiu zawodowym. W jednym z tematów napisałem, że szybko dochodze do sufitów w firmach w których pracowałem. Mając świadomość, że ciągłe przebranżowywanie, i zmienianie firm, nie spowoduje że się spełnie. Natomiast w pracy zawodowej motywuję mnie 3 rzeczy: niezalezność, brak limitów i granic, no i kasa, nie mówię tu o zdobywaniu stanowisk w kryteriach postrzegania przeciętnej struktury w firmie, ale o niezalezności w kategorii realizowania rzeczy ambitnych po swojemu, dysponowania własnym czasem, no i zarobków adekwatnych do mojego wkładu (do tej pory to się nie zdażyło) i tu prosta myśl, własna firma, no tak: pomysł jest, wiedza (branżowa i biznesowa - skończylem dwie najlepsze uczelnie w kraju: jedna techniczna związana z branżą, druga biznesowa) jest, znajomość rynku jest, lubię się uczyć i doszkalać, szybko reaguję na zmiany, tzn szybko je dostrzegam i szybko znajduję rozwiązanie, więc ktos powie, nic tylko pizdnąć papierami etatowymi i nie marnowac czasu, ale coś mnie blokuje, myślę że nawet nie strach że biznes mimo wszystko może nie pójść, ale może to jak zareaguje otoczenie (bo mimo wszystko na początku musiałbym się trochę porozpychać w branży).

     

    Zdaje sobie sprawę z tego jak może wyglądac mój post, ale czuję się tak jakbym stawał do wyścigu, miał najlepszego i pewnego konia, o którym wszyscy wiedza ze wygra, a nie umiałbym go porządnie dosiaść i nim pokierowac.

    Dodam, że mam w sobie coś takiego, że nie umiem rywalizowac w kręgach w których się znajduję, np. nie umiem się rozpychac wewnątrz firmy, nawet jak ktoś jest nie fer wobec mnie, winduje się na moich plecach, to nie reaguję, choć powinienem, ale traktuje to coś na zasadzie "mądry głupiemu ustępuje" pomimo że wiem że na tym tracę. Nie umiem się upominac o podwyżki i takie tam.

     

     

  19. Witam bracia,

     

    Takie mnie przemyślenia dopadły, podczas których doszedłem do wniosku, że chyba za miękki jestem w stosunku do otaczających mnie ludzi (rodziny, znajomych, pracodawcy). Mam wrażenie że za bardzo ulegam w przypadku, gdy ktos coś odemnie zwyczajnie chce, lub wykorzystuje (w pracy). Takim wytrychem na mnie jest zwyczajna upzejmośc, i nawet jeżeli wiem, że jest to wykorzystywanie mojej osoby, i mało tego, nawet jeżeli nie specjalnie lubie daną osobę, to i tak ulegam prośbie. Z drugiej strony bardzo liczę się ze zdaniem, a może bardziej z uczuciami otaczających mnie osób. Odnosi sie to do relacji rodzinnych ale też zawodowych. Chyba za bardzo rozkminiam wiele rzeczy, nie wiem czy nie biorę na siebie zbytniej odpowiedzialności za innych. Ponadto, coś mnie blokuje żeby skorzystać ze swoich mozliwości, może to jakiś brak odwagi? Dziwne to jest, bo ludzie mnie odbierają bardziej jako asertywnego i wiedzącego czego chce (przynajmniej część), z wielkim potencjałem, ale ja siebie za takiego nie uważam, Ja się z tym uporać? Wiem że to lamerskie i mało męskie. Chciałbym miec na tyle jaja, żeby szybciej podejmować decyzje, mniej się przejmować, mniej analizować, bardziej korzystac z własnych zasobów. Czy tylko ja tak mam?

×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Umieściliśmy na Twoim urządzeniu pliki cookie, aby pomóc Ci usprawnić przeglądanie strony. Możesz dostosować ustawienia plików cookie, w przeciwnym wypadku zakładamy, że wyrażasz na to zgodę.