Skocz do zawartości

Ambroży

Starszy Użytkownik
  • Postów

    376
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

  • Wygrane w rankingu

    2
  • Donations

    0.00 PLN 

Treść opublikowana przez Ambroży

  1. To nie jest tak. Większość ludzi (mężczyzn) jest właśnie taka jak Ty. Ale mało kto im pomaga, bo oni sobie pomocy nie życzą! Nawet czasem może być bardzo bliski kolega, z którym znamy się już parę lat, a nie chce przyjąć przysługi, która kosztowałaby mnie bardzo mało wysiłku i/lub pieniędzy - bo nie chce się naprzykrzać (jakby wykonanie przysługi dla kogoś bliskiego było jakąś przykrością a nie przyjemnością). Z drugiej strony masz tę garstkę, która chce korzystać nic z siebie nie dając. Ale ponieważ ta garstka od razu prosi, gdy tylko czuje taką potrzebę, robi to często, można odnieść wrażenie że jest ich tak dużo.
  2. Tak na prawdę, to powinny wreszcie być wprowadzone takie reguły, że przeprowadza się dochodzenie i znajduje OSOBĘ odpowiedzialną za zredagowanie dla klientów oszukańczych umów. I karać ich więzieniem, a nie finansowo. I pracownikami niższego szczebla, podsuwającymi klientom niekorzystne umowy, również powinna zainteresować się prokuratura, bo to współudział - zazwyczaj w 100% świadomy - w oszustwie. Karanie takiego sztucznego tworu, jak bank, i to tylko karą finansową, nic nie daje, bo zyski z nieuczciwych działań są zwykle większe niż kary.
  3. Ciężko tym argumentem zaszachować kobietę, która nie pije. Moim osobistym, ulubionym porównaniem, gdy jestem pytany, co mi daje, że coś tam sprawiającego mi przyjemność robię - jest porównanie do kobiecego marnowania czasu na kupowanie, zakładanie, zdejmowanie i pranie firanek, które przecież - co oczywiste (dla mnie i wielu mężczyzn) - nie są absolutnie do niczego potrzebne.
  4. Masz ponieść konsekwencje swoich czynów. Tylko tyle. Można nie płodzić potomka i tatusiem/mamusią się nie zostanie. Nikt nie odbiera nikomu prawa do wstrzemięźliwości seksualnej. Nie ma stawiania wiary przeciwko wiedzy. Jest stawianie jednej wiary przeciwko drugiej wierze. Przyjmowanie dogmatów współczesnej nauki (np. tzw. teoria ewolucji), wymaga równie silnej wiary, co dogmaty religijne.
  5. Moim zdaniem problem nie jest w samych zakazach, lecz w tym, że reguły wyznacza kobieta. Chłopak nie potrafi przewidywać, co się matce nie spodoba (ojca byłby w stanie przewidzieć), więc - jeśli z natury nie jest złośliwy - mając dobre intencje, staje się coraz bardziej bierny. Gdy zakazy wyznacza matka, może okazać się, że 50% instynktownych zachowań syna jest "niewłaściwych". Gdyby wyznaczał ojciec - a najlepiej ojciec spędzający większość czasu w męskim towarzystwie - łatwo byłoby się trzymać zakazów, bo sytuacji, że syna pociąga do czegoś, co jest zakazane, byłoby znacznie mniej. Mam trochę doświadczeń ze sportem drużynowym. Rzeczywiście, z relacjami jest lepiej, niż w innym środowisku. Jednak ja bliższych sobie ludzi odnalazłem poza drużyną, chociaż w drużynie też nie czułem się źle (drużyna szkolna, później uczelniana). Do sportów drużynowych ciągnię głównie imprezowiczów, a ja takim nie jestem. Mam wrażenie, że będąc nie-imprezowiczem, trzeba mieć poziom sportowy nieco powyżej średniej drużyny, by być przez drużynę zaakceptowanym. Jeśli chodzi o kontakt fizyczny, to np. w piłce nożnej, pokazywanej w telewizji, wygląda to pięknie, w pełni naturalnie. Ale w innych sportach chyba jednak tego nie ma. Czasem się na kimś położy rękę, lepsze to oczywiście niż nic, ale jednak ograniczenia są duże. Przynajmniej dopóki ludzie są jako-tako trzeźwi. Pijani potrafią zachować się naturalnie - np. uwiesić się komuś na szyji, ale trzeźwi się tego boją. Głaskania po głowie, czy wskakiwania na kogoś (jak w piłce nożnej), nie widziałem. Czasem się ludzie obejmą, ale też robią to dosyć sztywno i trzymają się reguły, że można się zetknąć klatką piersiową, ale już brzuchem i biodrami - zabronione.
  6. Mnie to może aż tak nie irytuje, ale rzeczywiście, sposób określania danej osoby daje podświadomy [używam tu słowa klucza "podświadomy", by w szczególny sposób przyciągnąć uwagę Marka] przekaz, czy tej osobie należy się szacunek, czy nie. "Pani" szacunek się należy, "facetowi" nie. Chcąc promować sprawy męskie, raczej trzeba by się trzymać odwrotnej terminologii, a na ewentualne zarzuty wciskać ciemnotę, że ktoś niepotrzebnie czepia się słówek, że przecież to nieistotne. Ten sam problem - z podświadomym przekazem - tworzy wspominanie o seksie częściej, niż zobowiązuje do tego temat audycji, lub wspominanie swoich dokonań na tym polu z wyraźnym emocjonalnym zaangażowaniem, które odbieram tak, że - wbrew słowom przeznaczonym do racjonalnego umysłu - autor stawia seks na najwyższym miejscu w życiu. (W kwestii seksu to bardziej czepiam się tekstów pisanych; mało przesłuchałem audycji z radia).
  7. Każda demokracja to absurd, niezależnie czy z cenzusem czy bez. Popatrzmy sobie, jak w nieformalnych sytuacjach ludzkie stado wybiera przywódcę. Jest sobie grupa, w której jest pełny przekrój osób: od najbardziej dominujących, do uległych. Kto przewodzi? oczywiście ktoś z natury dominujący, ale jednocześnie ten z dominujących, który najlepiej odczytuje potrzeby pozostałych członków grupy. A gdy nie odczytuje - pyta. Generalnie: ma instynkt do kierowania ludźmi. Nie da się zrobić, na papierze, sprawdzianu wyłaniającego takiego człowieka. Często może on w rozmaitych papierowych sprawdzianach wypadać gorzej od pozostałych. Bo skoro ma część mózgu dedykowaną do kierowania grupą, to nie może ona spełniać innych funkcji. Do czego zmierzam: może być człowiek, który świetnie zna się na przykład na ekonomii, ale nie powinien decydować za innych, ponieważ do decydowania za innych nie jest stworzony. Demokracja w każdej możliwej konfiguracji, z dowolnymi cenzusami,... jest do bani.
  8. Warto sobie przypomnieć, czego - według rozmaitych starych książek - mężczyźni oczekiwali od kobiet: że da im SYNA! Pozostałe pozycje z potencjalnej oferty kobiety, raczej nie były w literaturze tak eksponowane, więc chyba znacznie mniej dla mężczyzn ważne. Także w bycie mentorem dla córki nie wierzę (nie jestem ojcem ani syna ani córki). A bycie mentorem syna w dzisiejszych czasach też może być problematyczne, bo Twoje mentorowanie może wg jakiejś instytucji dbającej o "dobro dziecka" okazać się z tym "dobrem" sprzeczne i trzeba będzie swoją mentorską rolę znacznie ograniczyć. Jeśli chodzi o uciążliwości związane z dziećmi, to wydaje mi się, że gdyby jakimś cudem udało się znaleźć kobietę, która przyjmie rolę prawdziwej matki, zajmującej się małym dzieckiem przez większość czasu, a mężczyzna by się zajmował tylko w sytuacjach awaryjnych, to uciążliwość byłaby niska. Swoją drogą, prowadzę od już dłuższego czasu obserwację w swojej okolicy, w miejscach gdzie pojawiają się rodzice z dziećmi - próbuję znaleźć mężczyznę, który wyszedł na spacer z małym dzieckiem (z kobietą albo bez niej) i jego wyraz twarzy jest przyjajmniej obojętny, a nie widać potwornego zmęczenia/znudzenia/zniecierpliwienia. Mój wynik, to jeden mężczyzna, w wieku >60 lat. Dla młodych - sądząc po twarzach - siedzenie z małym dzieckiem to tragedia.
  9. Moje natomiast obserwacje są takie, że owszem na matkę można liczyć, ale tylko w tych sprawach, które są dla niej zrozumiałe: czyli zdrowie i kwestie materialne. Jeśli dążę do rozwiązania jakiegoś swojego emocjonalnego problemu, czy próbuję odnaleźć swoje własne życiowe powołanie, to na wsparcie i zrozumienie liczyć nie mogę. A że od lat nie mam widocznych problemów zdrowotnych i materialnych... to moje nastawienie jest takie a nie inne. Kobiecy instynkt każący mieć dzieci jest bardzo silny, a męski - nie. Uważam, że dopóki kobiety nie zaczną okazywać, że to one są stroną bardziej potrzebującą - a taka jest przecież rzeczywistość - należy je ignorować. Pod jednym, bardzo ważnym względem, działają inaczej. Współcześnie, w naszym kręgu kulturowym, przyjaźń praktycznie nie występuje, a dawniej była zjawiskiem powszechnym. To m.in. przez to relacja z kobietami została tak wywyższona - bo ograniczono mężczyznom wybór wśród relacji międzyludzkich. Część osób kompensuje sobie to posiadaniem psa, ale jednak pies to nie człowiek i porozmawiać nie można. To jest w dużej mierze nieprawda. Na przykład dla mężczyzn ważny był zawsze honor - który kobietom wcale nie imponuje. Współcześnie oczywiście zdarza się sporo chłopaków pajacujących by przypodobać się dziewczynie, ale źródła tego zachowania dopatrywałbym się w naśladowaniu medialnych wzorców, a nie w męskiej naturze. A co to, mieszkanie to jakaś wystawa, że tak ważne jest jak inni ludzie odbierają jego estetykę? A niby dlaczego niedobrze? W tych dwóch swoich punktach pokazujesz, że bez kobiety mężczyzna słabiej realizuje kobiece potrzeby. Bo spełniania męskich potrzeb, czy osiągania męskich celów życiowych w tym nie widzę. Jedynie przeszkody na drodze. Jednak z pierwszego dobrodziejstwa, którego w ogólności nie kwestionuję, raczej nie da się korzystać bez wspólnego mieszkania. Ani bez związania rozmaitymi przepisami prawnymi, nawet jeśli nie ślubem.
  10. Według mnie, jednak się tu mylisz. Matka docenia Cię za to, że jesteś jej dzieckiem, oraz dajesz jej nadzieję na posiadanie wnuków. Docenia te pasje i cechy charakteru, które przybliżają do realizacji jej celu (kolejne pokolenia potomków) a ma daleko gdzieś te, które nie przybliżają (w najlepszym wypadku ma je gdzieś; w gorszym - nienawidzi ich).
  11. Mam wrażenie, że genezą tego problemu jest władza kobiet w społeczeństwie. Nie słyszałem nigdy o przypadku, aby ktoś próbował manipulować kobietą "przestań się interesować tymi falbankami na ubraniach, bo nie jesteś już dziewczynką z przedszkola", natomiast odpowiedniki dotyczące męskich zachowań są powszechne. Jestem w stanie zrozumieć tych mężczyzn/chłopaków, którzy ulegli np. matce: widzą, że zależy jej na ich losie, tylko jeszcze nie zdołali dostrzec pewnego szczegółu, objawiającego się dopiero po uzyskaniu odpowiedniego wieku syna: matka dba o aspekty biologiczne życia syna - czy jest dożywiony, czy fizycznie zdrowy - natomiast jego problemy emocjonalne/duchowe, są jej całkowicie obce, niezrozumiałe, bo ona takich nie posiada. Dochodzi medialny wzorzec "prawdziwych" mężczyzn, będących w rzeczywistości odwrotnością prawdziwości, bo są to tylko postacie baśniowe. Do tego zainteresowania mężczyzn są bardzo zróżnicowane, więc bardzo łatwo wskazać mężczyźnie z danymi zainteresowaniami, że jest mnóstwo innych, którzy tego zainteresowania nie posiadają. [Natomiast wskazanie kobiety, która nie interesuje się - przykładowo - wzorami firanek, to już nietrywialne zadanie]. U mnie też dużo czasu zajęło, zanim zauważyłem ten schemat: dla matki, poza aspektami fizycznymi, biologicznymi, moje życie nie liczy się ani trochę. Natomiast miałem takie szczęście, że chociaż wierzyłem, że powinienem się zmienić, byłem do tego niezdolny. Pomiędzy moją naturą, a zewnętrznymi oczekiwaniami, przepaść była za duża. Szczęście mają ci, których w poszukiwaniu własnej życiowej drogi wspierają ojcowie, lub inni męscy przedstawiciele rodziny. Ale patrząc po efektach, raczej rzadko się to zdarza.
  12. To hasło dobrze wchodzi, bo jakaś cząstka prawdy w tym jest. Jest dla mężczyzny bardzo satysfakcjonujące bycie kimś w rodzaju mentora/mistrza dla drugiego mężczyzny (zwykle młodszego), lub chłopca. Nieważne, czy spokrewnionego. I to mężczyzna często rozumie pod pojęciem "wychowania". Oczywiście ciężko być mentorem dla niemowlaka, czy nawet dziecka w wieku przedszkolnym, ale dla nastolatka jest to teoretycznie możliwe. Pułapka jest jednak taka, że ten element wychowania zarezerwowało dla siebie państwo i realnie nie wolno poprowadzić dziecka w innym kierunku niż państwo chce. Rodzicom pozostawiono tylko realizację drugiej - kobiecej - interpretacji "wychowania": zaspokojenie biologicznych potrzeb dziecka - zapewnienie jedzenia, schronienia i fizycznego bezpieczeństwa. Oraz rolę podobną do strażnika więziennego - pilnowanie, by dziecko chodziło do szkoły, przechodziło obowiązkowe zabiegi medyczne i spełniało wszystkie pozostałe państwowe wymagania. Generalnie nie daje to mężczyźnie szczególnej satysfakcji, bo realnie jest tylko darmowym pracownikiem instytucji państwowej, a nie mentorem dziecka. Świadomość bycia biologicznym ojcem odrobinę ratuje sytuację, ale też w niewielkim stopniu.
  13. Ja odnoszę wrażenie, jakby w ogóle tylko pisał dla testu, jak długo inni zachowają zapał i będą mu odpowiadać. Dlatego nie chciało mi się pisać, co sądzę o jego sytuacji, a tylko zareagowałem na coś, z czym według mnie powinno się walczyć. Szczególnie na forum aspirującym do bycia azylem od ginocentryzmu. Ale skoro się już w dyskusję wtrąciłem, to napiszę parę zdań, co sądzę o sytuacji bohatera wątku: Taka sytuacja, że dobrze dogadujesz się z matką i siostrą się skończy, ponieważ Twoje dorastanie jeszcze trwa i po pewnym czasie będziecie się psychicznie różnić bardzo mocno. Więź czysto emocjonalna z kobietą, gdy będziesz miał np. 30 lat - to czysta fikcja. Jeśli nie ciągnie Cię jakoś bardzo mocno do seksu, a nie chcesz też być złapany na dziecko, to interakcje z kobietami spoza rodziny należy ograniczyć, a skupić się na relacjach z mężczyznami. Rachunek jest prosty: - przyjemność z seksu mała - koszt w wyniku potencjalnego złapania na dziecko ogromny Nie kalkuluje się. No chyba że już teraz chcesz mieć dzieci, ale nie sądzę, bo nic o tym nie wspomniałeś. I jeszcze odnośnie interpretacji, co druga osoba o Tobie sądzi. W dużo większym stopniu przerabiałem to na mężczyznach niż kobietach. Słowa się ignoruje, natomiast odczytuje się spojrzenie - najlepiej w takich sytuacjach jak niespodziewane spotkanie. Tylko w żadnym razie nie szukaj poradników, jak odczytywać cudze spojrzenie, lecz po prostu odczytaj. Radość w spojrzeniu jest bardzo widoczna.
  14. Te dwie wypowiedzi dobrze pokazują, dlaczego tak rozpowszechniona jest opinia, że każdy zdrowy mężczyzna myśli cały czas o seksie. Gdy dla kogoś seks nie jest życiowym priorytetem, boi się o tym mówić, bo wie że spotkają go takie właśnie sugestie jak wyżej. Sam tego doświadczyłem, oraz widziałem jak niektórzy koledzy zachowywali się sztucznie, byle tylko odpowiednio często dostrzec (i wszyskich wokół o tej obserwacji poinformować) kobiece piersi i pośladki. Możesz potraktować moje pytanie jako retoryczne i nie odpowiadać: Czy od widoku Twojego też bierze Cię odruch wymiotny, a jeśli nie, to czym się te cudze różnią? Chodzę czasem na basen, i pod prysznicami wielu mężczyzn kąpie się nago. NIGDY nie widziałem, aby ktoś tam wymiotował, ani aby po zobaczeniu natychmiast biegł do WC. Jedna dobra rada na takie sugestie jak na początku zacytowałem: odpowiada się "nie" i nie broni zaciekle przed takimi atakami, tylko wychodzi z założenia, że skoro rozmówca "wie lepiej", to niech nie pyta.
  15. Obiektywne dobro i zło istnieje. Istnieje pewien wspólny dla wszystkich nie-psychopatów zbiór wartości. A wokół tego wspólnego rdzenia są inne wartości, które jeden wyznaje a drugi nie. Wiara w obiektywne dobro obecna jest nie tylko w ruchach religijnych. Również starożytni świeccy filozowowie dostrzegali, że coś takiego istnieje. Można sobie przejrzeć hasło "Prawo natury" w Wikipedii: https://pl.wikipedia.org/wiki/Prawo_natury . Współczesna propaganda wmawia, że coś takiego jak prawo naturalne, czy prawo boskie nie istnieje, bo dla aparatu państwowego byłoby to niewygodne. Twierdząc że nie ma obiektywnego dobra i zła, przepisy państwowe można tworzyć zupełnie dowolne i ludzie mają się ich słuchać. Pozwala to także na bezkarne działanie oszustów w dużej skali - co nie jest zabronione jest dozwolone - i nie można się powołać na to, że dla wszystkich z wyjątkiem oszusta i jego współpracowników, jego czyn - bez żadnej wątpliwości - jest czynem obiektywnie złym. Możliwe, że nie musi, ale jednak MA.
  16. Tak samo, jak można wykonać dobry uczynek po cichu, albo z maksymalnym osiągalnym rozgłosem, tak samo można być wdzięcznym. Albo w ciszy, albo afiszować się z tą wdzięcznością. Ja na przykład nie lubię słuchać słów "proszę, przepraszam, dziękuję" - czynią one relację z drugim człowiekiem relacją bardziej oficjalną, handlową, gdzie druga osoba musi udowadniać, że dostrzegła jakiś dobry gest. Pytanie, czy ten który Was gościł, to nic emocjonalnie nie zyskiwał na Waszej wizycie? Czy może, jeśli też miał takie entuzjastyczne podejście do dziękowania, doszło do zapętlenia: "nie, to ja dziękuję za przyjście", ... "nie, ..." ? Proste, ale ja takiej zasady nie praktykuję. Ja jestem w stanie poczekać choćby i rok na jakiś bardziej wyraźny objaw tego, że drugi człowiek docenia moje towarzystwo. Nie potrzebuję podkreślania tego na każdym kroku, za pomocą słów. Ja najbardziej doceniam wzrok. To jest autentyczne, słowa i gesty - niekoniecznie. W ogóle znacznie przecenia się wagę mowy w relacjach międzyludzkich. Jakoś zwierzęta potrafią się przyjaźnić bez umiejętności mowy. Nawet zwierzęta różnych gatunków - czyli, wydawać by się mogło, nie rozumiejące siebie nawzajem - mowy nie potrzebują. A u ludzi w naszej cywilizacji... wszyscy umieją posługiwać się tymi słownymi uprzejmościami, a zjawisko przyjaźni prawie że zanikło.
  17. Tak już w życiu jest, że Ty pomożesz osobie A, Tobie pomoże osoba B, z kolei osoba A pomoże osobie C. Jeśli oczekuje się wdzięczności w określonej formie, to wystawia się ofertę handlową, lub zawiera umowę precyzującą, co która strona daje od siebie. W zwykłych relacjach międzyludzkich robi się ludziom przysługi dlatego, że się chce je zrobić. I odbiorca sam decyduje, do czego czuje się zobowiązany. W wielu przypadkach może uznać, że nie jest zobowiązany do niczego. Forum to co prawda różni się od zwykłych relacji międzyludzkich, ale w zwykłych relacjach dużo lepiej się układa, jeśli odrzuci się ideę, że odbiorca przysługi ma obowiązek się czymkolwiek odwdzięczać; gdy całkowicie odrzuci się kalkulowanie, kto dał z siebie więcej, a kto mniej.
  18. Instynkt przedłużania gatunku wybudzony odczytaniem żeńskiego pseudonimu? Bez przesady...
  19. Jedną z deklarowanych zalet podniesienia poziomu testosteronu, jest polepszenie samopoczucia. Opisuję więc przypadek, gdy dążąc to podniesienia testosteronu, to samopoczucie się pogarsza, z powodu zbyt dużego ograniczenia biegania. Nie mam żadnego papierka aby nazywać siebie specjalistą, ale siebie samego utrzymuję w dobrej formie, wielokrotnie byłem przez ludzi pytany, czy nie uprawiam/uprawiałem sportu wyczynowo - czasem na podstawie samej sylwetki (i nie było to podejrzenie o sport wytrzymałościowy), czasem techniki biegu, czy wykonywania jakiegoś innego ćwiczenia ruchowego - więc nie widzę powodu, by swojej opinii o bieganiu nie wyrazić. Nie uwierzę, że dla każdego człowieka właściwy jest ten sam rodzaj aktywności. Dla jednego dobre będą ciężary bez biegania, dla drugiego bieganie (chociaż prawdopodobnie rzeczywiście naturalny/zdrowy to jest w tym wypadku marszobieg, a nie czyste bieganie).
  20. Ja uważam, że określona liczba posiłków, plus regularność jedzenia to mit. U ludów pierwotnych tak mogą się żywić wyłącznie kobiety i dzieci. I myślę, że to zalecenie powinno być kierowane wyłącznie do nich. Tryb życia mężczyzny, w warunkach naturalnych, nie w naszej cywilizacji, jest zróżnicowany. Są okresy najadania się kilka razy dziennie, są okresy braku jedzenia, są okresy spania ile wlezie, są okresy niedoboru snu. I do tego na pewno jesteśmy przystosowani. W którymś innym wątku pisałem o wzroście masy mięśniowej po zastosowaniu różnych metod, mających zwiększać poziom testosteronu (obstawiam, że najważniejszym elementem u mnie było słońce). Masa mi wzrosła pomimo nie-poprawienia regularności jedzenia i pomimo nie jedzenia więcej, a prawdopodobnie wręcz jedzenia mniej - przesunęła mi się granica tolerancji na gorąco/zimno - organizm nie chce zużywać na ogrzewanie tyle energii co wcześniej.
  21. Wiesz chyba, że jeśli się z kimś dyskutuje, a chce się zakończyć dyskusje, to nazywanie jego tez "bajkami" jest błędem? To jest prowokowanie.
  22. Nie. Spałem tak częściowo z przyczyn organizacyjnych (duży wzrost, a szkoda zastawiać mieszkania wielkim łóżkiem), a częściowo jako element korygowania wady postawy.
  23. Jest bardzo mocne, ale prawie że zapomniane, dlatego warto wspominać że takie zjawisko istnieje. I istnieje zdecydowanie częściej niż dobre rozumienie się mężczyzny z kobietą. I warto próbować takie relacje przyjaźni tworzyć. Problem w tym, że często grabi nie "do siebie", a do dziewczyny, czy do żony. Instynktownie większość mężczyzn czuje, że przyjaciel jest ważniejszy od dziewczyny, ale że wierzą w teorioewolucyjną religię... to wierzą, że warto posłuchać "mądrych" rad i potencjalnych przyjaciów potraktować jak kontrachentów w biznesie - kalkulując zyski i straty, dążąc do idealnego rozliczania się z tego co kto daje i bierze. I w każdej sytuacji, gdy ktoś zrobi coś tylko dlatego, że drugiego człowieka lubi, doszukiwać się podstępu - bo przecież według tzw. racjonalnego myślenia (ślepego wyznawcy teorii ewolucji), w tym że ktoś coś daje, MUSI być jakiś podstęp. Właśnie na wf-ie też nie pozwalają się wyszumieć. Pamiętam wielką aferę, gdy dwóch chłopaków, z czego jeden z mojej klasy, rywalizowało sobie sportowo w boksie. Odbywało się to podczas WF-u, ale oczywiście nie pod okiem nauczyciela. Przyczyna tej rywalizacji zapewne zupełnie głupia, jak to u dzieci. Miałem wtedy jakoś 10-12 lat, osoby które postanowiły się w taki sposób wyszumieć - też. Nikt nie doznał trwałych obrażeń. Cała klasa miała wskutek tego kilka 45-minutowych spotkań z psychologami - rzecz jasna kobietami - które w bójce widziały gigantyczny problem.
  24. Może wykonałeś jakieś konkretne pomiary przed i po, aby zobrazować ile Ty zyskałeś na zmianach, które opisujesz? Samopoczucie jest niemierzalne, ale np. waga, czy podnoszone ciężary, jak najbardziej. Biegamy, jeździmy i pływamy, jeśli tylko taka aktywność sprawia nam przyjemność. W moim przypadku sporty wytrzymałościowe lepiej likwidują stres. Też zmniejszyłem ich intensywność, by nabrać siły fizycznej, ale poniżej pewnego, odpowiedniego dla mnie poziomu, samopoczucie mam wyraźnie gorsze. Różni ludzie mają organizmy dostosowane do różnych aktywności i powinni te aktywności wykonywać. Co do samych zaleceń: osobiście jestem przeciwnikiem wszystkich tzw. suplementów, ale to szczegół. Na liście zdecydowanie brakuje mi jednego: wystawiania się na promieniowanie słoneczne.
  25. Jestem, a chciałbym nie być. Jednak nie wydaje mi się, aby miało to wpływ na wynik obserwacji innych. Nie rozumiem dlaczego zależy Ci na pokazaniu, że mam jakąś słabość. To na prawdę nie wnosi nic dobrego do dyskusji. Dawniej by mnie to nawet denerwowało.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Umieściliśmy na Twoim urządzeniu pliki cookie, aby pomóc Ci usprawnić przeglądanie strony. Możesz dostosować ustawienia plików cookie, w przeciwnym wypadku zakładamy, że wyrażasz na to zgodę.