Skocz do zawartości

samotny_wilk

Użytkownik
  • Postów

    225
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

  • Donations

    0.00 PLN 

Treść opublikowana przez samotny_wilk

  1. Zawsze kręciły mnie samochody, jak byłem mały to z kolegami zaglądaliśmy przez szyby do lepszych fur żeby zobaczyć ile mają na liczniku. Czytałem prasę motoryzacyjną, lubiłem sobie zawsze pooglądać fury w salonach czy na wystawach (i nadal lubię). Prawo jazdy mam już od ponad 10 lat. Na studia przez pierwsze dwa lata dojeżdżałem zbiorkomem. Moja miejscowość była relatywnie blisko miasta gdzie studiowałem ale trzeba było z domu wyjść o 6:30 żeby na zajęcia na 8:00 zdążyć. Kiedy zaoszczędziłem sobie pieniądze na pierwsze auto i je zakupiłem to mój komfort życia uległ znacznej poprawie, z domu na zajęcia mogłem wyjechać spokojnie o 7:20 i byłem zawsze przed czasem. Od chwili kiedy zacząłem jeździć swoim własnym autem stwierdziłem, że w życiu już dobrowolnie nie przesiądę się do zbiorkomu. Mój przyjaciel, który mieszkał w mieście w którym studiowaliśmy dłużej jechał na uczelnię ze swojego miejsca zamieszkania za pomocą zbiorkomu niż ja swoim autem z mojej miejscowości. Kilka lat temu kupiłem sobie pierwsze auto z salonu, bardzo je lubię, jest to zwykłe auto popularnej marki, dla mnie wystarczy. Bardzo o nie dbam (zresztą jak o moje wszystkie rzeczy) i mam nadzieję, że będzie mi służyło długie lata. Mimo mojego stosunku do motoryzacji samochód jest dla mnie tylko środkiem transportu. Dla mnie posiadanie auta to same zalety: - jestem niezależny od zbiorkomu, odległości, innych osób; - podróżuję w komfortowych i bezpiecznych warunkach; - jadę gdzie chcę, kiedy chcę, jak chcę, w dłuższej trasie zatrzymuję się gdzie mam na to ochotę albo i się nie zatrzymuję; Nie przeliczam czy mi się opłaca czy nie po prostu potrzebuję i lubię to mam. Auto potrzebuję na dojazdy do pracy. W pracy też nie raz korzystam z mojego auta (delegacje). A tak w ogóle to lubię jeździć. Lubię sobie jechać nad morze czy w góry. Lubię długie trasy. Czyli auto też mi jest potrzebne jako środek lokomocji na urlop. Na pewno nigdy bym nie kupił auta na kredyt ani dla tego żeby przypodobać się komuś czy zrobić na kimś wrażenie. Co do kobiet i samochodów to dam taki przykład z życia wzięty. Nie tak dawno musiałem moje auto zostawić na większy przegląd w serwisie i do pracy przyjechałem pożyczonym wozem, prawie nóweczką, o klasę wyższą od mojego. Po pracy kilka dziewczyn już się pytało czy dostałem podwyżkę, bo sobie nowe auto sprawiłem ?
  2. U mnie też się szykuje w najbliższym czasie wigilia firmowa. W moim przypadku cały pic na szczęście nie wygląda tak jak u @dziadek do orzechow Biuro ma coś około 70 osób. Dziewuszyska od HR już od tygodnia tym żyją. Nie znoszę tych sztucznych życzeń, uśmiechów, przemówienia szefa. A spróbuj tylko się z takiej imprezy wymiksować to tak cię obgadają (oczywiście kobiety i doniosą komu trzeba), że się popamięta. Ja wychodzę z założenia, że idę się nażreć, pogadać chwilę z życzliwymi współpracownikami i się wymiksować 5 minut po tym jak szefostwo się zwinie. Z jak najmniejszą liczbą osób składać sobie życzenia i wchodzić w jak najmniejszą liczbę interakcji, a jak już wchodzić w jakieś dysputy to na temat pogody i generalnie tzw. small talk. Jak szopka to szopka.
  3. Niekoniecznie, znajomy znajomego też sobie znalazł jakąś wywłokę, która się nie podobała jego rodzicom, ciągnęła z niego kasę (dobrze chłopak zarabiał) i owinęła go wokół palca (cipki ?). Wszyscy życzliwi ludzie mówili mu, żeby się ogarną, a on ich wyzywał i zachowywał się jak biały rycerz z tej opowieści. Już była nawet zapłacona zaliczka za salę weselną i całą tą otoczkę ale na szczęście chłopak się opamiętał bo ponoć zobaczył, że ta jego myszka to jest jednak tępa, że jednak go wykorzystuje, że jednak jest leniwa i złośliwa. "Kopnął ją w dupę" zerwał z nią kontakt, pieniędzy z zaliczek co prawda nie odzyskał, ale się uratował co jest chyba jednak cenniejsze (no i kasa nie pożyczona tylko jego własna ciężko zarobiona). Także bądź dobrej myśli, może jeszcze na spokojnie mu się odwidzi jak wszystko przemyśli (jeśli przemyśli).
  4. Przede wszystkim trzeba zacząć od inwestowania w wiedzę. Warto poczytać ze zrozumieniem trochę książek na tematy związane z szeroko pojętym inwestowaniem i oszczędzaniem. Kiedy poczyta się już ogólnie i będzie się miało jaką taką wiedzę jakie są możliwości to można przejść do bardziej szczegółowych publikacji na konkretne już tematy. Tak jak koledzy piszą, przede wszystkim należy zbudować poduszkę finansową. Równocześnie należy inwestować w wiedzę o inwestowaniu. Dopiero potem można zacząć testowo "inwestować" małymi kwotami aby poznać mechanizmy działania danego instrumentu finansowego. Nigdy nie należy inwestować pieniędzy, których się nie ma. Najlepiej mieć co miesiąc jakąś stałą kwotę przeznaczoną na inwestycje. Taka kwota powinna być tak skalkulowana, że nawet gdyby powinęła się noga i z inwestycji nic nie wyszło, żeby nie popaść w biedę. Uważam, że trzeba jednocześnie inwestować i odkładać środki. W jakich proporcjach to już należy samemu sobie ustalić. Inwestowanie to jest praca. Trzeba ciągle się doskonalić i pilnować swojej inwestycji. Jeśli można, polecę kilka pozycji książkowych, które warto przeczytać jako elementarze: 1) Emerytura nie jest ci potrzebna - Jacek Borowiak; 2) Jak zadbać o własne finanse - Marcin Iwuć; 3) Inteligenty inwestor - Benjamin Graham; 4) Sekrety amerykańskich milionerów - W. Danko; 5) Walc wiedeński na Wall Street - Mark Skousen; 6) Bogaty ojciec, biedny ojciec - Robert Kiosaki. Potem dopiero można zacząć drążyć głębiej jakiś temat, który Cię zainteresuje. Wystarczy poświęcić 30 minut dziennie na czytanie - zwróci się.
  5. A co myślałeś, że na dzień dobry dostaniesz średnią krajową. Chłopie musisz trochę popracować, wykazać się kilka razy. Dwa miechy to ty jesteś bez doświadczenia, ty się dopiero uczysz. Mnie rok temu sprzedawczyni w supermarkecie zapytała o dowód jak kupowałem flaszkę. Kiedyś bym się speszył, ale ja z bezczelnym uśmieszkiem wywaliłem, że tak młodo wyglądam bo korzystam ze SPA. Mina sprzedawczyni bezcenna. Musisz mieć na to wywalone. Kiedyś w pracy przyjdzie taki moment, że wybuchniesz i już nie będziesz pizdeczką. Jak zaczynałem też byłem "pizdeczką" ale do czasu. Uskładało się i wybuchłem. W robocie otworzą oczy ze zdziwienia, że ty "pizdeczka" możesz się odszczeknąć a nawet ugryźć. A potem od ciebie zależy czy utrzymasz nowego siebie, który nie da sobie wejść na głowę czy wrócisz do pizdeczkowatości. Nauczyłem się szybko celnie ripostować (przy okazji złośliwie) i ucinać niepotrzebne dyskusje. Zakładam, że wcześniej jeździłeś z rodzicami. Na pewno byłeś z nimi w jakiejś sąsiedniej miejscowości, którą dobrze znasz bo jeździłeś tam razem z nimi np. na zakupy czy w odwiedziny do rodziny. Jeśli jeździsz sam autem to pojedź tam. Nastaw sobie GPS, nie zgubisz się. Jeśli nie jeździsz to zorientuj się jak jeżdżą autobusy, busy, pociągi czy cokolwiek i pojedź tam. Tak po prostu. Pospaceruj sobie, pochodź po sklepach (nie koniecznie żeby coś kupować) i tego samego dnia tak jak przyjechałeś, tak sobie wróć do domu. Wróć do ćwiczeń. Nie z motywacją żeby robić komuś krzywdę czy dla szukania zaczepki tylko dla siebie. Ćwiczenia uczą dyscypliny, samozaparcia i dążenia do celu. Twojego przekonania nie zmienimy. Sam musisz chcieć zmienić swoje zdanie o sobie. Pamiętaj, każdy z nas ma jakieś kompleksy, ułomności tylko nie zawsze się chce do nich przyznać, nie szuka sposobu jak z nimi walczyć. Ty się przełamałeś i wyrzuciłeś to z siebie. Teraz tylko przeanalizuj co Bracia do ciebie piszą. Wyciągaj wnioski i na przód. Pamiętaj, że nie od razu Kraków zbudowano. Nie raz się jeszcze wypier**lisz i będziesz wątpił, że ci się uda. Ale się uda, trzeba byś konsekwentnym i ciężko nad sobą pracować.
  6. @SławomirP oczywiście, że warto, jeżeli masz jasno określone cele - ja tak robiłem na studiach. Na pierwszym roku tak się wkręciłem, że dostałem nawet stypendium za wyniki w nauce (wcześniej nie wiedziałem, że coś takiego istnieje ?). Po drugim roku tak samo. Studia licencjackie robiłem dzienne - bardzo się przykładałem, chodziłem praktycznie na każdy wykład, uważnie notowałem, przygotowywałem się do ćwiczeń. Ale robiłem to bo wiedziałem, że potem będzie mi lżej w pracy. Studia drugiego stopnia robiłem już zaocznie i zacząłem pracować w swojej branży - najpierw staże, potem jakaś pierwsza umowa na zastępstwo - i marne grosze, ale uczyłem się i łapałem praktykę. Potem już poziom trudności rósł ale i rosły zarobki. Tak jak już gdzieś napisałem, w wieku 30 lat mieszkam już na swoim, jeżdżę swoim, stać mnie na wczasy. Mam czas na to co lubię czyli sporty, które uprawiam, czy jakieś inne hobby. No ale to wzięło się z ostrego zapier******a, oszczędnego trybu życia i wyznaczaniu sobie celów. Zapierd*****e dla samego zapierd****a bez żadnego konkretnego celu jest co najmniej mało rozsądne. Co do "miłości" na studiach to jak coś nie wypali to może być potem kwas i się cała grupa towarzyska rozpadnie (ale to tylko moje zdanie). Ja staram się przestrzegać takiej zasady, która wyraża się w tych dwóch powiedzonkach: "Nie bierz dupy ze swej grupy" oraz "Gdzie się mieszka i pracuje, tam się chu**m nie wojuje".
  7. @Kespert mistrzostwo, bardzo fajne porady, dzięki brachu.
  8. Może i byśmy mieszkali w jaskiniach. To już rozważania antropologiczne, także się nie wypowiem, bo się nie znam.
  9. Kiedy zaczynałem kilka lat temu pracę to byłem taką grzeczną pizdeczką. Ponieważ w mojej robocie w większości moich współpracowników to kobiety, to szybko się nauczyłem być asertywny, sarkastyczny, po prostu to już leci u mnie z automatu. Nauczyłem się, że po prostu jak raz się pokaże słabość to potem nie będą się z tobą liczyć i wlezą ci na głowę. Po prostu przystosowałem się do środowiska w jakim przyszło mi żyć - takie mam oprogramowanie ? Nigdy nie powiadałem, że jestem ładny tylko, że czasami samice tak prawiły (a jak Budka Suflera śpiewa - nie wierz nigdy kobiecie) ?
  10. Łowco trolli i jednocześnie kredytodawco ? - myślałem, że dział [ŚWIEŻAKOWNIA] - "Moja Historia" jest właśnie po to aby podzielić się z Braćmi swoją historią. W rzeczy samej historie są podobne. Myślałem, że ten dział jest założony po to żeby się otworzyć i przełamać. Każda historia mimo, że podobna jest inna. Oczywiście, że czytam to forum w poszukiwaniu wiedzy. Bo wiadomo, że najlepiej uczyć się na cudzych błędach. Po to tutaj założyłem konto. Co do pytania nr 1 to odpowiem twierdząco. Co do pytania nr 2 odpowiem przecząco. Co najwyżej zostałem zbluzgany ? Podoba mi się Twoje podsumowanie bo sprowadza się do tego co inni koledzy już powiedzieli "trzeba działać" bo samo otrzaskanie się wiedzą i technikami nic nie pomoże.
  11. A ja bym nie robił od razu radykalnych zmian. Co do zasady rutyna jest dobra dla zdrowia. Prowadzić uregulowany tryb życia jest wskazane. Trzeba tylko czasami zrobić coś nietypowego z punktu widzenia twojej codziennej rutyny. Załóżmy, że pracujesz od poniedziałku do piątku od 8:00 do 16:00 w każdą sobotę idziesz z kolegami na dyskotekę do miejscowości X, a w niedzielę za to idziesz na pizzę do miejscowości Y z tą samą paczką kolegów. Co roku jedziecie na wczasy na jeden tydzień nad morze w to samo miejsce od 5 lat (też z tą samą ekipą). Jeżeli tak wygląda Twoje życie to mimo tego, że masz paczkę kumpli, to może być tak średnio, za bardzo przewidywalnie. Może czasem zamiast iść na dyskotekę i pizzę weź wyjedź na weekend do jakiejś innej miejscowości i coś sobie pozwiedzaj. Tak jak koledzy piszą, może zacznij jakiś sport uprawiać - sprawdź się w czymś, udowodnij sobie coś. Wyjedź sam na wakacje w nieznane do tej pory miejsce (to polecam w szczególności). Może spróbuj z jakimś biznesem ale ostrożnie, nie pal za sobą mostów. Jeśli masz niezłą pracę to możesz spróbować z biznesem jako uzupełnienie czyli pracujesz normalnie a biznes testujesz np. po pracy i w weekendy. Dopiero jak po wprowadzeniu takich korekt będziesz czuł to co do tej pory, może dopiero trzeba zmienić np. miejsce zamieszkania, tylko żeby w tym nowym miejscu nie wpaść w taki sam schemat w jakim teraz jesteś bo będziesz czuł się tak samo jak obecnie tylko, że w innym miejscu.
  12. Sam mam około 180 cm wzrostu. W związku z tym najbardziej podobają mi się dziewczyny w przedziale 161 cm - 170 cm bo co do zasady jak założy szpilki to jest ode mnie niższa ewentualnie równa. Jakoś dziwnie by mi było z wyższą dziewczyną (nie mówię, że wysoka dziewczyna mi się nie może podobać - może się podobać ale nie jako partnerka).
  13. Dokładnie trafiłeś w samo sedno - nie mam praktyki.
  14. Co do braku auta zawsze można wypożyczyć (szczególnie jeśli mieszkasz w dużym mieście) i mówię to na serio. Jednak uważam, że nie powinieneś się nikomu tłumaczyć ze stanu posiadania tym bardziej nowo poznanej kobiecie. Generalnie filmik, który zamieszczam poniżej, część z Was na pewno dobrze zna, jest w mojej opinii streszczeniem całego forum - jak duża część kobiet patrzy na mężczyzn, tzn. przez jaki pryzmat one patrzą.
  15. No i kto tu się poczuł urażony, chyba Ty, ja przecież grzecznie podziękowałem za Waszą postawę obywatelską Kolega się tylko obraził, że ja przy okazji zwróciłem uwagę, że niestety nie było to na temat. Za resztę komentarza dziękuję bo uważam go za wartościowy.
  16. Nie powiedziałbym, wiedzę mam, teorię znam dobrze, jestem oczytany jeżeli chodzi o materiały Wodza i inne z tej kategorii. Znam sygnały zainteresowania i całe te gierki. No bez przesady z tymi pieniędzmi, nie muszę jeść korzonków i upolowanych szczurów ale szału też nie ma. Jak dobrze, że koledzy dbacie o porządek i zasady na forum, dzięki waszej czujności świat staje się lepszy. A tak w ogóle to fajnie, że to jest na temat.
  17. Cześć Bracia Samcy. Historia moja jest jakich wiele, no ale ponieważ to pierwszy post to się rozpiszę, a co mi tam. Mam 30 lat i jeszcze nie spółkowałem z żadną samicą. Nie wiem czemu się tak stało bo ponoć nie jestem brzydki, nawet słyszałem nieraz, że jestem przystojniaczek. Całkiem dobrze się ubieram i ogólnie jestem w miarę zadbanym kolesiem. Nie mam też zaburzonej samooceny bo wiem, że jestem wartościowym człowiekiem. Dużo pracuję, mam mieszkanie i samochód więc pakiet startowy rycerza na białym koniu jest (zamek + rumak). Powiecie Bracia, że może w takim razie jest ze mną coś nie tak bo się nie rozwijam. No, rozwijam się bo dużo czytam i ze swojej branży i z samorozwoju. Od kilku lat reguralnie uprawiam sport. Jestem w tym zdyscyplinowany i w sumie sprawia mi to przyjemność. Problem mój jest taki, że wmówiłem sobie i dalej sobie wmawiam, że najważniejsze były/są dla mnie studia, praca, dobra materialne, sport, etc. niepotrzebne skreśl (lub wpisz cokolwiek innego oprócz posiadania życia towarzyskiego). Oczywiście powtarzam sobie, że super atrakcyjna samica to sama się znajdzie. Kiedy moi rówieśnicy latali po imprezach i dymali panienki ja wolałem się uczyć albo grać na kompie. Kiedy zacząłem pracować to już w ogóle nie myślałem o imprezach czy poznawaniu lasek. No może czasem myślałem, ale tylko myślałem natomiast palcem nie kiwnąłem aby coś podziałać w sensie wkręcić się na jakąś imprezę czy wyskoczyć na miasto na podryw lasek. Spotykać spotykałem się z kilkoma dziewczynami. 2006 r. - podczas wakacji przed klasą maturalną spotykałem się z pewną dziewczyną, która przyjechała do mojej miejscowości na wakacje do swojej rodziny, była ode mnie 2 lata młodsza, ale oprócz kliku buziaków i długich spacerów nic z tego nie było, no i oczywiście skończyło się wraz z rozpoczęciem roku szkolnego. 2009 r. - zarywała do mnie całkiem atarkcyjna dziewczyna z mojego roku na studiach (kilka razy nawet próbowała zainicjować spotkanie ze mną sam na sam) ale ją bezczelnie olałem (miałem wtedy problemy rodzinne i w ogóle nie myśałem o posiadaniu dziewczyny), a szkoda bo była fajna. 2010 r. - próbowałem wyrwać inną koleżankę z mojej dawnej grupy z licencjatu, ale najdelikatniej jak się dało, dała mi kosza bo okazało się, że się z kimś tam spotyka. 2015 r. - spotykałem się ze 2 miesiące ze śliczną blondynką starszą ode mnie o 2 lata, była to koleżanka mojej koleżanki, poznałem się z nią na jakimś tam przyjęciu u tej naszej wspólnej koleżanki, pogadaliśmy sobie, pośmialiśmy się, ponieważ to była tak śliczna dziewczyna, że załozyłem od razu, że kogoś na pewno ma i się wcale nie starałem o jej względy, żartowałem sobie z nią jak z jakąś zwykłą koleżanką, którą znam z 10 lat, bezczelnie się z nią droczyłe, etc. Ipmreza się skończyła i każdy się rozszedł w swoją stronę. Na dugi dzień dzwoni do mnie nasza wspólna koleżanka i mówi mi, że nie wiem co ja zrobiłem ale ta blondi jest mną zachwycona - zorganizowała (dla nas) za tydzień spotkanie w mniejszym gronie, ja już wiedziałem, że blondi stała się moim targetem. Po udanym małym przyjęciu, kiedy już chciała się zbierać do domu i dzwonić po taxi zaryzykowałem i mówię, że zawiozę ją do domu, zogdziła się. Pod jej domem zainkasowałem od niej numer telefonu. Spotykaliśmy się przez jakieś dwa miesiące. Niby było fajnie ale teraz patrząc z perspektywy czasu ze spotkania na spotekanie było coraz gorzej, niby się coraz bardziej starałem ale ona nawet nie nadstawiła policzka na powitanie czy pożegnanie, nigdy nie zainicjowała pocałunku, trzymała dystans. Kiedy chciałem się umówić na kolejne spotkanie i do niej zadzwoniłem to zaczęła coś kręcić, ja jej wtedy wywaliłem bardzo spokojnym tonem, że szanuję czas jej oraz mój i nie mam czasu na niepewne spotkania poczym rozłączyłem telefon i już więcej się do niej nie odezwałem. Ona też nigdy nie zadzwoniła później (po kilku miesiącach skasowałem jej numer). 2017 r. - byłem z moją inną znajomą na drobnej imprezie m.in. z jej koleżankami, jedna z nich wpadła mi w oko. Była ode mnie młodsza jakieś 5-6 lat. Cała impreza fajnie mijała, ja od tej dziewczyny, która mi się spodobała wyrwałem numer telefonu. Moja koleżanka kiedy się o tym dowiedziała była zaszokowana jaki ja jestem opanowany, że tak po prostu zainkasowałem numer od ładnej dziewczyny widząc ją pierwszy raz na oczy. Było kilka spotkań, ale kiedy tym razem na zakończenie jednego z nich pocałowałem ją w policzek to się speszyła i poszła z mojego auta. Potem spotkaliśmy się jeszcze raz, niby było fajnie jakby nigdy nic ale na koniec spotkania mi powiedziała, że nic z tego i będzie tylko moją koleżanką. Ja w szoku bo tutaj fajne spotkanie, a tu taki zonk. Oczywiście po niedługim czasie skasowałem jej numer. Generalnie nie chodzę za bardzo na imprezy bo nie mam z kim. Mam mało znajomych, z którymi mógłbym się gdzieś wybrać (bo na FB mam ich całkiem sporo) . Jakoś nie potrafię się zmotywować do aktywnego poszukiwania samicy. Boję się, że jest mi tak wygodniej tzn. mieć wymówki, że własnymi działaniami przez wiele lat pozbawiłem się w zasadzie znajomych, że nie mam teraz z kim wychodzić "na miasto". Na imprezach jestem może ze 2-3 na rok wliczając w to imprezy firmowe. Takie to moje życie nie za ciekawe jak to ostatnio modnie mówią nosacze
×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Umieściliśmy na Twoim urządzeniu pliki cookie, aby pomóc Ci usprawnić przeglądanie strony. Możesz dostosować ustawienia plików cookie, w przeciwnym wypadku zakładamy, że wyrażasz na to zgodę.