Skocz do zawartości

Rnext

Starszy Moderator
  • Postów

    10424
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

  • Wygrane w rankingu

    105
  • Donations

    30.00 PLN 

Treść opublikowana przez Rnext

  1. Ciekawe. Wprawdzie późno już i dość pobieżnie poczytałem o poziomach zdrowia, ale ogólnie tak widzę, że oscyluję wokół 1-3 okazjonalnie zahaczając o 4. Cicho sza, ale czasem się śmieję z siebie, ze prezentuję postawę pt. "zachwyt durnia". Takie bardzo pojemne określenie, na własny użytek. Ale nie zawsze tak było. W epoce prekambryjskiej, miałem na luzach 7-9. Chodzący sarin.
  2. @pillsxp osobiście nie wierzę w żadne waluty (no może trochę w CHF) jako w cokolwiek przechowującego wartość. To zwykłe roszczenie z którym właściciel waluty (emitent roszczenia) może zrobić wszystko a niejeden już zrobił i to nieraz. W Republice Weimarskiej można było kupić kamienicę za uncję złota, a często jest przytaczana historia o robotnikach przychodzących rano pod fabrykę z taczkami. Tam na nich czekał właściciel, umawiali się na wysokość wynagrodzenia za pracę w danym dniu (codziennie była to inna, coraz bardziej niebotyczna kwota), właściciel sypał bezwartościowe papiery na taczki, robotnicy biegli szybko na bazar kupić, co się da, zanim okaże się, że ich wypłata jest warta ocet. Dopiero po zakupach brali się do pracy. W zasadzie wszystkie czynności ograniczały się do jak najszybszego pozbycia się pieniędzy (a raczej zdobycia towaru) póki były coś warte. Z tego co się orientuję, na CZK też jest inflacja (no nie taka jak była na Pengo czy Marce) a ichni bank centralny celu inflacyjnego pilnuje nie tyle przez stopy procentowe, co przez związanie CZK z EUR od bodaj 2013 r. Więc w zasadzie, na dzień dzisiejszy CZK to takie trochę gorsze EUR, bo też i gospodarka mniejsza. Czechy żyją głównie z eksportu, więc też nie są specjalnie zainteresowane umacnianiem korony i jak będzie trzeba, bez problemu będą ją dewaluować.
  3. Limit dziewczyn mam na dzień dzisiejszy wyczerpany, ale gościna też jest przecież niezła
  4. No więc zastosowałem odwrotne podejście, co zdaje się zaproponowałaś mimochodem, czyli zacząłem od przeczytania opisów - 7w8 trafia prawie w punkt.
  5. No mi też opis niespecjalnie pasuje. Jakoś się w nim nie odnajduję. Może jutro pchnę jakiś inny.
  6. U mnie z enneagramu wyszło: Twój główny typ osobowości to Typ 4 - Indywidualista (Twórca, Ekscentryk, Tragiczny Romantyk, The Individualist). Posiadasz także wpływowy podtyp osobowości 8 - Wojownik (Obrońca, Opiekun, Władca, Szef, The Challenger, The Protector).
  7. Aż mi przypomnieliście jak poznałem śp. Małgosię Dydek (218 cm lekko) i jej Davida. Byłem akurat u znajomych w klubie sportowym. Jest tam długi korytarz wzdłuż kortów i squasha, tak z kilkadziesiąt metrów. Na końcu korytarza jest barek z częścią restauracyjną. I tak z końca patrzę w kierunku barku i myślę sobie, co za pocieszna dziewczyna wygłupia się stojąc na stołku barowym. I podchodzę coraz bliżej i szukam gdzie się jej nogi kończą i zaszokowany odkrywam, że ona stoi na ziemi. Jej David, normalny gość, jakieś 180+ cm, niesamowite, ale nie wyglądał przy niej jak sierota, co pewnie zarzuciła by mu jedna nasza forumowiczka. Za to "Ptyś" - przemiła, niezwykle życzliwa, ciepła istota. Sorry, ale miała laska przedkładać opinię otoczenia nad realizację własnych potrzeb i drogi do spełnienia poszukując dwumetrowca, który i tak byłby 20 cm niższy? Żeby lepiej wyglądali razem na foto czy po co? Trzeba było widzieć ich razem, taki był między nimi flow.
  8. Hm, @MalVina nie wiem, może wolałabyś usłyszeć od swojej 4-5 letniej córki, tak jak jedna moja kumpela - "mamo, jak to jest umrzeć, bo ja już nie pamiętam".
  9. Są różne babki, nawet takie, które nie spojrzą na kolesia <190 cm i takie, które mają wzrost faceta w pompie. Pełen przekrój. W LO miałem kumpla, nie wiem, jakieś w porywach 164cm, czarnowłosy typ trochę stylizowany na "Bitelsa". Żeńska połowa ogólniaka dostawała na jego tle takiej korby, że byście nie uwierzyli. Był charyzmatycznym odludkiem, zawsze ubrany na czarno i ponuro, przyciągając ludzi indywidualnością i jak pytałem lasek co w nim widzą, to głupio się na mnie spoglądały i najczęściej padało - "no jak to? Spójrz jaki on jest męski!". Dosłownie sikały, kiedy okazywał jednej czy drugiej odrobinę zainteresowania.
  10. Co z tego czy granica jest jasna, skoro w ten sposób można ją przesuwać w dowolną stronę? A koncepcja ma dotyczyć - "bić czy nie bić, oto jest pytanie". Tu jest granica a nie w pokrewieństwie. Jeśli bić, to kimkolwiek, jeśli nie bić, to nikomu nie wolno. W końcu pani przedszkolanka też bywa rodzicem, więc z racji funkcjonalności rodzica może napierdalać dzieci? Wciąż chciałbym zrozumieć - dlaczego akurat rodzic? Bo dał plemnik? A może pójdzie siedzieć za (zamiast) swoje dziecko-mordercę?
  11. Specjalnie w tej intencji zadzwoniłem do rodziców chrześniaczek, pytając czy kiedykolwiek strzelili swojej córce choćby klapsa. Nie. No masz. Też "wyszły na ludzi". Dobrze, zróbmy więc drobny eksperyment myślowy. Jeśli dopuszczać bicie dzieci, to może kiedy rodzic nie widzi i nie może reagować, mogliby wyręczać go w tym inni? Np. panie przedszkolanki albo nauczycielki? Może sąsiedzi też, na zasadzie - "niech się gówniarz nauczy odpowiadać 'dzień dobry'"?
  12. No właśnie, czyja wtedy cierpliwość "pęka"? Czy aby nie słabszego w tym układzie? Kto pokazuje moc? Trochę mam mieszane uczucia, że niektórzy racjonalizują przemoc na sobie. Że wyszła na dobre. Ale wiecie co? Mam wrażenie, że gdyby ojciec z pasem miał się skonfrontować w ten sposób z dwumetrowym synem-dryblasem, truchlał by w kącie i robił w portki zanim podniesie na niego rękę, mimo, że to jego dziecko. Tak, to zwyczajne wykorzystanie przewagi do wyładowania własnej "biedy" na bezbronnej istocie.
  13. Zacząłem się Ciebie bać (ale nie tak na serio) Ale tymczasem nasz @Quo Vadis? został nawet przez cyber-mariana osobowości też zgodnie z przypuszczeniami zaszeregowany Polubcie chłopaka, bo warto. p.s @Quo Vadis?, tantiemy za promo na to samo konto co zwykle
  14. O to to tooo. O to chodzi. Przynajmniej jako teoretyk tak uważam i jako powierzchowny praktyk też. Pokątnie Ci powiem, że bardzo duży wpływ miałem na jedną chrześniaczkę. Jej rodzice długi czas próbowali mieć mi coś za złe, nie wiem co, ani jej nie deprawowałem ani nic dziwnego. Tylko próbowałem otworzyć jej mózg bez trepanacji czaszki, bo ma dziewczyna potencjał. Pewnie też grało rolę to, że odbijało się na jakimś krytycznym podejściu jej do nich. Zwłaszcza jej matka miała długi czas do mnie galaktyczny dystans. Aż któregoś dnia pękła i przy ludziach, na imprezie rodzinnej, rzuciła mi się na szyję ze słowami - "kocham cię łysy chuju". Po czym kuzyn, jej mąż w swoim żołnierskim sposobie bycia, uścisnął mnie ze słowami - "ja też" Wiesz, wydaje mi się, że dwulatek nie połączy klapsa z wskakiwaniem np. pod motocykl. To nadal dysfunkcja rodzica, że doprowadzi do takiego zagrożenia.
  15. ...co nie oznacza że bez tego nie byłbyś kimś o lepszym komforcie istnienia, bez traum i nieuświadomionych usterek. Ale ja nie mam dzieci, mam co najwyżej chrześniaczki (no babińcem obrodziło po rodzinie) z którymi mam dobry i częsty kontakt. Jedna na uchu ma w tym samym miejscu co ja, nawet pieprzyk. Śmieszne, bo nie mam z tym nic wspólnego, a do tego jest śliczna, więc to już w ogóle Cieszy mnie gdy widzę w nich przebłyski tego co ode mnie przejęły i im przekazałem. Nie przydaję sobie, po prostu zerkam na ich rozbudzoną ciekawość, bunty, kwestionowanie, poszukiwania, rozwój. Owszem z pozycji wygodnego fotela obserwatora ze zdjętymi 80% odpowiedzialności i trudów wspólnego przebywania. Być może w jakiejś chwili bezradności i bezsilności własnej sięgnął bym po klapsa. Ale mam wrażenie, że to byłaby większa klęska dla mnie niż dla dziecka. To by oznaczało, że jestem dysfunkcyjny wychowawczo i to w zasadzie ja jestem do dupy a karę za moje nieudacznictwo ma ponieść inna istota. Debilizm.
  16. Zrobiłem wówczas tamten test, gdy @Selqet utworzyła wątek i powtórzyłem obecnie po dwóch latach. Wyszło zdaje się to samo: ENTP-A, bo pamiętam Twaina. Czyli stan się nie poprawił Parę wycinków z interpretacji opisowej: Brzmi nieco paradoksalnie, ale serio, jakkolwiek to brzmi, dla mnie osobiście ma to sens. Takie połączenie elementów rozrywkowego i poznawczego. Czy może być coś fajniejszego? Gdyby nie ciekawość wszystkiego, chęć wypatroszenia i wyfiletowania każdego tematu czy zjawiska, dostępny potencjał zmian na wyciągnięcie ręki, sprawdzenie jak to jest samemu i w tłumie, w niebie i w piekle, chyba bym się zabił. Trochę przez te asertywności i szczerości dziwnie bywa się odbieranym, ale jest z tego więcej zabawy niż boleści. I znakomicie znieczula na presję otoczenia. Haha, no cóż - i w dupę nóż. Rutyna to dla mnie życie jednym życiem. Wręcz pół-życiem. Niektórzy w powtarzalności odnajdują "zen", harmonię, kontrolę, poczucie panowania nad sytuacją i spokój. Niepokój każe przeczuwać, że jest, że może być inaczej. Trzeba to sprawdzić zamiast chodzić wciąż tą samą ulicą do tej samej pracy robić to samo co dnia. Siku, kupa jeść i spać. A poprzewracać to wszystko i układać po swojemu! No może. Poznałem tylko jedną, osobę o takim typie jak do tej pory. Partnerka kumpla. Jak się włączy "filtr społeczny" można ją odbierać jako "uroczo szurniętą". A ona jest po prostu błyskotliwym dyskutantem. Czasami jak z nią gadałem przekomarzając się, to się uśmiechałem do myśli - "tak tak, wiem co teraz robisz i sama wiesz, że ja wiem że ty wiesz". Nie dalej jak kilkadziesiąt godzin temu usłyszałem, że sprawiam nieprawdziwe wrażenie szorstkiego dla kogoś, kto mnie nie zna. Do etykietki cynika już na tyle przywykłem, że prawie jej nie zauważam. Mało mnie obchodzi opinia otoczenia, zwykle jest powierzchowna, dopasowana pod pasujący komuś na szybko konsumpcyjno-towarzyski, płytki schemat. Obchodzi mnie to, żeby znali mnie ludzie, którzy są mi bliscy i którym dam się poznać. Reszta niech się wali ze swoimi opiniami. Mogą je trzymać gdzie chcą, choćby we własnych dupach. Mogą je nawet wypierdywać w takt muzyki. A bo to potrzeba tego w liczbach mnogich? Niby delikatny pstryczek w osobowość, ale to niesamowita zaleta! Lepsza uncja złota niż wagon żwiru. No, będzie tego tak na szybko.
  17. @Quo Vadis? po jednej imprezie, Messi sam mi z lodówki pęto kiełbasy po kryjomu wyżerał Ale to mogło być po LSD
  18. Drogie panie, możecie się zżymać na formę w jakiej prawdę wcale nie taką objawioną opisał @Still ale nie na samą prawdę. Co więcej, zasada ta jest symetryczna i dotyczy obu płci. Konkurencja dobrze robi nawet w biznesie. O ile atraktory są w wielu aspektach uniwersalne i należy do tych silniejszych również pozytywny odbiór i bycie pożądanym przez otoczenie obiektem, o tyle swoistym wyróżnikiem są szczegóły realizowania "ja". Więc zakładam, że jedynie nie odpowiada Wam formuła @Stilla jako nazbyt bezpośrednia, waląca pięścią między oczy i być może nawet buntujecie się przeciwko temu, że taka właśnie postawa Was pociąga. Zwłaszcza, że stosuje on broń, będącą na domyślnym wyposażeniu porodowym kobiet. Ale konieczność uprawiania przemyślanych gierek i manipulacji - jak już pisałem pod jednym z jego tematów - zmęczony jestem samą myślą o nich. Pewnie z tego się wyrasta jak z niemowlęcych śpioszków. Jakieś podjazdy, kalkulowanie - a teraz poflirtuję z tą a do tamtej puszczę oczko, tej muszę teraz powiedzieć komplement a potem nie odzywać się trzy dni. Ughhh. Ja co najwyżej muszę się czasem pilnować, żeby za dużo nie powiedzieć/nie przekazać bo poza moją naturą jest skrywanie uczuć i emocji. Jak kogoś lubię, to wie od razu, jak nie cierpię - wie jeszcze szybciej. Pierdolić konwenanse, imitacje, zagrywki. Prostą konsekwencją życia jest ryzyko klęski i śmierci. Można być Edisonem i się nie zrażać, tylko robić swoje tysięczny raz wsiąkając w to kompletnie albo Józkiem spod budki z piwem, gdzie do szczęścia wystarczy bezpieczny kontakt jedynie z szyjką butelki. Trochę sorry za bezład i nieskład, mam nadzieję że chwycicie o co chodzi, bo ja o tej porze to nie bardzo
  19. @Quo Vadis? no więc raczej nie - jest zupełnie tak samo jak u ludzi Tylko o wiele bardziej uważny (tak to ujmę) jest kontakt, poszukiwanie mocnych stron, obserwowanie zdolności i edukacja od dziecka. Trochę inaczej się dzieci że tak powiem - prowadzi. Ja w zasadzie jestem technicznie gojem a konwertować się nie zamierzam. Chociaż w świetle izraelskiego prawa, dostał bym obywatelstwo z automatu A potem pewnie też z automatu ale na Wzgórzach Golan
  20. Z tego co mniej więcej z ogólniaka kojarzę z mejozy to jest jeszcze proces rekombinacji genetycznej (cossing-over, ha! Pamiętam!) i ma to na celu ograniczenie np. kumulacji niekorzystnych mutacji ale dzięki temu dostajesz przy okazji nowy genotyp. Ale jak by co, to nie byłem w biol-chemie, więc tak raczej z grubsza. Za to swego czasu zainteresował mnie temat epigenetyki, czyli wpływie stylu życia i środowiska na ekspresję genów oraz czegoś w rodzaju dziedziczenia pozagenetycznego dzięki metylacji DNA. Mamy więc w genotyp wbudowany potencjał zmian jak by co. Jeśli kogoś interesuje temat, to w miarę zachęcam do książki: https://sensus.pl/ksiazki/supergeny-uwolnij-potencjal-swojego-dna-by-cieszyc-sie-dobrym-zdrowiem-i-samopoczuciem-deepak-chopra-m-d-rudolph-e-tanzi-ph-d,superg.htm#format/e
  21. Przedwczorajsza wizyta obiadowa znajomej, naturalnej ekspertki od kuchni włoskiej. Bardzo miło się w paru aspektach nie zgadzamy, ale w kwestii zaserwowanej pizzy mojego autorstwa, skomplementowała, że to prawdziwie włoska napoletana! (chociaż trochę przesadziłem z ilością mozarelli) Jak sobie przypomnę pierwsze wypieki, to obecnie unoszę się z samozachwytu gdzieś pod sufitem
  22. Jak ktoś ma więcej czasu, to polecam całość.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Umieściliśmy na Twoim urządzeniu pliki cookie, aby pomóc Ci usprawnić przeglądanie strony. Możesz dostosować ustawienia plików cookie, w przeciwnym wypadku zakładamy, że wyrażasz na to zgodę.