Skocz do zawartości

Globtroter87

Użytkownik
  • Postów

    57
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

  • Donations

    0.00 PLN 

1 obserwujący

Profile Information

  • Płeć
    Mężczyzna

Ostatnie wizyty

1457 wyświetleń profilu

Osiągnięcia Globtroter87

Kot

Kot (1/23)

36

Reputacja

  1. Aż tak źle? Jakie negatywne efekty obserwowałeś? To było z wyboru SR, czy jako "środek antykoncepcji"?
  2. Nie wiem czy tylko ja odnoszę takie wrażenie, ale wydaje mi się, że w sferze internetowej (YouTube'y i inne) NoFap powoli odchodzi do lamusa i ludzie wypowiadają się coraz bardziej krytycznie o tym ruchu. Tymczasem, tę pustkę zastępuje chyba Semen Retention. W pewnym sensie jest chyba jeszcze trudniejszy od NoFap. Czy ktoś miał może jakieś doświadczenie z praktycznymi aspektami wprowadzenia w życie tej "filozofii unikania ejakulacji"?
  3. @Druid Akurat na tych charyzmatycznych też w Łodzi, u Jezuitów. Bodajże przy wspólnocie "Mocni w Duchu". Specjalnie tam pojechałem w ramach eksternistycznych rekolekcji ignacjańskich. Niestety, bardzo się zawiodłem tym nurtem duchowości i wiem, że to raczej nie dla mnie. Stygmaty, to z pewnością odrębny temat, tak jak NDE. Każde takie zjawisko próbowano badać metodami obiektywnymi, ale konkluzje nie są jednoznaczne. Moim skromnym zdaniem, prawdziwa wiara nie powinna opierać się na żadnych takich "cudach", a być pełnym aktem zawierzenia pewnym twierdzeniom, POMIMO braku wiedzy o ich prawdziwości. A co do wymienionych przez Ciebie różnych obiektów wszechświata, to wszystko jest kwestią skali. W perspektywie galaktyk, nasze tysiąclecia historii ludzkości, to jak ułamki sekund dla nas. A czas też ponoć może ulegać zakrzywieniom, np. w pobliżu czarnych dziur, czy po osiągnięciu prędkości okołoświetlnych. Nasze życie jest jak nic nieznaczący gwiezdny pył ...
  4. @Druid Brak naukowego wytłumaczenia to jedno, a brak dowodów potwierdzających prawdziwość takich twierdzeń to drugie. Osobiście byłem na takich mszach uzdrowieniowych, czy charyzmatycznych. Widziałem te "zaśnięcia w Duchu Świętym". Krótko mówiąc, bardziej mnie zniechęciło do dalszych uczestnictw w takich zgromadzeniach, niż wzmocniło wiarę. Cytowany filmik niczego nie wyjaśnia. Nikt nie twierdzi przecież, jakoby coś miało powstać z niczego, bo materia i energia nieustannie ulegają przemianom, dążąc do entropii. Materia przechodzi z prostszych form do bardziej złożonych kosztem energii. Przykładem takiej "mikroewolucji" w przyspieszonym tempie, może być jak dla mnie czas życia płodowego, poczynając od etapu jednokomórkowej zygoty, poprzez stopniowe wykształcanie się wysoce wyspecjalizowanych tkanek i narządów. @lukasz11 Nigdy nic podobnego nie twierdziłem, żeby Chrystus, czy św. Tomasz z Akwinu kłamali. Mówiłem tylko, że prowadzenie rzekomo naukowego dowodu na istnienie Boga, metodą Akwinaty nie pozwala wysnuć żadnych konstruktywnych wniosków, a na pewno nie potwierdzić z góry założoną tezę. Nauka, a w tym Darwin, nie pozwalają również zaprzeczyć aktowi Stworzenia, no chyba że pojmujemy go dosłownie, łącznie z ulepieniem z gliny Ewy na kanwie usuniętego żebra Adamowego. Nauka i wiara są komplementarne, a nie wykluczające się. Zrozumienie tego było dla mnie przełomem, ale niestety, samo w sobie, nie ułatwia, a wręcz utrudnia dalszą "beztroską" drogę wiary. Życie w prawdzie jest jednak, wg mnie, ważniejsze niż chwilowy komfort, który można odnaleźć w niektórych postawach zarówno ze strony przedstawicieli religii, jak i wojujących ateistów.
  5. O tych pierwszych etapach powstania życia faktycznie wiemy najmniej. Są jednak dowody naukowe, że aminokwasy (ale i fragmenty genomu) mogą w pewnych warunkach się same łączyć, tworząc nici białek. I tak etap po etapie, powolutku, ten proces mógł przebiec (i najprawdopodobniej przebiegł) samoistnie, bez udziału żadnej siły stwórczej.
  6. Cześć, w porządku, a u Ciebie?
  7. To właśnie jeden ze sposób "dowodzenia" à la Tomasz z Akwinu. Tymczasem, od tamtej pory Darwin opisał zasady ewolucji i poznaliśmy szczegóły genetyki. Raczej więc nie musiało być żadnego "człowieka numer jeden", tylko stopniowo zmieniające się formy życia, tylko coraz bardziej złożone. Ale to temat na inną dyskusję ...
  8. Faktycznie może być dość zastanawiające, skąd "nagle" dostrzegamy tyle przypadków raka. Moim zdaniem, że najważniejszą przyczyną jest to, że żyjemy po prostu dłużej, niż kilkadziesiąt lat temu. Po pierwsze, znaczący postęp został osiągnięty w leczeniu i zapobieganiu chorób zakaźnych (antybiotyki, szczepionki). Tak naprawdę, już dawno nie było na świecie prawdziwej "zarazy". Nawet te 7 milionów ofiar pandemii COVID, w skali całej ludzkości, liczącej obecnie 8 miliardów, to mniej niż 1%, podczas, gdy epidemie dżumy, kiedyś dziesiątkowały 50-60% żyjących na danym terenie ludzi. Podobnie katastrofalne były epidemie ospy prawdziwej, obecnie zupełnie wyeliminowanej na dobre zaledwie od ponad 40 lat. Medycyna coraz lepiej diagnozuje też i leczy zawały serca (stenty, bypassy, leki "nasercowe"). To wszystko, "przesuwa" dominujący powód zgonu na nowotwory, które może lepiej są już wykrywane, ale dalej leczenie nie jest tak skuteczne, poza wczesnymi stadiami zaawansowania. Nie wspomnę już nawet o tym, jeszcze w XX wieku, ludzie ginęli powszechnie całkiem młodo na przeróżnych wojnach, a obecnie żyjemy w najbardziej pokojowych czasach w historii (choć może się to niebawem zmienić). Innymi słowy, raki były zawsze, tylko kiedyś ludzie albo "nie dożywali" do początkowych jego objawów, albo nie wiedzieli, że to właśnie rak ich zabił - było przecież znacznie więcej śmierci "ze starości", albo bez do końca nazwanej przyczyny. To akurat totalna bzdura, bo chemioterapia, choć bywa toksyczna, to stanowi jeden z podstawowych metod leczenia, któremu wiele osób zawdzięcza życia. Liczne badania naukowe dowodzą, że korzyści dobrze dobranej chemioterapii (ale też nowoczesnego leczenia biologicznego), przewyższają wynikające z niej negatywne skutki. Zgadza się - niektórzy z nas mają predyspozycje genetyczne do wcześniejszego zachorowania na raka, a inni mogą sobie na raka "zapracować", np. przez chroniczny stres, niezdrowe jedzenie, używki, etc.
  9. Według mnie, agnostycyzm jest najbardziej uczciwym podejściem do tematu, jeśli chce się pozostać wiernym logice i racjonalnemu myśleniu. Nie da się udowodnić istnienia żadnego z bogów, ale nie da się też temu zaprzeczyć. 100% się z tym zgadzam. Ogólnie masz rację. Gdyby dało się udowodnić, to takie dowody powinni dostarczyć wierzący. Inna sprawa, to że jest przecież tyle religii na świecie - skąd wiadomo, która jest prawdziwa? @Obliteraror A tak na marginesie, byłeś ateistą i już nie jesteś? Wróciłeś do wiary? Rzymskokatolickiej? Co takiego Cię przekonało do zmiany poglądów? Mam wrażenie, że bardzo mało ludzi rozumie, czym jest prawdziwa wiara, i gdyby dokładnie przeanalizowali, na czym opierają swoje poglądy, to wyszłoby, że są w istocie niewierzący. Szczerze mówiąc, zupełnie nie kupuję tego typu argumentów, odwołujących się do harmonii wszechświata wymagającej rzekomo istnienia boskiej siły stwórczej, albo jakiś "cudów", które zazwyczaj nie dają żadnej możliwości obiektywnego ich potwierdzenia. I to są dobrze postawione pytania, które mogą pomóc w zrozumieniu, skąd szeroko pojęta wiara w rzeczy "nadprzyrodzone" w ogóle się wzięła, praktycznie we wszystkich cywilizacjach ludzkości. Myślę, że to właśnie jedna z prób odpowiedzi, która jest najbliższa prawdy. Człowiek osiągnąwszy najwyższy stopień inteligencji wśród zwierząt, jest, zdaje się, jedynym gatunkiem świadomym swojej śmiertelności. Ciężko jednak przejść obojętnym obok myśli o nieuchronnym i nieodwracalnym końcu własnej egzystencji, który przecież czeka każdego, stąd te różne wyobrażenia i wierzenia, które mają, po prostu, pomóc oswoić się ze śmiercią. To też całkiem dobra hipoteza, dlaczego zazwyczaj ludzie nie potrafią zrewidować swoich twierdzeń i preferencji, jeśli raz zadeklarują się po jakiejś stronie. Szukają potem na siłę walidacji społecznej tych wyborów, np. przez przynależność we wspólnotach religijnych, etc. Faktycznie, część osób może nie dać rady "przejść próby" bezpośredniej bliskości śmierci. Mamy tendencję, żeby na wszelki wypadek się zabezpieczyć i zapewnić "bezpieczne lądowanie", gdyby jednak coś nas po śmierci jeszcze czekało. Najbardziej dobitnym przykładem jest tu zakład Pascala. Jak to mówi stare polskie przysłowie "Panu Bogu świeczka, a diabłu ogarek". @zuckerfrei Szacun dla dziadka. W sam punkt - to stwierdzenie "wiem, że nic nie wiem" najlepiej podsumowuje całe dyskusje o wierze w Boga/bogów.
  10. A co polecalibyście na MacOS? Najlepiej darmowy. Czy wbudowany iMovie się sprawdza?
  11. Globtroter87

    Śmierć

    Rzeczywiście fatalny miałeś rok, jeśli chodzi o tę czarną serię wśród bliskich. Mam nadzieję, że był dla Ciebie w innych wymiarach lepszy. Śmierć jest (niestety) nie do uniknięcia dla każdego. Jest ona wkalkulowana w życie już od samego urodzenia. I choć niby każdy od małego dobrze wie, że kiedyś z pewnością umrze, w praktyce śmierć najczęściej nas zaskakuje i szokuje. Zwłaszcza, jeśli następuje przedwcześnie, a nie w starości, wtedy gdy może być już nawet wyczekiwana jako naturalna kolej rzeczy. W obliczu śmierci bliskich osób, pytania o sens życia nasuwają się same. O odpowiedzi znacznie trudniej. Ale czy to właśnie aby nie ramy życia, jakimi są dla każdego narodziny i śmierć, nie nadają życiu głębszego sensu? Kuszącą dla wielu ludzi byłaby możliwość, żeby żyć wiecznie (wszystkie religie wykorzystują to odwieczne pragnienie ludzi), ale czy życie nie straciłoby wtedy swojego “smaczku”, jaki nadaje mu niepowtarzalność i ulotność każdej przeżytej chwili? Mnie osobiście mocno poruszyła rok temu informacja o śmierci w wieku 33 lat kumpla z podstawówki. Zostawił osamotnioną żonę z córeczką. Uświadomiłem sobie wtedy dobitnie, że moje własne życie może zakończyć się znacznie wcześniej, niż się tego spodziewam, a założenie, że dożyję do starości, do następnego roku, a nawet do następnego dnia, w ogóle nie jest niczym pewnym, ani zagwarantowanym. Ostatecznie, w obliczu śmierci, nie możemy wiele zrobić. Nie mamy innego wyjścia, niż po okresie żałoby żyć normalnie dalej. Możemy sami zdecydować, czy lepiej jest nam potraktować śmierć, jako smutną ostateczność, pewnego rodzaju tabu i starać się wyprzeć ją ze swojego myślenia, rozmów i świadomości, czy może jednak lepsze jest życie w pełnej jej świadomości i akceptacji, wg stoickiej zasady "memento mori". Jest to, według mnie, bardziej uwalniające podejście i osobiście staram się często przypominać sobie o nieuchronnej śmierci.
  12. No ponoć to około 2 kilo zostaje z człowieka po spaleniu (i zmieleniu pozostałych kości w specjalnym młynku). No tak w ogóle, to mega ta Twoja historia, niczym z jakiegoś amerykańskiego filmu. Wynika z tego, że Polska się mocno zmieniła pod tym względem, a kremacja stała się już dość popularna. Kiedyś to praktycznie każdy trup kończył klasycznie, gnijąc pod ziemia w dębowej skrzynce, a teraz proszę ... nawet starsza pani decyduje się na "gorący kubek" dla swojego męża. Tak jak bracia piszą, przewóz w trumnie jest o wiele bardziej kosztowny i stanowi potencjalne zagrożenie sanitarne dla otoczenia. Wydaje mi się, że w Polsce nie jest legalne rozsypywanie prochów po kremacji "na łonie natury", a urna musi spocząć albo w grobie, albo w kolumbarium. Ale może ktoś wie o jakiś niedawnych zmianach w tym zakresie, bo nie jestem na bieżąco w tym temacie?
  13. Braku Facebooka nawet nie zauważyłem, ale z WhatsApp korzystam na co dzień w pracy i w rodzinie, więc musiałem przejść na klasyczne SMS-y i telefony. Ciekawe czemu ta "awaria" - jakiś atak hakerski z Rosji albo Chin?
  14. Hej, na razie czytam, rozmyślam, ale nie mam za bardzo czasu przez nawał pracy, żeby skupić się głębiej na jakichś wnioskach. "Rozsiadłem się wygodnie w fotelu i obserwuję". Dzięki wielkie za ostatnie wpisy szczególnie @VanBoxmeer i @RockwellB1. Napiszę więcej w najbliższym czasie na poruszane przez Was kwestię.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Umieściliśmy na Twoim urządzeniu pliki cookie, aby pomóc Ci usprawnić przeglądanie strony. Możesz dostosować ustawienia plików cookie, w przeciwnym wypadku zakładamy, że wyrażasz na to zgodę.