Skocz do zawartości

sol

Starszy Użytkownik
  • Postów

    908
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

  • Wygrane w rankingu

    1
  • Donations

    0.00 PLN 

Treść opublikowana przez sol

  1. Przecież oczywiste jest i poparte masą badań, że chociażby stres, czy dłuższe przebywanie w psychicznym cierpieniu prowadzi do wielu chorób fizycznych/psychicznych. Już nie mówiąc o szeregu psychosomatycznych objawów. To, że ktoś zachoruje na ciężką chorobę w wieku kilkunastu lat jest o wiele mniej prawdopodobne niż np. zawał w późniejszym wieku z powodu ogromnego stresu i ogólnego złego stanu psychicznego. Gdzie tu przypadek.
  2. Jako gatunek, stanowczo za dużo czasu poświęcamy na analizowanie pierdół.
  3. 2 sytuacje. 1) mam w domu bardzo dużo książek, a spora część z nich jest odziedziczona po babci. Tematyka wszelaka, od literatury pięknej po tomy naukowe. Ostatniego wieczoru wzięłam na chybił trafił jedną z lektur - okazało się, że trafiłam na "Symbole astrologiczne w obrazach Boscha". Zaczęłam czytać tą książkę, napisaną piękną polszczyzną - opracowanie naukowe, gdzie autorka analizuje poszczególne elementy obrazów na kanwie średniowiecznej wiedzy astrologicznej. Książka naukowa, a jednak wciąż trochę magiczna. Zapach starego papieru. Uczucie wejścia w świat czyjejś pasji (autorka była dr historii sztuki), wspomnienie babci, intelektualistki. Wszystko to stworzyło mariaż pięknych, autentycznych wrażeń. 2) Poszłam do biura parafialnego coś załatwić. Mimo godzin otwarcia, biuro było puste. Chciałam już wychodzić przez małą kapliczkę, gdy w jej rogu zobaczyłam modlącego się po cichu, w samotności, księdza. Ten widok mnie uderzył, te wszystkie negatywne konotacje w mojej głowie co do kościoła vs. ten człowiek, który po prostu, autentycznie, kiedy nikt nie widzi modli się. Nie ważne jak ocenimy ten Kościół, jak ocenimy słuszność dogmatów, ważne jest żeby znaleźć w sobie tą duchową ścieżkę, którą możemy autentycznie przeżywać i podążać nią, czy to w chrześcijaństwie czy to w buddyzmie, czy w swój własny autorski, ale autentyczny sposób.
  4. Kurczę Deomi, mam to samo 3 facetów, tylko że oni o sobie wiedzą i to akceptują. Spotykamy się wszyscy codziennie i jest git. Ba, mieszkamy razem! Co prawda jeden z tej trójki jeszcze nie mówi, ale codzienny banan na twarzy świadczy o tym, że wszystko spoko Ja tam polecam taki model rodziny ;))
  5. gotcha! Rozumiesz, że zrobiłeś dokładnie to samo względem babek łączących pracę z obowiązkami? I to Ci właśnie próbuję pokazać. Mam na myśli, licytacja - kto NAPRAWDĘ ma prawo się stresować a kto nie bo ma ciężej? Punkt widzenia zależy od punktu siedzenia. Zawsze znajdzie się większy kozak, który stwierdzi, że Ty to masz lajcik, bo ja to dopiero mam stres. To ta sama argumentacja, która miała miejsce w ostatniej dramie z telewizji śniadaniowej: https://teleshow.wp.pl/kalczynska-wysmiala-zmeczonego-ojca-2-dzieci-celebryta-odpowiedzial-pania-zupelnie-pogrzalo-6780383003429664a dziennikara - masakra, tak na marginesie. I tu widzisz, akurat odwrotnie, bo tą słabą argumentacją skomentowany został mężczyzna. A czy ktoś twierdzi w tym wątku, że faceci to mają życie jak w Madrycie? Nie widzę ani jednego takiego wpisu. Macie równie ciężko, a szczególnie CI, którzy mają też rodzinę i małe dzieci. Macie średnio* też równie zaniedbane ciała, o czym świadczą przywołane tu statystyki. *średnio, bo wiadomo, na forum himalajki i himalaje.
  6. Z tego co widzę to pisała o obowiązkach domowych+pracy+studiach+ogarnianie dziecka. Po co taka manipulacja? Z tymi własnymi firmami to też już przestańcie lamentować. Ilu tu jest prezesów zatrudniających 50 ludzi? Najczęściej CEO jednoosobowej działalności przeżywa jaki to stres w tym nowym ładzie (i pewnie słusznie). Nikomu nie umniejszając, można mieć równie dobrze mega stres na etacie w urzędzie - bo mobbing. Nie ma co się porównywać i licytować.
  7. @SzatanK trochę tak, ale na razie 10% tego co bym chciała. Wynika to z ogólnego rozpierdolu i randomowego życia matki. Dziś w nocy spałam 3 godziny, bo bobo miało słaby sen. Po 30, 3-godzinny sen to jak harakiri. Średnio śpię 5 godzin teraz, masakra, jestem zombie. Zapisałam się na jogę, na której od miesiąca byłam raz - ostatnia próba wyjścia - drzazga u starszaka i ryk mamooo tul i wyjmij. Poprzednia próba - temperatura i mamooo tul. Nic nie da się zaplanować, więc póki co robię bardzo bardzo podstawowe rzeczy typu: - suplementy codziennie - aktualizacja i super ogarnianie kalendarza - wpisywanie wszystkich ważnych myśli do google keep - spacer choć raz dziennie Ale ogólnie Atomowe Nawyki bardzo polecam:) dużo mądrych rad, które udaje mi się mimo wszystko jakoś przemycać.
  8. @Lady Bathory przypomniałaś mi o nich! Niesamowicie grają. Pamiętam jak kiedyś grali koncert na Openerze, bardzo bardzo późno. I tak po tym całym wykończeniu, po całym dniu zespołów prawie spałam na tym koncercie, tak między jawą a snem byłam, tak jak ich muzyka jest zresztą "metafizyczna"
  9. No dobra, 17 lat razem, od pieluchy niemal, w tym 10 po ślubie to coś tam chyba wiem, więc się wypowiem Zgodzę się z @Anna, że jedną z najważniejszych rzeczy to: I tak było u nas, mój mąż jest super silną opoką, nigdy w życiu mi nie powiedział, że wątpi we mnie czy nasz związek. Zawsze zachwycony, ale nie tak "simpowo", tylko na zasadzie: Jestem świetnym facetem i mam też świetną kobietę. I tak patrząc wstecz to ewenement, bo miałam jakichś tam dwóch chłopaków wcześniej i obu grymasiło, nie było pewnych i nic z tego nie wyszło ostatecznie, bo w sumie to mnie przekonali że faktycznie "może to nie to". Ogólnie myślę, że recepta jest dość lapidarna, choć niekoniecznie łatwa w realizacji: 1. Ogarnięcie swoich demonów 2. Znalezienie osoby pasującej charakterem, wartościami i zainteresowaniami (z moich obserwacji ekstrawertyk w związku dobrze się komponuje z introwertykiem, najgorsze połączenie to dwóch ekstrawertyków). I to tyle z różnic, reszta fajnie jakby była podobna 3. Podobny "przebieg związkowy", najlepiej jak najmniejszy, ale nie zerowy (seks może być pierwszy, związek lepiej nie) 4. Traktowanie siebie nawzajem jak najczęściej, jakby było się na haju. Kiedyś przeczytałam tą poradę gdzieś i to zrewolucjonizowało mi życie. Odkryłam, że jeśli będę dla męża super słodka itd. to nie dość że on się odwazajemnia, to BACH nagle pojawia się znów to uczucie haju, a przynajmniej coś w tym guście. W zasadzie samemu swoim zachowaniem można tworzyć emocje (jeśli komuś brakuje) 5. Przechodzenie jak największej ilości doświadczeń razem i przegadywanie ich. My przeszliśmy już razem wiele... 6. Niewzbudzanie zazdrości - jesteśmy z mężem oboje dość atrakcyjni i powiedzmy mielibyśmy atencję gdybyśmy chcieli i o tym wiemy oboje. W tym znaczeniu, że żadne sobie nie musi niczego udowadniać. Nie mamy instagramów, nie łazimy po klubach osobno, nie jeździmy na jakieś spędy delegacyjno-firmowe. 7. Podobny poziom finansowy - u nas ja wniosłam dość dużo "w posagu", ale teraz mąż więcej zarabia, wszystko się jakoś wyrównuje. Ale z drugiej strony przez pierwsze 10 lat, ja byłam bardziej "majętna" i nie było problemu z tym u mnie, także pewnie ten punkt zależy od konkretnej pary. No dobra, wcale nie było tak lapidarnie
  10. 1) Idź na spacer - Shane O'Mara 2) In the dark places of wisdom - Peter Kingsley
  11. aaaa pamiętam! To rzeczywistość tak działała sprytnie w odpowiedzi na nasze potrzeby :)) Ja od niedawna (a w szczególności po przeczytaniu Atomowych Nawyków, gdzie była fajna porada żeby sobie jak najbardziej utrudniać niechciane nawyki) myślałam mocno, żeby ograniczyć telefon na maksa i już zaczęłam planować co i jak konkretnie ograniczę - no i bach, sam się ograniczył Teraz jak będę "organizować" nowy telefon, to albo to będzie stary model, albo raczej (bo potrzebuję jednak google mapsów do nawigacji itd.) smartfon, ale bez poinstalowanych komunikatorów i z jakimiś utrudnieniami żeby np. wejść do przeglądarki, czy coś w tym guście.
  12. Popsuł mi się telefon i od dwóch dni żyję jak przed rokiem 2000. Póki co, jest wspaniale! Zobaczymy jak będzie dalej, ale chyba odważę się porzucić smartfona na rzecz jakiegoś starego modelu, który tylko dzwoni i odbiera smsy.
  13. Beka jest taka, że jak czytałam gdzieś Twoje posty, myślę sobie - no wykapany ENTP. Najpierw coś popiera, a potem z tym walczy, żeby mieć z tego intelektualny fun, debatuje na każdy temat z każdym, stosuje różne sztuczki erystyczne i tak dalej i tak dalej, a potem gdzieś tam wyczytałam, że tak Ci wyszło xD Kocham naukę, ale czakry też trzeba mieć otwarte , pozdro dla kumatych!
  14. Nie zgodzę się z tym. Horoskopy są na maksa randomowe (teoretycznie, bo możemy udowodnić z tego co pamiętam, że pora roku narodzin ma wpływ na osobowość, co ma związek z temperaturą, słońcem itd). Tu nie ma randomowości, tylko swoiste "przybliżenia". Wynik będzie mniej lub bardziej przybliżony, ale nie totalnie randomowy. Nawet przy różnych wynikach "po czasie", raczej normalnemu człowiekowi nie wyjdzie skrajny introwertyk intuicyjny typu INTJ, a następnie ekstrawertyk sensoryk ESFP. Po pierwsze, należy sobie zadać pytanie, czy moralnym byłoby gdybyśmy mieli jakieś fenomenalne 100% narzędzie które określałoby naszą osobowość co do joty i gdyby to narzędzie było właśnie wykorzystywane przez rekruterów. Załóżmy na potrzeby przykładu, że MBTI byłoby takim narzędziem i rekruter wiedziałby, że np. statystycznie typ INTP jest najlepszym programistą. Załóżmy też, że rynek nie byłby już taki chłonny, byłaby większa podaż niż popyt. Rekruter wiedziałby, że najlepszy programista to INTP w wieku 25-30 lat, bez nadwagi i tak dalej i tak dalej. To nie jest moim zdaniem taki prosty problem moralny do rozwiązania. I nie chodzi tu o MBTI tylko o narzędzie w ogóle. Jeśli jesteś typem intuicyjnym, prawopodobnie wiesz jak dużo ludzi trzeba poznać, żeby z kimś znaleźć wspólny język. I tu uważam, MBTI byłoby super do wstępnego "odsiania" np. na jakiejś appce randkowej czy czymś podobnym jak już jesteś starym człowiekiem i nie masz jak poznawać w realu ludzi. Nawet jeśli prawdziwe są dane, że 50% ma wynik, który się zmienia w czasie bo inaczej zaznaczą odpowiedzi, to a) kolejnej połowie się nie zmienia, więc 50% ludzi mniej więcej prawidłowo typuje swoją osobowość b) nawet jeśli wynik jest inny po czasie, to na pewno nie jakoś skrajnie. Czytam o tym Barnum effect i rzeczywiście, jest takie niebezpieczeństwo w tego typu prostych testach, ale mówię, u mnie 90% przyjaciół to intuicyjni, rodziców wytypowałam przed tym jak zrobili test (trafiłam), "u mnie działa".
  15. No nie ukrywajmy, nie jest to jakiś najbardziej rozbudowany model na świecie. Z tego co ja pamiętam z tego testu, to fakt, że każda z tych "literek" wychodziła procentowo (bo każda cecha to tak naprawdę spektrum, dokładnie jak z intro/ekstra), i było się przyporządkowanym do uśrednionego z tych literek typu. Pewnie można by do tych typów dać jeszcze z milion podtypów. Więc jest się podciągniętym "mniej więcej". I to jest problem numer jeden (mniej-więcejcowość). Następny problem to udzielanie odpowiedzi i tu są dwie kwestie: 1) osoby z zaburzeniami osobowości będą miały dziwne/myle/zmieniające się wyniki. I takie osoby po prostu wyniku nie uzyskają. Znam taką jedną osobę i faktycznie wychodzi jej typ, pod który się "podszywa", nie ten prawdziwy. Natomiast problem nr 2) dotyczy normalnych osób nie do końca znających siebie - i im też wyjdzie dziwny wynik, albo różne wyniki, bo po prostu za bardzo nie potrafią siebie ocenić. Dlatego MBTI jest względnie ok dla ludzi, którzy mają dobry wgląd na swoją własną osobowość i potrafią się dość obiektywnie ocenić. Ja traktuję to jako przydatne, szybkie narzędzie. Kiedyś poprosiłam najbliższych znajomych o zrobienie testu i co mnie wcale nie zdziwiło, okazało się, że 90% to typy intuitive. Pozostałe 10% sensorów należy tylko do dwóch typów. Mi to się przydaje, jeśli znam tą osobę w realu, bo wtedy widzę, czy test wyszedł dobrze. A dzięki znajomości typu masz większą wiedzę jak podejść do danej osoby, jak z nią rozmawiać, czego nie robić, co robić, żeby mieć jak najfajniejszą relację. Oczywiście duże uproszczenie, model jak mówię. Ale zawsze jakiś drogowskaz, który coś tam daje.
  16. Enfp to najbardziej introwertyczny z ekstrawertyków, co oznacza, że indeed siedzą w swojej głowie i to dużo, potem robią jakiś totalny rozpierdol "na zewnątrz", a następnie znowu siedzą w swojej głowie. Ogólnie po sposobie pisania na forum nie da się tego typu za bardzo rozpoznać. W ogóle forum ma to do siebie, że wbrew pozorom często introwertycy tworzą tu epopeje, nawet kiedyś wrzuciłam o tym temat bo mnie to ciekawiło - niby są intro a piszą i piszą ze wszystkimi całe dnie, ale okazało się, że traktują to jako coś w rodzaju pisanie sami ze sobą pamiętniczka
  17. Wow. Ten temat dokładnie pokazuje, że ludzie z małym doświadczeniem życiowym są marnymi sędziami. Nie ważne ile im wyjdzie na teście IQ. Sędziami w stylu "o, wystrzeliłeś pistoletem, to znaczy, że jesteś zabójcą. 25 lat, no przecież to proste i logiczne". No właśnie, logiczne. Taka średniowieczna, sofistyczna logika 2D. Jeśli ktoś w ogóle czytał/oglądał informacje skąd się wzięło u dr Petersona kwestia benzenoidów - wynikało to z wielodniowej bezsenności i leki były swoistą ostatnią deską ratunku. Bardzo szybko same te leki doprowadziły go do wraku, a próby odstawienia niemal do śmierci. Jestem pewna, że nie przypuszczał, że pozostawią na nim tak szybko i tak ogromne skutki uboczne. Bo głupota, to myślę wszyscy się tu zgodzimy, ostatnie, co można mu zarzucić. Prawdopodobnie ma ekstremalnie delikatny układ nerwowy. Znam od podszewki taką osobę, która po jednorazowym (pierwszym w życiu) zapaleniu marihuany w wieku 20-kilku lat dostała stałych bardzo silnych, codziennych ataków lękowych. Słyszeliście o czymś takim wcześniej? Ja nie. Ale okazuje się, że raz na tysiące przypadków coś takiego się zdarza. I teraz tak, jesteś na pierwszym stopniu piramidy Maslowa, walczysz w zasadzie o życie, patrzy na Ciebie cały świat, w tym mnóstwo wrogów, mnóstwo hejtu "over and over", a do tego umiera Ci żona. - "Panie Peterson no gdzie Twoje 12 zasad"? - "Oszukałeś wszystkich" - "Hipokryta" Takich rzeczy nie piszą fani Petersona "których zawiódł". To piszą maluczcy, którzy zawsze życzyli mu źle i kiedy faktycznie podwinęła mu się noga, w końcu mogą się wyżyć. Brak integralności? Brak integralności byłby wtedy, gdyby pisał o cierpieniu a miał życie od A do Z usłane różami. On jest właśnie integralny w 100% nawet przerażająco za bardzo. Wiecznie walczy i wiecznie próbuje dosięgnąć swoich wartości. Jeśli chodzi o argumenty o jego córce i jej życiu prywatnym - absurd. Każdy kto ma dzieci, dobrze wie, że nie ma żadnej możliwości, żeby tak wychować dziecko aby przeszło ono przez życie dokładnie jak chcemy. Możemy dać solidne podwaliny, ale na końcu drogi i tak ono samo wybiera. Postrzeganie osoby Petersona przez czyny jego córki to podkreślam, absurd. Na marginesie, niektóre słowa i zarzuty wyssane z palca w tym temacie są po prostu obrzydliwe, nawet nie chce mi się ich przytaczać - chyba ktoś tu jedzie czystą projekcją.
  18. Bardzo możliwe, to by mnie nawet nie zdziwiło. Gdybym wybrała taką utylitarną drogę pewnie też bym musiała. Ciężko mi sobie wyobrazić nawet pracę psychologa zwykłego, który ma mocno rozwiniętą empatię, a co dopiero na taką skalę.
  19. Ale jakim teoretyzowaniu? Facet realnie pomaga tysiącom ludzi. W pewnym momencie nie daje rady psychicznie i ma wybór: A) dalej pomagać, ale ogromnym kosztem, lekami itd. B ) zająć się sobą i mieć wywalone Peterson nie ma problemów dlatego, że "źle sprzątnął" swój pokój albo że jego rady nie działają, tylko dlatego że podjął się nadludzkiego wysiłku i niejako poświęcił.
  20. Dość mocno wkurza mnie, jeśli ktoś mówi rzeczy typu: zobaczcie, ale cienias z tego Petersona, niby taki "mundry" a musi/musiał jechać na lekach. Generalnie, jak dla mnie Peterson to taki współczesny Jezus i w sumie z tej perspektywy rozumiem dobrze jego silne zainteresowanie chrześcijaństwem. Gdyby nie ta podbudowa, nie jestem pewna, czy byłby w stanie to wszystko udźwignąć. Dobrze rozumiem jego typ osobowości. Mam po części podobną. To jest niejako postać tragiczna. TO W CZYM JEST NAJLEPSZY, JEDNOCZEŚNIE GO ZABIJA. Jest doskonałym psychologiem, znawcą ludzkiej natury, każdy jego kontakt z innym człowiekiem pomaga temu człowiekowi, on potrafi dosłownie wyssać złą energię z drugiego. Po tym kontakcie, ten człowiek czuje się dużo lepiej. Ale zgadnijcie, gdzie ta zła energia potem trafia. Ja mam podobnie, ludzie z dużymi problemami bardzo lubią ze mną rozmawiać. Nie powiem ile już rozstań, rozwodów, problemów, żałob przeżywałam z innymi. Ale w pewnym momencie po prostu nie dajesz rady. Te wszystkie ich emocje towarzyszą Tobie. Choć pomagasz innym, słabszym, nastaje moment, że po prostu musisz się odciąć. Nie jesteś w stanie już pomagać, bo sam nie masz tej wewnętrznej siły. Rozdałeś ją po prostu. Podejrzewam, że Peterson po prostu czuje, że ma misję. Nie chce się odcinać, chce wciąż pomagać. Widzi ile dobrego już zrobił, chce to kontynuować, choćby na wspomagaczach. Pogodził się z rolą "Chrystusa", pogodził się ze swoim cierpieniem, tylko po to, żeby dalej szerzyć swoją misję. A przecież odcięcie się byłoby najłatwiejsze. Ma już pewnie tyle pieniędzy, że mógłby spędzić resztę życia na Hawajach. Ja bym tak nie zrobiła, z własnych, egoistycznych powodów. Nie potrafiłabym się tak poświęcić dla świata. Bardzo go za to podziwiam.
  21. Nawet nie, autor udowadnia, że w zasadzie można to tak sprytnie rozegrać, że wykonanie nawyku już od razu będzie czymś wręcz automatycznym i pożądanym i że w związku z tym samodyscyplina jest przereklamowana. Ja bym przypominajki potrzebowała bo choć potrafię dość nieźle implementować nawyki na wiele miesięcy nawet, to zawsze jest w końcu jakieś wydarzenie - wakacje, choroba itd, mi je burzą. Zapominam, że je robiłam:)
  22. Tak to działa, dostajesz endorfin przy czytaniu/słuchaniu bo wyobrażasz sobie jak to nie zmienisz życia, a potem stara bida xD Ja robię notatki z każdego rozdziału z tego typu książek. W sumie poszłabym nawet dalej i wrzuciła mały tatuaż na palcu. Kiedyś chciałam małą przypominajkę: "bądź obecna", teraz wpadłaby na kolejny palec: "przestrzegaj dobrych nawyków". Nie przepadam za tatuażami u kobiet więc tym bardziej by mnie to mierziło i pamiętałabym o tych rzeczach:D
  23. Atomowe Nawyki - bardzo dobra książka z zakresu rozwoju osobistego, niby chodzi tylko o nawyki, ale jednak o dużo więcej. Autor (James Clear) dość przekonująco argumentuje, że nawyki, to w zasadzie wszystko, nasza cała tożsamość. Zamówiłam nawet drugą dla osoby z rodziny, której może "uratować życie"
×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Umieściliśmy na Twoim urządzeniu pliki cookie, aby pomóc Ci usprawnić przeglądanie strony. Możesz dostosować ustawienia plików cookie, w przeciwnym wypadku zakładamy, że wyrażasz na to zgodę.