Skocz do zawartości

Baby w kuchni.


Gość leviatan

Rekomendowane odpowiedzi

Dobra - teraz temat, który mnie osobiście bardzo boli. Zrobiłem małą sondę wśród znajomych, dodałem obserwacje z akademika i wnioski są co najmniej niewesołe. Do rzeczy. Od dłuższego czasu zastanawiam mnie dlaczego większość kobiet nie potrafi gotować. Nie potrafię tego zupełnie zrozumieć. Z poczynionych badań wnoszę, że coś złego musiało się stać od pokolenia powojennego ( z grubsza). Zarówno u mnie jak i u kolegów doświadczenia są podobne: wszystkie babcie były mistrzyniami w kuchni, z radością przygotowywały specjały swoim mężom, synom i wnukom. Za to ich córy i wnuczki traktują kuchnię jako zło konieczne. Byle coś upierdolić i zapchać przysłowiową kichę. Szczerze mówiąc byłem obrzydzony jak widziałem w akademiku dziewczyny, które potrafiły całymi tygodniami jeść ryż polany zimnym gotowym sosem. Nic, żadnej przyjemności z gotowania. Żadnych eksperymentów. Dziwi mnie to tym bardziej, że ja sam bardzo to lubię. I jest dla mnie kwestią zasadnicza aby matka moich przyszłych dzieci potrafiła gotować. A tu chujnia.

  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Nie marudź, gotować można samemu (strasznie fajne zajęcie), a jak się wychylisz z tym że umiesz dostajesz +10 do atrakcyjności. Właśnie dlatego, że żadna nie umie :D

 

Okej sam umiem i lubię bardzo - tylko nie chciałbym mieć związku w którym przez całe życie będzie sytuacja, że dobry obiad to tylko jak sobie sam ugotuję. 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Popieram kolegę Leviatana - degrengolada totalna. Podam dwa przykłady:

a) Gotuję rosół (na mięsie, nie na kostce :P), bo chciałem zjeść kurczaka gotowanego, a rosół wykorzystać na drugi dzień do zrobienia zupy pomidorowej. Wchodzi moja współlokatorka (starsza o rok :P i ma faceta :P)
Ona: Co gotujesz?
Ja (zdziwiony, że w ogóle spytała, bo garnek był otwarty i generalnie widać :P): Rosół.
Ona: O... ty, a jak się robi rosół?

Badum tss... Niech jej facet dostanie, za przeproszeniem, sraki, ciekawe co mu ugotuje na obiad. Bo rosołku nie umie :P

b ) Mój kolega wynajął pokój dwóm dziewczynom. No i któregoś razu zaproponowały mu poczęstunek rosołem. Kolega po zobaczeniu rosołu, stwierdził,  żeby sobie jadły jadly, on sobie potem naleje, kiedyś. Nigdy.

Jak gotowały rosół? Garnek wody, wrzuciły do niego dwie kostki rosołowe a potem wsypały do tego paczkę makaronu. No mniam. Pychota. :P

Jakbyśmy, Panowie, trzymali zwarte szyki o odrzucali kategorycznie wszystkie kobiety, nieumiejące gotować, to by się raz dwa pouczyły! Ale jak jeden pójdzie na lewiznę, to potem wszystkie sobie odpuszczą i będą na niego pokazywać jako przykład, bo "Andrzejowi nie przeszkadza, że jego Jola nie umie gotować, a Ty się mnie czepiasz!"

  • Like 2
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

leviatan;) Ty przygotujesz dobry obiad a ona w zamian zrobi dla Ciebie deser;) :D

 

No to tak bywa. Tylko trzeba się liczyć z faktami. A fakty są takie, że fiołki i róże szybko mijają. W zamian pojawia się kredyt, praca, dzieciaki. I myślę, że dobrze by było, żeby z małżeństwa mieć od czasu do czasu dobry obiad na stole i dobry seks w łóżku. A jak nie będzie ani jednego ani drugiego to właściwie po co się żenić?

  • Like 5
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

leviatan;) Ty przygotujesz dobry obiad a ona w zamian zrobi dla Ciebie deser;) :D

Jasne - na deser podgrzeje dupę na kaloryferze.

 

A jeśli potraktuje deser dosłownie, to będzie to budyń lub galaretka z paczki. Gotowanie to proces twórczy. Umiejętne poruszanie się wśród smaków niczym nie różni sie od rzeźbienia czy komponowania. Do tego trzeba trochę inteligencji, wiedzy o potrzebach organizmu ludzkiego. Tego niestety brakuje, i to nie tylko kobietom.

  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Teraz młode panie szczycą się tym, że nie gotują. Że takie wyzwolone, a nie takie kuchty jak babcie. Są w swoim mniemaniu nowoczesne, że nie "usługują" facetom.

Sposób na to jest tylko jeden selekcja naturalna takich osobniczek. Omijać je szerokim łukiem, bo po co taka skoro nawet czasami w domu smacznie nie ugotuje.

W ostatni poniedziałek przed południem wyskoczyłem z kumplem z pracy na śniadanio-obiad. Bar znany z domowych potraw. Do baru przyszła pani w ciąży : zgrabna, laseczka, buzia, figura. Przyprowadziła małą około 4 letnią córeczkę i zamówiła obiad. Kim trzeba być aby po weekendzie karmić siebie i dziecko po lokalach? W poniedziałek to najczęściej w kraju je się pomidorową, zrobioną na niedzielnym rosole. Widocznie ona nie z tych co gotuje, szkoda tylko dziecka.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Wg mnie ten problem nie istnieje. Może nie ma ochoty gotowaća stać ją na jedzenie w barze? Wolałbym być na miejscu takich dzieci niż jak kiedyś wpierdalałem codziennie ziemniaki i jajko sadzone w wakacje i nie mogłem nawet wyjechać tylko siedziałem na podwórku z patusami .

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Teraz młode panie szczycą się tym, że nie gotują. Że takie wyzwolone, a nie takie kuchty jak babcie. Są w swoim mniemaniu nowoczesne, że nie "usługują" facetom.

Sposób na to jest tylko jeden selekcja naturalna takich osobniczek. Omijać je szerokim łukiem, bo po co taka skoro nawet czasami w domu smacznie nie ugotuje.

W ostatni poniedziałek przed południem wyskoczyłem z kumplem z pracy na śniadanio-obiad. Bar znany z domowych potraw. Do baru przyszła pani w ciąży : zgrabna, laseczka, buzia, figura. Przyprowadziła małą około 4 letnią córeczkę i zamówiła obiad. Kim trzeba być aby po weekendzie karmić siebie i dziecko po lokalach? W poniedziałek to najczęściej w kraju je się pomidorową, zrobioną na niedzielnym rosole. Widocznie ona nie z tych co gotuje, szkoda tylko dziecka.

Później Pani jest zdziwiona, że dzieci są na wszystko uczulone. To, że ją stać na jedzenie w knajpie i dlatego nie gotuje w domu jest mało błyskotliwym tego wytłumaczeniem. Sama niech wpierd..a co chce ale dzieci przed taką trzeba ratować. Pewnie na co dzień chodzi z dzieckiem do KFC lub Macdonalda, a raz w tygodni robi dzieciakowi atrakcję - "domowe" jedzenie w barze.

 

Nawiązując do tematu - dobija mnie fakt, że młode pokolenie wyśmiewa przydomowe ogródki warzywne. Wszędzie tylko trawa i kilka krzaków. Przecież trawa tez wymaga kupę roboty. Za to ogródek warzywny, dzięki włożonej niewiele większej pracy, daje nam zdrowe i nieporównywalne w smaku pomidory, ogórki, marchew, pietruszkę itp. Mieszczuchy wyprowadzają sie na wieś i zakładają przy domu półhektarowy trawnik... Mojej mamie sąsiad, powiedział, że namiot na pomidory przy naszym domu to "wiocha". Kurwa, mieszczuch się znalazł, inteligent pierwszopokoleniowy.

Niedawno byłem u kumpla, u którego zaskoczył mnie takim nieduż przydomowy ogródek warzywny. Mówię mu - zazdroszczę Ci żony. On na to, że to on sam założył i prowadzi ten ogród. Jego żona mówi, że to bez sensu. Przecież wszystko można kupić w sklepie.

NIestety, nie wszystko. Rozumu nie kupisz.

 

Niedługo nie będzie można nawet marzyć o własnym ogródku. Ustawowo, dla dobra ludzi, zakażą uprawy amatorom, pozostawiając ją specjalistom... Czytałem kiedyś, że były takie plany (nie wiem, czy już nie zrealizowane) w Nowej Zelandii i USA.

 

Na ziemniakach wyrosły całe zdrowe pokolenia. Teraz takie matki produkują chorowitych, uczulonych na wszystko cherlaków, którzy wylądują na cmentarzu przed ich babciami.

  • Like 2
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Gość Dr Caligari

Popieram kolegę Leviatana - degrengolada totalna. Podam dwa przykłady:

a) Gotuję rosół (na mięsie, nie na kostce :P), bo chciałem zjeść kurczaka gotowanego, a rosół wykorzystać na drugi dzień do zrobienia zupy pomidorowej. Wchodzi moja współlokatorka (starsza o rok :P i ma faceta :P)

Ona: Co gotujesz?

Ja (zdziwiony, że w ogóle spytała, bo garnek był otwarty i generalnie widać :P): Rosół.

Ona: O... ty, a jak się robi rosół?

Badum tss... Niech jej facet dostanie, za przeproszeniem, sraki, ciekawe co mu ugotuje na obiad. Bo rosołku nie umie :P

b ) Mój kolega wynajął pokój dwóm dziewczynom. No i któregoś razu zaproponowały mu poczęstunek rosołem. Kolega po zobaczeniu rosołu, stwierdził,  żeby sobie jadły jadly, on sobie potem naleje, kiedyś. Nigdy.

Jak gotowały rosół? Garnek wody, wrzuciły do niego dwie kostki rosołowe a potem wsypały do tego paczkę makaronu. No mniam. Pychota. :P

Jakbyśmy, Panowie, trzymali zwarte szyki o odrzucali kategorycznie wszystkie kobiety, nieumiejące gotować, to by się raz dwa pouczyły! Ale jak jeden pójdzie na lewiznę, to potem wszystkie sobie odpuszczą i będą na niego pokazywać jako przykład, bo "Andrzejowi nie przeszkadza, że jego Jola nie umie gotować, a Ty się mnie czepiasz!"

Podbijam post Leviatana i Rexa. Obecnie kobieta, która dzisiaj umie COKOLWIEK ugotować, stanowi wyjątek (w pokoleniu powojennym niewyobrażalne było, aby kobieta nie umiała gotować, chyba że pochodziła z wyższych sfer i było ją stać na gosposię). Co gorsza, młode dziewczyny same się szczycą tym, że ich zdolności kulinarne ograniczają się do zrobienia jajecznicy - i mówię to nie tylko z doświadczenia mojego, ale i moich przyjaciół i znajomych. Muszę przyznać, że zupełnie tego nie rozumiem, tym bardziej, że widok ubranej tylko w szorty i koszulkę bez stanika dziewczyny, która przygotowuje posiłek dla swojego samca, jest tak seksowny, że aż chce się podejść od tyłu i ...

Ja nie jestem może najlepszym kucharzem na świecie, ale podstawowe posiłki w kuchni zrobić umiem (pomidorowa, rosół, schabowy, mielony itp.). Częściowo nauczyłem się tego sam, a częściowo PROSIŁEM rodziców, żeby mnie nauczyli, bo jako mężczyzna lubię być niezależny i samowystarczalny, a dla mnie to jedna z podstawowych cech męskości. Prawda też taka, że nie ma co za bardzo popisywać się przed świeżo poznaną partnerką swoimi zdolnościami kulinarnymi. Można wtedy skończyć jak mój brat, ktory umie świetnie gotować, a ożenił się z kobietą, której zdolności kulinarne kończyły się na zrobieniu herbaty, poza tym ona "nie umie gotować, nie lubi i nie będzie tego robić". Facet wraca z roboty po dziesięciogodzinnej tyrce i gotuje obiad dla całej rodziny, żeby dzieciaki nie wpier**ły junkfood, w tym czasie żoncia leży odłogiem...

Swoją drogą, już widzę, jak jadę z Panienką moim samochodem, łapiemy gumę, po czym oświadczam jej, że nie umiem zmienić koła w samochodzie, i w zasadzie to się tym szczycę i jestem z tego dumny :)

  • Like 2
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Gość Dr Caligari

No to tak bywa. Tylko trzeba się liczyć z faktami. A fakty są takie, że fiołki i róże szybko mijają. W zamian pojawia się kredyt, praca, dzieciaki. I myślę, że dobrze by było, żeby z małżeństwa mieć od czasu do czasu dobry obiad na stole i dobry seks w łóżku. A jak nie będzie ani jednego ani drugiego to właściwie po co się żenić?

Równouprawnienie w kobiecym wydaniu wygląda w ten sposób, że oprócz "typowo" męskich zajęć, masz też przejmować te "typowo" kobiece tj. pranie, prasowanie, gotowanie, zajmowanie się dziećmi, sprzątanie itd. Ja nie mam nic przeciwko temu i wszystkie wymienione umiem zrobić w podstawowym zakresie, tylko szkoda, że to nie działa w drugą stronę - ile znacie kobiet, które samie umieją wymontować akumulator z fury czy choćby zmienić koło, naprawić cieknący zlew, przekopać ogródek, pomalować płot czy zamontować antenę na dachu? :) Ja nie znam żadnej, i każda kobieta powie, że nie umie tego robić, bo to są "typowo męskie" zajęcia. Jeżeli istnieją typowo meskie, to powinny chyba być też typowo kobiece?

  • Like 3
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Gość Dr Caligari

Później Pani jest zdziwiona, że dzieci są na wszystko uczulone. To, że ją stać na jedzenie w knajpie i dlatego nie gotuje w domu jest mało błyskotliwym tego wytłumaczeniem. Sama niech wpierd..a co chce ale dzieci przed taką trzeba ratować. Pewnie na co dzień chodzi z dzieckiem do KFC lub Macdonalda, a raz w tygodni robi dzieciakowi atrakcję - "domowe" jedzenie w barze.

 

Nawiązując do tematu - dobija mnie fakt, że młode pokolenie wyśmiewa przydomowe ogródki warzywne. Wszędzie tylko trawa i kilka krzaków. Przecież trawa tez wymaga kupę roboty. Za to ogródek warzywny, dzięki włożonej niewiele większej pracy, daje nam zdrowe i nieporównywalne w smaku pomidory, ogórki, marchew, pietruszkę itp. Mieszczuchy wyprowadzają sie na wieś i zakładają przy domu półhektarowy trawnik... Mojej mamie sąsiad, powiedział, że namiot na pomidory przy naszym domu to "wiocha". Kurwa, mieszczuch się znalazł, inteligent pierwszopokoleniowy.

Niedawno byłem u kumpla, u którego zaskoczył mnie takim nieduż przydomowy ogródek warzywny. Mówię mu - zazdroszczę Ci żony. On na to, że to on sam założył i prowadzi ten ogród. Jego żona mówi, że to bez sensu. Przecież wszystko można kupić w sklepie.

NIestety, nie wszystko. Rozumu nie kupisz.

 

Niedługo nie będzie można nawet marzyć o własnym ogródku. Ustawowo, dla dobra ludzi, zakażą uprawy amatorom, pozostawiając ją specjalistom... Czytałem kiedyś, że były takie plany (nie wiem, czy już nie zrealizowane) w Nowej Zelandii i USA.

 

Na ziemniakach wyrosły całe zdrowe pokolenia. Teraz takie matki produkują chorowitych, uczulonych na wszystko cherlaków, którzy wylądują na cmentarzu przed ich babciami.

Ja byłem chowany jako dzieciak właśnie na warzywach z przydomowego ogródka plus owoce z przydomowego sadu. Do dziś nie cierpię na żadne alergie, jestem zdrowy jak koń, jak przeziębienie mnie łapie, ty 3 dni wysokiej gorączki i szlus :) Pamiętam, że jako dziecko strasznie buntowałem się przeciwko domowym obiadom z domowych produktów, temu, że nie jemy w restauracjach i fastfoodach i temu, że rodzice nie kupują soków w kartonikach, tylko robią kompoty na zimę... Całe szczęscie, rodzice byli mądrzejsi :)

  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Równouprawnienie w kobiecym wydaniu wygląda w ten sposób, że oprócz "typowo" męskich zajęć, masz też przejmować te "typowo" kobiece tj. pranie, prasowanie, gotowanie, zajmowanie się dziećmi, sprzątanie itd. Ja nie mam nic przeciwko temu i wszystkie wymienione umiem zrobić w podstawowym zakresie, tylko szkoda, że to nie działa w drugą stronę - ile znacie kobiet, które samie umieją wymontować akumulator z fury czy choćby zmienić koło, naprawić cieknący zlew, przekopać ogródek, pomalować płot czy zamontować antenę na dachu? :) Ja nie znam żadnej, i każda kobieta powie, że nie umie tego robić, bo to są "typowo męskie" zajęcia. Jeżeli istnieją typowo meskie, to powinny chyba być też typowo kobiece?

Hm z calej tej listy nie wymontowywalam akumulatora i nie montowalam anteny na dachu:)) kolo zmienialam ale z pomoca:)))) cieknacy zlew chyba tez bym ńaprawila:))) co jeszcze: pomagalam przy wylewce fundamentow, szlifowalam sciany po tynkowaniu:) malowalam, ocieplalam dach welna szklana:)))

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Szokujecie mnie panowie bo ja tam znam dziewczyny, które potrafią gotować a okazuje się, że trafiam na wyjątkowo niereprezentatywną grupę :D Gorszą rzeczą jaką obserwuję jest syf w kuchni i oblizywanie łyżki, którą się potem wkłada do sałatki ale to już kwestia chamstwa - niestety społeczeństwo chamieje ale to już inny temat :P

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Oblizywane łyżki powiadasz... mieszkałem z parą, która to sobie raz (mieli przyjechać jego rodzice) ugotowała cały gar zupy cebulowej. Dodam, że miałem przechodni pokój do kuchni i co się przez nich napłakałem to moje :P No i pan facet nie zmęczył swojego talerza (w sumie mu się nie dziwię :P) i już już byłby wlał resztę niedojedzonej zupy z powrotem do garnka, gdyby jego kochana (plus ja przyszedłszy w sukurs) nie wyjaśniła, że nie wypada niedojedzonej zupy z talerza z powrotem wlewać do garnka. :D On chciał, bo szkoda mu było, żeby się zmarnowała.

Bo przecież cebulowa taka dobra.

Ale to akurat kontrprzykład bo w sumie coś ugotowali :P

Na popracie tezy:
Mieszkałem z inną dziewczyną i często nawiedzał nas (mieszkał w sumie kantem :P) jej chłopak. Zapracowani studenci oczywiście, ale zawsze mieli czas na "gotowanie"....
... tzn na odsmażanie zamrożonych warzyw z biedronki i paluszków rybnych. O ile paluszków rzadziej, to tych mrożonych warzyw dzień w dzień.

Któregoś razu przyszedłem sobie do kuchni posiedzieć i pogadać, tak jak być powinno: ja i jej facet siedliśmy przy stole, żeby pogawędzić, kobieta stanęła do garów. Jak wielkim było jej zdziwienie, kiedy po wrzuceniu wyjętych prosto z zamrażalnika (!!) paluszków rybnych i wrzuceniu ich na rogrzany olej (!!) syczeć zaczęło jak nadepnięta żmija, parować niemiłosiernie, no i pani została ostrzelana olejem pryskającym bardziej niz główni bohaterowie "Skazanych na Shawshank".

Ja zająłem się wyprowadzeniem przerażonej kobiety z kuchni, a jej facet przejął patelnię. Pani słynęła z tego (i zawsze się tym chwaliła, o czym już wyżej ktoś wspomniał) jakie to ona ma lewe ręce do kuchni i ze wszystkiego potrafi przygotować węgiel.

  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ja byłem chowany jako dzieciak właśnie na warzywach z przydomowego ogródka plus owoce z przydomowego sadu. Do dziś nie cierpię na żadne alergie, jestem zdrowy jak koń, jak przeziębienie mnie łapie, ty 3 dni wysokiej gorączki i szlus :) Pamiętam, że jako dziecko strasznie buntowałem się przeciwko domowym obiadom z domowych produktów, temu, że nie jemy w restauracjach i fastfoodach i temu, że rodzice nie kupują soków w kartonikach, tylko robią kompoty na zimę... Całe szczęscie, rodzice byli mądrzejsi :)

Ja miałem owoce i domowe przetwory z nich również. Dzieki zdrowemu rozsądkowi matki nie jadłem też praktycznie słodyczy i mam zdrowe zęby. Landrynek nie cierpię od czasu gdy jako 5 latek oml nie zszedłem z tego świata. Sytuacja była podobna do tej, która miała Ewa Błaszczyk (ta ze "Zmienników") z córką. Tyle, że mama nie traciła czasu na dzwonienie i czekanie na pogotowie, tylko wzięła mnie za nogi do góry i parę walnięć w plecy przywróciło mi oddech (chyba z pół paczki tych pieprz...ch landrynek wyleciało).

Z tego wynika, że wtedy również byli rodzice mądrzejsi i głupsi. Niestety obecnie ta druga grupa dominuje.

 

Wracając do gotowania. Przeraża mnie, że ludzie kupują gotowe mieszanki z przypraw. Przecież tam jest pełno syfu. Za to nie mają pojęcia do czego służą poszczególne przyprawy. Ostatni chciałem kupić kminek i baba ze sklepu, w którym jego nie było, rozwaliła mnie tekstem "Przecież kminek nie jest do niczego potrzebny, no bo gdzie go dodać." O tym, że w kapuśniaku, grzybowej, grochowej to podstawa, tego pani nie wiedziała (ja akurat potrzebowałem go do pieczenia chleba razowego na zakwasie, ale to już w ogóle dla takiej baby czarna magia). Nie była to młoda laska, tylko pani z pokolenia naszych matek. To takie pójście na łatwiznę. Na opakowaniu gotowej mieszanki jest napisane, do czego ona służy, zatem nie trzeba myśleć. A przecież na tym właśnie to polega, by za pomocą przypraw tworzyć unikalną kompozycję.

 

Od wieków istniały zajęcia typowo męskie i typowo kobiece. Co nie oznacza, że zarówno kobieta, jak i mężczyzna nie powinien potrafić wykonać czynności z założenia wykonywane przez drugą płeć. No, z wyjątkiem robienia loda :(

Podobnie, kobieta jeżdżąca rowerem, nie musi umieć centrować koła, za to napompować opony jak najbardziej powinna potrafić sama.

Kolega z jednego z wcześniejszych komentarzy mógł ocenić, że "rosół", którym był częstowany, to syf, bo wie, jak rosół się przyrządza. On nie musi go robić (oczywiście czasem jak najbardziej może), tylko wiedzieć jak się to robi.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 3 tygodnie później...

Wracając do gotowania. Przeraża mnie, że ludzie kupują gotowe mieszanki z przypraw. Przecież tam jest pełno syfu. Za to nie mają pojęcia do czego służą poszczególne przyprawy.. To takie pójście na łatwiznę. Na opakowaniu gotowej mieszanki jest napisane, do czego ona służy, zatem nie trzeba myśleć. A przecież na tym właśnie to polega, by za pomocą przypraw tworzyć unikalną kompozycję.

 

 

 

No tak najłatwiej. Każda potrawa zaprawiona tym syfem, który zawiera glutaminan potasu, smakuje tak samo. I jak zrobisz potem danie z losej nawet mieszanki ziół to jest spotyka się z niesamowitą aprobatą. Co za świat. 

 

 Ostatni chciałem kupić kminek i baba ze sklepu, w którym jego nie było, rozwaliła mnie tekstem "Przecież kminek nie jest do niczego potrzebny, no bo gdzie go dodać." O tym, że w kapuśniaku, grzybowej, grochowej to podstawa, tego pani nie wiedziała (ja akurat potrzebowałem go do pieczenia chleba razowego na zakwasie, ale to już w ogóle dla takiej baby czarna magia). Nie była to młoda laska, tylko pani z pokolenia naszych matek.

 

 

Mogłeś się zapytać "Tak pani myśli? To dlaczego ten kminek leży na tych półkach, skoro jest do niczego nie potrzebny?"  To jest taka zabawna pycha przygłupów co to myślą, że pozjadalli wszystkie rozumy i wszystko wiedzą najlepiej. Szczególnie dobrze to widać, gdy komentują jakieś wydarzenia politycznie, posunięcia gospodarcze. Nie znają się kompletnie na temacie, albo troszeczkę i zaraz wiedzą lepiej i że to jest głupie albo tamto bez sensu. A podstawowa zasada rządząca wszechświatem jest taka, że jeślli coś się dzieje to ma przyczynę i ma spowodować jakiś skutek. Zazwyczaj finansowy.

 

 

Ja osobiście w gotowaniu widzę dużą analogię do muzyki. Tam operujemy smakami, tu dźwiękami. Zarówno w jednym jak i drugim liczy się serce, intuicja, tempo, operowanie akcentami i fantazja. Praca nad warsztatem muzycznym i kulinarnym prowadzi do zwiększenia umiejętności improwizacyjnych, które są chyba kwintesencją zdolności twórczych.

 

 

 

Nawiązując do tematu - dobija mnie fakt, że młode pokolenie wyśmiewa przydomowe ogródki warzywne. Wszędzie tylko trawa i kilka krzaków. Przecież trawa tez wymaga kupę roboty. Za to ogródek warzywny, dzięki włożonej niewiele większej pracy, daje nam zdrowe i nieporównywalne w smaku pomidory, ogórki, marchew, pietruszkę itp. M

Niedawno byłem u kumpla, u którego zaskoczył mnie takim nieduż przydomowy ogródek warzywny. Mówię mu - zazdroszczę Ci żony. On na to, że to on sam założył i prowadzi ten ogród. Jego żona mówi, że to bez sensu. Przecież wszystko można kupić w sklepie.

 

Ogródek - piękna sprawa. O ile ktoś ma czas i chęci. Ale fakt faktem chcesz coś mieć tam sam musisz zapierdalać.

 

 

 Mieszczuchy wyprowadzają sie na wieś i zakładają przy domu półhektarowy trawnik... Mojej mamie sąsiad, powiedział, że namiot na pomidory przy naszym domu to "wiocha". Kurwa, mieszczuch się znalazł, inteligent pierwszopokoleniowy.

 

 

Z głupimi ludźmi się nie rozmawia.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Umieściliśmy na Twoim urządzeniu pliki cookie, aby pomóc Ci usprawnić przeglądanie strony. Możesz dostosować ustawienia plików cookie, w przeciwnym wypadku zakładamy, że wyrażasz na to zgodę.