Skocz do zawartości

Utrzymanie z pasji


deleteduser36

Rekomendowane odpowiedzi

Z racji tego, że ostatnio na horyzoncie bardziej życiowe zakręty niż długa prosta, a ja ostatnimi czasy podbijam stawki, samemu nie wiedząc, czy blefuję czy mam mocną rękę, postanowiłem tutaj jasno zadeklarować mój cel życiowy.

Jest on jeden, od 8 lat niezmienny. Być w stanie utrzymywać się ze swojej pasji, jaką jest muzyka.

Jest tylko kilka problemów: brak wsparcia rodziny, ciągłe problemy finansowe, no i niewdzięczność samego biznesu :P

W zeszłym roku poszły demówki - cisza, w czerwcu poszły demówki do wszystkich wytwórni, które udało mi się wygooglać - cisza. A muzyka jest coraz lepsza. Ciągły rozwój. To jedyna dziedzina mojego życia, w której widzę autentyczny, nieprzerwany rozwój, gdzie mam namacalne efekty mojej pracy, gdzie mogę z czystym sumieniem spojrzeć w lustro i powiedzieć "Rex, no teraz to przeszedłeś samego siebie!". I ciągle podnoszę sobie poprzeczkę.

A przez ostatni miesiąc to w ogóle lecę stale w górę. Udało mi się w końcu przekroczyć magiczną barierę 1000 wyświetleń teledysku na YouTubie w jedną dobę, minął tydzień od premiery, dobijam do dwóch tysi i czuję się jakbym Pana Boga za nogi złapał, chociaż wiem, że to nic w skali świata. Ale to postęp, dojść od piosenek i klipów, które mają łącznie 200 wyświetleń przez trzy lata (z czego 30 moich) do takich, które nabijają tysiąc w dobę.

Mam zamiar w tym roku dokończyć płytę i pierwszy raz spróbować ją sprzedawać za pieniądze. Na razie na małą skalę, wypalać samemu, okładki robić w domu, sprzedawać po kosztach produkcji + 3 zł (jedno piwo dla artysty). Plus oczywiście znowu demówki do wytwórni. Z nowym jeszcze lepszym przecież materiałem.

Tylko boli mnie, kiedy opowiadam matce o tym ile godzin ostatnio poświęciłem na montaż klipu po nocach, a w odpowiedzi słyszę "jakby trzeba się było do egzaminu uczyć, to byś tyle nie siedział". Tak, ma rację. Nie siedziałbym. Ale ona nie rozumie dlaczego.

W każdym razie jestem dobrej myśli. Jak już wspomniałem - będę wchodził vabank. A jak się nie uda, to pewnie zacznę grać po weselach. I będę częściej nietrzeźwy niż trzeźwy. Cóż, takie życie.

Trzymajcie Bracia kciuki. I wznieście kiedyś toast za moją karierę.


P.S. Wszelkie sugestie, pomysły na nakręcanie "hype'u", wyrabianie sobie pozycji - mile widziane.

  • Like 2
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

No to dawaj linka do klipów, nabijemy Ci kilkanaście wejść :)

 

A co do tego picia później jak się nie uda, nie przywiązuj się do sukcesu, nie utożsamiaj z nim. Jak osiągnę sukces, będzie super, a jak nie, zapiję się. To bardzo nieefektywne podejście, a ja radzę takie: Niech muzyka wypływa nawet nie z Ciebie, a ze sfery Boskiej, nadludzkiej. Stań się kanałem by piękno zawarte w muzyce, wychodziło przez Ciebie ku światu. Czy osiągniesz sukces? Jeśli celem będzie muzyka a nie ludzki podziw, możliwe że tak, bardzo możliwe. 

 

Jeśli utożsamiasz się z sukcesem, nigdy nie osiągniesz żadnego sukcesu. Podziw ludzi szybko znika, przychodzą nowe piosenki i znikasz. 

 

Proponuję Ci takie ćwiczenie. Stań przed lustrem, spójrz na siebie i zacznij komplementować, podziwiać Boga muzyki w Tobie. Boskość w postaci piękna i energetycznego rytmu, chętnie przyjdzie na świat, ale dopóki jesteś tak spięty nic z tego - masz w sobie blokady w postaci oczekiwania na sukces. Podziwiaj tego Boga, pamiętając że nie chodzi o Twoje ego, a o Boskość która jest w każdym człowieku, każdej rzeczy. 

 

Muza jest Twoją pasją tylko wtedy, gdy proces jej tworzenia (czyli odbierania od Boskości) staje się dla Ciebie nagrodą, rozkoszą. Jeśli jest celem do osiągnięcia podziwu tłuszczy, nie jest żadną pasją, a Ty prowadzisz żebracką grę mającą wyłudzić od ludzi narkotyk (podziw i uznanie). Nastaw się by ludziom dawać, by Twoja muzyka sprawiła że ludzie fajnie będą się bawić, nie trzeba w to mieszać nawet celów ezoterycznych. Boskość przejawia się jako piękno, samo kontemplowanie piękna i harmonii jest modlitwą.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Podziwiam za determinację. Niestety podejrzewam oceniając Cię po wpisach, że jesteś ambitnym twórcą, a takim o dziwo przebić się jest jeszcze trudniej niż tym tuzinkowym. Obserwuję to na przykładzie rapu, gdzie często i gęsto "złoto tonie gówno pływa" i naprawdę dobre produkcje właśnie mają niewielką ilość wyświetleń na youtube, a kiczowate biją ku setkom tysięcy, a nawet wyżej. Cóż, gustu się nie ocenia, widocznie mój jest niszowy :unsure: Oczywiście to co napisałem nie jest regułą.

 

Nie wiem co prawda jakim konkretnie rodzajem muzyki się zajmujesz, podobno najbardziej dochodowe u nas są właśnie rap i disco-polo, ale znowu rzekomo jedyni artyści, którzy są w stanie utrzymywać z samej muzki od wielu lat to Kazik Staszewski i Maciej Maleńczuk. Pamiętaj, że wytwórnie muszą kierować się finansami. Niewiele interesuje ich czy to co robisz jest dobre czy nie, to ma się po prostu jak najlepiej sprzedać. Marne pocieszenie takie, że w dzisiejszych czasach wystarczy Ci jeden hit i jesteś ustawiony na naprawdę długie lata. Marne, bo pewnie nie interesuje Cię łatka "one hit wonder".

 

Obrana droga z wydaniem płyty samemu wydaje mi się słuszna. Nie wiem dlaczego granie po weselach zdaje się być w pewien sposób pogardzane przez Ciebie - póki się nie wybijesz, czego z całego serca Ci życzę, może to być źródłem finansowania choćby wydania nakładem własnym debiutanckiego albumu. Koniecznie do tego jakiś promomix, którym mógłbyś poreklamować samego siebie na forach czy stronach tematycznie zajmujących się robioną przez Ciebie muzyką. Pomyśl nad takim video, nie są to jakieś wielkie pieniądze. Zawsze z czasem mogą pojawić się propozycje patronatu i wydania tego materiału już szerszym strumieniem czyli tzw. mainstream. Swoją drogą próbowałeś sił w jakiś programach w stylu must be the music? Nie twierdzę, że to najlepsza droga, chociaż może jednak warto spróbować.

 

Gdybym miał Ci doradzić to powiedziałbym tak: niski nakład na starcie 100 - 300 sztuk, jeżeli się sprzeda, zawsze będziesz mógł dotoczyć. Oczywiście całość okraszona stosunkowo niską ceną, powinieneś nastawić się na zysk rzędu kilku złotych z jednego sprzedanego egzemplarza, pewnie da to cenę z zakresu 10-20 pln (+ koszty wysyłki). Podejmujesz ryzyko, ale jeżeli materiał zrobi szum to pojawią się propozycje koncertów, dopiero wtedy będziesz miał z tego jakiś sensowny dochód. Udostępnij materiał do darmowego odsłuchu i ściągnięcia, kto doceni i będzie chciał żebyś rozwijał swoją twórczość to i tak kupi wersję fizyczną. Nie wstydź się ewentualnego pogrywania po weselach, zawsze będzie to dorzucało $  do Twojego funduszu inwestycyjnego. 

 

Jak już zaczniesz zarabiać te miliony, to nie zapominaj o mnie! Zadowoli mnie dostęp do kilku Twoich groupies  ;) Powodzenia!

 

Pewnie wiele osób z czystej ciekawości sprawdziłoby co robisz. Dlatego podeślij na pw każdemu kto lubi Twój wpis jakiś materiał, o ile nie chcesz pochwalić się publicznie (chyba nie robiłeś tego tutaj wcześniej). Rozumiem, że może nie chcesz żeby Rex Iudaeorum było łączone z Twoim pseudonimem artystycznym czy nawet imieniem i nazwiskiem  :ph34r:

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Drogi Rexie....

 

W swoim krótkim życiu miałem okazję współpracować z kilkoma zespołami, które zaczynały od zera a teraz są już rozpoznawane i zaczynają z tego żyć i to coraz lepiej. Podstawowym problemem naszej sceny młodych artystów (nie piję do Ciebie) jest nastawienie na sukces jaki ma dać płyta. Niestety z bólem serca stwierdzam, że to nie jest dobry początek, który często (z racji kosztów wydania płyt- swoje kosztują), jest często początkiem końca. Musisz wyjść do ludzi z muzyką. Koncerty, koncerty, konkursy dla młodych artystów i jeszcze raz koncerty... Oczywiście, w międzyczasie prowadzenie fanpage na pejsbuku. Nie wiem jaki rodzaj muzyki tworzysz, ale wiem, że np. Polskie Radio Trójka ma audycje, na których możesz spróbować pokazać swoją muzykę jako młody artysta.

 

Wiem z autopsji, że nie zawsze, ale czasem warto zrezygnować z kasy z koncertu na rzecz bycia supportem dla jakiegoś uznanego twórcy, zespołu, artysty. To daje czasem więcej niż youtube. A płyta na początek na koncercie, za 10 zł z własnymi kawałkami, jest ceną do przełknięcia.

 

Ot, tyle mojego wymądrzania się.

  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

No to dawaj linka do klipów, nabijemy Ci kilkanaście wejść :)

A co do tego picia później jak się nie uda, nie przywiązuj się do sukcesu, nie utożsamiaj z nim. Jak osiągnę sukces, będzie super, a jak nie, zapiję się.

Jeśli utożsamiasz się z sukcesem, nigdy nie osiągniesz żadnego sukcesu. Podziw ludzi szybko znika, przychodzą nowe piosenki i znikasz.

Muza jest Twoją pasją tylko wtedy, gdy proces jej tworzenia (czyli odbierania od Boskości) staje się dla Ciebie nagrodą, rozkoszą. Jeśli jest celem do osiągnięcia podziwu tłuszczy, nie jest żadną pasją, a Ty prowadzisz żebracką grę mającą wyłudzić od ludzi narkotyk (podziw i uznanie). Nastaw się by ludziom dawać, by Twoja muzyka sprawiła że ludzie fajnie będą się bawić, nie trzeba w to mieszać nawet celów ezoterycznych. Boskość przejawia się jako piękno, samo kontemplowanie piękna i harmonii jest modlitwą.

Z tym "częściej nietrzeźwy niż trzeźwy" to nie było, ze chcę się zapić na smutno :P Tylko to była uwaga do specyfiki grania po weselach :P Grałem raz z zespołem i w życiu tyle wódki nie wypiłem :P Wszystko i tak leci z "taśmy", a jedynym wymaganiem od zespołu jest, żeby członkowie byli w stanie stać o własnych siłach, względnie opierając się o statyw od mikrofonu, albo na klawiszach. A przy ilościach jedzenia jakie na takim weselu dostają, to mogą stać nawet wypiwszy od groma wódy i jeszcze ciut. Dobra fucha, ale ciężko się nie rozpić tak przy okazji.

Chociaż może w większych ośrodkach jest inaczej, może się nie spoufalają z orkiestrą, albo wymagają abstynencji? Nie wiem, wiem jak jest na prowincji.

Z podziwem, masz absolutnie rację, staram się nie utożsamiać. Jak wiadomo nikt ze spiżu nie jest i to ciężka praca, tym bardziej, że to miłe i pompuje hormony zadowolenia. Ale mogę powiedzieć, że radością jest tworzenie, bo abstrahując od tego czy ludzie słuchają czy nie, to słucham sam siebie. Co u niektórych budzi zdziwienie jak usłyszą że słucham swoich własnych piosenek. I myślą, że muszę być narcyzem strasznym. Ale dla mnie to proste - skoro tworzę jakąś konkretną muzykę, to znaczy, że tworzę właśnie taką jaka mi się podoba. Nawet bardziej od innych, bo nikt tak nie trafi w mój gust jak ja sam. Tak? No więc skoro akurat ta muzyka akurat najlepiej trafia w mój gust, to chyba logiczne, że jej słucham?

Ale dla ludzi automatycznie jesteś zadufanym w sobie narcyzem. Trudno :P

Chcę, żeby ludzie się fajnie bawili. Najbardziej lubię, kiedy śpiewają ze mną na koncercie, wtedy wiem, że mają radochę, albo zaczynają tańczyć. Miód na serce. A ostatnio, ze względów które przemilczę, tworzenie muzyki jest jeszcze większą przyjemnością niż kiedyś :) Te klikania/wyświetlenia są mi o tyle potrzebne, o ile chcę żeby muzyka się rozsiewała bo jak wytwórnie mają cię w dupie, no to jedyną alternatywą jest rozsiewanie info samemu, a do tego w dzisiejszej dobie potrzeba lajków, udostępnień i wyświetleń, żeby ludzie mogli do Ciebie dotrzeć. Żeby mieli szansę się dowiedzieć, że istniejesz.

Nie wiem co prawda jakim konkretnie rodzajem muzyki się zajmujesz, podobno najbardziej dochodowe u nas są właśnie rap i disco-polo, ale znowu rzekomo jedyni artyści, którzy są w stanie utrzymywać z samej muzki od wielu lat to Kazik Staszewski i Maciej Maleńczuk. Pamiętaj, że wytwórnie muszą kierować się finansami. Niewiele interesuje ich czy to co robisz jest dobre czy nie, to ma się po prostu jak najlepiej sprzedać. Marne pocieszenie takie, że w dzisiejszych czasach wystarczy Ci jeden hit i jesteś ustawiony na naprawdę długie lata. Marne, bo pewnie nie interesuje Cię łatka "one hit wonder".

Obrana droga z wydaniem płyty samemu wydaje mi się słuszna. Nie wiem dlaczego granie po weselach zdaje się być w pewien sposób pogardzane przez Ciebie - póki się nie wybijesz, czego z całego serca Ci życzę, może to być źródłem finansowania choćby wydania nakładem własnym debiutanckiego albumu. Koniecznie do tego jakiś promomix, którym mógłbyś poreklamować samego siebie na forach czy stronach tematycznie zajmujących się robioną przez Ciebie muzyką. Pomyśl nad takim video, nie są to jakieś wielkie pieniądze. Zawsze z czasem mogą pojawić się propozycje patronatu i wydania tego materiału już szerszym strumieniem czyli tzw. mainstream. Swoją drogą próbowałeś sił w jakiś programach w stylu must be the music? Nie twierdzę, że to najlepsza droga, chociaż może jednak warto spróbować.

Gdybym miał Ci doradzić to powiedziałbym tak: niski nakład na starcie 100 - 300 sztuk, jeżeli się sprzeda, zawsze będziesz mógł dotoczyć. Oczywiście całość okraszona stosunkowo niską ceną, powinieneś nastawić się na zysk rzędu kilku złotych z jednego sprzedanego egzemplarza, pewnie da to cenę z zakresu 10-20 pln (+ koszty wysyłki). Podejmujesz ryzyko, ale jeżeli materiał zrobi szum to pojawią się propozycje koncertów, dopiero wtedy będziesz miał z tego jakiś sensowny dochód. Udostępnij materiał do darmowego odsłuchu i ściągnięcia, kto doceni i będzie chciał żebyś rozwijał swoją twórczość to i tak kupi wersję fizyczną. Nie wstydź się ewentualnego pogrywania po weselach, zawsze będzie to dorzucało $ do Twojego funduszu inwestycyjnego.

Jak już zaczniesz zarabiać te miliony, to nie zapominaj o mnie! Zadowoli mnie dostęp do kilku Twoich groupies ;) Powodzenia!

Pewnie wiele osób z czystej ciekawości sprawdziłoby co robisz. Dlatego podeślij na pw każdemu kto lubi Twój wpis jakiś materiał, o ile nie chcesz pochwalić się publicznie (chyba nie robiłeś tego tutaj wcześniej). Rozumiem, że może nie chcesz żeby Rex Iudaeorum było łączone z Twoim pseudonimem artystycznym czy nawet imieniem i nazwiskiem :ph34r:

No, zdaje mi się, że chyba jednak trochę więcej artystów może się utrzymać. To znaczy - Kazik i Maleńczuk pewnie mogą się utrzymać z samej muzyki. W sensie nawet nie z koncertów (a i tak Kult jest na wszystkich juwenaliach co roku od zawsze, Boże ile można) co z tantiemów. Oni nie muszą nic robić, hajs za wszystkie hity będzie płynął i na rachunki i jedzenie wystarczy. A reszta musi poprzeć to solidną pracą koncertową, co jest jednym z dwóch filarów zawodu, poza tworzeniem i nagrywaniem. Bo jednak chce się wyjść do ludzi grać i czuć ten przepływ energii, to jest piękna sprawa.

Czego nie ma na weselu, bo jest przepływ wódki :P To nie jest tak, że jakoś pogardzam. Ale to jest taki plan B, i to mocne B, bo granie piosenek biesiadnych... jakie granie, przepraszam, puszczanie z kompa/tabletu/ipoda piosenek biesiadnych, przy jednoczesnym staniu z instrumentem w oparach alkoholu i bigosu jest mniej atrakcyjne niż wyrażanie siebie we własnej muzyce. Ale jako źródło finansowania warte wzięcia pod rozwagę, myślę o tym jak już skończę studia (a to już tylko dotknąć).

"Talent shows" to juz całkiem inna para kaloszy. Nie mam u siebie telewizora, ale jak byłem ostatnio w domu i oglądałem właśnie wspomniane Must be the music... to otworzył mi się nóż w kieszeni. Tzn, otworzyłby, gdybym nie był w piżamie, która nie ma kieszeni.

Po krótce sytuacja tam wygląda tak:

- przychodzi dziewczyna, która śpiewa sobie "I see fire". Ma 15 lat. Gra na gitarze, tak sobie, a głos ma jak statystyczna dziewczyna z gimnazjum, którą na każdej akademii wystawiają do śpiewania hymnu do mikrofonu, żeby reszta łapała melodię i tekst. Słucham i stwierdzam: "pewnie będą na nie, ewentualnie pół na pół". Dostaje cztery razy tak. Kora się zachwyca jaka ona jest genialna. Sztaba jej mówi, żeby się nie uczyła grac na gitarze broń boże, bo jak gra tak byle jak to jest autentyczna i prawdziwa..... HALO? LUDZIE? WTF?

- wchodzi zespół. Rodowici górale z gór. Mają kontrabas, klawisze, skrzypki i grają jakieś standardowe "hej Janicku", ale w wersji jazzowo-klezmerskiej powiedzmy. Nie przepadam za taką muzyką, ale widzę, że chłopak po pierwsze włożyli duuuuużo pracy, po drugie zrobili z tego coś oryginalnego, bo takiej wersji jeszcze nie słyszałem. Pomijając fakt, że technicznie chciałbym być tak dobrzy jak ci instrumentaliści. Myślę sobie, cztery raz tak jak w mordę strzelił! I co? CZTERY RAZY NIE. Kora dwa razy powtarzała jak to było okropnie, powtarza okropne straszne i ona tak bardzo głęboko żałuje, że ona to w ogóle słyszała i mówi im, że powinni rzucić granie, sprzedać instrumenty wziąć się za coś.... Jak wychodzili stamtąd to wokalista do kamery płakał... po prostu płakał a miliony widzów przed telewizorami była uradowana skrajnymi emocjami i tym, że ktoś ma gorzej przez chwile niż oni.

Przepraszam Quizas, ale moja noga w czymś takim nigdy nie postanie. Choćbym miał być zapomniany na wieki i jedyną osobą, która posłucha mojej muzyki będę ja sam. Trudno. Tam jedynymi gwiazdami są jurorzy. Reszta albo zostanie zjechana tak, że będą potrzebowali pracy z psychologiem, albo pochwaleni (co im i tak nic nie da w perspektywie, bo w następnym etapie nagle im powiedzą, że byli lepsi kiedyś, że się na nich zawiedli i ogólnie be). A nawet jak wygrasz to podpiszesz kontrakt z Sony, które ci każe nagrać 10 hitów do radia, pewnie jeszcze podstawi swoich tekściarzy i kompozytorów i dostaniesz gotowy produkt do zagrania, podpisany twoim głosem i twoją nazwą/pseudonimem. Dziękuję. Telewizja jest be. Bardzo be.

Tak, odnośnie sprzedaży płyt mam taki pomysł nawet, żeby nie liczyć z góry ileś płyt, które sie nie sprzedadzą i będą utopionym hajsem a ja będę wpieprzał pasztet przez kilka miesięcy i zryje sobie żołądek, tylko zrobić inaczej. Zbierać zamówienia i realizować je po pięć, żeby się opłacało i finansowo (tańsze płyty hurtem) i czasowo (łatwiej posiedzieć i porobić kilka opakowań na raz niż jedno dziennie). Koszt takiego czegoś to jest ok. 8 zł samo wykonanie + 4,50 zł paczka priorytetem w dowolne miejsce w Polsce + żebym coś z tego miał to te 3 zł na piwo - razem coś koło 15, więc w tym zakresie, który wspomniałeś.

Do tego mała pula płyt, które będę miał przy sobie, żeby sprzedać na koncercie czy coś w ten deseń. To jest plan bieżący, tylko kończę na razie pracę nad materiałem.

A co do linków - z chęcią bym się z Wami podzielił, ale jak Quizas dobrze zauważył spaliłbym wtedy swój nick, można by było dotrzeć do moich personaliów. A ja to forum polecam dużej liczbie moich męskich znajomych, niewykluczone, że niektórzy tutaj zajrzeli raz czy dwa, a ktoś może nawet jest wśród nas i nie będę wiedział kto to. A on połączy potem moje personalia z historiami, które tu czasami opisuję, a które niekoniecznie chciałbym, żeby były publiczne wśród moich znajomych... Ewentualnie mogę faktycznie jakiś link na PW rzucić, jak ktoś jest chętny, tylko chciałbym mieć pewność, że się nie znamy :D

Drogi Rexie....

W swoim krótkim życiu miałem okazję współpracować z kilkoma zespołami, które zaczynały od zera a teraz są już rozpoznawane i zaczynają z tego żyć i to coraz lepiej. Podstawowym problemem naszej sceny młodych artystów (nie piję do Ciebie) jest nastawienie na sukces jaki ma dać płyta. Niestety z bólem serca stwierdzam, że to nie jest dobry początek, który często (z racji kosztów wydania płyt- swoje kosztują), jest często początkiem końca. Musisz wyjść do ludzi z muzyką. Koncerty, koncerty, konkursy dla młodych artystów i jeszcze raz koncerty... Oczywiście, w międzyczasie prowadzenie fanpage na pejsbuku. Nie wiem jaki rodzaj muzyki tworzysz, ale wiem, że np. Polskie Radio Trójka ma audycje, na których możesz spróbować pokazać swoją muzykę jako młody artysta.

Wiem z autopsji, że nie zawsze, ale czasem warto zrezygnować z kasy z koncertu na rzecz bycia supportem dla jakiegoś uznanego twórcy, zespołu, artysty. To daje czasem więcej niż youtube. A płyta na początek na koncercie, za 10 zł z własnymi kawałkami, jest ceną do przełknięcia.

Ot, tyle mojego wymądrzania się.

Początek brzmi zachęcająco... wiem, że płytą to ja sobie mogę łazienkę wyłożyć i że koncerty, koncerty i jeszcze raz koncerty - dlatego łapię każdą okazję do grania jaką mam. Dajcie mi miejsce, wiadro prądu i 10 osób które chcą słuchać - to wam zagram koncert. Ale płytka (nawet taka samoróbka) jest potrzebna, bo taki człowiek potem chce posłuchać tej muzyki, którą usłyszał, żeby jej nie zapomniał, żeby się mógł wkręcić.

Po koncertach ludzie pytają mnie o płytę, o to gdzie mogą posłuchać. Okazuje się, że dla wielu zapamiętanie nazwy i wpisanie w google to zbyt duży wysiłek. Trzeba im wsadzić tego cedeka w rękę. Dosłownie.

Fanpejdż na fejsbuku jest, 300% lajków przez ostatnie półtora miesiąca skoczyło, rozpędza się... chociaż jak żółw :P

Do Trójki słałem, nawet do dwóch różnych redaktorów/audycji, oczywiście nie dostaniesz nawet "dziękuję doszło, nie jestem zainteresowany". Serio, z całej polski dostałem tylko jedną jedyną odpowiedź - maila od Kayaxu (wytwórnia Kayah, wydają takich różnych alternatywo/popo/coś pomiędzy). Że dziękują serdecznie i na razie nie są zainteresowani. Szacun dla nich, że komuś się chociaż tyle chciało.

Kasa za koncert? Ostatni raz pieniądze za występ widziałem trzy lata temu :P Więc nie mam z czego rezygnować :P

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Rex, ze wszech miar popieram działania z pasją. A na koncert jak będziesz grał, przyjdę.
Poznałem swego czasu trochę ludzi z branży muzycznej. Takich co mieli zespoły wydające do 4-5 albumów LP.

Sytuacja jest dramatyczna. Rynek to szambo. Jak masz kapelę od 6-7 lat i wydane 3 płyty to nadal musisz lizać dupę/dawać w łapę jurorom jakiś talent-show. Znajomości, znajomości, znajomości. I chuj z tym, że uczysz się grania od 15 lat, dla nich jesteś kawałkiem mięsa w maszynce. W najlepszym wypadku dostaniesz łatkę 'młody zdolny' (nawet jak masz 40 lat a grasz od 23) - spytaj muzyków z dużym stażem, ile razy słyszeli to wyświechtane hasełko.

Jeżeli chodzi o myzykowanie i życie z tego, to najlepsze rezultaty (z czystej obserwacji) mają ludzie, którzy w strategicznym planowaniu serdecznie pierdolą działalność zespołową i skupiają się na samorozwoju. A jak kapela idzie na dno to pakują wiosło i dawaj, na swoją łódkę, zamiast wiązać się z tonącym jak Tytanic band'em, co to zawsze gra do końca, razem. 

Mam znajomego co to sobie świetnie żyje i zwiedza świat grywając na statkach wycieczkowych. Nie jest związany z żadnym zespołem, tylko sobie pływa i gra.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jeszcze chciałem się odnieść do Quizasa uwagi o forach zajmujących się muzyką:
to jest walka o lajki, 200 osób wrzucających swój link, każdy oczekujący akceptacji i pochwały innych, przy jednoczesnym wylewaniu szamba na resztę. Nic konstruktywnego niestety, tylko to o czym wielokrotnie pisze w tekstach Marek. Walka o hormony związane z tym ze mnie ktos pochwali i wylanie swojego szamba na kogoś. Jak siłowanie się ze świnią - musisz się ubrudzić. A świnia to lubi.

@Brzytwa - taa, wystarczy poczytać o głośnym ostatnio wypadku Roberta Brylewskiego. Ikony przecież. Która jest w sumie wieku 50 czy tam prawie 60 lat z niczym poza kultowością. I ledwo wiąże koniec z końcem.

O dziwo jego córka, już się sprzedaje w jakiejś dużej wytwórni. Ale już nie jest tak ostra w przesłaniu jak tata. I jest ładną kobietą, której film można obejrzeć dla samej buźki :P

Działalności zespołowej nie prowadzę od 4 lat (tzn gramy jeden koncert w roku zespołowo, w ramach wspominkowo-przypomnieniowych), pracuję tylko na własne nazwisko. Tzn pseudonim. Sam komponuję, sam piszę teksty, sam to nagrywam. Ewentualnie mam gości czasem. Potem sam robię teledysk. Z pomocą przyjaciół, którzy mi pomagają bo im się to podoba co robię i sprawia im radość.

A z graniem po statkach wycieczkowych - fajnie brzmi :D Ale to trochę jak wesela. Odniosę się do Twojej działki - grafiki. Tobie, jako grafikowi, nikt nie każe przerysowywać w nieskończoność czyjejś pracy. Od tego jest ksero. Od Ciebie wymaga się kreatywności, Natomiast muzyk do kotleta jest jak kopiarka, która kopiuje tylko czyjeś prace. Covery, covery, covery...oczy czarnyje... i prikrasnyje... weseeeelny klimat.... i tak leci. A wiesz jak jest, jak się ma potrzebę wyrażania siebie w tym co się robi.

Rozumiem też, że można wyrazić siebie przez coverowanie, są miliony kanałów na YT z coverami, niektórzy bardziej popularni niż oryginalni artyści. Np "10 second songs" czy jak to tam się nazywa, zaraz zalinkuje...



Ten pan ma więcej wyświetleń i subskrypcji niż 90% polskich artystów. Za zajmuje się tylko interpretacją (twórczą) tego co stworzył ktoś inny. I z tego się da żyć. Ale to mnie nie podnieca, pokopałbym rowy. :P:D
Myślę, że rozumiesz co mam na myśli.
 
  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dobry znajomy dobrego znajomego (hehe) z mojego miasta zaszedł na szczyt (chyba mogę tak powiedzieć jak uzyskał status złotej płyty przy wydaniu 1cd, czyli ponad 15 000 egzemplarzy sprzedanych) zaczynając właśnie od 300 sztuk swojego debiutanckiego albumu studyjnego wydanego nakładem własnym. Mowa o tym samym albumie, nie jakimś następnym. Wcześniej nie słyszał o nim prawie nikt poza rejonem Toruń. Promocja nakręcała się sama wraz z sukcesem, pojawili się sponsorzy, zainteresowanie ze strony kilku wytwórni, najlepsze jest to, że mógł stawiać warunki i tutaj zaznaczył, że cd ma być sprzedawane w cenie maks 20 pln (on sam sprzedawał za 15 - zeszło tak 1000 egzemplarzy) i całość ma być wciąż dostępna za darmo do odsłuchu i ściągnięcia. Jedyne co zrobił to wypuścił amatorskie promovideo niskim kosztem na starcie, potem wytwórnia dorzuciła dwa teledyski (nie śmigały przy tym po żadnych czołowych listach przebojów). Czyli nawet nie mając pleców w branży jeżeli robisz to naprawdę dobrze to wystarczy (jakże ważna) "odrobina" szczęścia.

 

Kiedyś jeden artysta powiedział coś w ten deseń: lubię słuchać dobrej muzyki, dlatego najwięcej słucham swojej - moim zdaniem narcyzm to żaden, a pewność siebie godna podziwu  ;)  

 

Jeżeli chodzi o granie na weselach, to źle Ciebie zrozumiałem. Talent show - bardziej proponowałem to na zasadzie zaprezentowania się - ktoś zobaczy w tv (oglądalność pewnie mają sporą), jak zainteresuje to wygoogluje i może zyskasz kolejne polubienie na facebooku czy youtubie. Początkujący potrzebują rozgłosu, rozgłos daje zainteresowanie, bez zainteresowania nie zaistniejesz na większej scenie. Akurat wygrani takich programów często okazują się przegranymi później. Zrobił ktoś w ogóle kto wygrał taki program jakiś większy hałas? Osobiście oglądałem tylko pierwszą edycję Idola, gdzie zwyciężczyni to pewnie nikt nie pamięta żadnego utworu (ja nie), za to osoby, które się tam pokazały miały swoje 5 minut na scenie (Szymon Wydra, Ewelina Flinta, Tomasz Makowiecki). Widziałem też kiedyś zwyciężczynię bodajże pierwszej edycji brytyjskiego must be the music - to co zaprezentowała tam - coś pięknego. To co później z nią zrobili promując ją profesjonaliści - szkoda pisać, zatuszowali całą jej autentyczność. Chociaż swoje $ za wygraną przytuliła  :unsure:  

 

http://www.youtube.com/watch?v=lHF_CmZCUSU

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Odniosę się do Twojej działki - grafiki. Tobie, jako grafikowi, nikt nie każe przerysowywać w nieskończoność czyjejś pracy. Od tego jest ksero. Od Ciebie wymaga się kreatywności, Natomiast muzyk do kotleta jest jak kopiarka, która kopiuje tylko czyjeś prace. Covery, covery, covery...oczy czarnyje... i prikrasnyje... weseeeelny klimat.... i tak leci. A wiesz jak jest, jak się ma potrzebę wyrażania siebie w tym co się robi.

Myślę, że rozumiesz co mam na myśli.

 

Nawet nie wiesz, jak bardzo się mylisz. 

Ten schemat jest prawdziwy:

zasada_kolka_graf.jpg

Dlatego zajmuję się grafiką artystyczną. Czytaj - taką, na której się nie zarobi tony $$$ i gdzie nie ma relacji Zamawiający-Wykonawca. Zlecenia to najszybsza metoda artystycznej prostytucji, dlatego bardzo rzadko robię obrazki na zamówienie.

Wracając do statków, to mam na myśli statki rozmiarów Queen Elazabeth II. Ale jak tam jest z poziomem usług muzycznych, to niestety ciężko mi ocenić.

Quizas - co do traktowania talent-show jako trampoliny, to się zgodzę, że może mieć to plus marketingowy. 

Jesteś z Torunia? Daj znać na priv. Ustawimy się na jakiś browar.

 

ED: literówka

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Quizas - ładnie śpiewa ta dziewczyna. I zupełnie mnie nie dziwi, że stało się z nią to co napisałeś. Z takich polskich ludzi z talent show to najbardziej szanuję Krzysztofa "Zalefa" Zalewskiego. On był w idolu i nawet nie wiem czy nie wygrał. Miał długie włosy, typowy licealista kuc metalowiec. I potem przepadł. Standard, jak wszyscy po idolu. Odnalazł się rok temu. Okazało się, że grywał na klawiszach jako muzyk sesyjny z Hey'em np mu się zdarzało (słuchałem i nawet nie wiedziałem, że to on) albo z Muchami (słuchałem i nie wiedziałem, że to on) i w ogóle był, choć nikt nie wiedział, że jest. I wypuścił w końcu płytę pod własnym nazwiskiem. Która nie ma nic wspólnego z idolem, jest czystym i szczerym artyzmem i jest krótko mówiąc zajebista. I to mógłby być mój prawdziwy idol, gdyby nie to, że nie mam idoli, bo założenie jest głupie :D Ale to jeden przypadek. Na ile? Na miliony. A co to za trampolina do sławy jak będzie tak jak w przypadku opisanego przeze mnie zespołu górali? Jak za mną nie stoi łzawa historyjka o śmierci matki, nie przestałem się uczyć grać na gitarze i nie jestem ładną dziewczynką?  Nie wiem, ja telewizji nie kupuję ani trochę. I nie wiem czy cel w tym wypadku uświęca środku. Iść do nich to trochę podpisać cyrograf.

Brzytwa  - :D Toś mnie zaskoczył :D ale faktycznie trafny obrazek :D domyślam się że to musi być najszczersza prawda. Zatem grafika artystyczna FTW! A poziom muzyki na statkach na pewno jest wysoki. Tzn inaczej. Jest to wysoki poziom prostytucji artystycznej. Jak full ekskluzywne "modelki" dla polityków, Berlusconiego np. Inna sprawa, że wolałbym się prostytuować artystycznie niż z Berlusconim jednak :D

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dzięki za przesłanie... Moje pierwsze wrażenie, jeżeli pozwolisz- nie traktuj tego jako błąd:

1. Syntezator jak w KORNie (zwłaszcza w balladzie)

2. Tempo oraz styl muzyczny w moim przekonaniu to połączenie The Doors z głosem a'la Muniek Staszczyk

3. Jakość nagrania przyzwoita- nie masz co się wstydzić i materiał jak najbardziej do publikowania bez obaw o przyjęcie

4. Jak dla mnie zbyt "czyste" śpiewanie. Nie jest to złe, bo słychać, że posługujesz się czystą polszczyzną- ale z tego co liznąłem temat to śpiewanie zwłaszcza w języku polskim nie powinno być zbyt "czyste", zbyt wyraźne artykułowanie naszych znaków diakretycznych.

 

Są to moje wolne przemyślenia. Ogólnie na chwile obecną oceniam Cię na 8 na 10 z progresem. Przyznam się, chciałbym usłyszeć usłyszeć jakieś Twoje pierdolniecię a'la Hunter :P

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Trafiłeś mnie, bo lubię Korna :P

Ad 4. Wiem, że nie można robić Dody za bardzo, ale z drugiej strony zbyt często wychodzi mi wiejskie "cieeee", "Sieee", staram się jednak delikatnie akcentować nosowość. Czasem może faktycznie za mocno, pracuję nad tym! ;)

Bardzo cieszy mnie szczególnie punkt trzeci, bo to wszystko jest naprawdę chałupnictwo, ale biorąc pod uwagę, że "zaczynałem w piwnicy" to myślę, że jestem już chociaż "na parterze" jeśli chodzi o produkcję  ;)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 2 tygodnie później...

Aż się zarejestrowałem jak przeczytałem temat, żeby powiedzieć jak to u mnie jest z tą pasją. 

 

Mam stałą pracę i przez to 10 godzin z życia dziennie idzie na poczet rachunków itd. 

 

JAK już znajdę trochę czasu i natchnienia to udaje mi się miesięcznie około $100 miesięcznie (bywały lepsze miesiące) wyciągnąć z royalities za muzykę, którą "wyprodukowałem". 

 

Nie jest to jakaś ambitna poezja śpiewana itp. ale takie royalty free - podkłady do ... nawet nie wiem do czego bo w tym systemie gdzie sprzedaje nie wiadomo kto kupił i do czego to poszło. 

 

Nie mógł bym z tego wyżyć, ale przez ostatnie 3 lata zawsze mogłem zabrać żonę i córkę na wakację do ciepłych krajow.

  • Like 2
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Umieściliśmy na Twoim urządzeniu pliki cookie, aby pomóc Ci usprawnić przeglądanie strony. Możesz dostosować ustawienia plików cookie, w przeciwnym wypadku zakładamy, że wyrażasz na to zgodę.