Skocz do zawartości

deleteduser165

Użytkownik
  • Postów

    785
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

  • Wygrane w rankingu

    1
  • Donations

    0.00 PLN 

Treść opublikowana przez deleteduser165

  1. Chyba nie miałem. A może miałem - może w jakimś muzeum? Nie kojarzę. Na pewno w wesołym miasteczku strzelałem z wiatrówki. Kiedyś też, jak byłem na półkoloniach chyba w 1991 roku, strzelaliśmy również z wiatrówki. Mam nadzieję, że to wniesie wiele do tematu, skoro pytasz
  2. Miesięcy raczej, nadrabiając braki z udzielania się gdzie indziej. Welcome home/"here's Johnny!" :):):) Złoto. Dla mnie fundament partnerstwa, rodzicielstwa, a także innych sfer życia, w tym filantropii. Ktoś zadbany osobiście, koherentny, silny i szczęśliwy swoją siłą plusuje podwójnie: dla siebie i dla innych. Mężczyzna zadbany fizycznie i mentalnie to skarb i szczęście dla kobiety. Nie trzeba się poświęcać, nie trzeba martyrologii. Rób swoje, a kobieta będzie przez to szczęśliwa. Podobnie w relacji z dziećmi: dzieci są w ogromnej większości szczęśliwe właśnie -niejako mimochodem! - gdy rodzice są szczęśliwi ze sobą. Znowu efekt "dwa w jednym". Złoto 2. Sparzenie się w relacjach damsko-męskich to norma. Ale, co jest prostą pochodną heteroseksualności i biologiczności, ma się na te baby ochotę tak czy siak. Więc nie ma sensu bawić się zakłamywanie rzeczywistości, że ten brak czy niepowodzenie można łatwo zastąpić w innej dziedzinie. Chcesz bab? To bądź taki, żeby Cię chciały. Jest to śmiesznie proste i w dodatku przyjemne dla samego ciebie, bo to ty sam korzystasz z: sylwetki, umiejętności, obycia, ciekawego życia. Po pierwsze: działanie! Do tego konsekwencja i realne spojrzenie.
  3. Może i nie widzę, a może ... nie patrzę? Co do pracy - cóż, w Nowym Jorku wyburzałem i byłem kelnerem, w Londynie malowałem barki na Tamizie. Już wtedy było gadane, ze wchodzą parytety, że jest (np. na lotnisku LaGuardia) konieczność zatrudniania określonej ilości niebiałych, i inne blabla wieszczenia. I co? I nic. https://www.americanprogress.org/issues/economy/reports/2019/12/05/478150/african-americans-face-systematic-obstacles-getting-good-jobs/ Nie wiem, co to jest pisany w cudzysłowie "Sekret". Tym bardziej w niego nie wierzę. Ale - nie widzę potrzeby spierania się. Podobnie jak kolega @Personal Best proponuję tylko jakiś sprawdzony w praktyce własnej (nie wydumany) modus vivendi . Zachęcam do spróbowania, ale nie ewangelizuję ani nie nawracam.
  4. Aaaa. Nie oglądam telewizji, więc może faktycznie coś mnie ominęło. Może tylko ci oglądający telewizję musza klękać i budować pomniki? Żarty na bok. Chcę tylko powiedzieć, że dużo zależy od tego, na jakie informacje się wystawia człowiek i zarazem co robi ze swoim życiem. Jak zagospodarowuje swoje poletko. Często jest tak, że widzisz to, co chcesz widzieć. Jest się w jakimś stopniu nieusatysfakcjonowanym własnym życiem i szuka się potwierdzenia dla ogólnego zła i marności świata. Takie czarne okulary. Jeżeli ma się takie postrzeganie -a według mnie to jest niefajne dla siebie samego być takim zgorzkniałym, zawiedzionym, pesymistycznym - najlepiej zacząć od przekształcania swojego życia na lepsze. Olać informację wlewającą się ze wszystkich kanałów, ploteczki, gadulstwo ludzi nijakich i słabych. Darmowe lub prawie darmowe pomysły na upgrade: 1. zmiana diety (mniej i mądrzej kupujesz, łączysz np. keto z postem przerywanym) 2. nauka nowej umiejętności, np. najłatwiejsza waga - back lever (darmowy sprzęt do ćwiczeń w parkach) 3. poprawa sylwetki i kondycji (tabata rano, sprinty w parku) 4. nauka nowego języka (podstawy na kursie, potem dalszy rozwój, co obecnie jest easy peasy) 5. szukanie pozytywnego towarzystwa, o konstruktywnym wpływie, rozwijającego i nadającego na tych samych falach 6. podryw, seks, flirt, kobitki. Mam 40 lat. Angielskiego uczyłem się na początku lat 90tych chodząc na kurs pozaszkolny. Kosztowało to moją matkę kupę forsy i mnie dużo wysiłku. Od lat oglądam materiały, filmy anglojęzyczne w oryginale bez jakichkolwiek problemów z rozumieniem. Do niemieckiego i łaciny, mimo że miałem je w szkołach, drygu nie miałem i o ile rozumiem, o tyle mówię niepoprawnie. Obecnie uczę się innego języka (około 1 h dziennie) - i rozwijając umiejętności z kursu mam rozeznanie, co można teraz, w dobie internetu. Słowniki online, tłumacze, piosenki, materiały. Do wyboru, do koloru. Darmowo! Tak samo z kalisteniką. Youtube - tutoriale do wszystkiego, pod każdym kątem. Zajebiste czasy - i tylko od nas samych zależy, co w nich robimy i na co się otwieramy. Z fartem!
  5. Kiedy robiłeś wymienione czynności? Kiedy biłeś ukłon przed masą popierdoleńców? Kiedy postawiłeś pomnik ćpunowi - i jakiemu konkretnie? Kiedy klęknąłeś przed (m)Murzynem? Komu dałeś pracę? Komu dałeś kasę?
  6. A co uprawiasz? Ile razy boks w tygodniu, i ile razy siłownia? Jaki trening na siłowni? Split czy fbw? Ile powtórzeń? Kalorie i makra liczysz? Masz dodatni bilans energetyczny?
  7. Według mnie wiele zależy od tego, jaki sam jesteś i jak podchodzisz do rzeczywistości. Czy jojczysz i na tym poprzestajesz i co się do Ciebie przykleja. Trzy obrazki z mojej dzisiejszej rundki tu i tam (pogoda piękna, rower - mając coś do załatwienia uwielbiam jeździć właśnie rowerem wiedząc, że nawet nie marnuję kasy na paliwo, nie zużywam bryki i jeszcze nie smrodzę spalinami). 1. McDonald koło którego przejeżdżam - kolejka samochodów. W samochodach ulańcy. Obok przy okienku kurierzy z glovo. 2. Lidl - przede mną w kolejce mamusia, na oko o kilkanaście lat ode mnie młodsza. W koszyku dziecko, lat około dwóch. Zakupy - chipsy, buły, słodycze, soki. Do pakowania torby jednorazowe. 3. Nowy blok. Na ładnym placu zabaw młodzi ojcowie z dziećmi. Tłuste, pyzate chłopki. Siedzą i plotkują. (nie dziwię się nawet tym żonom, że wolą ich pogonić z mieszkania). I pojawia się pytanie? Czy te obrazki mnie skłaniają do jojczenia, czy do działania? Takie rzeczy rejestruję ale się nimi nie przejmuję. Nie walczę z tym, bo - wyjąwszy przymus państwowy lub przemoc - zmiana człowieka musi się dokonać w nim samym. Nie przykleja się do mnie nic z tej obserwowanej tzw. spierdoliny. Za to cieszę się, ze sam taki nie jestem. Że skończyłem satyfakcjonujący trening na kółkach, że jestem zdrowy, silny i sprawny. Że nie muszę polepszać sobie nastroju cukrami i śmieciowym żarciem, bo moje życie i życie moich dzieci tego nie wymaga. Że wychowuję innych ludzi, w innym modelu. Gwiżdzę też na tych chłopków - nic mi do ich sposobu życia, a brutalnie rzecz ujmując: taki chłopek to czasem dar dla ładnego świadomego ciała jebaki, któremu się podłoży nieusatysfakcjonowana mamusia. Tak samo na forum, może warto przy przytaczaniu obrazków miałkości tego świata dorzucić coś konstruktywnego. Notabene, każdemu czasowi w historii ludzkości towarzyszy myśl przemijającego złotego wieku i nadchodzącej pomroki oraz obawy. To samo czuł i Augustyn z Hippony, obserwujący rozpad i bezsilność imperium, tak samo uważali luddyści, niszczący maszyny.
  8. No, @Pater Belli masz dobry,.mocny powrót. Cieszę się. Przy okazji: w wolnej chwili wrzuć coś może o Twojej aktualnej sytuacji.
  9. Arch, coraz bardziej odjechane masz te pomysły. Jedyne wytłumaczenie mam takie, że w czasie tego safari doznałeś lekkiego udaru słonecznego.
  10. Po pierwsze: rozumiem Twoje założenie. Mimo trochę różnych życiorysów (ja akurat mam dzieciaki nastolatki i dopiero teraz wysupłuję się z małżeństwa), jesteśmy jak się zdaje na podobnym etapie planowym w tym aspekcie. Ja również uczę się intensywnie języka kraju, w którym mam zamiar długo przebywać okresowo poza Polską. Według mnie powinieneś się zdecydować na nowe mieszkanie z następujących powodów: 1. Czasem plany biorą w łeb i trzeba reorientować się. Możesz zatem być niejako zmuszony, czy też zainteresowany po prostu (bez przymusu, możesz nawet tego chcieć), sprzedażą mieszkania. Lokal nowy jest łatwiej zbywalny: odpowiada większej ilości potencjalnych kupujących, bo mocniej wpisuje się w obecne: a) zapotrzebowania i b) trendy. Co do zapotrzebowań - weź choćby pod uwagę infrastrukturę nowych i starych osiedli. Wielką bolączką starego budowania są choćby miejsca parkingowe, ciasne dojazdy - efekt budowania w czasach (które pamiętam doskonale z lat 80tych, mojego dzieciństwa) gdy relatywnie mało kto miał samochód. Co do trendów - oczywiste, że stare budownictwo trąci myszką i nie trzyma standardów estetycznych. Podsumowując - kupując stare możesz na długo zostać z kłopotem. W dodatku kłopotem, który będzie tracił na wartości szybciej, niż mieszkanie nowe. 2. Wynajem co do zasady też jest łatwiejszy w lokalach o określonej wysokiej prezencji - tym bardziej, jeśli nie masz zamiaru absolutnie koniecznie na tym mieć określonego z góry profitu. Co do wynajmu w okresie kiedy nie będziesz w Polsce - czy masz rozkminiony temat? Dla mnie krajowe regulacje prawne pod kątem bycia wynajmującym są odstraszające. W ogólności i tak obecnie mamy moratorium na eksmisje z lokali (art. 15zzu ustawy o szczególnych rozwiązaniach związane z zapobieganiem, przeciwdziałaniem i zwalczaniem COVID-19, innych chorób zakaźnych oraz wywołanych nimi sytuacji kryzysowych). Nawet, kiedy ta regulacja zostanie uchylona (a o tym już ptaszki śpiewają) najem pozostaje działalnością wysokiego ryzyka. Co do zasady najlepiej zabezpieczy Cię (pod względem łatwej drogi do tytułu wykonawczego) umowa najmu okazjonalnego - ale tylko w zakresie opróżnienia lokalu, no i oczywiście dopiero, jak panowie posłowie łaskawie uchylą obecną regulację ustawy covidowej. Oczywiście mówię tu tylko o samym (legalnym) odzyskaniu swojej własności, bo dochodzenie zaległego czynszu czy szkody to już odrębna bajka. Już chyba wolałbym wynajmować mieszkanie na doby (chyba głównym beneficjentem są tu romansujący, albo wycieczkowicze) ale tym trzeba regularnie, na bieżąco zarządzać. Plus pewnie efekt psychologiczny: skoro masz w tym mieszkaniu sam mieszkać okresowo, świadomość, kto się przetoczył i jakie płyny rozlał w Twoim mieszkaniu może być odstręczająca.
  11. Zawarłem parę miesięcy temu umowę deweloperską dotyczącą mieszkania, choćby i po to, żeby przy obecnej inflacji nie trzymać papieru. Lokal będzie oddany do końca przyszłego roku. . Do tego czasu ceny jeszcze kilka podskoków wykonają. Wysmakowana i fajna nowoczesna inwestycja: beton, szkło, drewno, trawy morskie, rowerownia. Nie barachło robione przez dewelopera z przypadku po taniości. Dlaczego nowe? Nie umiem i nie lubię odsprzedawać czegoś, czego sam bym nie chciał. Kupiłem lokal taki i w takim standardzie, który sam bym zaakceptował, więc nie puszczę go ot tak, dla świętego spokoju - znam jego plusy i wartość. Z januszerką i klientem/kontrahentem prostym nie umiem się dogadać. A tak to mam coś, z czym się identyfikuję i nie chcę puścić dalej tylko dlatego, że mam tego dość. No i oczywiście - stary badziew traci na wartości. Ba, spójrz na stylistykę i bryłę budynków jednorodzinnych sprzed lat nastu: gdzie im do dzisiejszych "stodół"? A te bloki z lat 90-00? Te arkady, łuki....
  12. Dzięki, Na wstępie, żeby nie umknęło: nie dopatrzyłem się odpowiedzi, czy powiedziałeś pani w temacie rozbieżnych oczekiwań/natarczywości (kwestia z Twojego pierwszego posta). Ale poruszyłeś kilka ciekawych kwestii. Jak najuczciwsze. Chociaż kwestia "uczciwości" w związkach to kwestia dyskusyjna i strasznie ocenna. Jak każda zresztą "uczciwość", "sprawiedliwość" etc. Nawet do sądu, sprawującego wszakże wymiar sprawiedliwości, idzie się po wyrok, nie po sprawiedliwość :). Ale oczywiście, zachowałeś godną - bez ironii! - powściągliwość. Zresztą moje zdanie jest takie, ze to żona złamała umowę, zatem mogłeś bez pardonu sobie robić na co miałeś ochotę, skoro żona Ci tego nie zapewniała. Ja akurat jestem z innej mąki, bo jak mnie coś w żonie nie pasowało, to nie miałem oporów w szukaniu tego, czego mi brakowało, w relacjach pozamałżeńskich. Skoro miałem potencjał i możliwości, to szkoda mi było nie pokosztować miodku. Jasna sprawa. Rozumiem w pełni. Różna jest kwestia tylko kryterium i progu akceptowalności partnerki do miłego spędzania czasu. Jeden będzie oczekiwał określonego przyzwoitego poziomu, a dla drugiego, jeśli babka nie cytuje Prousta, a zarazem nie ma zgrabnej nóżki, świeżej buzi i wysportowanego ciałka - to szkoda nawet się zbierać. Ja jestem akurat z tych wybrednych - mimo, że dla właściwości pipki i doznań z jej penetracji nie ma to żadnego znaczenia, lubię w łóżku kobiety atrakcyjnie też pozałóżkowo. Jakoś mi się to tak zazębia, że dobry seks jest z kobietami, które rezonują pozałóżkowo. True, bro. Dlatego mamy rozwody, więc z nich korzystajmy. Swoją drogą - gotujemy i gospodarujemy się i tak lepiej, zdrowiej i bardziej racjonalnie od naszych żon. Mnie akurat kucharka czy prasowaczka nie potrzebna, sam ogarniam wszystko koło siebie. Myślę, że problemem obecnych małżeństw jest już bardziej to, że żona nie tylko na pewnym etapie nie pomaga mężowi (te Twoje przykładowe kanapki) ale zaczyna go ciągnąć w dół, czy też dokładać obowiązków, w tym choćby przez dodatkowy bałagan, bzdetne bibeloty i zbieracze kurzu, multum niepotrzebnych wydatków. Temat rzeka.
  13. @Wolumen jak się sprawy mają? Określiłeś się pani? Nie wiem, jakie masz nastawienie po rozwodzie i jakie miałeś doświadczenia (w tym przed, wydaje mi się, że pisałeś, że nie chodziłeś na boki), ale według mnie za starzy (w dobrym tego słowa znaczeniu: zbyt doświadczeni, zbyt ogarnięci) jesteśmy, żeby w tym wieku poprzestawać na ersatzach. Jeśli pani nie spełnia w 100% wymagań, to może warto się zapytać samego siebie, czy na pewno warto rzeźbić w temacie dla takiego związku. Innymi słowy - czy ten związek nadal wnosi wartość dodaną do Twojego życia, czy też z pewnego rozpędu już w to wszedłeś i trochę obawiasz się wyjść. Same shit jak z małżeństwem. Jest jak jest, ale strach zmieniać, bo nie wiadomo, czy potem nie będzie gorzej. Ułuda utopionych kosztów. Według mnie warto dążyć do doskonałości. Jak pani Cię w czymś uwiera, nie rezonuje z Tobą: wyjaśnić, komunikować. A jak nie zagra, to bez żalu odpuszczać. Dla mnie osobiście ważny jest taki test: czy ta kobieta jest dla mnie idealna? Czy czuję, że spełnia moje wymagania na każdym polu i deklasuje konkurencję?
  14. deleteduser165

    Cześć

    Cześć. Bywałem tu wcześniej i wracam, Panowie. Lepszy, rzecz jasna. Wiele różnych doświadczeń z tego miejsca wyniosłem, czas trochę popłacić długi, a i pokorzystać też. Lat 40 szczęśliwy wkrótce rozwodnik.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Umieściliśmy na Twoim urządzeniu pliki cookie, aby pomóc Ci usprawnić przeglądanie strony. Możesz dostosować ustawienia plików cookie, w przeciwnym wypadku zakładamy, że wyrażasz na to zgodę.