Skocz do zawartości

Granita

Użytkownik
  • Postów

    55
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

  • Donations

    0.00 PLN 

Profile Information

  • Płeć
    Kobieta

Ostatnie wizyty

Blok z ostatnimi odwiedzającymi dany profil jest wyłączony i nie jest wyświetlany użytkownikom.

Osiągnięcia Granita

Kot

Kot (1/23)

104

Reputacja

  1. Współczuć wyboru leniwej partnerki -manipulatorki. Ale obstawiam, że postawienie sprawy na ostrzu noża (czyli powiedzenie wprost, co się nie podoba i czym może grozić brak zmiany) mogłoby ją zmotywować do odpowiednich działań i zastanowienia nad sobą. Ale w tym wypadku kluczowe jest trzymanie ramy, kobieta powinna obawiać się zamiany na lepszy model.
  2. Miałam identycznie spostrzeżenia po dwóch swoich związkach - uznałam, że skoro relacje mają polegać na wiecznym przeciąganiu liny zgodnie z zasadą "moje na wierzchu", to pierdzielę, bierę kota. Ale po dwóch latach robienia uników poznałam mężczyznę, z którym związek pokazał mi, że może to polegać na obopólnym wsparciu, zrozumieniu i grania do jednej bramki - bez niedopowiedzeń, gierek, manipulacji, kłótni. Dlatego wierzę, że są osoby, z którymi jest nam bardzo po życiowej drodze. Ale rozumiem też, jak trudno je spotkać w tych popsutych feminizmem czasach.
  3. Jasne, w pełni zasadnym jest, że nie chcemy ranić osoby, na której nam zależy. Jednak w mojej ocenie nie powinniśmy naginać się dla kogoś tylko dlatego, że w innym wypadku będzie smutny. Związek to dwie osoby, które powinny nawzajem dbać o swoje potrzeby i potrzeby te wprost artykułować, a jeżeli mówienie o nich ma prowadzić do płaczu, to dostrzegam tu brak zrozumienia dla (w tym wypadku) partnera czy wręcz manipulację. Jeśli Twoją byłą partnerkę zraniło konkretne słowo i przestałeś go używać - to jest bardzo ok. Ale gdyby reagowała płaczem na każdą próbę zwrócenia na coś uwagi lub konstruktywną krytykę - moim zdaniem to byłoby juz naruszanie Twoich granic i nieliczenie z Twoimi potrzebami. Niestety - pełna zgoda. Od siebie dopowiem, że wynika to często z potrzeby bycia docenianą, przeglądania się w oczach partnera i badania gruntu, "czy nadal mu się podobam", co daje poczucie bezpieczeństwa w relacji. Nawet kobieta, która kocha siebie (w zdrowym znaczeniu) i jest świadoma swoich wad, będzie chciała być "tą naj" w oczach mężczyzny, na którym jej zależy. Choć w dobrych, dłuższych relacjach, jeśli poczucie bezpieczeństwa jest na wysokim poziomie, nie będzie już facetowi wierciła dziury w brzuchu, mając świadomość, że skoro ją wybrał, to znaczy, że akceptuje. Swoją drogą dziękuję Ci za ten komentarz - otworzył mi oczy na to, że nie tylko kobieta męczy się z takim podejściem, ale może to stanowić też problem dla mężczyzny, mieć wpływ na jego postrzeganie partnerki i zapewne obniżać jakość związku.
  4. A tak szczerze: milczycie, żeby nie urazić kobiety, czy dlatego, że jesteście świadomi potencjalnej dramy, którą ona wywoła, a wolicie mieć święty spokój i żyć zgodnie z zasadą: "lepsza taka baba niż żadna"? Jeśli mowa o etapie randkowania, to zasadne byłoby mówienie wprost, na wejściu, jeśli panna nie spełnia wymagań - może choć część z nich zreflekowałaby się na tyle, by uznać, że żadne z nich chodzące cuda i nie powinny tak gwiazdorzyć, by poznać fajnego gościa. Natomiast w kwestii postępującej już relacji, której nie zamierzacie kończyć - no właśnie, z czego wynika to "przemilczenie"? W mojej ocenie rynek matrymonialny uzdrowiłoby określanie męskich wymagań na wejściu - nie mówię oczywiście o chamstwie, ale przykładowo stwierdzenie: "nie jesteś w moim typie" może dałoby której księżniczce do zrozumienia, że sama nie powinna mieć wymagań z kosmosu. A w związku - cóż, nikt nie mówił, że zawsze będzie cukierkowo i jeśli panna się zapuszcza/zaczyna odwalać numery, należałoby ją o tym poinformować i dać do zrozumienia, że to i tamto jest nieakceptowalne. Jednak mam wrażenie, że większość mężczyzn nie zwraca kobietom uwagi, wychodząc z założenia, że nie potrzebują dramatów lub z obawy przed utratą dostępu do uciech cielesnych. Skoro już bawimy się w równouprawnienie, to powinno być sprawiedliwie, dla obu płci. Ale dopóki kobiety nie przestaną być stawiane na piedestale, marne widzę na to szanse.
  5. Osoby DDA/DDD mogą być bardziej podatne na brak zadowolenia z życia, a powodów może być ogrom - od wyuczonej bezradności, przez stawianie się w roli ofiary po brak wystarczająco dużej ilości emocji (tych negatywnych także). Muszę jednak przyznać, że obecnie spotykam bardzo mało osób, które potrafią cieszyć się z tego, co mają i doceniać teraźniejszość. Większość (niezależnie od tego, czy dzieciństwo było zdrowe) żyje przeszłością lub przyszłością, narzeka, porównuje się do innych (często do multimilionerów bądź instacelebrytów przedstawiających swoje "idealne życie), ale zamiast skupiać się na sobie i ewentualnie inspirować innymi, kończą na porównaniach, w których wypadają gorzej - i nadal z tym nic nie robią. Mam wrażenie, że takie podejście to plaga naszych czasów, a internet zdecydowanie nie pomaga większości w budowaniu samooceny - nawet jeśli jesteśmy świadomi pułapek, w które wpadamy jako chociażby obserwatorzy "idealnych żyć" i tak w nie podświadomie wpadamy. Dlatego zrezygnowałam z portali społecznościowych i skupiam się tylko na tym contencie, który daje mi wartość, tj. inspiruje do zmian na lepsze. Dodatkowo poucinałam też dużo znajomości, bo złapałam się na tym, że przebywając wśród ludzi - narzekaczy, obniża się mój nastrój i zaczynam poddawać w wątpliwość swoje szczęście. A przecież mam zdrowie, pracę, dach nad głową, garstkę kochanych ludzi, chęć rozwoju na różnych płaszczyznach, za oknem piękne widoki na góry i lasy - zatem mam wszystko. Czy rozważałaś medytację? Psychoterapię? Aktywności, które mogą sprawić, że poczujesz się potrzebna (np. wolontariat)?
  6. Mam dokładnie to samo. Cieszy mnie, że trafiłam na mężczyznę, który- otaczając mnie opieką - sprawia, że chcę się poczuć zaopiekowana i "podążam za nim", bo mu ufam i szanuję. I to też nie jest tak, że sam podejmuje kluczowe decyzje, bo zawsze pyta mnie o zdanie i chce, żebyśmy oboje byli zadowoleni. Zupełnym przypadkiem jednak jego decyzje są w pełni zgodne z tym, co uważam za słuszne Ale to też pewnie kwestia dobrego dobrania się pod kątem fundamentów, kluczowych wartości i podobnego spojrzenia na świat. Byłam kiedyś w relacji, w której wchodziłam w tryb rywalizacji i męską energię - wynikało to z tego, że partner był bardzo zaborczy, emocjonalny i na każdym kroku podkreślał swoją wyższość. A - jak wyżej wspomniała @Nakhema - "jak ktoś jest królem, to nie musi mówić, że nim jest". Święte słowa.
  7. Zdziwiły mnie komentarze pod zalinkowanym postem, bo dla mnie od zawsze to oczywistość, dla mojego partnera również. Ilekroć któreś z nas wraca do domu, drugie wita go od razu buziakiem, uśmiechem i pytaniem, jak minął dzień. Nie wyobrażam sobie nie witać w ten sposób i nie być witaną. Jak dla mnie to wyraz miłości, troski i radości na widok drugiej osoby. Co do "bombardowania emocjami" - z natury tego nie robię nawet sobie, więc tym bardziej nie obarczałabym tym chłopa, tak samo jak po powrocie do domu też nie chciałabym być tym obciążana. Powrót do domu/koniec pracy zdalnej = odpoczynek i czas na regenerację. Mamy taką zasadę, że po pracy każde z nas ma co najmniej pół godziny "dla siebie", by zredukować stres, wyciszyć się, zająć sobą w spokoju. Sprzątanie chaty czy jakiekolwiek inne obowiązki mogą poczekać, priorytetem jest odpoczynek i dobre samopoczucie. Natomiast kumam, o co chodzi, bo byłam kiedyś u koleżanki na herbatce i w pewnym momencie z pracy wrócił jej mąż. Tylko otworzył drzwi, a ta z miejsca z mordą: NO WYNIEŚ TE ŚMIECI, ILEŻ MOŻNA MÓWIĆ!" Chłop chyba przyzwyczajony, karnie wziął śmieci i poszedł, ja w szoku, że tak można się komunikować, a kumpela zadowolona, że mąż taki posłuszny. Powiedziałam jej tylko w żartobliwym tonie coś w stylu "no weeeeź, chłopa tak męczyć, jak nawet nie zdążył odpocząć ;)", co spotkało się z totalnym brakiem zrozumienia i skwitowaniem: "o co ci chodzi, przecież nie narzeka!" A chłop nie narzeka dla świętego spokoju, tym samym wpadając w błędne koło...
  8. Dopytam z ciekawości - czy pisząc "jakiś" masz na myśli, że w/ w sytuacje są identyczne bez względu na SMV " rodzynka"?🤔 Tak, chodzi o sam fakt pojawienia się samca w otoczeniu, nawet jeśli w "prywatnych" okolicznościach nie byłby brany pod uwagę przez te kobiety.
  9. Dziwi mnie, że feministkom to nie przeszkadza - ja to odbieram tak, że taka i taka ilość kobiet nie jest w stanie objąć danego stanowiska z uwagi na brak kwalifikacji, więc trzeba je tam odgórnie upychać. I nie ma to związku z posiadanym doświadczeniem i kwalifikacjami. Trzeba im POMÓC, co kłóci się z ideą bycia silną i niezależną.🙆‍♀️ A co do współpracy z kobietami - będąc babką nie jestem tak obiektywna, jak wypowiadający się Panowie, natomiast zauważyłam w firmie, w której pracuję, zależność, zgodnie z którą kobitki pracujące w mieszanym towarzystwie lub z przewagą mężczyzn i zajmujące wyższe stanowiska są bardziej profesjonalne i merytoryczne, natomiast gdy w obrębie typowego "babińca" pojawi się jakiś mężczyzna, wjeżdża podświadomie rywalizacja o względy samca i współpraca pomiędzy nimi przestaje być profesjonalna. Pewnie ma to też związek z wiekiem, nabytym doświadczeniem i stanowiskiem, jakie się zajmuje. Mam to szczęście pracować w grupie pierwszej i nie dostrzegam cringe'owych zachowań czy durnych gadek dla atencji.
  10. Ciekawe, czy "zszokowane" postawą polskich panów Ukrainki na dłuższą metę byłyby w stanie docenić takiego partnera, czy poszłyby w schemat utraty szacunku dla samca, a za tym obniżonego libido w stosunku do niego. Osobiście bardzo pozytywnie odbieram mężczyzn, którzy mocno partycypują w opiece nad dziećmi (dla dziecka także jest to wysoce pożądane, by tworzyło z ojcem silną więź), a jednocześnie przykro mi na myśl, że sporo kobiet przeciąga strunę zgodnie z zasadą "więcej, więcej!", nie doceniając tego, jaki skarb mają w domu. Znam sporo par z dziećmi, dla których standardem jest, że oboje rodziców spędzają z pociechami podobną ilość czasu - oboje pracują, dzielą się obowiązkami. Gdy mąż idzie na siłkę czy piwo z kumplami, ona zostaje z dzieciakami, gdy żona wychodzi do kosmetyczki czy z koleżankami, on opiekuje się dziećmi. I wśród tych par zauważam bardzo duży szacunek względem siebie, mam wręcz czasami wrażenie, że posiadanie dzieci ich do siebie zbliżyło. Trudno mi jednak określić, czy podejście w tych parach stanowi większość, możliwe, że nie. Wiekszości mężczyzn w Polsce od dziecka wbija się do głowy poczucie odpowiedzialności i dbania o kobietę, natomiast dziewczynki rzadko kiedy uczone są WDZIĘCZNOŚCI i pokory, a to już w konsekwencji prowadzić może do wykorzystywania i przemocy psychicznej względem partnera - ojca ich dzieci. Konkludując: wszędzie dobrze, gdzie nas nie ma. Ukrainki mogą być początkowo zachwycone podejściem polskich ojców, pytanie jednak, na ile doceniałyby ich później jako partnerów. To samo Polki zachwycone władczością Ahmeda - po jakim czasie zaczęłoby im przeszkadzać, że wszystko muszą robić przy dzieciakach same? A serio mam wrażenie, że wystarczyłoby nauczyć się doceniać osobę, KTÓRĄ SIĘ WYBRAŁO, by tworzyć satysfakcjonujące relacje. Wiem, idealistka ze mnie
  11. W komentarzu z 9.10.2022r. napisałam, że ja 29, a partner 36. Teraz, wiadomo, 30 i 37.
  12. Witajcie, Czynię mały update po przeszło roku (ależ ten czas leci), z góry dziękując za wszelkie rady i sugestie poczynione w tym wątku Libido partnera skoczyło finalnie mocno do góry w związku z tym, że: - w końcu rzucił fajki (po przeszło 15 latach palenia) i trzyma się w tym postanowieniu już prawie rok; - zmienił pracę na mniej stresującą; - zaczęłam przemycać do przygotowywanych posiłków więcej białka, warzyw i dobrych tłuszczyków kosztem węgli, co wpłynęło nie tylko na sylwetkę, ale i ogólny wzrost energii; - włączył aktywność fizyczną. Ciekawe jest to, że sam latami był przekonany, że jego poziom libido, który opisywałam tutaj rok temu, jest dla niego na normalnym poziomie, ale przy zminimalizowaniu stresu i włączeniu zdrowszego trybu życia ten "nowy", wyższy poziom stał się "nową normą" i trwa od kilku miesięcy. Zgodnie też z sugestiami kilku osób Tutaj wejrzałam w głąb swojej kopułki i przepracowałam pewne schematy, które mogły wpływać na moje potrzeby seksualne (które okazały się bardziej psychiczne niż fizyczne). Na ten moment jest super, a co życie przyniesie, to czas pokaże:)
  13. Zgłaszam się! Zawsze intrygowali mnie ci nieśmiali i niezbyt odzywający się do dziewczyn koledzy (podkreślam: "do dziewczyn", czyli chłopcy/mężczyźni, którzy wstydzą się dziewczyn, ale mają choć jednego kumpla, z którym spędzają czas - z perspektywy kobiety to dość istotne, bo osoby nieodzywające się zupełnie do nikogo mogą wzbudzać niepokój, a nie zainteresowanie). Faceci, którzy nie kłapią jęzorem, nie pajacują, nie cwaniakują (szczególnie do/w pobliżu kobiet) sprawiali dla mnie zawsze wrażenie takich, którzy nie muszą usilnie starać się o czyjeś uznanie. Ale jest jeden warunek, o którym już tutaj wspomniano - postawa ciała i ogólna prezencja [dbanie o siebie rozumiane jako ogarnięta higiena i schludne, czyste ciuchy i buty(!)]. Jeśli nieśmiały wobec kobiet facet jest przygarbiony, sprawiający wrażenie, jakby miał się zaraz schować w sobie, może to wzbudzać - zamiast zainteresowania - współczucie, a to nie sprzyja pożądaniu. Tacy mężczyźni mogą być intrygujący (w moich oczach), gdy: - mają jakąś swoją smykałkę, o której mogą gadać godzinami (pasja zawsze mile widziana i punktowana) - prezentują pewną siebie postawę (nawet jeśli tylko wśród kumpli - wtedy widać, że czują się ze sobą dobrze) - nie zależy im na opinii innych (obcych ludzi) - są zadbani (wygląd pokazuje, czy dana osoba akceptuje siebie i dobrze czuje się w swojej skórze). Aż przypomniał mi się taki jeden kolega z LO z innej klasy - outsider, przerwy spędzał najczęściej z książką, miał taki wiecznie zamyślony wzrok i zajebisty uśmiech politowania, gdy jego kumple głośno pajacowali. Zwrócił moją uwagę (i nie tylko moją - sporo dziewczyn było nim zaintrygowanych) właśnie takim (z pozoru czy nie) luzem i wybombaniem na skakanie wokół panienek. Nie był wysoki ani przystojny, nie zwróciłby na siebie uwagi na ulicy, ale przez swoją postawę miał "to coś". Pewnego razu akurat wracaliśmy razem autobusem i samo to, że usiadł obok (bo nie było innego wolnego miejsca) sprawiło, że zrobiło mi się gorąco :D Po krótkim "cześć - cześć" minęło chyba kilka minut, zanim zapytał: - co tam? I wiecie - gość się ewidentnie zaczerwienił, ja też spaliłam buraka, bo byłam w szoku, że WOW, ODEZWAŁ SIĘ DO MNIE. Potem już zaczęliśmy gadać z większym luzem, też w szkole, ale nadal wzbudzało to we mnie emocje - do tego stopnia, że sporo o nim rozmyślałam także wieczorami;) Ale byłam grzeczna, miałam chłopaka, więc nie bawiłam się w pogłębianie znajomości. To tyle w temacie wzbudzania emocji w niektórych kobietach. Pamiętam jeszcze, że kilka koleżanek kłóciło się o to, z którą zatańczy na studniówce :P To się spina z tym, co często powielane jest na forum - jeśli sprawiasz wrażenie niedostępnego, możesz zaintrygować. Warto jednak pamiętać, że nie będzie to działało na wszystkie samice - te, dla których powietrzem jest atencja i rollercoaster emocjonalny, raczej nie zwrócą uwagi na spokojnego gościa, który nie będzie wychodził z inicjatywą. Możesz być spokojny i nieśmiały w stosunku do kobiet i jednocześnie pewny siebie, dobrze czujący się w swoim towarzystwie i ogarnięty życiowo (dbasz o swoje zdrowie, wygląd i jesteś samodzielny) - wtedy jak najbardziej możesz kogoś zaintrygować. Pytanie tylko, w jakiego rodzaju kobiety celujesz. Ja zawsze stawiałam na spokojnych i introwertywnych i wiem, że takich kobiet jest sporo :)
  14. W początkowej fazie relacji wolę kokietować, okazywać zainteresowanie rozmową, postawą ciała, uśmiechem. Ale to mężczyzna musi zainicjować pierwszy kontakt fizyczny - czy to złapanie za rękę, pocałunek, później seks. W związku wyznaję zasadę wzajemności - uważam, że należy się podrywać/zaskakiwać niezależnie od płci.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Umieściliśmy na Twoim urządzeniu pliki cookie, aby pomóc Ci usprawnić przeglądanie strony. Możesz dostosować ustawienia plików cookie, w przeciwnym wypadku zakładamy, że wyrażasz na to zgodę.