Skocz do zawartości

Dobi

Starszy Użytkownik
  • Postów

    1208
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

  • Wygrane w rankingu

    10
  • Donations

    0.00 PLN 

Treść opublikowana przez Dobi

  1. W niektórych krajach wprowadza się zakaz zmiany miejsca dla rodzica, z którym ono stale przebywa. Wszystko dla jego dobra, aby nie utraciło kontaktu z drugim z rodziców. W Polsce po rozstaniu samica może wyjechać na drugi koniec Polski i nikt nic z tym nie robi. Wręcz przeciwnie - samica w sądzie stwierdzi, że to jest dla dobra dziecka. Oczywiście dziecko nie może mieszkać z tatą, bo.... tutaj następuje cała litania, jednak często pojawia się tekst, że zmiana miejsca zamieszkania jest niezgodna z dobrem dziecka. Zatem dziecko może wyjechać z matką za granicę i to jest super, ale nie może mieszkać u ojca, który mieszka naw tej samej ulicy. O to mi właśnie chodzi. Standardem powinno być wychowywanie dziecka przez oboje rodziców. Jeżeli jeden z nich nie chce tego robić, to niech drugiemu płaci za sprawowanie opieki nad dzieckiem. W innych przypadkach alimenty nie mają żadnego uzasadnienia i tworzą patologię.
  2. Ja nie potrafiłbym zapomnieć o moim dziecku. Za bardzo kocham moją córeczkę. Jest po prostu super, jak dobra kumpela ;-) Wiem już, co robić, mam cel. Spokojnie będę sobie działał w sądzie rejonowym. Tutaj mamy samych samców, więc może będą chociaż sprawiedliwi. To już wystarczy.
  3. No i tak trzymaj! Ciągle będziesz słyszał, że nie wszystkie kobiety są takie same, że Ty trafiłeś na taką złą... wszystkie tak gadają.
  4. Na co dzień mam doświadczenie z taką patologią. Psychopatka na siłę ogranicza dziecku kontakt z tatą, a później żąda jak najwyższych alimentów... bo przecież ojciec nie zajmuje się dzieckiem. Wie doskonale, że każdą chwilę jestem gotów poświęcić dla dziecka, to dla mnie przyjemność, jednak na siłę ogranicza mi kontakt z córką. Dochodzi do tak patologicznej sytuacji, że dziecko spędza więcej czasu z babką niż z własnym tatą. Żebym nie mógł odebrać dziecka z przedszkola, włączyła w wojnę przeciwko mnie dyrektorkę i wszystkich pracowników (sprawa w prokuraturze). Sprowadziła do siebie swoją matkę, aby ta odbierała moje dziecko z przedszkola. Nie daj Boże, aby dziecko spędzało choćby minutę więcej z tatą niż pozwala na to sąd, bo jeszcze się przyzwyczai i będzie chciało z nim zamieszkać na stałe. Gdy proszę o przygotowanie kompletu ubrań, to psychopatka stwierdza, że mam obowiązek ubrać dziecko "co z ciebie za ojciec, że nawet ubrań dziecku nie kupisz?". Jakoś zapomina o tym, że alimenty są w wysokości 100% kosztów utrzymania dziecka ustalonych przez sąd. Nawet jeśli wydaje je na dziecko, to i tak zostaje jej przynajmniej kilkaset zł każdego miesiąca. W takiej sytuacji dziecko ma oddzielny komplet ubrań i samo wie, że gdy chce się pobawić na placu zabaw, to najlepiej przebrać się w ubrania od taty, bo gdy pobrudzi te od matki, to ta będzie drzeć ryja. Tata umie obsługiwać pralkę i wypierze ubrania Takich patologii jest bardzo wiele. Ja nadal trzymam się opinii, że alimenty tworzą patologię i są jedną z głównych przyczyn rozwodów. Baba wie, że po rozwodzie dostanie kasę i nie będzie musiała nawet pracować. Jest ustawiona na długie lata. Gdyby sądy uznawały obowiązek wychowywania dzieci bez oboje rodziców, to każda samica siedziałaby cicho na dupie - wiedziałyby, że w przypadku rozwodu nic nie dostaną i będą musiały iść do roboty. Teraz wiedzą, że dostaną kasę i dziecko, którym będą mogły przez wiele lat terroryzować mężczyznę. W moim przekonaniu najlepszym rozwiązaniem byłoby wprowadzenie zapisu o obowiązku wychowywania dzieci przez rodziców. W przypadku, gdy któraś ze stron nie chce tego robić - wówczas powinna drugiej płacić wysokie alimenty. Jeżeli oboje chcą wychowywać dziecko, wówczas nikt nie powinien się w to wpierdalać. Gdy samica robi w tej kwestii jakieś problemy, to natychmiast dziecko powinno trafić do ojca. Na początku, gdy rozstawałem się z ex, córeczka przeraźliwie płakała, gdy tamta zabierała ją ode mnie. Nie chciała iść z matką, chciała być z tatą. Nie mogła zasnąć, gdy nie było mnie w pobliżu. Zostawałem aż zasnęła, a i tak budziła się w nocy i sprawdzała, czy tata jest blisko. Psychopatka ma to jednak w dupie. Ona wie lepiej, że dziecko nie potrzebuje taty. Za nią dziecko nigdy nie tęskniło. Córka nigdy nie mówi o matce. Nigdy nie mówiła, że chce do niej wracać, porozmawiać, że za nią tęskni. No, ale to samica - dziecko należy do niej. Ojciec jest śmieciem od utrzymywania takiej suki.
  5. Dobi

    Dziwne uczucie

    Być ojcem, to wspaniałe uczucie. Niestety samice na to nie pozwalają i razem z samicą z sądu antyrodzinnego pozbawią Cię potomstwa i łaskawie "pozwolą" płacić na nie alimenty. Mam wspaniałą córeczkę i nie zdecyduję się na kolejne dziecko przez te wszystkie jazdy, które robi ex. Szczerze odradzam to każdemu. Mężczyzna w tym kraju nie może być ojcem. Może być co najwyżej płatnikiem alimentów, który widuje własne dzieci kilka godzin w tygodniu. Znacznie większe prawa ma fagas, który znajdzie się przy samicy niż ojciec dziecka.
  6. To forum naprawdę zmienia sposób myślenia. Od wczoraj patrzę zupełnie inaczej na to wszystko, widzę więcej. Nie zryło mi to łba, bo jestem po rozwodzie i wiem co i jak... Ale uświadomiło, że ex wcale nie jest wyjątkiem w swojej głupocie, chamstwie i bezczelności. To jest normą.
  7. Niedawno, jak byłem z córką na basenie i widziałem różne samice w bikini, to sam zacząłem się zastanawiać: Człowieku, ty miałbyś się z kimś takim wiązać? Nawet jeśli teraz wygląda ładnie, to za parę lat będzie wyglądać tak, jak ten pasztet" No i przeszło mi pragnienie wielkiej miłości do usranej śmierci ;-) Ja też mam tak, że niewiele kobiet mi się podoba. Z całego swojego życia pamiętam... dwie, które naprawdę chciałem poznać. Nie uważam, abym był jakoś szczególnie zarozumiały czy zakochany w sobie. Ja po prostu znam swoją wartość. Wiem, na co mnie stać i co mam do zaoferowania. Jeśli miałbym marnować czas z byle kim, to wolę napić się wódki z kumplem.
  8. Nie przeszło, ale prace nadal trwają. Ten projekt miał wiele wad i niestety był konsultowany tylko w wąskim gronie. Przede wszystkim nie można mówić o likwidacji alimentów. Ludzie nie lubią, kiedy im się mówi "zabierzemy wam!". Alimenty mają zostać i koniec. Rzecz w tym, aby doprowadzić do takiej sytuacji, gdzie standardowym modelem sprawowania opieki nad dziećmi po rozstaniu rodziców będzie opieka wspólna.... wówczas alimentów i tak nie ma. Niby to samo, ale jednak brzmi lepiej. Poza tym ja zawsze mówię o tym, że nie chcę nikomu niczego odbierać. Ja chcę pomagać matce mojego dziecka w jej wychowywaniu. Wiem, jaka to jest ciężka praca i chciałbym ją odciążyć, bo bidulka sama sobie z tym nie radzi i musi prosić matkę o pomoc. Boi się poprosić mnie o pomoc, bo "adwokatka zabroniła". Nie wie, że ma własne życie i może samodzielnie podejmować decyzje. Uważam, że należy mówić w ten sposób. Chodzi o to samo, jednak brzmi znacznie lepiej.
  9. Opieka nad dziećmi po rozstaniu rodziców, to jest prawdziwa patologia. Sądy antyRodzinne zawsze trzymają stronę samicy. ZAWSZE. Dziecko z automatu ma być z matką i żadne argumenty nie są w stanie tego zmienić. Jeżeli już sąd ostatecznie zdecyduje, że dzieci mają pozostać z ojcem, to tylko w przypadku, gdy matka mówi wprost, że nie chce znać tego gówniarstwa albo wyprowadza się z domu z nowym samcem i porzuca rodzinę na wiele miesięcy. W innych przypadkach nie ma szans na wywalczenie opieki nad dziećmi. Tutaj znam wiele konkretnych przykładów. Czasami zdarza się tak, że sąd pozwala łaskawie, aby dziecko było wychowywane przez oboje rodziców, jednakże zależy to tylko i wyłącznie od samicy. W przypadku opieki naprzemiennej z zasady nie ma alimentów (niby są, ale wzajemnie się znoszą jeśli dziecko spędza tyle samo czasu z każdym z rodziców), więc samicy to się nie opłaca. Nie wiele z nich ma wystarczająco rozumu i honoru, aby godzić się na coś takiego. Z reguły samice razem ze swoimi rodzinami i adwokatami same generują konflikt z ojcem dzieci. Nawet w sytuacjach, gdy go wcześniej nie było, a rozstanie odbyło się w warunkach pokojowych. Do 29 sierpnia 2015 roku w przypadku braku zgodnego planu wychowawczego sąd ograniczał automatycznie władzę rodzicielską rodzicowi, z którym dziecko nie mieszka... czyli ojcu. Pomimo zmian przepisów, sądy nadal wydają wyroki na tej podstawie. Poza tym sędziowie sami twierdzą, że opieka wspólna jest niemożliwa w przypadku konfliktu pomiędzy rodzicami. Jednym ruchem samica ogranicza ojcu władzę rodzicielską, odcina go od dzieci i zapewnia sobie wysokie alimenty... Standardem jest ustalanie kontaktów dzieci z ojcem na poziomie kilku godzin tygodniowo. Wówczas oczywiście alimenty muszą być wysokie, bo "matka wypełnia obowiązek alimentacyjny poprzez osobiste starania w wychowywaniu dzieci". Ale, że zgodnie z postanowieniem sądu ojciec nie może tego robić, to już inna bajka... Baby, które dążą do ograniczenia dzieciom kontaktu z ojcem, w moim przekonaniu, są chore psychicznie. Oczywiście pomijam tutaj przypadki prawdziwych patologii, gdzie ograniczony kontakt może być wskazany. Liczy się tylko kasa. To, że alimenty nie są przeznaczane na zaspokojenie potrzeb dziecka jest oczywistą oczywistością. Tak samo, jak to, że są mocno zawyżony jeżeli ma płacić je ojciec i mocno zaniżone, gdy ma płacić je matka. Egzekucja kontaktów teoretycznie jest możliwa... ale tylko teoretycznie. Samica wspierana przez cały aparat sądowniczy jednym ruchem jest w stanie całkowicie usunąć ojca z życia dzieci i nic jej za to nie grozi.... dlatego to robią. Co do samego wychowywania przez psychopatki... Znam to z własnego doświadczenia, jako ojciec dziecka, które oczywiście ma mieszkać z matką. Córka jest indoktrynowana, nastawiana przeciwko mnie, zastraszana, wpędzana w poczucie winy, niszczone jest jej poczucie własnej wartości, matka nie okazuje jej żadnych uczuć (tak było od samego początku). Aż żal patrzeć na to, co robi z dzieckiem, ale nic nie można z tym zrobić. Przynajmniej ja nie mogę nic zrobić teraz. Dziecko jest sobą dopiero wtedy, kiedy jest z tatą. Cały czas uśmiechnięte, wesołe, otwarte, samodzielne, grzeczne. Nigdy nie krzyczę na moją córkę, bo nawet nie ma takiej potrzeby. Spędzamy razem czas, jak dobrzy kumple, jednak dziecko wie, kto tutaj rządzi i kto ustala zasady. Samice tak naprawdę nie znają potrzeb dziecka i często (co mnie przeraża) nie znają własnych dzieci. Bardzo często spotykam się z przypadkami karmienia dzieci o określonej porze. Jak dziecko jest głodne i płacze z tego powodu, to ma czekać, bo obiad jest za pół godziny. Obiad... ze słoika albo mleko w butelce. Jeśli dziecko nie jest głodne, to ma jeść na siłę, bo wybiła godzina. One nie ogarniają tego, że dziecko każdego dnia może mieć inne potrzeby. Nawet pogoda może na to wpływać. To nie mieści się w ich pustych łbach. Naczytają się jakichś bzdur i później katują tym wszystkim dzieci. Bardzo często na placach zabaw widzę matki, które biegają za swoimi dziećmi, "bo teraz jest pora, aby zjeść jabłko". Ja nigdy tego nie robiłem. Nawet wtedy, gdy córka miała rok czy dwa. Odkąd nauczyła się chodzić, sama wiedziała, gdzie szukać jedzenia. Jeśli będzie głodna, to sama przyjdzie i o tym powie. Poza tym psychopatki kontrolują każdy ruch dziecka. To, że się nim nie interesują, bo są zajęte pieprzeniem z mamusią o głupotach, to inna kwestia. Są jeszcze takie egzemplarze, które nie pozwalają dziecku kompletnie na nic. Ciągle pomagają dziecku wchodzić na drabinkę, na huśtawki. Dziecko nie może zrobić nic samodzielnie. Brak kontroli jest zły, ale jej nadmiar jest jeszcze gorszy.
  10. Znam takich podporządkowanych dupie frajerów. To nawet nie są rycerze, tylko zwykli frajerzy. Nawet z tego, co mówią, wynika wprost, że są strasznie zakompleksieni i przeszkadza im to, że dupa może mieć każdego. Robią dla nich wszystko. One może nie są jakoś szczególnie urodziwe. Kwestia gustu. Może jakieś 7 punktów. Frajerzy chwalą się wszystkim swoją dupą. Porównują z dziewczynami innych facetów. Sami są traktowani gorzej niż śmieci, ale widocznie im to odpowiada. Według ich samych nie zasługują na taką kobietę, więc pozwalają im na takie traktowanie. 7 punktów to tylko za wygląd, bo za charakter nawet jednego bym im nie dał.
  11. Gdybym kilka lat temu wiedział to, co wiem teraz, to za żadne skarby nie zdecydowałbym się na dziecko. Kocham moją księżniczkę ponad życie, ale gdybym miał wybierać, to nie chciałbym, aby musiała przeżywać rozwód rodziców, ograniczanie kontaktu z tatą przez matkę, ciągłe manipulacje, nastawianie przeciwko tacie. O sądach "rodzinnych" można mówić bardzo dużo. Szkoda tylko, że praktycznie nic dobrego.
  12. Do niedawna ja też chciałem mieć kogoś. To jest fajne do momentu aż babie nie zacznie odbijać. Wtedy przypominałem sobie wszystko, co działo się, gdy byłem w związkach - koszmar. Uświadomiłem sobie, że to nie kobieta daje szczęście. Trzeba samemu być szczęśliwym i żyć w zgodzie ze sobą. Związek nie daje mężczyźnie nic i niczego nie gwarantuje. Kobieta dzięki związkowi z mężczyzną może się "ustawić", a mężczyzna praktycznie zawsze ponosi tego koszty. Nie chcę, aby ktokolwiek rządził mi się w moim domu. Decydował o tym, co gdzie ma leżeć. Narzekał na to, że coś nie zostało zrobione zamiast samemu to zrobić. To nie dla mnie. Poczucie, że jest ktoś blisko może być fajne, ale działa na krótko.
  13. Ja spotkałem się w knajpie z innym zachowaniem samic 40+ po rozwodach z dziećmi. Zachowują się, jak księżniczki na zasadzie: "nie podchodź do mnie, nie jesteś godzien". Na ich nieszczęście przebywają w miejscu, gdzie nietrudno znaleźć młodszą i bardziej atrakcyjną... Więc siedzą cały wieczór same albo tańczą w kółeczku ze sobą ;-)
  14. Jeśli nie potrafi się zachować po alkoholu, to niech nie pije.
  15. Całkowicie się z tym zgadzam! Dlatego po podstawówce poszedłem do technikum, a nie do liceum - jak większość. Chciałem mieć konkretny zawód. Później przepracowałem w nim kilka lat. Tak się ułożyło, że moja obecna praca nie ma z tym zawodem zbyt wiele wspólnego, ale chciałem skończyć studia na kierunku, który mnie interesował. Mogłem przejść ze stanowiska robotniczego na umysłowe, a po studiach płacą znacznie więcej (liczy się tylko dyplom). Teraz mam stałą pracę i nie muszę narzekać. W razie czego, zawsze mogę powrócić do robolskich korzeni i robić jako elektryk. W sumie fajna praca. Gdyby nie kasa, to chętnie bym do tego wrócił. Jak człowiek zaczyna coś ogarniać, to większość rzeczy wykonuje automatycznie bez większego zastanowienia. Wszystko jest proste i poukładane. Ze swojej strony zawsze radzę ludziom dwie rzeczy: - Ucz się tego, co naprawdę Cię interesuje - Kształć się przynajmniej w dwóch zupełnie różnych kierunkach Ludzie, z którymi studiowałem na polibudzie, bardzo często wykorzystywali swoją wiedzę zdobytą w pracy. Wiem, że jeden z kumpli po studiach został kierownikiem produkcji w jakiejś fabryce. Miał doświadczenie, a do tego jeszcze "papierek". A tak w ogóle, to nawet dziś wróciłbym do pierwszej pracy, którą wykonywałem w tej firmie - górnik kopalni odkrywkowej... gdyby dało się tam zarobić tyle, co na stanowisku "umysłowym".
  16. Ja zawsze tłumaczę prostą zasadę: Jeśli samica Cię wnerwia - z czasem będzie coraz gorzej. Jeżeli samica robi coś dobrego - z czasem przestanie.
  17. Mam podobne relacje rodzicami, na podobnym poziomie. Twierdzą, że ex to ich córka i muszą o nią dbać, a na mnie ciągle napieprzają. Znają wszystkie szczegóły, nawet z opowieści ex i wielokrotnie mówili sami, że to ona postępuje niewłaściwie. Gdy tylko znikałem, dalej robili to samo i tysiąc razy zadawali te same pytania. Ja odpowiadałem, niby rozumieli, ale po chwili znów byli po jej stronie. Kiedyś próbowałem im to wszystko wyjaśniać, tłumaczyć, ale to jest beton. Mają swoją wersję i trzymają się tego. U mnie była jeszcze sprawa rozwodowa i "kochani rodzice" poważnie myśleli o tym, aby zeznawać w sądzie przeciwko mnie "bo agniesia ich prosiła". Wiedzieli bardzo dużo i gdyby stanęli po stronie prawdy, to dziecko miałoby teraz oboje rodziców, a nie matkę i tatę kilka godzin w tygodniu. Na szczęście nie poszli do sądu. Próbowali zrobić ze mnie chorego psychicznie i nalegali na wizytę u psychiatry ;-) Zgodziłem się na spotkanie z psychologiem, którego znałem wcześniej. On wytłumaczył im kilka rzeczy i jednak nie poszli do sądu zeznawać przeciwko mnie. Mnie poradził utrzymywanie chłodnych relacji do zakończenia sprawy rozwodowej - aby nie zdecydowali się świadczyć przeciwko mnie. Po rozwodzie można je zerwać całkowicie, co też czynię i miałem to zaplanowane od dawna. Teraz zapraszają "agniesię" na różne rodzinne okazje. Sami jeżdżą do ex teściów... np.: na urodziny mojej córki i nie robią kompletnie nic, aby dziecko mogło spotkać się w tym dniu z tatą. Takie zryte łby. Dobrze by było mieć z tymi ludźmi normalne relacje, ale czasami się nie da. Sprawy rozwodowej i czasu, które dziecko straciło bez taty nie da się już cofnąć, więc nie wiem, co musiałoby się stać, abym w ogóle próbował nawiązać z nimi jakieś relacje. Jeśli chodzi o opiekę nad dzieckiem, to w przypadku, gdy nie ma rozwodu, jest znacznie łatwiej. Przede wszystkim dlatego, że nie ma wojny rozwodowej. Kwestii walki o dziecko mógłbym trochę pomóc, bo sam męczę się z tym jakieś 2,5 roku, a i tak to dopiero początek. Teraz czekam na apelację od wyroku rozwodowego i gdy tylko się uprawomocni, to sprawa o opiekę nad dzieckiem trafi do sądu rejonowego. Być może wniosę o kasację wyroku ze względu na rażące błędy sędziego, ale to zależy od apelacji. Psychopatkom wydaje się, że dziecko jest ich własnością i należy tylko i wyłącznie do nich. Nie rozumieją tego, że dziecka nie interesują relacje pomiędzy rodzicami. One chcą mieć dwoje rodziców razem. Matki-psychopatki wykorzystują dzieci tylko i wyłącznie do własnych celów. Z reguły są to alimenty. Nie chodzi o opiekę nad dzieckiem, miłość czy cokolwiek innego. Znam kilka przypadków, kiedy sądy uparcie przyznawały opiekę nad dzieckiem matce.... w końcu dzieci się wkurzyły i po spotkaniu z tatą powiedziały, że nie chcą do matki wracać. Dzieci teraz mieszkają z ojcami. A co z matką? - Jakoś zapomniała o dziecku. Chyba każda poszła do swojego nowego "partnera". Nawet nie dzwonią do dziecka, a o spotkaniu nie ma nawet mowy. Ojcowie nie utrudniają im kontaktów z dziećmi w żaden sposób. Jeżeli nawet sąd przyzna Ci kontakty z dzieckiem w ograniczonym zakresie i będą one realizowane, to nie ma szans na zniszczenie Waszych więzi. Kiedyś bałem się o to, że ex zniszczy moje relacje z córką. Nie udało jej się. Wręcz przeciwnie - są one coraz lepsze. To, co dajesz dziecku od momentu narodzin, wraca. Dziecko pamięta bardzo wiele rzeczy. Może nie pamiętać konkretnych wydarzeń, ale wie, że np.: tata był zawsze, kiedy go zawołało, tata zawsze odpowiada na wszystkie pytania, tata zawsze traktuje je poważnie, tata zawsze mówi prawdę. Po 2,5 roku manipulacji ze strony ex i jej rodziny widzę, że zaczyna się to obracać przeciwko niej. Dziś, gdy odbierałem córeczkę od jej matki, córka powiedziała do niej: - Mamo, tylko nie wychodź na balkon i nie patrz, dobrze? - Ale dlaczego? - No nie wychodź. - Ale dlaczego mam nie wychodzić? - Bo... bo... bo napuścisz gorącego powietrza. Później córka powiedziała mi, że nie chciała, aby matka patrzyła na nas przez balkon, bo wtedy nie mogłaby przytulić się do mnie ucałować. Dzieci są znacznie mądrzejsze niż psychopatkom się wydaje. Mają bardzo dobrą pamięć. Obserwują wszystko, co się wokół nich dzieje. Potrafią nawet wyczuwać nastrój rodziców. Czasami mogą nie wiedzieć do końca dlaczego z jednym z rodziców jest im lepiej, a z drugim - gorzej, ale potrafią to ocenić.
  18. Po jakiejś dyskusji na facebooku na temat kobiet i relacji damsko-męskich ktoś polecił mi profil Samczeruno. No i tam było coś zupełnie innego niż w pozostałych grupach, które do tej pory obserwowałem. W większości jest takie pitu-pitu. Tutaj są konkrety.
  19. Mnie nawet nie chodzi o to, aby jakąś przelecieć. Nie jestem taki łatwy i nie rzucam się na byle co. Nawet nie chce mi się łazić po dyskotekach czy innych lokalach. Czasami zajrzę, bo kumpel truje dupę, aby z nim iść, bo nie chce łazić sam. Napiję się wódeczki, potańczę z jakąś i do domu.... sam.
  20. Szkoda, ze nie zacytowałeś całości mojej wypowiedzi. Bez tego, co napisałem dalej, traci ona sens. Ja nikogo nie prosiłem o cokolwiek. Sam mogłem kupić mieszkanie. Ja byłem wychowany tak, że rodzina, to ojciec, matka i dzieci. Reszta jest jakby dodatkowa. Można z nimi utrzymywać kontakt, ale bez jakiejś wielkiej zażyłości. W mojej rodzinie tak to funkcjonuje.
  21. Ja staram się wychowywać córkę tak, jak trzeba. Wie, gdzie jest granica i kto rządzi. Wie, że może bardzo dużo, ale tylko w granicach ustalonych przez tatę. Jeśli tata powie "NIE", to znaczy "NIE" i nigdy nie oznacza "Być może" albo "rozpłacz się, a ja się zgodzę". Płacz dziecka na mnie nie działa i znam za dobrze swoją córkę. Wiem, kiedy jest wymuszony. Gdy była malutka, to czasami próbowała. Zdarzało się nawet, że rzucała się na podłogę z płaczem. Wtedy zawsze mówiłem do niej: "Córciu, po co leżysz na podłodze? Połóż się na łóżku, będzie wygodniej" i dalej robiłem swoje Teraz wie doskonale, że takie akcje na mnie nie działają. Niestety większość czasu spędza z samicą i jej rodziną - takie spierdolenie sądów w Polsce, ale nadal jest normalna. Nie tylko te niezamożne tak myślą. Bardzo często jest tak w przypadku kobiet, które mają dobrą pracę, sporo zarabiają i nieźle im się powodzi. W moim przekonaniu - od początku planowały pasożytować na mężczyźnie, narodzić dzieci i żyć z alimentów. Nawet jeśli nie będzie to ich jedyne źródło utrzymania, to zawsze jakaś dodatkowa kasa. One wierzą, że zawsze znajdą lepszego niż własny mąż. Ktoś kiedyś powiedział, że samica po rozwodzie obraca się o 360 stopni. Najpierw o 180 - niszczy rodzinę w przekonaniu, że znajdzie sobie lepszego. Po kilku kolejnych związkach z bad boyami, z których każdy miał ją w dupie, zaczyna coś docierać do pustej łepetyny i chciałyby wrócić do męża, bo w końcu nie był on taki zły.... Ale jest już za późno. On najczęściej ułożył sobie życie na nowo albo już ma jej i wszystkich samic serdecznie dość i woli żyć sam. Nie daj Boże, jak mężczyzna po rozwodzie znajdzie sobie nową kobietę i z nią się zwiąże. Wtedy samicy, która była żoną po prostu bije w dekiel. Wszystko oczywiście odreagowuje na dzieciach: utrudnia im kontakty z tatą, mocniej nastawia je przeciwko niemu. Generalnie uważam, że one są puste jak portfel przed wypłatą. Nie myślą długofalowo. Cieszą się, że załatwiły mężczyznę, który musi płacić jej alimenty. Są szczęśliwe nieszczęściem dziecka, które z dnia na dzień traci kontakt z tatą - oczywiście samica bardzo się o to stara. O tym można napisać książkę i wiele już takich powstało. Ja, niestety, mam z tym wszystkim styczność na co dzień. Dodatkowo udzielam się w paru stowarzyszeniach, które walczą o prawo dziecka do obojga rodziców i wiem, jakie są sytuacje.
  22. Przełomowy moment, który wybił mnie z matrixa nastąpił za późno - po ślubie, gdy córka była już "w drodze". Bardzo szybko jej "mamusia" powiedziała wprost, że przepisali mieszkanie na córkę przed ślubem "po to, abyś po rozwodzie nic nie miał" - czyli rozwód był zaplanowany. Później "mamusia" decydowała o wszystkim, a gdy ja się temu sprzeciwiałem, to byłem tym złym, bo "mamusia wie lepiej, mamusia chce naszego dobra..." - mojego dobra. Po narodzinach córeczki "mamusi" odbiło jeszcze bardziej i zaczęła się zachowywać nie jak babka, ale jak matka dziecka, przy pełnej aprobacie ex. Często raczyła mnie tekstami: "bo moja mama wie najlepiej, jak wychować dziecko", "bo ty się nie znasz, bo nie czytałeś książek, a moja mama wychowała dwoje dzieci".... itp. itd. Do tego doszło jeszcze porównywanie: "Bo tatuś/brat/kuzyn jest lepszy, bo coś zrobił/nie zrobił, a ty nie zrobiłeś/zrobiłeś". Rodzina, to według ex: matka, ojciec, brat, kuzyn, ciotka, babka... gdy zapytałem o dziecko, odpowiedziała "no dziecko też". A mąż? - "Mąż to nie jest rodzina, bo męża można w każdej chwili zmienić". Dopiero po wyprowadzeniu się od niej uświadomiłem sobie, w jakie gówno się wpakowałem. Mam cudowną córeczkę, która ma popieprzoną matkę. Mam nadzieję, że córcia mi to wybaczy. Sprawa rozwodowa to już był prawdziwy festiwal kłamstw, hipokryzji, bezczelności... Oczywiście samica w todze trzyma stronę samicy, więc mężczyzna jest zły, niedobry i w ogóle do odstrzału. Najzabawniejsze jest to, że ex zniszczyła rodzinę po to, aby żyć z matką. Teraz żyje ze swoimi rodzicami. Wmawia sobie, że jest szczęśliwa. Nie grzeszy urodą ani rozumem i jest 30+, więc szanse na znalezienie jelenia nie są zbyt wysokie. Po takich przeżyciach człowiek docenia, co to znaczy WOLNOŚĆ. Nikt mi nie truje dupy. Robię to, co chcę. Niczego nie muszę, a co najwyżej mogę.
  23. Od tamtej pory była tylko koleżanką bez szans na coś więcej.
  24. Tak. Panny, choć mówią, że nie spieszy im się do ślubu, to już wiedzą, gdzie chciałyby mieć wesele, ślub i mają gotową listę gości. Te z dziećmi szukają nowego ojca dla swoich dzieci, choć dzieci ojca mają i najczęściej mieszka w pobliżu. Ja zauważyłem, że takie 30+ zachowują się jak księżniczki. Czekają na księcia z bajki, który nigdy nie przyjdzie i nawet nie można z nimi normalnie porozmawiać. Każdego mężczyznę traktują jak potencjalnego partnera. Coś im się porobiło, albo to ja się zestarzałem i bezsensownie rozglądam się za równolatkami... Najzabawniejsze jest to, że często widuję te same 30+ w różnych miejscach. Czasami z koleżankami, czasami są same. Wiadomo, o co chodzi - szukają księcia. Niektóre od kilku lat... i nie mogą znaleźć ;-) Niektóre urodą nie zachwycają, ale i tak uważają siebie za nie wiadomo jakie bóstwo. Generalnie mam to wszystko gdzieś. Jeśli już wybieram się do jakiegoś lokalu, to tylko po to, aby napić się wódki z kumplami i potańczyć z przypadkowymi samicami. Nic więcej.
  25. Za każdym razem chciały. Jedna miała nawet pretensje o to, że szykuję pokój dla mojej córki, a nie myślę o jej synu... choć o wspólnym mieszkaniu nie było nawet mowy... Inna miała pretensje o to, że nie remontuję mieszkania tak, aby jej się podobało. Myślała, że ma prawo decydować o moim mieszkaniu. Na szczęście sama stwierdziła, że to nie ma sensu - niech szuka lepszego. Ja za bardzo się przywiązuję... no i wtedy jeszcze nie znałem tego forum
×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Umieściliśmy na Twoim urządzeniu pliki cookie, aby pomóc Ci usprawnić przeglądanie strony. Możesz dostosować ustawienia plików cookie, w przeciwnym wypadku zakładamy, że wyrażasz na to zgodę.