Skocz do zawartości

Animavilis

Użytkownik
  • Postów

    212
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

  • Donations

    0.00 PLN 

Treść opublikowana przez Animavilis

  1. "O, to, to, to" (: Wiele razy słyszałem to od swojej szwagierki (:
  2. Sprawdź czy jeszcze ktoś inny nie jest spiritus movens całej akcji. Bo może szanowna szwagierka pobiera wzorce z jeszcze innego źródła. Albo może jej czegoś kiedyś odmówiłeś?
  3. No tak, siostrzyczka, skąd ja to znam, brak własnego życia, tylko wpierdalanie się do kogoś. Pomyslałeś że może ona by zmieniła swojego pantofla na Ciebie? Może ma chęć na Ciebie, a skoro nie może miec, to wyszła z założenia że i jej siostre (Twoją żonę) pozbawi Ciebie (tak apropo tego co mówiłeś o tym że chciała by mieć taki dom jaki ma Twoja żona). Tak czy siak, lekko nie będzie, i niestety musisz być mentalnie przygotowany na pewne wydarzenia, które moga zaistnieć. Mam tu na myśli rozwód, ale nie jako decyzja Twojej żony, tylko Twoja. Przygotowanie się, uświadomienie i pogodzenie się z pewnymi wydarzeniami takimi jak konieczność rozwodu, spowoduje, że będziesz pewny siebie, znajdziesz rozwiązania i możliwości również w odniesieniu do dzieci, ale też będziesz wiarygodny i nie będziesz podatny na puste przepychanki, kłótnie, manipulacje. Kiedy sobie uświadomisz że żona, a przynajmniej taka żona, która nie chce bronić swojego domu, rodziny i męża, nie jest Ci do niczego potrzebna, sam znajdziesz w sobie rozwiązania. Niestety tak jest, że dopóki nie zachodzi jakaś potrzeba, silnie spolaryzowana w jakimś kierunku, to człowiekowi, który podchodzi do tematu z niepewnością, wydaje się że temat jest nie do przebrnięcia, przez co jego pozycja negocjacyjna jest słaba. Ja przez wiele lat użerałem się z problemami małżeńskimi, tylko w moim przypadku to ja urosłem do rangi wroga całej rodziny, a problem miałem/mam nie tylko z siostrą żony. Ostatecznie stwierdziłem, że nie ma co się starać na siłe, gdyz małżeństwo stanowią dwie osoby, jeżeli druga strona nie chce, to ja nie będę nalegał. Pogodziłem się że tak jest i zacząłem realizować swoją drogę życiową. Zaczałem studiowac przypadki rozwodowe, skonsultowałem się z prawnikami (mam kilku w moim środowisku), i co najważniejsze, rozkminiałem temat opieki i wychowania dzieci, ale bardziej od strony psychologicznej i wychowawczej, z wieloma psychologami rozmawiałem na ten temat. W naszym kraju jest jak jest, opiekę sąd może przyznac Twojej żonie. Jeżeli się odpowiednio przygotujesz mentalnie, zbudujesz konkretne fundamenty i plan działania, to stwierdzisz że ewentualny rozwód jest do przejścia i w odpowiedni sposób maksymalnie zminimalizuje straty. Tylko weź jeszcze pod uwagę, że po przekroczeniu pewnej granicy, może już Ci się nie chcieć "wracać" do małżonki, bo ilość gówna jakie na Ciebie wyleją nie będzie możliwe do zmycia. @Mosze Red daje dobre rady, ale z praktyki przygotuj się na to, że Twoja rodzina również będzie szkalowana i spychana na margines na zasadzie "jak moja siostra nie może przychodzić, to nie zycze sobie żeby równiez Twoja rodzina tu nie przychodziła". Niestety jak jest akcja, to równiez jest reakcja. Postaw się w pozycji Twojej żony i postaraj się przewidzieć, jakie ciosy razem z siostrą będą chciały zadać. ps1. Jakie relacje były miedzy Tobą a szwagierką przed Twoim ślubem? jakie są relacje między Twoimi teściami? ps2. Odcięcie od kasy nie zawsze działa, powiem nawet więcej, często nie działa. Sami wiecie, że kobiety nie posługują się logiką, więc nie wyciągają wniosków i nie biorą odpowiedzialności za swoje słowa i postępowanie. Odcięcie jej od kasy utwierdzi ją w jej przekonaniach i umocni pozycję i argumentację jej siostry. Nie mówię żeby tego nie robić, ale zeby zrobić to mądrze. Znam wiele przypadków, w których kobiety brną w utopię kalecząc wszystkich na około, jednocześnie z uporem maniaka rozpieprzając swoją rodzinę.
  4. Niechęć do wchodzenia w związki, albo pozostawania w jakichkolwiek dotychczasowych.
  5. Mieszkanie ma lepszą płynność w odsprzedaży i najmie.
  6. Mylisz to z czymś innym. Najczęściej ludziom na myśl przychodzi Amway i inne tego typu gówno. Samo MLM jest zwykłym rodzajem struktury. W odpowiedniej branży i z odbowiednim produktem można zarobić. Według mnie jest to lepsze rozwiązanie niż tradycyjny rodzaj organizacji, głównie dlatego że są przejrzyste zasady. @baron Ungern von Sternberg Widzę, że zagadnienia związane głównie ze sprzedażą, dlaczego akurat ten kierunek? W sporzedaży dość sporo się poobracałem, więc mogę Ci coś doradzić. Mówiąc o manipulacji i kasie, to może coś na wzór M. Grzesiaka? (: Wystarczy popierdzielić trochę truizmów, kilka sztuczek aktorskich, ubrać w kilka mądrych słów i dalej samo idzie. Manipulacja ludźmi, chmm... wcale to nie jest trudne, ale czy moralne? Ja wolę spokojnie w nocy spać(:
  7. Cafe racer to fajna opcja, malo tego na ulicach, bedziesz inny niz wszyscy
  8. @Mocny Wilk, niestety takie zycie, sam tak mam Niestety ktos ogarniety, kto szybko przyswaja wiedze a jegonrobota sama.sie robi zawsze ma przerabane. Taka toksyczna otmosfera meczy podwojnie, bo nie mozesz wykorzystac swoich mozliwosci. Moja rada,jezeli niebchcesz odchodzic, tonuzbrojnsie w cierpliwosc, opanuj emocje stopniowo zwalniaj tempo, jak szef bedzie pytal "co sie dzieje" odpowiedz ze pracujesz najlepiej jak mozesz w zaistnialych warunkach. Ty nie jesteś od zarządzania. Tym sposobem nie komunikujesz ze olewasz, nie szantazujesz, i jezeli w odpowiedni sposob pokierujesz waskim gardlem w robocie, szefostwo podejmie inicjatywe, zeby cos zmienic. Szef doskonale wie kto sie opieprza, ale dopoki nie ma zatwardzenia to nie reaguje. Moze @Mosze Red sie wypowie.
  9. Ano (:... Głównie tak, ale powinna pełnic również funkcję wychowawczą i światopoglądową. Oczywiście nie zwalam tutaj odpowiedzialności za wychowanie na szkołe, bo nie o to chodzi. Szkoła jako instytucja edukacyjno-kulturalna, z racji, że w jej szeregach funkcjonują (albo powinni funkcjonować) przedstawiciele różnych myśli jest w stanie przedstawić o wiele szerszy światopogląd niz rodzice, którzy często są zakopani w jednym środowisku. Z pełną świadomością zaryzykuję stwierdzenie, że rodzice mają bardziej ograniczone "narzędzia" do stworzenia w swoim dziecku odpowiednich mechanizmów związanych z właściwym pojmowaniem otaczającego świata i funkcjonowania wokół niego różnych mechanizmów (na potwierdzenie mam ekstremalny przykład z życia wzięty). Według mnie to trochę tak jakby porównywać wychowanie dziecka tylko z jednym rodzicem i z dwoma rodzicami.
  10. Czy ja wiem, czy jest to tendencja na forum. Powody takiej postawy moga być różnę, trzebaby doprecyzować i określić podłoże takiej postawy, żeby móc się odnieść. Spotkałem się z taką postawą kilkukrotnie. Według mnie może mieć tu wpływ otoczenia, wychowania, programowania społecznego, które według mnie, mniej lub bardziej ukierunkowuje na egoizm i egocentryzm. Błedne wychowanie może wynikać z braku wymagań płynących od rodziców i opiekunów (nauczycieli). Kiedyś w szkole dostało się po łapach (może to też czasami była przesada), a teraz na wszystko jest wytłumaczenie (dyslekcja, adhd, dysgrafia itp...), nauczyciele są pod ostrzałem, a szkoła nie pełni funkcji wychowawczej, do tego rodziece zabiegani, kupują dziecku dzieciństwo i wychowanie, zamiast je stworzyć. Dostęp do mediów społecznościowych i pranie w związku z tym mózgu przy pomocy fałszywego obrazu, według mnie równiez ma wpływ na postawę anty rodzinną. Do tego rosnący konsumpcjonizm, potrzeba zdobycia odpowiedniego statusu, również nie sprzyja związkom, a szczególnie rodzeniu potomostwa. Tak się przyglądam czasami i zaobserwowałem, że im bogatsi ludzie tym mniej dzieci mają, pewnie to też wynika z braku czasu, bo kariera, rozwój itp. Zdecydowanie uważam, że obcnie obraz wartości jest mocno wypaczony, przez co ludzie tracąc swoje zdrowie i czas, dążą do czegoś co jest tylko fikcją. Uważam że przekaz dotyczacy stylu zycia, jest bardzo silny, sam z tym walczę, ale zdaję sobie sprawę, że znajdując się w miejscu gdzie ten pęd jest większy, cięzko się temu przeciwstawić. Myślę, że w mniejszych miejscowościach i miejscach oddalonych od dużych aglomeracji taka postawa jest rzadziej spotykana. Z taką postawą spotkałem się głównie na forum. Nie uważam że jest to złe podejście. Chociaż pomimo faktu że sam jestem w sytuacji, w której intercyza byłaby dla mnie z jednej strony zabezpieczeniem, a z drugiej dałaby mi dużo lepsza pozycję negocacyjną w związku, to i tak chciałbym aby intercyza byłą zjawiskiem marginalnym, albo technicznym zabezpieczeniem w przypadku np. prowadzenia ryzykownego (ze względu na upadek i powstanie długów) biznesu. W moim przekonaniu rodzina to jedność,i obie strony powinny pracować nad jej rozwojem (równiez finansowym). W obliczu ogólnej spierdoliny, to faktycznie intercyza jest jakąś gwarancją i granicą dla bardziej agresywnej strony w związku. Oddzielne mieszkanie może nie koniecznie, ale zabezpieczone środki umozliwiające szybką separację jak najbardziej moga się przydać. Według mnie, zdecydowanie ma sens. I według mnie na pewno musi to być matka i ojciec różnych płci. Może odchodzi do lamusa wraz ze zmianami kulturowymi, które coraz bardziej relacje traktują przedmiotowo, ale według mnie nie jest to dobra droga. Czy ja wiem czy to instynkty. Według mnie to bardziej kwestia niskiego poziomu edukacji w kwestii wychowania w rodzinie i budowania relacji, ale też również psychologii, która pozwoliłaby na umiejętne zarzadzanie sobą. Według mnie hipergamia i poligamia w wiekszym stopniu zalezy od znudzenia, braku chęci do budowania relacji, istniejących trójkątów emocjonalnych, nieodciętych pempowin. Według mnie zmiana partnerów, to jak zmiana samochodów, po którymś to nawet i wypasiona gablota za setki tysięcy jest jedynie samochodem. Dysfunkcyjnymi, i emocjonalnymi kalekami. Środowisko kształtuje osobowość, zalezy jeszcze od podziału płci, córka wychowana z ojcem pewnie byłaby kobietonem, a syn z matką.... Uważam że napewno trzeba zadbać o to, aby populacja nie wymierała. To zagadnienie można równiez traktowac w sposób techniczny, np. jako rozmnażanie stada z bydłem w jakimś tam celu. Chociaż trudno mi sobie wyobrazić jakby to miało wyglądać.
  11. Trzeba, to fakt, ale może juz wtedy się pedałuje na własnych zasadach, zresztą zakładam zmianę na takie własnie tory. Ogólnie wiadomo że dzisiaj etat to żadne bezpieczeństwo. Dopóki jest się młodym (albo w miarę) i się chce pracowac i rozwijać, i się jest opłacalnym dla pracodawcy, to jest ok. W razie zadyszki firmy, da rade zmienić pracę na inną. Ale jak już człowiek wejdzie w etap życia, w którym zaczyna skupiać sie innych aktywnościach życiowych, dojdą choroby i zwolnienia, to już gorzej. A jeszcze gdy dojdzie wypalenie i znudzenie zawodem? Nawet dobrze zarabiający programiści wpadają w depresję. Może blacharza, ale bardziej rozpoznawczo, gdybym nie miał sam czasu na blacharkę, cała reszta do ogarnięcia samodzielnie. Coś mi zdjęcia nie wchodzą. PW. Nie musze pytać, to odrazu widać. Częśc moich znajmych udaje że są zachwyceni swoją pracą, reszta cierpi w jednym miejscu z braku perspektyw i zarżnięta kredytami. Ja zdecydowanie nie mam kompleksów. Wydaje mi się, że obecnie jestem w bardzo komfortowej sytuacji, zobrazowując "stoję na wieży i rozglądam się który kierunek najfajnieszy, transport już mam". W B2B jest inaczej. Natomiast usługi dla tzw. konsumenta to często masakra.
  12. @emehcsfotuoog edukacja od najmłodszych lat, by zmieniła postać rzeczy. Ale jak sięuczymy tego czego nie potrzeba, to nie ma co się dziwić. Zresztą dziwne jest to, że obszary życia, takie jak budowanie ralcji, seksualność, komunikacja, wychowanie potomstwa, które dotyczy niemal każdego, nie są wogóle poruszane w edukacji.
  13. Ach, nie wiem czy nie polałem wody. Fakt, wiekszość moich znajomych pracuje w korpo, ja równiez w kilku pracowałem, o czym zreszta kilkukrotnie moówiłem. Ale to chyba nie w tym sęk, mieszkam w dużej aglomeracji (Warszawa), i w przeciwieństwie do mniejszych miejscowości, które dodatkowo są oddalone od większych miast, tutaj się nie da prowadzić życia, w którym ten wyścig szczurów się nie udzieli. Mając na myśli wykluczenie społeczne, chodziło mi o to, że z wiekiem, kiedy nabierasz mądrości życiowej (przynajmniej co niektórzy), zaczynasz dostrzegać prawdziwe wartosci, coraz bardziej wysprzęglasz z wyścigu, przestajesz być bezmyślnym robotem, wyłamujesz się. Według mnie są dwa wyjścia: albo się tyra i zębami sie trzyma w peletonie ile się da, a później (co nie uniknione) odpadasz i wpadasz w depresję i stajesz się właśnie tym wykluczonym, albo w odpowiednim momencie zmieniasz tor i dalej prowadzisz wartościowe życie. Mercedes W123 230 CE, 82' No tak, ja tego nie neguję, pisałem to w odniesieniu do siebie, że ja nie umiem funkcjonowac w takiej strukturze. Nie mam nic przeciwko kierownikom za którymi stoi wiedza i kompetencje. W odniesieniu do siebie, miałem na myśli to, że jeżeli jest mi proponowany awans, to ta świadomość odnosi się do moich potrzeb bycia niezależnym. Z jednej strony odbieram to jako docenienie, że ktoś, kogo uważam za człowieka wartościowego, również widzi we mnie potencjał, i ta część sprawia że rosnę, ale z drugiej strony, czuję dyskomfort, ponieważ wraz z przyjęciem oferty awansu, musze ponosić większą odpowiedzialność za sprawy, które mi nie służą. W moim przypadku nie spotkałem się z ofertą, która finansowo ( i nie tylko) rekompensowała by mi konieczny wkład. Uczciwie przyznam, że to wynika chyba z tego, że albo nie mam ( nie miałem) odwagi zrealizowac swoich ambicji i planów. Mam świadomość że z jednej strony mam wtłoczoną mentalność pracownika etatowego, a z drugiej, miałem okazję liznąć niezależności, ale jakoś nie mam jaj, żeby dać się ponieść i zaufać sam sobie. Wiem coś na ten temat. Nie w tym sęk. Fakt szkoły skończyłem najlepsze w kraju (przynajmniej według rankingów), ale nie dlatego, żeby być, czy czuć się lepszym od "roboli". Jak zauważyłeś, wyższe wykształcenie jest powszechne, ale ogólnie nie przekłada się na jakość. Ja zwyczajnie dużo od siebie wymagam, stawiam na jakość. Jestem daleki od traktowania ludzi w sposób przedmiotowy, czy pogardliwy, i tym bardziej mnie wkurza, kiedy ktoś mnie tak traktuje. Wcale te prezesowskie posadki mnie nie kręcą. Na prawdę nie mam problemu z tym że czuję się gorszy, od jakiegos "menagierka" Z tym postrzeganiem "twardych zawodów" mam na myśli to, że ludzie tego nie szanują. Dobrze zrobić hydraulikę, mechanikę, elektrykę, to trzeba się napracować fizycznie, i trzeba mieć głęboką wiedzę na wielu obszarach.To się wiąże z ogormem czasu, który trzeba poświęcić na naukę. Ja się nie boję ubrudzić rączek, i może w tym sęk, że w wielu przypadkach znam te zawody od kuchni, i pomimo że faktycznie może fachowów jest mniej, to i tak spora grupa ludzi traktuje ich jak "gówno".
  14. Jestem za, chociaż uważam, że przed zawarciem małżeńtwa, również powinny byc obowiazkowe Solidne (podkreślam solidne) warsztaty z udziałem terapetów, psychologów, seksuologów itp. którzy by przedstawili co czeka potencjalnych małżonków, i jak sobie z tym radzić. Kpina w postaci nauk przedmałżeńskich jest nic nie warta.
  15. CD... 2. Życie zawodowe i kasa - życie zawodowe- Jak wielu, również i mnie dosięga wpływ mediów odnośnie „work brandingu”, pogoni za sukcesem zawodowym, statusem zawodowym, stanowiskami i kasą, ale bronię się przed tym. Mam świadomość że to nie dla mnie, że wysiłek, jaki trzeba włożyć aby znaleźć się na jakimś stanowisku jest tego nie warty i że koszty będą wyższe niż zyski. Spróbowałem wielu zawodów, pracowałem w wielu różnych (pod względem branży, ale i struktury i wielkości firmach) mam interdyscyplinarne wykształcenie, i wiem i doświadczyłem, że potocznie rozumiana kariera i wizerunek, o który się ocieram, to pic na wodę. Że bezmyślny zapierdol i pseudo rozwój zawodowy to puste hasła i do niczego mi się nie przydadzą. Doszedłem do momentu, w którym to co robię musi mieć sens. Żeby się rozwijać zawodowo, muszę mieć perspektywy i potencjalne możliwości wykorzystania tego w swoim życiu osobistym. Moje życie zawodowe musi silnie korelować z osobistym. Nie widzę sensu tyrania po kilkanaście godzin na dom, w którym nie mam czasu mieszkać, albo samochód, który pomimo że drogi, to mi się znudzi i za jakiś czas będzie się psuł tak samo jak przeciętny dupowóz. Mam też specyficzne podejście do hierarchii (odnośnie stanowisk) w strukturze firm. Ja rozróżniam dwie opcje: pracownik lub szef/właściciel. Pośrednie stanowiska są dla mnie (ale również w rzeczywistości, o czym zresztą uczą techniki zarządzania) jedynie narzędziem (batem) do motywacji ludzi do roboty, poświęcania swojego życia dla firmy, ślępą gonitwa za karierą. Nie wiem jaki w tym sens, gdyż poza firmą, nawet menager wyższego szczebla, czy prezes jest zwykłym człowiekiem. Widzę że ja mam inne podejście niż moi znajomi, mianowicie kwestionuje autorytety-stołek czy tytuł, nigdy nie jest dla mnie wyznacznikiem, czy dana osoba jest w czymś lepsza ode mnie. Oceniam po wkładzie danej osoby, po tym co robi, jak się zachowuje. Mam świadomość, że żeby z życia zawodowego czerpać przyjemność, to trzeba się zmieniać, poszerzać swoje umiejętności, które dają elastyczność, szczególnie w czasach, kiedy jedyne co jest pewne to zmiany, dzięki temu wiem, że nie zarosnę w jednym miejscu i nie pozbawię siebie perspektyw na coś lepszego. Takie zmiany, powodują również rozwój osobisty, poprzez interakcję z innymi ludźmi, nowymi sytuacjami, problemami, ale też szansami. Głównie pracowałem jako pracownik etatowy, ale zawsze mnie coś w tej roli uwierało, Czułem się jakby „niepełnowartościowy” irytowało mnie i coraz bardziej irytuje że muszę sprzedawać i podporządkowywać mój czas za coś, z czego nie mogę korzystać. Jestem zadowolony, z tego, że to wszystko zrobiłem sam, bez pomocy. Dzięki temu nie mam żadnych zobowiązań, czy długów wdzięczności. Podsumowując mój dorobek zawodowy, to wiem, że nie chce być zwykłym zapierdzielaczem etatowym, celuje w wolny specjalistyczny zawód, lub małą firmę (kilkuosobowa struktura), o specjalistycznym profilu. Dodam, że przy różnych okazjach staram się badać nowe kierunki, poszerzać horyzonty zawodowe, czerpać korzyści niefinansowe (np. ze zdobytej wiedzy) do poprawy mojego życia, lub wzbogacenia jakiegoś przedsięwzięcia. To co mnie trapi, to pomimo umiejętności i predyspozycji do wykonywania twardych, obecnie pozwalających na przyzwoitym poziomie żyć zawodów, mam jakiś uraz, chyba wizerunkowy (wstyd przyznać), jakoś nie mogę się przemóc żeby być mechanikiem, spawaczem, czy frezerem, pomimo że wiem, że mógłbym z tego zrobić fajny biznes, przyzwoity pieniądz, i być niezależnym. - kasa - Obecnie nie wyróżniam się zarobkami, jednak w moim życiu były okresy kiedy zarabiałem porządne pieniądze, miałem dość wysoki status, ale było również i tak że, ledwo wiązałem koniec z końcem. Dostałem kilka dużych kopów, co mnie przewartościowało w odniesieniu do robienia kariery i w związku z tym ukierunkowania na kasę. Ja wiem że nie jestem w stanie sprzedać się za kasę. Nauczyłem się inaczej gospodarować finansami, skupiam się na wartości nabywczej pieniądza. Obserwuje u znajomych czy rodziny, jak przepieprzają spore sumy na nic nie warte produkty, a później marudzą że dużo wydają. Dzięki takiemu podejściu łatwiej poczuć wartość pieniądza, ale też swojej pracy. Oczywiście też się porównuję z innymi, również z tzw. „grubymi rybami”. Porównując się z takimi osobami, nie poprzestaję na informacjach łatwo dostępnych, które są dostępne od ręki w wyszukiwarce, ale żeby wnioski miały sens „kopię głebiej” szukam zależności, powiazań i prześwietlam historie danego „delikwenta” Szybko okazuje się że nie mam powodów do kompleksów (np. Petru), ma kasę, ale też jest marionetką. Dla mnie to za wysoki koszt. Nie wierze, albo inaczej, nie znalazłem przypadku, w którym będąc niezależnym, ktoś zdobył duży pieniądz, status, stanowisko itp. 3. Rodzina Nic nowego nie wymyślę, jestem tu z tego powodu co większość. Przegapiłem, i zaspałem pewne rzeczy pomimo że mnie jakoś podświadomie uwierały, padłem ofiarą schematu. Mógłbym biadolić że gdybym wiedział, to bym…. Ale decyzje podjałem w tamtym czasie, posługując się tym czym dysponowałem, teraz tylko biorę problemy na klatę i ide do przodu. Moja zasadnicza postawa i pewna wierność i odpowiedzialność za podjęte decyzje w kwestii założenia rodziny, w jakiejś części ogranicza mi możliwości, ale myślę, że wraz z latami, doświadczeniem i okolicznościami, będę dostrzegał nowe rozwiązania.
  16. No dobra, więc czas i na mnie. U mnie również już dużo bliżej 4 niż 3, i przemyślenia podsumowujące intensywnie robie od ok. 2 lat. Na początek nakreślę swój profil psychologiczny, żeby stworzyć jakąś spójność. Z natury mam osobowość bardziej skręcającą w introwersję. Zawsze byłem trochę wycofany, może trochę nieśmiały, ale nie jestem klasycznym przykładem zakompleksionego gościa. Zawsze czułem, że ze mną dzieję się coś innego niż z innymi, bardzo długo nie wiedziałem co. W zasadzie dopiero jak poszedłem na studia zacząłem się interesować rozwojem osobistym i wówczas odstrzegłem że taka wiedza wchodzi we mnie naturalnie i zaczynam dostrzegać narzędzia do własnej diagnozy. Na wskutek własnych obesrwacji, oraz feedbacku uzyskanego z otoczenia, wiem, że moja wycofana osobowość jest wynikiem tego, że w przeciwieństwie do większości osób (prawie wszystkich z którymi miałem doczynienia) potrafię dostrzegać "drugie dno" tego co mnie dotyczy, co się przekłada mniej więcej na na to, że nie przyjmuje bezkrytycznie bodźców, informacji, przekazów, emocji, uczuć itp. i zawsze (w przypadku gdy coś jest w kręgu moich zainteresowań) doszukuję się kontekstu, sprawdzam wiarygodność, pochodzenie, prawdziwość tego co jest w moją stronę kierowane. W bardzo wielu przypadkach okazywało się, że "nie wszystko złoto co się świeci", oczywiście nie jest to nowo odkryta prawda, ale z trwogą obserwowałem jak ludzie (znajomi, rodzina, później współpracownicy) uparcie oczekiwali i wręcz wmawiali sobie, że jednak "to gówno" to złoto. Odnosilo się to do wszystkiego: relacji koleżeńskich (na etapie szkoły podstawowej, średniej, studiów), kierunku zawodowego, dórb materialnych, finansów i zarzadzania nimi. To chyba mój instyknkt samozachowawczy sprawił, że dzięki informacjom, które udało mi się zebrać z oceny sytuacji, byłem wstanie podjąć optymalną dla mnie decyzję. Jako że jestem człowiekim, który nie udaje, nie lubi bezsensownej (powtarzam bezsensownej - wyścig szczurów) rywalizacji, zwyczajnie się wycofywałem i nie biłem piany o coś co w moim odbiorze było bezwartościowe. Zainteresowanie rozwoje osobistym sprawiło, że zacząłem powoli rozumiec pewne mechanizmy, ale coraz bardziej stawiałem na pełną autodiagnozę i moją percepcję skierowałem w kierunku zbierania informacji na swój temat. Starałem i staram się obserwować sowje zachowania i reakcje, oraz informacje, które płyną do mnie z mojego otoczenia. Oczywiście czasy się zmieniają, zycie się zmienia, więc i atmosfera wokół się zagęszcza, również i ja nie uniknąłem w pełni pompowania programowania społecznego, w odniesieniu do moich potrzeb, stylu zycia, modelu rozwoju itp. Na szczęście mam świadomość tej manipulacji, i pomimo że zdarzają się trudniejsze chwile i zwątpienie czy idę dobrą drogą, to jednak udaje mi się być ponadtym i coraz bardziej wyraźna staje się moja droga życiowa. 1. Życie osobiste, pasje. Życie osobiste miałem umiarkowane jak do tej pory, unikałem patologii, nie byłem też królem imprez, aczkolwiek cieszy mnie to, że zawsze umiałem się odnaleźć w każdym środkowisku i w dyplomatyczny sposób umiałem zachować ramę i wytrwać przy swoim zdaniu. Życie towarzyskie też się układało, było z kim wypić, potańczyć, poflirtować, "pomacać" itp. Starannie dobierałem i dobieram znajomych, z wiekiem robie to coraz bardziej świadomie. Nie marnuję czasu ani energii na bezsensowne relacje np. z ludźmi którzy niasą ze sobą patologię, albo nic nie wnoszą do mojego życia. Z perspektywy czasu, uważam że mogłem jednak bardziej postawić na networking, może być bardziej otwartym, i mniej zasadniczym, chociaż też mam świadomość, że dzięki mojej wstrzęmięźliwości uniknałem kłopotów. U schyłku 4 dekady moje życia, zaczynam coraz bardziej odczuwać, że wkraczam w coraz mroczniejszy okres, obarczony ryzykiem chorób, postepującego wykluczenia społecznego (z powodu nienadażania za pędem), obserwacji starzejących i chorujących rodziców, przyznam że coraz częściej zapadam w zadumę i chyba podświadomie zaczynam się przygotowywać do starości. Napewno żałuję tego, że mając dwadzieścia-klka lat, odpuszczałem pewne tematy, żyłem w śiwadomości, że jeszcze mam czas, że jestem za młody na "poważne sprawy" głownie zawodowe, ale też mam świadomość, że to wynikało z mojej małej mądrości życiowej, nie mniej jednak, gorzki smak utraconych możliwości pozostaje. Jeśli chodzi o pasje, to mam diwie główne: muzyka (od wczesnej młodości), obecnie trochę zakurzona, ale mam instrumenty muzyczne, na których w wolnych chwilach staram się zasiąść (kiedyś chodziłem do szkoły muzycznej). Druga to zabytkowe samochody, też troche zakurzona, ale w garazu stoi klasyczny Merc więc śmiało moge uznać, że jest realizowana. W skórcie nie wyobrażam sobie, żeby nie mieć zainteresowań, to jest coś co pomaga się zresetować i zdystansować.
  17. @Mnemonic Sa wersje Pl? Jak tam z oplatami? To sa darmowe, poldarmowe systemy?
  18. @Mnemonic Powiesz czego brakuje Ceres-erp?
  19. Przy okazji może i ja się dołącze, z tym że ja potrzebuję systemu klasy ERP z modułem CRM. Jakby toś miał coś do polecenia, to chętnie przugarne takie info.
  20. Ty na prawdę myślisz że to jest takie czarno-białe? Przecież masz na załączonym obrazku w formie dyskusji, którą sam założyłeś, na swoim przykładzie, że tak nie jest. Uwazasz, że tak po prostu skończysz i odejdziesz, jeżeli Twoja panna nawali (kolejny raz) ? Ja uważam, że tak jak obecnie, tak przerobi sytuację, żebyś to Ty był winny i ją przeprosił. Myślisz że jak przez lata związku, podczas których uwikłasz się emocjonalnie i uczuciowo, uzaleznisz się od niej, i będziesz miał na tyle siły, żeby zachowac się jak facet? Juz jesteś uwikłany, i już to wszystko sobie wytlumaczyłeś, po myśli Twojej panny. Stary, znam przypadek, gdzie panna rypała się z fagasem, na oczach jej męża (przyłapał ją na gorącym uczynku), i co? dostał opierdol, że przeszkadza, żeby wypieprzał, był poniewierany jak szmata, tylko dlatego że przez uzaleznienie od niej, nie miał jaj, żeby pizndąć to wszystko w odpowiednim momencie. W Twoim przypadku pomijam już wpływ późniejszych zobowiązań (rodzina, dzieci, może kredyt) wpływ znajomych i rodziny na waszą relację i Twoje życie. Chyba jednak nie zdajesz sobie sprawy... Nie chcesz nic zmienić, gdybyś chciał, to właśnie była na to najlepsza okazja.
  21. @marcok85 Z mojego doswiadczenia wynika, ze Twoja kobieta jest Toba zafascynowana dopoki jej otoczenie jest Toba zafascynowane.
  22. @loh-pan Apart-hotels. Ja tez czasami uzywam takich "mieszkan" przy wyjazdach sluzbowych, jest kilka "ale", mianowicie glownie lokalizacja i standard, ponadto grupa docelowa - głównie pod biznes. Przecietny "rentier" nie jest w stanie udzwigmac takiego modelu biznesowego. Tak jak powiedzialem, gdybym mial gotowke to tak, ale opierac to wszystko na kredytach, tak jak to robi wiekszosc?
  23. Jeszcze odnośnie tego filmu dodam coś od siebie. Mianowicie biznes oparty na wynajmie mieszkań, do którego nawiązał bohater filmu. Wielokrotnie robiłem kalkulacje i może coś robię źlę, bo nie widzę w tym szału w odeniesieniu do rentowności. Za studenta, sam mieszkałem w wynajmowanych mieszkaniach, sam wynajmowałem mieszkanie i podnajmowałem pokoje i w związku z powyższym, biorąc pod uwagę moje kalkulację, oraz doświadczenia moje (jako najemcy i wynajmującego) oraz doświadczenia, które zaobserwowałem u moich znajomych, oraz ludzi, którzy mieszkania wynajmowali, ni jestem w stanie dostrzec tutaj potencjału ekonomicznego. Rozmawiałem również z kilkunastoletnimi pośrednikami nieruchomości, którzy sami, mówili, że zysk z wynajmu mieszkania, to trochę lepiej niż lokata (ok. 4%). Rozumiem, żeby nieruchomości traktowac jako lokatę i zabezpieczenie kapitału, Skupowanie nieruchomości na wynajem, za gotówkę, ale w większości przypadków, podpieranie się kredytami na zakup mieszkań, przy uwzględnieniu tak niskiej stopy zwrotu, oraz niepewności związanej z kredytami, to jest według mnie zbyt duże ryzyko. Oczywiście pomijam "przyjemności" związane z prawem lokatorskim, zniszczeniami, niewypłaconym czynszem, częstymi zmianami lokatorów, przestojami, i remontami z powodu zniszczeń. Kolejna kwestia związana z wypowiedzią, która według mnie nie ma odzwierciedlenia w realiach, to nauka biznesu od kogoś, kto prowadzi interes taki jaki my byśmy chcieli. Ja osobiście nie spotkałem się nigdy z osobami, które chciałyby zdradzic i nauczyć kogoś, jak prowadzi się biznes taki jak on. Realnie, jest to stworzenie sobie konkurencji. Mało tego, w wielu przypadkach, odejście pracownika z firmy w której pracował i otworzył bliźniaczy biznes, wiązało się z wieloma problemami dla byłego pracownika, często przemocą fizyczną (Laweciarze, nauka jazdy i wiele innych) i nierzadko sprawą w sądzie. W tej kwestii, również nie jest tak różowo, jak opisuje to rozmówca.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Umieściliśmy na Twoim urządzeniu pliki cookie, aby pomóc Ci usprawnić przeglądanie strony. Możesz dostosować ustawienia plików cookie, w przeciwnym wypadku zakładamy, że wyrażasz na to zgodę.