Skocz do zawartości

tytuschrypus

Starszy Użytkownik
  • Postów

    4659
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

  • Wygrane w rankingu

    67
  • Donations

    0.00 PLN 

Treść opublikowana przez tytuschrypus

  1. Hmm... Najprościej jak mogę napiszę, czyli tak jak określam to na swój prywatny użytek. Uwaga, zaleci trochę banałem. Sobą trzeba być i babę traktować tak, jak każdego innego człowieka. Jesteśmy pojeni od dzieciństwa bajędami dla naiwnych o tym, jak to pani trzeba nieba przychylić, jakie to są słabe, nieszczęsne, biedne istotki którym trzeba pomagać, ratować je z opresji, a potem w konsekwencji utrzymywać. Jesteśmy uczeni, że za miłość spotyka nas nagroda - każda komedia romantyczna pokazuje, że jak facet się stara i zabiega, to potem kobieta to docenia. Dodatkowo, jesteśmy socjalizowani, że kobieta, związek, rodzina to szczęście i spełnienie. I ten przekaz jest powszechny, obecny na każdej płaszczyźnie. Są o tym filmy, piosenki, artykuły w gazetach, przysłowia, porzekadła, w tym duchu męczą nas (i kobiety w sumie też) matki znanym pytaniem "a kiedy sobie kogoś znajdziesz", "a kiedy ślub" itd. Faceci robią więc posłusznie tak, jak jest im wpajane i naginają to, jacy są, do kobiet. No bo trzeba. Bo kobieta to szczęście, bo trzeba być dla niej dobrym, rycerskim, bo faceci to kiedyś się znęcali nad kobietami i ja nie mogę i nie chcę być taki. Dlatego niech pokrzyczy sobie, ma prawo się zdenerwować, jestem taki dziecinny, niedojrzały, nieodpowiedzialny, muszę się ogarnąć. Nie mogę się unosić, bo mężczyźnie nie wypada. Muszę ją zapytać o zdanie, no bo przecież patriarchat to był kiedyś, a teraz jest równouprawnienie i ona też ma prawo decydować - no to zapytam, gdzie chce zjeść, gdzie chce iść, co robić. Dopiero potem niektórzy zauważają prawidłowość, że coś tu kurwa chyba jednak nie jest tak jak w tych wszystkich filmach. Większość - nigdy się nie zorientuje, że to wszystko co robią po prostu nie działa, że działa wręcz przeciwnie, a Pani "nie wie co czuje". A kobietę trzeba traktować tak jak każdego innego człowieka a związek - tak jak każdą inną relację, a nie błogosławieństwo, zbawienie i rzecz konieczną. Tym jest dla mnie to sławne "trzymanie ramy". To jest główna idea. Dopiero z niej wynikają dalsze konsekwencje - np. nie dajesz się szmacić. Jeśli kobieta próbuje coś wymusić szantażem emocjonalnym, płaczem, histerią czy manipulacją, to traktuję to tak, jakbym potraktował kumpla, który by tak robił. Nie ulegam temu. Jeżeli chcę opierdolić steka, to mówię że chcę opierdolić steka. I wtedy, dziwnym trafem, kapryśna zwykle pani mówi potulnie "Ok, coś sobie wybiorę". Białemu rycerzowi, postępującemu wedle nauk, który zapyta ją gdzie chce zjeść, bo pewnie nie lubi mięsa, powie: "Tu nie, tam nie, może pójdziemy tu, a może tu". Większość z mężczyzn ma naturalne cechy pozwalające przewodzić w związku i kobiety tego przewodzenia zwykle chcą. To szkodliwa w ostatnim stuleciu socjalizacja próbuje z nas to wyplenić - teraz, w XXI wieku, ze zdwojoną siłą. Czym uleganie temu modelowi się kończy dla nas - chyba wiemy. Natomiast muszę dopisać z drugiej strony - trzymanie ramy nie oznacza, że ja się zawsze dla zasady nie zgadzam z kobietą. Zgadzam się, jeśli ma argumenty. Nie jest to dla mnie ustępstwo, ujma itd. Jest to dla mnie naturalne, bo jeśli nawet ktoś kogo nie lubię poda mi na coś rzeczowe argumenty, to je przyjmę. Jest to dla mnie naturalne. I to jest właśnie trzymanie ramy jako postępowanie w zgodzie z samym sobą.
  2. @DanielSChryste panie... Nawet mi się nie chce w to zagłębiać. Jak widzę, gdy przychodzi do teorii spiskowych to nagle "rusek" staje się wiarygodny, podczas gdy zwykle ten rusek to przy innych teoriach spiskowych pierwszy oszust. Ale zakładam, że wiarygodność tego filmu gdyby na niego spojrzał jakiś specjalista od zabudowy wysokościowej ma tyle samo sensu, co "niepodważalne" dowody na istnienie Wielkiej Lechii czy mgły smoleńskiej. Na 100%. Niestety, problem polega na tym, że fani teorii spiskowych chcą pozować na takich, którzy właśnie dobrze znają i rozumieją otaczającą rzeczywistość, nie są tacy jak ten tępy motłoch, tylko "znają prawdę" - podczas gdy w istocie dają się tak samo manipulować, tylko innym mediom. Wbrew pozorom to nie jest kwestia zdrowego rozsądku, tylko pewna filozofia życia, ponieważ zwolennicy teorii spiskowych wierzą w nie zawsze i absolutną większość z nich (by nie powiedzieć, że wszystkie). Z ciekawości - ile jest tzw. teorii spiskowych, z którymi się absolutnie nie zgadzasz?
  3. Zadaję sobie to pytanie bardzo często, łożąc na publiczną służbę zdrowia. W kontekście wszystkich, którzy z niej korzystają za moje pieniądze, niestety wyłączając mnie. Niezależnie od narodowości.
  4. @DanielSNie bardzo. O części nie wiem wiele, ale większość tych teorii spiskowych, którymi się interesowałem jest bardzo łatwa do obalenia. Swego czasu byłą na forum obszerna dyskusja z moim udziałem na temat Wielkiej Lechii i argumentów jej zwolennikom zabrakło. Smoleńsk - też niedawno było i tam nie widzę pola do żadnego spisku, wersja linkowana tam jest tak niesamowicie "polska", tak powszechnie spotykana w naszej rzeczywistości, że aż w oczywisty sposób najbardziej prawdopodobna. Lądowanie na księżycu - tak samo. WTC - tu przyznam, że nie wiem o co chodzi do końca - to nie terroryści jebnęli w obie wieże? Może jestem otumaniony papką medialną. I tak dalej, i tak dalej. Zaznaczam, że o Notre Dame się nie wypowiadam w tym kontekście - po prostu mając na uwadze powyższe do wszelkiej maści teorii spiskowych podchodzę sceptycznie. A one tworzą się niemal zawsze i wiara w to, że zawsze są prawdziwe jest tak samo naiwna, jak to że przekaz medialny jest przekazem obiektywnym - stoi po prostu na przeciwnym biegunie.
  5. @DanielSI ze śmiercią JFK. I ze strefą 51. I z lądowaniem na księżycu. I reptilianami. I Wielką Lechią. I wszystkimi pozostałymi. Założenie, że każde zdarzenie przebiegło inaczej niż podaje się oficjalnie, jest nieco ryzykowne. Ale to tak na marginesie.
  6. Ale to nie dlatego, że nie podaliśmy Ci argumentów, tylko dlatego, że masz zamknięty umysł na to podejście i jesteś lekko zatwardziały w swoim poglądzie. I rozumiem oczywiście doskonale, dlaczego tak jest - bo gdybym teraz powiedział człowiekowi, któremu poczucie szczęścia daje jedzenie pizzy (niech tam, co drugi dzień), to on też by protestował. To naturalna reakcja. Najlepszym dowodem na to jest to, że sam piszesz: I to wszystko co następuje po słowie "może" to jest zwykła racjonalizacja Twojego uzależnienia. Ponieważ część z nas uzależniona nie jest i wiąże poczucia szczęścia z posiadaniem "bliskiej" kobiety - jesteśmy w stanie trzeźwo ocenić to co piszesz i to negujemy. Ale obstawiam, że większość z nas kiedyś w tym błędnym przekonaniu tkwiła. Wracamy do punktu wyjścia - kobieta daje Ci poczucie szczęścia, bo jesteś od poczucia "bliskości" uzależniony i nie jest to stan mający cokolwiek wspólnego z naturą. Natura każe Ci zapłodnić jak największą liczbę partnerek, a posiadając stałą, chyba raczej tego nie możesz robić - czyli to, co sobie racjonalizujesz jako "naturę" jest mocno z nią w istocie sprzeczne. Bo to kwestia Twojej emocjonalnej - nie bójmy się tego nazwać - dysfunkcji. Tak samo jak pewną dysfunkcją jest uzależnienie swojego poczucia szczęścia od jedzenia pizzy codziennie.
  7. Odniosę się tylko do tego zdania, bo reszta z grubsza kręci się koło tego samego. Szukasz racjonalizacji. Gdybyś napisał: "Muszę zamoczyć co tydzień/dwa tygodnie/miesiąc chociaż raz, bo matka natura mnie do tego zmusza, popęd - tak już jest" to Twoje argumenty miałyby sens. Ale Ty piszesz teksty w stylu: A to istotna różnica. Czyli rozumiem, że chodzenie na divy da Ci poczucie szczęścia? Oczywiście, ja wiem doskonale, że nie samo wsadzanie penisa w waginę miałeś na myśli, także popełniasz błąd w stosunku do samego siebie próbując się oszukać, że to co Ci dolega to wcale nie dolegliwość, tylko imperatyw biologiczny. Po prostu jesteś uzależniony. Nie Ty jeden, jeśli Cię to pociesza. Utożsamianie poczucia szczęścia i spełnienia z posiadaniem partnerki to bląd - prędzej czy później kosztowny. I znów - imperatyw biologiczny to jedzenie - a nie jedzenie pizzy.
  8. Moje zdanie jest takie, że u kobiet to jest swego rodzaju imperatyw - stosowany podświadomie mechanizm szukania jak najsilniejszego partnera. Każda, absolutnie każda będzie próbować swoich sił w ten czy inny sposób. Dlatego zgubne jest (zawsze) kolokwialnie mówiąc "latanie" za kobietą, ponieważ jest to najpowszechniejsza forma pokazania kobiecie, że jesteś od niej zależny - czyli słabszy. Jest to podobny mechanizm do poruszanego przeze mnie niedawno w wątku o zdradach - to nie jest tak, że to czy kobieta zdradza czy nie jest tak mocno zależne od niej - bo ta sama kobieta może szmacić jednego kolesia, a latać za drugim i tego drugiego nie zdradzi. No właśnie - dobrze diagnozujesz. Gdyby mogła Tobą rządzić, to w mgnieniu oka poszukałaby silniejszego. Z jednej strony może to być specjalne przerzucanie winy i szukanie pretekstów, ale z drugiej - nieuświadomiony mechanizm, bo nie każdy człowiek jest w pełni świadomy prawideł i reguł nim rządzących, a co dopiero kobiety, które nad takimi kwestiami się nie zastanawiają - to mężczyźni znacznie częściej szukają "sensu życia" i refleksyjnie podchodzą do rzeczywistości - kobiety znacznie bardziej twardo stąpają po świecie nie zawracając sobie głowy filozofią - i dlatego dalej prawdziwych współczesnych kobiet - filozofów jest jak na lekarstwo, nawiasem mówiąc (nie mylić z kobietami kończącymi kierunek filozofia). Do czasu, to wszystko do czasu... Ale z racji na pragmatyzm kobiet te związki mogą trwać, bo facet właśnie robi za bankomat i sponsora, więc jest to wygodne - ale emocji prędzej czy później taka pani szuka gdzie indziej, na pewno nie u takiego gościa.
  9. To jest fałszywe stwierdzenie i takie podejście jest przyczyną większości niepowodzeń z kobietami, doznania zranienia z ich strony i tak dalej. Skutkuje też zwykle obsesyjnym strachem przed byciem samemu. Sam słusznie zauważyłeś podając przykład jedzenia. Ale powiedz mi - jesteś w stanie wytrzymać bez zjedzenia pizzy przez tydzień (w to miejsce możesz wstawić dowolne danie, ale dziwnym trafem pierwsza do głowy przyszła mi pizza więc przy niej zostańmy ;))? Jesteś. A ktoś inny przyjdzie i powie Ci: "Po prostu kiedy zjem dwa razy w tygodniu pizzę, to jestem bardziej szczęśliwy". Czy to oznacza, że każdy z nas musi jeść dwa razy w tygodniu pizzę, żeby być szczęśliwy? Absolutnie. Po prostu ten ktoś tak się nauczył i tak przyzwyczaił, że jak nie zje tej pizzy to jest mu zwyczajnie smutno, nie czuje się dobrze, jest nieszczęśliwy. On tak to postrzega, ale Ty wiesz, że on ma po prostu problem sam ze sobą i błędnie upatruje źródła szczęścia w pizzy. Bo nie rozumiesz tego skrótowego podejścia. Żyjesz iluzją, według której Ty jesteś takim nie do końca pełnym naczyniem, które jedynie kobieta może uzupełnić - inaczej jest w jakiejś części puste. A to nieprawda. Kiedy Ty nie czujesz się dobrze sam ze sobą, to Twój związek też nie będzie dobry. Pewnie, jest całkiem miło. Ale od stwierdzenia "Jest miło gdy" jest trochę daleko do: Jesteś zwyczajnie uzależniony od bycia z kimś, tak jak ktoś inny od pizzy. Gdyby przyjrzeć się zagadnieniu szczegółowo - może jesteś uzależniony od atencji, którą dostajesz, może nie masz dobrych przyjaciół, znajomych, do których możesz się odezwać albo napisać, może po prostu musisz mieć za kim biegać - ale jest to rodzaj emocjonalnego uzależnienia. Miło jest iść poczytać książkę, ale przenosząc to na grunt kobiet, Ty nie możesz wytrzymać bez książki. Ależ masz :) Ponieważ jedzenie i oddychanie są potrzebami fizjologicznymi, bez których człowiek umiera. Ty nie umierasz zaś od tego, że nie poruchasz. Tak jak ktoś, kto lubi pizzę nie umiera od tego, że opierdoli makaron z serem bo nim też się naje. Ale on - jako uzależniony od pizzy - uważa, że tylko zeżarcie pizzy daje mu poczucie szczęścia. Jak z takim podejściem pracujesz na terapii jakie prezentujesz w tym wątku absolutnie się nie dziwię - to nawet nie kwestia terapeuty. Trzeba mieć otwarty, krytyczny umysł do tego, żeby terapia się udała. Trzeba się mówiąc obrazowo otworzyć i być gotowym na kopanie w swojej głowie, w utartych schematach i przekonaniach jak w nie ruszanej od wieków, zastałej glebie. Wtedy i tylko wtedy terapia może przynieść sukces. Z Twoim nastawieniem, które wyczuwam, to sztuka dla sztuki, żeby nie móc sobie zarzucić, że nie próbowałeś. Dopóki posiadanie kobiety nie będzie dla Ciebie stało na tym samym poziomie, co przeczytanie książki albo wypicie kawy, to nigdy nie będziesz mógł powiedzieć, że jesteś szczęśliwy sam ze sobą.
  10. Yyy.... Do byle jakiej? Przecież pracownicy korpo zarabiają mniej od przeciętnego robotnika na budowie (zwłaszcza obecnie). Kurier zarabia tyle, co konsultant na call center - a ten ostatni zwykle ma wyższe wykształcenie albo jest w trakcie jego robienia... Chyba że polemizujesz z tym, że studia to jest żaden wymóg w obecnych realiach. Ale te, które cytujesz sprowadzają się tylko do jednego - dajcie więcej. I łatwiej. Żadne tam górnolotne reformy.
  11. Czyli jednak. Ktoś, kto może wydać X oraz potem co miesiąc 1/5 z X przez dwa lata jest w czasie tego wydawania tak samo zamożny (stać go na tyle samo), co ktoś kto tylko raz wydał X. Do tego firma, która wynajmuje powierzchnie biurowe, tak jak np. BNY Mellon jest biedniejsza od Januszex, który wydał na swój budynek 5 mln, ponieważ Januszex go kupił. Jeśli to nie trolling, to troszkę smutnawo świadczy o zdolności rozumowania i myślenia. Wzajemnie. Ale robienie kurtyzany z logiki zawsze warto wskazać. Nie umartwiaj się jednak - od tego momentu już tylko będę zajadał popcorn podpatrując te ekscentryczne wyliczenia. Tak jak już pisałem, a miałem na myśli Ciebie - posiadasz większe ciśnienie w temacie leasingów i przypisujesz im większe znaczenie (czyli - co to leasingujący muszą myśleć, za kogo się uważać i to co ono oznacza) niż ludzie, którzy z nich korzystają. I niech to powie wszystko o tej sytuacji.
  12. @Obliterarortak samo jest przecież z wynajmem powierzchni biurowych. Robią to wszystkie korporacje, przecież nie dlatego, że są biedne, litości ? Budowa albo kupno siedziby w branżach gdzie potrzebne są powierzchnię biurowe to marnotrawstwo hajsu.
  13. Niezła logika się tu tworzy. Czyli ten, który płaci 100 koła jednorazowo a potem miesięcznie 20 koła przez 2 lata jest równie zamożny jak ten, który ma tylko 100 koła. A taki BNY Mellon to biedaki, bo wynajmują swoje powierzchnie i nie ma w Polsce własnego biurowca. That's make fucking sense ?
  14. Tu zapytam, bo nie śledzę szczegółowo - czy wśród obecnych postulatów strajkujących są propozycje takiej reformy systemu edukacji, które wprowadzi kroki, o których piszę ja albo Ty @Kespert? Czy jedynym postulatem jest dostać wincyj piniążków? To jest jedno, a drugie to o czym sam pisałem - do tego dochodzi fakt, że aby zostać nauczycielem, trzeba posiadać bardzo niskie jak na dzisiejsze czasy kwalifikacje. Do jakiej pracy wystarczające są byle jakie studia + kurs? Ile taka praca jest warta na rynku, niezależnie od branży? Ile powinien zarabiać człowiek, który musi skończyć polonistykę i potem kurs albo studium? Wraz z dużymi zarobkami powinny istnieć proporcjonalne wymagania i dlatego nie widzę żadnego problemu w tym, żeby tak jak piszemy razem z @imprudent_before_the_eventwprowadzić to wszystko od razu.
  15. zucker, skarbie, nie wyrzekaj się naszej relacji, bo pokażę im zdjęcia! Jak możesz!
  16. Jak Ty to obliczyłeś? Czynsz za mieszkanie ok. 50 metrów to jest 300-350 zł w największych polskich miastach, w tym są zaliczki za media, do tego prąd jeszcze.
  17. No bo paradoksalnie to dla tych osób właśnie posiadanie samochodu w leasingu to jest jakieś chuj wie co i na pewno każdy, kto taki leasing ma to uważa się dzięki temu za nie wiadomo jak bogatego. A dla kogoś, kto ma furę w leasingu... zwykle jest to tylko fura w leasingu. Nie znam nikogo, kto by się tym ekscytował. Poza tymi, którzy leasingujących wyzywają od biedaków i twierdzą, że jak masz coś w leasingu to ich nie stać. Co tworzy zabawny z punktu widzenia zdrowego rozsądku i logiki casus, że jak masz leasing na dwa lata i jesteś na 22 albo 23 racie, to znaczy, że Cię nie stać - a miesiąc później robisz wykup i już co, stać Cię? Dziecinada. To zależy. Jeżeli jest to okres na dwa lata, to zdecydowanie będzie wyższa. No i wtedy wpłata własna to zwykle te 30%, o czym niektórzy tutaj usilnie zapominają Ale jak rozłożysz na 5 lat przy tych 30% to objedziesz jakoś 1200 netto miesięcznie.
  18. To wynika z tego, że tak jesteśmy "urabiani" w procesie wychowania. O kobietę trzeba się starać, zabiegać, walczyć - przecież każdy z nas od dziecka dostaje taki przekaz. Nikt nie uczy tego, że kobieta to też jest zwierz.... znaczy, człowiek i jest w rzeczywistości wręcz przeciwnie - przeinwestowanie relacji z kobietą skutkuje tym samym, co przeinwestowanie każdej innej relacji - stratą i potencjalnym wykorzystaniem, a także obniżeniem motywacji drugiej strony. Być może kiedyś, kiedy struktura rodziny była do bólu patriarchalna, faktycznie walka o kobietę miała sens, bo profity z tego potem były bardzo wymierne - a to przez zależność kobiety od mężczyzny. Ale obecnie jest to rzecz nieprzystająca do naszych czasów i prowadzi do zguby. Natomiast odnośnie zadanego w temacie przez @Mat2206pytania - oczywiście, że jest taka możliwość. Bo zdrada kobiety w istocie w nie tak wielkim stopniu wynika z jej cech charakteru, jak by się mogło wydawać. Innymi słowy - ta sama kobieta, która zdradzi Ciebie bo białorycerzyłeś na maksa, za innym kolesiem, który ma na nią wyjebane będzie latała, płaszczyła się i będzie mu wierna, tak długo jak on trzyma ramę. Oczywiście, od powyższej zasady są wyjątki, bo zdarzy się kobieta po prostu dająca dupy na lewo i prawo (ale one z kolei raczej się nie bawią w związki), albo taka która bezapelacyjnie nigdy nie da dupy komuś innemu - ale oba przypadki to raczej margines w mojej ocenie.
  19. Niezły troll, ale z tym zdaniem: Trochę przesadziłeś. Better luck next time!
  20. @Quo Vadis?Wszystko układa się w logiczną całość A tak serio, to trochę niepokoi mnie ta prawidłowość. Ja naprawdę chciałbym, żeby to miejsce było ostoją ludzi żywo myślących. Tymczasem ostatnio pisałem to w kontekście podejścia do badań, a teraz wypada powtórzyć w kontekście ideologicznym, że niektórzy są wyczuleni na manipulacje, przekazy podprogowe, układy, spiski itd..... ale tylko w jedną stronę. Czyli bardziej niż powodu jakiś logicznych konkluzji, do których doszli, są takimi samymi niewolnikami ideologii jak ci, których z tego powodu wytykają palcami, z tą różnicą że jest to ideologia przeciwna. Czasem zastanawiam się, jak wiele osób tutaj faktycznie posiada te poglądy na temat kobiet które głosimy tak z przekonania, w wyniku przemyśleń, a ile wyznaje je głównie dlatego, że po prostu lubi stać w opozycji do aktualnie głównego nurtu i wierzą w istnienie tego całego matrixa ot tak, bo dobrze im pasuje do ich przekonań o wielkim spisku wszystkich ze wszystkimi, przekazów podprogowych, wielkich lechii i innych tego typu teorii. Przepraszam za offtop - taka refleksja mnie naszła
  21. I tutaj powinien się pojawić używany standardowo przez niektórych na forum w tego typu sytuacjach... ... Ciekawe, komu zależy i kto płaci za to, żeby ludzie odradzali innym wypisywanie się z KK? ;) @Quo Vadis?święte słowa z tym tkwieniem w innym matrixie.
  22. @TrevorTwój pogląd jest charakterystyczny dla osób "wierzących", traktujących religię jak pizzę, do której można wybrać składniki. Czyli jak nie chodzę sobie po cichutku do kościoła, to wszystko ok i to już niczego nie psuje, ale jak podobnie otwarcie jak katolicy wiarę deklaruję swoją niewiarę, to już jest źle? Karmisz się fikcją. Nie powinno Ci zależeć na tym, czy ktoś formalnie występuje ze wspólnoty, w której się znalazł nie ze swojej woli, czy tego nie robi. To jest tylko wyznanie religijne. No pewnie. Ale to dalej tylko wyznanie religijne. Albo "aż", jeśli jesteś wierzący. A to już, ośmielę się stwierdzić, jest słabo weryfikowalne. To ciekawe, bo na naszym forum jak trzeba śledzić spiski i manipulacje medialne "lewactwa", to okazuje się, że nikomu nie można ufać, wszystko jest zmanipulowane i przekaz jest sterowany. A skąd wiemy o tych heroicznych księżach i scalaniu poprzez religię - czy nie czasem też ze zmanipulowanych przekazów "medialnych" sprzed setek lat? To też warto brać pod uwagę, że KK trzymał ręce na czymś, co można nazwać dyskursem medialnym przez całe stulecia. Jeżeli dopuszczasz, że ktoś obecnie manipuluje przekazami przez pryzmat obowiązującej ideologii, to logicznym jest, że kiedyś gdy była większa kontrola nad przepływem informacji działo się to również. Albo po prostu nie wierzą w jego istnienie i tyle. Jeszcze nie widziałem ateisty nawracającego wszystkich okolicznych słuchaczy na swój jedynie słuszny pogląd. W drugą stronę - a i owszem, nagminnie. Dla mnie sprawa jest prosta - wierzysz? To postępuj zgodnie ze wskazaniami tej wiary. Nie wierzysz? To nie powinieneś uczestniczyć w obrządku, być formalnie członkiem wspólnoty itd. Niestety, wychodzenie z niej jak na rzecz "dobrowolną" jest nieco utrudnione. To akurat niczym niepoparta opinia i jedno z drugim niewiele ma wspólnego - idea patriotyzmu jest z ateizmem kompletnie nie związana. Ale niestety są tacy, którzy lubią kierować dyskurs w stronę decydowania (oczywiście samemu), kto może być patriotą, a kto nie.
  23. @emrataładny materiał marketingowy, trzeba przyznać. Niestety, ale nikt tego za Ciebie nie zrobi - musisz doczytać, nauczyć się czytać parametry i weryfikować - czyli poznać dokładną specyfikację techniczną budynku, zapotrzebowanie na ciepło, technologię wykonania. Zobaczyć ile takich domów stoi i jak długo, oraz ile kosztują w porównaniu z budową metodą gospodarczą. Pompa ciepła to coraz powszechniej wykorzystywane źródło - możesz mieć gruntową lub powietrzną. Sam wybrałem takie źródło ogrzewania do swojego domu. Wadą jest wysoki koszt inicjacyjny. Długo wahałem się nad kablami i grzaniem prądem, bo w domu ekologicznym (mocno) lub pasywnym zapotrzebowanie cieplne jest dużo mniejsze niż w domu "standardowym". Można poczytać mnóstwo relacji osób prowadzących dzienniki i wrzucających zdjęcia liczników, dane z rachunków itd. Generalnie im więcej włożysz hajsu na początek, tym potem wkładasz mniej.
  24. Nie może być. Tak, ja mam ten temat ogarnięty. Szczerze mówiąc jestem zdziwiony głosami odradzającymi Ci to. Ciekawe, czy jakbyś wszedł i pytał, czy masz przystąpić do bierzmowania to też by Cię pytali, po co Ci to. Ja jestem ateistą i dla mnie moja niewiara jest równie istotna, jak dla wierzącego wiara. Nie chcę być formalnie członkiem wspólnoty, do której nie należę, tak jak zapewne przedmówcy nie chcą być choćby formalnie zapisani do Świadków Jehowy. A może chcecie? Co tam, przecież to tylko papiery To jest dla mnie kompletnie niezrozumiały pogląd. To jest wyznanie religijne. Nie jesteś tego wyznania, to nie ma powodu, żebyś był jego uczestnikiem nieformalnie i formalnie. Dlaczego masz poprzestać na niepraktykowaniu? Równie dobrze mógłbyś mu poradzić, żeby chociaż postał pod kościołem w czasie mszy. Z przyzwoitości i szacunku.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Umieściliśmy na Twoim urządzeniu pliki cookie, aby pomóc Ci usprawnić przeglądanie strony. Możesz dostosować ustawienia plików cookie, w przeciwnym wypadku zakładamy, że wyrażasz na to zgodę.