Skocz do zawartości

iwamori

Użytkownik
  • Postów

    131
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

  • Donations

    0.00 PLN 

Treść opublikowana przez iwamori

  1. Okazuje się, że jestem całkowitym przeciwieństwem tego co głosisz. Przez ponad dwa lata trenowałem wspinaczkę, dwa razy w tygodniu chodzę na siłownię, obszedłem prawie cały Tatry latem i zimą, dwa razy dotarłem na wysokość 4100 m. będąc w górach w Nepalu oraz Rosji, zrobiłem kurs taternictwa jaskiniowego, za niedługo wybieram się do Ameryki Południowej i robię wiele innych rzeczy. Mam również kilku znajomych wegetarian, którzy prowadzą podobny tryb życia. Bardzo często spotykam się z takim myśleniem. Prawie nigdy nie zdarzyło się, żebym trafił do grupy ludzi (uczelnia, praca, klub górski itd.) w której nie ma przynajmniej jednej osoby, która głosi identyczne poglądy. Często osoby, które mówiły mi, że nie jedząc mięsa będę głodny, będzie mi czegoś brakowało, coś mi się stanie itd. same nigdy nie próbowały innej diety Klasyczne "nie znam się, ale się wypowiem". Niesamowicie fascynujące jest również to, że sporo osób na dźwięk słów "nie jem mięsa" zaczyna (w ogóle nie pytana) wygłaszać monologi o tym, że mięso jest zdrowe, że ludzie od zawsze jedli mięso, że jesteśmy genetycznie przystosowani do jedzenia mięsa itd. Można długo wymieniać. Dlaczego o tym piszę? Ponieważ większość takich poglądów wynika z naszego wychowania, a nie faktów. Od zawsze w naszych domach można było słyszeć "jak nie jesteś głodny, to zostaw ziemniaki, ale kotleta zjedz". 30 lat temu nie było też za bardzo alternatywy w postaci możliwości wyjścia restauracji wegetariańskiej
  2. Oczywiście, że się odbija. Bezrobocie zwiększa przestępczość, osoby nie pracujące nie płacą podatków, więc nie dokładają się na dobra publiczne z których również korzystają, izolacja społeczna itd. Można długo wymieniać Lub ludzie nie byli świadomi problemu lub nie zwracali na to uwagi. Odwracanie głowy nie oznacza, że problem znika. Wydaje mi się, że lewactwo raczej pogłaska po głowie takie osoby i powie, że skoro nie mogą pracować, to pracujący zapewnią im pieniążki na życie, aby było ich stać na to samo i wszyscy mieli po równo.
  3. Mocne uproszczenie. Problem społeczny jest wtedy, gdy zaburza lub uniemożliwia społeczeństwu jego poprawne funkcjonowanie, a nie tylko wtedy, gdy ktoś odgórnie nazywa go społecznym lub każe nam się na coś składać. Problem związany z osobami, które nie dbają o swoje zdrowie nie wynika z tego, że ktoś sobie tak wymyślił, ale dlatego, że zwiększająca się liczba takich osób negatywnie wpłynie na całe społeczeństwo. Jak ktoś nie będzie zdrowy, to nie będzie zdolny do pracy, a konsekwencje tego są dość oczywiste Takim samym problem są kierowcy nagminnie parkujący w niedozwolonych miejscach. Można stwierdzić, że nie, bo w końcu to oni płacą mandaty, więc zasilają budżet miasta, ale... straż miejska zamiast zająć czymś pożytecznym, to musi ciągle wystawiać mandaty za parkowanie, a miasto w końcu dochodzi do wniosku, że lepiej postawić słupki na chodnikach niż wysyłać ciągle patrole w te same miejsca. W ostateczności wszyscy na tym tracimy... Tylko że dylemat moralny ma nie samochód, ale jego twórca. Za to ja nie kupię samochodu, który zostanie zaprogramowany w taki sposób. Dlaczego? Bo kiedyś będę musiał wyjść z domu i pójść, gdzieś pieszo, a wtedy nie będę chciał, żeby ktoś we mnie wjechał, bo chronił swojego życie. Na szczęście nie każdy ma takie podejście. Świetnie to widać na filmach z rejestratorów samochodowych. Wiele razy kierowcy ciężarówek starają się uniknąć wypadku i zjeżdżają z drogi chociaż mogliby uderzyć w samochód, który im zajechał drogę co skończyłoby się mniejszymi stratami ładunku. Może po prostu technologia, która nie jest bezpieczna dla otoczenia nie powinna być używana.
  4. Również nie używam żadnego. Polecam za to zainstalować dodatki do przeglądarek: "Adblock Plus", "Ghoster", "HTTPS Everywhere" oraz ewentualnie "I don't care about cookies".
  5. Dlaczego samochód ma zabić osoby, które prawidłowo przechodzą przez przejście dla pieszych na zielonym świetle? To nie ich wina, że samochód uległ awarii. Może to kierowca zaniedbał stan techniczny swojego samochodu?
  6. Myślę, że to jakieś głęboko zakorzenione instynkty. Od zawsze mężczyźni szli na wojnę, a kobiety i dzieci otaczano ochroną. Bez dzieci nie ma przetrwania, a dziecko samo sobie nie poradzi. Niektórzy mogą też świadomie przytaczać takie argumenty, bo wiedzą, że to daje efekt. Zależy kogo zapytasz W dobie rozwoju samochodów autonomiczych pojawia się ciekawy problem. Co powinien zrobić samochód w obliczu zagrożenia, którego nie da się uniknąć (np. awaria hamulców)? Zmienić tor jazdy i uderzyć w przeszkodę zabijając tym samym pasażerów czy utrzymać tor jazdy i zabić ludzi, którzy pojawili się na drodze? Jeżeli na drodze z lewej strony znajdzie się dziecko, a z prawej osoba starsza, to na który pas samochód powinien wjechać? Taki quiz można sobie rozwiązać na poniższej stronie: http://moralmachine.mit.edu/ A tutaj wykres opracowany na podstawie odpowiedzi z powyższej strony: Wydaje się to dość oczywiste, że na pierwszym miejscu są dzieci i kobiety w ciąży, ale... dalej możemy przeczytać: "Przykładowo w krajach, w których dominuje kultura kolektywistyczna (wspólnotowa), takich jak Chiny, Tajwan, Korea Płd., Japonia, dominuje tendencja do ocalenia ludzi starszych."
  7. EDIT: Zgłosiłem prośbę o usunięcie poprzedniego postu. Dodał się dwa razy i już nie mogę edytować. Problem w tym, że w wielu miastach nie da się już zbudować parkingów lub poszerzyć ulic. Weź na przykład Kraków. W centrum jest rynek, potem szereg starych kamienic, planty i znowu kamienice. Bez wyburzania nie dostawisz nic nowego. Wiele miast było projektowanych i budowanych w czasach kiedy w ogóle nie było samochodów i są po prostu nie przystosowane do takiej liczby pojazdów na drogach. Jak już @armin wspomniał, nie da się w nieskończoność dostawić parkingów, miejsc postojowych i poszerzać dróg. Skoro istnieje tak duże zapotrzebowanie na miejsca parkingowe, to dlaczego na nowych osiedlach nie ma ich wystarczającej liczby? Dlaczego deweloperzy nie odpowiadają na potrzeby ludu i nie budują parkingów tylko kurczowo trzymają się przepisowego 1,2 miejsca na mieszkanie, a często kombinują, żeby wybudować tych miejsc jak najmniej? Widocznie ludzie nie chcą kupować mieszkań z miejscami postojowymi, ale potem jest lament, że nie ma gdzie samochodu postawić... Nie interesuje Cię również to, że Twoje podatki idą na leczenie osób, które nie dbają o siebie? Skoro jest to ich indywidualna sprawa i robią to za swoje pieniądze, to niech leczą się również za swoje pieniądze... Mi się wydaje, że poczucie wolności zależy od tego jak kierujesz swoim życiem, a nie od posiadanych przedmiotów. Większość ludzi chciałaby mieszkać blisko centrum, żeby mieć wszystko pod reką, a jednocześnie w cichym i zielonym miejscu z dala od hałasu oraz móc wszędzie dojechać samochodem nie stając w korkach i zawsze znaleźć miejsce postostojowe. Niestety, ale wszystkiego nie da się pogodzić. Zwłaszcza jak stoisz w korku Wiesz dlaczego masz słupki i zakazy parkowania? Ponieważ ludzie jak mogą to wjadą samochodem wszędzie. Na moim osiedlu jest parking podziemny (trzeba kupić miejsce) lub naziemny darmowy. Na drugim zawsze są miejsca, a mimo to ludzie parkują tuż przy klatce schodowej na drodze pożarowej. Dlaczego? Bo nie chce im się dupy ruszyć i przejść 300 m. z parkingu do klatki schodowej. Nie pomaga znak zakazu, ustawione pachołki, kartki za szybą od ochrony, tłumaczenia, że jest to droga pożarowa i w razie wypadku straż nie będzie mogła dojechać na miejsce. Gdyby się dało, to wjechaliby na klatkę schodową pod same drzwi, żeby tylko nie musiec zrobić zbyt wielu kroków. Podobnie jak kierowcy samochódów mogliby nie wyprzedzać rowerzystów w odległości 10 cm, nie wyprzedzać na przejściach dla pieszych, nie przejeżdzać na czerwonym oraz nie parkować na drogach dla rowerów. Na każdego coś znajdziesz Wyjaśnienie niżej. Jak ktoś jest bucem, to będzie nim na chodniku, na rowerze, na motocyklu, w samochodzie oraz w tramwaju. To kwestia mentalności jaką mają ludzie w Polsce, a nie środka transportu A może było odwrotnie? Może rosnąca popularność i dostępność samochodów spowodowały, że transport zbiorowy na prowincjach umarł? Częściowo tak, ponieważ najpierw wypadałoby się zająć problemami, które występują najpowszechniej, ponieważ usunięcie najczęściej występującego problemu pomoże największej liczbie osób. Raczej nie będziesz się mocno przejmował problemem otyłości, jeżeli dotyka ona 5% populacji, ale przy 50% już musisz podjąć działania. Częściowo nie, ponieważ jedno i drugie, to problem. Grubi powinni być edukowani, że muszą zmienić dietę, a biegacze, że powinni nauczyć się poprawnej techniki biegania oraz kupić odpowiednie obuwie. Wszystko może być problemem, ale też na każdy problem znajdzie się rozwiązanie.
  8. A próbowałeś? Ja też czułem się nieswojo na początku, a po kilku wizytach miałem już wywalone. Zwłaszcza, że efekty pojawiają się szybko jak się nigdy nie ćwiczyło
  9. @nieidealny świat dziękuję za wyczerpującą analizę Odpowiadam dopiero teraz, bo znowu kilka spraw pozmieniało się u mnie i musiałem się z tym uporać. Głównie chodzi o to, że moja (była już) kobieta wyszła na piwo o 20:00 i wróciła następnego dnia o 13:00 Twierdziła, że wyszła tylko na 4 piwa oraz kłamała odnośnie godziny powrotu, więc jej podziękowałem. Zwłaszcza, że kilka dni wcześniej miała pretensje (pierwszy raz wyrażone wprost), że przyszedłem do niej bez zapowiedzi, a dalsze próby umówienia się pozostawały bez odpowiedzi. Bardzo możliwe, że potrzebowałem kontaktu z ludźmi, ale nie wiedziałem jak się do tego zabrać. Dlatego przyjmowałem zaproszenia, ale na miejscu wolałem siedzieć na uboczu dla własnego bezpieczeństwa. Teraz jest o wiele lepiej. Potrafię podejść do kogoś i pogadać o bzdurach lub przejść do poważniejszych tematów. Jednak jeszcze sporo pracy przed mną. Widocznie czas wrócić do terapii, bo sam raczej tego nie wykombinuję. Bardzo mało pamiętam z tego okresu. Zdarzyło mi się to dwa razy. Za każdym razem 3 lata starsza, ale teraz poszedłem w drugą stronę i umówiłem się z 9 lat młodszą. Wydaje mi się, że zaczynam to co raz częściej dostrzegać. Podobną historię mam w obecnej firmie. Zatrudniła się u nas o 8 lat młodsza ode mnie dziewczyna. Od samego początku mnie zaczepiała, uśmiechała się, często mówiła, że chce pojechać w jakieś miejsce, ale nie ma z kim. Jak się dowiedziała, że trenuję wspinaczkę, to dodała, że była kiedyś i jej się podobało, jak przyjechałem pierwszy razem na motocyklu, to okazało się, że też jeździła i zastanawiała się nad zakupem itd. Dodam, że kilka pozostałych z którymi pracuję w ogóle nie zwraca na mnie uwagi. Olewałem to, bo miałem partnerkę. Po kilku miesiącach zaproponowałem pół-żartem pół-serio, że opowiem jej o swoich podróżach (wypytywała mnie o nie), jeżeli postawi obiad albo kolację. Zgodziła się, ale dzień przed odwołała. Potem się okazało, że ma faceta z którym mieszka... Późniejsze zachowanie jak sinusoida, najpierw miła i uprzejma, żeby na drugi dzień nawet "cześć" nie powiedzieć. Później dowiedziałem się, że tuż po ukończeniu 18 lat wyjechała za granicę do pracy, a w ostatnim czasie z ojcem spotykała się na... sali sądowej. Na szczęście sytuacja się uspokoiła i zachowuje się normalnie od dłuższego czasu z czego się bardzo cieszę, bo mamy sąsiadujące biurka. Na pewno miałem ruchanie przez cały tydzień, a nie tylko co weekend Wtedy byłem "zakochany", więc bycie blisko swojej "ukochanej" było wszystkim co było mi wtedy potrzebne Zrozumiałem to. Dlatego niedawno kupiłem mieszkanie chociaż moja kobieta delikatnie sugerowała, że ma duże mieszkanie i mogę się do niej wprowadzić. Nie chcę drugi raz dyskutować na temat tego czy mogę sobie coś na biurku postawić tylko urządzić całe mieszkanie tak jak ja chcę. Właśnie w tym momencie zaczęły się kurczyć, bo wyjazd był zaplanowany z dużym wyprzedzeniem i zanim do niego doszło, to zaczęliśmy się ponownie kontaktować. Dlatego wiedziała. Nie, ale wtedy była pierwszą i jedyną, więc... trudno było mieć porównanie i świadomość, że jak nie ta to inna. W dodatku w perspektywie miałem powrót do życia w samotności, a tego bardzo nie chciałem. Teraz już mi to tak bardzo nie przeszkadza. Niestety, na swoją obronę mogę tylko dodać, że wtedy nie myślałem o tym co robię. Kiedy opowiadałem o tym psychoterapeutce, to podejrzewała, że mogłem popadać wtedy w depresję. Ciekawe jest to, że nadal mam kontakt z jej dwiema najlepszymi przyjaciółkami. Jedna z nich złożyła mi ofertę pracy w swojej firmie, a z drugą mam w miarę regularny kontakt, bo m.in. z nią oraz jej partnerem jeździmy na wycieczki. Myślę, że było tak ciężko również przez to, że długi czas nie wiedziałem czy to koniec czy nadal jest nadzieja. Brakowało mi ostatecznej decyzji. Ona miotała się pomiędzy nami i nie wiedziała co zrobić, a ja nie miałem jaj, żeby taką decyzję podjąć. To się stało w momencie, gdy przyjechałem do niej, a ona napisała, że skoro u niej jestem, to nie wraca do domu tylko zostaje na noc u koleżanki, bo nie chce mnie widzieć. Wtedy dotarło do mnie co odpierdalam i zakończyłem temat. Rozbawiły mnie jej wiadomości, ale nie odpisałem, bo doszedłem do wniosku, że nie mam ochoty bawić się w jej gierki. Ignorancja też boli. Może następnym razem skorzystam z Twojej porady Masz na myśli nie do końca "relacje koleżeńskie" czy nie do końca "jednak chce"? Może sam sobie odpowiem na to pytanie... Po tym czasie odnoszę wrażenie, że jednak nie było nikogo innego i dlatego do mnie wróciła. Trudno powiedzieć. Z jednej strony lubię kiedy ludzie z którymi pracuję mnie doceniają, a z drugiej nie lubię jak ktoś mnie publicznie chwali i nie lubię być w centrum uwagi. Nie wiem czy wynika to z faktu, że próbuję robić rzeczy dzięki którym ludzie zwrócą na mnie uwagę czy z niechęci do wpasowywania się w standardy. Jako przykład mogę podać samochody albo motocykle. Nie mam ochoty jeździć Golfem, Passatem czy typowym "ścigaczem", bo są ich tysiące na polskich drogach tylko wolę coś czym będę się wyróżniał. Może kiedyś. Teraz na pewno nie. Lubię pomagać innym, ale w granicach rozsądku. Ponieważ ze znalezieniem pracy nie ma żadnych problemów, a ze znalezieniem kobiety już tak Myślę, że już to zmieniam na lepsze. Od 3 miesięcy siłowania, która przynosi efekty, nowe ubrania, nowe umiejętności (kurs na kategorię A) oraz zakup motocykla. Może to śmieszne, ale myślę, że to ostatnie dużo pomaga. Jak jedziesz samochodem, to czekasz jak wszyscy, a na dwóch kołach możesz przejechać pomiędzy wszystkimi. Trzeba to robić niezależnie od tego czy się to komuś podoba czy nie, bo przecież nie będziesz stać w korku mająć możliwość jazdy. Na początku miałem z tym opory, a teraz wywalone Nie wiem na ile to słuszne, aby braki w psychice zastępować kawałkiem metalu, ale skoro mi to pomaga, to czemu nie. Widzę po sobie, że mam więcej odwagi podczas rozmawiania z ludźmi, a zwłaszcza z kobietami. Nie mam oporów przed umówienie się albo rozmową tel. co kiedyś było wręcz niemożliwe do wykonania. Moją główną zasadą zwykle było to, aby nie robić innym tego czego sam nie chciałbym doświadczyć, ale skoro inni robili to mnie, to dlaczego miałbym się powstrzymywać?
  10. W jaki sposób nie pozwalasz na takie żarty? Przez zabranianie swojemu partnerowi wysyłania Ci kwiatów do biura? W mojej ocenie nie jest to "nie pozwalanie" a "unikanie". Gdybyś była terytorialna, to nie pozwalałabyś, aby ktokolwiek wkraczał na Twoje terytorium, a Ty zamiast zrobić porządek ze swoimi współpracownikami, to uciszasz swojego partnera.
  11. Dlaczego pracujesz w takim toksycznym środowisku? Ciągłe pilnowanie się, aby nie powiedzieć lub zrobić czegoś co spowoduje chamskie drwiny współpracowników musi być frustrujące.
  12. Jaką masz pewność, że uświadomienie go coś zmieni? Może on o tym wie, może nie jesteś pierwszym z którym go zdradzała, może on kolejny raz ją przeprasza i błaga, żeby nie odchodziła? Gniew przejdzie z czasem, a czy za kilka lat będziesz czuł satysfakcję, że zniszczyłeś czyjąś rodzinę?
  13. Cześć wszystkim, opiszę kilka wydarzeń ze swojego życia oraz relacje z kobietami. Pochodzę z małej miejscowości. Ojca ledwo pamiętam, a matka zmarła, gdy miałem 17 lat. Do tego czasu mieszkałem z nią oraz po sąsiedzku z ciotką F., która często nas odwiedzała. Z matką miałem raczej neutralne relacje, a F. często się czepiała i negatywnie komentowała moje zachowanie oraz wygląd. Później okazało się, że F. żyła w ciągłej niezgodzie ze swoim ojcem oraz siostrą B., która z nim mieszkała. Byli skłóceni do tego stopnia, że gdy B. zmarła, a ja przyszedłem do F. powiedzieć co się stało, to nie przerywając kolacji zapytała "I co?"... Wakacje często spędzałem w gospodarstwie dziadka, który był właściwie jedynym mężczyzną w moim najbliższym otoczeniu. Jednak dzień często kończył przed TV z winem w ręku, więc wzorem godnym naśladowania raczej nie był. Zmarł kilka miesięcy przed moją matką, a B. rok wcześniej. Tym sposobem straciłem większość najbliższej rodziny. Został jeszcze wujek, ale kilka lat wcześniej ożenił się i wyjechał, więc kontaktu z nim nie miałem, a patrząc z perspektywy czasu, to głową rodziny raczej nie był. Po śmierci matki dostałem kilkadziesiąt tysięcy zł odszkodowania oraz drugie tyle w kredytach, ponieważ ciągle brała kolejne, aby spłacać poprzednie. W wieku 17 lat chodziłem od banku do banku i prosiłem o umorzenie. Widok nastolatka, który ze łzami w oczach wyjaśnia po co przyszedł musiał działać na moją korzyść, bo każdy bank oprócz jednego odpuścił Po uporaniu się z problemami natury finansowej, zamieszkałem sam i utrzymywałem się z pieniędzy socjalnych oraz stypendium naukowego. Koszty utrzymania miałem bardzo niskie, więc udawało mi się regularnie odkładać. Ukończyłem szkołę średnią, zapisałem się na studia, znalazłem pierwszą pracę w zawodzie i tak minęło kolejne 16 lat. W relacjach z ludźmi, w szczególności kobietami sobie kompletnie nie radziłem. Zawsze byłem bardzo nieśmiały, wycofany, wręcz zamknięty w sobie. Lubiłem wprawdzie wychodzić na piwo ze znajomymi, ale przez większość czasu siedziałem obok i tylko słuchałem. W podstawówce potrafiłem bawić się na dyskotekach, ale potem coś się zmieniło i dochodziło nawet do sytuacji, w których koledzy przychodzili wyciągnąć mnie z domu, a ja udawałem, że mnie nie ma. Pierwszy poważny związek zaczął się w pracy z koleżanką o 3 lata starszą. Wiem już, że wielu z Was tego nie pochwala, ale i tak miałem się zwolnić, więc nie było niebezpieczeństwa, że jak coś pójdzie nie tak, to będziemy musieli codziennie na siebie patrzeć. Związek wyglądał w miarę normalnie, wychodziliśmy na miasto, gotowała nam obiady, jeździliśmy w góry i nic nie zapowiadało katastrofy. Pracowała jako handlowiec, więc czasem zdarzały się wyjazdy do innych miast na spotkania biznesowe. Po jednym z takich wyjazdów wspomniała o panu M., z którym chciała jechać na wycieczkę motocyklową. Nie podobało mi się to, byłem zazdrosny, ale zignorowałem to. Wspominam o tym, bo będzie to miało ciąg dalszy za kilka lat. Dopiero po czasie okazało się, że jest w tym drugie dno. Mieszkała w kawalerce ze swoim byłym. Przechodziła z jednego związku w drugi. Jej ojciec był alkoholikiem, bił żonę przez co trafiła do szpitala psychiatrycznego, a jej siostra cierpiała na anoreksję. Do psychologa nie chciała iść, bo twierdziła, że sama jest w stanie analizować swoje zachowanie. Do nowej pracy wyjechałem do innego miasta. Wytrzymałem bez dziewczyny zaledwie 2 miesiące w ciągu których widywaliśmy się tylko w weekendy. Jeździłem do niej co tydzień, ale ona odwiedziła mnie tylko raz. W nowej firmie poznałem koleżankę, która okazywała mi zainteresowanie. Oczywiście, mogła po prostu być uprzejma, chcieć poznać nową osobę w zespole, ale ignorowałem to, nie wiedziałem jak się zachować. Mogłem przecież pogadać, zapoznać się z kimś na miejscu, bo w końcu przyjechałem sam do dużego miasta i nie znałem nikogo. Co ciekawe, mam z nią niewielki kontakt do dzisiaj. Na spotkanie firmowe przy piwie też nie poszedłem. Przez kolejne kilka miesięcy pracowałem zdalnie, bo pracodawcy postawiłem "ultimatum" wedle którego zwolnię się z powodów osobistych lub będę mógł pracować zdalnie. Postanowiłem zrobić dziewczynie "niespodziankę". Spakowałem wszystko, przyjechałem do niej i powiedziałem, że nie muszę już wyjeżdżać. Nie była szczególnie zachwycona, zwłaszcza że oboje mieliśmy zamieszkać w jednym dużym pokoju w kamienicy. Teraz wiem, że powinienem to najpierw omówić, a potem podejmować działania, ale wiadomo... stan zakochania i nie ten etap świadomości. Pomimo początkowego zgrzytu mieszkało nam się całkiem nieźle przez następny rok. W między czasie zmieniłem też pracę, bo tym razem pracodawca postawił mi "ultimatum". Mogłem wrócić i przyjąć awans lub się zwolnić. Wybrałem to drugie z powodu kobiety oraz projektów w firmie, które i tak nie sprawiały mi satysfakcji. Na szczęście była to ostatnia decyzja w moim życiu, którą podjąłem z powodu kobiety. Po pewnym czasie pojawiły się problemy, o których próbowałem rozmawiać, zwracać uwagę, ale zarówno prośba jak i groźba nie pomagały. Będąc już na skraju wytrzymałości psychicznej, wynająłem pokój, oznajmiłem, że się wyprowadzam i tak też zrobiłem. Nie obyło się bez łez i zapewnień, że teraz już wszystko rozumie, ale byłem nieugięty. Była to jedna z najlepszych decyzji w moim życiu, ponieważ po wyprowadzce czułem niesamowitą ulgę. Miałem małe lokum tylko dla siebie, nową ambitną pracę, czas na realizowanie swoich pasji oraz tygodniową wycieczkę w góry z koleżanką A. w bliskiej perspektywie. Wydawać by się mogło, że lepiej być nie może, aż do momentu w którym podjąłem jedną z najgorszych decyzji w moim życiu... W wynajętym pokoju mieszkałem przez kilka miesięcy. Mieszkała tam też pewna dziewczyna. Szybko wymieniliśmy się numerami, ale na tym zakończyłem chociaż ze względu na wspólne zainteresowania mieliśmy o czym rozmawiać. Nie podjąłem działań częściowo przez to, że po rozstaniu nie miałem ochoty na kontakty z kobietami, a częściowo znowu przez nieśmiałość i brak odwagi. W ciągu tych kilku miesięcy wyjechałem też na tydzień w góry z koleżanką A., z którą znałem się od kilku lat, a która od zawsze mnie pociągała. W dzień przyjazdu do pensjonatu wpadła do mojego pokoju, usiadła na łóżku i oznajmiła, że będziemy oglądać film. Ledwo zaczęliśmy to zadzwoniła moja była, a ja idiota zamiast wyłączyć telefon i cieszyć z nowego towarzystwa, to odebrałem i gadałem z nią przez godzinę. Seans filmowy został anulowany. Dzień później przyjechała do nas i próbowała się ze mną spotkać. Później namówiła mnie, żeby spróbować ponownie. Postanowiliśmy wynająć dwupokojowe mieszkanie, a wszystkimi kosztami dzielić się na pół, ponieważ wcześniej nie zawsze tak się działo. O ile z kosztami się udało, to ze wspólnym mieszkaniem już nie do końca. Nie podobało jej się to że zacząłem przewozić rzeczy ze swojego "rodzinnego" mieszkania do "naszego". W końcu mieszkałem tam i tam spędzałem większość czasu, to co miałem zrobić? Trwało to kolejny rok w ciągu których nasze relacje oraz mój stan psychiczny pogarszały się. Jedno wpływało na drugie. Wiele zwykłych czynności typu wybór filmu było problemem, bo większość moich propozycji było odrzucanych, a sama nie chciała niczego wybrać. Planując wycieczkę w góry, zamiast wybrać trasę, która mi odpowiada, to zastanawiałem się czy jej się spodoba. W trakcie spotkań z jej znajomymi opowiadała o mnie różne "śmieszne" historie, często przekręcając różne fakty, ośmieszała mnie przed swoimi znajomymi. Mówiłem, żeby tego nie robiła, ale nie docierało. Większość czasu spędzałem wtedy w domu przed komputerem. Dziewczyna była wegetarianką jak się poznaliśmy i w trakcie naszego związku awansowała na kolejne poziomy, aż do ścisłego weganizmu. To powodowało, że wydawaliśmy dużo na jedzenie, bo wszystko kosztowało 3 razy tyle co "normalne" jedzenie. Opłaty za mieszkanie, "jedzenie", paliwo i wycieczki, pomimo tego, że wszystko dzieliliśmy na pół, bardzo często dorównywały mojej wypłacie przez co nie mogłem niczego odkładać. Zawsze była wrażliwa na punkcie swojej diety. Na jednym ze spotkań ze znajomymi obraziła się i wyszła ze łzami, bo ktoś zaczął żartować z wegetarianizmu. Zamiast wrócić do domu to zaczęła uciekać przez miasto, a ja próbowałem ją uspokajać i namawiać na powrót do domu. Teraz żałuję, że nie wróciłem sam zostawiając ją tam. Trwało to kolejne miesiące, aż ponownie pojawił się pan M. Okazało się, że to kolega ze szkoły. Zaczęły się wyjścia na piwo, wycieczki rowerowe itd., a u mnie lekka depresja. Raz nawet sam ją przywiozłem do niego, ponieważ szli w kilka osób na imprezę i tam mieli się spotkać. Oczywiście, wtedy nie widziałem w tym nic złego Innym razem nie wróciła na noc do domu tłumacząc się, że oglądali razem film i po prostu zasnęła... W pewnym momencie zaczęła trzymać telefon cały czas przy sobie oraz zawsze wylogowywać się ze wszystkich portali na swoim laptopie. Niedługo później ze mną zerwała, wyciągnęła wszystkie moje rzeczy na środek pokoju i kazała się wyprowadzić. Tutaj zaczyna się walką o nią, przyjeżdżanie do niej, namawianie do podjęcia kolejnej próby itd. Był to najcięższy okres w moim życiu, nawet po śmierci matki nie rozpaczałem tak bardzo jak po rozstaniu z nią. Później zdarzyło się jeszcze, że wysłała mi kilka SMS-ów z pretensjami o to, że utrzymuję kontakt z jej znajomymi. Wszystkie zignorowałem. Jak już się definitywnie rozstaliśmy, a ja przestałem o nią walczyć, to zafundowałem sobie terapię leczniczą w postaci kilkudniowego kursu w górach. Poznałem tam świetnych ludzi, z którymi przez kolejne 2 lata chodziłem po górach. Zacząłem również terapię u psychologa z czego niesamowicie się cieszę, bo zrozumiałem wtedy wiele. Terapia trwała 9 miesięcy i zrezygnowałem tylko dlatego, że ponownie przeniosłem się do innego miasta z powodu pracy. Próbowałem później u kogoś innego, ale szybko zrezygnowałem, bo byłem mocno rozczarowany nową terapeutką. Nie wykluczam, że spróbuję ponownie. Mniej więcej w tym okresie trafiłem na forum. W trakcie tych górskich wędrówek poznałem sporo osób. Jedna z koleżanek od razu wpadła mi w oko, potrafiliśmy rozmawiać godzinami, opowiadała o mnie swoim koleżankom, pozwala na kontakt fizyczny. Z zewnątrz trochę wyszczekana korposuka, ale dość szybko odkryłem, że to tylko maska, a rzeczywistości jest bardzo wrażliwa. Odnoszę wrażenie, że byłem jednym z nielicznych facetów, którzy się jej nie bali. Jeżeli pamiętacie o czym pisałem na początku, to trudno będzie w to uwierzyć, ale widocznie coś w końcu zaczęło się we mnie zmieniać i stałem się bardziej otwarty na ludzi. Na pewno dużą rolę odegrała zmiana otoczenia. Będąc w nowym środowisku "przestało mi zależeć", mogłem od razu pokazać się z dobrej strony i nie musiałem zastanawiać się jak zareagują znajomi kiedy zacznę zachowywać się inaczej. Jednak zauważyłem pewną prawidłowość, podczas spotkań na żywo było świetnie, ale na telefony oraz wiadomości nie reagowała. Niestety, zraziłem ją do siebie będąc zbyt natarczywym, co spowodowało zmianę zachowania o 180 stopni, ignorowanie i oznajmienie, że nie szuka chłopaka. Teraz z perspektywy czasu nie sądzę, żeby coś z tego wyszło, ponieważ była bardzo atrakcyjna i inteligentna, perfekcjonistka, ze złośliwym poczucie humoru i dobrą wypłatą, a patrząc na jej partnerów, to raczej nie byłem w jej typie (napakowani, drogie samochody itd.). Nawet sama raz zasugerowała, że powinienem odwiedzić siłownię i znaleźć lepiej płatną pracę W między czasie dostałem też ponowne zaproszenie od pani A. na wspólny wyjazd w góry. W trakcie tego wyjazdu powiedziałem, że mi się podoba, ale dostałem w odpowiedzi, że miała ostatnio burzliwy okres i właśnie zaczyna się spotykać z nowym facetem. Trochę mnie to podłamało i założyłem, że nasza znajomość w tym momencie się zakończyła, ale następnego dnia jak gdyby nic się nie stało czekała przy samochodzie, bo mieliśmy zaplanowaną wycieczkę po okolicy. Z racji tego, że nie przyszedłem, to się wkurzyła i resztę wyjazdu spędziliśmy osobno. Odniosłem wtedy wrażenie, że po prostu potrzebowała towarzystwa i kierowcy, ponieważ niedawno zrobiła prawo jazdy i sama nie była w stanie przejechać takiego dystansu. Podobne sytuacje zdarzały się jeszcze kilka razy. Miałem koleżanki z którymi można było robić wszystko... do czasu aż te nie znalazły sobie facetów Niedługo później poznałem kobietę, z którą spotykam się do dzisiaj. Początkowo nie zwracałem uwagi, bo dowiedziałem się, że jest w trakcie rozwodu. Widywałem się z nią w górach, czasem na mieście. Ona się rozwodziła, a ja nie miałem ochoty, bo poprzednich nieudanych przygodach z kobietami. Po kilku miesiącach jednak trafiliśmy razem do łóżka i zaczęliśmy się spotykać regularnie. Było nieźle, mieliśmy wspólne zainteresowania, podróżowaliśmy, wszystkie opłaty dzieliliśmy na pół chociaż ona zarabia prawdopodobnie 3 razy mniej niż ja. Nawet jak proponowałem, że zapłacę więcej za paliwo, to nie chciała się zgodzić. Po swoim rozwodzie trafiła do psychologa i psychiatry. Miałem na uwadze to, że relacja z taką kobietą może być błędem, ale pomimo swoich problemów trzymała się dobrze (teraz mogę dodać "lub dobrze to ukrywała"). Mieliśmy co robić razem, seksu nigdy nie odmawiała, a skoro chodziła na terapię i czytała książki, żeby zrozumieć co się dzieje w jej głowie, to znaczy, że była świadoma problemów i chciała je rozwiązać. Pod koniec jednego z wyjazdów zagranicznych oznajmiła, że jednak chce być sama. Nauczony doświadczeniem oraz lekturą forum, powiedziałem "OK". Nasze relacje przeszły w koleżeńskie, ale po kilku tygodniach przyszła i powiedziała, że jednak chce, więc ponownie zaczęliśmy się spotykać. Trwa to do dzisiaj, ale relacja jest bardzo luźna. Mieszkamy osobno, widujemy się rzadko, każdy ma swoje życie. Wydaje mi się, że wtedy coś się we mnie przełamało i przestało mi zależeć. Jak moje życie wygląda teraz? Myślę, że całkiem nieźle. Dobrze zarabiam i pracuję na stanowisku, które mi daje pewną władzę i możliwość podejmowania decyzji, a nie tylko wypełniania poleceń. Podróżuję, robię prawo jazdy na motocykl, rozwijam się, zrobiłem setki kilometrów po szlakach górskich, trenowałem wspinaczkę, a teraz chodzę na siłownię. Na co dzień raczej nie okazuję emocji, nie reaguję złością, agresją, emocje trzymam dla siebie. Staram się działać w sposób przemyślany, oceniać na chłodno, ale jeżeli ktoś wymaga pomocy, to nie stoję jak reszta tłumu tylko podchodzę i pomagam. Psycholog kiedyś wspomniała, że robię to wszystko co dostarcza emocji i adrenaliny jako przeciwwaga dla mojego spokojnego i poukładanego życia oraz że jest to sposób rozładowywania emocji, który cechuje ludzi wysoce inteligentnych. Jednak odnoszę wrażenie, że ludzie (w szczególności kobiety) nie traktują mnie poważnie. W życiu zawodowym jeszcze jakoś to wygląda, bo jestem dobry w tym co robię i nie boję się wyrazić swojej opinii nawet jeżeli jest sprzeczna z opinią przełożonego. Ludzie przychodzą do mnie z problemami, a ja im pomagam, ale nie wykraczam poza swoje obowiązki i nie pracuję po godzinach. W życiu prywatnym nie idzie mi tak dobrze. Jeżeli coś mówię na spotkaniach ze znajomymi, to często muszę powtórzyć, bo inaczej mało kto zwróci na to uwagę. Nie mam siły przebicia, charyzmy. Prawie nigdy nie zdarza się, że ktoś zapyta czy idziemy na kawę do kuchni albo podejdzie i niezobowiązująco zapyta co u mnie. Nie wiem z czego to wynika, może mówię za cicho, może charakter, styl bycia, postawa czy po prostu wygląd to powoduje. Paradoksalnie przez całe życie miałem więcej koleżanek niż kolegów. Zawsze dużo łatwiej było mi umówić się na wyjazd w góry albo na obiad po pracy z koleżanką niż kolegą. Pomimo tego nigdy nie potrafiłem pchnąć takiej znajomości dalej. Zawsze kończyło się na koleżeństwie, nawet jeżeli zauważałem, że kobieta się mną interesuje, a to kończyło się wraz ze znalezieniem innego, który już wiedział co zrobić w takiej sytuacji W ciągu ostatnich kilku dni dochodzę do wniosku, że jednak lepiej jest mi samemu. Robię to na co mam ochotę, nie muszę myśleć o tym, że obok jest ktoś kim trzeba się zająć. Zastanawiam się tylko czy faktycznie jest mi lepiej samemu czy po prostu zostając sam wkraczam na znany mi teren i nie muszę narażać się na niepowodzenia w kontaktach z innymi ludźmi. Patrząc wstecz dochodzę do wniosku, że lepiej prosić o wybaczenie niż pozwolenie. Zbyt dużo okazji zmarnowałem. Niestety, zastanawiam się także na ile warte jest trzymanie się własnych zasad skoro przez całe życie tylko na tym traciłem... Odnoszę wrażenie, że na zdradach i kłamstwach wyszedłbym lepiej, ale mam nadzieję, że to tylko okres przejściowy wynikający z rozczarowania jakie pojawia się, gdy człowiek zaczyna lepiej rozumieć jak działa świat...
  14. Rozmiar ramy trudno dobrać na odległość. Idź do markowego sklepu i usiądź na kilku modelach o różnych rozmiarach, to od razu będziesz wiedział, który jest dla Ciebie. Nie uważam, żeby 29 były za duże. Codziennie jeżdżę do pracy na takich kołach. Większe koła łatwiej pokonują przeszkody, można rozwijać większe prędkości, a rower jest stabilniejszy. Jedyną wadą jest większa waga i gorsza zwrotność, ale podczas jazdy po mieście to nie ma znaczenia.
  15. U mnie jest podobnie. Mam ścisły umysł i szybko przyswajam nową wiedzę. Często zaczynam robić nowe rzeczy, ale jak tylko dowiaduję się jak coś działa lub jak osiągnąć dany cel, to przestaję i szukam nowego zajęcia. Przez to posiadam dużą wiedzę, ale mało osiągnięć, bo ciąglę mnie coś odciąga od realizacji wyznaczonego zadania. Jest to ciężkie, bo faktycznie zaczyna być momentami uzależniające, ale radzę sobie z tym przez wyznaczanie konkretnych zadań i ich realizację, zamiast zdobywania wiedzy dla samego procesu jej przyswajania. Trzeba sobie wyznaczać cele i je realizować, bo to nam daje satysfakcję. Samo zdobywanie wiedzy nie daje nam korzyści. Nawet jeżeli ktoś pracuje jako doradca czy konsultant, to musi mieć za sobą lata praktyki, bo nie zawsze teoria pokrywa się z praktyką. Jeżeli cel wydaje się duży i odległy, to trzeba go podzielić na mniejsze. Przykładowo, interesuje Cię motoryzacja i kupiłeś stary samochód, żeby go wyremontować, to trzeba codziennie wymieniać po jednej części, a nie brać się od razu za remont całego silnika. Jeżeli chcesz biegać, a wymiękasz po 2 km., to wyznacz sobie cel przebiegnięcia 700 m., a za 2 dni spróbuj przebiec o 100 m. Świetnie sprawdza się też dokumentowanie swoich postępów w formie zdjęć czy statystyk, bo wtedy możesz spojrzeć wstecz i pomyśleć "O cholera! Aż tyle zrobiłem w ciągu ostatniego miesiąca!".
  16. Trafiłem tu przez Google'a. Szukałem czegoś na temat związków i kobiet.
  17. iwamori

    Cześć

    Cześć wszystkim, forum czytam od ponad roku i bardzo cieszę się, że tutaj trafiłem. Wczoraj postanowiłem podzielić się z Wami swoją historią.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Umieściliśmy na Twoim urządzeniu pliki cookie, aby pomóc Ci usprawnić przeglądanie strony. Możesz dostosować ustawienia plików cookie, w przeciwnym wypadku zakładamy, że wyrażasz na to zgodę.