Skocz do zawartości

Rekomendowane odpowiedzi

@kic-anty Czyli mówisz że ktoś po politechnice nie musi mieć wiedzy praktycznej? Głupstwa pleciesz. Tak się złożyło że jako jedyny w grupie jestem po technikum, cała reszta chodziła do liceów. Skutek? Zaprojektować potrafią wszystko, obliczenia przeprowadzą wzorowo, ale co z tego jeśli tych elementów nie da się wykonać! Oni tego nie wiedzą właśnie dlatego, że nie mają wiedzy nabytej w technikach czy nawet w zawodówkach. Ot, tacy specjaliści...

  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

1 godzinę temu, Neandertalczyk napisał:

@kic-anty Czyli mówisz że ktoś po politechnice nie musi mieć wiedzy praktycznej? Głupstwa pleciesz. Tak się złożyło że jako jedyny w grupie jestem po technikum, cała reszta chodziła do liceów. Skutek? Zaprojektować potrafią wszystko, obliczenia przeprowadzą wzorowo, ale co z tego jeśli tych elementów nie da się wykonać! Oni tego nie wiedzą właśnie dlatego, że nie mają wiedzy nabytej w technikach czy nawet w zawodówkach. Ot, tacy specjaliści...

Z tym że po politechnice trzeba mieć wyksztalcenie także praktyczne się zgadzam. Ale nie rozumiem o co ci chodzi z tymi elementami. Skoro są zaprojektowane i wyliczone dobrze to  w czym problem? To bardziej oznacza że ktoś ich chujowo tego nauczył. A wbrew pozorom po technikum az tak wiele praktyczne i nieprzedawnionejj wiedzy sie niema , bo jest niski poziom.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Kic-anty, wiesz w czym problem z gdyńską trójką, jej dyrekcją i kołem nauczycielskim? Z tym że nie promują wiedzy jako wartości dla uczniów. Wiedza i sam mozolny proces jej zdobywania przede wszystkim dla siebie nie ma w tej szkole wymiernej, dodatniej wartości, w kontekście ciekawości świata, rozwoju. Ta szkoła w ogóle nie uczy ani praktycznych umiejętności, ani życia, nie stawia przed młodym człowiekiem wyzwań czy potencjalnych problemów, jakie może i na pewno spotka w przyszłości w miejscu pracy, nie pokazuje związków przyczynowo-skutkowych dotyczącej otaczającej rzeczywistości. Uczeń, wg. doktryny trójki ma za przeproszeniem napierdalać coraz lepsze oceny, wygrywać olimpiady, pisać testy pod klucz. Gdzie w tym człowiek, jako samodzielna, suwerenna intelektualnie, autonomiczna jednostka? Nigdzie, został zredukowany do roli sprawnego, ambitnego, pracowitego acz jednak ciągle wyrobnika, potraktowany jako narzędzie, żeby szkoła wysoko wypadała w rankingach, których miarą "prestiżowości" jest wysoka zdawalność matur i rzekomo wysoki odsetek absolwentów, którzy potem kontynuują naukę na wyższych uczelniach.


Nie znoszę poza tym ludzi którzy tam chodzą. Odhumanizowane roboty, którym wydaje się, podobnie jak Francuzom, że są pępkiem świata.


Nie twierdzę, że technika są ok i prezentują wysoki poziom nauczania, ale przynajmniej faktycznie coś po swoim potrafiłem. Praktycznego, a nie miałem głowy zapchanej na siłę zbędną teorią. Dzięki temu miałem ułatwiony start na studiach. Podobnie jak Ty, jestem po PG, jesteśmy po tej samej uczelni.


Znam ludzi po PG, którzy wyszli z niej nie potrafiając obsłużyć prostej suwmiarki i odczytać z niej wartości pomiarowej. Tacy ludzie mają tytuł naukowy mgr. inż. Czy to nie tragiczne jak nisko upadliśmy?


Cały system szkolnictwa w PL jest do gruntownej wymiany.






 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

12 godzin temu, Brzygot napisał:

Z tym że po politechnice trzeba mieć wyksztalcenie także praktyczne się zgadzam. Ale nie rozumiem o co ci chodzi z tymi elementami. Skoro są zaprojektowane i wyliczone dobrze to  w czym problem? To bardziej oznacza że ktoś ich chujowo tego nauczył. A wbrew pozorom po technikum az tak wiele praktyczne i nieprzedawnionej wiedzy sie niema , bo jest niski poziom.

Z tym że poprawne wyliczenie to jedno a możliwości parku maszynowego to zupełnie inna kwestia. Wiesz jak wyglądają laboratoria
 na politechnice? Pan Kazik robi, a my patrzymy. Przez 5 minut. Później szybko do domu bo wykładowcy się spieszy... Politechnika nie nauczy niczego z wyjątkiem teorii, a i tego często już nie...

W technikum jednak się pracuje przy obrabiarkach/przyrządach i uczy się ich funkcjonowania. 

 

11 godzin temu, Vincent napisał:

Znam ludzi po PG, którzy wyszli z niej nie potrafiając obsłużyć prostej suwmiarki i odczytać z niej wartości pomiarowej. Tacy ludzie mają tytuł naukowy mgr. inż. Czy to nie tragiczne jak nisko upadliśmy?

Jak to powiedział jeden z profesorów...

"W dzisiejszych czasach inżynier nie musi nawet wiedzieć jak się przelicza jednostki(SI-imperialne), nawet w telefonach są konwertery".
Z jednej strony trudno się nie zgodzić, ale efekt to pokolenie nic nie umiejących mgr. inż.

  • Like 2
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Co do edukacji.

 

Po pierwsze - po 1989 a szczególnie w okolicach lat 1995-2000 bardzo spadł poziom nauczania, szczególnie na uczelniach wyższych. Decydenci 'na górze' ustalili, że ma być więcej Polaków z wyższym. A skoro tak to obniżono progi wejście i wymagania plus otworzono multum uczelni prywatnych, z których zdecydowana większość to były i są przechowalnie oraz miejsca gdzie dyplom 'sprzedaje się' za regularnie uiszczane czesne. Efekt znany - masa 'magisterów i licenjonatów' z papierem a bez umiejętności. Bo i jakie można nabyć na "Wyższej Szkole Lansu i Bouncu" w Siarczykowie Dolnym? Ale na papierze liczba wykształciuchów się zwiększyła.

 

Druga sprawa to kwestie gospodarcze, długofalowe. Tu trochę pospekuluje. W 1994, gdy pisałem maturę, mega-wzięciem cieszyły się wszelkie ekonomie, zarządzanie, marketing itp - nic związane z produkcją. Chętni wybierający się na politechniki byli w mniejszości. Wyglądało to tak, jakby odgórnie wykreowano modę na zawody związane z dystrybucją i sprzedażą zachodniego towaru przy jednoczesnym wygaszaniu zawodów związanych z polskim przemysłem i działalnością produkcyjną na miejscu. Pamiętam kolegów, którzy na jakichś targach studenckich pałowali się jak oszaleli darmową praktyką w Nestle czy Procter & Gamble. Zachodnie korpo to był Olimp Olimpów w tamtych siermiężnych latach.

 

Padły szkoły zawodowo co było totalnym nieporozumieniem, wszystkich na siłę kierowano ku maturze a później studiom. Efekt znany. Mam nadzieję, że reaktywacja techników i szkół stricte zawodowych zmieni ten stan. Na jaką cholerę nam tyle magisterów europeistyki czy politologii, tudzież innych stosunków międzynarodowych - gdy potrzeba nam hydraulików, glazurników, spawaczy czy wykwalifikowanych rzemieślników. Do sprzedawania bułki z frytkami w Macu nie trzeba dyplomu, do jasnej cholery.

 

I ostatnia kwestia.

 

Program szkolny, od podstawówki wzwyż - to program minimum. Chcesz się wybić ponad przeciętność? Edukuj się dodatkowo sam! Gdy masz małe uczące się dzieci - rozszerzaj ich edukacje, nie zlewaj tematu zostawiając wszystko szkole. Szkoła zapewnia minimum dla przeciętniaków - i w tym zakresie działa. Ta kwestia szczególnie dotyczy rodziców uczących się dzieci. Trzeba więc pilnować bieżącej edukacji, stymulować i pobudzać do nauki, korygować jej tor. Wiem że łatwo napisać a trudno zrealizować dla rodzica po 8 czy 10 h odmóżdżającej pracy - ale innego wyjścia nie widzę, nie widzę jako rodzic. Inaczej jest wysokie prawdopodobieństwo, że dziecko w sposób naturalny 'dopasuje się' do przeciętnej średniej w swoim otoczeniu - bo to naturalne i bezpieczne w grupie.

 

S.

  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

1 godzinę temu, Neandertalczyk napisał:

Z tym że poprawne wyliczenie to jedno a możliwości parku maszynowego to zupełnie inna kwestia. Wiesz jak wyglądają laboratoria
 na politechnice? Pan Kazik robi, a my patrzymy. Przez 5 minut. Później szybko do domu bo wykładowcy się spieszy... Politechnika nie nauczy niczego z wyjątkiem teorii, a i tego często już nie...

W technikum jednak się pracuje przy obrabiarkach/przyrządach i uczy się ich funkcjonowania.


 

Dokładnie. Ja miałem przedmioty zawodowe (kosztem tych standardowych, programowych) i mnóstwo styczności z maszynami/urządzeniami których uczniowe LO nigdy nawet na oczy nie zobaczą.
 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

2 godziny temu, Subiektywny napisał:

Efekt znany - masa 'magisterów i licenjonatów' z papierem a bez umiejętności. Bo i jakie można nabyć na "Wyższej Szkole Lansu i Bouncu" w Siarczykowie Dolnym?

 

Niestety - często na uczelni technicznej, zwanej "dobrą", można nabyć takie same - żadne. Książkę mam możliwość przeczytać sobie sam - słuchanie jej odczytywania/streszczania w gmachu uczelnianym, nie sprawia w magiczny sposób, że z wiedzy wyłącznie teoretycznej nagle pozyskam praktyczną. Kiedyś jeden młody prowadzący na tzw. laboratorium zadał nam takie mniej-więcej pytanie: "czy którekolwiek z ćwiczeń tu na uczelni was czegoś nauczyło? Bo mnie niczego. Już więcej nauczyłem się w technikum."

 

2 godziny temu, Subiektywny napisał:

Program szkolny, od podstawówki wzwyż - to program minimum. Chcesz się wybić ponad przeciętność? Edukuj się dodatkowo sam! Gdy masz małe uczące się dzieci - rozszerzaj ich edukacje, nie zlewaj tematu zostawiając wszystko szkole. Szkoła zapewnia minimum dla przeciętniaków - i w tym zakresie działa.

 

W dużej części się z tym nie zgadzam. Szczególnie jeśli chodzi o klasy od 4 wzwyż z tego co ja pamiętam ze swojej szkoły - a wątpię aby zmieniło się to na lepsze. Wybijanie się ponad przeciętność realizując program oficjalny PLUS coś innego jest możliwe tylko w przypadku gdy dziecko nie jest zdrowe i jest w stanie usiedzieć na miejscu prawie nieskończony czas. Dla zdrowego dziecka wielogogodzinne siedzenie to bardzo ciężka walka. W tej walce musi przegrać albo szkoła, albo zdrowie, bo raczej niewykonalne jest utrzymanie stanu ciągłej walki z własną naturą przez kilkanaście lat.

 

Jedyne dobre rozwiązanie dla zdrowego dziecka to olewanie szkoły na ile tylko się da, wymigiwanie się od robienia prac domowych z tych przedmiotów, na których nauczyciel rzadko sprawda, czytanie streszczeń zamiast książek - być może wtedy będzie zdolne i zachować zdrowie i siły do pouczenia się czegoś innego.

  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chodzi o edukacje to chciałbym wam Bracia zwrócić uwagę na system edukacji w Finlandii - jeden z najlepszych na świecie 

http://www.nowymodelszkoly.edu.pl/index.php/publicystyka/item/46-finski-cud-edukacyjny

Ze swojego punktu widzenia napisze: jestem absolwentem technikum , zdałem egzamin zawodowy i niby mam ten zawód 
Tylko , że to tak naprawdę w gruncie rzeczy niewiele daje . To jest w dalszym ciągu tylko papier , jakaś tam wiedza jest ale niepoparta żadną praktyką jest bezużyteczna , bo co z tego że wiem coś jak nie wiem jak to zastosować , nie mam obycia z tematem...
Praktyki polegały na tym , że przychodził prowadzący i było "Macie tu łopaty i idźcie tam wykopać korzenie" 
Miłym zaskoczeniem były lekcje u wojskowego , który uczył geodezji - kładł nacisk na praktykę i mówił do nas "Załoga , koniec pierdolenia , idziemy w teren mierzyć , bierzcie przyrządy " i to było super , chciało się przychodzić na te lekcje 
Moim zdaniem tu problem leży w przygotowaniu nauczycieli do nauczania a także w mentalności tych ludzi. 

Co ciekawe , na studiach jakich jestem 90%(80% kobiety) osób z roku jest po liceum i wyraźnie czuć od nich traktowanie ludzi po technikum z lekką pogardą ;)
Najlepsze są momenty , w których dostaję lepszą ocenę od nich i widzę taką zawiść - ludzie to są popierdoleni , naprawdę 

 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

7 godzin temu, Ambroży napisał:

Jedyne dobre rozwiązanie dla zdrowego dziecka to olewanie szkoły na ile tylko się da, wymigiwanie się od robienia prac domowych z tych przedmiotów, na których nauczyciel rzadko sprawda, czytanie streszczeń zamiast książek - być może wtedy będzie zdolne i zachować zdrowie i siły do pouczenia się czegoś innego.

To jest droga którą ja szedłem. Opłaciło się i to bardzo.
Miałem głęboko wyjebane na większość przedmiotów co do których czułem że nie są mi potrzebne w takim kształcie w jakim podaje nauczyciel. Lawirowałem jak się da, po linii najmniejszego oporu, aby tylko mieć z bani ten cyrk z ocenami i świadectwami.
Na świadectwie ukończenia liceum miałem 4 dopuszczające: polski, matma, wos i historia.
A dzisiaj realizuję się przez swoją pasję i robię doktorat z tego czego mnie nie uczono a czego się nauczyłem sam w wolnym od szkoły czasie. Można? Można.

  • Like 2
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

kiedyś nauczycielami byli glownie mezczyzni

a czego może nauczyć glupi babsztyl pilujacy pazury w czasie lekcji i przenoszący prywatne frustracje na uczniow

jak dziś siegam pamiecia do czasów szkoły to nie było tam zadnej nauczycielki ,profesorki która potrafilaby w sposób ciekawy przedstawić i  zainteresować tematem,

było za to kilku facetow na których lekcje chodzilo się z przyjemnoscia,szczegolnie milo wspominam profesora od rysunku technicznego,facet starej daty był po 60,

ale był genialny w sposobie prowadzenia lekcji,efekt....do dziś zrobie rysunek techniczny od linijki i cyrkla lepiej niż magistry na AutoCad,a skonczylem tylko ZSZ

  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

 

7 minut temu, Brzytwa napisał:

To jest droga którą ja szedłem. Opłaciło się i to bardzo.
Miałem głęboko wyjebane na większość przedmiotów co do których czułem że nie są mi potrzebne w takim kształcie w jakim podaje nauczyciel. Lawirowałem jak się, po linii najmniejszego oporu, aby tylko mieć z bani ten cyrk z ocenami i świadectwami.
Na świadectwie ukończenia liceum miałem 4 dopuszczające: polski, matma, wos i historia.
A dzisiaj realizuję się przez swoją pasję i robię doktorat z tego czego mnie nie uczono a czego się nauczyłem sam w wolnym od szkoły czasie. Można? Można.

A ten doktorar to nie z marketingu?( ͡° ͜ʖ ͡°)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

3 godziny temu, Brzytwa napisał:

To jest droga którą ja szedłem. Opłaciło się i to bardzo.
Miałem głęboko wyjebane na większość przedmiotów co do których czułem że nie są mi potrzebne w takim kształcie w jakim podaje nauczyciel. Lawirowałem jak się, po linii najmniejszego oporu, aby tylko mieć z bani ten cyrk z ocenami i świadectwami.
Na świadectwie ukończenia liceum miałem 4 dopuszczające: polski, matma, wos i historia.
A dzisiaj realizuję się przez swoją pasję i robię doktorat z tego czego mnie nie uczono a czego się nauczyłem sam w wolnym od szkoły czasie. Można? Można.

 

Toś Ty brat bliźniak :-). Choć ja może nie "lawirowalem", tylko mnie więcej w liceum nie było niż było. Kończyło się na przykład 4 egzaminami komisyjnymi zdawanymi w tym samym momencie na rok i nieśmiertelnym "zdolny tylko leń". I ta przyjemność, że kładzie się na tobie pół klasy z radości po zaliczaniu "takich wynalazków" :-). Ehh, stare dobre czasy. 

Poszczęściło mi się trochę, bo nauczyciel od informatyki był również moim wychowawcą, więc jak przychodziło do usprawiedliwiania nieobecności, to już tylko pytał czy pracowałem w tym czasie i (na początku) dla kogo robiłem by sprawdzić czy nie kłamię :-). Dzięki temu przez cale liceum moglem uczyć się i robić to co mnie pasjonowało.

Rozumiem jednak, że w Polsce lat 90-tych to było wyjątkowe podejście do ucznia - Bozia mnie lofcia, bo trafiłem do ogólniaka gdzie było "miejsce zsyłki" nauczycieli niepokornych wobec "systemu".

 

A co do wyższego szkolnictwa, to prawda jest taka, że w Polsce na uczelnie idzie się po papier, bo jak sam się nie kształcisz w danej dziedzinie to Ci uczelnia niewiele pomoże (chyba że chodzi o układy nauka/władza/biznes i poznanie "właściwych ludzi" do wałków) ;-). Praktycznie na każdych poza ostatnimi z moich studiów odpuszczałem sobie przed czasem "uczelnie", bo się wyczerpywało zasób wiedzy wykładowców z danego zagadnienia przed "odbębnieniem" wymaganej do papieru ilości lat.

 

Edukacja wyższa niż podstawowa, to tylko w domu - jak komuś "księgi" nie wystarczają to przez indywidualnych nauczycieli, którzy są specjalistami ze swoich działek. Całą resztę załatwiają różnej maści egzaminy. Tak jak za dobrych dawnych czasów ;-).

Edytowane przez baca
literówka + sposób na edukację
  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

No ja mam gdzieś z dekadę mniej od Ciebie, więc też trochę inaczej pewne rzeczy wyglądały jeżeli chodzi o szkolnictwo. Pierwszy rocznik gimbazjalny = króliki doświadczalne.

Co do uczelni to ja jestem na kierunku dla ludzi 'specjalnych' inaczej - czyli sztuki piękne. Miałem egzaminy wstępne z konkretnych umiejętności i na ten kierunek na jaki chciałem, dostałem się dopiero za 2 podejściem. Na roku jest 20 osób a nie 200 czy 500 jak na prawie czy innym marketingu. Zupełnie inaczej wygląda podejście wykładowcy do studenta bo w większości pracowni na mojej specjalności są to zajęcia czysto praktyczne. Coś na zasadzie mistrz-uczeń, a nie, że stoję za katedrą i gadam do bezosobowego tłumu. Z grup które prowadzę do każdego studenta podchodzę indywidualnie bo umożliwia mi to niewielka ilość studentów w grupie (około 10). Gdybym miał 30 osób, to chyba bym się zajebał.
 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dnia 9.01.2016 at 18:16, Neandertalczyk napisał:

@kic-anty Czyli mówisz że ktoś po politechnice nie musi mieć wiedzy praktycznej? Głupstwa pleciesz.

            Za pozwoleniem. Ja nigdzie nie napisałem, że ktoś po politechnice nie musi mieć wiedzy praktycznej. Ja tylko twierdzę, że ja nie mam pojęcia o obsłudze tokarki i frezarki, ale ile czasu trzeba na opanowanie tych maszyn, tydzień ? Ci koledzy którzy byli po liceach mieli dużo łatwiej, bo więcej umieli z matematyki itp. Mnie w technikum np. rysunku technicznego uczyli 5 lat. Ale w jeden semestr ( tyle trwał kurs rysunku technicznego na budowie okrętów ) nauczyłem się więcej, niż przez 5 lat szkoły średniej. I po tym kursie czy byłeś po technikum czy po liceum było

bez znaczenia. Z innymi przedmiotami ( umiejętnościami ) było podobnie.

                  Wyglądało to tak, że na pierwszych zajęciach ( na polibudzie ) wyszedł pan i powiedział, że zrobić rysunek od linijki to każdy głupi potrafi. Inżynier ma umieć wykonać ręcznie  szkic, z którego da się wykonać część. Czyli każdy student dostawał jakiś porąbany element, suwmiarkę i miał od ręki wykonać jej szkic na zajęciach, oczywiście szkic zgodny z zasadami rysunku technicznego! A' propos wiedzy praktycznej. Jak poszedłem po studiach pytać o robotę w biurze projektów, to jego szefa guzik obchodził mój dyplom, tylko usłyszałem: " Proszę tu usiąść, przy tej desce kreślarskiej, widzi pan , jest tu taki problem do rozwiązania, tam jest literatura, jak pan czegoś nie wie, to proszę pytać. " Jak skończyłem, to było pytanie " Od kiedy może pan zacząć. " Nie było to trudne, bo będąc po politechnice miałem za sobą setki rysunków i mnóstwo projektów za sobą.

Tak się złożyło że jako jedyny w grupie jestem po technikum, cała reszta chodziła do liceów. Skutek? Zaprojektować potrafią wszystko, obliczenia przeprowadzą wzorowo, ale co z tego jeśli tych elementów nie da się wykonać! Oni tego nie wiedzą właśnie dlatego, że nie mają wiedzy nabytej w technikach czy nawet w zawodówkach. Ot, tacy specjaliści...

           

               Wiedzę z technikum, to o kant doopy rozbić. Wiem co mówię, bo sam jestem po technikum. Bez specjalnych kursów wyrównawczych z matematyki i fizyki i będąc gamoniem po technikum nie miałbym najmniejszych szans na zdanie egzaminu wstępnego na polibudę. A o tym, żeby się tam utrzymać z ww. powodu, to można było sobie pomarzyć, właśnie ze względu na denny poziom matematyki w technikum ( przynajmniej moim ).

              Jeszcze parę słów o wiedzy praktycznej ludzi po politechnice ( mogę się wypowiadać tylko o budowie okrętów ). Jak poszedłem pracować do stoczni remontowej ( będąc już po PG ), to każdy koleś po polibudzie przez co najmniej pół roku pracował jako robotnik. Czyli najpierw byłem monterem silników okrętowych, potem monterem rurociągów okrętowych, kadłubów itd. Przeszliśmy z kumplami przez wszystkie wydziały produkcyjne. Kurs spawania też był obowiązkowy ( robiliśmy papiery PRS ). Bez odpowiedniej wiedzy praktycznej nie sposób było pracować w stoczni. Ja potem trochę popływałem na statkach jako motorzysta, potem IV mechanik, III mechanik itd. Miałem wiedzę praktyczną wywaloną w kosmos. Z teoretyczną było podobnie. Ostatni semestr budowy okrętów to była praktyka pływająca- jako motorzysta na  statku.

 

@Vincent 

            Wiesz u mnie na roku byli absolwenci trójki. Oni byli po prostu najlepsi, wręcz wybitni. Ja ich podziwiałem. Absolwenci trójki= najlepsi na roku. 

 

" Znam ludzi po PG, którzy wyszli z niej nie potrafiając obsłużyć prostej suwmiarki i odczytać z niej wartości pomiarowej. Tacy ludzie mają tytuł naukowy mgr. inż. Czy to nie tragiczne jak nisko upadliśmy? " 

 

Ja takich nie znałem. Rynek pracy brutalnie weryfikuje umiejętności.  Tu się z tobą absolutnie zgadzam. Chory system ( pieniądze zależą od ilości studentów ). Nas na roku było tylko 48- 4 grupy po 12 osób. Za trzy nieusprawiedliwione nieobecności na zajęciach- skreślenie.  

 

@Subiektywny "Druga sprawa to kwestie gospodarcze, długofalowe. Tu trochę pospekuluje. W 1994, gdy pisałem maturę, mega-wzięciem cieszyły się wszelkie ekonomie, zarządzanie, marketing itp - nic związane z produkcją. Chętni wybierający się na politechniki byli w mniejszości. "

            Zawsze chętni wybierający politechniki są w mniejszości. W 1984 roku, gdy ja pisałem maturę było tak samo. Politechniki to ciężkie studia i cholernie dużo pracy. Nas kumple z uniwersytetu przezywali " pochylone grzbiety ". Nigdy nie rozumiałem ludzi wybierających kierunki na których można się obijać. Gów..ne studia= gów..ny dyplom= gów..na robota= gów..ne pieniądze. Lepiej się jakiegoś rzemiosła wyuczyć.

Edytowane przez kic-anty
  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

45 minut temu, kic-anty napisał:

Wiedzę z technikum, to o kant doopy rozbić. Wiem co mówię, bo sam jestem po technikum. [...]

Jeszcze parę słów o wiedzy praktycznej ludzi po politechnice [...]

 

" Znam ludzi po PG, którzy wyszli z niej nie potrafiając obsłużyć prostej suwmiarki i odczytać z niej wartości pomiarowej. Tacy ludzie mają tytuł naukowy mgr. inż. Czy to nie tragiczne jak nisko upadliśmy? " 

 

Ja takich nie znałem. [...]

W 1984 roku, gdy ja pisałem maturę [...]

 

Obawiam się, że data z ostatniej zacytowanej przeze mnie linijki wyjaśnia pochodzenie różnicy zdań.

 

Sam miałem maturę w 1999 i po studiach trochę czasu pracowałem z ludźmi starszymi ode mnie 10-30 lat, z czego część w pewnym okresie pracowała na politechnice jako laboranci, czy jak się tam ta funkcja zwie.

 

Niektórzy zostali zwolnieni w wyniku redukcji etatów: redukcji WYŁĄCZNIE związanych z nauczaniem PRAKTYKI! Panów od stania przed rzutnikiem i opowiadania, redukcja nie dotknęła. Zmniejszono więc liczbę godzin laboratoriów, dla oszczędności zmodyfikowano ich program tak, aby student obecność sprzętu odczuwał w zasadzie tylko duchowo (dzięki temu sprzęt się rzadziej psuje) - a jeszcze lepiej - zamiast sprzętu dać studentom symulację komputerową. Uniemożliwiono też dostęp do pracowni w innych godzinach, niż planowe godziny ćwiczeń - lepiej aby pracownia stała przez wiekszość dnia zamknięta - bo jeszcze by ktoś się czegoś praktycznego nauczył...

 

Próbując oszacować po wieku tych, którzy mi opowiadali, czasu ile popracowali na uczelni... te zmiany nastąpiły około 1990-1995 roku.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

8 minut temu, Ambroży napisał:

 

Obawiam się, że data z ostatniej zacytowanej przeze mnie linijki wyjaśnia pochodzenie różnicy zdań.

 

Sam miałem maturę w 1999 i po studiach trochę czasu pracowałem z ludźmi starszymi ode mnie 10-30 lat, z czego część w pewnym okresie pracowała na politechnice jako laboranci, czy jak się tam ta funkcja zwie.

 

Niektórzy zostali zwolnieni w wyniku redukcji etatów: redukcji WYŁĄCZNIE związanych z nauczaniem PRAKTYKI! Panów od stania przed rzutnikiem i opowiadania, redukcja nie dotknęła. Zmniejszono więc liczbę godzin laboratoriów, dla oszczędności zmodyfikowano ich program tak, aby student obecność sprzętu odczuwał w zasadzie tylko duchowo (dzięki temu sprzęt się rzadziej psuje) - a jeszcze lepiej - zamiast sprzętu dać studentom symulację komputerową. Uniemożliwiono też dostęp do pracowni w innych godzinach, niż planowe godziny ćwiczeń - lepiej aby pracownia stała przez wiekszość dnia zamknięta - bo jeszcze by ktoś się czegoś praktycznego nauczył...

 

Próbując oszacować po wieku tych, którzy mi opowiadali, czasu ile popracowali na uczelni... te zmiany nastąpiły około 1990-1995 roku.

               Tak, wygląda, że jestem oderwany od dzisiejszych realiów. Bo jeśli chodzi o mnie, to generalnie byłem zadowolony ze swoich studiów i swojej polibudy. Nie miałem  w gruncie rzeczy do czego się przyczepić. Uczyli dobrze no i to był zupełnie inny świat ( póżny Jaruzelski ). Nie sadzilem, ye tak wiele sie zmienilo.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Umieściliśmy na Twoim urządzeniu pliki cookie, aby pomóc Ci usprawnić przeglądanie strony. Możesz dostosować ustawienia plików cookie, w przeciwnym wypadku zakładamy, że wyrażasz na to zgodę.