Skocz do zawartości

Mając moje karty osiągnąłem sporo ale ciężko uniknąć wrażenia porażki


Rekomendowane odpowiedzi

Witam Wszystkich,

chciałbym opisać lub lepiej jest powiedzieć wyrzucić co mam na wątrobie. Pranie własnych brudów u mnie ma na celu zrzucenie tego ciężaru który nagromadził się przez lata. Tak jest rozgoryczenie, ale ogólnie starym się być pozytywnie nastawiony, ciągle nad sobą pracuje i wiem że i tak mam lepiej niż wiele osób. W pewien sposób jest to jakaś autoterapia i czytając wiele takich wątków widzę że ludziom to pomaga.

 

Zacznijmy od plusów, miałem i mam dość słabe karty, ale uważam że zmaksowałem je naprawdę dobrze, statystycznie powinienem skończyć chyba w jakimś więzieniu, bez jakiś większych sukcesów. Grind który trwał latami się opłacił dlatego nie mam kredytów i mam pewien spokój, nie jestem bogaczem, tylko zawsze ceniłem spokój psychiczny, po prostu żyłem poniżej swoich możliwości. Uważam że ta pokora to mój ogromny sukces który pozwolił uniknąć wielu potencjalnych problemów.

 

Wychowywałem się bez ojca w latach 90tych, trochę przez kilka lat miałem przynajmniej dziadka co coś mi dało bo dobrze go wspominam. Mama sama miała swoje historie, uciekła z przemocowej rodziny i osiadła w dużym mieście. Sama nie doznała pozytywnych rodzinnych uczuć i nie miała mi co przekazać, ale przynajmniej ja w domu miałem spokój, talerz z jedzeniem itd. Uważam że ona mając swoje karty osiągnęła również bardzo dużo, jestem jej naprawdę wdzięczny bo jako gnojek wiele rzeczy nie rozumiałem, ale z czasem poznając życie dochodzę do wniosku że statycznie powinniśmy skończyć w jakimś ośrodku pomocy a ja może w domu dziecka. Sama nie doznała raczej miłości i nie miała mi co przekazać, mam tą pewną pustkę, ale wiem że dała z siebie wszystko, to była jej miłość do syna i jestem za to jej wdzięczny, wielu nawet tego nie ma. Ma silny charakter, podobnie jak ja, przez lata ostro się spieraliśmy, ale teraz już jest spokój i często jej pomagam jak coś potrzebuje, czasem spędzam z nią czas bo jest sama, szczególnie w święta. 

 

Natomiast jestem świadom że mam pewną pustkę z dwóch stron, po pierwsze wychowywałem się de facto sam, nie miałem się kogo zapytać o cokolwiek czy poradzić, w zasadzie wszystko robiłem metodą prób i błędów. Nie było wtedy internetu, wszystko było męczącą improwizacją. Zapytać się de facto obce osoby głupio, albo ploty albo śmiech itd. Plus był taki że zawsze byłem zawzięty, podświadomie wiedziałem że albo sam się za siebie wezmę albo będę wgnieciony w ziemię. Musiałem się wychować de facto samodzielnie. Ponownie mogłem trafić o wiele gorzej i mam tego świadomość. W zasadzie pierwsze lata edukacji byłem bardzo pozytywnym, żywym dzieckiem, niestety czym jest świat dowiedziałem się w połowie szkoły podstawowej kiedy zaczęły się problemy z naszym lokum po dziadku, sprawy sądowe, próba przejęcia mieszkań handlarzy kamienic itd. Dla takiego gówniarza jak ja to było podkopanie podstawowych potrzeb bezpieczeństwa, myślałem że wylądujemy na bruku. Ostatnimi pieniędzmi udało się nam wybronić dzięki pomocy palestry ale nerwy mocno podkopały moją samoocenę, zamknąłem się w sobie. Zrobiłem się cichy i wycofany, bo nie wiedziałem właściwie jak to się skończy. Nie pomagały eksmisje oszukanych ludzi itd, później włamy do opuszczonych mieszkań i zamieszkanych. Szkoda gadać, kompletnie zapadłem się w sobie. Wtedy nawet interesowały się mną niektóre dziewczyny, po latach dopiero to skumałem jak zacząłem czytać o tych rzeczach, jak ładna laska szczypie w tyłek to jednak coś znaczy. A ja wtedy się wkurzałem, śmieszne nie? W ogóle nie wiedziałem co się wokół mnie dzieje. W ostatnich latach tej bazowej edukacji wreszcie zaczęło się prostować, odetchneliśmy, byliśmy bezpieczni, ale ta jedna historia kompletnie zmieniła moje życie. Niestety rozmawianie o swoich problemach z rówieśnikami tylko sprawę pogarszało bo już wtedy widziałem że się "przyjaciół" szybko traci, mam wrażenie że ludzi utrzymują znajomość tylko na "dobre". Po wielu latach i znajomościach powoli dochodzę do wniosku że chyba przyjaźń nie istnieje, może są jakieś wspólne interesy. W zasadzie chciałem jak najszybciej uciec z tej szkoły bo w pamięci miałem już tylko złe rzeczy, w sumie traumę. Dopiero po latach zrozumiałem że miałem do czynienia z lepiej sytuowanymi ludźmi co też uznaje za szczęście bo w miarę w szkole był wysoki poziom i spokój. Natomiast nie byłem zbyt traktowany poważnie gdyż byłem biedny, nic mi nie brakowało i za to jestem wdzięczny, ale to nie ten poziom. Dobrze że to były lata 90-te bo tego aż tak nie było widać, dziś młodsi mają gorzej bo patrząc na instagramy jakie niektórzy mają życie dostają depresji. 

   

Kolejny etap edukacji to było odcięcie się od poprzedniej szkoły i ludzi, zawiodłem się że kiedy potrzebowałem choć zrozumienia i wsparcia uzyskałem ścianę, bardzo się zawiodłem wtedy na ludziach i chyba mi to już zostało: skoro odtrącali mnie to ja też to robiłem. Zresztą co im się dziwić oni mięli inny świat, natomiast problem w tym że do odcisnęło piętno na mojej psychice i przez długie lata mocno na mnie ciążyło. Poczułem ulgę w liceum że trauma się skończyła, ale z drugiej strony wiedziałem że kiedyś byłem radośniejszy, ale nie miałem już tej beztroski i zaufania do ludzi. W zasadzie w liceum tylko grałem na konsoli aby zapomnieć o tym wszystkim, miałem znajomych itd, natomiast dziewczyny żadnej i w sumie to się już nie zmieni. Byłem w maraźmie i wycofaniu co było dużym błędem, ale po prostu chciałem odpocząć i zapomnieć. Z tym że tutaj dobre było to że nie popadłem w jakieś używki jak papierosy, alkohol czy gorzej prochy, a widziałem co potrafi to zrobić z ludźmi. W sumie też miałem zainteresowanie kilku dziewczyn, ale ponownie nie wiedziałem o co w tym chodzi, wtedy nie było jeszcze powszechnego internetu, w zasadzie myślałem że samo się wszystko stanie, co oczywiście się nie zdarzyło. Liceum uznaje za kompletnie stracony czas, znajomości po tylu latach same się rozeszły, a jak wpadamy na siebie i się nasłuchałem jak najlepsi kumple robili sobie później świństwa itd to oprócz szoku cieszyłem się że pewne rzeczy mnie nie spotkały. Plusem było to że rozumiałem  że mam problem, wiedziałem że muszę coś zmienić i ponownie uznałem że na studiach spróbuje coś ze sobą zrobić. 

   

Oczywiście studia to nie tylko nauka ale i praca, mi nikt nic nie kupił, nie miałem z górki. Łatwo nie było, ciążył mi mocno jakikolwiek brak bliskości, z drugiej strony problemem były po prostu elementarne braki jak komunikować się z kobietami, jak eskalować itd, zapytać się kogo? Ani ojca czy brata itd itp, to jeszcze nie czasy pua. Zatem jak wielu poprostu korzystałem z profesjonalistek, uważam to za jedno z gorszych wyjść, ale koniecznych dla takich jak ja, zresztą myślę że przy obecnych wymaganiach z kosmosu to dla wielu norma, bo by byli prawiczkami całe życie. Natomiast trochę odżyłem, ogarnąłem się, schudłem i czułem się lepiej.

   

Pierwsze poważne prace w dużych firmach to spora stabilizacja, wtedy powoli zaczął się pojawiać w necie temat pua, gra Strausa itd, jako seryjny piwniczak uznałem że teraz albo nigdy. Nie oszukujmy się moja samoocena była niska, nigdy nie miałem dziewczyny, ale byłem zdeterminowany. Zatem zacząłem zagadywać, wychodzić w przerwach w pracy na obiad i standardowo udawałem zagubionego turystę, a później już bardzo bezpośrednio. Przyznam że bardzo dużo mi to dało, samo zagadanie nieznanej dziewczyny dawało pewnego kopa, do dziś pamiętam pierwszy raz jak waliło mi serce. Oczywiście szybko wychodziły zwykłe braki, podstawowe błędy, wręcz żenujące, wstyd i ponowne obniżenie samooceny, ale się nie podawałem. Kurczę  kilka razy usłyszałem że to była najgorsza randka w ich życiu i wiem że miały wtedy często racje, serio nie widziałem często co robię, próbowałem metodą prób i błędów. Pragnę podkreślić że to były czasy jeszcze przed tinderem więc kobiety były normalniejsze, nie miały jeszcze tyle atencji co dzisiaj. Obecnie jakby mi jakaś to powiedziała to bym się kompletnie nie przejął bo tak ciężko im dogodzić. W każdym razie to był męczący grind. Z jednej strony cieszyłem się że jakby idę powoli do przodu, ale dopiero z czasem widziałem jak wiele nie wiem, jaka to przepaść, jakie mam braki. Przyznam że na tym etapie nie udało mi się nikogo znaleźć, najczęściej po spotkaniu dwóch się przestawały odzywać itd. 

        

Później wszedł tinder i spotykałem się nawet kilka razy w tygodniu, ćwiczyłem rozmowę, czytałem tych puasów itd, ale progress był coraz mniejszy. Dodatkowo ze stresów w pracy zacząłem chorować, zrobiłem sobie przerwę od tego wszystkiego, z czasem zdrowie tąpnęło. Też jednym z powodów czemu postanowiłem skupić się na zdrowiu był szok że jak wspominałem o moim zdrowiu to się bardzo szybko znajomości kończyły. Było to dla mnie nie do pojęcia, to był red pill zanim ten termin w ogóle powstał. W zasadzie chodziłem tylko do profesjonalistek od czasu do czasu, skupiłem się na pracy i zdrowiu bo było coraz gorzej. Wyciśnięto mnie jak cytrynę i zajęło mi lata zanim wreszcie zacząłem poprawić swoje zdrowie. Było tak źle że ledwo utrzymałem pracę, wtedy już wogóle nie myślałem o kobietach. Po 30stce zacząłem odżywać, ale teraz w zasadzie mam już całą wywrotkę problemów, przynajmniej zdrowie zaczęło się poprawiać i materiałów o relacjach było już dość sporo, więc teorie w miarę ogarniałem. Głównie korzystałem z tindera i czasem jak ślepej kurze trafił się jakiś seks, ale żadnej relacji nie było, nigdy nie oszukiwałem o stanie swego zdrowia, więc po prostu uznałem że nie będę o tym mówił i korzystał z samego seksu. W tamtych latach kręciło się sporo pań w związkach na tych apkach, łapałem takie incognito milfy, teraz uważam że to był błąd i miałem sporo szczęścia że nikt mi nie dał za to w łeb. Dziś na tinderze nie istnieje, raz jestem za stary, a w moim wieku "doświadczenie" damy mają takie że szkoda gadać, to ja już wolę chodzić do profesjonalistek. Zresztą tego nie robię już bo jest to puste i sztuczne, szkoda mi czasu i kasy.

 

Tak to Panowie wygląda. Z jednej strony moje życie to porażka, trochę tli się w głowie myśl że przegrałem życie. Chciałbym mieć rodzinę i dzieci. Osiągnąłem względny sukces zawodowy. Na tym polu z moimi kartami uważam że udało mi się dojść bardzo daleko. Natomiast ciąży mi brak bliskości kobiety, chciałbym mieć potomka. Doskonale wiem czytając to forum że wielu takich jak ja przez rozwody kończyło na ulicy i to z alimentami. Uważam że jestem w pewnej grupie ryzyka ze względu na brak mojego doświadczenia w relacjach, jestem prostym celem, na tym etapie bym się już nie ożenił oczywiście by zminimalizować ryzyko. Zresztą już mi chyba to w Polsce nie grozi i jedyni mi pozostaje wyjazd do Azji. Jestem takie solidne 5 na 10 na tym etapie, no może ciut więcej bo się trochę ogarnąłem z sylwetką, natomiast nie mam złudzeń co do naszego rodzimego rynku matrymonialnego, na nim nie istnieje.

 

W zasadzie jestem proto-incelem i mój przykład pokazuje jak pewne braki na samym początku się piętrzą, podejrzewam że gdyby nie mój stan zdrowia to bym dał radę bardziej temat ogarnąć bo byłem na dobrej drodze. Natomiast na pewnym etapie zdrowie i utrzymanie środków do życia było ważniejsze. Straciłem kilkadziesiąt lat i chyba już nie da się tego nadrobić. Nadal pracuje nad sobą jeśli chodzi o sylwetkę i zaczynam wyglądać nawet nieźle. Podsumowując jak na moje karty to niemal cud że w miarę ogarnąłem życie, zaszedłem całkiem daleko, jedynie jest żal moich braków, dość żenujące. Z drugiej strony ogólnie czuje się dobrze, wiem że wydźwięk tego co napisałem jest dość negatywny, ale na codzień jestem pozytywnie nastawiony, po prostu cieszę się z małych rzeczy, z tego co mi się udało. Wiem że mogło być znacznie gorzej. Paradoksalnie przeciwności w życiu dały mi sporo pokory dzięki czemu cenię sobie spokój i dużą stabilność, właściwie niemal samowystarczalność. Teraz pracuje nad eliminacją negatywnych informacji itd, odsubskrybowałem większość kanałów red pill bo już więcej tam się nie nauczę, unikam polityki, szukam pozytywnych wrażeń, nawet spacer parku dla mnie jest lepszy od tego co w tv.

 

Pozdrawiam Wszystkich i dziękuję za przeczytanie oraz jakiekolwiek komentarze

 

 

  • Like 2
  • Dzięki 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Godzinę temu, Magos Dominus napisał(a):

Dostałeś słabe karty, ale wyszedłeś (w miarę) na prosto. Nie powinieneś rozpatrywać tego w kategoriach porażki, a jako sukces. 

Z ciekawości, ile masz lat?

40, dzięki też tak sobie tłumaczę tylko wiesz czasem człowiek wpada w złe myśli, wraca do przeszłości, że mógł coś zrobić czy inaczej. Staram się sobei wybaczyć a to ciągła praca

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

3 godziny temu, jackn napisał(a):

40, dzięki też tak sobie tłumaczę tylko wiesz czasem człowiek wpada w złe myśli, wraca do przeszłości, że mógł coś zrobić czy inaczej. Staram się sobei wybaczyć a to ciągła praca

40 Lat to jeszcze nie jest przegrane życie. Zwłaszcza, że na stracie wychodziłeś z bardzo czarnej... Pomyśl jaką masz siłę dzięki tym wszystkim doświadczeniom. Wielu facetów przy takim zestawie kart poszłoby w używki, a Ty tego nie zrobiłeś. Więc masz w sobie siłę. 

Moim zdaniem, chyba najważniejsze abyś zrobił sobie plan. Co chcesz zrobić i osiągnąć przez następne dziesięć lat. Zadaj sobie pytania i najlepiej rozpisz na kartce, to na serio pomaga. Co z pracą? Co celami osobistymi, tzn. nad czym byś chciał u siebie pracować. Umysł, czyli nowe umiejętności lub wiedza. A może ciało? I co z kobietami? Co w tej materii? Jak poznać, jak sobie poradzić? I zastanów się czy nie mierzysz czasem za wysoko? Wiem, że to ciężko tak sobie powiedzieć ok akceptuję te, które podobają mi się dużo mniej ale jeśli chcesz rodziny i dziecka to może właśnie tędy droga? Usiądź i bardzo poważnie się nad tym zastanów. Rozbij te cele na mniejsze etapy i określ ich ramy czasowe. I zacznij realizować ten plan choćby nie wiem co. 

Być może znasz ale w temacie rozwoju osobistego i poznawania kobiet polecam kolesia, który nazywa się Paweł Rawski. Znajdziesz go na YT. Ma sporo darmowej wiedzy ale najlepsze rzeczy są płatne. Jak się odbudowywałem po upadku to właśnie jeden z jego płatnych kursów bardzo mi pomógł. Jak możesz sobie pozwolić na wydanie trochę grosza to polecam. 

  • Like 1
  • Dzięki 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

1 godzinę temu, Arghor napisał(a):

40 Lat to jeszcze nie jest przegrane życie. Zwłaszcza, że na stracie wychodziłeś z bardzo czarnej... Pomyśl jaką masz siłę dzięki tym wszystkim doświadczeniom. Wielu facetów przy takim zestawie kart poszłoby w używki, a Ty tego nie zrobiłeś. Więc masz w sobie siłę. 

Moim zdaniem, chyba najważniejsze abyś zrobił sobie plan. Co chcesz zrobić i osiągnąć przez następne dziesięć lat. Zadaj sobie pytania i najlepiej rozpisz na kartce, to na serio pomaga. Co z pracą? Co celami osobistymi, tzn. nad czym byś chciał u siebie pracować. Umysł, czyli nowe umiejętności lub wiedza. A może ciało? I co z kobietami? Co w tej materii? Jak poznać, jak sobie poradzić? I zastanów się czy nie mierzysz czasem za wysoko? Wiem, że to ciężko tak sobie powiedzieć ok akceptuję te, które podobają mi się dużo mniej ale jeśli chcesz rodziny i dziecka to może właśnie tędy droga? Usiądź i bardzo poważnie się nad tym zastanów. Rozbij te cele na mniejsze etapy i określ ich ramy czasowe. I zacznij realizować ten plan choćby nie wiem co. 

Być może znasz ale w temacie rozwoju osobistego i poznawania kobiet polecam kolesia, który nazywa się Paweł Rawski. Znajdziesz go na YT. Ma sporo darmowej wiedzy ale najlepsze rzeczy są płatne. Jak się odbudowywałem po upadku to właśnie jeden z jego płatnych kursów bardzo mi pomógł. Jak możesz sobie pozwolić na wydanie trochę grosza to polecam. 

 

Dzięki bo to są bardzo ważne pytania, teraz widzę to z innej perspektywy, masz sporo racji, plan to dobry pomysł i to przemyślę.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Trochę brzmisz jakbyś potrzebował jednak poklepania po plecach, a z drugiej strony mocno czuć rozgoryczenie życiem.

 

Co do trudnego startu to ciężko mi postawić się w takiej sytuacji, ale mimo, że pochodzisz z dysfunkcyjnej rodziny to jednak z wpisu wynika, że nie dorastałeś w jakiejś patologii, chociaż było dosyć biednie. Na pewno masz braki męskiego wzorca, ale możesz idealizować tę rolę i myśleć, że pomogłyby Ci ona w lepszej socjalizacji. Ja jedyną radę jaką otrzymałem od ojca w kwestiach matrymonialnych to taka, żebym mówił komplementy, więc widzisz jaka jest jakość tego wsparcia i wiedza na temat współczesnego świata. I pewnie tak to powszechnie wygląda, że zdecydowana większość milenialsów raczej nie miała w domu prywatnego PUA. Ja nie pochodzę z jakiegoś bogatego domu, ale jednak wiele razy słyszałem jaki mam dobry start, bo może i na początku studiów tak to obiektywnie wyglądało. Tylko co z tego skoro społeczeństwo, oczywiście z głównym naciskiem na jego żeńską cześć brutalnie weryfikuje niedostatki społeczne, emocjonalne i seksualne. Jeśli miałbym doszukać się pozytywów w Twojej młodości, to dosyć szybko musiałeś ogarnąć się jak brutalnie wygląda świat i relacje międzyludzkie, chociaż oczywiście szkoda, że straciłeś radość życia w teoretycznie najlepszym jego okresie. Mimo wszystko może to lepiej ukształtować charakter niż wieloletnie bluepillowanie najpierw przez rodzinę, a później samego siebie. 

 

Z Twojego wpisu bije jednak smutek i rozgoryczenie z powodu braku kobiety. Co do tych relacji to coś mi tu jednak nie pasuje, bo 5/10 kłóci mi się z kilkoma randkami tygodniowo z tindera. Albo rynek był dużo lepszy, albo zupełnie nie wybrzydzałeś, albo masz jednak wyższy potencjał. Wiem, że wiek może u Ciebie ograniczać opcje, ale po pierwsze na apkach można to delikatnie oszukać, tak ze dwa lata w dół, a po drugie może i wygląd jak i same zdjęcia da się jeszcze wymaksować. Widać, że zęby zjadłeś na randkach, więc pewnie świetnie się w tych tematach orientujesz, ale moim zdaniem hierarchia statusu lasek, ale też ich wymagań to Bumble > Tinder > randki FB > Badoo. Życiowo wydajesz się ogarniętym facetem ze sprecyzowanymi potrzebami, więc pewnie kwestia na ile jesteś w stanie obniżyć wymagania, żeby zrealizować się rodzinnie. Ale może nie musi być tak, że będziesz łapać co popadnie, bo możesz celować w kobiety, które dobijają do ściany i chcą w ostatniej chwili się ogarnąć. Wiem, że to wygląda jak nurkowanie w szambie, ale może w końcu coś wyłowisz, jeśli będziesz aktywnie działał. Nie podejrzewam Cię, żebyś był specjalnie religijny, ale podsuwam kontrowersyjny pomysł, że może na randkowych portalach katolickich (tak, jest coś takiego) mógłbyś spotkać kogoś o podobnych wartościach. No i może w Twoim przypadku zadziałałby speedating, bo spodziewam się, że tam też mogą chodzić babki, które nie szukają tylko szybkiej przygody. 

Edytowane przez Nodofski
  • Like 1
  • Dzięki 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

8 godzin temu, Nodofski napisał(a):

Trochę brzmisz jakbyś potrzebował jednak poklepania po plecach, a z drugiej strony mocno czuć rozgoryczenie życiem.

 

Co do trudnego startu to ciężko mi postawić się w takiej sytuacji, ale mimo, że pochodzisz z dysfunkcyjnej rodziny to jednak z wpisu wynika, że nie dorastałeś w jakiejś patologii, chociaż było dosyć biednie. Na pewno masz braki męskiego wzorca, ale możesz idealizować tę rolę i myśleć, że pomogłyby Ci ona w lepszej socjalizacji. Ja jedyną radę jaką otrzymałem od ojca w kwestiach matrymonialnych to taka, żebym mówił komplementy, więc widzisz jaka jest jakość tego wsparcia i wiedza na temat współczesnego świata. I pewnie tak to powszechnie wygląda, że zdecydowana większość milenialsów raczej nie miała w domu prywatnego PUA. Ja nie pochodzę z jakiegoś bogatego domu, ale jednak wiele razy słyszałem jaki mam dobry start, bo może i na początku studiów tak to obiektywnie wyglądało. Tylko co z tego skoro społeczeństwo, oczywiście z głównym naciskiem na jego żeńską cześć brutalnie weryfikuje niedostatki społeczne, emocjonalne i seksualne. Jeśli miałbym doszukać się pozytywów w Twojej młodości, to dosyć szybko musiałeś ogarnąć się jak brutalnie wygląda świat i relacje międzyludzkie, chociaż oczywiście szkoda, że straciłeś radość życia w teoretycznie najlepszym jego okresie. Mimo wszystko może to lepiej ukształtować charakter niż wieloletnie bluepillowanie najpierw przez rodzinę, a później samego siebie. 

 

Z Twojego wpisu bije jednak smutek i rozgoryczenie z powodu braku kobiety. Co do tych relacji to coś mi tu jednak nie pasuje, bo 5/10 kłóci mi się z kilkoma randkami tygodniowo z tindera. Albo rynek był dużo lepszy, albo zupełnie nie wybrzydzałeś, albo masz jednak wyższy potencjał. Wiem, że wiek może u Ciebie ograniczać opcje, ale po pierwsze na apkach można to delikatnie oszukać, tak ze dwa lata w dół, a po drugie może i wygląd jak i same zdjęcia da się jeszcze wymaksować. Widać, że zęby zjadłeś na randkach, więc pewnie świetnie się w tych tematach orientujesz, ale moim zdaniem hierarchia statusu lasek, ale też ich wymagań to Bumble > Tinder > randki FB > Badoo. Życiowo wydajesz się ogarniętym facetem ze sprecyzowanymi potrzebami, więc pewnie kwestia na ile jesteś w stanie obniżyć wymagania, żeby zrealizować się rodzinnie. Ale może nie musi być tak, że będziesz łapać co popadnie, bo możesz celować w kobiety, które dobijają do ściany i chcą w ostatniej chwili się ogarnąć. Wiem, że to wygląda jak nurkowanie w szambie, ale może w końcu coś wyłowisz, jeśli będziesz aktywnie działał. Nie podejrzewam Cię, żebyś był specjalnie religijny, ale podsuwam kontrowersyjny pomysł, że może na randkowych portalach katolickich (tak, jest coś takiego) mógłbyś spotkać kogoś o podobnych wartościach. No i może w Twoim przypadku zadziałałby speedating, bo spodziewam się, że tam też mogą chodzić babki, które nie szukają tylko szybkiej przygody. 

 

Dzięki masz wiele ciekawych przemyśleń. Tak nie byłem w patologii i to jest już na start duży sukces, wogóle większość z  nas i tak ma lepiej niż z 90% ludzi na świecie, mogliśmy zaczynać jako dzieci w afryce w kopalni kobaltu wydobywając rączkami ziemię. To może nie ładnie ale ja tak wiele rzeczy sobie tłumaczę i pomaga, wiele osób wolałoby być na naszym miejscu, na tym polega pokora by docenić co mamy. Ojciec dla mnie to nie tyle guru pua co zwykłe życiowe oparcie, spędzanie czasu itd, sam fakt że jest to już jest dużo. Ciężko to wytłumaczyć, to tak jakby ktoś kogoś stracił i miał pustkę. Ja sie z tym pogodziłem, jest jak jest.

 

Odnośnie tindera to bardzo słuszna uwaga, widzisz na początku tindera z 10 czy nawet więcej lat temu to tam nawet nie było monetyzacji, to był startup puszczony na żywioł żeby pozyskać jak najwiecej użytkowników. Tam był prosty algorytm parowania, mogłeś lajkować cały dzień, nie było premium. Kobiety też nie były zepsute atencją, tam nawet małpa mogłaby zdobyć kilkadziesiąt par. Ja kiedyś miałem kilkaset par, wtedy można też było wysyłać zdjęcia wszystkim użytkownikom, były lajki itd. To nie był problem umówić się nawet na randkę, bo było tam mało mężczyzn, nie wiem czy nawet nie było więcej kobiet. To była nisza mało kto używał tindera, nie tyle co dziś. Obecnie masz algorytm który ogranicza zasięgi, no chyba że kupisz premium. Podejrzewam też że jest dużo botów, kto wie może z czasem faceci będą rozmawiać z AI i nawet o tym nie będą wiedzieli byle żeby wyciągnąć od nich kasę. To były kompletnie inne czasy, nie był jeszcze 10 lat temu tak popularny instagram itd.

Na speeddating chodził znajomy i to była strata czasu bo damy są tak samo wymagające, poszedł kilka razy i dał sobie spokój. Ba wiele speeddatingów odwoływano bo żadni faceci się już nie pokazywali.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

No cóż. Znając życie Twoja historia sukcesu to pójście na informatykę i zostanie programistą? Nie piszę tego, żeby Ci dokopać, ani w żaden sposób Cię zniechęcić, ale to po prostu wstrzelenie się w złoty okres - nawet ludzie przeciętni osiągnęli tam zarobki prezesów innych spółek. Zaobserwowałem, że u znajomych powoduje to ciągły głód walidacji sukcesu - stąd hasztagi z zarobkami i życie ponad stan. Nic tak nie doprowadza do furii programistę, jak sugestia, że po prostu dobrze wybrał kierunek i nie zrobił niczego wyjątkowego w porównaniu ze swoimi kolegami z innych kierunków technicznych (tylko pensja jest 5x wyższa).

 

Oczywiście być może się mylę i rzeczonym człowiekiem z IT nie jesteś. Być może rzeczywiście musiałeś walczyć w kiepsko płatnej branży albo wybiłeś się na własnym biznesie i pracy. Ale ponieważ statystyczna historia "przegrywa" na tej i na każdej innej stronie to "a potem zacząłem programować", to pewnie trafiłem.

 

No niemniej, to nieistotne. Bo nie tu leży problem.

W dniu 23.12.2023 o 12:03, jackn napisał(a):

Z jednej strony moje życie to porażka, trochę tli się w głowie myśl że przegrałem życie. Chciałbym mieć rodzinę i dzieci.

 

Problem leży tu.

 

Ty naprawdę tego chcesz, czy "chcesz" tego, bo człowiek sukcesu, w Twoim mniemaniu, powinien mieć żonę i dzieci?

 

Jaka jest prawda, to możesz nawet Ty nie wiedzieć. Być może żyjesz pewnym wyobrażeniem, które wepchnęły Ci do głowy media społecznościowe i np. filmy. A być może naprawdę Cię to uszczęśliwi.

 

Spróbuj spojrzeć na to z tej perspektywy:

 

Tak, jesteś już w wieku zaawansowanym i pewne aspekty życia związane z "miłością za szczeniaka" Cię ominęły. Tu nie ma co czarować. Na wszystko w życiu jest czas. Naiwnej pierwszej miłości nie przeżyjesz, podobnie jak nie zostaniesz laureatem olimpiady w podstawówce czy królem balu maturalnego.

 

Jednak nie oznacza to, że nie możesz poznać fajnej babki ~10 lat młodszej od siebie i w wieku np. 45 lat być całkowicie szczęśliwym facetem z ładną, zadbaną żoną, podczas gdy rówieśnicy żyją z otyłymi, zrzędliwymi 45-letnimi paniami wyglądającymi jak własne matki.

 

Spotykasz się z paniami z Tindera, więc coś jednak robisz dobrze, bo większość ludzi ma problem, by w ogóle kogoś przez tę aplikację poznać.

 

Moim zdaniem za szybko się załamujesz.

 

Mniej ciśnienia. Mniej "ALE JA MUSZĘ". Musisz to się wypróżnić jak CIę przyciśnie. "Posiadanie" kobiety dla posiadania nie ma sensu. Nic to nie daje. Nie jest źródłem szczęścia, a jedynie irytacji. Jeden udany związek jest wart więcej, niż sto beznadziejnych.

 

Nie masz wspólnego kredytu ani dzieci z taką panią w nieudanym związku, więc pewnie w to nie uwierzysz, ale jak dla mnie,to pewnie jesteś w lepszej sytuacji, niż znaczny % Twoich rówieśników.

 

 

 

Edytowane przez Januszek852
  • Like 5
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

13 godzin temu, jackn napisał(a):

 

40

 E tam, dopiero niecałe dwadzieścia lat (40 - 15).

 

Masz jeszcze wiele lat przed sobą. 

 

Tak to Panowie wygląda. Z jednej strony moje życie to porażka, trochę tli się w głowie myśl że przegrałem życie. Chciałbym mieć rodzinę i dzieci. Osiągnąłem względny sukces zawodowy. Na tym polu z moimi kartami uważam że udało mi się dojść bardzo daleko. Natomiast ciąży mi brak bliskości kobiety, chciałbym mieć potomka.

Zresztą już mi chyba to w Polsce nie grozi i jedyni mi pozostaje wyjazd do Azji. 

 

Chciałbym = myślenie życzeniowe

 

Reszta słów zaznaczonych, cóż pewnie dla niektórych to tylko słowa, a dla innych wskazówki...

 

  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

7 godzin temu, Januszek852 napisał(a):

 

 

Ty naprawdę tego chcesz, czy "chcesz" tego, bo człowiek sukcesu, w Twoim mniemaniu, powinien mieć żonę i dzieci?

 

Posiadanie dzieci jest imperatywem biologicznym. W sumie na poziomie biologicznym żyjemy wyłącznie tylko po to. 99% mężczyzn i kobiet chce się rozmnożyć. Żona nie jest do tego niezbędna ale odpowiednia partnerka już tak. 

  • Like 2
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

12 godzin temu, Arghor napisał(a):

Posiadanie dzieci jest imperatywem biologicznym. W sumie na poziomie biologicznym żyjemy wyłącznie tylko po to. 99% mężczyzn i kobiet chce się rozmnożyć. Żona nie jest do tego niezbędna ale odpowiednia partnerka już tak. 

Z drugiej strony, to nie istnieje absolutnie żadna siła, która Cię do tego przymusi. Więc to taki "imperatyw" który albo szanujesz i dobudowujesz sobie do niego jakąś ludzką ideologię typu "żyję po to, by się rozmnożyć", albo olewasz, a sens życia znajdujesz samemu.

  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

@jacknMasz strasznego "doła", użalasz się, analizujesz przeszłość, musisz z tym skończyć. Dzieciństwo bez luksusu, ale wielu miało gorzej. Wyszedłeś w miarę na prostą, jest praca, stabilizacja. Wiek Cię nie wyklucza w niczym, fakt wiele panien nie będzie Cię chciało jak i 30-latków nawet. Jednak będzie mnóstwo panien dla których będziesz atrakcyjny. Ty tu piszesz jakbyś miał 75 lat.

 

Nie wiem jakie masz dolegliwości zdrowotne, bo to może być ewentualnie spora trudność. Nie wiem, czy jesteś w stanie się wyleczyć, jak będziesz funkcjonował z x lat. To powinien być Twój priorytet, zadbanie o siebie, zdobywanie wiedzy w tej materii, wymaksowanie leczenia. Baby to przy okazji. Poza zdrowiem masz wszystko lepiej niż ja.

 

Wymagania, no rynek jest badziewny, kobiety z wymaganiami, same często niewiele reprezentujące, ze sporymi przebiegami i masą usterek. No ale chyba jesteśmy na to skazani, dziękujmy politykom i poprzednim pokoleniom. Prawdopodobnie trzeba brać co jest, podreperować, dbać i jeździć. Ja bym jednak nie parzył za azjatyckimi zamiennikami. Ciężej o zrozumienie mechanizmów, dostępność części, a może nawet trzeba będzie z naprawami daleko jeździć;)

  • Like 3
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Umieściliśmy na Twoim urządzeniu pliki cookie, aby pomóc Ci usprawnić przeglądanie strony. Możesz dostosować ustawienia plików cookie, w przeciwnym wypadku zakładamy, że wyrażasz na to zgodę.