Skocz do zawartości

Nakhema

Użytkownik
  • Postów

    53
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

  • Donations

    0.00 PLN 

Profile Information

  • Płeć
    Kobieta

Ostatnie wizyty

Blok z ostatnimi odwiedzającymi dany profil jest wyłączony i nie jest wyświetlany użytkownikom.

Osiągnięcia Nakhema

Kot

Kot (1/23)

79

Reputacja

  1. Tak, widziałam komentarze. Tylko wydaje mi się, że pod tematami, które budzą kontrowersję zawsze będzie dużo komentarzy, oburzenia. Kanał Zero to biznes, który robiony jest dla kasy. Tacy odbiorcy jak my i nasze emocje, które nas tam ciągną to więcej i więcej kasy. Nie mamy też pewności czy ogół tych komentarzy wyraża ogólne nastroje społeczne. Ludzie z reguły piszą negatywne rzeczy w sieci, niż pozytywne lub emocjonalnie neutralne. Co do manipulacji odbiorcami - już od dawna i to wszelkiego rodzaju media próbują (z dużym sukcesem) podburzać i dzielić nasz naród. Staram się podchodzić do tego na chłodno, a mimo to dostrzegam w sobie niepokojące oznaki radykalizowania się i "wkurwu" w wielu tematach. To bardzo silne i przerażające mechanizmy. Dlatego trzeba samodzielnie myśleć i zachęcać innych do tego samego - i zawsze zadawać sobie pytanie, dlaczego teraz i dlaczego ci konkretni ludzie wychodzą z danym przekazem. Ja uważam, że dobrze się stało, że taki program wyszedł. To dokłada tylko cegiełkę do cynicznego obrazu Izraela. Może naród przejrzy na oczy
  2. Tak samo wiele kobiet uzna, że głupotą byłoby wyrzucić swojego męża z jego własnego domu. Oboje uznajemy takie postawy za patologiczne, ale to nie znaczy, że inni ludzie by tak nie zrobili. Dlatego uważam, że prawo nie powinno dawać przewagi którejkolwiek ze stron. Ten eksperyment społeczny jest straszny. Przypomina mi się sytuacja, w której ja i mój partner zostaliśmy poproszeni o pomoc przez kobietę, która kłociła się ze swoim partnerem na chodniku i wyglądało tak, że mogłoby dojść do eskalacji, z jego strony, bo trochę już ją zaczął szarpać - ogólnie nikt na ulicy nie zareagował. My zareagowaliśmy. Mój partner starał się gościowi przemówić do rozsądku i przekonać, że w nerwach to on sam sobie zaszkodzi, a jak nie docierało, to wykręciłam numer na policję i powiedziałam mu, że jak się nie uspokoi, to będziemy tu czekać na przyjazd policji (to często działa w takich nerwowych sytuacjach, wiekszość ludzi nie chce kłopotów). A tej kobiecie powiedzieliśmy, że ma się oddalić. I staliśmy i gadaliśmy z tym gościem chwilę. On się trochę nawet uspokoił, no i ona zamiast sobie pójść w przeciwną stronę, tak, żeby się wymiksować z tej sytuacji, to co jakiś czas podchodziła do nas i go zaczepiała i prowokowała. Wkurzyłam się wtedy i odeszliśmy w swoją stronę. Uważam, że niektórym chyba nie warto pomagać. W tamtej wypowiedzi polemizowałam z tym, że natura stworzyła nas do układu, w którym mężczyzna ma trzymać ramę, a kobieta ma w tę ramę wejść - bo to narzut kultury. Natomiast absolutnie zgadzam się z tym, że człowieczeństwo i cywilizacja powinny zwyciężać nasze pierwotne instynkty. Ergo korzystamy z toalety, nie mordujemy się na ulicach, korzystamy z mechanizmów kontroli płodności, mieszkamy w domach z bieżącą wodą. Wydaje mi się, ze w tym stwierdzeniu jest trochę przesady. Może każdy z nas żyje w innym środowisku, ale nie widzę, żeby po ulicy chodziły tylko same grube, stare samotne matki albo julki z onlyfans. Problem ze znalezieniem kogoś polega na tym w dzisiejszych czasach, że nie ma dobrego miejsca do poznania się przez normalnych ludzi. Fajne, wartościowe i obiektywnie atrakcyjne kobiety będą raczej unikać aplikacji randkowych. Podobnie jest z normalnymi ziomeczkami - jak ktoś chce dziewczynę na stałe, to nie znajdzie jej na Tinderze. Zresztą w tych aplikacjach jest sporo osób, które są w związkach, nie pamiętam dokładnie liczby, ale wstrząsnęła mną, bo nie sądziłam, że poziom "wyzwolenia" jest aż taki. Więc, jeśli ludzie nie poznali się na studiach albo w pracy (większość stałych związków, które znam), to ciężko kogoś znaleźć "organicznie". Zostaje swatanie przez znajomych (ja tak się znalazłam z moim partnerem), albo liczenie na łut szczęścia w barach, klubach czy innych miejscach, gdzie zbierają się ludzie. Fajną alternatywą są biura randkowe/matrymonialne, ale tutaj trzeba wyłożyć trochę kasy. Niemniej szanse na normalną osobę i w zgodzie z oczekiwaniami są dużo większe. Poza tym brak kobiet zależy też w dużej mierze od wieku i perspektywy oceniającego sytuację. Kobiety w przedziale 25-30+ będą w zdecydowanej części zajęte, w stałych związkach, małżeństwach. Z reguły te singielki, które zostają na rynku przez wiele lat albo są bardzo wybredne (więc często kończą z niczym) albo nie szukają niczego na poważnie. Najczęstszy scenariusz jaki obserwuję w związkach znajomych (nie twierdzę, że to jakaś reguła) to facet jest rówieśnikiem albo do 10 lat starszy. Więc z młodymi mężczyznami konkurują też panowie po 30tce i 40tce. Oczywiście są też takie związki, gdzie 40letni pan ma dwudziestoletnią dziewczynę, ale to dużo rzadszy scenariusz. Do tego mamy niż demograficzny. Summa summarum, jeśli ktoś nie zaklepał sobie na studiach/we wczesnych latach rozkręcania kariery, to stracił dużą ilość fajnego narybku ze swojej grupy targetowej. Pozostała część będzie wyłuskana przez starszych/zamożnych/celujących w młodsze i zostaną faktycznie osoby, które albo nie nadają się do związku albo nie będą spełniać kryteriów. Co więcej, im człowiek jest starszy tym bardziej rosną wymagania. Młodsi ludzie są bardziej elastyczni i podatni na zmianę, dlatego są bardziej otwarci na związanie się z kimś kto nie spełnia wszystkich wymagań. Więc fakt, że 10-15 lat temu było inaczej na rynku randkowym, może wiązać się z tym, że Twój target się porozchodził, że masz wyższe oczekiwania i więcej rzeczy to tzw. "deal-breaker". Nie mówię, że musi tak być, ale może. To nie jest tak, że nie ma wyboru, tylko jest on dużo trudniejszy w określonym wieku i wymagający zasobów (czasu, pieniędzy i wysiłku). Opisałam tylko mechanizmy, które powodują, że osoby trwające w relacjach z przemocą mają trudności, żeby o tym mówić. To jest jasne, że nikt nikogo do kaloryfera łańcuchem nie przykuwa, ale w sytuacji, gdy jedna strona jest poddawana przemocy w jej psychice powstają pewne mechanizmy, które utrudniają jej odejście. Zresztą moglibyśmy długo dyskutować o tym dlaczego ludzie nie rozstają się z przemocowymi partnerami/partnerkami i pewnie przydałby się głos specjalisty. Mi nie tyle o współczucie chodzi, ile o zobrazowanie tego faktu swoim doświadczeniem. Moje doświadczenia i tamta sytuacja były wynikiem złych życiowych wyborów, za które trzeba było ponieść konsekwencje i mając tego świadomość zmierzyłam się z nimi jak dorosły człowiek, ale to też duża nauka, która pozwala mi szerzej patrzeć na świat po przepracowaniu tego tematu. Odnośnie braku pomocy dla mężczyzn w analogicznej sytuacji - mam wrażenie, że niestety męska część społeczności też się do tego przyklada, na równi z kobietami. Nasze społeczeństwo ogólnie powinno zmienić swoje patrzenie na cierpienie mężczyzn i naprawdę mam nadzieję, że panowie znajdą swoją ścieżkę emancypacji, która m.in. znormalizuje wsparcie dla męskich ofiar przemocy. Kobiety mają facetów na pęczki? Jeśli tak, to określony rodzaj kobiet. Ja dookoła siebie nadal widzę normalne kobiety (z normalnym BMI, przeciętnym wyglądem i spoko charakterem), które mają po jednym partnerze. Zresztą normalnych ziomeczków z dziewczynami też znam. Są też faceci mają po kilka dziewczyn - i wiesz, ja uważam, że nic w tym złego, bo każdy może żyć tak jak chce, o ile wszyscy uczestnicy danej sytuacji mają świadomość w czym tkwią i się na to godzą.
  3. Właśnie obejrzałam ten wywiad. We mnie nie wzbudza nastrojów antysemickich - w ogóle wydaje mi się, że słowo antysemityzm jest tak często używane i w tak dziwnych kontekstach, że traci swoje znaczenie. Za słownikiem języka polskiego: antysemityzm «wrogość wobec Żydów jako grupy wyznaniowej lub etnicznej; też: teoria uzasadniająca taką postawę» Myślę, że niechęć wobec polityki Izraela powinna grubą kreską być odcięta do niechęci wobec narodu żydowskiego. Moim zdaniem ambasador nie powiedział niczego, czego nie mówią inni przedstawiciele Izraela. Bo Izrael to państwo, które bezpardonowo i bezczelnie gra do swojej bramki i troszczy się wyłącznie o swoje interesy (wystarczy popatrzeć na manewry jakie robili w trakcie rozpoczęcia wojny Rosji z Ukrainą). Rząd izraelski jest delikatnie mówiąc skorumpowany, a tu i ówdzie przebijają się pogłoski, że cały konflikt w Gazie ma pomóc utrzymać się premierowi przy sterach, bo wiadomo, w trakcie wojny nie zmienia się władzy Skoro tak cyniczny rząd nadaje kierunek państwu, to jaki ma być ambasador? Dokładnie taki. Myślę, że czas, aby Polska się obudziła i zdjęła romantyczne okulary - w polityce nie ma przyjaciół, a sojusznik to rywal, z którym tymczasowo jest po drodze. Jeśli czegoś Polska mogłaby się nauczyć od Izraela, to właśnie tego, że dla naszej polityki nasz interes jest na pierwszym miejscu, a potem wszystko inne. Nadanie jawnie prorosyjskiego ambasadora, zdaje mi się, może mieć dwie przyczyny: 1)Nikt się z Polską nie chce liczyć, więc nawet prorosyjski ambasador obleci. 2)Polityka nie jest tak antyrosyjska jak wszyscy chcieliby, żebyśmy myśleli, a temperatura debaty publicznej jest podnoszona celowo, żeby wzbudzić w ludziach wściekłość, którą będzie można wykorzystać do określonych celów. Dlatego to wszystko trzeba brać na chłodno i łapać kontakt z rzeczywistością.
  4. W trudnych warunkach problem będą mieć mężczyźni na równi z kobietami. Wyłącznie jednostki poradzą sobie lepiej. I nikt nie będzie miał czasu na roztrząsanie takich miałkich sporów. Każdy będzie walczył o przetrwanie. Ja widzę to podobnie, ale jednak inaczej. Natura stworzyła nas po to, żebyśmy się rozmnażali i umierali. Dlatego i kobiety i mężczyźni mają cechy biologiczne, które na to pozwalają. Bez wątpienia kobieta i mężczyzna mają różne zestawy cech wynikających z biologii, ale one tak naprawdę sprowadzają się do tego, żeby zabezpieczyć potomstwo do momentu jego wejścia w dorosłość i osiągnięcia samodzielności. Natura/ewolucja ma głęboko gdzieś czy kobieta pozostaje w związku z ojcem swojego dziecka i czy on trzyma ramę, dopóki przedłużenie gatunku jest zapewnione. Co więcej, natura nie stworzyła nas do monogamii (aczkolwiek ja osobiście ją cenię i sobie chwalę). Nie bez powodu stan zakochania trwa do 3 lat, czyli do momentu, w którym dziecko nie musi non stop pozostawać z matką, którą z kolei musi chronić i karmić partner, gdy ona jest zajęta dzieckiem. Tak naprawdę po odchowaniu dzieci zadanie pary jest skończone - nie bez powodu wiele małżeństw trwale się rozchodzi po wyjściu dziatwy z rodzinnego domu. Mój partner znalazł taką ciekawostkę, że mężczyznom obniża się poziom testosteronu, gdy ich kobieta jest w ciąży - zakładam, że ma to sprzyjać opiece nad ciężarną i mniej "mobilną", a bardziej podatną na zagrożenia partnerką. To kultura i potrzeby danej społeczności wymuszają określone role. Przykładem mogą być powojenne lata, np. w Polsce i "kobiety na traktory", po hekatombie jaką była druga wojna światowa było mało mężczyzn i wiele kobiet musiało przejąć obowiązek utrzymania siebie i swojej rodziny. Stąd mam wrażenie, że emancypacja kobiet pod kątem możliwości pójścia do pracy przeszła w Polsce dużo bardziej gładko, niż w innych krajach. W Rosji tuż po drugiej wojnie światowej nie wytykano palcami niezamężnych kobiet w ciąży, bo brakowało mężczyzn i naród musiał się odrodzić. Tak jak wspomniałam wyżej w moim poczuciu tradycyjna (z naszego punktu widzenia) rola mężczyzny i kobiety miała sens, kiedy w świat był ułożony na zasadach, w których takie układy były konieczne. Dziś jest inaczej. Nie przeczę, że trudny stan może powrócić, ale wtedy przeciętnemu mężczyźnie będzie tak samo źle jak kobiecie. Nie bez kozery większość kobiet i mężczyzn w historii świata była niewolnikami. Budowniczy cywilizacji to były elity i jednostki. Zgadzam się jednak, że szczęście w parze osiągną ludzie tak dobrani, że każde z nich może realizować te funkcje, do których czuje się "powołany". Zgoda. Tak samo jest w przypadku, gdy kobieta robi z siebie wycieraczkę. Partner nigdy nie będzie jej szanował. Po prostu jako ludzie mamy taki program, że jeśli ktoś traktuje nas jakbyśmy byli nie wiadomo jakim cudem świata, to my będziemy tę osobę traktować jakby była od nas gorsza. I znów zgoda, że ludzie trwają w nieszczęśliwych związkach, dlatego uważam, że utrzymywanie takich związków na siłę nie przynosi nikomu nic dobrego, a ludzie powinni móc się rozstawać jeśli tego chcą, ale trzymając się określonych norm, zwłaszcza, gdy są dzieci. Dokładnie, każdy pełnił swoje role, a w ramach zmian historycznych, społecznych i kulturowych te role się zmieniały. Teraz też się zmieniają - czy nam się to podoba czy nie Nigdy jak żyję nie słyszałam, że kobiety są lepsze i że wszystko im się należy (nie przeczę, że istnieją grupy, które tak uważają, ja się z nimi nie trzymam). Jestem z tej grupy ludzi, która uważa, że nikomu nic się nie należy, o ile ten ktoś sobie na to nie zapracuje/zasłuży. Nie wierzę w parytety, bo są kretyńskie i uważam, że ludzie powinni być wynagradzani i obsadzani w rolach/funkcjach, do których mają predyspozycje i się nadają. Tak jak nie uważam, że kobietom należy się wszystko ze względu na bycie kobietami, tak nie uważam, że mężczyznom należy się wszystko ze względu na bycie mężczyznami. Każdy toczy swoją kulkę gnoju i jak ją ukula, tak będzie miał.
  5. Porównywałam tutaj sytuację kobiet z czasów, gdy miały mniej praw niż mężczyźni, a mężczyźnie wolno było np. żonę uderzyć albo pobić, bezkarnie. Bo mąż miał prawo robić ze swoją babą co chciał. Więc widzę analogię do przykładu z dzisiejszych czasów, kiedy wahadło wybiło w drugą stronę i to kobiety mogą bezkarnie poniewierać mężczyzn. Dokładnie, to postuluję, jeśli jesteśmy wolni to musimy ponosić odpowiedzialność za swoje czyny. Kobieta pomawiająca mężczyznę powinna ponieść bardzo surowe konsekwencje. To zmiana, o którą trzeba walczyć. Dalej z tą pomocą nie jest tak różowo - niedawno w moim bliskim otoczeniu osoba chciała zgłosić na policję, że partner stosuje wobec niej przemoc (ma na to dowody), policja trzy razy odprawiała ją z kwitkiem, aż pomógł jej to zgłosić ktoś znajomy, kto miał znajomości na policji. Ale tak, tutaj bezwzględnie tej pomocy dla kobiet jest więcej niż dla mężczyzn. I to jest obrzydliwe, że mężczyznom odbiera się prawo do bycia uznanym za ofiarę przemocy, w sytuacji gdy tej przemocy doznaje. Społeczeństwo trzeba edukować i trzeba takie miejsca pomocy tworzyć. Patrząc na współczesne trendy niestety ludzie walczący o prawdziwą równość i sprawiedliwość będą odsądzani do czci i wiary, a w istocie gość robił to, co robić należy. Wspierać grupy, w których brakuje wsparcia i nie zwalczać innych grup wsparcia. Dlatego więcej i więcej nas musi konsekwentnie iść w tym kierunku (jeśli chcemy jakiejś zmiany). Nikt tego flepiarza przemocą do związku z nią nie ciągnie (mam nadzieję). Jeśli ktoś świadomie wybiera partnera/partnerkę z dzieckiem to jego wybór. Poza tym jest wiele scenariuszy samotnego rodzica, nie każdy to nieodpowiedzialna dziewczyna sypiająca z każdym kto chętny. Często ludzie się rozstają, bo związek idzie im słabo, a do tego jest dziecko i nie ma sensu się dla tego dziecka zmuszać do wspólnego życia. Jestem też przeciwnikiem płacenia ludziom za dzieci, tak jak ustalania alimentów tak o, bo rozstanie. Powinna być opieka dzielona jako stan domyślny, a alimenty zasądzone gdy jedno z rodziców z ważnych powodów nie może się zajmować dzieckiem w takim samym wymiarze czasu jak drugi (np w przypadku nałogów, szczególnej sytuacji zawodowej, itp). Alienacji rodzicielskiej należy przeciwdziałać - pełna zgoda. Byłam ofiarą przemocy w swoim pierwszym związku, więc mam relację z pierwszej ręki. Tak, bardzo rzadko taka kobieta skarży się na swojego przemocowego partnera, bo to nie jest tak, że taki gość przywali z gonga na pierwszej randce. Jak ktoś był w takim związku, kobieta, czy mężczyzna, to wie, że to efekt gotowania żaby - jedną ręką przywali, a drugą przyniesie kwiaty i jeszcze przekona, że w sumie to sama/sam się prosiłaś/prosiłeś. A mężczyźni, którzy są ofiarami przemocy w swoich związkach też gadają na swoją kobietę? Idę o zakład, że nie. Bo wiąże się z tym ogromny wstyd, potrzaskane poczucie własnej wartości i wiele dramatów ludzkich. Takich, które mogą popchnąć kogoś na skraj ostateczności. Nie rozumiem - w jakim kontekście moralność Kalego?
  6. O to to to, mam wrażenie, że coraz więcej ludzi przestaje stawiać na piedestale pierdolety typu piąte odkurzanie, czy mopowanie podłogi, a na szczycie priorytetów stawia swój i swojej rodziny dobrostan.
  7. Staram się zrozumieć frustrację płynącą ze zmian we współczesnym zachowaniu kobiet i sama często ją podzielam, bo dzieje się mnóstwo dziwnych rzeczy, których nie popieram. Może z punktu widzenia jednostki, która ma nad sobą dobrego mężczyznę, który stanowi za nią i ją ogranicza z miłości, taka ochrona ma sens. Ale z punktu widzenia wielu kobiet, które były źle traktowane przez gościa, do którego należały, to nie jest już takie fajne. Dla kontrastu dam przykład z przewagą po stronie kobiet w postaci prawa usuwającego mężczyznę z jego domu jeśli zostanie oskarżony o przemoc. Ktoś może Ci powiedzieć, że przecież nie każda kobieta jest zła i wykorzysta to przeciwko Tobie, a jak nie zamierzasz się nad nikim znęcać, to z czym problem, ale nie zmienia to faktu, że odbiera Ci to spokój i poczucie bezpieczeństwa, bo nigdy nie wiesz jak zachowa się człowiek, który ma większe prawa niż Ty. Wolność, to odpowiedzialność. Jak dajesz ludziom wolność, to będą ją różnie wykorzystywać. Sam przyznałeś wyżej, że nie każdy mężczyzna jest mądry, czy głupich mężczyzn będziemy ograniczać i chronić jak dzieci? Nie sądzę. Każdy na swoich barkach dźwiga swój los i jest za siebie odpowiedzialny. Kobiety, które prowadzą rozwiązły tryb życia prędzej czy później poniosą konsekwencje swoich wyborów. Każdy wybór jakieś przynosi. Poza tym wiele zjawisk jest również napędzanych przez mężczyzn, przecież te kobiety nie kurwią się z innymi kobietami. Są więc mężczyźni, którym taki rodzaj wolności odpowiada. Możemy się na to krzywić, ale nie możemy tym ludziom tego zabronić. To ich życie, ich los. Poza tym to co dzieje się we współczesnym świecie nie jest jakąś nowością. To już było - od zarania dziejów. Ludzka seksualność nie zna hamulców. Nawet w nobliwych czasach, gdy stara panna, a nie daj Boże z dzieckiem, była poddawana ostracyzmowi żony zdradzały mężów, męzowie zdradzali żony. Dziś chociaż istnieją testy DNA i panowie mogą się upewnić, czy na pewno wychowują swoje dziecko. Dla dobra grupy seksualność kobiet i mężczyzn powinna być kontrolowana, ale z punktu widzenia jednostki wolność jest bardziej atrakcyjna. Ty też z niej korzystasz, kiedyś musiałbyś się ożenić z jakąś dziewczyną ("stary kawaler" też był wytykany palcami), a możesz zdecydować, że nie chcesz wiązać się z żadną, bo nie odpowiadają Ci takie jakie są. I nikt się nie skrzywi, bo to Twoja wolność. I pełna zgoda - nie słyszałam o żadnym facecie, który chciałby rodzić dzieci, karmić piersią albo wychowywać niemowlaka. Chciałam tylko podkreślić, że tak jak dla mężczyzn irytujące są kobiety próbujące z wami rywalizować i wpychać się w wasze miejsca, tak dla kobiet irytujący są mężczyźni domagający się pozycji autorytetu ze względu na bycie facetem wyłącznie (nie twierdzę, że wy się domagacie, ale babeczka z filmu mówiła o ogóle mężczyzn i kobiet, więc odnoszę się do ogółu), a nie przez wzgląd na reprezentowanie sobą jakichś wartości. Wiele kobiet się podda i da poprowadzić, jeśli rozpozna w mężczyźnie kogoś wartego zaufania i budzącego poczucie bezpieczeństwa. Wzięcie sobie kogoś bezwartościowego na partnera (trzeba umieć też dobrze wybrać, z tym kobiety mają duży problem) i poddanie się takiej osobie to strzelenie sobie samobója. I kobiety to podświadomie wiedzą.
  8. No i fajnie, każdy ma prawo do swoich poglądów. Ta pani z filmu uznaje, że istnieje po to, by być użyteczna dla mężczyzn. Ja mam inne przeświadczenie na temat "celowości" swojego istnienia i każda z nas jest szczęśliwa w swojej bańce zapewne A tak na poważnie. W prawdziwym świecie nie spotkałam się z wieloma ponadprzeciętnie inteligentnymi osobami, ale jeśli takie były, to faktycznie byli to głównie mężczyźni. Pozostałych ludzi, obojga płci, oceniłabym jako przeciętnych (i sama siebie bym na tym poziomie plasowała). Spotkałam w swoim życiu również osoby bardzo głupie, tu również przodowali głównie mężczyźni. Myślę więc, że chyba wśród mężczyzn jest większa tendencja do skrajności - czyli będzie więcej głąbów, niż wśród kobiet i więcej geniuszy. O tym chyba nawet też mówił kiedyś Mentzen, jak w jakimś programie musiał się tłumaczyć ze słów Korwina. Nie uważam, że kobiety są niższą formą niż mężczyźni - są inne i w związku z tym lepiej odnajdują się w innych obszarach. Mają przewagę nad mężczyznami np. w obszarze inteligencji emocjonalnej, która jest szalenie ważna. Ludzie ponadprzeciętnie inteligentni nie są bardzo potrzebni dla społeczeństwa w dużej ilości, bo mają bardzo słabe kompetencje społeczne, często za dużą inteligencją idą różne odchylenia, takie jak autyzm, zespół Aspergera, itp. Takie osoby bardzo słabo się integrują i nie są dobrymi graczami zespołowymi. Mimo rozbuchanego indywidualizmu mam wrażenie, że nadal społecznie oczekuje się umiejętności współgrania z grupą. Co do emocjonalności i jej ekspresji, tutaj raczej dużą rolę gra kultura i wychowanie. Kobiety wychowywane są/były z dużym przyzwoleniem na ekspresję emocjonalną, mężczyzn natomiast warunkuje się na takich, którzy muszą "panować nad sobą" (chłopaki nie płaczą, pieklisz się jak baba, itp). Niemniej, dostrzegam duży problem u mężczyzn z radzeniem sobie np. z gniewem, ponieważ społecznie akceptowalne jest, by mężczyzna regulował swoje emocje np. poprzez agresję. W swoim doświadczeniu widywałam też przypadki, gdy mężczyźni podejmowali nieracjonalne decyzje pod wpływem gniewu, urażonej dumy - dla mnie to świadczy o skłonności do emocjonalności. Na tym polu więc raczej panowie mają swoje poślizgnięcia, z przewagą promowania jednak zachowań "racjonalnych", "zdroworozsądkowych". Ciekawa jestem co by było, gdyby dziewczynki warunkowano tak samo na bardziej racjonalne i panujące nad emocjami istoty. Obie płcie wzajemnie się potrzebują i te wszystkie wojenki o to kto jest lepszy, a kto gorszy nikomu nie pomagają. Chyba tylko tym, którzy poprzez podziały chcą nami rządzić. Prawda jest taka, że pozycja kobiety była różna w zależności od społeczności, kultury, religii, położenia geograficznego i czasu, więc stwierdzenie, że zawsze była niżej od mężczyzny, jest zwyczajną nieprawdą. Są np. takie grupy, w których kobiety mają więcej niż jednego męża (nie jest ich wiele). Mężczyzn i kobiety zrównuje również ten historyczny fakt, iż większość z nich na przestrzeni dziejów była niewolnikami - rządzące tym wszystkim elity to były jednostki. Rola mężczyzny i kobiety definiowana jest raczej przez potrzeby danej grupy. Patriarchat sprawdzał się w czasach, gdy ludzie prowadzili osiadły tryb życia, a gra polegała na kumulowaniu ziem, zasobów i bycie jak najbogatszym i jak najsilniejszym. Bez zdobyczy techniki rządzili ci, którzy naprawdę byli fizyczne silni (lub rozporządzali silnymi). Ale dziś bycie sprawnym i silnym człowiekiem nie przesądza o niczym - taki ktoś umrze od wybuchu bomby atomowej tak samo jak ktoś słaby (oczywiście nie oznacza to, że nie warto być silnym, ale nie ma to tak krytycznego znaczenia jak niegdyś). Problem dzisiejszego świata jest taki, że nie ma jasnej odpowiedzi jakie role są właściwe dla kobiet i mężczyzn, bo one w dużej mierze się zacierają. Są nadal grupy, które trzymają się układów tradycyjnych (w różnych odcieniach tradycji), są takie, które mają urazę do tradycyjnych związków i wybierają życie w samotności, czy alternatywne formy relacji, a są tacy, którzy są gdzieś pomiędzy. Ja na swoim przykładzie widzę, że u mnie wiele "kobiecych" cech obudziło się w obecnym związku, w którym mój partner posiada wiele "męskich" cech, ale wszystko to realizujemy w ramach relacji, która jednak różni się od tradycyjnego układu (np. oboje uważamy małżeństwo za współcześnie zbędne, a w polskich warunkach prawnych nawet bardziej niekorzystne niż korzystne, oboje uważamy, że obie strony powinny pracować na utrzymanie domu, ale w przypadku pojawienia się dzieci, jeśli jest taka możliwość finansowa matka powinna zostać w domu z dzieckiem przez kilka pierwszych lat, oboje jesteśmy odpowiedzialni za utrzymanie i ogarnięcie domu, a obowiązkami dzielimy się tak jak ma to sens - kto jest w czym lepszy ten się tym zajmuje, a to w czym jesteśmy jednakowo słabi dzielimy sprawiedliwie). Mój partner nie uważa się za lepszego ode mnie, ani nie patrzy na mnie z góry (nawet gdy obiektywnie jest lepszy w określonych obszarach), traktuje mnie z szacunkiem i troską i myślę, że dlatego automatycznie wyzwala we mnie spokój i nie pobudza do rywalizacji. Myślę, że często mężczyźni, którzy próbują "trzymać ramę" i pokazują swoim kobietom, że co to nie oni, bo faceci (a za tym nic wartościowego nie idzie) wzbudzają reakcję w postaci oporu i walki o przywództwo. Bo jak ktoś jest królem, to nie musi mówić, że nim jest To działa też w drugą stronę - sami panowie wiecie jak działają na was feministki, które uważają się za lepsze, mądrzejsze, itd.
  9. To co wymieniłeś, to moim zdaniem zdroworozsądkowe zasady pożycia, ale działające w dwie strony. Jak mój partner ma przed sobą ciężki dzień w pracy, to wstaję wcześniej i robię mu śniadanie (na ogół ogarnia sobie sam, bo oboje jemy kompletnie różne rzeczy). Jak ja mam przerąbany dzień w pracy, to on w połowie dnia przynosi mi zrobioną przez siebie kawę. Te małe rzeczy budują poczucie wzajemnej troski i pomagają obniżyć stres nawet w trudnym dniu. Co do dyskusji/kłótni z partnerem nt spornych kwestii - wyłącznie sam na sam, problemy rozwiązuje się z osobą, z którą się je ma i niegrzecznie jest wciągać innych w swoje sprawy. Nie ma sensu kłócić się z pijaną osobą - po pijaku nikt nie myśli logicznie i następnego dnia cała rozmowa może zatrzeć się w pamięci, lepiej poczekać aż się delikwent zbierze do kupy i pogadać, a nie rzucać słowa w próżnię. Myślę, że niektóre kobiety mają problem z tymi poradami, bo mimo wszystko chce się robić te wszystkie rzeczy dla kogoś, kto dostarcza dobry serwis po swojej stronie relacji. Nie bronię zaciekłych i bezmyślnych feministek, ale wszystko ma swoje podłoże - jeśli miałabym być z kimś kto się o mnie nie troszczy (raczej bym się nie znalazła juz w takiej relacji), to też średnio chciałoby mi się być najlepszą wersją siebie. Może być również tak, że słabi w relacje mężczyźni wchodzą w pary ze słabymi w relacje kobietami i wtedy obie strony są bardzo sfrustrowane. Ludzie o zdrowym poczuciu własnej wartości i świadomości jak dobra relacja może i powinna wyglądać raczej wiążą się ze swoimi odpowiednikami i wtedy mimo wielu wyzwań potrafią się wspierać i czerpać ze związku satysfakcję.
  10. Preferuję w pracy osoby, które nie zagadują zbyt wiele i robią swoje, zamiast brylować. Ale sama jestem mocno introwertyczna i nadmierny kontakt z ludźmi jest dla mnie męczący. Sama jestem mocno zadaniowa i potrafię przez 8 godzin robić swoje i nie odezwać się ani słowem, choć od czasu do czasu lubię jakąś gadkę przy przerwie na kawę, czy obiad, ale nie wyobrażam sobie łażenia od biurka do biurka i zawracania ludziom gitary. W pracy się pracuje. Może te kobitki po prostu nie mają zajęcia?
  11. Myślę, że zszokowane Ukrainki są takim odpowiednikiem mężczyzn z krajów zachodu, których szokuje często bardziej tradycyjna postawa kobiet ze wschodu. Jak mówią, wszędzie dobrze, gdzie nas nie ma. Ja osobiście nie uważam, że mężczyzna biorący czynny udział w opiece nad dzieckiem jest czymś niecodziennym, szokującym albo niemęskim. W Polsce współcześnie praktycznie nie da się wyżyć (godnie) z jednej pensji, tak, żeby mieć jakąś finansową poduszkę i oszczędności na niespodziewane wydatki. Skoro w parze zarówno kobieta, jak i mężczyzna muszą pracować, to siłą rzeczy muszą między sobą podzielić obowiązki wynikające z prowadzenia wspólnego gospodarstwa domowego, w tym obowiązki związane z opieką nad dziećmi. Druga sprawa, to chyba fakt, że obecnie w wieku rozrodczym są dzieci późnych lat 80 i lat 90 - doskonale pamiętam jakie układy rodzinne panowały w domach moich rówieśników i często była to nadaktywna matka i wyrób ojco-podobny po pracy zasiadający na kanapie i wchodzący w interakcje z dziećmi, jak trzeba było przylać pasem. Duża część rodziców moich znajomych pracowała na stałe za granicą albo w kraju, ale kilkanaście godzin na dobę, a wychowaniem zajmowali się dziadkowie. Osoby z fajną relacją z ojcem mogę zliczyć na palcach jednej dłoni. Myślę, że wiele osób z tego pokolenia chce poprowadzić swoje relacje z dziećmi inaczej, stąd pewnie większe zaangażowanie. Kolejna sprawa, to zmiana układów rodzinnych - kiedyś dzieci się wychowywało z pomocą dziadków i babć, a nawet cioć, kuzynek, teraz cały ciężar spada na barki dwóch osób i ojcowie siłą rzeczy muszą część z tego ciężaru wziąć na siebie. Kiedy ja i mój partner podjęliśmy decyzję o tym, że chcemy mieć potomstwo, omówiliśmy jak widzimy wychowywanie dziecka i opiekę nad nim i oboje jesteśmy zgodni, że ojciec powinien budować z dzieckiem więź od pierwszych dni jego życia. Zobaczymy jak wyjdzie w praktyce, niemniej patrząc na przykład moich znajomych, którzy mają dzieci widzę, że w tych domach ojcowie są bardzo zaangażowani i mają super relację z dzieckiem, co nie oznacza, że mamy leżą i pachną, raczej oboje starają się tak dzielić pracą, żeby jedna i druga strona nie były zajechane. Ojcowie pchający wózki to chyba taki znak naszych czasów. Jestem ogromną fanką górskich wędrówek i często na łatwych szlakach widywałam rodziny z dziećmi i ojców pchających wózki (skąd mieli w sobie siłę, do dziś nie zgadnę) albo ojców niosących dzieci w nosidłach (matki w sumie też). Zawsze robiło mi się jakoś tak cieplej, bo obecność obojga rodziców to zdecydowanie fajna sprawa. Oczywiście, na pewno jest w tym i ciemna strona - wierzę, że przy zmieniającym się rozkładzie obowiązków są kobiety, które chcą się wymigać od swojej części zadań, ale tak samo są faceci, którzy nie chcą partycypować w wychowaniu swoich dzieci. To nie jest cecha związana z płcią, tylko raczej cecha konkretnych typów osobowości (a to się rzuca w oczy, bo niedojrzali ludzie mają czas na epatowanie swoją niedojrzałością). Odnośnie postaw braku szacunku Polek wobec Polaków - tak, jest wiele Polek, które nie szanują Polaków (lub mężczyzn w ogóle) i one zawsze będą bardziej widoczne i wokalne, niż normalne kobiety, bo normalne kobiety żyją sobie swoim życiem, w swoich normalnych związkach ze swoimi normalnymi facetami i ich historie ani poglądy nie są na tyle kontrowersyjne i nośne, by interesować mainstream
  12. Ja w swoim partnerze bardzo cenię, że: - można na nim polegać - przeszliśmy razem przez chorobę nowotworową (na relatywnie wczesnym etapie relacji), był ogromnym wsparciem, wiem, że jak się zadeklaruje, że coś zrobi, to zrobi; - jest troskliwy w stosunku do bliskich mu osób; - jest inteligentny i otwarty na dyskusję - lubię rozmawiać na różne tematy, atakować problem z różnych perspektyw, on chętnie w tym bierze udział i niejednokrotnie wychodzi z ciekawymi wnioskami, ta więź intelektualna jest dla mnie szalenie ważna; - daje mi poczucie bezpieczeństwa - w kryzysowych sytuacjach wybierze rozsądne wyjście, w razie zagrożenia podejmie szybką i dobrą decyzję; - ma świetne poczucie humoru - dużo ironii, często autoironii (spory dystans do samego siebie) podlanej smakowicie czarnym humorem, zawsze potrafi mnie rozśmieszyć, chociaż nasze żarty rzadko kiedy śmieszą innych, więc chociaż sami się dobrze bawimy xD; - jest odpowiedzialny; - jest asertywny i szczery, nie da po sobie przejść i jak coś mu nie pasuje to stawia granicę; - dba o siebie i swoje zdrowie, dobrze się odżywia, nie pije alkoholu. Taki do tańca i do różańca
  13. To chyba typowe problemy naszego pokolenia. Nasi rodzice wchodzili na rynek pracy i dorabiali się w bardzo trudnych warunkach, kiedy naprawdę trzeba było zakasać rękawy, żeby coś osiągnąć (albo dobrze kombinować i mieć znajomości). Widzę to po sobie i po moich rówieśnikach. Myślę, że mamy wgrane programy, które sprawiają, że czujemy się winni, kiedy kasa spływa, a nie musimy wkładać w to aż tak dużo wysiłku. Ale to niewłaściwy sposób patrzenia na świat. Nie ma tak naprawdę kolejności dziobania i prezesem firmy może być super mądry gość z ogromną wiedzą i charyzmą, może być cwaniaczek z układami albo niekompetentny gość, który nie ma kwalifikacji, ale ma szczęście. Myślę, że praca jest warta tyle ile ktoś chce za nią dać. Może ta pani z poczty jest zadowolona ze swojego życia? Może się nie spala tak jak ludzie w innych zawodach? Może po pracy wraca do domu i ma siły na cieszenie się życiem, nawet jeśli to życie jest skromniejsze niż u innych? Może za dużo od siebie wymagasz? Masz rodzinę z której chyba jesteś zadowolona (wnioskując z innych postów), jakąś poduszkę finansową, pracę za spoko pieniądze, może to jest moment, żeby zacząć cieszyć się owocami wysiłku, który włożyłaś, żeby w tym miejscu być? Nie ma się co biczować, bo na świecie nie ma jakiejś sprawiedliwej siły, która daje tym co zasłużyli, a tym co nie zasłużyli nie daje. To co mamy jest wypadkową wielu aspektów - miejsca, w którym się urodziliśmy, cech, które mamy, wychowania, jakie dostaliśmy, podejścia do życia, zdrowia, wieku, mentalności, sytuacji politycznej i gospodarczej, kultury, itp. Ktoś wyżej ładnie podsumował, że wypalenie często pojawia się w zawodach, gdzie w kółko wykonujesz ciąg określonych zadań bez wyraźnego efektu (np. wiele prac w korpo, zawód nauczyciela). Na to może pomóc znalezienie sobie hobby, w którym włożony wysiłek daje wymierne efekty - np. rabatka koło domu, szydełkowanie, stolarka. Może w tę stronę? Może terapia to nie jest zły pomysł. Dla mnie ewenementem jest młodsze pokolenie, które teraz wchodzi na rynek pracy - ma z pewnością duże braki w etyce pracy, ale z drugiej strony nie ma mentalności wyrobnika, który jak na chwilę usiądzie to czuje się zaraz winien, że usiadł. Fascynujące, co wzrastanie w określonych warunkach robi ludziom z głową.
  14. Mając żal do mężczyzn możesz sobie nawet nie zdawać sprawy z tego, że na co dzień emanujesz energią pretensji i niezadowolenia. To taka samospełniająca się przepowiednia, bo im mniej dostajesz tego, czego pragniesz, tym bardziej Ci ciężko i źle, tym bardziej się frustrujesz i dołujesz, a to nakręca spiralę dalszego i dalszego dystansu. Zadaj sobie pytanie, czy chciałabyś związać się z mężczyzną, który ma żal do kobiet. Jest duża szansa, że przelewałby na Ciebie swoje frustracje, nieprzepracowane kompleksy, a Ty zamiast cieszyć się bliskością drugiego człowieka musiałabyś udowadniać, że przecież kobiety nie są takie złe. Czy naprawdę to Ci się przytrafiło, czy może szłaś w życiu takimi ścieżkami, na których nie było tego, czego tak pragniesz? Może trzeba dokonywać innych wyborów? Szukać inaczej? Ładna figura, uśmiech, ładna cera i kobiecy styl raczej świadczą o atrakcyjności. Okulary można zamienić na soczewki albo dopasować oprawki. Nos można optycznie "pomniejszyć" dobrze dobraną fryzurą. Na słabe włosy można zaradzić dobraniem właściwych kosmetyków i dietą - polecam kanał/blog Włosomaniaczki. Może kanonu piękna stanowić nie będziesz, ale możesz wypracować sobie własny, niepowtarzalny styl i podkreślać te cechy, które są przyjemne dla oka. Sama wymieniłaś przynajmniej kilka i to dość znaczących. Przemądrzali ludzie potrafią być okrutni, potrafią poniżać bez "wyzywania" wprost. Może ktoś czuł się zraniony i odpowiadał tym samym. Poza tym gimnazjum to był patologiczny czas. Nie znam ani jednej osoby, która nie byłaby w którymś momencie gimnazjum wyzwana czy źle potraktowana. Nie znaczy to, że umniejszam Twoje krzywdy. Chodzi o to, że zdanie tamtych gnojków nie ma w obecnym życiu najmniejszego znaczenia. To były niedojrzałe łebki, które z jakichś sobie właściwych powodów lubiły umniejszać innym. Jeśli jednak to w Tobie tak mocno siedzi i wciąż zadaje ból, warto przepracować te trudne doświadczenia na terapii. Ogólnie, przychylam się do zdania @meghan, że najlepiej, żebyś poszła ze swoim problemem do specjalisty, który pomoże przepracować źródło tego, z czym się borykasz. Na forum każdy powie Ci co myśli na podstawie szczątkowych informacji, które podajesz i wszyscy mówią z perspektywy własnych doświadczeń/problemów. Bo najwyraźniej próbowałaś na siłę być miła i uprzejma, a wcale taka się w środku nie czułaś. Chciałaś kogoś "złapać" na tę uprzejmość i bycie słodkim dziewczęciem, a okazało się, że nie zdaje to egzaminu. Redpill to zestaw wielu ciekawych obserwacji, z którymi nie sposób się nie zgodzić, ale nie jest wyrocznią co do tego jaka kobieta powinna być. Jeśli nie jesteś z natury słodka, łagodna, delikatna, ciepła i spokojna, to małe są szanse, że się do tego zmusisz i wytrzymasz tak długo. Poza tym, nawet gdybyś się zmusiła, nieźle udawała i znalazła sobie w ten sposób chłopa, po latach i tak wyszłaby Twoja prawdziwa natura, a cała fasada dziewczyny "do rany przyłóż" posypałaby się jak domek z kart, razem ze związkiem. Popracuj nad swoimi słabymi stronami, wzmacniaj te dobre i naucz się być sobą, cokolwiek to znaczy. Udawanie kogoś kim nie jesteś nie przyniesie nic dobrego. I żeby nie było, nie mówię, że nie warto zachowywać się uprzejmie, że nie warto być wobec ludzi osobą ciepłą, ale chodzi mi o to, że nie warto pozować na "cichą myszkę", jak się jest np. charakterną babą. Co jest złego w byciu dziewicą? Na pewno są na świecie faceci, dla których to byłby dodatkowy atut. W czasach szybkiej inicjacji seksualnej i kobiet z "wysokimi licznikami" jesteś takim trochę jednorożcem, i to w dobrym tego słowa znaczeniu Mam wrażenie, że panowie lubią być "tym pierwszym". Głowa do góry, to co uważasz za swoją słabość możesz przekuć w atut. Pomyśl sobie, że normalni, zdrowi ludzie nie wyśmiewają innych ludzi. Każdy kto próbuje Ci dopiec w taki sposób sam boryka się z chaosem w swoim wnętrzu i robi tak, żeby zapomnieć jaki sam się czuje w środku mały, bezbronny i bezradny. Jesteś samotna, a samotność boli. I to jest zrozumiałe. W dodatku okrutnie sobie umniejszasz i epatujesz żalem do ludzi, a takie połączenie będzie przyciągać ludzi z problemami. Nadzieja jest zawsze, tylko, że moim zdaniem najpierw musisz sama sobie pomóc i udać się do specjalisty. Przyjrzeć się sobie, przepracować swoje traumy, odpuścić żal, poznać i zrozumieć siebie (prawdziwą, a nie taką, jaką chciałby Cię widzieć Redpill), a wtedy szanse na miłość bardzo mocno wzrosną. No i może sama siebie polubisz, a to też będzie ogromny sukces. Trzymam kciuki
  15. Kategoria winy nie pojawiła się w moich postach na jego temat ani razu Moim zdaniem sukces jest wtedy, kiedy osiągasz to czego chcesz - on się zmęczył przelotnymi znajomościami i chciał czegoś na stałe. Nie mógł tego znaleźć/zdobyć, ergo jego misja nie zakończyła się sukcesem. Nie oceniam czy jest to wynik jego podejścia do tematu, czy trafiał na niewłaściwe egzemplarze, czy tam gdzie szukał w ogóle można kogoś znaleźć na stałe, czy ma za wysokie oczekiwania, czy babki są, jak to napisałeś, zbyt "zjebane" na związek. Odpowiedź na to pytanie zna on i dziewczyny, z którymi się spotykał. Chodziło mi o podkreślenie, że chłopak mimo wyglądu chada nie potrafi sobie znaleźć dziewczyny do związku. A więc sam wygląd nie jest jedynym kryterium, które w topowym wariancie daje zawsze to czego chcesz. Nie neguję tego, że super wygląd zwiększa szanse na zainteresowanie płci przeciwnej (to zainteresowanie też nie zawsze będzie pochodzić od osób, od których by się tego chciało, więc nie jestem pewna, czy to zawsze taki "sukces"). Nie neguję, że przystojny facet będzie miał szansę na więcej randek, niż taki mniej atrakcyjny. Neguję natomiast pogląd, że wystarczy mieć wygląd chada, żeby uzyskiwać w relacjach z kobietami to, czego się chce.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Umieściliśmy na Twoim urządzeniu pliki cookie, aby pomóc Ci usprawnić przeglądanie strony. Możesz dostosować ustawienia plików cookie, w przeciwnym wypadku zakładamy, że wyrażasz na to zgodę.