Skocz do zawartości

Levin

Troll
  • Postów

    50
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

  • Donations

    0.00 PLN 

Treść opublikowana przez Levin

  1. Przede wszystkim musisz wiedzieć że ludzie cie traktują tak jak na to pozwalasz a większość ludzi jak złowi słabość to ją wykorzysta żeby wgnieść cie w ziemie, żeby poprawić własną samoocenę, sytuację, ocenę grupy, czy ze zwykłej złośliwości etc. Nie znaczy to że masz się rzucać każdemu do gardła. Znaczy to że masz własną godność której nikt nie ma prawa ci zabierać. Postaw się nawet kosztem wyśmiania, obrazy. Przesuniesz granicę tego na ile będą cie w stanie obrażać. Zyskasz szacunek tym że nie będziesz pozwalał sobą pomiatać. Jesteś niskiego wzrostu, ale nie powinieneś z tego powodu czuć się gorszy. Pamiętaj że jesteś człowiekiem i masz prawo do własnej godności. Nie idź też w drugą stronę. Wielu facetów o niskim wzroście pozuje na nie wiadomo jakich macho (oj tak zdziwiłbyś się ilu takich znałem). Kolesie obracali się wśród naprawdę wielu kobiet a człowiek zachodził w głowę jak to sie dzieje. Prawda była taka że starali sie rekompensować sobie ten kompleks przesadzając znowu w drugą stronę. Miałem ostatnio taką sytuację w której bardziej doświadczony pracownik odniósł się do mnie z pogardą. Było to w piątek 5 minut przed wyjściem i mimo że wyszedłem wróciłem się na schodach i podszedłem do jego biurka i powiedziałem mu w twarz że za to jak mnie potraktował ja mu to zapamiętam. Obróciłem się na pięcie i wyszedłem. Sprawa się rozeszła i miałem przez to w pracy kłopoty bo ktoś doniósł o tym szefowej, ale nie żałuje. Bardzo mi to pomogło zacząć walczyć o swoje. Dzisiaj jestem gotów na więcej. Jedno jest pewne. Na zaczepki reaguj spokojnie i zdecydowanie. Jak ktoś ci powie odejdź krayplu to mu powiedz że ty go/jej nie obrażasz i nie życzysz sobie takich odzywek. Dodaj tez że nie masz poczucia humoru w tej materii. Bądź kulturalny i spokojny (to bardzo trudne na początku szczególnie pierwszy raz kiedy odpowiadasz na takie zaczepki a emocje buzują). Wtedy nie staraj sie znaleźć u kogokolwiek wsparcia. W takiej sytuacji jesteś sam bo walczysz o siebie i o swoją godność. Nie czuj sie słabo (ja tak często miałem), nie szukaj nikogo kto ci pomoże bo nikogo takiego nie bedzie (w danym momencie - w grupie raczej ludzie rzadko cie wesprą - po całej akcji raczej bardziej). Ludzie to w wiekszości tchórze. Część też w takich sytuacjach obserwuje jak sobie poradzisz. Życzliwi ci ludzie przyjdą sami z czasem. A reszta niech sie pierdoli. Szkoda na nich Twojego czasu.
  2. We mnie jest coś takiego że często z automatu nie ufam ludziom w garniturach. Zbyt często miałem do czynienia z kłamcami/manipulatorami tak ubranymi. Uwazam że garnitur powinien być zarezerwowany na wyjątkowe okazje. Na codzień wystarczy schludnie sie ubrac i nie ma co robić z siebie elegancika.
  3. Nie stawiaj nigdy spraw w pracy na ostrzu noża. To wieczna gra w której czasem wygrywasz czasem przegrywasz.
  4. Czerwone gorzkie wino jest spoko (szczególnie do mięs). Jedyne co pije ze smakiem. Na upalne dni też jak znalazł. Nie jest po nim niedobrze, kaca też się nie złapie.
  5. To brak skruchy i bezczelność, a nie spóźnienie jest tu szokujące. Tępa dzida. Unikać jak ognia takich ludzi. Roszczeniowe skurwysyny które twierdzą że wszystko im sie nalezy i innych traktuja jak śmieci. O kobiecie to świadczy jeszcze gorzej.
  6. @Tryq Szukaj pracy - znajdziesz - powiedz mu żeby sie odpierdolił. Zobacz jaka będzie reakcja wyciągnij wnioski. Bedzie dobrze zostań, bedzie źle spadaj. Wolnego człowieka trudniej kontrolować. Jeśli poczuje że nie ma na Ciebie haka to jesteś w domu. Inaczej te sytuacje będą sie powtarzać całe życie wszędzie. Wszędzie natrafisz na jakiegoś zjeba.
  7. To ci się może spodobać. Z klasyką trzeba uważać szczeólnie tą "smutną"
  8. Zobaczcie sobie lepiej ceremonię otwarcia Tunelu Gotthard
  9. Panowie, Sytuacja w Polsce jest jaka jest... bo na to pozwalamy swoja niewiedzą i biernością. Z urzędami tak jak z pracodawcami da się walczyć o swoje. Co byście powiedzieli na utworzenie działu prawnego, w którym dzielilibysmy się wiedzą z zakresu przepisów zarówno tych dotyczących pracy, naszych praw i obowiązków cywilnych etc. Opisywane byłyby tam sytuacje z codzienności i sposoby radzenia sobie z nimi ale nie pod kątem pani się miło uśmiechnęła i jakos przeszło tylko pod kątem rzeczywistych przepisów które są naszym PRAWEM. Pomysł jest po to żeby sobie pomóc zrozumieć wiele spraw i jak je szybciej i odwazniej załatwiać. Co wy na to?
  10. To stań naprzeciwko trzech agresywnych dresów. Życie to nie film. Przekroczysz obrone konieczną jak i ciebie napadną trafiasz do paki na 10 lat. Nie udzielisz pomocy trafiasz do paki (według Twojej propozycji). Gdyby ludzie mieli środki do obrony i mieli prawo ich używać to myslisz że by nie pomogli? Taki tłuczący koleś drugiego w biały dzień nawet by sie nie odważył zrobić tego w biały dzień wiedząc że ludzie maja środki do tego żeby bronić się wzajemnie. A co można gołymi rękoma zrobić? W Łodzi przy głównej ulicy zginął chłopak bo stanął w obronie... dziewczyny! (taka patologia sie tu zdarza). Dźgnięto go nożem 11 razy. https://www.radiolodz.pl/posts/661-reportaz-kamili-perki-i-piotra-krysztofiaka-zbyt-mlodzi Większość z nas nie jest instruktorami Krav Magi etc. Większość z nas chce normalnie żyć i nie uczestniczyć w tego typu zjawiskach. Policja nic tu nie zmieni. Chocby była najlepsza policją na świecie. Bronić się musimy sami, ale musimy miec ku temu środki. A propos kar. Pracowałem kiedyś na budowie z kolesiem z poprawczaka (jeszcze gnojek). Upił się i rzucił się na drugiego pracownika z nożem. Ten silniejszy skrępował go i wyrzucił za drzwi. Potem sie zapytałem tego kolesia po co to zrobił. Mówie mu że przecież znowu zrobi do paki znowu lata całe zmarnuje, że może lepiej cos sensownego z życiem zrobić. A on do mnie że on to pierdoli. Że to w dupie ma. Że zbierze ekipe i tego gościa zajebie. Dalej nie pytałem. Tyle dla tych zjebów znaczy ludzkie życie. I może codziennie ich mijamy na ulicy...
  11. @GluX Masz rozpisany tygodniowy jadłospis? Szukam jakiejś rozsądnej diety.
  12. Alias bardzo dobry post. Zauwazyłem u siebie sporo takich zachowań. Problem w tym że zacząłem sie bardziej izolowac od ludzi. Zawsze ceniłem sobie mozliwośc dokładniejszego poznania człowieka z którym przebywam. Gnidy trzeba jak najdalej od siebie trzymac ale miec na nich oko, a ludzi którzy sa w porządku cenić. Czasem moga sie okazac gnidami, ale na to trzeba byc zawsze gotowym co nie znaczy że nalezy to brać pod uwagę w codziennych relacjach - raczej na zasadzie doraźnych zachowań i szybkiej reakcji. Z szybką reakcją zawsze miałem problem bo jestem flegmatykiem i wole sobie przemyśleć sytuację i potem podejść do tego na spokojnie (ale nie zawsze jest to możliwe co wkurza mnie niemiłosiernie).
  13. Kolega podesłał historię o gościu którego zniszczyła kobieta. Byłem ciekaw co jest na forum i trochę poczytałem innych wpisów. Stwierdziłem ze sporo tu szczerych ludzi i się zapiałem.
  14. Fajne materiały w temacie wrzuca Fundacja AdArma
  15. 2 lata temu stworzyłem na swoje potrzeby mozolny (rozłożony w czasie bo jestem leniwy) program treningowy dzięki któremu zyskałem na zwinności, sile i ogólnej sprawności. Ćwiczenia wymagają jedynie wytrwałości. Nie zrobicie z nimi mega bicka i nie wyrzeźbicie ciała ale z czasem poczujecie różnicę. Wybieracie ćwiczenia. Ja robiłem burpiees (najlepsze cwiczenie), dipy - najpierw na stołku, potem na poręczach w parku, brzuszki z pozycji płaskiej leżącej (bez zahaczenia stopami o cokolwiek). Ogólnie wiekszość ćwiczeń cisnałem do 40 powtórzeń (więcej - docierałem do ściany). Do tego dorzuciłem sztangę z czasem. Ogólnie plan jest taki że pierwszy tydzień robicie 2 powtórzenia kazdego ćwiczenia. Codziennie sie pilnujecie zeby robić (raz mozna odpuścic od czasu do czasu nic sie nie stanie). Po tygodniu dokładacie jeszcze 2 i tak co tydzień. Ani sie nie obejrzycie jak po pół roku będziecie zapitalać jak dzicy. Organizm sie nie zbuntuje nigdy bo stopniowo przyzwyczaja sie do wiekszych obciążeń i kontuzja raczej wam nie grozi. Forma się poprawi (do tego potrzebna tez dieta odpowiednia - z czym u mnie problem). Do tego polecam tez dorzucic bieganie (5 km kazdy jest w stanie zrobić - wystarczy 1 - 2 razy w tygodniu - ważne żeby stopniowo biegac z coraz lepszym czasem ale powoli i rozsadnie - ale jedna zasada ZAWSZE kończycie bieg tak jak sobie załozyliście chyba że jest naprawde źle - wtedy lepiej odpuscić żeby zdrowia nie zmarnować).
  16. Dzieki Bracia! Sumienie mi trochę odpocznie...
  17. Dwa lata temu miałem nieciekawą sytuację w Łodzi (nie pierwsza i nie ostatnia w tym mieście - rok temu napadnieto mi też sąsiada i wykrwawił się w mieszkaniu - były żołnierz o uścisku jak imadło). Wracam z pracy. Patrzę w prawo i na schodach widzę jak jeden gość leży, a drugi okłada go po twarzy. Dodam że z twarzy tego drugiego obficie lała się krew. Miał rozwalone pół twarzy, a tamten dalej go napierdalał wściekle. Przystanąłem widzac że nikt nie reaguje, ale po chwili stwierdziłem że jak ten koleś obróci sie przeciw mnie to nie mam szans i odszedłem do przejścia dla pieszych (wiem że powinienem był coś zrobić - krzyknąć że dzwonię na policję czy podejść i spróbować na spokojnie jakoś sytuację rozwiązać). Podeszła do mnie dziewczyna taki sam świadek zdarzenia jak ja (wcześniej zobaczyła że sie zatrzymałem). W tym momencie bójka się skończyła. Gość sie pozbierał (miał twarz we krwi). Podszedłem mówiąc jej żeby została i pytam gościa czy dzwonić po karetke. Mówi że nie - że to był jego "przyjaciel" i że był mu winny 100 złotych dlatego ten tak go urządził (dla mnie niepojęta sprawa). Siedzący obok kolesie mówią że gdybym zadzwonił po pogotowie to przyjechałaby też policja i "ludzie z osiedla by go dojechali" (w domyśle zabili). Ogólnie straszna patolnia. Takie sytuacje to dla mnie zawsze szok. Jestem spokojnym człowiekiem (flegmatyk) i zazwyczaj jak coś mnie zaskakuje to potrzebuje chwili żeby przetrawić informacje przyjrzeć się temu co się dzieje, a czesto w takich sytuacjach nie ma na to czasu. Do tego dochodza emocje związane z nietypową sytuacją i to często mnie paraliżuje. Dużo myślałem o tej sytuacji. Jak Wy byscie się zachowali?
  18. Byłem tak zdesperowany i zgnojony że emocje wzięły górę totalnie, ale tego akurat nie żałuję. Krytykował, kpił i próbował mnie non stop kontrolować (i nadal próbuje jak wpadam do domu - już coraz rzadziej). To był bardzo dobry ruch który zmusił mnie do działania. Nadarzyła się okazja i skorzystałem. Czasem emocje dobrze podpowiadają. Dla mnie gniew i jasny cel jest najlepszym motywatorem. Nikt mi nie pomoże podjąć samodzielnej decyzji, czego nauczyć sie musiałem sam bo przez lata ojciec uwazał że on wie lepiej (od małego nie miałem wiele do powiedzenia). Do dzisiaj mam problemy z podejmowaniem ryzyka i odważnych decyzji. Irracjonalny strach często bierze górę, ale już coraz rzadziej. Powoli przesuwam granicę. Nie uważam ojca za złego człowieka. Sam błądził przez całe zycie tak jak ja do niedawna. Taki jest i go nie zmienię. Ojciec jest tak samo uparty jak ja. Tyle że ja przez lata byłem na straconej pozycji i musiałem ustępować albo stawiać bierny opór. Kiedy mu sie sprzeciwiłem zrozumiałem że to była moja wina że na tyle mu pozwalałem względem siebie, i ze On teraz musi brać pod uwagę tez moje zdanie i niczego na mnie nie wymusi.
  19. Psy to nie ludzie. Całe życie miałem psy na podwórku, uwazam je za zacne, wierne istoty, które potrafią rozczulić (nie raz roztkliwiałem się nad ich podłym losem), ale uważam za wariactwo cenić życie psa wyżej niż życie człowieka (nie ważne jak podłej gnidy). Mówi się zdechł pies właśnie dlatego. To określenie ma oddzielać swiat zwierząt od naszego. Nie ma w tym nic złego. Za oburzające uważam natomiast wypowiedzi niektórych świrów którzy zapytani "Gdyby twój tonął pies a 50 metrów dalej nieznajomy człowiek to kogo byś ratował". Dla mnie sprawa oczywista ratowałbym człowieka, ale dzisiaj wielu ludzi zawiedzionych tym jak im sie układa z innymi ludźmi mówi że ratowałoby psa. Uważam to za upadek zasad i zachowanie autodestrukcyjne. Spróbujcie wejść na jakieś forum miłośników zwierząt którzy zbierają pieniądze na akcje ratowania psa. Agresja tych ludz przy niezgodzie na nawet część wyznawanych przez nich poglądów spotyka się ze wściekłym bezpardonowym atakiem często włącznie z wjeżdżaniem na rodzinę etc. Pies to zwierze. Należy sie mu szacunek jak każdej żywej istocie, ale to człowiek powinien być ważniejszy, i język (który rozwija się przeciez od setek lat) to odzwierciedla. Ja tak to widzę.
  20. Pomyślałem ze też opowiem swoja historię. Mam 29 lat. Studiowałem historię zaocznie. Licencjat. W korporacji jestem od 2013 roku. Mój pierwszy zespół był złozony z samych bab. Tylko szef był facetem (choć trudno było tak o nim powiedzieć w tamtym momencie bo był skrajnie niekompetentny). Pracowałem tam przez rok... na 3 zmiany w tym jedna nocna. Zmiana nocna była ok Przeważnie dziewczyny z którymi pracowałem liczyły się z moim zdaniem i zwykle podejmowałem większość decyzji (nie miałem problemu z przyjęciem rozsądnych uwag czy słusznego rozwiązania). Zabawa zaczynała się kiedy wracałem na zmianę dzienną. Zwalane na moją głowe było tyle obowiązków że nie byłem w stanie niczego ogarnąć (mimo to jakims cudem ogarniałem), do tego niekompetenty szef który ciągle mi wyskakiwał zza pleców z pytaniami z dupy. Bywały dni że nie wiedziałem w którą stronę obrócić głowę bo z kilku stron pare razy na minutę odzywały się te kretynki że robię błędy (przy okazji dodawały mi zadań). Byłem wiecznie nie wyspany, nie myslałem rozsądnie, bywały miesiące że budziłem się i nie potrafiłem sobie przypomnieć jak sie nazywam, jaka jest pora roku, czy jest dzień czy jest noc. Rodzina mnie nie potrafiła zrozumieć - ojcu w końcu wykrzyczałem ze łzami w oczach, z zaciśniętymi pięściami, i na kurwach żeby sie odpierdolił (zdębiał bo nigdy mnie takiego nie widział byłem tak wściekły że się chyba przestraszył) bo już psychicznie nie wytrzymywałem a po powrocie z pracy zawsze słyszałem jaki to jestem zły że tego czy tamtego w domu nie zrobię (zdarzało sie że robił mi wyrzuty że śpię w dzień po nieprzespanej nocy) - po tej akcji w tydzień się wyprowadziłem (pomógł kuzyn którego spotkałem... na stypie) - był to dla mnie rok prawdziwego piekła. Bywało że nie spałem ponad 50 godzin (organizm przez stres się nie przestawiał normalnie ze zmian nocnych). W tygodniu średnio spałem 4 godziny. Zmęczenie totalne. Nie miałem o tym z kim pogadać (jestem typem introwertycznym raczej pustelnikiem - liczą sie dla mnie już tylko życzliwi mi ludzie ale o tym potem). Znajomych przez pierwsze dwa lata w korporacji widziałem może raz na pół roku. Stres, niewyspanie, skrajne wycieńczenie, depresja, niska samoocena, strach, psychicznie wkręcały mi sie różne choroby bałem się wszystkiego byle hałas sprawiałze podskakiwałem, miałem kłopoty z układem pokarmowym (pare razy zdarzyło się że zamiast "dwójki" chlusneło krwią), pare razy uderzyłem głową w biurko i zasnąłem (po prostu urwał mi sie film). Do tego dochodziły dojazdy ponad 1,5 h (najgorsze były zimy - przesiadka po pół godziny na mrozie o 6 rano po nieprzespanej nocy i wychłodzonym organiźmie - w autobusach znałem rozstawienie grzałek pod siedzeniami) w jedną stronę z sąsiedniej miejscowości (szef miał do pracy 5 minut a ja nie mogłem sie spóźnić nawet 3 minuty - tak jak pisałem był to debil i pozostaje nim w moich oczach do dzisiaj). Znosiłem to sam. Nie miałem z kim o tym pogadać. Żeby było smieszniej uczyła mnie... feministka (która krypto-gardzi facetami - na otwarty hejt nie ma odwagi, ale manipulowała wszystkimi). Przez ten rok byłem manipulowany, lżony, poddawano mnie ostracyzmowi, donoszono na mnie, znosiłem fochy, płacze, histerie, wybuchy złości, pranie mózgu robione mi przez szefa-debila - kiedy powiedział mi że w kontaktach z pracownicami powinienem sobie schować swoja dumę w kieszeń oprzytomniałem (stwierdzając ze to debil i od tej pory stawiałem opór). Opisac wszystkiego nie sposób. W pewnym momencie wylądowałem w bardzo ciemnym zakątku mojej duszy. I kiedy tam wylądowałem miałem już tylko jedną opcję. Zacząć walczyć o siebie. Poprawiać się zaczęło w roku następnym. Szef-debil odszedł (mówił że nie wytrzymywał psychicznie - popadł w dziecinny konflikt z jego przełożoną i próbował ją zdyskredytować przed jej i naszym zespołem robiąc jakieś wyrzuty i fochy przy wszystkich). Przyjęto do pracy pierwszych facetów. Wiedziałem już kogo musze od siebie odsunąć z bab i nie wchodzić w żadne rozmowy unikac jak sie da. Od razu zaczałem wprowadzać nowych (trzeba było zbudowac ruch oporu ). Pierwszy gość od razu zauważył moja minę i zaczął sie domyślać co jest grane. Po kilku miesiącach mieliśmy już komitywe. On zobaczył gdzie trafił i stworzyliśmy zalążki sojuszu. Przyjmowali nowych sytuacja zacyznałą się poprawiać, ale u mnie stres nadal był potężny (nocne zmiany obowiązki trzeba było czasu żebym znormalniał). W miedzyczasie zaczałem ostro trenować, bigać, gimnastykowac się (najlepsze ćwiczenie ogólnorozwojowe - burpiees, brzuszki, sztanga, dipy, etc narzucenie sobie dyscypliny i mocne postanowienie walki z całym tym gównem. Po odejściu z tego zespołu zrobiłem wszystkie badania. Wyszło że jestem zdrowy jak tur mimo to czułem się strasznie - psychicznie jak w klatce o czym ciało dawało znać. W nowym zespole nadal pracowałem ponad miarę, zasuwałem za 2-3 osoby. Nadal się łudziłem że ktoś doceni moją pracę. Nowy szef okazał się być zakochanym w korporacji karierowiczem który ludzi traktuje instrumentalnie w "drodze na szczyt" (śmiać mi się chce jak słyszę o ludziach chcących awansować w korporacji i jak oddają części swojej duszy za iluzję sukcesu - takimi gardzę). W nowym zespole trafiłem na kilku fajnych gosci którzy szybko zajarzyli co się dzieje i momentalnie połączyliśmy siły. Niektóre laski w nowym zespole podobnie jak w starym były tępe jak dzidy (w całej mojej historii zdarzały się też dziewczyny które miały zasady i naprawde dało sie z nimi żyć. Z kilkoma utrzymuje kontakt i sa to naprawdę ok osoby zdarzały isę nawet wspaniałe osoby). W miedzyczasie zapisałem się do Związku Zawodowego i zaczałem drążyć czytać o przepisach, prawie pracy etc. Dowiedziałem się że firma traktuje pracowników jak idiotów (większość ekipy nie znałą swoich praw a szefostwo upewniało się że nikt nic nie wie by wszystkimi manipulować skuteczniej). Związek Zawodowy okazał się bandą wystraszonych ludzi którzy działali w nim tylko dla osobistych korzyści (choć zdarzały się osoby z zasadami i dośc rozsądne - ale polityczna poprawność uciszałą ich skutecznie - takie korpo w korpo). Podczas w/w roku troche znormalniałem. Spotkałem ludzi z którymi byłem w stanie wymienić spostrzeżenia (firma zaczęła tak sie rozrastac że zmieniła się w istną fabrykę - co ma swoje dobre strony bo większą ilośc ludzi trudniej kontrolowac i pojawiają się nowe opinie łatwiej jest mówić prawdę i nie być poddanym ostracyzmowi co samice często stosują w korporacjach). Dzisiaj sporo się zmieniło na lepsze. Lata pracy tam nauczyły mnie pilnie obserwować ludzi i trochę przeraża mnie że jestem w stanie tak celnie i tak szybko określić charaktery - raczej nie ma już dla mnie niespodzianek. Dzisiaj widzę że czesto jestem w stanie w lot poznać ludzkie gnidy i rozpoznaje manipulacje. Podczas mojej pracy w korporacji zaczałem się interesowac technikami oporu stosowanymi przez więźniów (szczególnie polecam książkę "Efekt Lucyfera" na temat eksperymentu więziennego - podziwiam w niej dwóch gości którzy stawili opór strażnikom - jednego którego wiecznie zamykali w izolatce żeby go złamać - z tym najbardziej się utożsamiał się wtedy mój opór - i drugiego "sierżanta" - który był w stanie fizycznie wiele znieść miał zasady których bezwzglednie się trzymał i który jest dla mnie wzorem prawdziwego mężczyzny którego przez lata szukałem). Była to dla mnie szkołą "zycia" i prawdziwe piekło w jednym ale nabrałem sporo doświadczeń. Przez te lata zdrowie psychiczne pozwoliłi mi zachować nieliczni życzliwi mi ludzie (rodzina tez nie raz potrafi dac w kość), mój upór, znajomość historii, i w końcu powoli rozwijająca się wiara we własną wartość. Korporacje to dziecinada i to taka która wyniszcza i lepiej trzymac sie od nich z daleka (to co o nich mówią to prawda) bo potem ciężko odejść. Ja spędziłem tam 3,5 roku które przeleciało nie wiem kiedy. Nadal tam pracuję, ale już nie daję sobie wchodzić na głowę. Jest lepiej, ale zdecydowałem że odchodzę. Mam pewien pomysł ale na razie nie zdradzam nikomu.
  21. Levin

    Witam

    Mam 29 lat. Z Matrixem walczę już od paru długich lat. Pracuję (już niedługo) w korporacji (siedlisko zła - odradzam). Swoją siłę do walki odnalazłem w niezgodzie na podłe traktowanie ludzi (w tym też mnie samego), wierze w to że w zalewie upadku zasad jednak są ludzie którzy nie łamią swoich kręgosłupów moralnych i żyją godnie. Wzloty i upadki po których trzeba się podnieść to norma. Przeglądając forum doszedłem do wniosku że to miejsce dla mnie bo pada tu wiele szczerych stwierdzeń - nieprzyprawionych fałszywa dumą czy niską chęcią wybicia się na nieszczęściu innych. Pozdrawiam Was Bracia
×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Umieściliśmy na Twoim urządzeniu pliki cookie, aby pomóc Ci usprawnić przeglądanie strony. Możesz dostosować ustawienia plików cookie, w przeciwnym wypadku zakładamy, że wyrażasz na to zgodę.