Skocz do zawartości

Soczek

Użytkownik
  • Postów

    51
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

  • Donations

    0.00 PLN 

Treść opublikowana przez Soczek

  1. Przeważnie staram się unikać konfrontacji. Nie mam ochoty na wdawanie się w dyskusje, z kimś, kto ma jakiś problem do mnie. Jeżeli nie muszę z tą osobą utrzymywać kontaktu lub jest on sporadyczny, to najzwyczajniej nie wdaję się w dyskusję. Taka osoba jest dla mnie jak powietrze. To wynika z mojej filozofii, która polega na tym, że jeżeli ktoś mnie nie szanuje, to robię dokładnie to samo, poprzez m.in. niepoświęcanie tej osobie swojego czasu. Gdy np. kłócę się z przyjacielem lub osobą bliską, staram się wytłumaczyć swój punkt widzenia. Dlatego też jeśli ktoś jest buc, nie marnuję siły na kłótnie lub wyjaśnianie czegokolwiek. Odchodzę. Nawet gdy ktoś mnie wyśmieje. Nie muszę udowadniać niczego nikomu Ot tak postanowiłem sobie. Od dawna nie zdarzyła mi się też sytuacja, w której musiałbym reagować na agresję słowną. Z doświadczenia mogę powiedzieć, że przeważnie, gdy miałem konflikt z jakąś osobą, stosowałem ironię. Zdarzyło się też dać w mordę. Pozdrawiam
  2. Tęsknota normalna rzecz. Sam pamiętam, jak przez pewien czas na studiach odczuwałem tęsknotę do domu rodzinnego. Wszystko powszednieje z czasem mój kolego. Tęsknota również. Dzisiaj żyjąc w innym kraju, bratając się z angolami i szkotami, rzadziej myślę o domu rodzinnym. Smutek spowodowany moją nieobecnością u rodziców widać jedynie, gdy święta zapasem. Pozdrawiam
  3. Drodzy Panowie, obecnie przebywam w Szkocji na emigracji. Od jakiegoś roku mam założonego Tindera. Par mam ponad 150. Fajnie, nie? Otóż nie Wyczytałem gdzieś o algorytmach, które zwiększają szansę na znalezienie fajnej laski. Więc z nastawieniem szaleńca przesuwałem wszystko w prawo, jak się tylko dało. Na 150 par trafiłem na 2 w miarę atrakcyjne Szkotki, którę na moje szczęście nie były mną zainteresowane. Póki co pewnie bariera językowa, gdyż widać, że popełniam czasem typowe błędy gramatyczne (tak sobie próbuję to tłumaczyć). Nawiasem mówiąc szłyszałem, że Polacy nie mają brania u Szkotek - wyjątkiem są imprezy, gdzie wchodzi w grę alkohol. Pewnie chodzi o opinię o Polakach, albo przeważnie niższy status społeczny rodaków. Co do reszty towarzystwa to panie z mocną nadwagą, tapetą, i dwójką dzieci. Pozdrawiam.
  4. Witaj. Sytuacja pod pewnymi względami podobna do mojej. Zdecydowana większość znajomości, jak i przyjaźni nie przeszła próby czasu. Myślę, że spoiwem łączącym mnie z tamtymi ludźmi było środowisko, a w nim krąg zainteresowań. Przykładem jest tutaj, chociażby czas spędzany na wykładach, imprezach itp. Po np. skończeniu studiów każdy zajął się swoim życiem, wróciliśmy do swoich miast. Z czasem kontakt stał się sporadyczny, do momentu, w którym przestał istnieć. Wydaje mi się, że jest to naturalny etap w rozwoju człowieka. Relacje ludzkie tworzą się i zanikają. To jednak banalna prawda. Dla mnie osobiście ważna jest teraz nie ilość, a jakość relacji. Bardzo ostrożnie podchodzę do nowych ludzi, poddaję ich selekcji. Dzięki takiemu postępowaniu raz na jakiś czas spotkam kogoś z kim czuję się bardzo dobrze, spędzamy więcej czasu, buduje się powoli zaufanie. Nie zakładam jednak nigdy, że taka relacja będzie trwała długo, ponieważ może wystarczyć dłuższy wyjazd, zmiana pracy a kontakt może się urwać. W moim przypadku działa to tak, że wyznaję maksymę ,,Niczego się nie wyrzekać, do niczego się nie przywiązywać'' De Mello. Działa. Powodzenia. Pozdrawiam
  5. Witam Nie ma powodu, by Marku się przejmować komentarzami z serwisów typu wp.pl. Ludzie tam dają upust swoim frustracjom. W każdym razie gratuluję poszerzenia działalności. Trochę czasu mnie nie było i jestem zadowolony jako użytkownik, jak to się rozwija. Prawda jest ,,brutalna'' i nie każdy jest w stanie ją przyjąć - co widać w komentarzach. Życzę siły!
  6. Hej, również radziłbym udać się do specjalisty. Natomiast nie miałbym wielkich oczekiwań co do wsparcia od psychiatry (wprawdzie zależy od człowieka). Porozmawiacie sobie, być może zapisze Ci coś na poprawę stanu psychicznego. Nie jestem specjalistą, ale może cierpisz na astenię? Warto zgłosić się jednak do psychiatry i poprosić go o skierowanie do psychologa. Być może warto iść w tym kierunku. Jeśli chodzi o zmianę środowiska, to bardzo dobrze rozumiem, co przechodzisz. Sam jestem na etapie budowania relacji z nowymi ludźmi. Większość moich znajomych odstawiłem w kąt, ponieważ nasza znajomość wysysała ze mnie ogromne połacie energii życiowej. Pamiętaj, że w miejsce kolegów i przyjaciół pojawią się nowi ludzi. Dla własnego zdrowia psychicznego należy wybierać sobie znajomych poprzez selekcję. W kwestii studiów. Jeśli to, co studiujesz nie daje Ci satysfakcji, zostaw to. Najcenniejszym zasobem, jaki posiadasz jest czas. Rodzice powinni zaakceptować Twoje wybory i Cię wspierać. Nie robisz studiów dla nich, tylko dla siebie. Ty później będziesz żył z wyborów, które dzisiaj podejmujesz. Podsumowując, zgłoś się do psychiatry, później do psychologa. Dodam jeszcze od siebie, że również miałem okres, w którym patrzyłem na życie negatywnie. To ma bezpośredni wpływ, na to jak funkcjonujemy oraz na nasze zdrowie. Pozdrawiam i trzymaj się
  7. Zgadzam się, że to kwestia wieku. Człowiek wraz z latami wyrabia w sobie twardą skórę. Mam porównanie siebie w wieku 19 lat a teraz. Jak pomyślę sobie, co będzie za x lat, to czuję dreszczyk podniecenia. Kluczem jest wiedza i doświadczenie, które z wiekiem przerasta temperament (mam taką nadzieję)
  8. @szybkibil Dodam jeszcze, że jeśli chcesz mu pomóc, to poza takimi rzeczami jak uświadomienie pewnych kwestii (chociażby istnienia tego forum) możesz: - próbować ograniczyć chlanie, jeśli w taki sposób zaczął/ zaczyna ,,radzić'' sobie z problemami; - wpłynąć na niego, żeby podczas waszych spotkań, nie dzwonił do niej (przynajmniej po pijaku); - słuchać go, jeśli chcesz go wesprzeć. Pamiętaj, że pewne rzeczy chłopak musi ,,przetrawić'' w samotności.
  9. Jeśli stracił cnotę z nią, to nie dziwię się, że ciągnie do niej. Rzec można, że z dużym prawdopodobieństwem chce czegoś więcej niż seks. Nie ma chłopaczyna porównania. Do tego dochodzi taka wybuchowa mieszanka sentymentalnego pierwszego razu z ukochaną plus fakt, że ona szuka kogoś innego - rozsadza głowę. Mówił, że sobie coś zrobi, czy jest to Twoje przypuszczenie? Może w ten sposób chce zwrócić uwagę na swoje cierpienie. Ludzie w desperacji lubią mówić takie rzeczy, żeby zwrócić na siebie uwagę (nie oceniam). W tej sytuacji, jeśli widzi, że była szuka nowego bolcjusza, nie ma innej opcji, niż urwanie kontaktu. Chłop nie dość, że mieszka obok niej, to moim zdaniem, utrzymuje kontakt bezsensownie. Jeśli nie radzi sobie z faktem, że pozostał już tylko seks, to nie warto. Dla jego zdrowia psychicznego. W innym przypadku przegra tą rozgrywkę. Wiem, że to boli, bo miałem podobną sytuację. Nie mając porównania kwiczałem ze świadomością, że moja luba penetrowana jest przez innego samca. Z czasem i porównaniem przeszło. Trzeba zająć się sobą, swoim rozwojem.
  10. Można wysłać kolegę paczką do jego domu. Oczywiście na koszt odbiorcy
  11. Soczek

    Na księdza

    Miałem kiedyś znajomego, który postanowił wieść życie sługi Bożego. Z tego, co pamiętam chłop był pasjonatem. Dziennie dwa razy do kościoła. Nawet z dziewczyny zrezygnował, żeby wstąpić do seminarium. Myślę, że w jego przypadku znalazł swoją drogę. Znam jednak księży, którzy wybrali zawód a nie styl życia. Każdy z nas może takiego wskazać. Niemniej ja osobiście nie daję ani centa na działalność KK a moja (zgeneralizowana) opinia na temat tych ludzi nie jest pozytywna. Polecam przeczytać książkę ,,Porzucone sutanny. Opowieści były księży'' Ps. Nigdy nie zapomnę lekcji religii z pewnym księdzem. Wyobraźcie sobie, że miał taką potężną nadwagę, że przez cały rok wygiął dwie ławki, na których się opierał. I mów tu człowiekowi o umiarkowaniu w czymkolwiek. Masakra ;D
  12. Nie wiem dokładnie jak to jest z pedagogami, którzy ukończyli pedagogikę przedszkolną i/lub wczesnoszkolną, ALE. Nie jestem w stanie sobie wyobrazić sytuacji, w której mężczyzna zostaje w takiej sytuacji wyśmiany. Może to moja ułomność. Sam wiem, że mężczyźni są w tym zawodzie pożądani. Liczy się oczywiście kwestia charakteru. Dlaczego ubzdurał? Mężczyźni prowadzący zajęcia muzyczne, sztuki walki, teatry nie są wcale mniej męscy od samców alfa. Potrafią dotrzeć do dzieci i są przez nie szanowani, przez rodziców też. Oczywiście, będąc obiektywnym, zawsze rodzice mogą mieć w swojej głowie, że facet równa się pedofil, ale ja w swojej pracy się z tym nie spotkałem. Sam zauważyłem, że praca z dziećmi w tym wieku to nie podcieranie nosów albo tyłków. Liczy się metodyka prowadzenia zajęć. Społeczeństwo ocenia to inaczej. Mówi się trudno. Ludzie nie zdają sobie sprawy ile trzeba trudy, aby z ich dzieci wykrzesać to, co najlepsze. Taka prawda. Magister to nie wszystko, ale rzeczywiście należy nauczycielom przedszkolnym oddać szacunek. To naprawdę niewdzięczna robota, jeszcze mało płatna jak na obowiązki i odpowiedzialność. Tak to jest wina prowadzącego - z tym się zgadzam.
  13. Wybacz ale rzeczywiście w postach widać duży przekrój artykułów typowo kobiecych. Pisanych na płaszczyźnie emocji i może z małym zapleczem racjonalnych argumentów. Jeśli to szczera chęć zrozumienia kobiet to chyba nie tędy droga. Tak mi się wydaje. Zgadzam się. Pozwolę sobie zwrócić uwagę, choć nie chcę uchodzić za kogoś, kto innych poprawia. Sam przez dłuższy czas walczyłem z określeniem ,,okres czasu'' to jednak warto wiedzieć to, co ja wiem Pozdrawiam https://pl.wikipedia.org/wiki/Pomoc:Powszechne_błędy_językowe
  14. Powiem Ci tak. Z doświadczenia mogę powiedzieć, że w tym zawodzie mężczyźni są bardziej pożądani niż kobiety. Przynajmniej na początku, jeżeli chodzi o zatrudnienie. Z czego to wynika? Oczywiście z małej liczby mężczyzn w tym fachu. Może nie byłem przedszkolankiem, bo specjalizowałem się w terapii dzieci z niepełnosprawnością w wieku przedszkolnym. Jednak w powszechnej opinii w tym środowisku mężczyzna może wnieść tzw. wzorzec męski. Z drugiej strony, poza pięknymi ideami, środowisko kobiece mocno napiera na mężczyznę, by przyjął zachowania typowo kobiece. Wszelkie objawy buntu tj. racjonalizację sytuacji trudnych, kobiety sprowadzają do typowych zachowań kobiecych (emocjonalnych). Co przez to rozumiem? Ja i moi koledzy w fachu byliśmy poddawani presji poprzez plotki, jeśli tylko nie zgadzaliśmy się z powszechnie panującym dogmatem. Praca z kobietami w mojej opinii i moich kolegów jest trudna. Powie to każdy facet nauczyciel. Przykład rady pedagogiczne. Mogłyby trwać 2 godziny, ale w związku z gadulstwem Pań rozciągają się do 4, 5 a nawet 6 godzin. Ps. Podam taką ciekawostkę. Panie nazywane przez rodziców przedszkolankami obrażają się. Uważają, że nauczyciel wychowania przedszkolnego jest poprawną nazwą tego zawodu. To tak jakby nazwać konserwatora powierzchni płaskich sprzątaczką ;p
  15. Zgadzam się. Chociaż literatura pedagogiczna, psychologiczna, ,,okołokobieca'' (siedzę w tym) skłania się ku temu, że rodzina powinna mieć w swoim zbiorze mężczyznę i kobietę. Chodzi o wzorce, które dziecko czerpie od ojca i matki. No cóż. Argument przeciw temu jest taki, że jeśli ojciec jest dupa i pantofel, to co to za wzorzec.Samczy? Na pewno nie. Może trochę spłycam. Tu też się zgadzam. Ile to ja widziałem ojców, którym wylewał się z oczu żal. Nie mieli możliwości wpływania na decyzje matki, bo się bali. Dziecko było poddawane oddziaływaniom wyłącznie matek. To matki decydowały o wszystkim. Często widziałem ich błędne decyzje. Widziałem to na własne oczy, podczas swojej pracy. Może dojdzie do tego, że feministki będą chciały sprowadzić rolę mężczyzny do roli dawcy nasienia. Dodam jeszcze swoją opinię. Wydaje mi się, że najlepsze dla rozwoju dziecka jest, aby w jego wychowaniu brały udział dwie osoby. Ojciec i matka. Problem jednak polega na tym, że z tego co widziałem, ojcowie mają problem z dawaniem dobrego przykładu. Z czego to wynika? Myślę, że odpowiedź na to pytanie można znaleźć w historiach Braci na forum. Jeśli w mojej wypowiedzi są jakieś skróty lub niedopowiedzenia chętnie odpowiem. Pozdrawiam
  16. Soczek

    Kussomaten

    Co zostało zobaczone już się nie odzobaczy... Wybaczcie Panowie ale to wygląda jak spaghetti pozostawione zbyt długo na słońcu... ;(
  17. W nawiązaniu do artykułu. Ok. Idźmy tym tropem. Czyli jednak nie ma co się śpieszyć? Być może nie warto ustalać ram czasowych, w których najlepiej wziąć ślub, bo jest to decyzja, na którą wpływa multum różnych czynników (doświadczenie życiowe, charakter, warunki socjalno-bytowe). 1. Czyli nie jest istotne, czy związek małżeński został zawarty w 20 roku życia, czy też w ,,idealnym'' okresie, bo i tak ryzyko rozwodu wzrasta z wiekiem? 2. Jaka była metodologia badań, nic cisza ;p Pozdrawiam
  18. To chyba jest tak. Można zdobyć wcześniej wiedzę na temat tego, co warto a czego nie warto. Tutaj jednak chodzi o pełne przekonanie siebie, że nie warto. O co mi chodzi? No bo czy nie jest tak, że czerpiąc wiedzę z doświadczeń innych i tak pakujemy się w jakąś kupę? Niby wiadomo, ale nie czujemy bluesa. Dopiero, gdy sami doświadczymy jakiegoś badziewia jesteśmy w stanie w pełni uwierzyć. W życiu chyba chodzi o to, by ryzykować ale w razie niepowodzenia stracić jak najmniej. Co do powyższego obrazka to ja też dziękuję za taką Panią, co mi dopiero na starość przyzna rację
  19. Przykra i tragiczna sytuacja z pierwszą dziewczyną. Takie rzeczy wbijają się do głowy na lata. Z doświadczenia wiem, że pierwszy związek może być długo rozpamiętywany jako ideał. Wiesz taka niewinna miłość dwójki młodych ludzi. Moim zdaniem może wpływać nawet na przyszłe życiowe wyboru, chociażby na wybór podobnego typu partnerki. Chyba nie na darmo wspomniałeś o Werterze. Każdy wie, że jest to przedstawienie miłości (niby) pięknej, ale niespełnionej. Dla mnie sytuacja, w której zamieszka się z dziewczyną po dwóch miesiącach, jest mocno ryzykowna. Sam zaproponowałem wspólne mieszkanie po 4 - latach znajomości, co zakończyło się wielką klapą. Chyba warto na przyszłość dać sobie więcej czasu, bo gdy znasz się dłużej z kimś, taka decyzja jest bardziej świadoma. Wiesz mniej więcej już z jakim człowiekiem masz do czynienia. Po tak krótkim czasie oddajesz swoje zdrowie psychiczne, na pastwę losu. Pozdrawiam
  20. Dzięki wiedzy z forum zauważyłem, że byłem poddawany shit testom. Nie reagowałem do momentu, kiedy granica została przekroczona. Wtedy jednak okazało się, że nie mam szacunku ani pozycji. Był czas, że próbowałem się z nią jakoś dogadać. Zapewniałem ją, że nie mam złych intencji. To tylko doprowadziło do eskalacji. Teraz zdaję sobie sprawę, że powinienem postawić granicę na początku. Tylko pytanie brzmi, jakby to się skończyło. Czy zrobiłbym staż? Wydaje mi się, że wyleciałbym stamtąd z hukiem. Po czasie myślę, że to cenna lekcja i tej kobiecie nie udało się przeszkodzić w realizacji mojego celu - czyli awansu zawodowego. Cena jaką przyszło mi zapłacić była stosunkowo duża, ale w życiu nie ma nic za darmo. O to, to, to. Mógłbym książkę napisać jak to wygląda. Tutaj kawka a za plecami jazda. Najlepsze jest to, że mało kto tą osobę lubił i szanował, ale ciągle utrzymywał się status quo. Ja tam przyszedłem z nieco innej bajki. Byłem jedyną osobą w placówce, która posiadała takie kompetencje. Chyba z automatu wszedłem w ramy tego ,,obcego''. Tylko, że to kwestia charakteru, podejścia do ludzi, bo z innymi nie miałem problemów. Chociaż kto wie, co krążyło poza moją świadomością. Z nikim nie jadłem ciastka z kremem
  21. Dołączę swoje trzy grosze. Po trzech latach palenia ,,udało'' mi się rzucić nałóg na 1,5 roku. Niestety po tym czasie skusiłem się na jednego. Myślałem sobie, że przecież ,,nie paliłem tyle czasu, to co może się stać''. Niestety od tego momentu palę kilka miesięcy i jest mi bardzo trudno rzucić. Za pierwszym razem rzuciłem z dnia na dzień. Po jednej z imprez miałem takiego kaca, że po zapaleniu papierosa, myślałem, że skonam. Sił wystarczyło na ponad rok. Teraz nadal walczę z nałogiem. Dzisiaj pierwszy dzień niepalenia. Staram się stale ustawiać psychicznie na walkę. Pomagają mi audycje Marka oraz reklamy antynikotynowe na YT. Zauważyłem, że to działa na mnie. Jeśli mi się nie uda, spróbuję zażyć Desmoxan. Dodam na koniec ciekawostkę. Gdy rzucam palenie nagle zauważam ile osób pali, na przystanku, ulicy... wszędzie ;p Paranoja
  22. Czytam: 1. ,,Służby specjalne. Podwójna przykrywka'' P. Vegi 2. ,,Pan Lodowego Ogrodu'' tom III J. Grzędowicza
  23. Rzeczywiście moja słabość spotęgowała całą sytuację. Miałem wcześniej dwuletnie doświadczenie zawodowe. Wiadomo, że spotykałem różne osoby. Wychodzę z założenia, że nie wszyscy muszą mnie lubić. Jednak takie postępowanie całkowicie zbiło mnie z tropu. Nie wiedziałem jak się zachować. Być może rzeczywiście stanowiłem zagrożenie dla tej osoby, bo posiadam kompetencje i umiejętności, których jej brakuje. Gdyby podciągnąć pod to słabą samoocenę tej osoby, wszystko układa się w logiczną całość. Atak na mnie być może był obroną tej osoby. Przed jej słabościami. Tylko, że nie dawałem poczucia, że czuję się lepszy. Wystarczyło jednak (tak myślę) wykonywać swoją robotę dobrze. Mam takie przekonanie chociażby na podstawie rozmów z innymi osobami, z którymi pracowałem. Dobrze spotkać taką osobę na swojej drodze Miałem to szczęście w nieszczęściu, że jedna pani wspierała mnie w tym okresie. Dziękuję Ci za te mądre słowa!
×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Umieściliśmy na Twoim urządzeniu pliki cookie, aby pomóc Ci usprawnić przeglądanie strony. Możesz dostosować ustawienia plików cookie, w przeciwnym wypadku zakładamy, że wyrażasz na to zgodę.