Skocz do zawartości

Soczek

Użytkownik
  • Postów

    51
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

  • Donations

    0.00 PLN 

Treść opublikowana przez Soczek

  1. Nie spotkałem się z badaniami, które sugerowałyby, że wiek mężczyzny może przyczynić się do zaburzeń ze spektrum autyzmu. U faceta liczy się styl życia, dieta, sport, brak nałogów. Raczej nie ma naturalnych ograniczeń do płodzenia dzieci i nie ma to też wpływu na ich późniejszy stan. Z paniami to już trudniejsza sprawa.
  2. Panowie, przydałby się jakiś poradnik jak się poruszać w gąszczu nazw i sytuacji. Zaczynam się z lekka się gubić? Czy już powinienem bi*ły cukier zamienić na afroamerykański? A co z pierogami ru... z dalekiego wschodu? Skarpet białych też już nie noszę...
  3. Pieczenie ciasta o ewidentnym zabarwieniu rasowym jest nieetyczne. Dlaczego nie ma białaska? Odpowie mi ktoś ?
  4. Współczesny świat preferuje ukrywanie prawdziwych intencji pod płaszczykiem pięknej i składnej mowy. Bo jakże inaczej nazwać np. poprawność polityczną, która obowiązuję jak jedyny słuszny dogmat. Widać co na zachodzie hula. Nie wolno też powiedzieć, że wyznawca Allaha kogoś zatłukł tylko to już jest obywatel np. Francji. Strach powiedzieć murzyn, to jest czarnoskóry. Pedał obraźliwe, facet podający się za kobietę to kobieta (broń Boże jak powiesz inaczej to go dyskryminujesz). Marka słowa mocne, ale zgodne z prawdą. Nie ma w nich ukrytych intencji, nieszczerości.
  5. Bracia, naszedł czas, żebym podzielił się swoją historią. Będzie to moja spowiedź przed wami. Myślę, że przyniesie mi to ostateczne oczyszczenie, bo mimo że jej koniec nastąpił pół roku temu i zdążyłem pozbyć się większości negatywnych emocji, coś we mnie jeszcze zostało. Do rzeczy. Rok temu pracowałem w przedszkolu, byłem asystentem dziecka z niepełnosprawnością. Wydawało mi się, że jest to na tym etapie życia praca marzeń. Wszystko układało się wzorcowo, koleżanki z pracy miłe, pomocne. Obdarzono mnie szacunkiem i zaufaniem, chociaż byłem tam najmłodszy (wszystkie panie po 40). Pierwszy miesiąc nie było chłopca w placówce, więc chodziłem do innej grupy (w przedszkolu są grupy dla dzieci od 3 roku życia do 6). Po miesiącu, gdy dziecko wróciło, trafiłem do właściwej grupy (tej, do której byłem w pierwotnym zamierzeniu zatrudniony). Tu drodzy Panowie zaczyna się moja historia. Osoba, z którą przyszło mi pracować, moim zdaniem pełna lęków, nerwic i nienawiści kierowanej w stronę samczej części społeczeństwa, odnalazła idealną ofiarę. Wiecie Panowie dobrze, że panie mają swoje specjalne metody niszczenia człowieka. Ja kulturalny, miły, przyjazny (teraz wiem, że cipowaty) a tu osoba, która się nie pierd*li. Nie wchodząc w szczegóły, Pani ta robiła mi wiele świństw w pracy. Przenosiła moje dodatkowe zajęcia, gdy jej pasowało (musiałem osobiście tłumaczyć się rodzicom, dlaczego nie było zajęć), na każdym kroku pokazywała mi, że jestem gówno warty, pomawiała mnie wśród innych koleżanek, mówiła o mnie bzdury do dyrekcji. Może i byłoby to do zniesienia, gdybym nie musiał przebywać z nią w sali po kilka godzin dziennie. Sytuacja stawała się coraz bardziej napięta. Ta osoba zaczęła już w pewnym momencie krzyczeć na mnie z byle powodu. Ja reagowałem spokojnie, chociaż ze stresu łamał mi się głos. Gdy ona to widziała, to jeszcze mocniej atakowała. Były momenty, że nie jadłem po kilka dni, nie mogłem spać w nocy. Rozmowy z dyrekcją nic nie pomogły. Problem zamieciono, choć każdy wiedział co się dzieje. Potem okazało się, że ja jestem tym złym. Co ciekawe wszystkie inne Pani nauczycielki stały za mną murem, nikt nic oficjalnie mi nie powiedział tylko między słowami, dochodziły do mnie również głosy, że z tą osobą nikt już nie chce pracować, i że mi współczują. W Maju wypowiedziałem umowę, bo miałem dość. Dyrekcja zaproponowała mi, żebym się zastanowił, bo w tym momencie robiłem staż nauczycielski i szkoda było go przerwać. Powód tej propozycji był jasny. Mimo że przez tą panią miałem złą opinię w oczach dyrekcji, to gdybym odszedł, musiałyby do tego chłopca znaleźć kogoś na już. Wolały więc żebym został. Mi zależało na stażu i postanowiłem, że skoro tyle wytrzymałem to i pociągnę jeszcze do czerwca. Na koniec roku szkolnego dowiedziałem się, że opinia o mojej pracy jest negatywna (potrzebowałem opinię do drugiej roboty). Ok, przyjąłbym to do wiadomości tylko wiecie co? Przez cały rok nie było na mnie ani jednej skargi, moja praca oceniana była wysoko, staż zaliczyłem na ocenę bardzo dobrą. Miałem oficjalne wizyty dyrekcji na zajęciach i moje zajęcia, praca z dziećmi była oceniana wysoko. Więc głowię się, czemu na koniec dyrektorki zmieniły zdanie?! W międzyczasie rozstałem się z dziewczyną (5 lat związku), z czego ostatnie 3 miesiące (czerwiec – sierpień) mieszkaliśmy razem (kwestia umowy i braku pieniędzy na wyprowadzkę). Ona też mi dała do wiwatu (bolca sprowadzała na mieszkanie jak mnie nie było)… Po tym czasie (wrzesień) wróciłem do rodzinnego miasta, żeby ochłonąć. Zajęło mi to trochę czasu. Obecnie czuję się na tyle dobrze, że szukam zatrudnienia. Mam jednak mega lęk, że jeśli znowu ktoś zacznie mnie tak traktować w pracy to pierdolne to i zostanę bez roboty. Mam w sobie jakieś przeczucie, że nie pozwolę sobie już na takie traktowanie i zareaguję bardzo emocjonalnie. Nawet na najmniejszą zaczepką. Wybaczcie, jeśli w mojej wypowiedzi jest dużo chaosu. Piszę to pod wpływem emocji, chociaż wydaje mi się, ze większość rzeczy przepracowałem. Dużo tak naprawdę pomogły mi audycje Marka. Odnalazłem w nich opowieść o człowieku, który się nie poddaje, jest świadomy tego, co się wokół niego dzieje i reaguje. Powiem szczerze, że nie wiem czego oczekuję od Was Bracia. Opierdolu, rady, wsparcia? Dzięki
  6. @Messer Dzięki wielkie za to, że zechciałeś poświęcić swój czas i odnieść się do mojego tekstu. Rzeczywiście pewne fragmenty są zbędne i nie wnoszą nic nowego do historii. Z tym się zgodzę i stwierdzam, że muszę nad tym popracować. Może podejść bardziej na chłodno do tekstu. To właśnie był pretekst do napisania opowiadania. Usiadłem i zacząłem stukać w klawiaturę. Krótki zarys/ konspekt historii i jazda z tematem 1.Jest to moje pierwsze opowiadanie (ukończone, bo przeważnie zaczynałem i nie kończyłem). Wcześniej pisałem wiersze, teksty hip - hopowe, nawet artykuły naukowe. 2.Gdzieś tam w środku mam chęć na to, żeby pisać. Od zawsze ciągnęło mnie do krótkich form literackich. Marzy mi się jednak napisanie książki. Czuję, że potrzebna jest mi praktyka i samozaparcie. 3.Powiem Ci, że nie pamiętam co mówiły. Nie słuchałem ich za uważnie ;p Z języka polskiego zawsze byłem dobry w interpretacji wierszy. Szczególnie ciągnęło mnie do okresu romantyzmu. W takim klimacie pisałem też swoje pierwsze wiersze. 4. Wizja wydania swojej książki jest dla mnie bardzo przyjemna. Od dawna marze, żeby wydać coś swojego. Do tej pory opublikowałem dwa artykuły naukowe (z czego za jeden nawet ktoś chciał mi zapłacić:D). Gdyby kiedyś udało mi się żyć z pisania, byłbym zadowolony. ;D Jeszcze raz dzięki za czas i opinię!
  7. W 100 procentach się z tym zgadzam. Jak to mówiła Szymborska (parafrazuję) rodzimy się bez wprawy i umieramy bez rutyny. Gdzieś tam w tych słowach jest samotność człowieka. Bo przecież można być w gronie innych osób a czuć się samotnie (przykład muzyczny ,,List do M'' Ryśka Riedla''). Inni ludzie odrywają nas od tej samotności, jak napisał kolega, ale samotność to raczej stan umysłu, postrzeganie rzeczywistości wokół nas. Jedni odnajdują spokój i przyjemność w obcowaniu z samym sobą, drudzy zaś przeżywają najgorsze katusze. Rozstanie jak ze średniej klasy romansu, wybacz. Wiem o czym mówię, bo kiedyś zachowałem się podobnie. Nic z tego nie wyszło. Romantyzowałem swoją byłą, przeżywałem ,,piękno'' tego rozstania i po jakimś czasie zakiełkowała myśl o powriocie. Jak w tych książkach, gdzie po wielu perypetiach dwie osoby do siebie wracają. A wcale nie. Uciekać, uciekać!
  8. Witajcie Bracia Nieśmiało, lecz z prośbą o ocenę, pragnę wkleić swój tekst. Krótkie opowiadanie o próbie walki z nałogiem nikotynowym. Z góry dziękuję za konstruktywną krytykę. W ręce trzymał klucz, którym zamknie drzwi od swojego niewielkiego mieszkania, położonego na ósmym piętrze, w bloku na krańcu miasta, w którym żyje od kilku lat. Następnie wysunął nieznanie swoją dłoń w kierunku zamka. Jego uszu dobiegł dźwięk, ciężki, chrobocący. Przekręcił klucz dwukrotnie w prawą stronę. Drugą ręką nacisnął na zimną stal klamki, upewniając się, że jego dobytek został odpowiednio zabezpieczony. Przezorność była jego mocną cechą charakteru. Miał w zwyczaju sprawdzać, czy z kranu nie cieknie, chociażby kropla wody, w gniazdkach nie znajdują się podłączone przewody, a drzwi zostały zamknięte. Natręctwa, ktoś mógłby rzucić bezwolnie, wypełniały go błogim spokojem, dodawały mu odwagi. Odwrócił się w kierunku windy. Kilkunastoletnia metalowa klatka, z obdrapanymi drzwiami, przypominała mu jeden z horrorów, w którym sam pan ciemności wymierzał karę towarzyszącym mu współpasażerom. W tamtej chwili nie mógł sobie przypomnieć tytułu filmu. Wiedział na pewno, że nie był to obraz, do którego warto powrócić, któregoś zimnego wieczoru, z piwem w jednej ręce, tanimi przekąskami w drugiej. Już zapragnął wcisnąć kwadratowy przycisk z podświetlanym na czerwono symbolem trójkąta, lecz coś drgnęło jego ciałem. Zauważył, że od stóp do głów czuje niepokojące drgania, jakby zaraz miał upaść na betonową posadzkę i skonać w konwulsjach. Przeczucie niepokoju odeszło wraz z postanowieniem, że tym razem skorzysta ze schodów. Kilka pięter w dół dobrze mu zrobi – pomyślał – i zaczął schodzić. Mijając kolejne segmenty mieszkań, takich samych, bez wyrazu, zauważył, że faktura ścian, zaczęła tańczyć przed jego oczami. Gdzieniegdzie puste przestrzenie, z zagłębieniami, migały ostrzegawczo, plując zapachem gnijących jesiennych liści. Im niżej, tym sygnały odbierane przez jego podświadomość, maglowały jego wnętrze, zadając mu ból. Początkowo delikatny, z czasem tępy i kłujący, jak gdyby stado krwiożerczych mrówek zaczęło budować gniazdo w jego czasze, a on sam był w nim intruzem. Po chwili nieprzyjemnych, dla niego, doznań przed jego obliczem ukazały się drzwi. Stare, toporne, metalowe bloki wypełnione zabrudzonym szkłem. Naparł na nie całym ciałem, lecz nie drgnęły dalej niż na odległość palca. Ponowił próbę, tym razem z większym uporem, co przyniosło spodziewany rezultat. Wychodził już na zewnątrz, gdy silny cios w jego twarz… *** … orzeźwił zmęczone podróżą ciało. Krew rozlała się ciepłem po arteriach, adrenalina zwiększyła pojemność płuc, którymi zaciągnął pierwszy głęboki smak powietrza. Ruszył niepewnie w stronę osiedlowego sklepu. Pod podeszwami butów rozległ się śpiew trzeszczącego trelu śniegu, głęboko osadzonego na płytach chodnika. Poważne drzewa spoglądały z góry na spustoszenia, które przyniosła ze sobą styczniowa zima. Pozbawione listowia gałęzie zdawały się mierzyć ostrzami w przechodniów, sprawiając wrażenie, że gdyby tylko wyraziły chęć, mogłyby przerwać nić życia każdego z nich. Mijane samochody stały jeden za drugim, tworząc szereg przypominający tasiemca. Znalazłszy przerwę między ciągiem zaparkowanych aut, postanowił, że przejdzie na drugą stronę. Od sklepu dzieliła go niewielka przestrzeń, ze znakiem z prawej strony i śmietnikiem z lewej. Wiatr, przynoszący do tej pory ulgę nieznośnie wypychał jego ciało w kierunku, z którego przyszedł. Zaśmiał się w myślach wyobrażając sobie jak odlatuje niczym kawałek kartonu lub reklamówki. Jego myśl zatoczyła koło wokół możliwości powrotu. Szorstkie ciepło obezwładniło jego ciało. Zrobił krok w tył, by następnie zatrzymać się na kilka chwil przed sklepem. Dam radę, wracam – pomyślał i drgnął jak pacynka. Wracam, wytrzymam, nie muszę palić – powtarzał swoją mantrę. Przeczuwał, że ma w sobie siłę, która niejednokrotnie wybroniła go z przeróżnych opresji. Człowiek, który ratuje innym życie, ma umiejętność skupiania całej swojej uwagi na jednym wycinku rzeczywistości, jednocześnie mając oczy z tyłu głowy, nie może ugiąć się pod ciężarem nałogu. Jestem do kurwy nędzy ratownikiem medycznym – wyszeptał. Kąpałem się we krwi rannych, wstrzykiwałem adrenalinę prosto w serce, miałem na rękach flaki ofiar wypadków – wyszeptał jeszcze głośniej. Nie mogę, po prostu nie mogę – krzyknął, zaciskając obie pięści, po czym rozejrzał się czy nikt go nie słyszy. Przez moment wydawało mu się, że został zupełnie sam. W miejscu, gdzie stał sklep panowała głucha przestrzeń. Mleczna mgła pochłaniająca światło wirowała przed jego oczami. Przekręcił delikatnie swoją głowę, przechylił ją na bok, by następnie wrócić do jej pierwotnego położenia. Mgła odeszła. Został tylko budynek oblepiony reklamami mięsa w promocji. Lewą ręką zbadał otoczenie przed sobą, jakby nadal nie wierzył, że to, co widział, zniknęło na dobre. Wszedł do sklepu, zdając sobie sprawę, że nie znajdzie siły a to co czuje, a czuje się beznadziejnie, nigdy się nie skończy. *** Panorama miasta przypominała wielką planszę do gry w monopoli. Pionki snujące się po polach z nadzieją na wygraną, budynki z żarzącymi się światłami, gotowe by je posiąść, banki tych, którzy pierwsi dotarli na metę oraz dla tych, którzy muszą oddać swoje wnętrzności pod hipotekę. Jedni i drudzy – myślał, spoglądając na horyzont, za którym zachodziły ostatnie promienie słońca, mają jedną wspólną cechę. To pachnąca kandyzowanymi wiśniami, śliwkami i morelami potrzeba, by zrobić sobie dobrze. Cena, jaką przyjdzie za nią płacić iskrzy się gdzieś w oddali, kiełkując do momentu, aż płomień strawi wszystko. Również to, co wydawało się nie wchodzić pod zastaw, w końcu zostanie im zabrane. Słońce zaszło. Noc zgęstniała, opadając na barki i skórę. Lekki ciężar dymu wtłoczył się ospale w komórki ciała, zastępując poczucie winy. Do tego momentu przesadnie kłujące, oblepiające ciało niczym wełniany sweter w nazbyt ogrzewanym pomieszczeniu. Sukces jest kwestią interpretacji – pomyślał i zatonął w cierpkich myślach o jutrze.
  9. Zgadzam się. To jest wbudowane w nasze jestestwo. Jest to, wydaje się, instynkt, który nie jest przypisany tylko homo sapiens. Każde stworzenie na tej planecie chce żyć i przetrwać. Przypomina mi się przykład pewnych drzew (bodajże występujących na terenie Afryki), które wydzielały truciznę, po której umierały zwierzęta zjadające ich liście. NT opiera się również na kulcie Mitry. Warto się z tym zapoznać, bo niejednokrotnie przypomina religię u nas panującą. Już wierzenia egipskie zawierały opisy bogów, którzy zmartwychwstali. To tak nawiasem mówiąc. Na przykład dogmat o niepokalanym poczęciu pojawił się bodajże na jednym z pierwszych soborów. Religia ewoluuje, więc trzeba mieć się na baczności
  10. Chciałbym usłyszeć taki miły głosik po przebudzeniu. Słuchajcie Bracia, przypomniałem sobie przecież, że są jeszcze takie perełki.
  11. Ja się w sumie nie dziwie tym wypowiedziom. Prawda jest brutalna. Konflikt goni konflikt. Pracowałem w środowisku niezwykle sfeminizowanym. Matko Bosko... Kobitki nie biorą ofiar ;p Chociaż zdarzyło się kilka przyjemnych niewiast. Z drugiej strony. Zna ktoś jakiś dobry zespół rockowy (kobiecy), który można polecić?
  12. Soczek

    Poprawianie sobie humoru

    Zgadzam się w 100 %. Z własnej zawodowej działki wiem, bo miałem możliwość pracować z dziećmi, że rodzice nie potrafią uczyć dzieci jak radzić sobie z trudnymi emocjami. Tutaj pojawia się problem, bo jak to robić, gdy samemu ma się z tym duże problemy. Dodam, że jest wiele książek dla rodziców, które pokazują jak uczyć tej umiejętności dzieciaki. Dobrze o tym pisze m.in. Brazelton. Co jednak robić, gdy jest się już dorosłą osobą? Ostatnio, za namową Marka (ale nie tylko) szukam takiej wiedzy np. w postaci metod relaksacji, medytacji czy afirmacji. To pomaga wyjść z emocjonalnego dołka. Wszystko wydaje się siedzieć w głowie, więc mówię sobie... stary jest ok. Z drugiej strony też pozwalam sobie przeżywać dół po to, żeby tego nie trzymać w sobie. Mi najlepiej humor poprawia dobry trening na siłowni, książka, ulubiona płyta muzyczna czy telefon do bliskich osób. Czasem strzelę sobie piwko albo zjem ciasteczko
  13. Mam tak samo. Wlepiam ślipia w fachowca, pytam, zagaduje, zabawiam. A nóż może nawet, co z ceny spuści jak mu tam dobrze u mnie będzie hehe Plus jest taki, że sam coś podpatrzę, czegoś się nauczę.
  14. Lubię Akopa oglądać na YT, gdzie radzi jak zorganizować sobie dietę i prawidłowo skompletować zestaw ćwiczeń. Tu jednak bracia skisłem. Może mało odkrywcze, ale założę się, że post Akopa skierowany był do białogłowych... pewnie multum tam lajków i zachwytów jaki to wspaniały facet. Do Akopa nic nie mam, chociaż jak mówię trochę skisłem
  15. Zgadzam się z tym, że taki obraz siebie nie był dla mnie dobry. To trochę tak jakby znieczulać ranę, by potem sypać na nią sól. Biblia, szczególnie Nowy Testament przynosił czasem ulgę. Dzisiaj jednak jestem nieporównywalnie szczęśliwszym człowiekiem. Nie zawsze jest łatwo, bo wizja własnego przetrwania jest kusząca, a nawet powiedziałbym uzależniająca, gdy weźmie się pod uwagę instynkt przetrwania jaki ma człowiek. Jednak moim zdaniem za życie w takim komforcie płaci się o wiele większą cenę niż jest to warte. Nie wykluczam duchowości, sam uważam się za istotę duchową, jednakże moje poszukiwania zmierzają w innym kierunku. Sam jestem sobie sterem i żeglarzem A niech mnie. A jeśli się mylę
  16. To, co by było, gdyby... nie jest istotne w tym momencie. Masz to szczęście, że żyjesz w miarę rozsądnym kraju, gdzie masz możliwość konfrontowania różnych poglądów i idei. Jestem bez religii od kilku dobrych lat. Rozważania, jakie prowadzę często sam ze sobą, nie są łatwe, ale lepsza brutalna prawda niż najsłodsze kłamstwo. Gdy odwróciłem się od religii przestałem czuć się niegodnym. O dziwo, mimo że religia była dla mnie bandażem, to wiem teraz, że takim który gdzieś tam mocno uwiera. Piekła nie ma hulaj dusza i jak mówił ktoś gdzieś niebo jest puste Tyle ode mnie w temacie.
  17. A ja powiem coś, co było tutaj już wielokrotnie powiedziane, również na kanale u Marka. Kobiety mówią jedno a robią drugie. Typ faceta mojej byłej to 1,80 w górę, długie włosy. Wiecie co? Jakoś tak się stało, że takiego pana zostawiła dla krótko ściętego typa 1,72. I bądź tu mądry Ps. Nie jestem dziany jak coś
  18. Hej. Miałem w pewnym sensie podobnie. Z wyznaniem rzymskokatolickim rozstałem się w gimnazjum, by pod wpływem uduchowionego kolegi, powrócić w czasach liceum do znajomego smrodku. U siebie zauważyłem dwie rzeczy. Do religii powracałem w tych momentach, w których codzienna lekkość bytu była ponad moje siły. Szukałem, wiem dzisiaj, gotowego rozwiązania swoich problemów. Ot tak, żeby ktoś poprowadził mnie za rękę. Gdy sytuacja ulegała poprawie, dochodziłem do wniosku, że to nie prawdziwa wiara, a substytut, który pełni funkcję chwilowego opatrunku. Drugi wniosek jest taki, że w owym czasie (liceum) byłem niezwykle podatny na wywody kolegi. Był niezwykle pogodny, ładnie się wysławiał, emanowało od niego pewnego rodzaju ciepło (fakt faktem został księdzem). Kiedy urwałem z nim kontakt wiara zanikła. Cóż tak mam. Ponownie zacząłem samodzielnie myśleć o sensie życia, moralności i innych podobnych kwestiach. Co do wydarzeń, o których wspominasz. Jesteśmy tak skonstruowani, że lubimy znajdować w świecie rzeczy, które potwierdzają nasze przekonania. Na świecie od zarania dziejów występowało zło, długo przed powstaniem jakiejkolwiek religii. Osobiście wydaje mi się mało prawdopodobne, by świat się skończył za naszego życia Staraj się myśleć samodzielnie, krytycznie. Taką radę dałbym sobie i według takiej żyję Pozdrawiam
  19. Co do walentynek. Jeśli ktoś lubi celebrować to wyjątkowe święto miłości, serduszek, pluszowych misiów, spożytych pokarmów w restauracjach, wyjątkowych chwil i uniesień, spoko. Osobiście czułem się przymuszany do świętowania, bo jak to... wszyscy obchodzą (ty już mnie chyba nie kochasz, już ci chyba nie zależy). Osobiście czułem podświadomie, że odgrywam szopkę i jestem smagany biczem zachodniej mody i mojej już byłej ukochanej. W tym roku whisky, cygaro i błogosławiony spokój Pozdrawiam
  20. Marka poznałem na Youtube. Stąd krótka droga do forum.
  21. Soczek

    Paraliż senny, sen na jawie,

    Hej, muszę się przyznać, że sam jestem osobą, która doświadczyła paraliżu sennego. Początkowo mało nie ,,narobiłem'' w portki (jakby się dało). Mniej więcej od czterech lat mam raz na jakiś czas przygody (choć powiedziałbym, że są one raczej sporadyczne). Często są to szepty, głosy. Kiedyś widziałem dziewczynkę, która przypominała Samarę Morgan, z filmu ,,The Ring''. To dopiero zmroziło mi krew w żyłach. Ostatni raz taka sytuacja przydarzyła mi się dwa dni temu, po kilkumiesięcznej przerwie. Obudziłem się w nocy z wrażeniem, że coś siedzi na mojej klatce piersiowej. Próbowałem wstać, ale jak to w paraliżu sennym, nie miałem takiej możliwości. Początkowo odczuwałem duży strach. Teraz reguluje oddech, jestem świadomy tego co się dzieję. Czasem też próbuję te moje zjawy, które się pojawiają, podpuszczać. Zachęcam je do walki To pomaga. Ciężko powiedzieć. Porażenie przysenne polega mniej więcej na tym, że włącza się pewien stopień świadomości, przy jednoczesnym ograniczeniu zdolności mobilnych. Ma to swoje uzasadnienie biologiczne (ten paraliż), bo chociażby trudniej wtedy wypaść z łóżka Sam obstawiałbym, że stress. Nie mam chorób psychicznych, nie walę po kablach. Tak już jest. Pozdrawiam
×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Umieściliśmy na Twoim urządzeniu pliki cookie, aby pomóc Ci usprawnić przeglądanie strony. Możesz dostosować ustawienia plików cookie, w przeciwnym wypadku zakładamy, że wyrażasz na to zgodę.