Skocz do zawartości

tytuschrypus

Starszy Użytkownik
  • Postów

    4659
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

  • Wygrane w rankingu

    67
  • Donations

    0.00 PLN 

Treść opublikowana przez tytuschrypus

  1. Bardziej miałem na myśli nieustalone odwiedziny. Jestem konserwatywny i zachowawczy pod tym względem. Zawsze ja zapraszam, inaczej nie uznaję, że ktoś mi się "zapowiada że wpadnie". Dla mnie akceptowanie tego jest niecodzienne. Z tego co piszesz dla Ciebie też więc sprowadza się to do tego, że macie inne preferencje, oczekiwania i granice w tym aspekcie z partnerem, co przydałoby się chociaż spróbować jakoś ujednolicić. Czego Ci życzę, choć jak pisałem z moich doświadczeń wynika że jest to w większości przypadków niemożliwe i prawdziwa niezgodność i awanturki zaczną się właśnie wtedy, kiedy ruszysz jakkolwiek ten temat. Co nie zmienia faktu, że w tej sytuacji powinnaś.
  2. Dla mnie nie istnieje kategoria, że ktoś się "zapowiada". I przychodzi. A jak macie plany, gdzieś chcecie wyjść itd.? Niedopuszczalne. Ale ja może za mało rodzinny jestem.
  3. To prawda. Powinienem to dodać do swojej wypowiedzi. Tu mam trochę inne zdanie - niestety znam trochę przypadków, gdzie dla rodziców nie ma to znaczenia bo jak ktoś ma 25 lat i nadopiekuńczych rodziców, to potem też ma takich rodziców bo w zasadzie co za różnica? Która cezura jest dobra, by przestać być "opiekuńczym"? I potem taka nadopiekuńczość zbiera straszliwe żniwo, bo te osoby teraz po trzydziestce żałują wielu swoich życiowych wyborów, bo zrobili tak jak mówiła mama - wybór studiów, kariery zawodowej, partnera itd.
  4. Dla mnie to jest pewna forma patologii. Gdy niektórzy rodzice utożsamiają rodzicielstwo z bezwarunkową dożywotnią własnością, a to jednak trochę inne rzeczy. Kiedy dzieci stają się dorosłe, to jednak są (a przynajmniej dla mnie powinny być) odrębnym bytem, który też staje się dorosły i nie można im się wbijać na chatę jak do siebie, podobnie jak nie powinno się wbijać do pokoju nastolatka bez pukania czy grzebać w jego rzeczach. To widać za mało. Ale to jest niestety ciężki problem - bo teraz Ty musisz z nim dyskutować na temat tego, żeby on zmienił swoje stosunki z rodzicami, które on uznaje za naturalne. Teoretycznie powinien teraz zrobić tak, że pogada ze swoimi rodzicami. Ale oni zareagują zdziwieniem, oburzeniem i niezrozumieniem - no bo jak to tak, to my się naszemu synusiowi mamy zapowiadać? Co to ma być? No, to na pewno ta Elfii go napuściła. Ja zawsze czułam że z nią jest coś nie tak. I tak dalej i tak dalej. Z tej sytuacji niestety nie ma dobrego wyjścia, to jest często chyba bagatelizowany aspekt tzw. "niezgodności charakterów". Niezgodność co do wizji i zakresu roli rodziców w naszym życiu. Ja akurat cenię sobie swoich rodziców, bo oni nigdy w dorosłym życiu mi niczego nie narzucali, nie komentowali, nie oceniali, szanowali moją odrębność i prywatność - rady dostawałem, gdy chciałem. Jedna z moich partnerek miała podobną sytuację do Ciebie plus jeszcze X innych manier - jej rodzice po prostu uważali, że niezależnie od wieku to jest ich dziecko i to oznacza, że mogą decydować co będzie robić, co będzie jeść, z kim się zadawać, gdzie mieszkać, gdzie pracować, co studiować itd. To było dla nich naturalne, nie byli w stanie zrozumieć, że ona ma inne zdanie a ona jednocześnie była bezradna, bo stosowany był wobec niej szantaż emocjonalny. Ja jako młody chłopak też jeszcze gówno wiedziałem i rozumiałem z życia, bo próbowałem jej pomóc postawić się rodzicom, zamiast po prostu tę niezgodność zaakceptować i odejść, gdy zrobiła się nieznośna i zaczęła wpływać na mnie. Z kolei moja obecna partnerka, dobrana już "z klucza" też ma matkę, która chciałaby decydować o wszystkim, ale trafia na twardy opór ku jej wielkiemu niezadowoleniu. Próbuje cały czas, ale ta akurat kobieta jest w stanie odpowiedzieć swojej matce "ok, dzięki za radę, zrobię po swojemu/ nie zrobię tak/ mamo, nie wtrącaj się". Stawia granice. I to jest dla mnie akceptowalna droga. Rodziców się nie wybiera, ale nasz stosunek do nich już tak.
  5. Mogę co nieco napisać w temacie, bo swego czasu całkiem perspektywiczny związek zakończył mi się w dużej mierze przez teściową (nie, nie dlatego że wolałem ją od panny ). Ale dzięki temu życie nauczyło, że ważną cechą potencjalnej partnerki są jej stosunki z rodzicami właśnie i sami rodzice. Jaka to nauka? Otóż najważniejsze w całym zagadnieniu o którym piszesz jest stosunek i relacja na płaszczyźnie partnerka/partner - rodzice partnerki/partnera. To one definiują wszelkie stosunki na linii ja - rodzice partnerki. Cała reszta w tym nasze zachowanie, postępowanie itd. jest wtórna. Dlatego: Jeżeli wszystko w relacji partnerka - rodzice jest w porządku, to nie ma czegoś takiego jak manipulacja uprzejmej mamusi bo normalna pod tym względem partnerka nie dozwala na takie manipulacje sama z siebie. Niestety jeśli jest inaczej, to nasza postawa jest tu drugorzędna, bo musimy walczyć i z mamusią/tatusiem i jednocześnie z partnerką, która jest wtedy między młotem a kowadłem. Na dłuższą metę nie wyjdzie z tego raczej nic dobrego. Dlatego na podstawie moich doświadczeń dla mnie jeśli relacja partnerki z rodzicami jest nie tyle zażyła, co nosi cechy silnego zatrzymania się w wieku dziecięcym, czyli silnego uzależnienia od zdania rodziców, zasobów rodziców (zwłaszcza), to jest to dyskwalifikujące dla partnerki, ponieważ później odbija się silną czkawką i tak naprawdę uważam, że nie ma na coś takiego lekarstwa a nawet jeśli jest, to nie my powinniśmy się bawić w lekarza. Zyski żadne, koszty gigantyczne.
  6. Umyte = jak nowe? Jak ktoś bierze auto brudne, to czyni go świadomym nabywcą, no bo przecież auta się brudzą? :) No nie sądzę. Jest różnica między 20 letnimi oznakami eksploatacji a zwyczajnymi śladami niedbałości, takimi jak coś urwane, coś brakujące, brudne itd. To ludzi odstrasza. Jak Ci zacznie ktoś marudzić nad ryskami na lakierze to wtedy taką postawę jak Twoja powyżej oczywiście rozumiem. Ale w tym wypadku ładnie Ci bracia napisali, czego brakuje w ogłoszeniu. To Ty możesz coś poprawić, a nie ludzie qrwy, bo nie chcą brać Twojego auta :)
  7. Nie rób tak, jak działa na Ciebie, tylko tak jak działa na ludzi, którym chcesz sprzedać. Na nich działa tak jak robią handlarze.
  8. Mnie najbardziej rozbraja buta i pewność siebie kościelnych dostojników. Nie widzę w ich postawie pokory i zwyczajnej chęci do oczyszczania ich własnych szeregów z takiego elementu. Chęci, która biorąc pod uwagę co ta instytucja w teorii reprezentuje powinna być naturalna.
  9. Heh. Po pierwsze, nie wiem czy zdajesz sobie sprawę*, ale to co piszesz bardzo przypomina to, z czego sama się śmiałaś w stosunku do facetów - nie zgadniesz, ale ci którzy według Ciebie błędnie i naiwnie uważają się za bardzo dobrych w łóżku mówią dokładnie to co Ty ;) Też czują, że każdej ich kobiecie jest dobrze. Po drugie - już Cię uświadamiałem, że różne są powody mówienia. Po trzecie - patrz po pierwsze ;) A może Ty się w sumie od tych przechwalająch się kolesi różnisz tylko tym, że masz cipkę między nogami? :) Nie wiem czy masz świadomość, ale Twoja cała "merytoryczna" odpowiedź jest skonstruowana na takiej zasadzie: 1. Jest tak jak ja piszę, ja wiem. 2. Jeżeli się ze mną nie zgadzasz, to znaczy że nie wiesz i nie zrozumiesz. Śmiechłem. Tak, z kobietą o logice, wiem, wiem. Btw. Nie wiem* również czy zdajesz sobie sprawę, ale w kilku miejscach mimochodem dokładnie potwierdziłaś moje słowa;) *ok, wiem - nie zdajesz
  10. Dla mnie, o czym napisałem już w temacie z rezerwatu, to jest bardzo indywidualna kwestia. To, czy mi się z dziewczyną "fajnie kocha" nie jest zależne tak mocno od jej wymiernych umiejętności. Ważne jest to, w jakim stopniu panna mnie pociąga. Zdarzyło mi się ruchać, bo mogę, a zdarzyło mi się ruchać, bo miałem zajebistą ochotę na daną kobietę, jarało mnie w niej wszystko i wtedy seks był zdecydowanie najlepszy. Z kobietą, która na maksa pociąga ma się większą ochotę na seks w różnych miejscach, różnych pozycjach itd. Ale każdy z nas ma swoje indywidualne preferencje i może natrafić na kobietę, która je zwyczajnie spełnia, a może na taką, która nie. Dla mnie wtedy ta dziewczyna jest super, a innemu facetowi będzie zależało na czymś innym i dla niego ona będzie przeciętna. Poniżej mogę wymienić moje "ciekawostki" w tym temacie. Dziewczyna numer 1 - szczupła, mała i fajna, typ nerdziary, która po zdjęciu okularów zamieniała się w niezłą blond laskę. Z minusów - miała niezbyt ładne piersi tzn. w takim kształcie, który mi kompletnie nie leżał - również w dłoni ;) Czy uprawiało mi się z nią rewelacyjnie seks? Zdecydowanie nie, w niektórych pozycjach byliśmy niekompatybilni, miała też dość szeroką pochwę (albo jak powiedziałaby jakaś kobieta - ja miałem za małego na nią ;D) ALE Widzicie, ona po prostu UWIELBIAŁA spermę. Lubiła się nią bawić, spijać, rozsmarowywać, oczywiście połykać. Widok patrzącej z dołu z wyczekiwaniem laski, która chwilę wcześniej szepcze "proszę, spuść mi się do buzi" to jest coś, co czyniło seks z nią mega satysfakcjonującym wbrew różnym niedostatkom. Dziewczyna numer 2 - laska miała konkretny przebieg, widać było, że ma kilka swoich "zagrywek" o których wydaje się jej, że faceci uwielbiają... Z tym że niektóre ja na przykład nie bardzo ;) Robić loda musiałem ją uczyć, ponoć nie robiła często bo nie lubiła (he, he). I znowu - szału nie byłoby, ALE Ta laska była mokra non stop. Nie potrzebowała i nie chciała żadnej gry wstępnej, nigdy, mogła się bzykać na okrągło. Ona zaczynała pracę później niż ja, lubiła długo pospać, ale codziennie jak budziłem się z tzw. namiotem, to nie czekałem aż opadnie, tylko budziłem ją, brałem na śpiocha i szedłem pod prysznic. Jak myła naczynia to wiedziałem, że mogę w każdej chwili podejść do niej, podnieść sukienkę, przelecieć i iść np. oglądać mecz. I to było mega. Z kolei znałem jeszcze panny, które super robiły loda, były ciasne, lubiły dużo pozycji, fajnie ujeżdżały, ale za to wymagały długiej i każdorazowej gry wstępnej, nalegały na palcówki, minetki, nie chciały uprawiać seksu od razu, tylko przynajmniej potrzebne było trochę pocałunków itd. No i ta panna wygrywała z nimi w przedbiegach, bo ja nie jestem typem łóżkowego romantyka ;)
  11. To prawda. Ale nawet na tym polu łatwiej zebrać opinię wielu osób (na przykład różnych członków rodziny) o tym jak jeździsz, czy na przykład płynnie i nie szarpiesz + to bezpieczeństwo, niż w seksie. Napisałem dość długie dwa posty z kontrargumentami więc jak ktoś mi pisze że "niedopasowanie" to bujda bo są ludzie źli albo dobrzy w seksie a on sam jest bardzo dobry to uśmiecham się z lekkim politowaniem :) Swoją drogą, właśnie sobie uświadomiłem że ja na przykład częściej komplementowałem kobiety, z którymi gorzej mi się uprawiało seks, żeby dodać im trochę pewności siebie i żeby wyluzowały, niż te z którymi tak nie było ;) Także może nasza koleżanka nasłuchała się tego, jaką jest zajebista w łóżku od sympatycznych beciaków z nieco innych powodów niż myśli ;)
  12. Są lepsi i gorsi DLA NICH. Tak, ale dalej mówią o jakiejś kobiecie oceniając ją na tle innych swoich kobiet, z którymi byli lepiej lub gorzej dopasowani. Taki argument miałby jeszcze sens, gdyby kilka osób wypowiadało się niezależnie i obiektywnie o tej samej osobie. Natomiast przeciętny człowiek relatywnie ma rzadko okazję do takiego porównania nawet w skali mikro, czyli porozmawiać na przykład z kolegą, jak ta laska robi loda i wymienić się doświadczeniami z uprawiania z nią seksu. A i nawet wtedy można to łatwo uzasadnić, że dwóch kumpli jara taka sama kobieta więc (tu patrz mój poprzedni post). Skąd to wiadomo? Czy ta osoba jest właśnie potem ankietowana, albo 10 kolesi z osiedla, którzy uprawiali z Tobą seks oceniają Cię w skali 1-10 i dostajesz średnią 9? Jakżeby inaczej ;) A jeżeli to było: ? Może nikt Ci nie powiedział, że nie jesteś taka zajebista jak myślisz, żeby Ci po prostu nie zrobić przykrości, nie stracić dostępu do łatwej cipki, albo jedno i drugie? Może po prostu Ty byłaś na nich wszystkich napalona i to dzięki Twojej otwartości przekładało się na dobry seks dla Ciebie? No, trzeba mieć pewien tupet albo bardzo wysoką (zwykle poprzez wychowanie) samoocenę żeby tak stwierdzać na podstawie tego, że nikt nigdy nie powiedział, że chujowo bzykasz, chujowo malujesz, chujowo prowadzisz auto. Jak nasz adwersarz :) Z tym że przy np. prowadzeniu pojazdu jest więcej obiektywnych mierników żeby bez gadania uznać, że ktoś kiepsko jeździ. Przy seksie tego nie ma.
  13. Dla wielu kobiet, z pewnością ;) Taktowny eufemizm na zewnątrz, w środku przekonanie, że facet słaby w łóżku (no bo przecież nie ja). Takie macie jako kobiety wpajane sposoby komunikacji. Jednak niedopasowanie w łóżku to raczej fakt niż eufemizm i ma na niego wpływ wiele czynników, których na pewno nie można sprowadzić do tego, czy ktoś jest "dobry" w łóżku, czy nie. Takie określenie wymaga obiektywnych mierników a one są w seksie niemożliwe, zbyt dużo zmiennych. Albo po prostu przez wzgląd na olbrzymią liczbę powodów, nad którymi nie mam czasu się rozwodzić, rzadko uprawiają seks z mężczyzną, który naprawdę je podnieca i którego pragną. Hasłowo rzucam te powody tylko: hipergamia, bogactwo popytu (tzn. samców chętnych, by przelecieć), obecne wychowanie kobiet w egocentryzmie, który jest wręcz pochwalany. Na przykład: 1. Dwóch facetów pod kątem technicznym uprawia seks tak samo, ale jeden powoduje w tej samej kobiecie podniecenie od razu i wilgoć między nogami a drugi nie, bo jest beciakiem. Dla kobiet, o czym każdy odrobinę bardziej świadomy mężczyzna wie, są to niebagatelne czynniki i choćby technicznie był doskonały, to jest np. uległy, niepewny siebie i pani nie podnieci a na pewno nie tak, żeby wybiegało to poza typowo biologiczną satysfakcję ze zbliżenia. Zdarzyło mi się uprawiać seks z kobietą, która rozstała się z facetem, którego znałem i widywałem ich razem - i ona przy mnie zachowywała się zupełnie inaczej niż przy nim, wobec niego była pogardliwa (nawet jak byli razem), dawała rzadko - ze mną sytuacja była zgoła inna. Czy dlatego, że byłem taki zajebisty? Raczej nie, po prostu traktowałem ją zupełnie inaczej niż on. To ona biegała za mną i to jeszcze ją nakręcało. W łóżku nie pytałem jej czy jej się podoba, co lubi tylko brałem jak ja lubię i samo to wystarczyło. Nie byłem raczej obiektywnie "lepszy" w łóżku 2. Sytuacja odwrotna, tzn. kobieta nie jara faceta wystarczająco, no i on przeleci, bo imperatyw biologiczny, ale tak bez serca, żeby przelecieć. Nie jest "słaby" w łóżku, po prostu Ty nie podniecasz go tak jak Twoja koleżanka, z której zrywałby majtki, opierał o ten pieprzony blat a potem brał całą noc. Porucha, spuści ciśnienie i tyle. Także panuje tu raczej sprzężenie zwrotne, a nie że wielu facetów jest słabych w łóżku :) Oczywiście są w seksie rzeczy, w których sama technika jest ważna i jeśli się np. ora zębami przyrodzenie partnera podczas seksu oralnego, to jest to słabe, ale to są rzeczy do wyuczenia partnerki. Nie przeceniałbym jednak tych elementów. Zakładam, że kobiety facetowi który je podnieca w łóżku wybaczą zwyczajnie więcej, będą bardziej cierpliwe i łatwiej zakomunikują swoje potrzeby.
  14. O kurwa, serio? To się wyjaśniło czemu dziewczę takie rozpieszczone...
  15. Absolutnie każdy przekaz niesie tak rozumiane zagrożenie. Zakazać wszystkiego? ;)
  16. Nie muszę Ci ufać, mam z tego doktorat :) To już jest postęp, bo jeszcze przed chwilą było: W każdym razie niezależnie od tez dotyczących wpływu społecznego szkodliwość tego typu treści uważam za wydumaną. To znaczy - szkodliwość tego typu treści pisanych na serio. Ten materiał niewątpliwie NIE JEST pisany na serio, także pisanie o jego szkodliwości to jak pisanie o tym, że memy są szkodliwe bo ktoś da się zaprogramować i uwierzy np. w płaskość Ziemi.
  17. No nie wiem. Uważam to co piszesz teraz za... naciągane. A jak ktoś serio weźmie np. mema, to co to oznacza? Że memy są szkodliwe, czy ktoś nie ogarnia?
  18. Hej, ale to jest przecież beka, dlaczego widzę komentarze np. brata @Messer zupełnie, jakby to wklejone było na serio? Przecież to jest oczywista szydera z wymagań kobiet... Prawda? Prawda?
  19. tytuschrypus

    W co aktualnie gracie?

    A ja na zapowiedziany remake Mafii czekam
  20. Fakt, ja też obserwuję często zjawisko, że wymuskane na pokaz panny tak naprawdę już pomijając, że mają syf na chacie to faktycznie mają problemy z elementarną higieną... Fe.
  21. Chyba go z kimś pomyliłeś kolego. O to, to. Nie ma co wjeżdżać od razu na panie, bo oczywiście takie jak pisze autor są, a jakże, ale i mężczyźni wcale nie są tacy biegli w wykonywaniu typowo męskich obowiązków. Z drugiej strony - ciężar trochę się przeniósł. Ja coś pomajsterkuję, ale do poziomu skilla np. mojego ojca w tym zakresie nawet się nie zbliżę. Za to z jego punktu widzenia w dziedzinie hardware i software jestem dla niego kimś z pogranicza magii. A też w dzisiejszych czasach przydatne.
  22. Tak, to prawda, ale człowiek nie jest wyłącznie zwierzęciem bo posiada mnóstwo zachowań i zwyczajów, które się tym zwierzęcym instynktom wymykają. Czego omawiany przykład jest świetnym dowodem, bo kobiety w naszej rzeczywistości już nie są samicami, które tylko są zdobywane. Rzecz, która była dla nas normalna przez setki, tysiące lat, na przestrzeni zaledwie kilkudziesięciu się mocno zmieniła. Z tego też powodu każdy mężczyzna tkwiący w takim "starym" modelu działa na swoją szkodę. Jeżeli kobiety są wyzwolone, samodzielne i samostanowiące, to muszą brać odpowiedzialność za swoje czyny. Ale ja im się nie dziwię, że nie biorą, skoro nawet sami mężczyźni zachowują się tak, że je z tej odpowiedzialności zwalniają przerzucając winę na samca. I potem w rezultacie potrafią tkwić w związku ze zdradzającą kobietą.
  23. No nieźle gościu zaczął rozkminiać :D Główka pracuje :D Dosłownie...
  24. Bardzo prosto mogą i jest to konsekwencja niczego innego, a... również naszych własnych zachowań, to znaczy zachowań mężczyzn. Temat ten poruszałem szeroko i raczej niezrozumiale dla reszty uczestników w słynnej piętrowej dyskusji o ruchaniu mężatek. Mianowicie również przez nas, mężczyzn, agresja, złość itd. w przypadku zdrady są kanalizowane w kierunku mężczyzny, który zaruchał partnerkę. I to jest bardzo szkodliwe i utrwalające matrix, czego opisywana przez Ciebie sytuacja jest bardzo dobrym przykładem. Po prostu kobiecie, która zdradzi takiego beciaka, jest bardzo łatwo wykręcić się od odpowiedzialności. Wystarczy powiedzieć "Misiu, ja nie chciałam, ale on tak naciskał, łaził za mną, uwiódł mnie. No pokłócilismy się wtedy, sam wiesz że nie jesteś bez winy, no oczywiście nie powinnam, ale gdyby nie on to do niczego by nie doszło. On też wiedział przecież, że ja jestem zajęta a mimo to nalegał". I taki beciak, zamiast trzeźwo powiedzieć na takie dictum coś w rodzaju: "A chuj mnie on obchodzi, ważne co Ty zrobiłaś" kiwa głową i agresja kieruje się w stronę tego losowego samca, który zaruchał zamiast w stosunku do tej, która się dała zaruchać. I potem żyją długo i szczęśliwie. On stara się bardziej, żeby jego wybranka była bardziej odporna na kuszenie ze strony losowych samców, a ona zadowolona, wyprana z odpowiedzialności buja się z nim dalej.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Umieściliśmy na Twoim urządzeniu pliki cookie, aby pomóc Ci usprawnić przeglądanie strony. Możesz dostosować ustawienia plików cookie, w przeciwnym wypadku zakładamy, że wyrażasz na to zgodę.