Skocz do zawartości

Szalony Koń

Starszy Użytkownik
  • Postów

    335
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

  • Donations

    0.00 PLN 

Treść opublikowana przez Szalony Koń

  1. Dokładnie. I ja nie twierdzę że tak powiedziałeś - po prostu uzupełniam wypowiedź. A skąd śmiała teza że to mit? W sensie - że nie było go, czy że jego wpływ jest przeceniany? Bo co do drugiego, to może wyjaśnijmy sobie co mam na myśli - oczywiście że plan Marshalla nie załatwił wszystkiego. Absolutnie nie neguję tu zdolności Niemców, ich organizacji pracy, zamiłowania do porządku, osiągnięć naukowych itp (inna sprawa że tamto pokolenie jest zastępowane przez współczesne zlewaczałe (sto razy bardziej niż u nas), gdzie owych cech próżno szukać). Natomiast gdyby nie ów plan, odbudowa gospodarki potrwałaby znacznie dłużej, a i zapewne takiego poziomu osiagnąć by się nie udało. Na pewno nie byłoby też niemieckiej dominacji w Europie, bo po prostu nie byłoby platformy dzięki której Niemcy zdołały się odbić.
  2. no, udało się Koledze mnie rozbawić:) Pytam o TO KONKRETNE status quo. Co Kolega ma na myśli - rządy Łukaszenki? Jego obecna orientacja na Zachód? Coś innego? Jest dokładnie odwrotnie - obecny rząd wreszcie prowadzi politykę wschodnią. Kwestia dostarczania ropy i gazu Łukaszence jest tego najlepszym dowodem. https://spidersweb.pl/bizblog/putin-lukaszenka-rosja-polska-ropa/
  3. Zgadzam się całkowicie co do stwierdzenia powyżej, tyle że należy je uzupełnić. To że jesteśmy areną walki gladiatorów to prawda, ale nie znaczy to, że mamy się temu biernie przyglądać. Oczywiście Rosja i Niemcy jako bezpośredni sąsiedzi Polski, do tego współpracujący ze sobą, są dla nas śmiertelnym zagrożeniem. Oczywiste jest że w pojedynkę temu zagrożeniu nie stawimy czoła. Dlatego własnie sojusz z USA jest ważny i potrzebny. A że jest i będzie asymetryczny? Noż kurwa - wyjdźmy z piaskownicy i dostrzeżmy że nie ma innej opcji. Alternatywą jest pozostawienie na pastwę rusko-niemiecką. Dziękuję, postoję. A jak ktoś chce od razu w ramiona ruskich i szkopów się pchać - to proszę bardzo, ale niech sobie własny kraj najpierw założy. Od mojego wara. Przypomnijmy sobie historię - na czym Niemcy zbudowały swoją potęgę po II wojnie. Otóż potęgą stało się wyłącznie RFN (bo NRD znalazło się w tej samej czarnej dupie co Polska, nawet mieli swojego trabanta zamiast mercedesa - co w pełni świadczy że sprawność i postęp to nie kwestia narodu ale systemu). A RFN zbudowało najpierw państwo, potem armię i rynek, na pieniądzach z USA - bo było państwem pierwszej linii frontu. Więc USA - mimo oczywistych dysproporcji między oboma krajami - miało żywotny interes w pakowaniu kasy w RFN. A RFN po odbudowie miało żywotny interes w obecności wojsk USA w ich kraju. Teraz się pozmieniało - i państwem frontowym jest Polska. Ale nie tylko Polska potrzebuje USA - oni potrzebują nas. Albo Europa jest dla nich stracona - na co sobie w żadnej mierze nie mogą pozwolić. Na Niemcy liczyć nie mogą - tyle co mogą to trzymać ich za mordę. A zatem mamy jakąś kartę przetargową. I możemy z niej mądrze korzystać.
  4. Zgadzam się. Acz neobanderowską z Białorusi ciężko zrobić - no ale da się. Tylko co to jest to status quo i jak go utrzymać? Owszem, prawdę tu napisano wyżej, że owa demokratyzacja Białorusi oznacza w praktyce rokradzenie gospodarki i zrobienie z tego kraju drugiej Ukrainy (bo zrobienie drugiej Polski, Czech, Węgier czy Słowacji to i tak byłby optymistyczny wariant). Łukaszenka póki co nie pozwala na to - no ale pamiętajmy że jeszcze niedawno Białoruś była wręcz przyklejona do Rosji do tego stopnia, że mówiło się zupełnie poważnie o jej przyłączeniu do Rosji. Co o tyle łatwe że Rosja to federacja. Przynajmniej formalnie. Teraz wiatr się odwrócił, i mamy zmianę kierunku Białorusi na prozachodnią - przynajmniej jeśli o surowce chodzi. Ale pamiętajmy że to się może jeszcze zmienić. I teraz dwa pytania: 1. Co jest najlepsze dla Białorusi? 2. Co jest najlepsze dla Polski w kontekście Białorusi? Moim zdaniem 1. Najlepsza jest droga podobna do chińskiej, czyli twarda, absolutna władza, mająca prawo i skutecznie je egzekwująca, do interwencji gdziekolwiek tam, gdzie międzynarodowy kapitał zamierza ich wyrolować - a jednocześnie wolny rynek (wolny oczywiście na chiński sposób, czyli do bazarku na ulicy, wszystko co wyżej ma oficera politycznego). To się może naprawdę sprawdzić i u nich. Oczywiście wyklucza to bytność w UE, co moim zdaniem - przynajmniej przez jakiś czas, a być może i w ogóle - byłoby Białorusi na rękę. 2. Dla Polski najlepsze byłoby 1 ale pro-natowskie jeśli chodzi o politykę energetyczną i bezpieczeństwa. Czyli Białoruś w NATO, ropa i gaz od nas (bo terminalu morskiego sobie nie zbudują), co wymusza polityczny związek, a brak obecności w UE i jednoczesne otwarcie rynku sprawia że towary z zachodu pochodzą głównie z Polski. Przynajmniej te w których się specjalizujemy. I jeszcze co do NATO - wiadomo czym jest NATO. Dlatego potrzebne są lokalne sojusze, niejako niezależne od NATO - a Polska z Białorusią, republikami nadbałtyckimi i państwami Międzymorza ma strategiczny interes militarny i gospodarczy. Przydałoby się coś takiego, i oczywiście Białoruś w tymże.
  5. Znaczy jesteś ze wsi? To nie zarzut broń Boże, tylko spostrzeżenie. Tak się składa, i jesteś kolejnym potwierdzeniem mojej obserwacji, że w mieście o normalną w porządku pannę coraz trudniej. Na wsi aż tak źle nie jest Jakoś tak w mieście mózgi szybciej się degenerują co potwierdza eksperyment Calhouna ze szczurami. Co do ostatniego zdania - to rozwiń. Dziś już jest to "kiedy indziej" ;-)
  6. No ale piszę wyraźnie, że się ani nie zdradzaliśmy, ani nie biliśmy. Nienawiści chyba też nie było - jeśli pominąć chwilową wściekłość której jednak nienawiścią bym nie nazwał. A co do wiary jeszcze - to ona determinuje pewne hamulce. Oczywiście jak się poważnie do niej podchodzi. Myślę że przede wszystkim emocjonujesz się za bardzo i nie za bardzo nawiązujesz do MOJEJ sytuacji tutaj. Dwie RÓŻNE rzeczy - moja sytuacja Twoja. Ok, miałaś inaczej, zapewne gorzej. Ok - zapewne bywają sytuacje - i są one w naszej wierze DOPUSCZALNE - kiedy mieszkanie ze sobą jest większym złem niż bycie osobno. To się chyba separacja nazywa i jest też przeprowadzana prawnie. Ja tego absolutnie nie neguję - tylko mówię że u nas nie było aż tak źle. Być może właśnie nie było aż tak źle bo oboje wiedzieliśmy, że rozwód nie wchodzi w grę. Dla dzieci rozejście się rodziców zawsze jest traumą. Oczywiście są sytuacje kiedy mieszkanie ze sobą jest większą traumą -ale to już zależy od rodziców. Jeśli toczą wojnę do tego stopnia że się nie hamują choćby ze względu na dzieci - no to gratulacje dla nich. Ale to nie zawsze występuje. Mam np kolegę od którego wyprowadziła się żona z dziećmi, bo rzekomo nie dawał jej żyć, i był przemocowy. Nikt kto zna tego gościa w to nie wierzy. A że do tego jak wiele osób wiedziało, jego żona miała kochanka, z którym jest teraz oficjalnie - to możesz się domyślić skąd owa teza o "przemocowości męża". To się poznajmy, to wtedy poznasz. Ja jestem takim człowiekiem. Piszę wyraźnie - był czas kiedy tylko trzymała nas przy sobie wiara i dzieci. Teraz jest inaczej. Ja? Przecież ja nigdy nie popełniam błędów:) A tak poważnie - akurat nigdy z przepraszaniem nie miałem problemów. Mam natomiast spory problem z przeproszeniem kogoś, od kogo należą się przeprosiny w stosunku do mnie. I mówię tu o sprawach ewidentnych. Przykład: coś ustalamy, ktoś nie dotrzymuje. A potem się wścieka że wymagam przestrzegania ustaleń, na które się obie strony zgodziły. I żąda za to przeprosin. No nie - ode mnie nie uzyska. A jak ja się w czymś zobowiązałem i nie dotrzymałem - choćby w tym mojej winy nie było, spokojnie przeproszę. Bo mogłem przewidzieć możliwe perturbacje i się nie deklarować jednoznacznie. Jak się uniosłem zbytnio - także. Słowem - gdy widzę że zawiniłem, nie mam z tym najmniejszego problemu. Inne zdanie to nigdy nie był problem. Problem to było robienie kurwy z prawdy i logiki. To było, że 2x2 jest 5, albo 7, a czasem nawet 4, ale tylko wtedy gdy akurat pasuje. To był problem. To zachowanie osoby z DDA (są dwa typy DDA, tylko jeden tak się zachowuje), z narcystycznym zaburzeniem osobowości, i pewnie w paru innych zaburzeniach podobne zachowania się znajdą. A ja mam tę zasadę, że TEGO nie odpuszczam. I czas pokazał, że to była właściwa droga. Co do reszty - różnica zdań, inne widzenie świata itp, nigdy nie było problemem. Że przepraszam czego? Gdzie Ty tu widzisz jakiś atak z mojej strony? Jeśli miałbym się doszukać ataku, to raczej z Twojej strony, ale spokojnie - nie doszukuję się. Rozumiem że to co piszę wzbudza emocje, zwłaszcza kiedy uderza w czułe struny. Każdy ma swoją historię być może kompletnie inne doświadczenia, i na co innego jest wyczulony. Ależ ja bardzo proszę:) Po to piszę, dzielę się, żeby każdy korzystał, jeśli tylko chce. Zresztą - czytam też z tego powodu. Nikt mnie tyle o kobietach nie nauczył co kobiety. Znajome z reala, oraz nieznajome z pewnego forum. A także pewna youtuberka, która opisała narcyzm tak plastycznie, że od czasu kiedy ją usłyszałem, zacząłem naprawdę rozumieć co się dzieje z moją żoną. Youtuberka opisała to oczywiście w odniesieniu do mężczyzn (bo z narcyzami facetami miała do czynienia) ale zaznaczyła że to występuje u obu płci praktycznie tak samo. I faktycznie - mogę potwierdzić. Kiedyś więcej słuchałem, czytałem, starałem się znaleźć sposób w jaki można rozwiązać problem. Dziś już wiem - to się dzielę. Tyle.
  7. Przeczytaj tekst ze zrozumieniem. Przede wszystkim - tak BYŁO. Teraz JEST inaczej. Po drugie - nie napisałem że tylko religia powstrzymywała (czas przeszły! gadamy o kryzysie który BYŁ) mnie przed zdradą. Owszem, tak powiedziałem Żonie na zaczepkę słowną - ale generalnie mam zasady, które (mam nadzieję) wyznawałbym bez względu na wiarę. Kiedyś miałem zresztą bardzo silny kryzys wiary - nie zauważyłem jednak żeby moje zasady czy poglądy zmieniły się w tym czasie. Po co BYLIŚMY razem? Nie wymagam od kogoś o innym podejściu do wiary by rozumiał dlaczego jest ona powodem bycia razem, dotrzymania przysięgi małżeńskiej itp. Osoba wierząca zrozumie - innym ciężko to wytłumaczyć. Natomiast powodem są także dzieci. Ja bardziej kocham moje dzieci niż siebie, więc przede wszystkim zależy mi by nie miały traumy rozwodu rodziców. Jak to wpływa na dzieci to już psychologowie dziecięcy i nie tylko wiedzą doskonale. No i abstrahując od kryzysu, konfliktów itp - nie było permamentnych wrzasków, nie było przemocy ani nic takiego. Było tak, że mało kto się orientował że w ogóle jest coś nie tak. Było do zniesienia - i to spokojnie. Moja Żona owszem, ma wady, kobiece jazdy, jest poraniona mocno z domu itp - no ale ogólnie to babka na poziomie. Choć niektóre jej teksty z przeszłości zdają się temu przeczyć:) Po co JESTEŚMY razem? Bo prócz tego że powyższe nadal obowiazuje - terapia żony i moja postawa naprawdę coś zmieniła. Przez pół roku od zmiany tylko czekałem aż wszystko pierdolnie jak już nie raz. Tylko czekałem na kłótnię, pretekst itp - aby żonka wróciła do swoich poprzednich zachowań. Absolutnie się nie "jarałem" że jest dobrze, traktowałem to - pomny wcześniejszych doświadczeń - jako miłą przerwę od kryzysu. Ale jedna kłótnia, druga, jedna różnica zdań w poważnych rzeczach, druga.. i ok, są kłótnie, ale potem autentyczne porozumienie. Żona potrafi przyjść, przeprosić, bo się zdenerwowała, głupio powiedziała, nie przemyślała itp. I naprawdę tak myśli - na fałsz jestem uczulony i gdzie jak gdzie ale u niej doskonale potrafię poznać kiedy "udaje żeby było dobrze" (jak wcześniej wielokrotnie bywało) a kiedy mówi prawdę. Od pewnego czasu mówi prawdę. Bo chyba w końcu dotarło do niej że to działa. Więc teraz prócz powyższego jesteśmy razem, bo jest fajnie. I to też napisałem wyżej.
  8. Nieładnie. A to już spoko - zwłaszcza że chyba oboje czujecie się z tym dobrze. Mam taką koleżankę mega jajcarę, co była kiedyś z takim pewnym siebie (jak się potem okazało, nie było tak do końca, no ale przez wiele lat tak się wydawało) facetem. I też uwielbiała, szczególnie przed jego kolegami, grać do przesady pokorną kobietę. I waliła hasła typu: - Czy przynieść ci herbatkę kochanie? Ok, proszę bardzo, a czy teraz mam zostać w pokoju, czy wracać do kuchni? - Ja to w ogóle uważam że facet powinien rządzić kobietą. A teraz to ja nie wiem co te baby - chcą mieć jakieś... swoje zdanie?!?!? Budziło to niezłą konsternację - jedni się łapali, że to żarty, drudzy nie wiedzieli jak zareagować. Inna sprawa że to były takie żarty - nieżarty. Naprawdę chętnie się mu podporządkowała.
  9. @maggienowak - dobry wpis. Ale jak to mam w zwyczaju - popolemizujęsobie. Facet by być facetem nie musi ogarniać majsterkowania. Tak naprawdę niczego nie musi ogarniać. Liczy się PODEJŚCIE. Nie umiem majsterkować, ale chuj - do mnie należy albo przykręcić tą szafkę do ściany albo zarobić na kogoś kto to zrobi. I nie wykręcam się że nie umiem, niech ktoś to zrobi za mnie. Co do hajtania się i dzieciaka - nigdy nie było trzeba. Mam dwóch wujków, jeden z przełomu wieków (ale XIX i XX) a drugi sprzed wojny, obaj się nie hajtnęli bo nie mieli na to najminejszej ochoty. Nikt im żadnych problemów nie robił - ok, matka czy siostra (moja babcia) ponarzekały, ale co mieli zrobić. Drugi wujek zresztą jeszcze żyje - to gość z gatunku "nikt mi nie będzie mówił co mam robić ze swoim życiem". Ze studiów zrezygnował, hajtać się nie zamierzał nigdy. Absolutnie nie ma poczucia straconego życia. Co do wojny - byłoby słabo, ale nie tyle z braku męskości, co z faktu że dziś od cholery ludzi myśli tylko i wyłącznie o sobie. A myśmy wojnę przetrwali zbiorowym poświęceniem - ktoś musiał dostarczać żarcie do miasta, ktoś coś tam wytwarzać, i to wszystko w tajemnicy, a jak się wyda to kula w łeb. Dla przykładu - za handel mięsem groziła kula w łeb. Krowa mojej babci była zakolczykowana w latach 40 - żeby przypadkiem nie zginęła, bo to własność hitlerowców. Toteż starzy ludzie w 2004 się śmiali że oto okupacja wróciła, bo znowu krowy kolczykują. Trochę tak, tylko że kryzys nie polega na tym że mężczyźni nie potrafią tego robić, tylko z trzech rzeczy: 1. Nikt im nie pokazał jak to robić. 2. Nikt im nie wytłumaczył, że skoro 1, to sami muszą sobie poradzić. 3. Mężczyźni mają dziś przed sobą wyłącznie wymagania i ZERO docenienia za cokolwiek. Każde ich osiągnięcie to "oczywistość", nikogo nie obchodzi z czym się muszą bujać, a przed nosem coraz to nowe wymagania. Nic dziwnego że się wszystkiego odechciewa. Chwałcia że mąż wyrósł na ludzi. I dla Ciebie też że mimo wszystko - mimo że współczesna kobieta żąda przystojniaka 10k netto z masą, rzeźbą, mieszkaniem i samochodem, cytującego Sofoklesa w oryginale. W co nigdy nie wierzyłem, ale internety twierdzą że tak jest:) Tzn spoko - pustych dziwek zawsze było pełno, nawet za moich czasów. No ale chwałcia Wam obojgu na poważnie. Teraz tego tylko nie spierdolcie. A ojciec Twój daje mężowi odczuć jego braki? Bo jak nie, to nie ma powodu się wstydzić. Sam bym takiego chłopaka otoczył ojcowską opieką i nauczył wszystkiego. Byleby się ów tylko starał.
  10. Nie o to chodzi Kolego. Ja na początku chciałem dobrze i byłem w stanie wiele odpuścić by było dobrze. Wskutek czego granica się przesuwała - aż doszedłem do ściany. Przez którą Szanowna Żona oczywiście usiłowała mnie przepchąć. To był moment buntu i wkurwu - gdzie szło na ostro. Nie odpuszczałem w kłótniach - ale to nie wystarczyło. Zwłaszcza że - temat tu na forum znany - często były zachowania obliczone na wkurwianie mnie do tego stopnia, by wyprowadzić z równowagi, a potem wmawiać chorobę psychiczną, niezrównoważenie itp. Moja żona jest DDA, DDD i DDRR - to może sporo wyjaśnić. Jeden z najtrudniejszych przypadków. Ale ma jedno - wierzy w Boga i traktuje swoją wiarę poważnie. Więc np zdrada nie wchodzi w grę. Tak, wiem że u wielu "katoliczek" jedno drugiego nie wyklucza. U mojej żony jednak tak. Gdyby nie to, zdradziłaby mnie już dawno, bo powodzenie ma. Nota bene u mnie jest tak samo - kiedyś Żona pyta mnie: "a skąd ja mam wiedzieć że ty mnie nie zdradzasz?!" Ja na to: ogarnij się - "nie jesteś kimś przez kogo warto byłoby pójść do piekła" Łojacie - jak się wkurwiła. Ale wtedy już mi to latało. Stwierdziłem - dosyć "ratowania małżeństwa", zmuszania do rozmów, godzenia się na chwilę. Pierdolę. Mieszkam z nią i żyję tylko dla wychowania dzieci. I odmówiłem wszelkich rozmów argumentując że i tak do niczego nie prowadzą. Aha i jeszcze rachunki po połowie - chuj mnie obchodzi że to ja więcej zarabiam i że "powinienem". Chuja powinienem. A jak chcesz zdradzać, rozwodziś się i wyprowadzać - proszę bardzo. Nie moja wina. To był punkt zwrotny. Trzasnęło w nią jak piorun i optyka zmieniła się o 180 stopni. I uczęszcza na terapię dla DDA tak na marginesie - to też zrobiło swoje. Dziś mamy sprzeczki, owszem, ale to nic w porównaniu z tym co było. Jest szacunek, spokój. Nawet znajomi to zauważyli. Ogólnie - fajnie jest. Nie że mega ochy achy - po prostu fajnie. Mnie tyle wystarczy.
  11. I tak, i nie. Nie, bo jeśli nie prześwituje, to znaczy że nie świeci cycushkami przed obcymi, więc spoko. Tak, bo (ponoć) chodzenie bez stanika powoduje szybsze opadanie piersi, a tym ze zrozumiałych względów nie jestem zainteresowany:)
  12. Zła analogia. Każdy chłopiec jest stworzony do bycia mężczyzną. Niekoniecznie nauczycielem, kapitanem itp. To już są indywidualne predyspozycje. I w naturalnym procesie, w każdej kulturze, tym mężczyzną zostaje. Bo ma wzorzec ojca, a nawet jak ojciec zginie - innych mężczyzn, którzy są dla niego naturalnymi przewodnikami. Przykład - Jakub Błaszczykowski, wychowywany bez ojca a wcześniej z ojcem dającym mu jak najgorszy wzorzec. No ale był wujek. Według moich obserwacji jest dokładnie odwrotnie. Im większa pizdowatość, tym mniejsze powodzenie u pań. W tę stronę. Pewny siebie chłopak, który dopiero zaczyna rozglądać się za dziewczynami, w przypadku niepowodzenia nie stanie się pizdą. Ani odwrotnie - chłopak pizdeczka, nie stanie się facetem tylko dlatego że mu się dziwnym trafem jakaś niezła sztuka trafiła. Ten drugi przypadek znam doskonale, kumpel jeszcze z podstawówki. Fajny facet, no ale miękka faja strasznie. A laska mu się trafiła (i to już w liceum) taka, że się każdy obejrzy. Z tym się zgadzam. Może nie tyle jak z kolegą postępować, ale wierzy w proste zasady - za bycie dobrym kobieta (jak kolega) odwzajemni się tym samym, za bycie złym - analogicznie. A wiemy że jest zgoła inaczej - a konkretnie nie wystaczy być dobrym, trzeba jeszcze być zdecydowanym i umieć egzekwować elementarne zasady. A jak nie - być gotowym odejść. To panna też czuje, i wie doskonale na co nie może sobie pozwolić. A konkretnie? Pytam bo nie wiem na co to dowód, w kontekście dyskusji powyżej. Absolutnie ma rację. Nie, tego powinni uczyć ojcowie synów albo doświadczeni życiowo mężczyźni - młodych. Jak wmieszasz do tego szkołę, to w 99% będą to robić panie nauczycielki. A jak będą robić - to się zapewne domyślasz.
  13. A temu zupełnie nie przeczę - mnie chodziło o małe dzieci, bo one próbują sobie ciebie ustawić najskuteczniej. I są takie słodkie i niewinne, że często im ulegasz. Zupełnie jak panience na początku związku - i nie daj Boże - na późniejszym etapie również. 13 latki to zupełnie inna historia - przyjacielem można i należy być. Tym niemniej powinny wiedzieć czyj głos jest wiążący. Powiem Ci z doświadczenia, że po jakimś czasie jest łatwiej. Moja żona zrozumiała że czas mojej pizdowatości się nieuchronnie i nieodwracalnie skończył. I nie muszę się pilnować - a może dlatego że się owym męskim samcem stałem? Chyba jednak nie do końca - porpawiło się oczywiście wiele rzeczy, ale takim klasycznym alfą nie jestem. Mimo wszystko w rodzinie jest jasna hierarchia i nie muszę uważać na każdy krok i każde słowo, by się to nie posypało.
  14. Nie wiem jak interpretujesz tę piosenkę, ale zarówno ona, jak i osobowość piosenkarki to dość ciekawy temat. Standardowo: wy polaczki. Tego się nie da komentować w zasadzie niczym, poza parafrazą Miłosza: "spierdolony umysł". Ów spierdolony umysł nawija że "palą tęczę jak kiedyś ludzi w stodole". Oczywiście Peszkówna, jak młody Stuhr (mentalnie podobny) "prawdę historyczną znają z gazety wyborczej", więc nie wiedzą że ofiary spalone w stodole miały w głowach niemieckie kule karabinowe - a nawet jak słyszeli to wyparli. Gdyż albowiem głosem ich pokolenia jest oikofobia - chorobliwa nienawiść do własnego narodu. I nie, w moim kraju nie wszyscy nienawidzą wszystkich, tylko Peszkówna i jej podobni nienawidzą własnego kraju. To zasadnicza różnica. I tak, mam w domu własny karabin, nawet dwa, do tego trzy pistolety oraz dwa pistolety maszynowe. I bagnet. Nie mam natomiast spierdolonego umysłu jak pani artystka i nie pluję na własny naród, który w swojej średniej jest znacznie lepszy od niej. I owszem - plucie na własny naród pozwala pani artystce karmić swoje ego, robić za "autorytet moralny" i między wierszami pokazywać "ja taka nie jestem". Rzyg.
  15. Jak to powiedział Winston Churchill - kto wybiera hańbę zamiast wojny, będzie miał i hańbę i wojnę. Analogicznie - a tu analogia jest prawdziwa jak nigdzie indziej - kto wybiera bycie pizdą dla seksu, pizdą zostanie, a seksu i tak miał nie będzie. Prędzej czy później. Dlaczego chłopcy zostają pizdami? Bo nas tak się wychowuje panowie, i to od dziecka. Żyjemy w jednym z najbardziej matriarchalnych krajów świata. Kobieta dojrzewa z biegiem czasu, facet bez męskiego wzorca albo co najmniej wiedzy jak ma być - nie dojrzeje nigdy. Za moich młodych czasów, czyli lata 90te i 2000czne temat męskości nie istniał - chyba że wałkowało się "toksyczność" męskości. Wałkowało się że kobiecie się należy, a facet powinien. Wiecie czym jest to forum? Dowodem na prawo wahadła. Skoro kiedyś było tak, teraz faceci się budzą i chcą by było odwrotnie. Prawda jest trochę pośrodku - pannę można szanować, a nawet z ludzkiego punktu widzenia powinno się. Chyba że nie zasługuje na to, wtedy należy ją pożegnać - ale jeśli panna jest ok, trzeba ją szanować, co absolutnie nie oznacza, że należy jej się dać zdominować. Zrozumiałem to, kiedy urodziły mi się dzieci, bo przy ich wychowaniu i przy relacji z panną działa TEN SAM MECHANIZM. Jeśli dzieci i panny nie wychowasz mężczyzno - bądź pewien że one wychowają ciebie. Prócz tego, jeśli to im się uda - stracisz ich szacunek do siebie. Bo jak dzieci potrzebują ojca - autorytet a nie kumpla, tak kobieta potrzebuje faceta z jajami a nie pizdę. Choćby jej samej wydawało się inaczej. Dlatego właśnie i dzieci i kobiety testują nas (nieświadomie) czy okażemy się mężczyznami. Czy też dla seksu, świętego spokoju, ze strachu itp - odpuścimy. Droga do szczęścia i satysfakcji to walka - nie ma innej. Niekoniecznie pięściami - ale charakterem na pewno.
  16. Nie były powszechne nigdy, choć kiedyś publiczne ich wyznawanie było poprawne politycznie. Acz jak naucza doktor Peterson (a tak naprawdę niczego nowego nie mówi, tylko wszystko co oczywiste, tylko ludzie dawno zapomnieli), w naturę człowieka wbudowana jest sprawiedliwość, szlachetność itp - i to mimo tego, że człowiek to często prymitywne i skurwione zwierzę (acz wcale nie musi takim być). Stąd jeśli czytasz literaturę klasyczną (do której się Peterson zresztą ciągle odwołuje - bo stała się klasyczną gdyż odpowiada na podstawowe potrzeby człowieka), a mniemam że robisz to bez przymusu, wcale się nie dziwię próbie doszukania się sensu, itp. Co więcej - świat ten sens ma, i to widzą zarówno fizycy jak i biolodzy a także mistrzowie duchowości kultur wszelakich. Kwestia interpretacji tego sensu to rzecz inna - tu są oczywiste i naturalne różnice. Co nie zmienia faktu że są też podobieństwa, których gdyby świat opierał się na chaosie, nie mogłoby być. Temat na dłuższą dyskusję, ale krótko - dobrze że próbujesz się rozwijać. Postaraj się nie przestać, choć ludzie i zdarzenia będą próbowały Cię zniechęcić. No ja wiem że nie na intelekt, tym niemniej muszą być spełnione specyficzne warunki. Mężczyźni mają pasję kobiecego ciała wdrukowaną na tyle, że nie potrzebują okazji ani warunków, wystarczy że nie będzie przeszkadzaczy. Kobiety potrzebują okazji, towarzystwa, alkoholu itp. I nawet jeśli jednostki płci obojga mają inaczej, to statystyka jest nieubłagana. Więc tu nic nie zmieni żadne "a ja wcale nie".
  17. Mam 40 lat, mało w necie siedzę, i nie wiem co to znaczy ok boomer i dlaczego miałoby to być kultowe. Więc o co chodzi? Czy będzie gorzej? Będzie. Ale i lepiej. Pod warunkiem że Ty i ów odpowiedni mężczyzna będziecie się szanować i będziecie mieli właściwe podejście. Pisałem (czy nie?) kiedyś, że gdybyśmy, moja żona i ja, z góry nie wykluczyli rozwodu jako możliwej opcji, to byśmy się rozwiedli na 100%. A tak, po latach mozolnego budowania, rzpieprzania i budowania na nowo, jest dobrze, tak, że nie wierzyłem że tak może być. A to dobrze. Zwłaszcza że jak jest ochota i chęć do nauki, umiejętności przyjdą zawsze. W sporcie i nie tylko ;-)
  18. Z perspektywy doświadczonego niejednym człowieka - nie ma nic gorszego niż pozbawiony choć cienia idealizmu i naiwności młody człowiek. A że będzie inaczej niż sobie wyobrażasz? Zapewne, ale to nie powód by się od razu źle nastawiać. Wtedy wszystko jest bez sensu - najpierw w głowie, a potem faktycznie w życiu. Ja za młodu byłem piramidalnie naiwny, acz sądzę że to i tak lepsze niż pozbawiony złudzeń i cyniczny. W każdym razie moi twardo stąpający i pozbawieni niepotrzebnych złudzeń od wczesnej młodości koledzy wcale lepiej w życiu nie wyszli. A koleżanki to już w ogóle szkoda gadać. Oczywiście że oczywiste. Badania robiono na ten temat, kiedy wydawcy playgirl (taka niby kopia playboya) i innych podobnych magazynów mocno się zdziwili, że taka prasa się kompletnie nie sprzedaje. A jeśli ktoś to kupuje to generalnie homoseksualiści oraz kobiety... dla swoich koleżanek na urodziny, wieczory panieńskie i tym podobne. Kobiety kupujące dla siebie to był totalny margines. No właśnie. Panie zamawiający panów same dla siebie, albo bez okazji, to kompletny margines. Dokładnie. Panna, jeśli niedoświadczona, może sobie tak średnio, albo nawet słabo radzić z robieniem loda, ale wiele nadrobi uśmiechem, staraniem i okazywaniem widocznej przyjemności z zabawy. I odwrotnie - jeśli robi to z widocznym dyskomfortem, na zasadzie "nie chce mi się ale no dobra..." to niechby i miała technikę, ale będzie i tak słabo.
  19. Rozumiem że Koledze o to chodzi, ale mnie nie. Chodzi o to by nie fapać w ogóle, najlepiej nigdy więcej. Zarówno porno i jak i fap, razem czy osobno to syf i gnój - takie jest moje doświadczenie. Oczywiście ktoś może się nie zgadzać, ale dla mnie cel jest jeden - nigdy więcej ani jednego ani drugiego.
  20. Zasadniczo to ją zupełnie rozumiem - wylało się na nią tyle hejtu, że postanowiła zniknąć, i słusznie. Nie każdy ma ochotę kopać się z koniem.
  21. I temu służą pozwolenia właśnie. NAJPIERW dostajesz pozwolenie (a więc zostajesz sprawdzony) a POTEM możesz kupić broń. Tak samo jak z prawem jazdy - NAJPIERW masz zdać egzamin, a POTEM możesz jeździć po ulicach.
  22. To dziękuję bardzo, postoję. I tak zachowa się większość środowiska posiadaczy broni, nie mówiąc o reszcie. Nie chcemy kompromitacji słusznych poglądów. BTW Tu nie chodzi o przekonania polityczne tylko rozróby na ulicach.
  23. Sztuka ma to do siebie że nie ma jednej interpretacji. Kiedyś gadałem o tem ze świętej pamięci Jackiem Kaczmarskim. Mówiłem mu, że byłby załamany, gdyby wiedział, jak interpretuję jego piosenki, ale jakoś się mimo to nie załamał. Twoja interpretacja też jest dla mnie ok, bo film do niej pasuje. Ale na innym poziomie - faceta nauczono być ciotą, aż się w końcu wkurwił. Owszem, prawem wahadła poszło to zdecydowanie za daleko. Z czego nauczka taka - nie wychowuj syna na pizdę bo albo nią zostanie, albo dokładnie przeciwnie - trzeba się go będzie bać.
  24. Ja sposoby na zdobycie broni w Polsce znam doskonale bo sam w tym pomagam znajomym. Doprecyzowując "broń wg mnie" - chodziło mi o to jak powinno to wyglądać wg mnie.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Umieściliśmy na Twoim urządzeniu pliki cookie, aby pomóc Ci usprawnić przeglądanie strony. Możesz dostosować ustawienia plików cookie, w przeciwnym wypadku zakładamy, że wyrażasz na to zgodę.