Skocz do zawartości

Rnext

Starszy Moderator
  • Postów

    10413
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

  • Wygrane w rankingu

    105
  • Donations

    30.00 PLN 

Treść opublikowana przez Rnext

  1. Ja to mam obiekcje ze względu na konieczność doboru programu do tego płynu, bo nie na każdym daje radę, ale wyżeranie komory na pastylkę to już przegięcie.
  2. No i z cyklu "przydatne przybory" - szpatułka zwana cukierniczą: Dotarło do mnie, że już nie potrafię się bez niej obejść. Służy mi nie tylko porcjowania, podbierania i formowania do ciasta na chleby i inne wypieki, ale praktycznie przy każdym krojeniu warzyw (nabieram zwykle jednorazowo i przenoszę do garnka czy na patelnię), sprzątaniu i czyszczeniu deski z resztek po krojeniu itp. Cała stalowa, jak upaprzę to do zmywarki (bo są też bez "zawijasa" ale z uchwytem z drewna, to wiadomo - ręczne mycie). Od biedy można też tym grubiej siekać. Świetna sprawa.
  3. Klienckich/biznesowych/interesow(n)ych będzie trochę a tych z którymi mam choćby regularne połączenia, to realnie z pięć-sześć. Kiedyś się śmiałem, że na spamerów zawsze możesz liczyć
  4. @meghan kuchnia kaflowa dla mnie nieakceptowalna a już szczególnie ze wszelkimi piecykami i kominkami. Wystarczy że np. omskie się z ręki patelnia żeliwna i już w peeeezdu, po kafelku/ach. A drobne zniszczenia i odpryski ceramiki to chleb powszedni. No chyba że kuchnia ma tylko stać i robić wrażenie na znajomych a nie być użytkowana. Do tego palenie we wszelkich piecach "ogniowych" ma być wkrótce zakazane. Przyjdzie ci któregoś dnia ekipa komisarzy ludowych z buciorami w słomie i każe rozebrać a komin zalać betonem. I nawet jako element wystroju wnętrza nie będzie mógł taki stać. Co do mechanizmów szufladowych, organizacji itp., to jedno kryterium załatwia większość problemów - kuchnia musi być duża Wówczas można ją super-praktycznie zorganizować. Aczkolwiek ta tradycja jest już w zaniku. Wystarczy spojrzeć na współcześnie projektowane kuchnie, które już nie są przewidywane dla rodziny/domu tylko dla nieformalnych gości hotelowych, żywiących się gównem na mieście albo udających domowe gotowanie poprzez odgrzewanie tektury i styropianu w mikrofalach (niesłychana explozja asortymentu "dań gotowych" w sklepach). No i czasem podgrzewających herbatę w czajniku, bo na bieżąco wlewają w siebie energetyki, piwa i słodzone napoje. Współczesny projekt "salonu" zakłada przede wszystkim tzw. "funkcję wypoczynkową" a nawet nie miejsce do życia. Masz wypoczywać po (ciężkiej) pracy a nie zajmować się jakimiś głupotami jak życie. Ale taki schemat funkcjonowania ludzie masowo dali sobie indukować - zarabianie, wydawanie, "przetrwalnikowanie" w byle-warunkach podszywających się pod sens życia. Radość z życia zastępują im krótkotrwałe strzały dopaminy po zakupie nowego iPhone za 7k albo pstryknięcie fotki w Tokio. Tak ma to działać. A żyją dopiero ci, którzy produkują i sprzedają ten cały szajs, bo gdzieś przeskoczyli ten poziom powszechnej (nie)świadomości. No i niekiedy ci, którzy wypięli się z zaprzęgu, kosztem skromniejszego statusu ekonomicznego.
  5. My tam już prawie trzy lata od "ucieczki z Żoliborza" na wieś, czując pismo nosem iż miasta zamienią się w getta nieznośne do życia dla ludzi, którzy nie chcą po prostu pędzić świadomego żywota więźnia obozu. Zresztą wówczas o tym przekonaniu pisałem. A tutaj? Cisza, spokój, żadnych maseczek, nikt nikogo nie ścigał, nie donosił, można sobie przy chałupie uprawiać zioła a jak kto lubi to i nawet bezużyteczne kwiatki. Jako Poznaniak ze Św. Marcina, czyli tuż przy rynku, już bym tam nie wrócił. Jak jeżdżę na ogląd chałupy, to dostaję nerwicy. Chyba od trzech-czterech(?) lat jest remont centrum, czyli praktyczne wprowadzenie tylnymi drzwiami ograniczenia ruchu samochodowego w ramach Fit4-55. Przy okazji wyrugowano z centrum mnóstwo sklepików i biznesików, no bo mało kto chciałby (i dał radę) tam wjechać. Martwica. Więc zastosowano mechanizm wypychania zakupowiczów do galerii handlowych, które mimo takiego pokrętnego "wsparcia" ze strony władz i tak podupadają. Do tego korki, korki i jeszcze raz korki, w których życie przecieka między oponami, tłumy a latem do tego jeszcze coraz więcej turystów. No i wzrost patolki, demolki i wandalizmu na ulicach. "Ezoteryczny Poznań...". Ale choć nie wyobrażam sobie, że ktoś świadomie chciałby mieszkać w polskiej "metropolii", to rozumiem tych wszystkich ludzi. Myślę, że większość nie ma alternatywy i gdyby zapytać ich, czy mając sute zaplecze finansowe mieszkaliby w dużym mieście, to obawiam się, że mało, iż nie w wielkim mieście to nawet w ogóle nie w Polsce. Nasze społeczeństwo to społeczność więźniów z realnej biedy. A czy miasta powiatowe będą "drożeć"? Przecież nieruchomości wcale nie drożeją, jak się wszystkim wydaje. Zmienia się tylko ich cena wyrażona we wciąż inflacjowanej na potęgę walucie ale w pieniądzu już nie (no, odrobinę fluktuuje). No sami zobaczcie, to wykres dla WAW (cena m2 wyrażona w uncjach GLD na podstawie cen transakcyjnych publikowanych przez NBP) Zasadniczo percepcja mas jest robiona tęgo w balona. I czy aby na pewno przez tych, którzy mieszkają w 15-minutowych miastach?
  6. @meghan w kwestii pierwszej - chyba bym uderzał do producenta (uwaga, kryptoreklama - np. "stodesek") i niech coś wymyśli, doradzi i wyprodukuje. I możesz mieć coś w tym stylu z podcięciami na uchwyty (tyle, ze odpowiednia wielkość i raczej cieńsze): A w drugiej, jako wielki entuzjasta otwartej kuchni, już dawno miałbym młot w dłoniach Rodziców jakoś przekonasz tak czy siak, choćby tym, że nie będą mieli PRL'owskich boxów/klitek tylko salon nabierze życia i przestrzeni. Przy okazji - wyspy bardzo się sprawdzają a jeszcze lepiej jak są opcjonalnie ruchome.
  7. Nie ma to jak czarny humor 🤣
  8. Hm, ale co chcesz osiągnąć? U mnie sprawdza się po prostu telefon połączony przez BT "do samochodu". Ale chyba będę jednak sobie wpinał iPada, bo lubię Yanosika a duży ekran to duży ekran. No i Yanko ma fajne radio. Ostatnio mi się fajnie komunikaty skleiły: - Fronczewski w dżinglu: "zanim wyruszysz w drogę..." - navi go wyciszyła i dokończyła: "...zjedź z ronda"
  9. No to dziś pora na mały gadżet, bez którego po prostu sobie już nie wyobrażam a całkowicie rozwiązuje problem ślizgających się po blacie desek do krojenia. Widziałem w necie wiele pomysłów, począwszy od podkładania mokrych ręczników papierowych a skończywszy na podklejaniu pod deskę gumowych nóżek. Mało optymalne jak na mój gust i ma więcej wad niż zalet. Trochę pogłówkowałem i niedawno kupiłem w jednym ze sklepów, taką matę antypoślizgową z bodaj PVC, stosowaną do szuflad albo pod dywany, żeby nie latały po parkietach jak żyd po pustym sklepie. Zwykle bywa to w niedużych rolkach. Docinamy nieco mniejszy od deski kawałek, kładziemy pod deskę i koniec, decha ani drgnie. Najlepiej kupić w wersji w miarę cienkiej, nie będzie wrażenia elastyczności deski. Łatwo umyć, wyczyścić, otrzepać, wygląda na wytrzymały materiał.
  10. Moc wydaje się bez znaczenia, skoro gotujesz etapami. Po prostu wkładasz, grzejesz, wyjmujesz, mieszasz i powtarzasz ten proces do oczekiwanego efektu ścięcia. Standard w mikrofalówkach to coś koło 2.45GHz. Taki trochę mocniejszy router WiFi (to samo pasmo)
  11. Mnie się jako pierwsze skojarzenie nasunęła nazwa pokoju "burdelmamy" w "przybytku szczęśliwości". Pardon - w oazie szczęśliwości.
  12. Oj tam, zaraz czarnowidztwo. Ja zaledwie stwierdzam fakty albo przypominam stanowisko elYtek, np. "nie będziesz wychodził z domu", "nie będziesz miał niczego, "kaganiec na ryj"...". To są oficjalne prezentacje ich dążeń wobec nas i własne cele, które bezczelnie zapowiadają. Mamy więc nie posiadać własności, płacić cyfrową walutą, mieć cyfrowy dozór, robić co każą i płacić im ile każą. Tyle wynika z ich zapowiedzi. Czy to naprawdę czarnowidztwo? Czy coś wnosi, że "nie wszyscy są źli" (rozumiem że mamy na myśli elitki) skoro wypadkowa siła ich działań (choćby był wśród nich niejeden sprawiedliwy) pcha nas w neoniewolnictwo, gdzie zamiast obroży będzie np. komórka? Wybacz, ale ja tego nie widzę. Bo skoro rozmawiamy w obszarze metafory o obcinaniu dupy i jajec (bo przecież realnie nie będą chodziły brygady euro-brunatnych-koszul od chaty do chaty) to w tym obszarze jest również moja odpowiedź. Reszta, to już Twoja nadinterpretacja, stanowiąca mix abstrakcji i realu. "Zapraszamy na ostatnią emisję" Tak naprawdę, gdyby ich eko-uzasadnienia zredukować do istoty rzeczy, to mamy prowadzić walkę ze Słońcem. A tak dla przypomnienia skali "przeciwnika": Koncepcja koncepcją a ruski gaz i tak płynie do UE. Ropa zresztą też. Ty nadal wierzysz w ściemy cwaniaków (poczujesz się znów urażony?) "Od początku bieżącego roku aż do końca lipca, Unia Europejska nabyła ponad połowę rosyjskiego LNG. Łącznie kraje członkowskie UE zakupiły 22 miliony metrów sześciennych LNG, w porównaniu do 15 milionów metrów sześciennych w analogicznym okresie 2021 roku, czyli jeszcze przed wybuchem konfliktu. To oznacza wzrost o 40 procent w porównaniu do globalnego wzrostu zakupu rosyjskiego LNG, który wyniósł 6 procent - dodaje dziennik." https://www.money.pl/gospodarka/niepokojace-dane-wiecej-rosyjskiego-gazu-lng-plynie-do-ue-6936411660647008a.html
  13. Niestety, ale tak. IMO nie bardzo. Celem tego unijnego zapisu jest podkręcenie akcji kredytowej ("pieniądz fiat" nie może bez niej istnieć) a nie nasze dobro. Gdyby o nie chodziło, audyty byłyby dobrowolne a docelowo nie są, bo mają być wymogiem, docelowo zmuszającym do masowej termomodernizacji. Ale o naszym klimacie już pisałem, że jest do dupy i najgorsze jest niemal całoroczne grzanie chałupy. Kredytobiorca "ostatniej instancji", czyli państwo(a), pomału już się nie wyrabia po "akcji szczepionki". A kredyt jakoś trzeba nakręcać.
  14. @meghan no niestety, obecnie domowy sprzęt kuchenny to w większości tandeta rozsypująca się od samego patrzenia. A do tego w zasadzie brak części zamiennych, które podlegają "zaplanowanemu postarzaniu". Pęknie jakaś pierdoła i pozamiatane, sprzęt do kosza. Ale królwa, słomek plastikowych zakazać! Naprawdę kupił bym coś porządnego, tylko takie to już są raczej wyłącznie w wersjach dla gastronomii. No ale po co mi blender o gabarytach podłogowego mopa i wadze wiadra z wodą? Ale jak trafię na "Graala" to na pewno dam znać. ps. Ostatnio robiłem rozeznanie w wysokoobrotowych blenderach stacjonarnych/kielichowych i już mi się wydawało, że znalazłem coś porządnego. Wszedłem na Amazona poczytać opinie i okazało się, że kielich z tworzywa lubi na spodzie pękać, bo nie jest w stanie wytrzymać mocy silnika i wysokich obrotów mechanizmu przeniesienia napędu. Oczywiście sam kielich praktycznie nie do kupienia. Ale jest z tego jakaś korzyść? Smaczniejsze? Chyba że wszystkie patelnie zajęte? Hm. Bo wydaje się że jest z tą metodą tyle samo walki co z patelnią.
  15. Na efekt "nieprzejmowania" się przez "ciemny lud, który wszystko kupi", liczy każdy tyran lub wrogi (pazerny) (za)rząd. Wobec jedwabnika, jego samozwańczy właściciele, zawsze stosują metodę "krojenia salami". Tną cię po plasterku a budzisz się bez dupy i jajec. Zresztą tak samo było z wprowadzaniem podatków - mieli je płacić w tylko bogaci i w zasadzie nie miały obejmować biednych. W praktyce skończyło się na tym, że jest odwrotnie.
  16. @meghan jak przerabiasz cały ogród to tylko coś nie angażującego mięśni. A zresztą, Zelmer sprzed 30 lat, niby toporny, konstrukcja cepa i "gniotsa nie łamiotsa", ale dzisiejsze sprzęty bazujące na chińskiej masówie i malowaniu euro-logotypów na najpodlejszym badziewiu, to porażka do sześcianu. I piszę to, bo robiłem sobie przed chwilą majonez do śniadaniowej pasty jajecznej i mi się zaczął w rękach blender (ręczny) rozpadać, jakichś luzów nabrał w głowicy napędowej. Roku jeszcze nie ma a nie tyra w polu przy orce zamiast kobyły. Najcięższe rzeczy jakie ma do uciągnięcia, to trochę oleju, jajko i parę dodatków. Humusu nawet na oczy ostrzu nie zaznał. Fakt, że dziś robiłem nim sambal, no ale papryczki? Bez przesady. Przybija mnie to wszechobecne gówno w handlu.
  17. Później taka małą szarańcza na spacerku wyżre dokumentnie wszystkie pszczoły, biedronki i dżdżownice w okolicy Katastrofa ekologiczna gotowa i wokół przedszkoli pojawią się pustynie, żeby przyszłe dziewczynki nie musiały pedałować do Dubaju. No chyba że chodzi o tradycyjną hodowlę wszy na polskich dzieciach, tyle że tym razem, żeby były samowystarczalne żywieniowo. ps. Panie przedszkolanki krzywią się z obrzydzenia nawet odłamując mikro-kawałki robactwa, ale zgodnie z zamówionym scenariuszem korpo-politruków pokazują "okejkę" albo żenującym aktorstwem wypowiadają kwestię "o jakie dobre, ojejejej".
  18. Mikrofalówka to świetne narzędzie, tylko trzeba się z nią oswoić i nauczyć korzystać. W naszym kraju jakoś się nie przyjęła do szerszych zastosowań, poza okazjonalnym podgrzaniem czegoś tam na szybko. Zresztą z kanału YT "Dave z Ameryki" też wynika przesłanie, że mimo iż bodaj najpopularniejsze są w Stanach, i tak używają powszechnie do "podgrzewania pizzy", czyli w zasadzie gotowców. Ale Dave często powtarza, że "Amerykanie jedzą gówno". Nie powiem, żebym swoja mikrofalę wykorzystywał w 100%, ale tak w 40% to już prędzej. Pewnie parę % podniesie pomysł od @Patton z tym woreczkiem. Bo w nim to nie tylko "pyry". Ale dziś właśnie mam ochotę chipsy ziemniaczane, które zrobię w mikrofali wg. tego patentu Foxxa: Foxx używa jak dla mnie kompletnie niewygodnej "mandolinki" (przerobiłem) jednak do takich przedsięwzięć polecam coś z prawdziwego zdarzenia. Przerobiłem już różne modele i dopiero czwarty/piąty(?) mi pasuje! Co śmieszniejsze - to Chińczyk. Tzn. nie żebym w szafce pod zlewem trzymał w przykucu małego Chińczyka, którego wyciągam to tarkowania. Ot takie urządzenie, które naprawdę gorąco polecam (polecone mi zresztą przez innego domowego kucharza): Mam ją od kilku miesięcy a nie zliczę ile przepuściła kapust, cebul, marchewek, ogórków...
  19. Proponuję to, co już zasugerował @Imiennik - mrożenie w foremce foremce do lodów a potem przełożenie do woreczka. Bierzesz wówczas tyle kostek ile potrzebujesz jako przyprawę do dania. Bo w przypadku wskazanych przeze mnie bulionów, nie mówimy przecież o robieniu z nich rosołu dla rodziny, tylko jako małą porcję stanowiącą dodatek do risotto/ragu/sosów etc. Do nich potrzebujesz szklankę "zaczynu" bulionowego. A jak ugorujesz bulion warzywny, to przecież z resztą paru litrów też trzeba coś zrobić. Ale skoro wątek przechowywania poruszamy, to znakomitym sposobem jest pakowanie próżniowe, zarówno do mrożenia jak i w normalną komorę lodówki. Praktycznie pakuję tak wszystko co się da - wędliny, sery, pierogi itd. Jeśli to są rzeczy miękkie jak właśnie pierogi a mają być zamrożone, to uprzednio podmrażam je luzem a dopiero w tej sztywnej formie pakuję próżniowo, żeby się nie porozwalały od podciśnienia. Pakowarka próżniowa w zasadzie dowolna, ale z osobistych doświadczeń, jako że od jakichś 15 lat używam Bartschera, kupcie w miarę małą z prostymi funkcjami ale dające możliwość oddzielnego korzystania z samego zgrzewania i opróżniania z wersją próżni dla wilgotnych i suchych produktów. Te "super-inteligentne" jednoprzyciskowe to pomyłka, bo w razie czego nie dają żadnej kontroli nad głębokością próżni. Pisałem o gabarytach - jeśli wejdzie do stałego użytku w kuchni (jak u mnie - już bez niej sobie nie wyobrażam) to będzie zajmowała stałe miejsce na blacie. A tego oczywiście zawsze szkoda. Mój Bartscher jest, patrząc na dostępne współcześnie - gigantyczny. Całe szczęście że po takim czasie zaczyna niedomagać i będzie powód do wymiany na coś nowocześniejszego. To np. jest jak dla mnie już niepotrzebnie za duże: i raczej będę celował w taki gabaryt: Bardzo dobry niezbędnik, przynajmniej również jak dla mnie. Ja w tej roli używam akurat młynka do kawy, absolutnie nieużywanego do mielenia kawy Od takiej roboty mam żarnowy. Natomiast ten jest świetnym narzędziem do mielenia wszelkich przypraw ziarnistych czy suszonych grzybów (używam taki "pył" grzybowy jako przyprawę). Modelu w zasadzie nie ma co polecać, bo w zasadzie każdy na rynku robi swoją robotę. Osobiście bardziej od tarek preferuję większy niż dostarczany z maszynką zestaw sitek. Mam ich bodaj siedem - od makowego ok. 2mm do szarpaka (takie 3 duże wycięcia w kształcie ziaren fasoli). Ale to już co kto robi w kuchni częściej bądź więcej. Raczej większość ludzi nie robi wędlin czy produktów z szynkowara, więc te tarki im się bardziej przydadzą. Uznałem tą metodę za mało optymalną w swojej kuchni. Zarówno robienie (czas) jak i produkty a potem w zasadzie wielogodzinne redukowanie poprzez odparowywanie wody dla zagęszczenia (bez zagęszczania za dużo miejsca zajmie jak dla mnie). Za dużo że tak powiem, pierdolenia się z tym w porównaniu do innych rozwiązań.
  20. @PyrMen, @Kiroviets z ziemniaków proponuję danie popularne śniadaniowo u Amerykańców, mianowicie tzw. hash browns. Do tego jajko sadzone i parę plasterków wysmażonego boczku. Prościzna.
  21. Sprawa cuchnie na 100km a jeszcze bardziej śmierdzi oficjalna wersja wydarzeń, która w sposób jawny bierze odbiorców za durniów. Ale takich dziwnych sytuacji jest mnóstwo. Nie są po prostu nagłaśniane medialnie. Więc pytanie - dlaczego akurat ta jest nagłośniona tak bardzo??? Czy politruki rozsyłają za pomocą mediów komunikat ostrzegawczy do innych zaangażowanych w potencjalne ujawnienia "tajemnic"? Lata temu mąż mojej znajomej, wojskowy związany jakoś ze spec-służbami, po prostu jak zwykle wyszedł rano "do pracy" i już nie wrócił. Tzn. wrócił ale po jakimś czasie w metalowej, zapieczętowanej trumnie. I klasycznie - nikt nic nie wie, nikt nic nie powie. Żadnych nawet oficjalnych, zakłamanych wyjaśnień, jego żona nie otrzymała. A facet był i nie ma gościa. No i w TV oczywiście nic nie było, żadnej wzmianki. Może dlatego że dziecka nie zabił, bo żadnego nie mieli? Może nie trzeba było grozić nikomu więcej?
  22. Lubię sobie czasem poeksperymentować kulinarnie, więc często próbuje różnych technik i produktów. Nieco zainspirowany tematem założonym przez naszą forumowiczkę, szanowną @meghan pt. "Jak to ogarnąć" dot. domowych patentów w ogólności, zakładam bardziej wyspecjalizowany dotyczący samej kuchni - sprzęty, produkty, patenty i triki, nie tylko upraszczające gotowanie, ale wynoszące smaki ponad poziom nędznych 3 gwiazdek Michelina Dla rozruszania, polecę ciekawą serię produktów Winiar, mianowicie koncentraty bulionów: warzywnego, drobiowego i wołowego w słoiczkach. Powstają na bazie wolno gotowanego bulionu i redukowanego, bazowego produktu z ich etykiety. Smak znakomity, skład również. Ze zdziwieniem nawet przyjąłem fakt, że produkt jest całkowicie pozbawiony takiego posmaku, jak to nazywam - "przemysłowej linii produkcyjnej" jaki ordynarnie wyczuwam we wszelkich suchych kostkach, zajebanych solą na maxa. Kostkom mówię NIE! Nawet tym z Winiar! Obrzydliwe są wszystkie. Już nie chce mi się gotować godzinami bulionu a potem go mrozić, żeby móc dodać do np. ragu, gotowania ryżu czy bazy na sosy, bo te słoiczki absolutnie wyczerpują moje potrzeby w tych zakresach. Biorę odpowiednią ilość na łyżeczkę, rozpuszczam w wodzie i mam gotowy wywar. Seria wygląda tak: Jeśli odpowiedni dział w Winiarach natknie się na tego posta, niechaj wykona parę kliknięć niezbędnych do przelewu bankowego na rzecz forum, bo niestety afiliacji brak i nie mam(y) z tego tytułu żadnej korzyści! Poza oczywiście dobrem forumowiczów. I najlepiej będzie, jeśli producenci bądź dystrybutorzy innych polecanych w wątku produktów, również pójdą w przyszłości tym tropem
  23. Rnext

    Golarka elektryczna

    Obczaj japońskie żyletki Feather. Może akurat Ci przypasują. Ponoć najostrzejsze na rynku, choć mnie akurat nie podeszły. No i ważne żeby zmiękczyć zarost o czym pisze @Imiennik ale też mydło (raczej nie używaj gotowych pianek). Sprawdź białe Proraso i jak się wypędzlujesz, to chwilę pianę z niego potrzymaj na paszczy. Są też w ofercie Proraso takie balsamy przed goleniem do zmiękczania włosia. No i nie hebluj po kilka razy miejsca, które już goliłeś. Trzymaj się zasady, że jedno przeciągnięcie w pędzlowanym miejscu i koniec. Jak nie dogolisz, to przy drugim goleniu niemal na pewno będzie gładko. Nie heblujemy ponownie, lub co gorsza po kilka przejść, miejsc z których już zdjęliśmy pianę! No i oczywiście - pierwsze przejście z włosem a dopiero drugie może być pod włos. Bo heblujesz miejsce, które już goliłeś. Raz tylko jedziemy! A na takie okazje, kup sobie sztyfcik z ałunem.
  24. Ja nie wiem czy się mam śmiać czy co? Mąż mojej mutti poszedł dziś do lekarza z objawami infekcji. Kaszel, lekka gorączka, rozbicie. W swym geniuszu, lekarz zrobił mu test na "izotop węgla" czyli C19. Test wyszedł pozytywny, po czym lekarz stwierdził, że jest po prostu zawirusowany i to jest grypa. Nie łapię, po co test robił??? Znów mają prikaz testowania jak leci? No i właściwie co wynikło dla niego z tego testu? Nic. Ale kaska dla krewnych i znajomych nabita pewnie. Dodam, że człowiek jednokrotnie "szczepiony". Z wątku pobocznego - ojciec @H, o którym niekiedy tu pisałem, od czasu "szczepki" jakoś w '21, cały czas ma piętrzące się problemy zdrowotne. Córki - lekarki nie posłuchał (co może wiedzieć taka młoda siksa?) za to posłuchał obcego człowieka w kitlu i dał się dziabnąć. Aktualnie oprócz częstych wszelkich infekcyjnopodobnych objawów (łatwość "przeziębiania" się) doszły problemy krążeniowe, ciągłe osłabienie, jakieś kołatania przedsionków i konieczność brania leków przeciwzakrzepowych. Non-stop ma coś ze zdrowiem na tyle, że nie jest w stanie tygodnia funkcjonować na takich obrotach jak wcześniej, tylko wciąż w fazie jakiegoś "oklapnięcia".
×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Umieściliśmy na Twoim urządzeniu pliki cookie, aby pomóc Ci usprawnić przeglądanie strony. Możesz dostosować ustawienia plików cookie, w przeciwnym wypadku zakładamy, że wyrażasz na to zgodę.