Skocz do zawartości

Historia z happy endem


Rekomendowane odpowiedzi

Powrotu do dawnego sposobu myślenia o kobietach, związkach i miłości być nie może. To jak utrata mentalnego dziewictwa. Wiem też, że w pełni pogodzony z tym wszystkim jeszcze nie jestem i brakuje mi trochę do stanu równowagi bo o ile wcześniej byłem w tych kwestiach naiwny, teraz mam jakąś przeczulicę. Patrzę na pannę, ona coś do mnie mówi, uśmiecha się, żartuje niby zupełnie naturalnie a ja myślę od razu "trzeba uważać jak to rozegrać". Dziś np. odmówiłem koleżance pomocy gdy szarpała się z zamkiem od torebki bo powiedziała, grzecznym tonem ale jednak, "weź potrzymaj" zamiast "czy mógłbyś potrzymać?". Zażatrowałem, że co ja z tego będę miał i dała spokój. Zdarza mi się mieć nastawienie iście bojowe więc muszę chyba nabrać trochę dystansu.

 

Psotnik - gumki nauczyłem się nosić przy sobie na każde wyjście w teren, nawet dwie na wypadek gdybym jedną zgubił/zniszczył/chciał powtórzyć/oddał koledzę, po tym jak zaraz na początku studiów po jednej z imprez nie wróciłem spać do swojego łóżka. Kuracja metronidazolem uświadomiła mi jak ważna to sprawa. Niestety, najlepsze nauki otrzymuję dopiero po zrobieniu jakiejś głupoty.

 

Rnext - badanie robiłem. Negatywny:)

 

Subiektywny - teraz już wiem skąd to dopasowanie. Budowała w ten sposób poczucie jedności, bezpiecznej przystani, osoby która zawsze mnie zrozumie, przytuli i pogłaszcze. I było to bardzo skuteczne. W zasadzie dostałem wszystko to czego chciałem i nie mogę mieć o to pretensji. W końcu spełniła takim zachowaniem moje marzenie. Tu leżał mój błąd - nie powinienem tego chcieć od drugiego człowieka tylko samego siebie ogarnąć i naprostować. Powtarzam tutaj to o czym pisze Marek ale to prawda.

 

MrBroken, TPakal1 - też zastanawiałem się nad BPD chociaż jestem sceptycznie nastawiony do tych wszystkich "zaburzeń osobowości", których lista z roku na rok się wydłuża. Fakt, że była bardzo niestabilna. W ciągu minuty następowała zmiana o 180 stopni gdy tylko coś nie podpasowało. Swoich rodziców też tak traktowała. Na przemian opowiadała jak bardzo ich kocha i jakim byli dla niej zawsze wsparciem oraz jakie to gnoje, nigdy jej nie pomogli, zawsze byli źli. Dla matki była kochającą córeczką, gdy się z czymś nie zgadzały były ryki i wrzaski a czasem nawet ordynarne przekleństwa, po chwili znowu ok. Pamiętam, że podczas jednej z takich scen pomyślałem "czy chcę również dla siebie takiej przyszłości?".

 

Jej największym błędem było to, że czuła się zbyt pewnie i za mocno dokręciła śrubę. Gdyby bardziej potrafiła się kontrolować i znalazła w tym wszystkim umiar mogłaby dalej robić ze mną co by tylko chciała. Byłem na tyle zakochany i oddany, że nie potrafiłbym odejść, nawet nie widziałbym problemu a ewentualne potknięcia potulnie wybaczał. Cieszę się, że na tyle wyrachowana nie była.

 

Kurczę, muszę zacząć pisać krótsze posty;)

Edytowane przez Starożytny
  • Like 2
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

 

Subiektywny - teraz już wiem skąd to dopasowanie. Budowała w ten sposób poczucie jedności, bezpiecznej przystani, osoby która zawsze mnie zrozumie, przytuli i pogłaszcze. I było to bardzo skuteczne. W zasadzie dostałem wszystko to czego chciałem i nie mogę mieć o to pretensji. W końcu spełniła takim zachowaniem moje marzenie.

 

 

Z tym dopasowywaniem się to przejebane, nie wiem skąd baby to biorą.

Czatowałem sobie z laską kilka tygodni (średnio tak co 2 dzień) i trochę sobie o życiu popisaliśmy, a po pewnym czasie zaczynałem zauważać, że zaczyna być "uosobieniem moich marzeń".  Na pytania odpowiadała zgodnie z moimi oczekiwaniami. Pomimo, że człowieka nie widziałem na oczy (tylko zdjęcia) to zacząłem odczuwać wyraźną sympatię.

Spotkania nie było, ale pomyśleć jak można facetem manipulować, nawet na odległość.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dzieki Stary za histories.

Mnie juz to nie dotyczy. Kolejny raz przekonalem sie nt kobiet. To jest straszne. Mam nadzieje ze moje synki to kiedys przeczytaja.

Zanim zalicza wtope, zakochanie I inne pierdoly ktore potrafia zmieniac psyche na Cale zycie.

Pozdro od ojca.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dzieki Stary za histories.

Mnie juz to nie dotyczy. Kolejny raz przekonalem sie nt kobiet. To jest straszne. Mam nadzieje ze moje synki to kiedys przeczytaja.

Zanim zalicza wtope, zakochanie I inne pierdoly ktore potrafia zmieniac psyche na Cale zycie.

Pozdro od ojca.

Ja tam zrobiłem to samo co mój ojciec. Jota w jotę. Przestrzegał mnie Tatuś, że moja panna jest do d. Chciał mnie przestrzec przed skopaniem sobie życia. On to widział, ja nie. Jego gadanie nic nie pomogło. Wzorce niestety.  

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Z początku wydawało mi się, że opisanie swojej historii będzie banalnie proste. Ot, paręnaście zdań o tym co i jak i po krzyku. Gdy się już jednak za to zabrałem okazało się, że sprawa jest nieco bardziej skomplikowana. Uświadomiłem sobie jak wiele wątków i niuansów składa się na całościowy obraz i jak trudne może być jego odmalowanie tak by był zrozumiały a jednocześnie nie zanudził czytelnika ilością szczegółów. Tym bardziej, że w historii tej nie będzie jakichś niezwykłych fajerwerków czy innych wodotrysków. Z perspektywy czasu myślę, że wielu bardziej doświadczonym osobom, w porównaniu do chociażby przepraw w sądzie i innych horrorów, wyda się nawet banalna i śmieszna. Ale dobrze. Skoro zacząłem to i skończę jak na mężczyznę przystało;) Panowie (i Panie, jeśli gdzieś tam są) – oto moja love-story.

Bekgraund

Zawsze byłem samotnikiem. Kolegów miałem niewielu, do dziewczyn raczej nie podbijałem. Interesowały mnie książki, muzyka, poszukiwania filozoficzno-duchowe, poświęcanie czasu własnym celom, a jeśli już spędzanie go z ludźmi to tylko w wąskim, wypróbowanym gronie. W okresie licealnym przeszedłem przez okres dosyć srogiego buntu przeciw wszystkim i wszystkiemu, co omal nie skończyło się bardzo źle. Efektem tego było postępujące uczucie niezrozumienia, osamotnienia, wręcz wyizolowania jak u jakiegoś stwora żyjącego poza ludzką ekumeną. W domu kicha. Sam z matką i młodszą, coraz bardziej rozwydrzoną siostrą. Ojciec pracował poza domem i bywał tylko na weekendy a wtedy nie miał ani czasu ani nawet niewiele go obchodziło jak jesteśmy wychowywani. Męskiego wzorca więc nie miałem, żadnych rozmów typu „synu, musisz wiedzieć to czy tamto”. Sam sobie takie wzorce wyszukałem w świecie filozofii i radykalnej polityki. Ostatecznie pożegnałem się z domem rodzinnym i toksycznym środowiskiem rówieśniczym wybierając studia w innym mieście. Usamodzielnię się i będę żył jak mi się podoba – myślałem.

Nowe miasto

Po próbach z wynajmowaniem kawalerki ostatecznie wylądowałem w akademiku. Poznawanie nowych ludzi, imprezy, hektolitry wódy, wiadomo. Dużo nauki jak na kierunek przystało ale ogólnie wszystko fajnie. Gdyby nie ciągłe, rosnące poczucie osamotnienia wśród ludzi i tęsknota za kimś bliskim. Taką mocno wyidealizowaną relacją. I wtedy niespodziewanie nastąpiło...

Niezwykłe spotkanie

Poznaliśmy się przez współlokatora, zupełnie przypadkowo. Nazwijmy ją X. Sporo ode mnie niższa, ładna buzia o nietypowej urodzie, duże kocie oczy, biust rewelacyjny, sylwetka ogólnie zgrabna choć z lekką nadwagą. Do tego piekielnie bystra i potrafiąca natychmiast zrobić użytek ze swej inteligencji. Do dziś nie potrafię zrozumieć jak to możliwe, że ta zupełnie obca istota okazała się najbardziej empatyczną wobec mnie, najlepiej wszystko rozumiejącą, mającą niemal identyczne odczucia i poglądy na życie co ja, osobą na świecie (no dobra, teraz już rozumiem ale i tak pozostaje niedowierzanie).

Tak zwany syndrom kameleona (termin wzięty z książki Lawrence Shannon 'The Predatory Female') - maskowanie level over 9000. One to mają wgrane przez dyskietkę jak Neo ju-jitsu w Matrixie. Tego nie pomalujesz.

W ciągu kilku godzin, po prostu mnie zdobyła. Spędziliśmy razem noc (bez seksu ale z dużą ilością czułości) i już po następnych dwóch tygodniach byłem przekonany, że to właśnie ta wyśniona, na którą czekałem. Pierwszy raz w życiu zaczęło mi na kimś zależeć, pierwszy raz zacząłem się bać czy jestem wystarczająco dobry, czy zasługuję na kogoś takiego. Werdykt mojego otumanionego mózgu był oczywiście brutalny – nie, jestem okropny, muszę się mocno starać aby ją zatrzymać i nie stracić takiego szczęścia! Ona nic takiego mówić ani okazywać nie musiała, sam do tego doszedłem. Jest przecież tak dobra i słodka dla mnie i wszystko wskazuje na to, że też się zakochała.

I tyle w życiu wycierpiała. O tak! Nacierpiała się dziewczyna. Zawsze czuła się samotna i wyalienowana, nawet będąc z kimś, zawiodła się mocno na ludziach. Podobieństwo jej odczuć do moich nie budziło zdziwienia. Przeciwnie, było dowodem, że jesteśmy sobie podobni i rozumiemy się bez słów (nawet coś o tym napomknęła).

Co tu dużo pisać - endorfinowy haj.

Wkrótce uraczyła mnie historią o gwałcie, o ciąży do której przerwania zmusił ją chłopak brutal i o tym, że podjęła przez to próbę samobójczą.

Tak zwana 'red flag' (termin z returnofkings.com) - ostrzegawczy sygnał który mówi nam, samcom, że lalunia ma zryty dzbanek i wypadałoby się powoli ewakuować. Ewentualnie pannę zostawić jako chwilowy czasoumilacz.

I wtedy po raz ostatni przed długim spoczynkiem odezwał się we mnie głos rozsądku. Cichy, zduszony ale wyraźny. Coś tu nie grało. Mimo ogromnej emocjonalności jej wypowiedzi coś było nie na miejscu, jakby przejaskrawione. Nawet jej płacz wydał mi się przez chwilę karykaturalny. To gra :>

Ale to minęło. I przez długi czas nie zawracałem sobie głowy wątpliwościami.

Dwa lata w diabelskim raju

Zaczęła się miękka tresura. Nie myślałem jednak o tym w ten sposób, sam się jej poddawałem na każdym kroku będąc przekonanym, że to droga do wyjścia na prostą, stania się dojrzałym mężczyzną itp. Był pierwszy lodzik, który pozbawił mnie resztek racjonalnego oglądu sytuacji, seks - wspaniały. Do tego stwierdzenia typu „robię to dla Ciebie” z milutkim uśmiechem na twarzy, „wiesz, po tym wszystkim chciałabym aby seks był czymś wyjątkowym” (w domyśle - czuj się wyjątkowo; tym razem zasłużyłeś; ja decyduję gdzie i kiedy – w końcu ma być wyjątkowy a nie ot tak po prostu). Coś tam wspomniała, że miała już trochę chłopaków i że jej związki kończyły się średnio po 3-4 miesiącach („ale z tobą czuję, że to właśnie to! Jakie to cudowne! Prawda?”). Moje podłechtane ego nie dociekało ani dlaczego kończyły się tak szybko ani co dokładnie oznacza „trochę”. No, miała widocznie paru przede mną, normalna sprawa, ze mną będzie szczęśliwa na zawsze:p Ogólnie rzecz biorąc było super. Chodziłem dosłownie naćpany hormonami szczęścia. Poznaliśmy się ze swoimi rodzinami, spędziliśmy wspólnie wakacje.

Dopiero po bardzo długim czasie uświadomiłem sobie, że z początku nie była we mnie zakochana i dzięki temu to ona rozdawała wszystkie karty. Dojrzałe, szczere stwierdzenie. Manipulacje psychiczne, wieczne wykręcanie kota ogonem, prowokowanie sytuacji, po których przedstawiała mnie jako winowajcę, tresura w posłuszeństwie wobec jej woli, huśtawki emocjonalne, ba co ja mówię, emocjonalne rollercoastery – to się tylko nasilało i wreszcie stało normalką. Od tego wszystkiego miałem tak nabełtane we łbie, że nieraz bałem się wyrazić swoje zdanie na jakiś błahy nawet temat, żeby nie prowokować wiadomej reakcji. A jednocześnie ciągłe zapewnienia o miłości, wylewne okazywanie uczuć, „jesteś mój jedyny, co ja bym bez ciebie zrobiła”. Od znajomych się odciąłem, żeby „nie ciągnęli w dół”, przeciw rodzinie też mnie nastawiała, z czasem coraz bardziej agresywnie. Codzienne rozmowy przez telefon minimum pół godziny + tuzin smsów. Ciągła kontrola i oddziaływanie. Nawet gdy byliśmy pokłóceni nie popuszczała cugów, tak że nie miałem choćby dnia, żeby się nad czymkolwiek zastanowić samemu.

Kuźwa ale pranie mózgu. Masz szczęście że żyjesz i masz całą dupę.

Przez prawie rok byliśmy w związku na odległość, dlaczego to już osobna historia. Jeździłem do niej jak głupi w prawie każdy weekend, przez telefon gadaliśmy godzinę dziennie. I tak starałem się za mało. Potem zamieszkaliśmy razem, miało już być pięknie, w planach oświadczyny. Ale nie było pięknie.

Do tego doszło kilka ciekawych faktów. Któregoś razu stwierdziła np.: coś tego rodzaju: dobrze, że usunęłam bo bym się teraz męczyła z jakimś kurwa bachorem. Wcześniej był płacz, że została zmuszona i że do dziś nie może się po tym pozbierać. Albo „no wiesz, to tak naprawdę nie był gwałt. Byłam z chłopakiem tylko mi się wtedy niezbyt chciało a jemu tak”. Co do chłopaków to okazało się, że „trochę” znaczy kilkadziesiąt, „umawiała się na seks ale nie brała kasy chociaż o tym myślała”. I parę innych smaczków, które pominę.

neo-dodging-bullets.jpg Tak się wywinąłeś.

Zakończenie

Przez kilka tygodni próbowałem ułożyć sobie ten cały syf w głowie. Chorobliwe przywiązanie, uzależnienie wręcz, z jednej strony, a rosnąca złość i pogarda z drugiej. Oczywiście piękne chwile nadal się przytrafiały. Gdy nie byłem gnojony stawałem się najwspanialszym facetem na Ziemi. Miarka przebrała się jednak gdy po jednej z kłótni odpicowała się, umalowała i wyszła późnym wieczorem informując mnie, że idzie z kolegą na drinka.

Taka jest cena jak dasz sobą pomiatać za kawałek cipy.

Wróciła nad ranem podpita, z okropnym uśmieszkiem na twarzy i intuicyjnie wiedziałem co taki uśmieszek może oznaczać.

Pruła się jak szmata.

Oczywiście to ja byłem winny, gdy zaprotestowałem przestała się odzywać na półtora tygodnia.

Bo niestety byłeś winny. Nie trzymałeś ramy to cię owinęła wokół palca, a że kobita nie jest stworzona do rządzenia to się skończyło w rowie.

Rozumisz Pan? Siedzisz z kimś w jednym pokoju i przez 10 dni nie odezwiesz się ani słowem, nawet „cześć” bo się z Tobą nie zgodził. Oświadczyłem, że powinniśmy się rozstać.

Bardzo rozsądnie, ale...

Za 15 minut miałem najlepsze bzykanko w życiu i błaganie na kolanach ze łzami w oczach abym to jeszcze przemyślał. Zapewnienia o miłości, że beze mnie umrze (a już kiedyś po alko szantażowała samobójstwem), cuda wianki. Powiedziałem, że się zastanowię.

...no właśnie. Brak konsekwencji. Jak mówisz głośno że powinniście się rozstać, to dotrzymuj słowa. Kobiety tylko czekają na takie deklaracje, to dla nich wymarzone pole do urabiania facecików i niszczenia siły samca.

Pojechała na parę dni do domu. Nie dzwoniłem, nie odbierałem, nie czytałem wiadomości.

Rozsądnie.

Kupiłem flaszkę i gdzieś pomiędzy kielonami wychylanymi w samotności, z odmętów internetu wygrzebałem samczeruno. Najprawdopodobniej wpisywałem na chybił trafił w wyszukiwarkę hasła typu „zdrada”, „toksyczny związek” itp., teraz już nie pamiętam;) Z początku pomyślałem „ale głupia nazwa, pewnie znów coś o tym jak zostać samcem alfa w dwóch prostych krokach” ;) ale przeczytałem jeden felieton, drugi... Czytałem tak do rana i nie wiem jakim cudem nie zrobiłem sobie krzywdy ilością strzelonych facepalmów, uświadamiając sobie jak głupi byłem i jak łatwo dałem się wyruchać. Spakowałem rzeczy i wyprowadziłem się.

Nasz Ci on, kurwa! :>

Post scriptum

Laska na koniec odwaliła akcję obliczoną na maksymalne uwalenie mnie. Być może nawet w zawiasy albo i coś więcej gdybym reagował zgodnie z jej oczekiwaniami. Nie wyszło więc tylko usunęła mnie ze znajomych na facebooku ogłaszając koleżankom, ze jestem psychopatą. Aktualnie jest z kolesiem, z którym wyszła wtedy na drinka.

Kij jej w dupsko razem z miotłą. A z opinii psychopaty to się ciesz, bo to jawny komunikat, że się nie dałeś do końca owinąć głupiej cipie. Jak fama się rozniesie wśród jej koleżanek to będziesz miał takie branie jak na rybach po deszczu. :> Masz zajebisty start do podrywu - jak cię ten temat bawi.

PS2: Trochę tej pisaniny wyszło, klawiatura mnie wciągła;) Zdaję sobie sprawę, że może być z lekka nieskładnie ale zrobiło mi to dobrze. Dziękuję za to, że jest tu taka możliwość oraz za wszystkie ewentualne komentarze, również te, w których wysmagacie mnie biczem krytyki. Należy się.

To co się należało to już cię panna nauczyła.

Nic nie będziemy krytykować. Większość z nas dostała podobną lekcję.

Widać żeś ogarnięty chłop, to szybko dojdziesz do siebie, a z pomocą forum jeszcze szybciej.

 

Powrotu do dawnego sposobu myślenia o kobietach, związkach i miłości być nie może. To jak utrata mentalnego dziewictwa. Wiem też, że w pełni pogodzony z tym wszystkim jeszcze nie jestem i brakuje mi trochę do stanu równowagi bo o ile wcześniej byłem w tych kwestiach naiwny, teraz mam jakąś przeczulicę. Patrzę na pannę, ona coś do mnie mówi, uśmiecha się, żartuje niby zupełnie naturalnie a ja myślę od razu "trzeba uważać jak to rozegrać". Dziś np. odmówiłem koleżance pomocy gdy szarpała się z zamkiem od torebki bo powiedziała, grzecznym tonem ale jednak, "weź potrzymaj" zamiast "czy mógłbyś potrzymać?". Zażatrowałem, że co ja z tego będę miał i dała spokój. Zdarza mi się mieć nastawienie iście bojowe więc muszę chyba nabrać trochę dystansu.

To jest akurat bardzo zdrowe podejście.

Kiedyś jakby samica do samca odezwała się w taki sposób i takim tonem to miałaby czaszkę rozłupaną na pół przy pomocy oślej szczęki a z jej stygnącym ciałem samiec odbywałby ceremonialno-pożegnalny stosunek płciowy niespecjalnie sie przejmując jej milczeniem i ogólnym bałaganem.

To że teraz nie reagujemy w taki sposób jest wynikiem głównie procesów kulturowo-cywilizacyjnych (kultura=wtórne, natura=pierwotne).

Kobiety w dzisiejszych czasach są rozwydrzone, zmanierowane i srają wyżej niż dupę mają. Taka postaw jaką pokazałeś to dobry prysznic dla ich 'księżniczkowatości'.

Krótka piłka - babie się zepsuł zamek - niech sobie sama naprawi. Mamy równouprawnienie kurwa mać. Jak nie umie to niech zapłaci krawcowej lub sama nauczy się szyć.

Jeżeli będziesz je wyręczał to umacniasz tylko pozycję białego rycerstwa i ogólnej spierdoliny w społeczeństwie.

  • Like 6
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Babom trzeba stawiać granice i to od samego początku. BEZWZGLĘDNIE. Żadnej litości, nawet najmniejszej, jak tego sie nie zrobi to potem jest już trudniej, ale nie jet to niemożliwe. One w oczywisty sposób wykorzystują nasz hormonalny haj. Okres jego trwania to ich popisówa.

Ja od dłuższego czasu patrzę, jeśli babka nadaje się na coś więcej, to co ma do zaoferowania od siebie. Jeśli poza waginą i cyckami nic więcej to po krótkim czasie mówisz pa bo tylko sie upieprzysz . :P

  • Like 6
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

...no właśnie. Brak konsekwencji. Jak mówisz głośno że powinniście się rozstać, to dotrzymuj słowa. Kobiety tylko czekają na takie deklaracje, to dla nich wymarzone pole do urabiania facecików i niszczenia siły samca.

 

 

Babom trzeba stawiać granice i to od samego początku. BEZWZGLĘDNIE. Żadnej litości, nawet najmniejszej, jak tego sie nie zrobi to potem jest już trudniej, ale nie jet to niemożliwe. One w oczywisty sposób wykorzystują nasz hormonalny haj. Okres jego trwania to ich popisówa.

Ja od dłuższego czasu patrzę, jeśli babka nadaje się na coś więcej, to co ma do zaoferowania od siebie. Jeśli poza waginą i cyckami nic więcej to po krótkim czasie mówisz pa bo tylko sie upieprzysz . :P

 

 

Z konsekwencją i stawianiem granic było u mnie właśnie fatalnie. Nieraz w czasie kłótni niby stawiałem na swoim a potem się wycofywałem na pozycje kompromisowe ostatecznie z odchyleniem w jej stronę, z nadzieją, że jak na równouprawnionych partnerów w dyskusji przystało, dojdziemy do porozumienia. Takie gówniarskie marzenie, że związek kochających się ludzi jest ostoją, w której nie chodzi o to by ugrać tylko dla siebie i dojechac drugiej stronie ale stworzyć wspólnie coś dobrego. Widząc taką postawę naturalnie musiało ją kusić, żeby to wykorzystać.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Umieściliśmy na Twoim urządzeniu pliki cookie, aby pomóc Ci usprawnić przeglądanie strony. Możesz dostosować ustawienia plików cookie, w przeciwnym wypadku zakładamy, że wyrażasz na to zgodę.