Skocz do zawartości

Historia z happy endem


Rekomendowane odpowiedzi

    Z początku wydawało mi się, że opisanie swojej historii będzie banalnie proste. Ot, paręnaście zdań o tym co i jak i po krzyku. Gdy się już jednak za to zabrałem okazało się, że sprawa jest nieco bardziej skomplikowana. Uświadomiłem sobie jak wiele wątków i niuansów składa się na całościowy obraz i jak trudne może być jego odmalowanie tak by był zrozumiały a jednocześnie nie zanudził czytelnika ilością szczegółów. Tym bardziej, że w historii tej nie będzie jakichś niezwykłych fajerwerków czy innych wodotrysków. Z perspektywy czasu myślę, że wielu bardziej doświadczonym osobom, w porównaniu do chociażby przepraw w sądzie i innych horrorów, wyda się nawet banalna i śmieszna. Ale dobrze. Skoro zacząłem to i skończę jak na mężczyznę przystało;) Panowie (i Panie, jeśli gdzieś tam są) – oto moja love-story.

 

    Bekgraund

 

    Zawsze byłem samotnikiem. Kolegów miałem niewielu, do dziewczyn raczej nie podbijałem. Interesowały mnie książki, muzyka, poszukiwania filozoficzno-duchowe, poświęcanie czasu własnym celom, a jeśli już spędzanie go z ludźmi to tylko w wąskim, wypróbowanym gronie. W okresie licealnym przeszedłem przez okres dosyć srogiego buntu przeciw wszystkim i wszystkiemu, co omal nie skończyło się bardzo źle. Efektem tego było postępujące uczucie niezrozumienia, osamotnienia, wręcz wyizolowania jak u jakiegoś stwora żyjącego poza ludzką ekumeną. W domu kicha. Sam z matką i młodszą, coraz bardziej rozwydrzoną siostrą. Ojciec pracował poza domem i bywał tylko na weekendy a wtedy nie miał ani czasu ani nawet niewiele go obchodziło jak jesteśmy wychowywani. Męskiego wzorca więc nie miałem, żadnych rozmów typu „synu, musisz wiedzieć to czy tamto”. Sam sobie takie wzorce wyszukałem w świecie filozofii i radykalnej polityki. Ostatecznie pożegnałem się z domem rodzinnym i toksycznym środowiskiem rówieśniczym wybierając studia w innym mieście. Usamodzielnię się i będę żył jak mi się podoba – myślałem.

 

    Nowe miasto

 

    Po próbach z wynajmowaniem kawalerki ostatecznie wylądowałem w akademiku. Poznawanie nowych ludzi, imprezy, hektolitry wódy, wiadomo. Dużo nauki jak na kierunek przystało ale ogólnie wszystko fajnie. Gdyby nie ciągłe, rosnące poczucie osamotnienia wśród ludzi i tęsknota za kimś bliskim. Taką mocno wyidealizowaną relacją. I wtedy niespodziewanie nastąpiło...

 

    Niezwykłe spotkanie

 

    Poznaliśmy się przez współlokatora, zupełnie przypadkowo. Nazwijmy ją X. Sporo ode mnie niższa, ładna buzia o nietypowej urodzie, duże kocie oczy, biust rewelacyjny, sylwetka ogólnie zgrabna choć z lekką nadwagą. Do tego piekielnie bystra i potrafiąca natychmiast zrobić użytek ze swej inteligencji. Do dziś nie potrafię zrozumieć jak to możliwe, że ta zupełnie obca istota okazała się najbardziej empatyczną wobec mnie, najlepiej wszystko rozumiejącą, mającą niemal identyczne odczucia i poglądy na życie co ja, osobą na świecie (no dobra, teraz już rozumiem ale i tak pozostaje niedowierzanie). W ciągu kilku godzin, po prostu mnie zdobyła. Spędziliśmy razem noc (bez seksu ale z dużą ilością czułości) i już po następnych dwóch tygodniach byłem przekonany, że to właśnie ta wyśniona, na którą czekałem. Pierwszy raz w życiu zaczęło mi na kimś zależeć, pierwszy raz zacząłem się bać czy jestem wystarczająco dobry, czy zasługuję na kogoś takiego. Werdykt mojego otumanionego mózgu był oczywiście brutalny – nie, jestem okropny, muszę się mocno starać aby ją zatrzymać i nie stracić takiego szczęścia! Ona nic takiego mówić ani okazywać nie musiała, sam do tego doszedłem. Jest przecież tak dobra i słodka dla mnie i wszystko wskazuje na to, że też się zakochała.

    I tyle w życiu wycierpiała. O tak! Nacierpiała się dziewczyna. Zawsze czuła się samotna i wyalienowana, nawet będąc z kimś, zawiodła się mocno na ludziach. Podobieństwo jej odczuć do moich nie budziło zdziwienia. Przeciwnie, było dowodem, że jesteśmy sobie podobni i rozumiemy się bez słów (nawet coś o tym napomknęła). Wkrótce uraczyła mnie historią o gwałcie, o ciąży do której przerwania zmusił ją chłopak brutal i o tym, że podjęła przez to próbę samobójczą. I wtedy po raz ostatni przed długim spoczynkiem odezwał się we mnie głos rozsądku. Cichy, zduszony ale wyraźny. Coś tu nie grało. Mimo ogromnej emocjonalności jej wypowiedzi coś było nie na miejscu, jakby przejaskrawione. Nawet jej płacz wydał mi się przez chwilę karykaturalny. Ale to minęło. I przez długi czas nie zawracałem sobie głowy wątpliwościami.

 

    Dwa lata w diabelskim raju

 

    Zaczęła się miękka tresura. Nie myślałem jednak o tym w ten sposób, sam się jej poddawałem na każdym kroku będąc przekonanym, że to droga do wyjścia na prostą, stania się dojrzałym mężczyzną itp. Był pierwszy lodzik, który pozbawił mnie resztek racjonalnego oglądu sytuacji, seks - wspaniały. Do tego stwierdzenia typu „robię to dla Ciebie” z milutkim uśmiechem na twarzy, „wiesz, po tym wszystkim chciałabym aby seks był czymś wyjątkowym” (w domyśle - czuj się wyjątkowo; tym razem zasłużyłeś; ja decyduję gdzie i kiedy – w końcu ma być wyjątkowy a nie ot tak po prostu). Coś tam wspomniała, że miała już trochę chłopaków i że jej związki kończyły się średnio po 3-4 miesiącach („ale z tobą czuję, że to właśnie to! Jakie to cudowne! Prawda?”). Moje podłechtane ego nie dociekało ani dlaczego kończyły się tak szybko ani co dokładnie oznacza „trochę”. No, miała widocznie paru przede mną, normalna sprawa, ze mną będzie szczęśliwa na zawsze:p Ogólnie rzecz biorąc było super. Chodziłem dosłownie naćpany hormonami szczęścia. Poznaliśmy się ze swoimi rodzinami, spędziliśmy wspólnie wakacje.

    Dopiero po bardzo długim czasie uświadomiłem sobie, że z początku nie była we mnie zakochana i dzięki temu to ona rozdawała wszystkie karty. Manipulacje psychiczne, wieczne wykręcanie kota ogonem, prowokowanie sytuacji, po których przedstawiała mnie jako winowajcę, tresura w posłuszeństwie wobec jej woli, huśtawki emocjonalne, ba co ja mówię, emocjonalne rollercoastery – to się tylko nasilało i wreszcie stało normalką. Od tego wszystkiego miałem tak nabełtane we łbie, że nieraz bałem się wyrazić swoje zdanie na jakiś błahy nawet temat, żeby nie prowokować wiadomej reakcji. A jednocześnie ciągłe zapewnienia o miłości, wylewne okazywanie uczuć, „jesteś mój jedyny, co ja bym bez ciebie zrobiła”. Od znajomych się odciąłem, żeby „nie ciągnęli w dół”, przeciw rodzinie też mnie nastawiała, z czasem coraz bardziej agresywnie. Codzienne rozmowy przez telefon minimum pół godziny + tuzin smsów. Ciągła kontrola i oddziaływanie. Nawet gdy byliśmy pokłóceni nie popuszczała cugów, tak że nie miałem choćby dnia, żeby się nad czymkolwiek zastanowić samemu.

 

    Przez prawie rok byliśmy w związku na odległość, dlaczego to już osobna historia. Jeździłem do niej jak głupi w prawie każdy weekend, przez telefon gadaliśmy godzinę dziennie. I tak starałem się za mało. Potem zamieszkaliśmy razem, miało już być pięknie, w planach oświadczyny. Ale nie było pięknie.

 

    Pęknięcia na wizerunku

 

    Byłem mega hepi a mój mózg na własną prośbę tak wyprany, że nie wyobrażałem sobie życie bez niej. Któż inny będzie chciał kogoś takiego jak ja (to jej słowa zresztą). Jednocześnie czułem się jakbym tonął. Było coraz duszniej, coraz ciemniej. Parę razy myślałem, że chyba palne sobie w łeb. Seks, przytulanko, ciepłe słowo, jakiekolwiek zainteresowanie oczywiście zdążyły już wyparować. Do tego zaczęło do mnie docierać, że cały czas sobie mną pogrywa. Nie mam absolutnie nic do powiedzenia a jakiekolwiek próby rozmowy wywołują atak histerii nie do ogarnięcia. Gdy zaczynaliśmy dyskusję przed oczami pojawiał mi się wir, w który wpadam i z którego już nie wrócę.

    Do tego doszło kilka ciekawych faktów. Któregoś razu stwierdziła np.: coś tego rodzaju: dobrze, że usunęłam bo bym się teraz męczyła z jakimś kurwa bachorem. Wcześniej był płacz, że została zmuszona i że do dziś nie może się po tym pozbierać. Albo „no wiesz, to tak naprawdę nie był gwałt. Byłam z chłopakiem tylko mi się wtedy niezbyt chciało a jemu tak”. Co do chłopaków to okazało się, że „trochę” znaczy kilkadziesiąt, „umawiała się na seks ale nie brała kasy chociaż o tym myślała”. I parę innych smaczków, które pominę.

 

    Zakończenie

 

    Przez kilka tygodni próbowałem ułożyć sobie ten cały syf w głowie. Chorobliwe przywiązanie, uzależnienie wręcz, z jednej strony, a rosnąca złość i pogarda z drugiej. Oczywiście piękne chwile nadal się przytrafiały. Gdy nie byłem gnojony stawałem się najwspanialszym facetem na Ziemi. Miarka przebrała się jednak gdy po jednej z kłótni odpicowała się, umalowała i wyszła późnym wieczorem informując mnie, że idzie z kolegą na drinka. Wróciła nad ranem podpita, z okropnym uśmieszkiem na twarzy i intuicyjnie wiedziałem co taki uśmieszek może oznaczać. Oczywiście to ja byłem winny, gdy zaprotestowałem przestała się odzywać na półtora tygodnia. Rozumisz Pan? Siedzisz z kimś w jednym pokoju i przez 10 dni nie odezwiesz się ani słowem, nawet „cześć” bo się z Tobą nie zgodził. Oświadczyłem, że powinniśmy się rozstać.

    Za 15 minut miałem najlepsze bzykanko w życiu i błaganie na kolanach ze łzami w oczach abym to jeszcze przemyślał. Zapewnienia o miłości, że beze mnie umrze (a już kiedyś po alko szantażowała samobójstwem), cuda wianki. Powiedziałem, że się zastanowię. Pojechała na parę dni do domu. Nie dzwoniłem, nie odbierałem, nie czytałem wiadomości. Kupiłem flaszkę i gdzieś pomiędzy kielonami wychylanymi w samotności, z odmętów internetu wygrzebałem samczeruno. Najprawdopodobniej wpisywałem na chybił trafił w wyszukiwarkę hasła typu „zdrada”, „toksyczny związek” itp., teraz już nie pamiętam;) Z początku pomyślałem „ale głupia nazwa, pewnie znów coś o tym jak zostać samcem alfa w dwóch prostych krokach” ;) ale przeczytałem jeden felieton, drugi... Czytałem tak do rana i nie wiem jakim cudem nie zrobiłem sobie krzywdy ilością strzelonych facepalmów, uświadamiając sobie jak głupi byłem i jak łatwo dałem się wyruchać. Spakowałem rzeczy i wyprowadziłem się.

 

    Post scriptum

 

    Laska na koniec odwaliła akcję obliczoną na maksymalne uwalenie mnie. Być może nawet w zawiasy albo i coś więcej gdybym reagował zgodnie z jej oczekiwaniami. Nie wyszło więc tylko usunęła mnie ze znajomych na facebooku ogłaszając koleżankom, ze jestem psychopatą. Aktualnie jest z kolesiem, z którym wyszła wtedy na drinka.

 

    PS2: Trochę tej pisaniny wyszło, klawiatura mnie wciągła;) Zdaję sobie sprawę, że może być z lekka nieskładnie ale zrobiło mi to dobrze. Dziękuję za to, że jest tu taka możliwość oraz za wszystkie ewentualne komentarze, również te, w których wysmagacie mnie biczem krytyki. Należy się.

  • Like 15
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jakiej krytyki, kolego? Tu trzeba chwalić i cieszyć się z powrotu syna marnotrawnego do duchowej, męskiej naszej ojczyzny  :lol: Masz teraz wiedzę, świadomość jak to wszystko działa i doświadczenie. Najbardziej męscy z nas, to ci którzy dostali największy łomot od życia. Wtedy poznali prawdę, a ona ich wyzwoliła od koszmarów które gotują nam Panie. Brawo!

 

No a ile czasu minęło od rozstania? Jak to przeżywasz, jakie natężenie ma głód emocjonalny? I jeśli możesz opisz tę akcję na koniec - jeśli nie to spoko.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Prawdopodobnie to nie koniec. Możliwe że przypomni sobie o tobie za "jakiś" czas. Ale ty mam wrażenie jeszcze nie wszystko masz do końca poukładane i potrzebujesz odskoczni i troche rozrywki ;) jeśli wiesz o co mi chodzi... W sumie bardzo dobrze cie rozumiem mam podobne warunki w rodzinie.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dzięki za ciepłe słowa. Od rozstania minęło już ponad pół roku. Musiałem jednak przez ten czas na spokojnie wszystko przemyśleć i jakoś tę wiedzę ugruntować. Jeżeli chodzi okres odstawienny (bardzo dobre określenie!) to zrobiłem to swoim ulubionym (jedynym skutecznym?) sposobem. Dotykając dna jeszcze w nim trochę podrzebałem zanim się odbiłem. Czyli maksymalna nagła konfrontacja ze wszystkimi odczuciami i emocjami, taki swobodny przepływ. Byłem sam na mieszkaniu więc mogłem sobie na to pozwolić. Pierwsze dwa dni - męczarnia jak po odstawieniu jakiś dragów. "Co teraz?" "jak bez niej" "już nigdy?" itp. Z godzinę leżałem na podłodzę postukując głową o kafelki i ze łzami w oczach, że coś co uważałem za wspaniałe i niepowtarzalne okazało się gównem. Potem mi właściwe całkiem przeszło. Myślałem o niej ale bez emocji, bardziej na zasadzie "jak ona to wszystko ogarnęła" albo "co teraz zamierza ze sobą zrobić". W ostatecznym rozrachunku jestem szczęśliwy, że przejżałem na oczy.

 

Od tego czasu jestem sam i jest mi z tym dobrze więc nie planuję zmian w najbliższej przyszłości. Próbowałem nawiązać znajomość z jedną laską ale wyczułem od razu, że coś jej nie pasuje i znajomość sama się zakończyła.

 

Co do facebooka, to nie napisała tego publicznie. Wiem, że w rozmowie z kilkoma swoimi koleżankami twierdziła, że jestem niebezpieczny, "rzuciłem się na nią z łapami" itp. Ja ich nie znam i mam to gdzieś co o mnie myślą. Natomiast moja koleżanka, która z nią teraz studiuje przekazała mi ostatnio w tajemnicy, że prawie nikt mojej byłej na roku nie lubi, więc mi to wystarcza;)

 

A co do rozrywki to szykuje mi się większa impreza uczelniana w czwartek więc będzie można powybierać. Miłym towarzystwem na kilka godzin akurat nie pogardzę, chociaż czuję, że nie jest mi to niezbędne do szczęścia

Edytowane przez Starożytny
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Prawda, lekcja bezcenna. Kiedyś inaczej na to wszystko patrzyłem, bardziej pesymistycznie. Teraz to i inne niefajne zdarzenia staram się właśnie tak traktować - lekcja i motor napędowy własnej ewolucji.

 

O ostatniej akcji napiszę ale już nie dziś bo spać pora;)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Starożytny, ogarnięty z ciebie chłopak. Widać, że trafiłeś na niezłego cudaka. W sumie dobrze, że na głęboką wodę od razu wpadłeś i wyszedłeś cało :)

 

Naprawdę niezła lekcja. Panowie, czytajcie, uczcie się. To jest właśnie miłość kobiety :) I to akurat nie żart.

 

Poza tym ładnie napisane :)

 

Dobre zachowanie u ciebie. Możesz sobie pogratulować ;)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Pewnie jeszcze przez jakis czas bedzie Ci z tym wszystkim ciezko, ale nadejdzie taki czas kiedy pomyslisz sobie, ze nic lepszego z ta Pania nie moglo Cie spotkac. Dziekuj allahowi za to, że nie nabiła Cie na dziecko. Mialbys wtedy troche bardziej przejebane. Przeszedlem pdobna droge i teraz wiem, że byla to dla mnie na prawde cenna lekcja. Trzymaj sie. Pamietaj o gumkach. Baw sie, jedz, pij i korzystaj z darmowych lodzików. Teraz masz czas, żeby zadbac o siebie i swoj duchowy I materialny rozwój. Jestes wolnym człowiekiem.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Gratulacje wyrwania się z toksycznego bagienka.  Z Twojego opisu wnioskować można, że to kolejna z zaburzeniem.  Może się zdarzyć, że manipulatorka odezwie się jeszcze do Ciebie za jakiś czas ale popatrzysz wtedy na nią jak na kogoś z zupełnie innej planety. W chwilach słabości przeczytaj to co napisałeś i pisz więcej.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Gratulacje - dla mnie Twoja historia bardzo przypomina mą własną "miłość" sprzed lat - toksyczna osobowość, histerie, manipulacje - też długo dochodziłem do siebie, ale była to BEZCENNA lekcja ! Nic tak nie uczy, jak wyjebanie się na ryj i powstanie z tego błota do normalności, wykuwanie nowego siebie po życiowej porażce. Jeśli z każdego upadku życiowego nauczymy się wyciągać wnioski - tutaj właśnie jest nasza siła, męska ! Dlatego nigdy nie należy pozowlić kobiecie zabrać sobie męską siłę - poddasz się, to przegrałeś i jesteś jak marionetka.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Starożytny,

 

Ciekawa historia i zgrabnie opisana, masz u mnie plusa za jakość przekazu.

Gdy czytałem - łapałem się na tym jakbyś pisał o mnie dobre 17 czy 18 lat temu. Miałem dość identyczną relację za młodych, naiwnych lat :)

 

Chyba już wiesz, skąd było to dopasowania panny do Ciebie na samym początku? To zgadzanie się i jedność poglądów?

Masz świadomość, że Cię nie kochała? Masz świadomość, że traktowała Cię użytecznie i przedmiotowo? Że byłeś jej potrzebny jako

start nowego rozdziału życia po tych 'kilkudziesięciu' i 'za seks kasy nie brałem ale myślałam'? Że ona podchodziła na chłodno, z kalkulacją

i rozsądkiem tresując Cię seksem i rolercosterem emocjonalnym a Ty byłeś na hormonalno-uczuciowym haju niezdolny do trzeźwej oceny

swojej własnej sytuacji?

 

Witaj w rzeczywistości :)

 

S.

  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

@Starożytny, jest ogromna różnica przed i po samym rozpoczęciu rozumienia. Samodzielnie można do tego dochodzić latami a i niejeden nie dojdzie. Masz gigantycznego farta że splotło się szczęśliwie parę okoliczności:

1. Z grubej rury dostałeś na start w młodym wieku

2. Jest już w necie niezła wiedza

3. Trafiłeś na nią (wiedzę)

4. Dotarła

Nie masz pojęcia jakim jesteś szczęściarzem. Tylko... sprawdź czy niczego od niej nie złapałeś.

  • Like 6
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

@starożytny. Kolega ma niesamowitego farta!  To sie mogło inaczej zakończyć ( ślub, bachory, kredyt itp.= kilkanaście lub kilkadziesiąt lat bagna). Ta twoja historia z happy endem jest więcej warta niż szóstka w totka! Po latach to docenisz. Otarłeś się o śmierć. Mam nadzieję, że zdajesz sobie z tego sprawę. Hormony+ lata bez waginy= kompletnie bezbronny facet, raz załączysz i po tobie. Ile to się człowiek bez odpowiedniej wiedzy musi namęczyć, żeby zaruchać! Zazdraszczam takiego zakończenia!

  • Like 3
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Umieściliśmy na Twoim urządzeniu pliki cookie, aby pomóc Ci usprawnić przeglądanie strony. Możesz dostosować ustawienia plików cookie, w przeciwnym wypadku zakładamy, że wyrażasz na to zgodę.