Skocz do zawartości

Styl przywiązania w miłości: Osoba unikająca vs osoba lękliwa


Rekomendowane odpowiedzi

@Pater Belli

 

Wydaje się, że najbardziej pewne siebie jednostki jakie istnieją są jednak intro, z drugiej strony najbardziej niepewne siebie jednostki to są również intro. Ekstra - bym bardziej wyśrodkował. Oni są towarzysko pewni ale gdy dopada ich samotność to już ta pewność, gdzieś umyka przez palce. Ciężko mi określić jednoznacznie, tyle że to tak po prawdzie nie ma znaczenia i w sumie nie ma sensu tego badać.

 

Co do unikających vs lękliwych wystarczy zrozumieć to, że obydwie strony są przerażone.

Oby dwie strony są skrzywdzone i zwyczajnie wybrały jedno z dostępnych kilku rozwiązań im dostępnych na to by przetrwać w środowisku, które było chore. Współczuję osobiście lękliwym i unikającym - szczególnie unikającym, ponieważ wiele z tych jednostek nigdy się nie wyleczy, z tego względu że te zaburzenie działa jak działa czyli odcina ich od emocji.

Tu nawiązałem do Twojego pytania @Pater Belli Unikający cierpią ale po jakimś czasie, nie od razu - (z tego co się orientuję). Tu serio nie ma zwycięzców ani przegranych tylko próby życia z traumą w tle, która niszczy relacje, życie, szczęście i wszystko po drodze. W zasadzie można by określić to tak, że unikających straumatyzowała nadmierna bliskość a lękliwych nadmierny dystans. Teraz takie dwie jednostki próbują pogodzić ten wewnętrzny konflikt. Pytanie jak to zrobić? A no uleczyć swoją działkę. Innej opcji nie widzę. 

 

Mi to idzie prawdę mówiąc fatalnie - ten brak miłości własnej robi wrażenie. Jestem mistrzem sabotażu własnego progresu. Kiedyś nie będzie już powodu do wyjścia z moich deficytów bo będzie za późno, może wtedy starczy mi samozaparcia, choć znając moje umiejętności to i to mnie nie zmotywuje. 

 

Jadę do Macdonalda po jakiegoś burgera i chipsy - tyle z mojej diety na dzień dzisiejszy :) 

 

Boże, że nie jestem w stanie jednego dnia w roku się nie sabotować. Jak żałosny człowiek może być. Nie bierzcie ze mnie przykładu Uczcie się na moich błędach. Bądźcie lepszymi ludźmi niż jestem ja.

 

Trzymajta się.

  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

4 godziny temu, SzatanK napisał(a):

Mi to idzie prawdę mówiąc fatalnie - ten brak miłości własnej robi wrażenie. Jestem mistrzem sabotażu własnego progresu. Kiedyś nie będzie już powodu do wyjścia z moich deficytów bo będzie za późno, może wtedy starczy mi samozaparcia, choć znając moje umiejętności to i to mnie nie zmotywuje. 

 

Jadę do Macdonalda po jakiegoś burgera i chipsy - tyle z mojej diety na dzień dzisiejszy :) 

 

Boże, że nie jestem w stanie jednego dnia w roku się nie sabotować. Jak żałosny człowiek może być. Nie bierzcie ze mnie przykładu Uczcie się na moich błędach. Bądźcie lepszymi ludźmi niż jestem ja.

 

Trzymajta się.

Znalazłem takie video a propo sabotażu swoich celów dla unikających i zdezorganizowanych.

Bez Macdonalda się obyło ale z dwiema paczkami średnich/dużych chipsów wróciłem. 

 

To tyle jeśli ktoś uważa, że styl łączenia się ma tylko wpływ na relacje związkowe. To wszystko to mechanizmy radzenia sobie z rzeczywistością lub nie radzenia.

 

A tu filmik od Pani Thais.

 

 

Edytowane przez SzatanK
  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 2 tygodnie później...

Najbardziej mnie denerwuje, że nikt nie oferuje rozwiązania. Znaczy konkretne praktyczne kroki do przejścia ze swojego stylu przywiązania do bezpiecznego. Są najczęściej ogólne hasła typu bądź dobry dla siebie, znaj swoją wartość itp, ale dla osoby, która tego nigdy nie doświadczyła, to jak nauka opisywanie ślepcowi nieba.

 

Kiedy zrobiłem kika kroków do przodu, nagle się cofam i czuję że nie mogę tego zatrzymać. Jedyne co dobre z tego jest, że znam źródło tych obaw i mimo często braku logicznych podstaw nie jestem w stanie świadomością zdominować swojego "gadziego" mózgu. Mam kilka cwiczen na kontrole i opanowanie ciala, ale to takie dorazne srodki. Wiem, ze nic nie stanie sie z dnia na dzien, ale czasami czlowiek potrzebuje potwierdzenia swojego dzialania i duzego skoku dajacego nadzieje na lepsze jutro. Majac 40+ lat ciezko zyc ze swiadomoscia bycia tak rozregulowanym i widziec powolne i mozolne postepy, kiedy czas nie czeka.

 

Dobra musialem sie wyzalic. Jutro nowy dzien. Dam rade.

  • Dzięki 1
  • Smutny 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

@meghan Tak chodze, juz kilka tygodni. Pomaga, ale pomaga tez sleczenie w ksiazkach i audiobookach. czasami nie wiem co ma wiekszy wplyw. To troche jak z dieta. Nie dbalo sie o cialo i ma sie oczekiwania, ze postep bedzie liniowy caly czas, a chwilowe potkniecia sprawiaja ze wracamy do starych nawykow. Szczesliwie w tym przypadku mimo lekkiego dolka, nie jest tak zle. Po prostu czasami czlowiek jest przytloczony ogromem wysilku jaki musi wlozyc w zmiany mentalne. Przy tym zgubienie 25kg to maly pikus. Jak pisalem musialem sie wyzalic i tak odreagowac.

 

 

  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Godzinę temu, meghan napisał(a):

@Pater Belli

Jakie masz cele do osiągnięcia w ciągu najbliższego pół roku? 

 

Być jak najbliżej stylu bezpiecznego, czyli przede wszystkim odbudować na stałe poczucie własnej wartości i nabrać umiejętności zadbania o własne wnętrze i nie pozwalać emocjonalnie się odpalać przez czynniki zewnątrz. Ogólnie mieć dobrą relację z samym sobą i wyciągnąć z cienia te wszystkie "złe" aspekty siebie i je zintegrować ze świadomą częścią mojej osoby. Mam świadomość, że może się to wiązać z rozstaniem. Wg psychologa, niektóre zrekonstruowane rzeczy tracą swój urok i przestają być atrakcyjne, albo w druga stronę kiedy całkowicie przestanę postrzegać kobietę przez zniekształcone okulary obaw i lęku, może przestanę ją widzieć jako towarzysza w dalszej drodze.

 

Rozumiem już, że sama obawa to nie strach. Strach ma źródło w rzeczywistości. Lęki w mojej wyobraźni. Strach jest nastawiony na akcję, w lęku akcji nie ma. On jest odpowiedzią na emocje dziejące się w mojej głowie. Lęk poszukuje powodu, przemierza wewnątrz, szukając punktu zaczepienia i usprawiedliwienia swojej obecności. Nakręca mnie do znalezienia wytłumaczenia swojego istnienia. Tworzę narracje zupełnie niezwiązaną z faktami. Jak się jej przyjrzeć, bez głębokiego sensu.

 

Strach to strategia przetrwania dołączona do emocji.  Ma swój zewnętrzny kierunek. Strach jest związany z rzeczywistym zagrożeniem. Lęk nie ma kierunku na zewnątrz. Przynosi efekt przeciwny do zamierzonego i jest autodestrukcyjny. Paraliżuje. Nie prowadzi do satysfakcjonującego rozwiązania i dobrego miejsca. Lęk to reakcja na możliwe scenariusza nawet te, albo przede wszystkim te najmniej prawdopodobne. Reakcja na fikcje.

 

Z drugiej strony jeżeli to fikcja nie jest, a lęk jest emanacją intuicji (z którą nigdy mi nie było po drodze niestety)? Jednak kiedy moje obawy się sprawdzą, to będę w stanie podjąć nieprzyjemną decyzję, jakakolwiek by ona nie była.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

@Pater Belli

Obszerny, ciekawy opis Twojej perspektywy, masz lekkie pióro.

 

A co z celami, które nie potrzebują rozległego opisu? 😎

 

Dla przykładu:

 

W ciągu najbliższego pół roku chciałbym:

- nauczyć się gotować trzy nowe dania makaronowe;

- zrobić porządek w kolekcji płyt winylowych, z czego 3/4 chcę sprzedać, bo potrzebuję pieniędzy na kolejny cel: kupno auta.

 

Jak oceniasz język, który jest krótki, jasny, bez emocji?

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dzięki, pisanie mi zawsze lekko wychodziło. Może dlatego, że dużo czytam. 
 

Takie krótkie cele napisane w ten sposób brzmią trochę bezosobowo. Ten drugi już mniej. 

ogólnie dużo umiem i gotowanie ogarniam całkiem dobrze, ale się nie spełniam w kuchni. 


z takich najprostszych 
- nauczę się piec Cinmon Rolls, w których się zakochałem spędzając czas w Norwegii

- chce zakryć  sobie tatuażem bliznę na klatce piersiowej, która mi coraz bardziej przeszkadza. 
 

Z tych dłuższych. 

- nauczę się w najbliższe wakacje pływać na kitesurfingu, bo zawsze mi imponował ten sport wodny, a na zwykły surfing nie ma opcji w naszym regionie. 

- uzyskam na wiosnę conajmniej jeden certyfikat w nurkowaniu (Padi)

- tej zimy uzyskam nowy certyfikat zawodowy, który mi chodził po głowie od kilku miesięcy. 
 

 

 

  • Dzięki 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

21 godzin temu, Pater Belli napisał(a):

Najbardziej mnie denerwuje, że nikt nie oferuje rozwiązania. Znaczy konkretne praktyczne kroki do przejścia ze swojego stylu przywiązania do bezpiecznego. Są najczęściej ogólne hasła typu bądź dobry dla siebie, znaj swoją wartość itp, ale dla osoby, która tego nigdy nie doświadczyła, to jak nauka opisywanie ślepcowi nieba.

Może to trochę pesymistyczne co napiszę, ale myslę, że to po prostu nie jest możliwe. Szczególnie samodzielnie. Aby zmieniać styl przywiązania musi być relacja, w której to przywiązanie występuje. Do tego ta druga osoba musiałby być tak naprawdę drugą matką i sama być w 100% "bezpieczna", aby w ogóle była w stanie podjąć się takiej "terapii". No i jeszcze musiałby chcieć, a raczej nikt nie będzie chciał poświęcić swojego życia na objaśnianie świata i relacji dorosłemu człowiekowi. to jest możliwe tylko w dzieciństwie między rodzicem a dzieckiem, kiedy powinna pojawić się ta bezwarunkowa miłość która jest do tego potrzebna. Niestety nie zawsze się pojawia i stąd później mamy takich dorosłych. Pół biedy jeśli odchył w stronę lękową lub unikającą jest nieduży i to można pomalutku zmieniać, ale jeśli ktoś jest na ekstremum to naprawdę ciężko to zmienić. Jedyne co można robić to wypracować sobie jakieś mechanizmy reagowania w sytuacjach, które już znasz i takie małe zmiany czynią życie nieco mniej rozczarowującym, ale w pełni to chyba nie da się dojść do stylu bezpiecznego. To siedzi zbyt głęboko. 

 

21 godzin temu, Pater Belli napisał(a):

 

Kiedy zrobiłem kika kroków do przodu, nagle się cofam i czuję że nie mogę tego zatrzymać. Jedyne co dobre z tego jest, że znam źródło tych obaw i mimo często braku logicznych podstaw nie jestem w stanie świadomością zdominować swojego "gadziego" mózgu. Mam kilka cwiczen na kontrole i opanowanie ciala, ale to takie dorazne srodki. Wiem, ze nic nie stanie sie z dnia na dzien, ale czasami czlowiek potrzebuje potwierdzenia swojego dzialania i duzego skoku dajacego nadzieje na lepsze jutro. Majac 40+ lat ciezko zyc ze swiadomoscia bycia tak rozregulowanym i widziec powolne i mozolne postepy, kiedy czas nie czeka.

W twoim mózgu są autostrady, którymi pędziłeś całe życie bez zastanowienia. Terapia, praca nad sobą pokazują Ci inne ścieżki, które mozolnie sobie wydeptujesz w gęstym lesie. Świdomie wybierasz chodzenie tymi ścieżkami, bo wiesz, że są zdrowsze, a na ich końcu jest fajniejsze życie. Ale wciąż, chwila nieuwagi i instynkt, przyzwyczajenie, zmęczenie wrzuca Cię na autostradę, bo to jest znana, pewna, szybka i wygodna droga. I nie obawiasz się co wychyli się zza drzewa. To tak działa. 

Mam własne doświadczenia z czymś takim, tyle że nie w kontekście stylu przywiązania, ale innych złych nawyków i to niestety tak jest, że wydaje się że jest dobrze, że już się zmieniłam, chwila nieuwagi, odpuszczenia kontroli i bach! jestem znów na autostradzie...

 

21 godzin temu, Pater Belli napisał(a):

 

Dobra musialem sie wyzalic. Jutro nowy dzien. Dam rade.

Dasz radę! Polecam ćwiczenie wdzięczności za to co masz :) Skup się na tych pozytywnych rzeczach, które w życiu osiągnąłeś, które trafiły Ci się fartem, które ktoś Ci ofiarował. Doceń to i zobacz że ten Twój wysiłek się opłaca, bo gdyby nie on może nie miałbyś tego co już masz.

Trzymaj się!

  • Dzięki 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

51 minut temu, maria napisał(a):

Do tego ta druga osoba musiałby być tak naprawdę drugą matką i sama być w 100% "bezpieczna", aby w ogóle była w stanie podjąć się takiej "terapii".

 

Pesymistyczne moze trochę, bo raczej nie oczekuję od partnerki zeby mi matkowała. Pracując w ten sposób to wg mnie recepta na katastrofę w zwiazku i całkowity zanik relacji romantycznej. Obydwoje musieli by w to wejść z pełną świadomością, ale i tak IMO relacja by się zmieniła nieodwracalnie.

 

58 minut temu, maria napisał(a):

Pół biedy jeśli odchył w stronę lękową lub unikającą jest nieduży i to można pomalutku zmieniać, ale jeśli ktoś jest na ekstremum to naprawdę ciężko to zmienić. Jedyne co można robić to wypracować sobie jakieś mechanizmy reagowania w sytuacjach, które już znasz i takie małe zmiany czynią życie nieco mniej rozczarowującym, ale w pełni to chyba nie da się dojść do stylu bezpiecznego. To siedzi zbyt głęboko. 

Ja raczej ekstremum nie jestem, ale tez do bezpiecznego stylu mi daleko. Jednak co zauważyłem, że od kiedy czuję wewnętrzny emocjonalny rozgardiasz, to jest to miejsce gdzie powinienem postawić swoją granicę. Co zresztą psychoterapeutka potwierdziła. Jeżeli druga osoba nie będzie w stanie zaakceptować ich to trzeba zacząć myśleć nad innymi rozwiązaniami.

 

Godzinę temu, maria napisał(a):

Mam własne doświadczenia z czymś takim, tyle że nie w kontekście stylu przywiązania, ale innych złych nawyków i to niestety tak jest, że wydaje się że jest dobrze, że już się zmieniłam, chwila nieuwagi, odpuszczenia kontroli i bach! jestem znów na autostradzie...

Dzięki za tą uwagę. Też tak miewam z innymi rzeczami, ale zaważyłem też że reakcje emocjonalne można w podobny sposób "wyćwiczyć", ale trzeba mieć dobry punkt zaczepienia. Coś na zasadzie czterech poziomów kompetencji:

 

1. nieświadoma niekompetencja - czyli ignorancja, emocjonalny samo destrukcja i brak kontroli - poziom dziecka

V

2. świadoma niekompetencja: świadomość braków i szukanie rozwiązania i sposobów; odpalamy się, ale widzimy, że to nie jest dobre i zbieramy informację o źródłach

V

3. świadoma kompetencja - nauka reagowania i przeciwdziałanie oraz również potykanie się i wyciąganie z tego wniosków

V

4. nieświadoma kompetencja - podświadomie reagujemy na potencjalne zapłony i gasimy je automatycznie, działamy w pełni bezpiecznie na autopilocie, bo przećwiczyliśmy te lekcje setki razy. Poziom "mistrza".

 

Poziom 2 i 3 wymagają bezpiecznej relacji w domu rodzinnym z rodzicami, by osiągnąć 4 poziom w dorosłym życiu. Osobiście jestem gdzieś między 2 i 3. Im wyżej tym więcej czasu trzeba i więcej wysiłku.

 

Godzinę temu, maria napisał(a):

Dasz radę! Polecam ćwiczenie wdzięczności za to co masz :) Skup się na tych pozytywnych rzeczach, które w życiu osiągnąłeś, które trafiły Ci się fartem, które ktoś Ci ofiarował. Doceń to i zobacz że ten Twój wysiłek się opłaca, bo gdyby nie on może nie miałbyś tego co już masz.

Trzymaj się!

 

Dzięki. I w sumie wdzięczny jestem żonie, że zachowała się, jak się zachowała, co mnie pchnęło do rozpoczęcia terapii i eksplorację tej 'ciemnej' strony. Inaczej nic by się nie zmieniło. Teraz zmieni się wiele, albo wszystko. Jednak im dłużej o tym myślę, niezależnie od wyniku, mój spokój wewnętrzny jest warty każdej ceny.

 

 

 

 

 

 

  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

W dniu 29.11.2023 o 13:57, Pater Belli napisał(a):

Najbardziej mnie denerwuje, że nikt nie oferuje rozwiązania. Znaczy konkretne praktyczne kroki do przejścia ze swojego stylu przywiązania do bezpiecznego. Są najczęściej ogólne hasła typu bądź dobry dla siebie, znaj swoją wartość itp, ale dla osoby, która tego nigdy nie doświadczyła, to jak nauka opisywanie ślepcowi nieba.

Hej.

 

Praktyczne rozwiązania istnieją ale one są przynajmniej w moim odczuciu dużo subtelne z jednej strony a z innej zaś mniej, czyli bardziej bezpośrednie. Wszystko zależy co Ci dolega. Bo style to jedna sprawa ale problemy mogą być większe - u mnie jest to współzależność u Ciebie to może być coś innego.

Ja niestety Ci nie podam wszystkiego, bo wtedy musiałbym streścić wiedzę z iluś blogów, książek, masy jutuberów itd, itp a i tak nie czuję się na siłach. Są specjaliści i ludzie, którzy się poświęcili temu zagadnieniu, więc mimo wszystko szukałbym u nich odpowiedzi.

 

Jeśli chodzi o same style, to kwestia jest całkiem prosta - musisz wychodzić na przeciw swoim strachom.

No i dojrzeć do chęci zmiany lub gdy wewnętrzne stany będą na tyle nie do zniesienia, że jednostka zacznie szukać rozwiązań bo wszelkie inne formy ucieczki już nie będą w stanie spełnić swojego pierwotnego zadania, czyli odsuwania bólu. 

 

Jak jesteś unikającym to musisz dojrzeć w sferze emocjonalnej dostępności. Mieć zaufaną osobę, cierpliwą z którą będziesz ćwiczyć wyrażanie stanów emocjonalnych czy uczuć, nawet jeśli na ten moment nie wiesz jakie one są. Można zacząć np od 3 rzeczy opisanych z danego dnia. Telefon 5 minutowy opisujący coś prostego - coś, co będzie formą uzewnętrzniania się. Nawet pisanie na forum może być pomocne ale to jest absolutne minimum - dobre na start. Chodzi o trenowanie intymności ze samym sobą a potem z kimś zaufanym. Opieranie się tendencjom do chowania, odgradzania się czy unikania tylko zaakceptować, konfrontację z rzeczywistością i rzeczywistością swoich uczuć i emocji. Nauczyć się komunikacji i kochać innych nawet jak nas ranią. Skrócenie tendencji by czuć się w obowiązku do kochania na siłę lękliwych. Nie stosować przemocy emocjonalnej, tzw cichych dni.

 

Jak jesteś lękliwym to należy zauważyć, gdzie siebie ignorujemy, zacząć realizować swoje własne potrzeby, zacząć stawiać granice, mówić również o preferencjach. Przejść proces inwidualizacji, zniwelować źródła, które powodują emocjonalne pobudzenie. Pokochać siebie. Skupić się w zasadzie na sobie a nie otoczeniu. Nie pomagać nie będąc proszonym, nie narzucać siebie. Genialną sprawą jest stoicyzm. Z tego względu, że ten styl powstaje na bazie emocjonalnego lub fizycznego opuszczenia a stoicyzm uczy polegania na sobie i w pewnym siebie, bycia ze sobą 24h, trenowanie samo regulacji i nie opieranie się o unikającego. Nie próbować zmieniać emocjonalnie niedostępnego partnera lub partnerki (lękliwych do takich ciągnie)

 

W jednym i drugim przypadku gra rola wstydu, poczucia winy, w głębi siebie nie czucia się wystarczającym itd, itp.

A jak ktoś ma styl najgorszy czyli zdezorganizowany to w zasadzie musi ćwiczyć te dwie strony. Plus zacząłbym od bezwarunkowej samoakceptacji i samomiłości.

 

Ja od siebie dodam - co nie znajdziecie w żadnych Książach by skupić się na pokorze. Jest to niczym lek, który unikający i lękliwy musi przyjąć, w kontekście samych stylów i relacji ze samymi sobą.

 

Przykładowo lękliwy musi zrozumieć, że u lękliwych arogancja objawia się tym, że uważają że mogą zmieniać innych u unikających, że nikogo nie potrzebują. 

Zarówno jedni i drudzy zauważą, że lękliwi nikogo nie mogą zmienić tylko siebie a unikających i ich duma (przeciwieństwo pokory) objawi się tym, że będą zmuszeni poszukać pomocy i być zdanymi na drugiego. Świat dąży do równowagi i tyle. Zarówno jedni i drudzy są odłączeni, chorzy, skrzywdzeni, zagubieni, posiadają problemy szczerością (szczególnie lękliwi, ponieważ bezpośredniość była karana), mają problem z komunikacją, intymnością, porzuceniem, relacjami, miłością  itd itp.

 

Jeszcze raz powtórzę chodzi o zajrzenie w nasze słabości, schowanie dumy (działanie z pokory), pokochanie siebie, naprawienie poczucie wartości, nauczenie się stawiać zdrowych granic a nie murów (jak to u unikających) a u lękliwych nie forsować czyiś granic - dojrzeć itd, itp. 

 

Mam nadzieję, że coś pomogłem @Pater Belli Studiuj tematykę i nie skupiaj się tylko na stylach.

 

  • Dzięki 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dzięki @SzatanK, ten i twoje inne wpisy pomagają. Do tematu podchodzę holistycznie. Styl przywiązania to jest jeden z efektów problemów gdzieś głębiej. Podobnie jak syndrom miłego faceta. To niezaspokojone potrzeby i braki zrozumienia emocjonalnego. To wszystko się gdzieś splata. Styl przywiązania traktuję jako drogowskaz. Nie zmienię go póki nie dotrę do źródeł, a te narzedzia co podałeś się przydadzą. Niektóre mam już ze sobą. :)  Inna sprawa to mieć te narzedzia, inna to umieć ich używać. Tutaj każdy musi znaleźć sposob lub nauczyciela co mu to objaśni. 

 

Widzę to trochę, aby moja wewnętrzna kraina była zielona i pełna życia muszę odblokować lub udrożnić źródła, aby znów popłynęła rzeka. Jedno naraz i upewnić się, że nic go znowu nie zatka. Czasami miejsce,  w którym kopię okazuje się niewłaściwe , ale to i dobrze , bo nauczę się lepiej rozpoznawać te właściwe, albo następnym razem będzie mi się łatwiej odkopywało. 
 

Każdy kiedyś zaczyna nową podróż, albo dwie, albo więcej. 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Będzie dobrze @Pater Belli

 

Mi jedną z największych ulg przyniosło ukojenie wewnętrznego dziecka. Jak tego się nauczysz i to ogarniesz to ulga jest natychmiastowa, bo to działa natychmiastowo. Po prostu mów do siebie i odczuwaj tak jak kochający rodzic by się zwracał do swojego ukochanego dziecka.

 

Dam przykład, który fajnie to zilustruje.

 

Jeśli unikająca osoba ignoruje, w tym wypadku to nadal będziesz czuł urazę (podobnie on/ona gdy nie dasz jej oddychać)

Za to jeśli ukoiłeś Twoje wewnętrzne dziecko na tyle, by nie czuło się opuszczone oraz zaczynasz "być ze sobą bardziej" to wtedy ich nadmierna potrzeba pobycia samemu nie będzie aż tak przeszkadzać. Co za chcę przez to powiedzieć, że w ten o to sposób pracując w środku - otrzymałeś rezultat na zewnątrz.

Lękliwych jawny strach to opuszczenie bo zostali opuszczeni emocjonalnie lub fizycznie. Za to unikający pracując z wewnętrznym dzieckiem i intymnością, będą mogli stawać się bardziej otwarci i nie uciekać co przyniesie im również rezultaty a jednym z nich będzie większa tolerancja na intymność z innymi ludźmi. No i nie będą czuli się obdarci z własnej intymności i prywatności, tylko będą to mieć pod kontrolą.

 

Póki co, sam muszę zająć się dalszym moim zdrowieniem a to wymaga koncentracji na sobie.

 

Zdrowia, wszystkim życzę i wesołych świąt :D 

 

P.S @Pater Belli zielona kraina się nie objawi wewnątrz jeśli będziesz dla swojego wewnętrznego dziecka brutalnym :) 

Wiem, łatwo o tym pisać. Sam mam nadal z tym problemy ale jest o niebo lepiej jak było.

Edytowane przez SzatanK
  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Osobiście tego dziecka nie mogę znaleźć. Tam raczej siedzi dorosła osoba w cieniu i wyczekuje. coraz częściej się z nią łącze i czuję że odzyskuje siebie po kawałku albo raczej zmieniam się i ewoluuje. Nabieram większego zaufania do siebie i możliwości ogarniania wewnętrznych spraw. Żaden scenariusz życiowy już mnie nie przeraża. Ostatnio powiedziałem partnerce:  Nie potrzebuje cię do szczęścia. Nie jesteś moim szczęściem ani radością. Dobrze mi się spędza czas razem, ale nie oczekuję, że będziesz definiować mój świat w jakikolwiek sposób. Możemy razem iść przez życie jeżeli nasze drogi będą biec w tym samym kierunku. 


nie była to żadna gra. Nie było to na pokaz. Ja tak uważam. I niezależnie jaka przyszłość będzie ja dam sobie sam radę. Czuje nadzieję. Nawet chwilowe powroty niepewności mnie nie przytłaczają. 
 

@SzatanK, mam nadzieję że uda ci się robić stały postęp. Polecam, jak nie miałeś kontaktu książkę lub audiobook Przebudzenie Anthony De Mello. Niczym napalm na głupie myśli. 
 

 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

2 godziny temu, Pater Belli napisał(a):

 

@SzatanK, mam nadzieję że uda ci się robić stały postęp. Polecam, jak nie miałeś kontaktu książkę lub audiobook Przebudzenie Anthony De Mello. Niczym napalm na głupie myśli. 

Witam ponownie.

 

Dziękuje @Pater Belli za polecenie tej książki, faktycznie była dobra - czytałem ją lata temu. Dla mnie książkową pomocniczą czy nazwałbym je kojącymi to były "rozmowy z bogiem trylogia" czy pięcioksiag mistrza Saint Germaina. One co prawda są z tematyki duchowości ale te były dla mnie drogowskazem dawniej bo omawiają wiele tematów począwszy od tego co powszechne do tego co "wzniosłe". Były dla mnie bardzo istotne i ważne, szczególnie w czasach kiedy to w środku jak to ująłeś nie było "zielonej wyspy" tylko zgliszcza opuszczenie, depresja, walące się zdrowie i nie posiadania siebie. Bardzo możliwie, że gdyby nie te książki to dziś byśmy tu nie rozmawiali. Bardzo możliwie, że one mi uratowały życie a przynajmniej podtrzymały. Jestem wdzięczny za nie i serdecznie polecam. Po wzięciu do ręki i przeczytaniu kilku zdań, człowiek czuł się lepiej.

 

Tu został nawet nagrany film na bazie książek. Nie jest on fajnie nakręcony ale obejrzyj sobie, ten trailer 🙂  

2 godziny temu, Pater Belli napisał(a):

 

@SzatanK, mam nadzieję że uda ci się robić stały postęp

Dziękuje, ja też 🙂 

3 godziny temu, Pater Belli napisał(a):

Osobiście tego dziecka nie mogę znaleźć.

Jeśli masz w sobie smutek, to te dziecko jest smutne w Tobie. 

3 godziny temu, Pater Belli napisał(a):

Nie potrzebuje cię do szczęścia. Nie jesteś moim szczęściem ani radością. Dobrze mi się spędza czas razem, ale nie oczekuję, że będziesz definiować mój świat w jakikolwiek sposób. Możemy razem iść przez życie jeżeli nasze drogi będą biec w tym samym kierunku. 


nie była to żadna gra. Nie było to na pokaz. Ja tak uważam. I niezależnie jaka przyszłość będzie ja dam sobie sam radę. Czuje nadzieję. Nawet chwilowe powroty niepewności mnie nie przytłaczają. 

Rozumiem tylko mam nadzieję, że to zgrabnie ubrałeś w słowa.

 

Co innego powiedzieć "Mogę się bez Ciebie obyć i Cię nie potrzebuję do szczęścia bo mi dobrze samemu ze sobą" oraz "uwielbiam dzielić swoje szczęście z Tobą, bo Ty dodajesz mi również do mojej puli swoją cenną obecnością w moim życiu". W pierwszym wypadku Twoje słowa, mogą wywołać ból i pewien dyskomfort a w drugim wznieść partnerkę. Jeżeli w jakimś sensie poczułeś, że mogłeś ją urazić tym co powiedziałeś wcześniej to warto ją przeprosić bo mogła poczuć się urażona.

 

Wszystkiego dobrego @Pater Belli

 

 

  • Dzięki 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

14 godzin temu, Pater Belli napisał(a):

Nie potrzebuje cię do szczęścia. Nie jesteś moim szczęściem ani radością. Dobrze mi się spędza czas razem, ale nie oczekuję, że będziesz definiować mój świat w jakikolwiek sposób. Możemy razem iść przez życie jeżeli nasze drogi będą biec w tym samym kierunku. 

W moim związku doświadczam takiego przekazu, może nigdy nie było to zwerbalizowane ale chodzi o to samo. 

I bardzo długo było to dla mnie bardzo wygodne. Chodzimy tymi samymi ścieżkami ale ja w racam do swojej ukrytej norki, partner do swojej stabilniej jaskini. Tyle, że to nie prowokuje do zmian. I o ile sygnalizowałam obszary które wymagają zrewidowania jego przekonań, to nie naciskałam. I teraz wiedzę, że w tych obszarach zaczyna się uskarżać na swój sposób (poirytowanie, poczucie porzucenia swoich potrzeb, nagła potrzeba naprawiania nawyków zaniedbując przy tym inne życiowe zobowiązania wzgledem innych i siebie) a wystarczło poświęcić trochę czasu na działania zapobiegawcze.

Nie stawiałam się w pozycji kogoś kto zapewnia to osobiste poczucie szczęścia (oczywiście w moim związku),  w pozycji kogoś kto ma kartę przetargową ( wartość samą w sobie) i nie stawiałam roszczeń. A jednak widzę, że narzucenie mojego podejścia do swiata było by korzystniejsze dla mojego partnera począwszy od stanu zdowia, przez finanse do ilości wolnego czasu.

Mam też pozytywna informację zwrotną - wchodzenie w moje obszary życia. Ale teraz nie o tym. 

Myślę, że takie słowa mogą wprowadzić niepotrzebny dystans międy Tobą a partnerką. Ona nie będzie otwarcie Cię informować o swoich spostrzeżeniach dotyczących twojego funkcjonowania. Ale to też świadczy, że czujesz w sobię taką pewność co do obranego sposobu życia.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

To co powiedziałem żonie było pod wpływem kolejnej kłótni. Trochę aby jej uzmysłowić, że nie będę akceptował rzeczy, które mi nie pasują i zaczynam widzieć siebie w pełni funkcjonującym bez niej obok mnie. Owszem, lubię być razem, ale człowiek w słabszych momentach lubi czuć zrozumienie i wsparcie. Może chciałem nią potrząsnąć, może potrzebowałem zobaczyć na czym opiera się nasza relacja.  
 

W końcu potrafię jasno mówić o swoich potrzebach i oczekiwaniach i to jest otrzeźwiające. Dla obu stron. Wiem, że 90% z nich to moja odpowiedzialność. Może nawet 100%, ale fajnie poczuć wsparcie podczas eksploracji nowego świata. Tutaj jestem trochę jak dziecko, aby poczuć się pewnie w tym nowym dla mnie miejscu jak świat emocjonalny, chciałbym czuć że nie jestem pozostawiony sam sobie. Owszem wtedy dam sobie radę również, ale droga do pewności zajmie mi znacznie więcej czasu.  Widzę, żeby umiejętnie działać pod wpływem emocji, bądź reagować odpowiednio trzeba je dobrze poznać i wiedzieć jakie mają źródło. 
 

Jak to się skończy nie mam pojęcia, ale będzie dobrze tak czy inaczej. Odzyskuję sobie i to się liczy najbardziej. 
 

 

  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

14 godzin temu, Pater Belli napisał(a):

W końcu potrafię jasno mówić o swoich potrzebach i oczekiwaniach i to jest otrzeźwiające. Dla obu stron.

Mówienie o potrzebach jest dobre wtedy gdy jednak potrzebujemy czyjegoś udziału w ich realizacji. Jeśli jest zbędne to robimy poprostu swoje. 

Może przemawia przeze mnie strach ale nie ma się co odsłaniać bez potrzeby. Jesli potrafisz być sam, to też jest pewna cenna dla Ciebie wartość. Wystawiasz na widoko publiczny (informowanie partnerki) swoje wrażliwe miejsca. W chwilach zagrożenia ego, ona czy ktokolwiek inny posypie Cię tam solą. Nie wiem jak ale dla osoby w chwilach upadku wszystko jest możliwe. Może to odbije się to od Ciebie, ale po co wystawiać całkiem przyzwoicie funkcjonujące relacje na kategoryczne posunięcia.  

Takch ludzi których mamy ochotę dopuścić do siebie jest naprawdę mało, życie nie tylko że jest krótkie to i tak zawsze nas odziera z godności, lepiej kontrolować ten ogień niż go na nowo i nowo rozpalać.

 

  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

W dniu 12.12.2023 o 10:44, peg napisał(a):

Mówienie o potrzebach jest dobre wtedy gdy jednak potrzebujemy czyjegoś udziału w ich realizacji

To znaczy w przypadku @Pater Belli jak i milionów ludzi mówienie o potrzebach, szczególnie tych związanych z bliskością będzie ogromnie zaburzało rytm relacji z osobą unikającą do tego stopnia, że relacja może się rozpaść. 

 

W jednym z video, które oglądał specjalista w tym zakresie powiedział cytuję: "że jeśli chcesz by unikający się odsunął od Ciebie to mów o potrzebach, uczuciach, emocjach i intymności". To trochę działa jak święcona woda na diabła względem unikających. Niestety, żadna zdrowa relacja nie ma szansy bytu jeśli w nieskończoność się będzie zamiatać pod dywan tą tematykę.

 

Problem jest taki, że z unikającymi konfliktu się nie da w zasadzie naprawić, bo naprawa konfliktu prowadziłaby do powiększonej intymności a na to sobie unikający "nie może pozwolić". Stąd @Pater Belli będzie powoli odzyskiwał utracone połączenie ze samym sobą to ta a relacja będzie się psuć i jego strona będzie winna, ponieważ chce tego co robią zdrowe pary. Czyli chociażby fajnej klarownej komunikacji, mówienia o potrzebach, uczuciach, emocjach itd, itp. Strona unikająca może czuć się zagrożona i atakowana. Dopóki unikający nie nauczą się tolerować i pogłębiać intymności z innymi to konflikty pozostaną nie rozstrzygnięte, nie naprawione. Unikający muszą zrozumieć, że mają swoje za uszami. Lękliwa strona, powinna zrozumieć że nie jest lepsza. Koniecznie musisz pracować nad podłączeniem się samego siebie do siebie, kontrolą emocji, nauczeniem się samo kojenia i stanięcia na własne nogi @Pater Belli nie polegając na stronie unikającej. 

Unikający mają swoje lekcje do przepracowania tyle, że w znakomitej większości nie chcą, z tego względu że wniknięcie we własne problemy powoduje zbyt wiele panicznego lęku. 

 

Jeśli kochasz swoją partnerkę @Pater Belli i zaczniesz powoli kochać samego siebie to najlepsze co możesz zrobić dla siebie i dla niej (nawet jeśli to oznacza stratę tej relacji w najgorszym wypadku) to wejść w styl przywiązania bezpieczny. Wtedy unikająca strona będzie czuć się bezpiecznej przy Tobie ale zaznaczam, że nawet bezpieczny przy unikających stają się lekliwymi przez ten ich brak regularności, zimno/ciepło/milczenie/opuszczenie itd, itp. Ponieważ ty nie wiesz na czym stoisz. Póki strona unikająca nie ze chce naprawiać swojej działki relacja będzie wisieć na włosku.

 

Dużo by pisać ale najważniejsze, to idź w kierunku zdrowienia. Może to zmotywuje unikajcą stronę. W najgorszym wypadku odejdzie, bo nie będzie jeszcze gotowa na ten krok i to też, niestety trzeba zaakceptować. Podobnie jak Twój czas na wyleczenie tego problemu nie był 8 lat temu, to podobnie strona unikająca może nie czuć się gotowa i to też trzeba uszanować. 

 

Od siebie życzę wam obu wszystkiego najlepszego. 

 

Aha i pamiętaj nie zmienisz drugiego @Pater Belli póki co dostaniesz od niej tyle co widzisz. Liczenie na więcej jest i będzie ponad siły unikajacego stylu. Pamiętaj, że ich stworzyła nadmierna obecność opiekuna, który nie dawał oddychać. Ciebie stworzyło porzucenie emocjonalne. Stąd będą te wybuchy w nie odpowiednich momentach, których będziesz żałował czy wypowiedzianych kilku słów za dużo. Tyle, że to Twoje wewnętrzne dziecko zostało opuszczone i zaniedbane stąd te emocje. Akurat tak się zdarza, że unikający grają idealnie na słabościach lękliwych i vice versa, więc nie dziwota wybuchów czy bycia ignorowanym nas przez nich. Z drugiej strony my nie jesteśmy lepsi i nie dajmy oddychać unikającym i nie respektujemy ich potrzeby dystansu. (Prawdę mówiąc chodzi o emocjonalny dystans z tego co wykminiłem) 

 

Tak jeszcze na koniec, bo raczej już tu nie będę się za bardzo udzielał w tym temacie. Z unikającymi (z naszej perspektywy jako lękliwych) można zbudować relację ale to będzie relacja nie pełna, stosunkowo płytka i pozbawiona głębi, ponieważ głębia oznaczałaby pogłębianie intymności a z tym mają problem unikający. Póki nie przejdą terapii behawioralnej to wymagać od nich więcej nie ma sensu. To tak jak wymagać od kogoś kto zarabia 1.000 złotych by Ci dawał 1.200 zł. Jest to ponad ich siły i zwyczajnie nie są w stanie. Inna sprawa gdy się wyleczą oraz gdy ty staniesz na nogi. Pytanie czy ze chcą? Trzeba respektować również to, że może nie chcą. Pytanie co wtedy i to już pozostawiam decyzję stronie lękliwej. O ile strona lękliwa nie została już porzucona i nawet o tym nie wie z tego względu, że unikający mają tendencje podejmowania rozejścia się przez samych siebie nie komunikując tego stronie lękliwej i strona lękliwa zostaje postawiona przed faktem dokonanym.

 

Jakkolwiek by nie było, powinniśmy a nawet trzeba się wziąć za leczenie bo to leży w naszej kontroli.

A stronie unikającej również kibicujmy po cichu i ślijmy pozytywną wibrację i trzymajmy kciuki za ich odwagę by znaleźli siłę i chęć spróbowania zmierzenia się ze swoim strachem przed realną intymnością (nie mówię o seksie) 

 

A Strona lękliwa musi przestać siebie opuszczać oraz wypuścić z poczucia forma zawłaszczenia unikających i dajmy im tej niezależności, której tak pragną i potrzebują by czuć się bezpiecznymi. Pozostali tak mocno kontrowali i nie mieli poczucia stanowienia o sobie, że aż zostali opuszczeni, stąd lęk przed byciem zostawionym. Z drugiej strony nie opuszczajmy lękliwych emocjonalnie i fizycznie. Bo, kiedy potrzebowali drugiego do czucia się bezpiecznym jako małe dziecko doświadczyli poczucia opuszczenia, nade wszystko emocjonalnego. 

 

Zrozumienie, wsparcie, akceptacja, komunikacja, miłość własna.

 

Z Bogiem 🙂 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

@SzatanK, szkoda trochę że temat kończysz, bo uważam że to jest kluczowy wątek jeżeli chodzi o relacje D/M i nie tylko. Tutaj chodzi o źródła problemów w każdej relacji. Od tego się zaczyna. Ewolucja jedno, ale w obecnych czasach żyjemy na zupełnie innym poziomie (nie)świadomości i temat ten jest praktycznie zawsze pomijany w takich miejscach jak forum BS.  Ludzie nie rozumieją, że fiksacja na temat relacji DM i problemy z nimi związane zawsze dotyczą stylów przywiązania i jak zostaliśmy ukształtowani w dzieciństwie. 

 

Póki człowiek tego sobie nie uświadomi, będzie żył albo w wiecznej lęku przed kolejnym porzuceniem, albo w ogóle nie wejdzie w związek i będzie unikał możliwego zranienia obwiniając kobiety za całe zło. Styl przywiązania to fundament który musimy zmienić jeżeli nie jest on bezpieczny. Wzmocnić od wewnątrz. 

 

Widzę, że bardzo wiele osób ma z tym problemy. Grubo ponad połowę moich rozmówców na etapie rozmowy mogę wyczuć gdzie się znajdują. I po zadaniu kilku kluczowych pytań i moim wstępnym otwarciu, wylewają się z nich leki i obawy. Myślę , że 90% forumowiczów tutaj jest ofiarą własnego stylu przywiązania tylko żyją w wyparciu, bo to „takie babskie emocje”. Facet musi być twardy na zewnątrz i trzymać ramę. Boją się zajrzeć w siebie, bo nie spodoba się co w sobie zobaczą.

 

Ja zrozumiałem, że muszę i akceptuję samego siebie takim jakim jestem. Nie czuję już potrzeby ukrywania czegokolwiek.  Nie mogę już żyć w strachu i w lęku i wstydzić się czegokolwiek. Jestem tylko i aż istotą ludzką. Nie jestem idealny, nigdy nie będę. Muszę być dla siebie, bo jestem jedyną osobą która mnie zna najlepiej. Patrzę się znów w lustro i spoglądam w oczy. Widzę w nich swój wiek i zmęczenie jakie wywarło na mnie samo okaleczenie. Żyłem w tym stanie, tam długo bo to była moja strefa komfortu. Już nie jest. 

 

Dziękuję żonie, za solidną lekcję. Wdzięczny jestem jej naprawdę, bo otrzymałem najlepszą lekcję w życiu. To zmieni mnie na zawsze. Już nigdy nie będę dla siebie katem, ofiara i oskarżycielem. Będę żył. Dam sobie radę ze wszystkim. 

 

Ta część mnie pragnąca bliskości nadal tam będzie. Ale już widzę i wiem kiedy potrzebuje tego i daje to sobie. Otworzyłem się na wewnątrz i przyjmuje siebie jakim jestem. Niczego nie udaje,  czuję się bezpiecznie i wolny. Ta część miłości do mojej żony, która tak mocno mnie otępiała już zniknęła. Nie wiem co czuję, bo pierwszy raz w życiu wiem, ze jej nie potrzebuje. Nie znaczy że nie chce z nią być. Po prostu teraz czuję coś innego. Może się wypaliłem, może po prostu zmieniłem adresata uczuć. Ku**a, lubienie siebie to jest wspaniałe uczucie. Dlaczego tyle czasu zajęło mi zrozumienie, że brak dobroci dla siebie jest źródłem wszystkich lęków. Dlaczego tak dużo czasu mi zajęło zrozumienie, że nie muszę ukrywać drugiego siebie, że kiedy zajrzysz w swoją ciemną stronę ona wcale nie jest taka ciemna. Cały czas patrzyłem w słońce oczekiwań i opinii innych. Nic dziwnego, że byłem ślepy. 

 

Może brzmię trochę nihilistycznie lub paradoksalnie. Jednak wiem, że nikt mnie nie skrzywdzi póki sam tego nie zrobię. Cokolwiek się nie stanie będę w stanie sobie z tym poradzić. Nie mam oczekiwań, nie mam potrzeby przywiązywania się do niczego ani do nikogo. Jeżeli to jest droga zen , droga do pełni to zacznę nią biec jeszcze szybciej. Czasami się potknę, czasami się przewrócę, ale nie będę przeklinał i wyzywał. To cały czas jest nauka. Brzmię jakbym doznał oświecenia? Może doznałem. Może w końcu zrozumiałem, że to nie ma znaczenia. Miejsce przeszłości jest w przeszłości. Przyszłość jeszcze nie nadeszła i cokolwiek się stanie nie jestem w stanie wszystkiego kontrolować. Kontrolować mogę zaledwie siebie i to część na dodatek. Nie zamierzam też nikogo zmieniać oprócz siebie. Nie mam prawa nikogo zmieniać, naprawiać czy pouczać jak ma żyć. Każdy podejmuje własne decyzje i ponosi ich konsekwencje. Szczególnie ja. Tylko ja mogę siebie oceniać i decydować jak będę żył. Ja chcę, ja pragnę i ja nic nie muszę. Pierwszy raz od długiego, długiego czasu koncentruje się na sobie i dobrze mi z tym. 

 

Żona jest unikająca i czy coś z tym zrobi, zależy tylko od niej. Liczę, że może nigdy nie chcieć, bo mam kumpelę, która robi praktycznie to samo i traktuje to jako zaletę. Nie widząc, że nigdy nie była z nikim w intymnej relacji. Ostatnie dwa dni rozmawialiśmy bardzo szczerze i ze nic nas nie łączy nie musiała wchodzić w tryb defensywy, jak moja żona to lubi robić i wycofywać się. Z nikim tak szczerze nie rozmawiałem ani ona nie rozmawiała. Ja czułem się w pełni sobą i zrozumiałem też z czym żona się zmaga. Tak jak pisałeś, może jak zobaczy zmianę we mnie, to sama zacznie rozumieć. Albo nie. 

 

Ostatnie tygodnie były dla mnie intensywne. Czasami powiedzieć, że przełomowe to mało.  Z pomocą psychoterapeutki udało mi się zajrzeć w te rejony, w które nigdy nie umiałem patrzyć. Nie chciałem zaglądać. Ten mały zlękniony chłopiec jest dorosły już. On był mały, bo tak go zapamiętałem. On dorastał razem ze mną, ale wspomnienia porzucenia spowodowały, że ugrzązłem z nimi w przeszłości. Ten drugi ja jest zajebisty. W sumie to bardziej prawdziwe ja niż ja. Jeżeli rozumiecie, o co mi chodzi. Czuję że on zawsze nade mną czuwał i dawał znać w jedyny sposób, jaki mógł, że coś jest nie tak. Czasami czuję jeszcze jego złość, że porzuciłem go dla kogoś innego. Sam tego żałuję, ale karawana idzie dalej. Wszystko można odbudować. 

 

Mój nick na forum w łacinie oznacza ojca wojny. Myślałem, że to fajny mocny pseudonim. Teraz widzę , że był wyrazem wewnętrznego konfliktu. Nie czuję już się w konflikcie. Teraz mógłbym zmienić się drugi człon na Pax. Nie muszę wchodzić z nikim w bitwę, szczególnie ze sobą. Czemu miałbym. Nie będę też biernie patrzył i akceptował niesprawiedliwości w moją stronę. 

 

Czuję się spokojny i z każdym dniem coraz bardziej kompletny. Wspaniale.

 

PS. Sprawdzaj priv co jakiś czas. 

 

Edytowane przez Pater Belli
  • Dzięki 2
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Bym zrobił edita, ale nie mogę. Dzisiaj miałem sesję z psychoterapeutką i przedyskutowaliśmy powyższe. Znaczy, zauważyła zmianę i zapytała się, skąd to się wzięło. Opowiedziałem, jak dochodziłem do tego wszystkiego. Potwierdziliśmy, że moja droga leczenia zaczęła się dawno temu, tylko nie potrafiłem dobrać narzędzi do danego problemu. Dużo też mi pomogło w pogodzeniu się, uchwycenie brakującego elementu, jakim jest duchowość (nie mylić z religią). Porzucony dawno temu aspekt, mógł mieć wpływ na inne elementy. Doszliśmy do wniosku, że to jak z układanką. Są kluczowe elementy, nad którymi trzeba się pochylić, że reszta obrazka zacznie łatwiej się układać. Te kluczowe elementy mam już w sobie na miejscu. Resztę będę dalej łączył w całość, ale jestem na dobrej drodze ku całkowitej zmianie stylu przywiązania.

 

Psychoterapeutka chciała zakończyć spotkania, co było mocno pokrzepiające. Też rozwiała moje obawy, że to może być chwilowe, że za szybko (prawie 4 miesiące), bo dla mnie latami strefą komfortu było życie z obawami i stresie, a tydzień spokoju to taki nowy wspaniały świat, że człowiek czeka co zaraz "jebnie". Jednak jebnie to dam sobie radę. Dlatego jeszcze, przez kilka następnych tygodni będziemy się spotykać co drugi tydzień w celu omówienia "wydarzeń" i gdzie się znajduję. 

 

Te kilka miesięcy to była najcięższa praca, jaką kiedykolwiek wykonałem. Drenująca z energii niesamowicie, bo świadome podejście do życia i niepoddawanie się programowi autopilota wgranego w dzieciństwie do "gadziego mózgu" nie jest najłatwiejsze. Owszem, nadal pojawiają się różne myśli, ale nie pozwalam im na dominację. Jak czuję złość, gniew to traktuję to jako miejsce do postawienia granicy. Jak niepokój to wnikam w siebie i szukam źródła, które najczęściej jest urojeniem. Coraz cichszym zresztą. Stanie się w końcu echem. 

 

Muszę przyznać sporo zasług niesamowicie bogatym postom @SzatanK dzieki, któremu trafiłem na treści Agnieszki Kozak na YT, dzięki, której trafiłem do terapeutki EFT, Heidi Prieb za niesamowity kontent na YT dający nadzieję, Eckhartowi Tolle za Potęgę Teraźniejszości, Jungowi i Alanowi Wattsowi za motywację do zmierzenia się z "ciemną" stroną i wydobyciu jej na zewnątrz i na końcu Anthonemu de Mello za cudowne wykłady i polskiemu wydawcy za świetne zrealizowane audio i ebooki. Dorzuciłbym jeszcze książki "Przytul mnie. Siedem rozmów...", Homecoming Johan Bradshaw i jego warsztaty na YT pod tą samą nazwą, rozwinięcie jego prac od Susan Anderson, "Strach ucieleśniony" i o CPTSD od Pete Walker'a.  Znalazłoby się pewnie jeszcze kilka.

 

Szkoda że forum to często bąbel wypełniony jadem i żółciom w stosunku do połowy społeczeństwa. Jednak nie moja sprawa zmieniać innych. Uwielbiam ten cytat: Nie ucz świni śpiewać, bo stracisz czas i energię, a i świnie zdenerwujesz. 😜

 

Kochajcie siebie i innych (trochę) też. 

 

PS. Z wątku nie zamierzam się usuwać, bo jak pisałem, jest niesamowicie istotny dla fundamentów rozwoju osób z analfabetyzmem emocjonalnym i przeszłością naznaczoną toksycznym wstydem bądź CPTSD. 

  • Dzięki 2
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dziękuje za bardzo miłe słowa @Pater Belli   

Bardzo cieszy mnie, że komuś moje wypociny w czymś pomogły. To bardzo uprzejmie z Twojej strony co opisałeś, naprawdę. Tylko by było okuratnie to trzeba oddać, że wiele z tego co opisałem to są treści ludzi, którzy siedzą w temacie zawodowo a nie moje prywatne. Ja tylko dzielę się tym co sam przeżyłem i co mądrzejszy ode mnie zrozumieli i czym się podzielili na różnych mediach.

Pozostawiłem tu masę różnej wiedzy ale to tylko przedsmak bo zarówno DA jak i AP muszą szukać informacji o swoich dysfunkach daleko dalej niż posty @SzatanK - taka prawda.

Miałem daleko więcej treści napisane ale stwierdziłem, że skasuję @Pater Belli Już wystarczy mojego spamowania w tym wątku. Ty rozpisałeś w zasadzie większość i moje doświadczenia pokrywają się z Twoimi i to by było trochę jak pisanie do samego siebie w jakimś sensie :) 

 

Co do mnie. 

 

Uciekam z tego wątku, ponieważ czekają na mnie kolejne zadania, na które powinienem skoncentrować swoją uwagę. Muszę się zająć sobą i to lekcja, którą pokazywali mi drogocenni DA w moim życiu. Podobnie jak Ty, jestem wdzięczny za ich lekcje i, że byli na tyle uprzejmi i kochani być dla mnie lustrem i wskazać mi na moje własne dysfunkcje.

 

Wszelkich dobroci wszystkim.

 

 

  • Like 1
  • Dzięki 2
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 3 tygodnie później...

Witam.

 

Jeszcze jako prezent bożonarodzeniowo-sylwestrowy postanowiłem dodać od siebie kilka materiałów, które naprawdę polecam obu stronom.

Niestety będą to materiały po angielsku ale zachęcam do używania https://www.deepl.com/pl/translator (słownika)

https://www.freetoattach.com/solution-overview - świetne opisanie wszystko co najwazniejsze we formie bloga.

 

Tu kanał, który prowadzi pan terapeuta (unikający) https://www.youtube.com/@AlexisFriedlander

Krótko, rzeczowo i na temat https://www.youtube.com/@deanblankfield/videos Bardzo fajne, krótkie videa opisujące dynamikę DA vs AP

Maestro. Bazuje na naukach Pia Mellody, specjalistce od współzależności. Świetny jest https://www.youtube.com/@kennyweiss

Też polecam https://www.youtube.com/@TherapyJeff i filmik "In defense of people with an avoidant attachment style". 

Też cenne informacje. Żona go zostawiła i uczy innych na swoim przykładzie będąc AP https://www.youtube.com/@JeffCampbellDPC

Specjalistka w dziedzinie pomocy ludziom z lękliwym stylem. https://www.youtube.com/@becomesecurenow2803/videos

Fajny krótki blog https://allynektalov.com/blog/loveaddiction-yn7sy-36mx5

 

Nie mogę znaleźć takiego świetnego kanału mówiącego o stylach i zdrowych relacjach. Gostek miał mało video ale świetne i konkretne. Mam nadzieję, że się nie usunał albo go nie skasowali. Jak znajdę to dodam :) 

 
there or you is what you sho
Edytowane przez SzatanK
  • Dzięki 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Umieściliśmy na Twoim urządzeniu pliki cookie, aby pomóc Ci usprawnić przeglądanie strony. Możesz dostosować ustawienia plików cookie, w przeciwnym wypadku zakładamy, że wyrażasz na to zgodę.